Ewakuacja z miasta

Temat ten gryzie mnie od niemal samego początku istnienia bloga, dlatego założyłem z myślą o nim osobną kategorię dla wpisów na blogu. Póki co niewiele tam konkretów napisałem, pora ten stan rzeczy zmienić.

Chciałbym na łamach tego i kilku następnych wpisów przedstawić Wam moje sugestie i spostrzeżenia odnośnie nie tyle celu ewakuacji (o nim już pisałem), ale samego procesu ewakuacji z miasta do tegoż celu. Moim zdaniem, w mieście bezpiecznie w razie gorszych czasów nie będzie, dlatego zależy mi, by na stałe się z niego wyprowadzić. Kto nie ma takich możliwości, powinien zawczasu przygotować sobie bezpieczną przystań gdzieś dość daleko od miasta, na kawałku własnego gruntu. I w razie potrzeby, szybko się z miasta ewakuować.

Jak uciekać?

Tak naprawdę w razie czego nie będziemy mieli wielkiego wyboru. Jeśli akurat będziemy mieli pod ręką samochód, trzeba będzie weń wsiąść i odjechać. Czy pisałem już, że warto mieć w zawsze nie mniej niż pół zbiornika paliwa?

Highway traffic jam in Bangkok

Korek na wylotówce z Bangkoku. Foto: Farangrakthai.

Jeśli samochód zostanie np. pod domem, może warto byłoby się do niego wrócić, korzystając z pomocy zestawu powrotnego, a potem zapakować do niego rodzinę (i zestawy ucieczkowe) i ruszyć dalej w drogę?

Jeśli samochód nie odpali, pozostaje tylko ewakuować się pieszo. Mnie uda się dotrzeć do mojego celu ewakuacji w ciągu 12-14 godzin ciągłego marszu, czyli w praktyce pewnie po dwóch dniach drogi. Może powinienem wtedy wsiąść na rower i ewakuować się na nim? To mogłoby być świetne wyjście…

Którędy się ewakuować?

Dobrze opracowana trasa ewakuacji może Ci uratować życie. I to koniecznie musi być trasa przynajmniej z trzema wariantami dotarcia z puntu A (gdzie jesteś na co dzień) do punktu B (albo BOL, czyli do celu ewakuacji).

I ta trasa ma znaczenie tak w przypadku ewakuacji pieszej, jak i w przypadku ewakuacji samochodem. W tym drugim nawet większe. Bo na każdej trasie napotkasz przeszkody takie jak:

  • rzeki i mosty (lub brak tychże mostów),
  • linie kolejowe, wiadukty,
  • tunele,
  • dziury w jezdni,
  • korki na wylotówkach.

Tak jak większość polskich miast korkuje się latem w piątkowe popołudnia, tak będzie też w przypadku jakiejś poważnej katastrofy, która wystąpi w mieście. Tak samo, a nawet gorzej. Korków nie sposób będzie ominąć, bo niby jak, jeśli po obu stronach drogi jest np. bariera chroniąca przed hałasem albo rów odwadniający (do tego jeszcze pełen wody, bo akurat mamy roztopy)? Tych przeszkód nie pokona nawet survivalowy samochód terenowy.

Kiedy wyruszyć?

Jak najszybciej. Gdy tylko uświadomimy sobie, że jest to konieczne.

Ferfal wspomina często o tzw. złotej godzinie, między wystąpieniem pierwszych poważnych przesłanek świadczących o tym, że coś się dzieje, a wyruszeniem ludzi z domów. My, świadomi tego, co nas może czekać, powinniśmy śledzić informacje w poszukiwaniu tych właśnie przesłanek, a później ewakuować się czym prędzej, zanim zrobią to inni i wyjazd z miasta stanie się niemożliwy.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

55 komentarzy

  1. Julek pisze:

    Sie powtarzam ale rower turystyczny to super pomysł i warto znaleźć mu miejsce w chałupie i w samochodzie. Mowa o grupie trekking/touring a nie wycieniowanych góralach czy crossach, które są lekkie ale mało wytrzymałe. Mocne 36-szprychowe koła, oświetlenie, dynamo w piaście, błotniki, zestaw dobrych bagażników i sakw np. naszych polskich Crosso i jeśli rower będzie sensownej jakości tj. od 2 tyś PLN w górę, to mamy pierwszorzędny pojazd średnio 4 razy szybszy od butów i tylko 4 razy wolniejszy od samochodu. Z zasięgiem dziennym jest podobnie.

