Studia w obliczu przyszłych katastrof?

Dziś słuchałem wczorajszego odcinka The Survival Podcast. W odcinku tym Jack Spirko wspominał, że w USA jednym z najpowszechniej przyjmowanych za prawdę kłamstw jest stwierdzenie, że dla dobrej pracy i dobrych zarobków niezbędne jest wyższe wykształcenie. I że z tego powodu 18 000 000 tamtejszych studentów tylko robi sobie krzywdę biorąc kredyt studencki, który później może być im bardzo trudno spłacić.

Jack podał kilka danych statystycznych, jak np. tę informację, że 25% pracowników handlu (ale mam tu na myśli sprzedawców za ladą, nie kierowników) to ludzie z wyższym wykształceniem a bezrobocie wśród młodych absolwentów college’ów (czyli mniej więcej posiadaczy naszego tytułu licencjata) jest na poziomie 9%, czyli niewiele mniejsze, niż średnia dla całej gospodarki.

I jeśli zestawić to z informacją, że rok studiów na college’u w USA może spokojnie kosztować 20-40 000 $, podczas gdy studentom otrzymującym wypłaty z kredytu studenckiego (pokrywające nie tylko koszty studiów, ale i część kosztów utrzymania) wcale nie spieszy się do kończenia studiów. I dzięki temu dyplom zajmujący 8 semestrów dostają po 7 latach studiowania.

U nas pod tym względem nie jest źle, ale mam wrażenie, że dzisiejsi młodzi ludzie powinni znacznie ostrożniej podejmować decyzje odnośnie dalszego kształcenia, niż moje pokolenie, które na studia szło 10 lat temu.

Ale czy i dziś wszyscy maturzyści powinni bez wahania iść do szkół wyższych?

Dziś każdy maturzysta ma do wyboru całą masę najróżniejszych szkół wyższych tego i owego. Wyższe Szkoły Turystyki i Języków Obcych, Wyższe Szkoły Finansów, Zarządzania i Seksuologii, Wyższe Szkoły Zarządzania i Ekologii i tak dalej. A oprócz tego akademie, uniwersytety i politechniki. I co ten biedny maturzysta ma zrobić?

Z całą pewnością nie powinien iść do pierwszej lepszej szkoły, tylko po to, by mieć byle jaki dyplom. Byle jaki dyplom jest wart tyle, co ubiegłoroczny śnieg. Zwłaszcza, jeśli jest to szkoła tania i łatwa do skończenia. A to jest przecież świetne kryterium do wyboru dalszej kariery.

Większość tych kierunków Zarządzań i Marketingów też jest bezwartościowa. Nie nauczy ani zarządzania, ani marketingu. Przekaże tylko przeterminowaną, niedającą się wykorzystać w praktyce, książkową wiedzę. Studia na kiepskiej uczelni nie dają szansy na porządną karierę, zwłaszcza w toku dziennym. Z drugiej strony, absolwent studiów zaocznych na kiepskiej uczelni z 5 latami praktyki w zawodzie będzie mieć lepszy punkt wyjścia, niż absolwent niezłej uczelni, który tylko chodził na zajęcia (a i to nie zawsze).

Jak to się wszystko wiąże z nowoczesnym survivalem?

Ano wiąże się to bardzo mocno. Bo nowoczesny survival to korzystanie z dzisiejszych niezłych czasów, by jak najbardziej zwiększyć nasze szanse na przeżycie tych czasów trudnych.

I jeśli dziś świadom jesteś zagrożeń stojących przed światem a musisz wybrać, co robić dalej po liceum, oto moje sugestie:

  • nie idź na studia tylko dlatego, że tak radzi Ci cała rodzina i otoczenie — oni też są skażeni przez normalcy bias,
  • idź jak najwcześniej do pracy — na cały etat, na zlecenia, na weekendy, na wakacje — dla przyszłego pracodawcy doświadczenie będzie istotniejsze, niż Twoje oceny,
  • niekoniecznie droższa szkoła jest lepsza — przecież i po jednej i po drugiej masz szansę trafić za ladę do Żabki — może lepiej więc pójść na zaoczne studia do szkoły, do której masz bliżej i która jest tańsza?,
  • jeśli Twoja praca rzeczywiście wymaga wykształcenia (np. chcesz być inżynierem), to koniecznie wybieraj uczelnie państwowe, lub najlepsze uczelnie prywatne — ale też raczej państwowe,
  • wybieraj taki kierunek kształcenia, który Cię interesuje, a nie ten, który podobno będzie dobrze płatny w przyszłości,
  • jeśli tylko pójdziesz na studia, bierz kredyt studencki — koniecznie! — ale tylko po to, by go w całości odłożyć a potem spłacić bez kosztów, zostając z odsetkami w ręku,
  • kończ studia jak najszybciej, nawet przed czasem,
  • przygotuj się do tego, że w przyszłości będziesz musiał się przekwalifikować.

