Dziś o świetnej i banalnej metodzie na szybkie rozbudowywanie naszych zapasów żywności. Metodzie, dzięki której łatwo zwiększycie znacznie Wasze zapasy puszkowanej żywności i półproduktów do jej przygotowywania. I pomaga realizować zasadę magazynuj to, co jesz i jadaj to, co masz w zapasie (ang. eat what you store, store what you eat). Co najważniejsze, będzie to możliwe zupełnie bezmyślnie, bez zastanawiania się. 🙂
Metoda ta nazywa się kopiowaniem puszek (ang. copy canning) i usłyszałem o niej od Jacka Spirko, oczywiście.
Jak to działa i o co w tym chodzi?
Metoda polega generalnie na tym, by kupować dwie puszki danego rodzaju wtedy, gdy potrzebujesz jedną. Jedna trafia do długoterminowego zapasu żywności, druga do szafki w kuchni. Gdy zużywasz puszkę z kuchni, przynosisz do niej tę z magazynu, a kolejnego dnia w sklepie kupujesz dwie takie puszki. I obie chowasz na zapas.
Banalne, prawda?
Ta metoda ma kilka poniższych zalet:
- nie wymaga zastanawiania się, co masz kupić do zapasu żywności — po prostu kupujesz to, co jadasz — po zjedzeniu puszki rybek na śniadanie zapisujesz na listę zakupów dwie takie puszki (chyba, że Ci nie smakowało, wtedy dwie inne puszki),
- zapewnia stałą rotację zapasów żywności — po zjedzeniu puszki wyciągasz najstarszą puszkę z zapasu i wykorzystujesz przy najbliższej okazji,
- nadaje się też do magazynowania każdego innego rodzaju trwałej żywności — makaronów, mąki, miodu, cukru,
- ograniczeniem do rozbudowy zapasów w ten sposób jest tylko pojemność Twojej spiżarni i maksymalny termin przydatności do spożycia dla danego produktu.
Metoda nadaje się nie tylko do gotowych posiłków z puszek czy słoików (np. grochówka, flaki, klopsiki, surówki), ale też do półproduktów — puszkowanych pomidorów, kukurydzy, owoców.
Ciekawa strona
Dokładnie to robię z puszkami – tylko to co i tak regularnie jem i nic więcej – zdarzyło się kilka razy, że żona kupiła jakieś owoce w puszkach, gotowe obiady na wyjazd i okazało się, że te puszki leżały kilka lat.
Kwestia „zdrowotności” jedzenia z puszek pozostaje do omówienia.
U nas gotowe posiłki idą tylko wtedy, gdy jedziemy gdzieś na wakacje pod namiot. A obiady żona robi raczej z warzyw i mięsa, nie zaś z puszek. I z tym będę musiał popracować.
w sumie Twoja ma racje używając świeżych produktów
zdrówko, taniej i chyba smaczniej
puszki u nas raczej spożywam głównie ja, jako przekąskę, gdy chwyci mnie głód, a nic apetycznego nie ma pod ręką – np. potrafię przekąsić dużą puchę golonki (ale musi być dobra jakościowo)
moja sporadycznie wciągnie puszkę makreli w pomidorach, pasztet wielkopolski, a na obiad dobrą fasolkę w sosie pomidorowym (ale musi do niej dodać świeżej kiełbasy dla smaku, bo inaczej nie zje)
kulinarnych obyczajów żony nie zmienię i tyle, to jest wybredny „francuski piesek”
Moja też się nie chce żywić puszkami (nawet na wyjazdach), a dodatkowo nie ma w zwyczaju jeść czegoś, czego nie lubi. Więc wprowadzanie jakichkolwiek nowości jest bardzo trudne (czytaj — co nowego zrobię, potem zjadam sam).
Nagłe przestawienie na dietę puszkową w gorszych czasach przypłaci rozstrojem żołądka, co do tego nie mam wątpliwości…
no z puszkami nie jest tak źle, chyba, że kupujesz konserwę w promocji, super hiper mielonkę, 16% mięsa…
sorki za bezpośredniość, ale po czymś takim a’la 16% mięsa d**a mi się „nie zamyka”
szczerze mówiąc skład konserw nie różni się od składu popularnych kiełbas
„ale musi do niej dodać świeżej kiełbasy dla smaku, bo inaczej nie zje”
O…M…F…G…
ha, żeby było jeszcze weselej żona tej kiełbasy NIE ZJE! kiełbasa musi po prostu pływać w fasolce i „dawać smak”…
Dokładnie tak robię z rotacją, z tym że… nie kupuje puszek – no chyba że z warzywami (fasolki, groszek, kukurydza itp).