    Ostatnio obczajałem jak wiać z betonu i wyszło mi, że najwygodniej przez osiedla domków jednorodzinnych, których ostatnio mocno przybyło, a wraz z nimi ulic. Tłum się tam nie pcha bo można pobłądzić, tubylców mało, alejki muszą być drożne bo innych nie ma. Pozostaje tylko objeździć je rowerem i się zapoznać z topografią.

  2. Wrobel.Cwirek pisze:

    Rower ma tą wadę, że nie zapakujemy na niego za dużo towaru. A w końcu warto w razie ewakuacji brać też zapasy, które mamy w mieszkaniu w mieście – jeśli jest taka możliwość. Najlepiej chyba po prosty załadować rower na samochód i tak uciekać, aby mieć możliwość elastycznej reakcji.

    • Wojmir pisze:

      Primo podczas takich operacji im więcej szpeju tym mniejsza mobilność i tym bardziej się rzucasz w oczy.

      Secundo uciekając rowerem daleko nie ujedziesz gdy zastąpi Ci drogę 10 chłopa.

      Tertio uciekając Autem staniesz po kwadransie w korku lub po stłuczce czy karambolu.

      Quatro jeśli chcesz uciekać z miasta to tylko na piechotę i tylko z tym co masz na sobie i się nie rzuca w oczy abyś nie ściągał na siebie uwagi.

      Ps.: Jakkolwiek uważam takie operacje za zbyteczne to są to dobre rady dla osób, które by wpadły w panikę i gorączkę ucieczek. Po za tym jak tak wszyscy się rzucą na ucieczkę z miast to chyba w mieście będzie jednak bezpieczniej oraz więcej żarła i środków ratunkowych pod ręką 🙂

  3. ChollaYi pisze:

    Ja do ewakuacji planuję użyć samochodu, do którego zapakuję rodzinę wraz z max. ilością zapasów/narzędzi. Dodatkowo znajdą się na nim rowery, które posłużą w przypadku totalnego zakorkowania, zablokowania drogi. Rowery trekkingowe oczywiście z sakwami. Rozważam też zakup przyczepki dla dziecka, która mogłaby posłużyć do przewiezienia części zapasów. Dziecko wówczas siedziałoby albo foteliku albo w nosidełku na plecach (raczej mało wygodne dla obydwu stron :)).
    Dobrym rozwiązaniem jest posiadanie w aucie CB dzięki temu możemy zawczasu podpytać się innych kierowców o przejezdność dróg/mostów.

  4. Pozyskiwacz pisze:

    Zależy kto sie ma ewakuować, jak tylko młodzi i sprawni ludzie to w zasadzie wszystkie warianty (pieszo,rowerem, motocyklem,samochodem, itp.), są do przyjęcia (zależy od długości przyszłej trasy-jak chcemy się przenieść kilka tys. km to warto pomęczyć się w korkach na początek, i pory roku-zimą w śnieżycy rowerem będzie trudniej).Jak młode małżeństwo z małym dzieckiem to już trudniej, ale ciągle większość wariantów jest możliwa .Najgorzej gdy trzeba ewakuować wielopokoleniową rodzinę – wtedy chyba tylko samochód zostaje.Zyskuje też na znaczeniu planowanie-najlepiej jeszcze przed kryzysem wysłać do miejsca ewakuacji część domowników i zapasów, a osoba która musi np. pracować może dotrzeć w ostatniej chwili,dowolnym środkiem transportu.
    Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden sposób-droga wodna.Przeważnie przez większe miasta przepływa jakaś rzeka.Raczej nie będzie na niej korków. Warto mieć (na własność,albo chociaż dostęp) jakiś jacht, barkę , czy inne „pływadełko”. Jeżeli wielkość akwenu na to pozwala, może to byc nawet nasz cel ewakuacji- w razie „W” wypływamy po prostu w bezpieczniejsze okolice. Mieszkając na łodzi,barce itp.

  5. doxa pisze:

    Uwazam, ze uzywanie samochodu do ewakuacji to sredni pomysl.