Nie marnuj czasu na naukę czegoś, co Cię nie interesuje i co Cię nie uchroni przed dołączeniem do rzeszy bezrobotnych.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

52 komentarze

  1. artur xxxxxx pisze:

    „Studia na kiepskiej uczelni nie dają szansy na porządną karierę”
    Bajka.
    Znam mnóstwo ludzi, którzy pokończyli resocjalizację, socjologię, psychologię i inne kierunki dla wolniej myślących, a obecnie robią karierę w pełni tego słowa znaczeniu.
    Karierę urzędniczą co prawda, ale w czym gorszy od Microsoftu czy innego molocha jest Urząd Skarbowy, ZUS, Sąd, jeżeli dobrze płaci, przestrzega z nawiązką praw socjalnych i daje możliwość awansu?

    • Survivalista (admin) pisze:

      Może niezbyt fortunnie sformułowałem tę myśl — chodziło mi o to, że te kiepskie studia nie będą czynnikiem, który przyczyni się do tej kariery. Na nią trzeba będzie zapracować inaczej, choć przyznam, że niekiedy „jakikolwiek licencjat” będzie niezbędny.

      W czym urząd gorszy od Microsoftu? Zdaje mi się, że pracownik po 5 latach w urzędzie będzie mniej wartościowy dla nowego pracodawcy niż inny pracownik po 5 latach u innego prywatnego przedsiębiorcy.

  2. Marcin pisze:

    Dzięki za link. Ja skłaniam się ku rozwiązaniu, że najlepiej mieć real life education.

    Zamiast iść na studia, jak najwięcej doświadczyć – czy to będzie praca za granicą czy w Polsce, włóczenie się po świecie i chwytanie się każdej pracy, czy będzie to praca fizyczna w magazynie czy może własna firma, czy może praca za grosze, ale u mentora.

    Każde takie doświadczenie jest nieskończenie bardziej wartościowe niż dzisiejsza „wiedza” przekazywana na studiach. Ja bym na pewno tak zrobił gdybym miał dzisiejszą wiedzę po zakończeniu liceum.

    Teraz mogę tylko żałować, że spędziłem dwa lata na nudnych i teoretycznych studiach (zarządzanie ze „specjalnością” zarządzanie przedsiębiorstwem – haha, nie było żadnej wiedzy dla właścicieli firm) prowadzonych przez osoby, które z biznesem nie mają oprócz książek akademickich wiele wspólnego.

    Warto pamiętać, że w przypadku tych „trudnych czasów” będzie się cenić osoby, które mają wiedzę praktyczną, a nie papierki. Zresztą już teraz można dostrzec trend (który powinien być normą), że znacznie ważniejsze niż papier jest doświadczenie i wiedza praktyczna.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Cała przyjemność po mojej stronie. 🙂

      Są zawody, które wymagają studiów — np. architekta. Ale błędem jest odpuszczanie sobie rozwoju i zadowolenie się tylko skończeniem studiów.

      Też mam podobne odczucia, jeśli chodzi o praktyczne umiejętności. Zwłaszcza te, które dziś powoli odchodzą w zapomnienie, jak np. naprawa sprzętu elektronicznego.

  3. panika2008 pisze:

    „niekoniecznie droższa szkoła jest lepsza” – no niestety, ale najdroższe są najlepsze. Bynajmniej nie pod względem jakości czy efektywności kształcenia, ale pod względem przyszłych zarobków. Co do reszty – pełna zgoda. Znam doktorów zarabiających 2-3x mniej niż ja z wykształceniem licealnym…

    • Survivalista (admin) pisze:

      Żadna szkoła nie daje Ci gwarancji zatrudnienia. Nawet najlepsza. A jak masz potem z licencjatem iść wykładać chemię (na półki), to lepiej aby był to licencjat z tańszej szkoły.