Mięsne mają za dużo Mendelejewa 🙂
Natomiast w suchym chłodnym miejscu trzymam makarony, kasze, mąkę, cukier, płatki śniadaniowe, musli, chleby chrupkie, nutellę, soki,
kawę, herbatę, wino, piwo, herbatniki itp zazwyczaj paromięsięcznej trwałości produkty i zjadam gdy zastąpię je nowymi.
Pozwoliło mi to przeżyć już kilka katastrof typu:
„niedzielna kolacja przy świetle z pustej lodówki”
albo jeszcze gorszych kataklizmów typu
„niedzielna kolacja na którą przychodzą goście o których zapomnieliśmy że zaprosiliśmy”
@Mc
Mendelejew w puszkach? Lepiej sprawdź skład mięsa, które kupujesz normalnie – na żądanie sprzedawca musi okazać etykietę ze składem – zdziwisz się bardzo co jest w tzw. świeżym mięsku.
Pomysł ciekawy, ale na krotką metę. Zastanawiałeś się nad jakością „zapuszkowanego” jedzenia? Przecież tam czysta chemia goni konserwanty!
Rzecz w tym, że te puszki mają mi posłużyć na przetrwanie gorszych czasów. Wtedy mi nie będzie zależało, że wcinam chemię i konserwanty, byle bym miał co jeść. 😉
A tak na poważnie, to oczywiście masz rację. Nie sposób zapominać o kwestiach zdrowego żywienia, tym bardziej, że przecież w gorszych czasach nie będzie tak łatwego i taniego dostępu do medycyny, jak teraz. Ja zdrowe żarcie zamierzam produkować na własną rękę z własnego ogródka.
@Pola
jak pisałem wyżej skład konserw nie różni się od składu popularnych kiełbas – jest trochę chemii, jak wszędzie dużo pektosoli
zawsze dokładnie studiuję skład żywności – jak na razie w PL jest to bardzo mocno egzekwowane przez służby sanitarne
a często bezpieczniejsza i zdrowsza jest właśnie konserwa z podanym składem, niż kiełbasa „swojska” ze stoiska w markecie czy w sklepie mięsnym
„jak na razie w PL jest to bardzo mocno egzekwowane przez służby sanitarne”
CETA i TTIP pozdrawiają.
„Przecież tam czysta chemia goni konserwanty” – nołp. Puszki typowo są najmniej faszerowanym jedzeniem. Bo same z siebie są b. trwałe. Paskudni kapitaliści oszczędzają nawet na konserwantach, makabra i wyzysk!
Nie zgodzę się że puszki to sama chemia i więcej w nich konserwantów niż np. w kiełbasie 🙂 Ba, nawet w zwykłym mięsie czy serze – na kilogramy!
Chemii potrzebujemy właśnie do produktów które puszek nie potrzebują (w znaczeniu tradycyjnych konserw). Są zapewne jakieś wyjątki, na szczęście w naszym pięknym kraju by nie dostać rozstroju żołądka od konserwantów i innych składników nam niesłużących, w większości przypadków wystarczy przeczytać skład. Nie tylko puszek – dotyczy większości żywności, kiełbasy, wyrobu seropodobnego, parówek i kawałka szybki na wystawce w markecie, co szynki ma tylko 67%… Tylko ilu klientów przy tych „świeżych i zdrowych” produktach zapyta o skład?
Zdrowe odżywianie? Hm, to też są puszki. Czy ktoś z was zna świeży groszek w środku zimy występujący w Polsce? Na drugim biegunie groszek mrożony lub w różnego rodzaju puszkach/konserwach? Albo zwyczajny przecier pomidorowy – to też konserwa! Jesteśmy strasznie uprzedzeni do konserw i puszek, a nawet tu można znaleźć mnóstwo dobroci. Albo mniej chemii niż z czymś co ma wyglądać świeżo i apetycznie. Zależy czego szukamy.
Nikt mnie nie przekona, że te produkty zawierają równie dużo chemii co kiełbasa/wędlina kupiona po 25 pln/kg i smakująca jak tablica Mendelejewa 🙂 Na puszce przynajmniej wiem czego użyto do zakonserwowania zawartości i że temperatura mu nie zaszkodziła. Konserwy to przede wszystkim właśnie inny sposób przedłużania zdatności do spożycia (próżnia, temperatura, odpowiednia zalewa, itd).