    Wezmy przyklad Libii czy realia Stanu wojennego w PRL. Punkty kontrolne na rogatkach zamykaja mozliwosc przedostania sie nawet na dystans kilkunastu kilometrow. A takich rogatek nie ominie sie na 4 kolach.

    Rower to fajny pomysl, ale na 50 km. Wiecej nie damy rady przejechac.

    Jezeli podchodzimy powaznie do tematu, to jedynym rozwiazaniem jest uzycie skutera. Ladownosc wieksza niz rower, przenikalnosc przez blokady duza, mozliwosc zajecia przez wojsko niewielka, spalanie niewielkie i co najwazniejsze – przejedzie sie miedzy samochodami stojacymi w korkach i przejedzie sie lasami przez obszar zamkniety.

    • Julek pisze:

      „Rower to fajny pomysl, ale na 50 km. Wiecej nie damy rady przejechac.”

      Jeśli ktoś z rowerem widuje się na Eurosporcie to faktycznie więcej nie przejedzie 😉
      Normalnie po płaskim tyle da radę nawet 10 letnie dziecko a dorosły (aktywnie jeżdżący, nie kibic) z tobołami pokonuje 50 km w 3 godz. wliczając prze rwy, natomiast jechać może przynajmniej przez 6 do 10 godzin zanim mu d* odpadnie 😉

    • Czeczen pisze:

      Rowerem można przejechać dużo więcej niż 50 km. Preferuję jazdę offroadową (najprawdopodobniej takie będą warunki ewakuacji) i w maju zeszłego roku zrobiłem 100-110 km z odpoczynkiem, podejściami przez niewygodne odcinki, przedzieranie się przez zarośla, wąwozy i ogółem asfaltem jechałem może 45 km. Trasa zajęła mi około 11-12h z czego czas w ruchu wynosił 7-8h.
      Rower daje wiele możliwości, tylko trzeba poznać swoje umiejętności.

  6. Trzeba wziąć pod uwagę, żeby w miarę możliwości unikać dróg powiatowych i krajowych – one będą najbardziej zatłoczone (bo każdy je zna – drogi boczne i gminne tylko tubylcy). W momencie ewakuacji ruszą niedzielni kierowcy a cała reszta „mistrzów kierownicy” będzie miała głęboko w poważaniu ograniczenia prędkości i przepisy. Wszyscy będą jechać w nerwach, wisząc jedną reką na telefonie – o wypadek czy karambol nie trudno – i cała droga zostanie łatwo unieruchomiona. Poza tym większość dróg krajowych i powiatowych jest gęsto obsiana terenami zabudowanymi – a kto wie co tam się będzie działo.

    Dlatego polecam wytyczenie sobie 2-3 tras jak najmniej uczęszczanymi drogami – i przejechanie sobie na próbę samochodem, żeby się nie okazało że w rzeczywistości jest bagnista dróżka zamiast asfaltówki (Google Maps przoduje w takich rzeczach) albo poligon czy zakaz wjazdu.

    Z doświadczenia wiem, że całkiem sporo dróg gminnych ma znacznie lepszą nawierzchnię i pobocza niż drogi główne.

    Dodatkowo polecam mapy na opestreetmap.org – mają często znacznie lepsze pokrycie ścieżek, szlaków czy dróg terenowych niż mapy komercyjne.

  7. Błąd w linku:

    openstreetmap.org

    @DOXA:
    Skuter – z żoną i małym dzieckiem? SRSLY? 🙂

  8. doxa pisze:

    ’Jeśli ktoś z rowerem widuje się na Eurosporcie to faktycznie więcej nie przejedzie’

    Wez pod uwage sytuacje nadzwyczajna. Nie prujesz rowerkiem po szosie tylko przepychasz sie z ludzmi i samochodami, unikasz punktow kontroli.

    'Skuter – z żoną i małym dzieckiem? SRSLY?’

    SRSLY. Inna opcja jest stanie w korku z innymi samochodami, chyba że masz wlasny samolot, to wtedy rzeczywiscie nie SRSLY.

    http://www.wired.com/images_blogs/autopia/2009/12/hybridmoto.jpg daje rade, Ty tez dasz rade jak bedziesz mial za plecami front.