      • artur xxxxxx pisze:

        W droższej szkole poznajesz ludzi, którzy mają bogatych rodziców i na pewno wyżej zajdą niż super uzdolnione dzieci gołodupców. Później takie znajomości procentują. Byleby nie być odludkiem, nie stronić od imprez, wyjazdów itp., nauka może być na drugim planie. Myślę że dotyczy to nie tylko studiów, ale również szkoły średniej.

        • Survivalista (admin) pisze:

          Znajomości procentują, ale moim zdaniem to kiepski argument, by uzasadnić pójście na studia.

          • panika2008 pisze:

            Dla kogoś, kto robi to wyłącznie po to, by zarabiać kupę kasy, jest to argument dość mocny. Wiadomo że nie ma pewników, ale jest to jeden z lepszych pierwszych kroków, jakie żądny dużych pieniędzy młody człowiek może zrobić.

          • Survivalista (admin) pisze:

            Tylko, że aby móc te pieniądze zarabiać, trzeba się uzależnić od pracy na wysokim stanowisku. Osobiście uważam, że lepiej kupę kasy inwestować w siebie bezpośrednio, a nie w studia.

      • panika2008 pisze:

        Please… nie mam na myśli chemii ani innego bibliotekoznastwa.

        Oczywiście chodzi o najdroższe i najbardziej prestiżowe uczelnie i kierunki finansowo-bankowo-meneżerskie. Embieje różne w dobrych szkołach.

        • piotr34 pisze:

          W HR to sie ladnie nazywa networking czyli mowiac po ludzku wyrabianie sobie ukladow.W republikach bananowych rzecz nieodzowna(w normalnych krajach tez zreszta przydatna ale NIE determinuje twojej przyszlosci kompletnie).

  4. Richmond pisze:

    „Zamiast iść na studia, jak najwięcej doświadczyć – czy to będzie praca za granicą czy w Polsce, włóczenie się po świecie i chwytanie się każdej pracy, czy będzie to praca fizyczna w magazynie czy może własna firma, czy może praca za grosze, ale u mentora.”

    Studiowanie nie wyklucza doswiadczania pracujac wieczorami czy w weekendy jak rowniez podrozowania i poznawania swiata podczas stypendiow i wakacji. Ja tam uwazam, ze fizycznie to kazdy bedzie mial czas popracowac i jakos nie wierze w korzysc takiego doswiadczenia, poza docenieniem zarabiania korzystajac z umyslu, zamiast miesni.

    W pewnym sensie rozumiem owczy ped w Polsce do studiowania byle gdzie, byle miec papierek, gdy w wiekszosci ogloszen jest wymaganie wyksztalcenia wyzszego. Nie mniej uwazam, ze nie kazdy musi isc na studia i nie ma sie tam po co pchac na sile.

    • Marcin pisze:

      Wszystko zależy od typu pracy fizycznej, ale zawsze uczysz się czegoś dodatkowego i praktycznego jeżeli chodzi o survival.

      Przykład: praca w magazynie – nauczysz się jak poprawnie pakować towar, jak używać paleciaka, jak działa taki magazyn od wewnątrz (przydatne gdy myślisz o własnym magazynie), być może ktoś pouczy Cię jeździć wózkiem widłowym.

      Inny przykład, podobnie jak poprzedni też z mojego doświadczenia: praca przy budowie ogrodu. Nie tylko ganiasz z łopatą, ale też dowiadujesz się jak buduje się system nawadniania, jak kopie się w jakim typie ziemi (i za pomocą jakich narzędzi), jak usuwa się chwasty i tak dalej.

      Kluczem jest tylko obserwować i starać się nauczyć czegoś więcej.

      To wszystko są praktyczne umiejętności, które w kontekście „trudnych czasów” pomogą Ci znacznie bardziej niż papierek, znajomość z dziećmi bogatych ludzi czy typowa praca biurowa, gdzie przez 8 godzin dłubiesz w arkuszu kalkulacyjnym.

      Tak jak odpowiedział mi admin aka Survivalista – praktyczne umiejętności obecnie wymierają, a to właśnie te praktyczne umiejętności są najważniejsze (oczywiście oprócz zdolności analizowania, odwagi, nastawienia i innych podobnych cech) gdy mówimy o przetrwaniu jakiegoś kryzysu.

      Co oczywiście nie znaczy, że uważam, że każdy powinien się rzucić teraz na pracę fizyczną, ale żeby po prostu postarał się nabyć jakichś praktycznych umiejętności, których przed komputerem nie przyswoi.