Jak w każdej dziedzinie, i tu są uprzedzenia i stereotypy… bo kto z nas się właściwie zastanawia jak właściwie przechowywane było to co jemy?
Puszki są niedoceniane i przedkładane nad „świeże produkty”, całkiem niesłusznie. Sporo z nich to współczesna wersja tradycyjnych przetworów i sposobów konserwowania żywności. Nie wszystkie, ale warto się rozejrzeć i przekonać samemu.
Jak widać z powyższego, jestem wielką wielbicielką konserw 🙂
Dokładnie, zgadzam się w 100%.
offtop:
Krecik, powiedziałabyś mi jakie masz mniej więcej różnice kosztów między domem na wsi a Wrockiem? Ja podpytam ojca i zrobię jakieś porównanie $ u siebie. Chyba niejedna osoba tutaj myśli o ew. „ewakuacji” na wieś.
Przykładowe zestawienie:
1. ogrzewanie
Wrocław: płacę co miesiąc ryczałt za ogrzewanie niespełna 150 zł(bezwynikowe, ale za ciepło ogółem i tak mam w tym roku zwrot). zalety: od ręki, nie trzeba o to dbać, stała temperatura pomieszczeń, odpada dbanie o ogrzewanie, załatwianie opału; w kwocie 2000zł rocznie mam pełen komfort ogrzewania za cały rok 55 metrowego mieszkania. Przestali grzać w czerwcu, zaczęli we wrześniu.
We Wrocławiu mieszkam cztery lata – nie zdarzyła się awaria na osiedlach w których mieszkałam.
Na wsi: za powyższą kwotę nie opłacisz opału – miałam centralne ogrzewanie, cena węgla, drewna zależy od rejonu (wiem tylko ile moją mamę w przybliżeniu wyniósł opał na mieszkanie o powierzchni ponad 70 m, sam węgiel kosztował ponad 3 tys.); dochodzi przywóz, zrzucenie, dokładanie do pieca codzienne kilka razy, przygotowanie rozpałki, brak komfortu stałej temperatury. Nie ma cię kilka dni – mieszkanie wychładza się, przy silnych mrozach zaliczysz pękanie rur itd.
2. woda
Wrocław: zależy od łączy, jak jesteś w sieci miejskiej, nie musisz kombinować z ogrzaniem (piecyk, bojler czy inne rozwiązania), ale płacisz średnio 7 pln za m3 zimnej i kilkanaście pln za podgrzanie m3. Stawka zależna od spółdzielni.
Ja dużo nie zużywam, zwykłe codzienne czynności higieniczne 3 dorosłych osób, pralka, zmywanie. 120-200 pln – największa pozycja w miesięcznym czynszu.
Na wsi: ryczałt za zimną wodę (bezwynikowo, ale tylko dlatego że kanalizację już kończą i dopiero potem będzie wg zużycia) – kilkanaście złotych, dwa lata temu było to aż 11pln na zamieszkałą osobę 😀
3. kanalizacja
Wrocław: w czynszu, grosze
Na wsi: wywóz szamba jednorazowy wydatek kilkaset pln
Koszmar jak jest deszczowe lato, bo wzywasz służby komunalne kilka razy.
4. prąd
Koszty podobne, dużo robi przede wszystkim wiek instalacji elektrycznej (na wsi dom przed 2 wojny światowej, poniemiecki ale z wymienioną instalacją elektryczną – mniejsze rachunki niż za mniejsza mieszkanie z niewymienioną instlacją, podobne sprzęty A++)
5. gaz
Wrocław: ryczałt, bezwynikowy. Koło 8 pln miesięcznie w czynszu. Podłączenie do sieci i nie dbasz o nic oprócz kontroli przysyłanej ze spółdzielni.
Na wsi: butla gazowa – zielonego pojęcia nie mam ile teraz kosztuje w mojej dawnej wsi, ostatnio było ponad 40 zł. Starczało średnio na 3 tygodnie gotowania. Kuchenka gazowo-elektryczna.
6. transport
Wrocław: miesięczny na wszystkie linie 98 pln
Na wsi: dwa autobusy na krzyż, własny pojazd konieczny by funkcjonować (zwłaszcza zimą) – wieczna skarbonka bez dna, dodaj do tego koszty garażu.