    • Julek pisze:

      „Wez pod uwage sytuacje nadzwyczajna. Nie prujesz rowerkiem po szosie tylko przepychasz sie z ludzmi i samochodami, unikasz punktow kontroli.”

      Coś jak MTB? No bez przesady, 50 km to co to za dystans. Zdrowy, dorosły, sprawny człowiek macha 100 km nawet w terenie, a jeśli…

      „…bedziesz mial za plecami front.”

      to co najmniej 150 km. Doxa, zostaw ten komputer i sio na rower! 😉

      http://1008.pl/

      • Julek pisze:

        Zamurowało was? To dobrze 😉
        Zobaczcie galerię ekipy Klubu Karpackiego z terenowej wycieczki z dziećmi na Ukrainę. Są przeprawy przez bagna i rozlewiska a jeśli chodzi o dystanse to codziennie pobijają życiowy rekord Doxy 😉

        https://picasaweb.google.com/klubik.karpacki/WoYn2010

        Wiosna idzie więc Panie i Panowie do pedałów! I proszę się nie tłumaczyć homofobią 😉

        • makpfi pisze:

          A jaki rower polecasz na trudne trasy?

          • Julek pisze:

            Wygodny, niezawodny, dostosowany do tego co rozumiesz przez trudny teren. 90% kraju jest płaskie więc zwykły trekking z oponami 28×1.5-1.75″ i bagażnikami wymienionymi na lepsze da radę. W górzystym terenie może to być trekking z górskimi przełożeniami. Ten typ roweru to wół roboczy więc ma mocne podzespoły a w każdym sklepie, który ma serwis można zażyczyć sobie zmianę napędu. Obecnie najłatwiej o części do napędu 9-rzędowego (np. górski Shimano Alivio lub lepszy). Rower może być tani na małych kołach 26″, np. Unibike Pamir, byle tylko te koła były mocne 36 szprychowe. Górale z kołami 26″ 32 szprychowymi nie nadają do obciążania sakwami z powodu krótkiego tylnego trójkąta ramy i słabych kół. Jeśli już musi być góral, to na kołach 29″ bo one mają dłuższy tylny trójkąt ramy (np. któryś z Authorów), albo cross z górskim napędem, ale w tych przypadkach tylne koła trzeba wymienić na mocniejsze żeby nie pogubiły szprych pod sakwami. No i w góralu będzie problem z pełnymi błotnikami, zwłaszcza z przodu bo widelce górskie nie mają oczek montażowych. Patrz żeby rama miała tulejki do mocowania bagażnika bo bez tego skazujesz się na druciarstwo i przeważnie cierpi na tym niezawodność. Najczęstsze awarie w turystyce z sakwami dotyczą bagażników i tylnego koła więc te elementy muszą być solidne. Bagażniki Crosso i zbudowanie w serwisie koła na zamówienie załatwiają temat.

      • artur xxxxx pisze:

        Równie dobrze można ewakuować się pieszo z plecakiem. Jak już będzie nieodzowna konieczność zdobycia roweru, zawsze trafi się ktoś na ulicy, kto „pożyczy”. Zawsze też będzie można „pożyczyć” inny środek transportu lub skorzystać ze zbiorkomu, jeśli taki będzie funkcjonował. Brutalne to, ale mówimy o hipotetycznym SHTF, nie o zwykłym, spokojnym dniu.
        Lepsze to chyba niż trzymanie roweru w mieszkaniu, bo kiedyś może się przydać.
        IMO do ewakuacji najlepszy jest samochód terenowy, byleby niezbyt duży. Zawsze przeciśniesz się po podwórkach, schodach, terenach zielonych itp. Mając rury dookoła spokojnie wepchasz się między inne samochody.

        • Julek pisze:

          „Równie dobrze można ewakuować się pieszo z plecakiem.”

          Żeby się w ogóle w ten sposób ewakuować, to trzeba przynajmniej co weekend chodzić pieszo z plecakiem. Już widzę jak domowi surwiwaliści wytaszczą swoje 30 kilowe plecory pełne rzeczy „absolutnie niezbędnych” i po pięciu kilometrach padną gdzieś w krzaki z urazem kręgosłupa, po nocy w namiocie złapią przeziębienie, a przez tydzień będą leczyć zakwasy i wyrzucać zbędne, 3 razy za ciężkie i nigdy nie testowane graty z plecaków.