      • Richmond pisze:

        Obawiam sie, ze odpowiednie znajomosci moga byc bardziej przydatne w trudnych czasach, patrz: wojna czy PRL.

        Pozostaje przy opcji, zeby praktyczne umiejetnosci nabywac hobbystycznie poza praca. Wbrew pozorom sporo mozna wyczytac, a potem potestowac w praktyce. I dalej twierdze, ze studia nie wykluczaja zdobywania innych doswiadczen.

        Szczurom biurkowym i tak wiele nie pomoze. Chociaz czasami firmy organizuja rozne wyjazdy typu team building i tam sa terenowe atrakcje.

        • Survivalista (admin) pisze:

          Dokładnie tak — bardzo pomogą znajomości w administracji, wojsku, policji, wymiarze sprawiedliwości. Ale wcale nie jestem przekonany, że takie znajomości warto nabywać właśnie na studiach — raczej na polowaniach. 😉

          • Richmond pisze:

            Hehe, ale zeby jezdzic na polowania, to chyba musisz obracac sie w okreslonym srodowisku. Prawnikow i prokuratorow tez musisz gdzies poznac. Wtedy moga sie przydac te rozne znajomosci z dziecmi bogatych rodzicow 😉 Moga byc z liceum, zamiast ze studiow 😉

          • Survivalista (admin) pisze:

            E tam, zostać myśliwym jest łatwiej i taniej, niż studiować na drogiej uczelni. I w sumie zawsze jest dodatkowa korzyść — pozwolenie na broń.

          • artur xxxxxx pisze:

            Admin
            Czym innym jest znajomość z kumplem ze studiów, czy z liceum, a co innego z panem kolegą z polowania.
            Studiowałem na prywatnej uczelni w latach 90-tych. Sporo to rodziców kosztowało, ale całe moje życie zawodowe od studiów bazuje na ludziach, których wtedy poznałem.
            Niemal wszyscy utrzymujemy znajomość do tej pory. Ilu studentów darmowych uczelni może powiedzieć to samo?

          • Survivalista (admin) pisze:

            Artur, ja jestem po technicznej uczelni państwowej. Pracę znalazłem przez kontakty zdobyte tam. Znajomi pracują w dużym przemyśle, w razie czego też by pewnie pomogli. Do tego nieźle się na studiach bawiłem. Ale wcale nie jestem przekonany, że nie mogłem tego czasu wykorzystać lepiej, np. robiąc jakieś zlecone roboty (projekty, obliczenia, opracowania).

  5. na agepo byl wpis o studiach i dyskusja, tez ciekawe

  6. Alfredo pisze:

    Może kogoś, kto jest w wieku maturalnym zainteresują moje obserwacje i doświadczenie dotyczące studiów i wyższego wykształcenia 🙂

    Po pierwsze, wyższe wykształcenie jako takie bardzo zdewaluowało się w Polsce przez ostatnie 20 lat. Samo posiadanie tytułu magistra, licencjata albo inżyniera daje tylko minimalne zyski. Pozwala pracować w zawodach i na stanowiskach, gdzie wymagane jest wyższe wykształcenie i wlicza się do stażu pracy. Jednak skończyły się czasy dobrej i ambitnej pracy za samo wyższe wykształcenie.

    Moim zdaniem, warto studiować, jeśli należysz do którejś z 5 grup:

    a) Jesteś w czymś dobry, masz do tego czegoś talent i lubisz to. Jednocześnie jest to coś, co trudno rozwijać samemu, bez „papieru”. Innymi słowy, gdy pragniesz zostać fizykiem eksperymentalnym masz dużo większe szanse na realizację zawodową w środowisku akademickim. Wybierz możliwie najbardziej renomowaną uczelnię na jaką jesteś się w stanie dostać. Kiedy jednak interesujesz się dziedziną, która pozwala na osobisty rozwój (np. malarstwo, muzyka, nauka języków) uczelnia wyższa niekoniecznie musi być najlepszym wyborem.
    b) Chcesz robić karierę w zawodzie do którego niezbędne jest wyższe wykształcenie w danej dziedzinie ze względów prawnych. Przykłady takich zawodów to w/w architekt, lekarz czy np. prawnik. Wybierz raczej renomowaną uczelnię.
    c) Potrzebujesz „papieru” – obojętnie jakiego. Bo np. chcesz awansować w urzędzie w którym pracujesz, chcesz zostać oficerem. Wtedy wiadomo, wybierasz to co jest najmniej kosztowne. Oczywiście czynnikiem drugorzędnym mogą być dodatkowe kwalifikacje, rozwijanie zainteresowań itp.
    d) Nie możesz znaleźć pracy i jesteś w stanie dostać się na tzw. kierunek zamawiany albo otrzymać stypendium wyższe niż jesteś w stanie zarobić gdzieś indziej.
    e) Rodzice dają Ci kasę i zapewniają utrzymanie na czas studiów :). Jak masz możliwość imprezować przez 3-7 lat za darmo to czemu nie? 🙂