7. wywóz śmieci
Wrocław: ryczałt w czynszu
Na wsi: Rozwiązanie „workowe”, kupujesz jeden oznaczony logiem zakładu za 5 pln
Nie wiem dlaczego ludziom się wydaje, że na wsi taniej? Bo nie ma typowego czynszu? Zgodzę się, że niektóre pierdoły i media w mieście są droższe (woda!), na pewno jednak nie inne podstawowe wydatki i potrzeby. Dzieciom miasta się wydaje, że pewne rzeczy są dostępne wszędzie, a to nieprawda. Dodać do tego trzeba koszt dojazdów, dbania o dostępność mediów (np. ciepło, ktoś kto nie ma kosztownej automatyki, albo ogrzewa np. na gaz wie o czym mówię), obowiązki – np. odśnieżanie. Dom poza tym i tak to inwestycja dużo kosztowniejsza w utrzymaniu niż blok.
PS. Co się dzieje ze stroną? Wiesza mi komentarze.
Za zamieszanie z komentarzami przepraszam.
Ja jestem zwolennikiem przeprowadzki na wieś, bo w domu jednorodzinnym mam stuprocentowy wpływ na to, ile za co płacę. Jeśli będę mieć ciepły dom albo tanie drewno do kominka, za ogrzewanie zapłacę mniej, niż w mieszkaniu w starym, zimnym bloku. Zwłaszcza wtedy, jeśli ogrzewanie jest ryczałtem — bo jak jest ryczałt, to nikt nie oszczędza i wszyscy płacą więcej. Ale trudno porównać ten koszt ogrzewania do mieszkania w bloku, które zazwyczaj jest kilka razy mniejsze, niż dom.
Na wsi za darmo możesz mieć wodę (za koszt wypompowania), kanalizację (oczyszczalnia ścieków z drenażem), ciepło (własna plantacja wierzby), ciepłą wodę przez 1/3 roku (kolektora słonecznego do mieszkania nie podłączysz), no i ten podły czynsz, o którym wspomniałaś, będzie niższy.
A że się za to płaci wyższymi kosztami dojazdów, to inna historia. Co kto lubi…
@ Survivalista
Jesteś pewien, że w domu masz jakikolwiek wpływ na to, ile zapłacisz? Mieszkałam w zachodniopomorskim – tam płacisz i płaczesz. Nie masz żadnego wpływu np. na ceny zakupionego opału (no chyba że sprowadzasz hurtowo z sąsiadem), na okoliczną infrastrukturę (np. problemy z załatwieniem jakiegokolwiek dobrego dostępu do internetu – lata!).
Większość tych samych problemów z rachunkami i brakiem na nie wpływu można też mieć w mieście, zapewniam. Wchodzisz na stan faktyczny i jakiekolwiek zmiany idą opornie lub masz przeciwko biurokratyczną ścianę nie do przejścia.
Zaletą miasta jest infrastruktura, zdawało się to jasne po powyższym poście? Mieszkania w miasteczku czy obok wielkiej aglomeracji też mogą z niej korzystać, trudno wtedy uznawać to za dom na wsi i mieć typowe problemy dla osób bez dostępu do infrastruktury, które same muszą wszystko załatwiać i dbać o to.
Bloki niekoniecznie są zimne i stare. Mój do nowych nie należy, ale jest dobrze ocieplony – lepiej niż dom mamy na wsi. To zależy więc od lokalu, a nie lokalizacji miasto-wieś.
Ogrzewanie ryczałem w obecnym lokum sobie chwalę, bo w porównaniu do innych znajomych płacących za ogrzewanie płacę mniej (także porównując mieszkanie wynajmowane w poprzedniej spółdzielni, za ogrzanie 15 metrów kwadratowych mniej płaciłam odpowiednio więcej, i to w latach obiegłych!). Nawet gdyby było tak samo, lub trochę więcej, nie przeszkadzałoby mi to – niewiele za komfort i absolutne nieprzejmowanie się czy będzie mroźna zima, czy okna są otwarte, albo co robią najemcy kiedy mnie nie ma.
To akurat konkretny mój przypadek, nie uogólnienie.
Dla mnie podły czynsz nie jest podły – mój post miał służyć udowodnieniu że płacisz za eksploatację i komfort, że różnica opiera się na dostępie do infrastruktury i różnicach w możliwościach. Na myśl, że musiałabym zasuwać z łopatą przez połowę zimy by odśnieżyć samochód, chodnik i np. podjazd, że dzień w dzień ktoś musiałby pilnować centralnego ogrzewania, martwić się czy starczy opału do końca sezonu, naprawdę się odechciewa…
Zgodzę się – pompa, wierzba i inne sprawy – można kombinować, jak ktoś ma chęć (siły), wiedzę, umiejętności, pieniądze na inwestycje i przede wszystkim czas. Ale to dla mnie też poważna wada przeciwko mieszkaniu na wsi, bo wiem ile zachodu niektóre sprawy kosztowały.