          „Lepsze to chyba niż trzymanie roweru w mieszkaniu, bo kiedyś może się przydać.”

          Kombinując jakiegoś przypadkowego grata bez przygotowania kondycyjnego porzucisz go jeszcze szybciej niż go zdobyłeś. Poza tym z ciężkim plecakiem fatalnie się jeździ na rowerze. Od tego są bagażniki i sakwy ale to wie tylko ten kto jeździ 😉

          „Mając rury dookoła spokojnie wepchasz się między inne samochody.”

          Robiąc w ten sposób szybko można obskoczyć po buzi i zamiast surwiwalu będzie płacz i liczenie zębów 😉

          • artur xxxxx pisze:

            „Już widzę jak domowi surwiwaliści wytaszczą swoje 30 kilowe plecory pełne rzeczy “absolutnie niezbędnych” i po pięciu kilometrach padną gdzieś w krzaki”
            Amigo, nie mierz wszystkich ludzi swoją miarą. Nie jeden „surwiwalista” jest przeszkolony przez przyrodę. Taka pasja, nie wiem czy rozumiesz. Wyobraź sobie, że niektórzy ćwiczą na wyprawach mniej lub bardziej ekstremalnych. Z tymi zakwasami i przeziębieniem to kompletnie przegiąłeś. Za kogo mnie masz? Ciekawe jak Ty byś się sprawdził w trudnych warunkach.

            „Robiąc w ten sposób szybko można obskoczyć po buzi”

            Dzisjas krajz, gdzie Ty mieszkasz? Ja tak czasami jeżdżę po W-wie (tylko gdy muszę!) i w najgorszym razie kończy się na pyskówce. Nie zmienia to faktu, że jestem kondycyjnie i technicznie przygotowany do „dostania po buzi”.

          • Julek pisze:

            „Dzisjas krajz, gdzie Ty mieszkasz? Ja tak czasami jeżdżę po W-wie (tylko gdy muszę!) i w najgorszym razie kończy się na pyskówce.”

            Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym ci demolować rurami mój samochód? I że dwóch facetów nie dających sobie w kaszę dmuchać na pewno skończy na pyskówce? Nie warto być chamem, nawet w czasie SHTF.

          • Julek pisze:

            „Za kogo mnie masz? Ciekawe jak Ty byś się sprawdził w trudnych warunkach.”

            Zluzuj galoty chłopie. Napisałem ogólnie o ludziach bez przygotowania kondycyjnego za to z bujną wyobraźnią. Jak zechcę ci dowalić ad personam to zaznaczę to wyraźnie.

          • artur xxxxxx pisze:

            Miałem na myśli efekt psychologiczny jaki wywiera na innych kierowców samochód terenowy z rurami, nie przyszło by mi do głowy taranować inne samochody, nawet w czasie SHTF.

          • artur xxxxxx pisze:

            Jeszcze jedno, żeby nie było że jestem jakimś socjopatą, który zamiast czekać w korku jak reszta ludzi, przepycha się jak tylko może. Zdarzyło mi się to kilka razy w stanie wyższej konieczności, na co dzień czekam
            jak wszyscy, nawet nie zmieniając pasów ruchu.

          • Julek pisze:

            „Miałem na myśli efekt psychologiczny jaki wywiera na innych kierowców samochód terenowy z rurami”

            Nie obserwuję u siebie tego mitu 😉

        • Wrobel.Cwirek pisze:

          „Pożyczyć”??? A wiesz, że w stanie wyjątkowym to do „pożyczających” się strzela bez ostrzeżenia a jak się złapie, to rozwala za rogiem?

          Niestety – taki sposób myślenia właśnie jest spowodowany brakiem dostępności do broni.

          • artur xxxxx pisze:

            Czegoś nie rozumiem. Kto ma strzelać jeżeli nie ma w społeczeństwie broni?

  9. doxa pisze:

    Artur, masz racje. Ja tez sie smieje z tych 30 kg plecakow. Nawet wpis popelnilem jakis rok temu … http://slomski.us/2010/03/08/survival/

    W 2004 roku podobno bylo w PL 385 193 sztuk broni (zrodlo? prosze bardzo – http://pl.wikipedia.org/wiki/Pozwolenie_na_bro%C5%84). Do tego dolicz nielegaly zalegajace nawet od czasow wojny, przerobki gazowcow i robi sie 500 000.