    W praktycznie każdej innej sytuacji „olej studia, zostań ninja”! A tak na serio – po prostu zmarnujesz czas i pieniądze. Szkoda czasu na studiowanie na „wyższej szkole tego i owego” z nadzieją, że poprawi to Twoją sytuację na rynku pracy albo rozwinie Twoją osobowość. Pracuj nad sobą, rozwijaj karierę i inwestuj!

  7. Zen pisze:

    Leczta się chłopaki na nogi, bo na łby już za późno!

  8. tak czy inaczej zamiast zalewać pałę na umór, po robocie w weekendy lepiej pójść na zaoczne studia w lokalnej wyższej szkole XY….. na jakiś potencjalnie przydatny kierunek/fach, a nawet na marketing i zarządzanie – jeśli nie śpi się na wykładach można naprawdę nauczyć się przydatnych rzeczy, choćby podstaw prawa, doszlifować języki… cokolwiek…

    finansowo wyjdzie na jedno co zalewanie robala, dyskoteki, blachary i/lub kurewki – a warto

    mimo wszystko jednak wciąż papier coś daje w tym kraju

    • Boungler pisze:

      Pewnie jestem jakimś odmieńcem bo ja… yyyy wróć… mój kumpel po studiach który ma swoją agencję… yyyyy wróć… biznes który mnie otacza wszyscy chcą ludzi którzy wsiądą i będę pracować (czyli chyba jesteśmy samymi odmieńcami). Wiem że to zabrzmi jak zabrzmi ale koleś który przychodzi do mnie z papierami prosto z uczelni nie ma żadnych szans na pracę, wygrywa z nim człowiek który jest po liceum i pracuje już minimum 2 lata w branży.
      Nie mam ani czasu ani pieniędzy aby uczyć studenta co ma robić i tracić na niego czas. Nie uwzględniając już przy tym strat jakich mi narobi. Liczą się tylko osoby które mogą coś zrobić i robią to dobrze. Jeżeli jest ktoś po studiach i ma doświadczenie – tak. Ale i tak wykładnikiem jest doświadczenie. Papier może być uznawany w dużych przedsiębiorstwach zatrudniających po 100-200 osób gdzie nie ma idei przyglądania się komuś na ręce. Ale tam i tak liczą się znajomości – zatem skoro się one liczą to znaczy że papier to jedynie jakaś podpora, która ma uzasadnić że ten a nie inny człowiek się nadaje bo ma studia a pan Zdzichu z kadr po 10 minutach rzecze: dobra siadaj tam i jakoś to będzie.

  9. wszystko ma swoje miejsce i swój czas

    w Polsce normalne, że kierownik po technikum, czy nawet inż. nie będzie chciał koło siebie, ani pod sobą magistrów – bo to podkopuje jego pozycje i tak dalej – dobuduj dowolną ideologię

    tymczasem generalnie jest tak, że na hali produkcyjnej robią fizyczni bez wykształcenia, a w biurach generalnie siedzą ludzie z papierem

    a ogólnie i tak wygrywają ludzie i z doświadczeniem – i z papierami, przy czym nie musi to być mgr, ale może być szereg innych ciekawych uprawnień, najlepiej popartych kursami praktycznymi

    a to że student tylko z papierem, ale bez doświadczenia jest mało wartościowym pracownikiem – wiadomo co najmniej od 15-20 lat