@magister
źródło było w postaci gospodarstwa rodziny, ale po przeprowadzce do Wrocławia ciągnięcie pociągiem tego rodzaju żywności przez ponad 400 km nie zawsze jest możliwe 😉 W okolicy pewnie też by się coś znalazło, na upartego – tylko czas i wysiłek na to poświęcony, zwłaszcza bez własnego pojazdu, niwelują jakiekolwiek finansowe oszczędności. No i musi to być sprawdzony dostawca…
Żywności przez internet nie kupuję, może kiedyś się skuszę.
@Boungler
Myślę, że obecnie wiele osób ma problemy z rozsądnym myśleniem i planowaniem zakupów, spożywczych także. Nie bez przyczyny w Polsce tony żywności są marnowane i wyrzucane. Niekoniecznie można podzielać surwiwalowe poglądy, ale może ktoś się kiedyś zastanowi nad własną listą zakupów?
Tak, jestem przekonany, że mam na to wpływ — o ile odpowiednio wcześnie o tym pomyślę i nie popełnię jakiejś głupoty.
Przykładowo, jak zrobię ogrzewanie na gaz propan z butli w ogródku i podpiszę umowę z jednym dostawcą gazu do butli, której nie będę mógł rozwiązać przez 5 lat, to pozostanie mi płakać i płacić. Ewentualnie płakać, marznąć i płacić mniej… Ale tu decyzja o tym jak mam ogrzewać dom należy do mnie, a nie do jakiejś wspólnoty mieszkaniowej czy, nie daj Boże, spółdzielni.
Bloki niekoniecznie są zimne, ale nigdy nie masz szans na to, by mieszkanie dorównało własnemu domowi jednorodzinnemu w stopniu dopieszczenia. Blok będzie spełniać wymogi przepisowe, dom możesz sobie zrobić pasywny. Możesz zamontować tam X rozwiązań energooszczędnych, jeśli tylko masz na to pieniądze.
No i nie wspomnę o różnicy w cenach — mieszkanie kosztuje ze 2x-3x więcej, niż dom jednorodzinny (porównując cenę jednostkową metra).
Nie sposób się nie zgodzić, że płacisz ten czynsz za komfort i bezobsługowość — sprzątanie klatki, remonty, odśnieżanie chodnika, ale także za pensje zarządu spółdzielni, który się niemal uwłaszczył na stołkach i bierze pieniądze za nic. Płacisz też za margines, który czynszu nie reguluje, a także niszczy wspólną własność.
Nie da się obiektywnie powiedzieć, że mieszkanie na wsi jest lepsze/gorsze, niż mieszkanie w bloku w mieście. Mnie to bardziej odpowiada z wymienionych powyżej przyczyn. Jestem skłonny poświęcić komfort i pracę, by mieć więcej pieniędzy.
Mieszkam na wsi więc zdementuję:
Dom jednorodzinny niecałe 100m2 (zaznaczam że dach jest „NIEOCIEPLANY”)
Na opał w tym roku wydałem 750 zł i zostało go jeszcze 30%, zakładam że do marca dokupię go za jakieś 250 zł jeszcze i wystarczy – nie mam pojęcia skąd te 3 tyś. Jeżeli Palisz węglem to już sprawa komfortu, ja palę drewnem i brykietem, raz że wygoda, dwa że tanio jak widać 4 krotnie i trzy że eko.
Mieszkałem w bloku i jak coś walnie to u wszystkich mieszkańców, przykłady w Polsce aż się cisną na język. Ludzie bez ogrzewania tydzień!
A ja idę do piecyka wrzucam 5 kostek brykietu i mam gdzieś awarie – w bloku tylko farelka cię ratuje, jeżeli nie masz awarii prądu oczywiście. Aglomeracja to system… działający system. Jak walnie to u wszystkich.
„Na wsi: wywóz szamba jednorazowy wydatek kilkaset pln
Koszmar jak jest deszczowe lato, bo wzywasz służby komunalne kilka razy.”
Bzdura: Wywóz szamba 70 zł 1 raz na 1,5 miesiąca (rodzina 3 osoby), w deszczowe dni myślisz że woda się wlewa do szamba? Nic podobnego.
ja np. będe miał już niebawem oczyszczalnię przydomową i o wywozie mogę zapomnieć. A aktualnie – dzwonię, facet przyjeżdża płacę i tyle mnie widać.