    PS. Wlasnie dostalem brytyjskie MRE (24h ration pack). Zenua w porownaniu z amerykanskimi. Jak Amerykanie zjedza i walcza, to Brytole dopiero koncza sobie kociolek rozpalac …

  10. Iulius pisze:

    W społeczeństwie jest broń. Ma ją sto tysięcy myśliwych, sto tysięcy policjantów (ci są szczególnie niebezpieczni, bo nie mają praktycznie żadnego przeszkolenia, co grozi przypadkowymi ofiarami), trudna do określenia – może kilkadziesiąt tysięcy – liczba członków innych służb państwowych, kilkanaście tysięcy innych legalnych posiadaczy cywilnych, nieznana liczba posiadaczy nielegalnych oraz strzelców czarnoprochowych.

  11. Mc pisze:

    Oglądam właśnie przerażające filmiki z japońskiego Tsunami.
    Ludzie próbują uciekać przed falą samochodami, po czym wpadają w pułapkę, bo jadąca z przeciwka ciężarówka zaczyna zawracać blokując drogę.
    Piechotą i rowerem też by nie dali rady.
    Chyba tylko motocykl.
    O tym, jak moja rodzina ewakuowała się motocyklem (w 4 osoby) w 1939 już tu pisałem.

    • Julek pisze:

      Jest z tysiąc powodów dla których motocykl zostanie w garażu. Jeśli nie będzie się dało samochodem z rowerem w środku, to wezmę rower bez samochodu. Motocykle sprawdzają się w roli zabawek i ewentualnie szybkiej ucieczki ale na dłuższą metę pojawiają się problemy. Nietypowe części i narzędzia wymagające działającej sieci sklepów i serwisów, które z racji operowania w branży „hobby” padną zaraz SHTF, jeśli to nie enduro to znikoma przydatność w terenie, mały zasięg, mały bagażnik, laski na niego lecą tylko w czasie pokoju itd. 😉

  12. Jeżeli chodzi o broń to nie zapominajcie o tym, że mają ją ochroniarze – i nie mówię tu o dziadkach parkingowych tylko tysiącach konwojentów i ochroniarzy licencjonowanych.

  13. Wrobel.Cwirek pisze:

    Broni jest mało… piszecie, max. 500tys… na 40 milionów ludzi. Powinno być 10 milionów a nie 0.5 miliona!

    Chore przepisy z czasów, kiedy władza bała się ludzi… z resztą jak widać nadal się boi. I słusznie, bo banda łajdaków nic nie robi, albo gorzej, wszystko psują.

    • Wojmir pisze:

      Każdy powyżej 18lat ma prawo do broni gładkolufowej, gazowej i czarnoprochowej bez zezwolenia. Ile % Polaków taką broń posiada, która z wyjątkiem czarnoprochowców jest łatwo dostępna i tania a zabić z niej również można. 🙂

      Po za tym każdy w chałupie ma broń białą, która w nagłym razie będzie skuteczniejsza od broni palnej w rękach osoby, która nie jest strzelcem wyborowym.

  14. Boungler pisze:

    Z centrów szybka ucieczka jest możliwa jedynie motorem, ten wątek był już u mnie poruszany. Rzecz w tym że motor nadający się do ucieczki nie może być zbyt ciężki i powinien mieć wystarczająca pojemność aby pociągnąć i ładunek (również ładunek paliwa) rower ok, ale jak sami widzicie że nie każdy przyznaje się do dobrej kondycji. Dobrze sprawdza się pomysł ucieczki skuterem – w razie czego można przenieść przez przeszkodę i dalej jechać, budowa nie tak skomplikowana i można samemu serwisować. Dziecko można zapiąć na plecach na specjalnej uprzęży. Żonę można już wdrożyć wcześniej aby się uczyła prowadzić własny taki brzęczyk. Pomysł na pewno wart rozważenia.

    • Julek pisze:

      „rower ok, ale jak sami widzicie że nie każdy przyznaje się do dobrej kondycji.”