  10. Boungler pisze:

    Odniosę się jeszcze do wypowiedzi Alfredo.. studia do samorealizacji i podnoszenia swoich umiejętności i zamiłowania do tego co się robi są jak najbardziej istotne. Tacy ludzie z doświadczeniem są jak na wagę złota, jednak mając zamiłowanie, studia i doświadczenie nie znam nikogo takiego kto chciałby u kogoś pracować. Każdy zakłada własny biznes, bo skoro ma swój rozum i wie na czym stoi to na co czekać. Moja żona ukończyła właśnie prywatne studia podyplomowe i śmiech na sali ile to jest warte. Wypaliłem tylko paliwa łącznie za 3000 zeta na dojazdy, a wiedza nie wiele większa. Jak tu mieć inne podejście?
    Z drugiej strony jak taki młody człowiek może wnieść coś nowego do firmy jak kierunek studiów nie nadąża za postępem technologicznym i trędami. Jak on kończy to ta wiedza jest już przestarzała i co ja mam z nim z robić? Uczyć tego co jest? Teraz warto być ekspertem, specjalistą i to najlepiej łykać doświadczenie gdzie tylko się da. A jak ktoś ma POWER to zakłada własny biznes, ale to już inna bajka.

    • – a jakie to były studia i po co to robiła, skoro stwierdzasz/stwierdzacie, że to nic nie warte?

      – niektóre podyplomówki+praktyka są realną bramą do wybranych zawodów, np. np znajoma osoba idzie tym torem w księgowość

      – jak mówię na wszystko jest czas i miejsce – mój np. klient w pełni świadomy niskiej wartości całej zabawy robił takie lokalne studia w 2-gorzędnej uczelni – jednak papier był niezbędny do awansu – który rzeczywiście dostał

      – każda edukacja robiona z sensem i celem jest dobra, nie koniecznie licencjat i mgr

      • jeszcze jedno:

        takie artykuły i dyskusje raczej niewiele zmienią

        jest taka grupa lemingów – młodzi mentalnie ustawieni na studia na modnym kierunku, czyli na kilkuletnie bimbanie za pieniądze rodzinki, często przyklaskującej całej imprezie i dumnej ze studiów syna/córki…

        tym lemingom do rozsądku nie przemówi NIC, próba ukierunkowania ich to jak próba nawracania na inną religię – podważanie ich sensu bytu – reakcja: niedowierzanie i agresja…

        ja sam pracuje/zarabiam od 2-giej klasy LO, na studiach poznałem dziewczynę – córka pracowników budżetówki, członków SLD, wszystko pięknie najpierw, ale się rozbiło o sprawy planów zawodowych/życia/zarobku – jej wizja: teraz tylko studia, potem praca, potem emerytura…. – dla niej byłem „nienormalny” ze swoją chęcią pracy „tu i teraz”, założenia firmy, czyli wstąpienia w szeregi tych obrzydliwych prywaciarzy, itp.

        ale też nigdy nie poprę drugiej skrajności – czyli lekceważenia edukacji i negatywnego nakręcania się, bo ktoś nie trafił z doborem kierunku, itp. a mógł w tym czasie zarobić kokosy i ho ho ho..

        • Survivalista (admin) pisze:

          E tam, lemingi chyba się nowoczesnym survivalem nie interesują. 🙂

          • jak to nie? oni mają przecież wyprawy integracyjne z firm, painball, ściankę wspinaczkową, markowe ciuchy w góry, quady i inne „survivalowe” wypady 😛

          • Survivalista (admin) pisze:

            Jasne, a po powrocie z integracji w dziczy w lodówce pustka. 😉

          • może pustka, trudno zadzwoni się po pizzę, ale za to w TV najnowszy program jak hiper ekspert od survivalu mr. bear grylls zjada kupę niedźwiedzia…

  11. Yadis pisze:

    Zapominacie o jednej ważnej rzeczy – studia, jakiekolwiek, to dla dużej części Polaków jedyna szansa, żeby z zapyziałego miasteczka wyrwać się w świat, choćby na te 3 czy 4 lata. Nawet jeśli wrócą potem do domu, to ich horyzonty będą nieporównywalnie szersze niż wcześniej, a do tego dojdzie możliwość złapania jakiejś fajnej pracy na studiach, no i korzyści związane z networkingiem.

    A propos interesujących polskich szkół wyższych i szałowych kierunków to w Nysie istniała kiedyś (nie wiem jak jest teraz) Wyższa Szkoła Teologiczno-Humanistyczna, a na niej kierunek Turystyka Krajów Biblijnych.