Woda: studnia i hydrofor, względnie miejska jak ktoś nie ma, mam pełna kontrolę nad tym co i jak działa.
„5. gaz”
jak sąsiad w bloku obok nie zakręci to cię ścianą zabije odłamkiem. Przykładów nie podam by było ich w zeszłym roku pincet.
Na wsi gaz można mieć również z przyłącza ale mój ojciec np. ma butle na zewnątrz. Ja zrezygnowałem całkowicie z tego typu kuchni, mam tylko malą kuchenke na gaz do zapalniczek i to mi wystarcza. Grzeję elektrycznie i śpię spokojnie.
„6. transport”
Na wsi: Zatrzęsienie prywatnych busów (jeżdżą jak na zapalenie pęcherza), ponadto wszyscy się znają jak ktoś gdzieś jedzie to cię zawsze zabiera, ja tak robię, moi sąsiedzi również. Chyba odwrotnie z tym samochodem: Własny samochód w mieście to jest dopiero koszt, tam garażowanie kosztuje i to słono. Ponadto nie pisz że na wsi to konieczność – owszem, ale w mieście samochód ma prawie każdy i zawsze miałem problem z parkowaniem jadąc np do centrum czy na zakupy. Na wsi może stać za bramką, zazwyczaj większość ludzi jak ma swój dom to ma i garaż – za który nie płaci co miesiąc haraczu w mieście.
„7. wywóz śmieci”
To zależy jakie masz do nich podejście – faktycznie są worki do sortowania, ale ja kupuje tylko to co da się łatwo utylizować.
Więc polemizowałbym z tym mieszkaniem na wsi, wczoraj liczyliśmy z żoną i od czasu przeprowadzki to jest jakieś 3 lata zaoszczędziliśmy na opłatach jakieś 30 tyś złotych. Nie mam pojęcia jak to liczyłeś.
Wywóz szamba 70 zł? To jakieś chyba Wypizdowo Mniejsze? Pod Waw nie znajdziesz miejsca z wywozem poniżej 150 zł.
Poza tym myk jest taki, że w tej oszczędności 30k PLN zapewne nie policzyliście remontów, których z reguły przez pierwsze 3 lata się nie robi… Jak zrobicie i zamortyzujecie, to pogadamy. W mieście akonto remontów płacisz spółdzielni/wspólnocie regularnie.
W tym roku wymieniamy połowę okien w przyszłym piec na mniejszy bo okazuje się że można jeszcze bardziej zaoszczędzić na spalaniu. Cena za wywóz nieczystości może mała i może uzależniona od lokalizacji – ale rozmawiamy o mieszkaniu na wsi a nie na „pseudo wsi” pod warszawą gdzie ceny są niewiele mniejsze niż w centrum. Wolę mieszkać w „Wypizdowie Mniejszym” i mieć kupe pieniędzy w kieszeni niż ich nie mieć w cale pod warszawą. Tak jeszcze wspominając o kosztach to co prawda ostro dyskutuję z żoną ale chciałbym przerzucić się za oszczędności na ogniwa fotowoltaiczne i w tedy totalny relax. Więc z tym Wypizdowem to trzeba raczej uważać bo może wyjść na dobre. Nic mnie tu nie trzyma i nie jestem od nikogo uzależniony jak będę chciał to tym rypne i pojade gdzie indziej – jak na razie cieszę się że pieniądze nie uciekają tak szybko jak w centrum i że mogę za bramką wyjść do pięknego lasu z dzieckiem i psem u boku.
Ad remontów, nie robiliśmy jeszcze żadnych. Zbudowana została tylko za domem ładna drewutnia i w zasadzie to wszystko. Jak doglądam to jeszcze długo czekać na jakąś pierwszą inwestycję remontową, ale do tego czasu uzbiera się więcej pieniędzy – co i tak nie znaczy że je przeznaczymy w większości na remont.
Toteż kupuję warzywa itp w puszce – bo tam nie ma konserwantów, spulchniaczy itp, w każdym razie nie ma tego na etykietce.
Natomiast w konserwach mięsnych są.
Oczywiście mięso świeże też ma ślady np. antybiotyków,
szynka ocieka od saletry, a parówki to już zupełna tragedia
(kupuję sojowe – przynajmniej mają tylko soję, bez konserwantów, MOM i innych świństw).
A ja słyszałem od człowieka, który pracował w zakładach mięsnych i raczej nie konfabuluje (poważny gość), że z przetworów mięsnych na dzień dzisiejszy najmniej wypełniaczy, konserwantów i innego szajsu mają właśnie parówki. Chociaż i tak mają sporo. Gość po tej robocie praktycznie przestał jeść mięso…
Nieśmiało chciałem nadmienić, że szynka to jest samo świństwo w czystej postaci.
No zuchy to teraz was poskładam. Oto link do stronki a propo żywności w trudnych czasach….ja zakochałem się od razu w racjach żywnościowych z chemicznym podgrzewaczem:) Mają szeroki asortyment, filmik co i jak zrobić, i niewygórowane ceny….a małpa wojskowa już jest zamówiona:)
Pozdrawiam smacznego :
http://www.sklep.arpol.net.pl/start.html
arpol ma drogie jedzenie. malo wydajne i ciezkie (w sensie kilogramy)
termin przydatnosci do spozycia to rok wiec dowolna puszka ma 2 lata w handlu.
takie jedzenie ma sens w zestawie ucieczkowym, ale nigdzie wiecej. I tez nie kupywalbym tych z podgrzewaczem ale suszone mieso i liofizaty bez podgrzewania.
Wszyscy tu pisza by czytac sklad. To ja poprosz o instrukcje jak czytac? no slucham. jak mam napisane, ze jest E cos tam to znaczy ze tego jest ile? kilogram, tona czy szczypta
Ciekawe informacje piszesz.
Jeśli chodzi o E-ileś tam to jest tego oczywiście szczypta ale jeśli podczas posiłku zjesz kilka produktów zawierających E-…. to się sumuje i się zbiera to świństwo i tak na śniadanie obiad deser kolacje… E-… jest wszędzie i zaręczam, że nie jest bez obojętne dla zdrowia…
@Jan2
Przy konserwantach, jasne, nikt nie napisze dobrowolnie ile ich procent zawiera produkt bo to „niemarketingowe”.
Teraz jest taka mnogość produktów, że jakoś trzeba się ratować, nie mam tu na myśli tylko puszek. Nie siedzę „w branży” aby wiedzieć ile tego jest szkodliwe, nie znam limitów, jaka „szczypta” zrobi różnice dla naszego zdrowia – nie mam najmniejszej ochoty testować tego na własnym zdrowiu. To moja subiektywna ocena:)
A propos innej surviwawolowej żywności, np. suszone mięso. Byłoby idealne, fakt, tylko co z tego skoro na chęciach kupna się kończy z braku zaopatrzenia sklepów? Może pewne tezy i działania należałoby uzupełnić o polską szarą rzeczywistość?
Jeśli chodzi o suszone mięsiwo polecam internet- nawet w linku który podałem mają susz. Trzeba poszukać.
A jeśli chodzi o mięsko bez E.. to ja mam teścia i raz na 3 miesiące wysyła do Allacha świniaczka i daje nam 1/2 ….. nic lepszego
Polecam wybrać się na wieś do Pana Mańka i kupić prosiaczka.
Tam zawsze mniej chemii i taniej niż w mięsnym.
Ad tematu głównego. Facet nie wymyślił nic nowego, choć pewnie takie informacje pomagają tym co nie potrafią samodzielnie myśleć. Jest normalną rzeczą że zapasy robimy z tych rzeczy które spożywamy na co dzień lub podobnych – od dłuższego czasu dokonuję nazwanego tutaj, „kopiowania puszek” 😀 i zawsze zastanawiam się dlaczego zakupy tak trzaskają mnie po kieszeni…. a no przecież mam wszystkiego 2x. Co do żywności puszkowej – nie ma co wybrzydzać, jest długoterminowa i ma zapewnić siły do działania, konwenanse smakowe (pomijając na razie zdrowotne) trzeba zostawić sobie na później. Moje zapasy są bardzo podobne do survivala, choć bardziej wegetariańskie.
http://www.survivalistboards.com/showthread.php?t=9581
na pewnym forum polecono mi przeczytac caly wątek zaczyna sie od czegos takiego http://www.bankfotek.pl/image/871469.jpeg 😉 mile
Nie znam angielskiego, ale pocecono mi bym przeczytal calosc. Moze ktos z Was zna angielski to moze przeczyta i tu napisze.