    • popieram, oderwanie się od cyca mamy i wyjazd do wielkiego miasta naprawdę czasem sprawia, że człowiek ma szansę wydorośleć – dla części młodych ludzi kiedyś taką szansę dawało i w sumie dalej daje wojsko

      wymieniony szałowy kierunek jest aż tak niszowy, że może jednak dla niektórych trafiony – bycie np. rezydentem w jakimś egzotycznym kraju i znajomość użytkowa mało popularnych języków to często niezła fucha

      rezydenci w takich krajach koszą niezły cash

      • Julek pisze:

        Turystyka pierwsza będzie leżeć na twarzy kiedy SHTF, bo to przecież sposób na zagospodarowywanie nadwyżek finansowych, których w kryzysie ludzie mieć nie będą. Za to zwolni się mnóstwo atrakcyjnych celów ewakuacji w ładnych miejscach i powinny być tanie 😉

        • w przypadku SHTF większość fuch traci sens – fucha rezydencka pewnie jako jedna z pierwszych – ale skoro można na czymś trzepać cash i się ustawić to trzeba działać

          na przygotowanie do SHTF też trzeba mieć cash i nie zaprzeczysz

        • aha, jak szukasz sobie celu ewakuacji za granicą to musi bo być kraj białasów i najlepiej katolików – i najlepiej już załatwiaj papirusy i ucz się lokalnego języka na perfect – guru domowego survivalu Ferfal np. proponuje Urugwaj

          w razie SHTF pierwsi dostają po zadku obcy, innowiercy

          kozioł ofiarny musi się zawsze znaleźć

          • Julek pisze:

            „najlepiej już załatwiaj papirusy i ucz się lokalnego języka na perfect”

            Ee tam. Stawiam na mobilność więc pojadę tam gdzie będzie mniej źle zamiast uwiązywać się do konkretnego miejsca i np. stracić wypasioną, doinwestowaną, surwiwalową chałupę kiedy wjadą czołgi. Języka nauczę się jak już będę wiedział gdzie jestem. Chodzi o to, żeby to nie była ucieczka tylko wycieczka 😉

          • Julek jakieś propozycje krajów konkretne?

          • Julek pisze:

            No właśnie mówię, że nie 🙂 Kiedy parę milionów surwiwalowców w PL okopie się już w swoich celach ewakuacji i będzie się ostrzeliwać z czarnoprochowców odstraszając zombie, pojadę tam gdzie o surwiwalu nie słyszeli 😉 Wszystko jedno gdzie to będzie. Piwo ma być zimne i dziewczyny ładne a wy się surwiwalujcie jeśli was to kręci 😉

          • a coż złego w celu ewakuacji i broni czarno-prochowej?

            koncepcja jak każda inna, ani gorsza, ani lepsza

            lepsze to od picia wódki pod monopolem i użalania się

            (ha! co innego picie dobrej wódeczki w celu ewakuacji)

  12. Alfredo pisze:

    @gościu_z_osiedla

    Sorry stary, ale gadasz straszne bzdury!

    Niszowy kierunek po którym zostaniesz rezydentem? Rezydentem w sensie mieszkańcem? Skończysz WSTiH i zostaniesz milionerem w Egipcie? Polecam powrót na ziemię.

    A co do opcji „wyjechałem z wiochy do Warszawy na studia” – po co na studia? Nie można po prostu wyjechać do pracy? Zaoszczędzisz pieniądze bo przecież studiowanie na Wyższej Szkole Tego i Owego (a nie oszukujmy się – transfer „ze wsi” do „miast” to przeważnie klientela tanich i prywatnych uczelni – a państwowe i renomowane prywatne obstawiają dzieci bogatych ludzi i „miastowych”). Sam jestem przyjezdnym „wiochmenem” i absolwentem wyższej szkoły tego i owego i żałuję, że po prostu nie wyjechałem za pracą.

  13. nie bzdury tylko fakty

    obudź się, i poszukaj choćby relacji w necie zanim zaczniesz zarzucać komus bzdury

    być rezydentem biura podróży czy innej agencji w kraju egzotycznym, bliski wschód, a nawet w grecji, włoszech czy części hiszpanii to jest fucha – minus to bycie tam samemu – więc dobre dla singli-alkoholików

    z opowiadań ex-praacowników wiem jakie są przewałki rezydentów, a znając angielski i będąc na tyle kumatym, że po kilku dniach w danym kraju zaczynam też kumać elementarne podstawy lokalnego dialektu + ręce nogi + pidgin english i nie raz sam wyłapałem przewały biur – kasa kasa kasa

    szwagier niedawno wrócił z egiptu – za wycieczkę wartą bezpośrednio u Egipcjan 30veuro – tym samym stateczkiem i tą samą grupą – płacisz przez rezydenta 99 eurasków, itp. trochę mniejsze przebity sam widziałem i nie dawalem się dymać w grecji, w italii…