@surviwalista
A ja już nie poświęciłabym pracy i komfortu dla pieniędzy i niewielkich oszczędności. Kiedyś poświęcenie było nieprzyjemną codziennością. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdybym np. miała niemowlę i musiała biegać co 2 godziny do centralnego, bez stałej temperatury, w zimnie, o po wyjeździe kilkudniowym bać się o rury czy wychłodzenie murów, itd. Dlatego piszę, że jestem gotowa zapłacić nieco więcej za brak takich uciążliwości, prawie ćwierćwiecze takiego mieszkania jest dla mnie wystarczające. Kwestia własnych potrzeb, uprzedzeń też i myślę, że akurat w tym się zgodzimy. Chyba dziecko cywilizacji ze mnie wyrosło po przeprowadzce 😀
@boungler
Podkreślam raz jeszcze – piszę na własnym przykładzie wydatków któe były i są mi znane. Nie wiem, skąd myśl, że skoro u ciebie jest tak jak opisujesz, to u wszystkich innych też i negujesz przykłady?
Podałam wydatki rzeczywiste ponoszone przez mamę, mieszkającą w tej samej wsi od ponad 50 lat. W moim konkretnym przypadku obecne lokum w mieście jest dużo tańsze w utrzymaniu. Co nie znaczy, że dla ciebie nie może być odwrotnie. Twój przykład sugeruje co innego, ale nie neguje mojego.
Wieś to nie raj. Ty może zaoszczędziłeś przeprowadzką, ja też – tylko w odwrotną stronę.
A propos szamba – taki beznadziejny system (zbudowany ponad 40 lat temu), którego już przebudowywać nie będziemy bo będzie wspólna kanalizacja dla całej miejscowości.
Busy? U nas były DWA autobusy dziennie, to naprawdę nie żart. W sąsiednich wsiach publicznej komunikacji nie ma od lat. Normalne funkcjonowanie wymaga samochodu – wystarczy że godziny pracy nie pokrywają się z autobusami, dostosowanymi dla dzieciaków dojeżdżających do szkoły średniej.
U ciebie może być dziesięć – nie neguję. Żeby taki bus jeździł, musi się mu zwyczajnie opłacać.
Podałam koszty które znam dla budownictwa starszego, które jest częstsze w mojej byłej wsi – na 120 domów dwa i pół zostało wybudowane w ostatnim dziesięcioleciu. Instalacje w większości domów są stare (u nas zostało szambo i częściowo ogrzewanie). Mam wrażenie, że mieszkasz i podajesz przykłady oparte o nowe budownictwo i systemy (wymiana pieca, okien, brak konieczności remontów itd), tymczasem ja piszę o STARYM domu położonych 50 km od najbliższego miasta i związanych z tym problemach. Chyba nie warto się tu spierać, skoro piszemy o zupełnie innych problemach i kosztach.
Wniosek z tego, że trzeba wiedzieć, na co się decydujemy, a nie tylko pchać po to, bo to wieś.
@panika2008
Wywóz szamba w naszej gminie kosztował na początku 2010 nieco ponad 200pln, w niewielkiej wsi w zachodniopomorskim, z dala od aglomeracji. Ceny zależą od lokalizacji, u nas jedynym monopolistą jest gminna komunalka.
Pisalam juz w innym temacie o jedzeniu o puszkach. My w puszkach kupujemy glownie tunczyka, ananasa, jakis groszek lub kukurydze i mleko kokosowe. Zapasy tunczyka mamy zawsze bardzo duze, bo kupujemy tylko w promocji, wiec jak jest promocja to bierzemy „w hurcie”.
Przynioslam sobie specjalnie puszki do komputera i oto sklad:
tunczyk: tunczyk, olej slonecznikow (lub woda zalezy od puszki), sol
ananas: ananas, sok ananasowy, kwasek cytrynowy
Nie widze w tym zadnego syfu. Innego rodzaju konserw nie kupujemy. I tak jestesmy najwiekszymi pozeraczami puszek w bloku, bo prawie nikt poza nami nie wyrzuca puszek do specjalnego pojemnika (wiemy to od dozorcy).
„Kiedyś poświęcenie było nieprzyjemną codziennością. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdybym np. miała niemowlę i musiała biegać co 2 godziny do centralnego, bez stałej temperatury, w zimnie, o po wyjeździe kilkudniowym bać się o rury czy wychłodzenie murów, itd. Dlatego piszę, że jestem gotowa zapłacić nieco więcej za brak takich uciążliwości”
O czym Wy koledzy czy koleżanki piszecie, jakie bieganie do centralnego i banie się o rury we współczesnym domu ? Jakie szambo i brak infrastruktury ? A propos kosztów ogrzewania owszem płacę o połowę więcej (zima 2012/13) niż Krecik ale mam do ogrzania 3x (trzy razy) większą powierzchnię PRĄDEM.