    na bliskim wschodzie rezydenci robią 2 razy większe przewały niż w UR

    • aha, a to że nie trafiłeś w kierunek no to przykro mi stary, dość częsty przypadek, poza nielicznymi uczelniami i fuchami w większości nie ma gwarancji pracy w wyuczonym zawodzie, co powszechnie wiadomo od około 15 lat

      wykształcenie, znajomości, kumatość i duuużo szczęścia

      tak czy inaczej masz papiur, nawet jeśli to jest licencjat, nie ważne jaki, to na wielu posadkach na przyszłość to minimum

      pan kerownik na wielu zakładach musi mieć papiur i finał

  14. Absolwent pisze:

    W sumie niby wszystko to racja ale pamiętajmy, że studia to też czas pewnej beztroski na którą później już nie będziemy mogli sobie pozwolić. To oczywiście etap imprezowania, ale i na to trzeba znaleźć czas w życiu. Ale także etap na odkrywanie swoich pasji i zainteresowań. Długie wakacje, ferie, weekendy temu sprzyjają. Tak więc to może być czas najróżniejszych wyjazdów, które mogą nauczyć nas więcej niż nauka na uczelni ale, które to nie byłyby mozliwe pracując na etacie mając 20 dni urlopu. Studia to też czas zawiązywania przyjaźni. Akurat ja skończyłem mierne studia. Ale całe studia angażowałem się w rożnego rodzaju projekty turystyczne, zrobiłem kilka kursów przewodnickich i najróżniejszych uprawnień itp. I po skończeniu studiów okazało się że to nie dzięki nim ale właśnie poprzez wiedzę i doświadczenie zdobywane w przy okazji teraz świetnie odnajduję się na rynku pracy w branży turystycznej zupełnie nie związanej z kierunkiem studiów. Tak więc studia to nie tylko same studia w wąskim tego słowa znaczeniu ale całokształt wszelkich działań podejmowanych w tym 5cio letnim okresie. Można to przebimbać, można tylko studiować, a można też ten czas studiowania wykorzystać w dwojaki sposób.

    • Survivalista (admin) pisze:

      I tu jest pies pogrzebany. Osobiście uważam, że właśnie nie można sobie pozwolić na beztroskę w czasie studiów.

    • popieram zdanie absolwenta

      to jest caloksztalt i to od czlowieka zalezy czy bedzie sie tylko minimalistycznie trzymal programu studiow, czy zrobi mnostwo innych rzeczy

      czesto ludzie na luzackich studiach moga zrobic wiecej i maja lepsza sytuacje potem

      a co do beztroski to bez przesady, ale czasem trzeba wyluzowac, aby nie oszalec

  15. jenefa pisze:

    każdy ma swoje dążenia i ideały. wczesna praca i ukierunkowanie taką czy inną karierę są zrozumiałe i na pewno rozsądne.

    ja jednak cenię sobie ideę wyższego wykształcenia. nie każdy kierunek, ale przecież ich jest do wyboru mnóstwo. kontakt z literatura przedmiotu, naukowcami w tej czy innej dziedzinie (zakładam, ze ma się jakiś kontakt, czyli się na te zajęcia chodzi) „urabiają” człowieka, dają szansę, żeby zająć się daną dyscypliną i poznać ją. studiowanie i myślenie przy tym o samej zdobytej wiedzy, a nie tylko o papierze to raczej zapomniana wartość, co jest, jak sądzę, skutkiem tzw. naszych czasów. rozumiem to, ale z drugiej strony bez studiów nie ma już potem takiej szansy.

    reasumując, ja lubię studiować ze świadomością, że mogę wynieść z uczelni jakąś wiedzę i potem dalej ją rozwijać, a nie tylko traktować studia jako trampolinę do papierów i szybkiej kariery.

  16. MariuszK pisze:

    A ja studiuję bibliotekoznawstwo, jestem szczurem biurkowym, nie pracowałem jeszcze. Nie mam znajomości. Nie jestem przebojowy ani pomysłowy. Nie angażuje się we wszystko i wszędzie. Zatem biada mi? Aleście mnie dobili…

    • Survivalista (admin) pisze:

      Nie no, jeśli możesz mieszkać z rodzicami, to raczej z głodu nie umrzesz. Ale na karierę i bezpieczeństwo finansowe to na Twoim miejscu bym nie liczył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.