      Trudno mieć dobrą kondycję jeśli się o rowerach gada zamiast na nich jeździć 😉

      Rower jak nic innego obnaża fakt specjalizacji mięśni do danego typu wysiłku, stąd dobrzy biegacze czy pływacy daleko nie zajadą jeśli nie będą jeździć a np. kulturyści w ogóle nie mają czego szukać w sportach wytrzymałościowych jeśli ich nie uprawiają. Oprócz przyzwyczajenia organizmu do długotrwałego wysiłku fizycznego jest jeszcze jedna kluczowa rzecz poddawana specjalizacji – dupa dopasowuje się do siedzenia na siodełku rowerowym. Ci co jeżdżą mają twarde dupy, reszta ma mientkie 😉
      Nie ma opcji żeby kanapowy surwiwal z 30 kilowym plecakiem nagle dosiadł znalezionego roweru i nie odpadł po pięciu kilometrach. Po prostu jego własna tylna część ciała urwie mu głowę za takie eksperymenta 😉

      Za to jest druga strona medalu – jazda rowerem genialnie poprawia wydolność, wzmacnia wszystko włącznie z górną częścią ciała i co najlepsze – robi to w ekspresowym tempie dostarczając przy tym mnóstwa radochy. Tak tak, jeśli ktoś zapomniał jak cielęciem był, to przypominam, że rowerowanie jest przede wszystkim świetną zabawą! Żadne tam 100 pompek, basen czy Eurosport nie dają takich efektów jak zabawa w rower. A jak się micha potem cieszy! 🙂

      • maky pisze:

        I tu się nie zgodzę. Rower rozwija przede wszystkim dolną połowę ciała. Basen raczej bardziej równomiernie z naciskiem na górną. Oprócz tego – basen rozwija mięśnie zdecydowanie mniej obciążając stawy.

        P.S. Jednak chyba odbiegamy od tematu… 😉

        • Julek pisze:

          Spróbuj pojeździć w terenie a zobaczysz, że górną też. Oczywiście nie tak jak dół ale wzmacnia na tyle, że przeciwdziała drobnym kontuzjom przy aktywności nietypowej, kiedy np. podczas ewakuacji trzeba ponieść plecak, załadować samochód itd. Tu rower zastępuje ogólny trening i w przeciwieństwie do basenu można go zabrać ze sobą. Basen jako trening też jest spoko tylko ewakuacja wpław ma tę wadę, że woda nalewa się do plecaka 😉

          • Wojmir pisze:

            Wole już Konia a w zimie 4 psy Haski wszędzie pojedzie nawet bezdrożami i pokona długi dystans, no i więcej na niego załadujesz jak na rowerek a rzekami czy bagnem nie musisz się przejmować Koń zapada tylko po brzuch i dalej se pływa. Wiem bo nie raz przeprawiałem się Konno przez dość głębokie rzeki (Bug, Wisła, Warta, Odra). No i nie musisz brać ze sobą paliwa dobry Koń pożywi się wszystkim nawet korą drzew.

          • Survivalista (admin) pisze:

            A gdzie tego konia chcesz trzymać w mieście? Przypominam o czym my tu dyskutujemy — o ewakuacji z miasta właśnie…

          • Wojmir pisze:

            Do survivallist jeszcze 10 lat temu w centrum Warszawy spotkać było można ludzi mających bryczkę i konia. 🙂

            cytuję:

            „Jechała przez miasto załadowana fura,
            „szmaty, butelki, makulatura!”
            Wołanie furmana ucichło wśród bloków,
            Wielkie śmieciarki burzą ranny spokój.

            Zagłusza telewizor wszystko dookoła
            I tak już nie usłyszysz węglarza, który woła:
            „wyngiel przywiózem, gdzie go mam zwalić”,
            Koń spocony czeka, węglarz sporta pali.

            …”
            Tomasz Szwed „Polscy Kowboje”

            Po za tym:

            1. Jak spodziewasz się jakiegoś armagedonu to po co siedzieć w mieście. Siedź na wsi non stop a miasto piernicz 🙂
            2. O zagrożeniu atomówką czy wojną lub epidemią dowiesz się gdy będzie już za późno na ucieczkę z miasta jako pierwszy. Przed powodzią masz szansę jeszcze zdążyć jako pierwszy. Przed pozostałymi zagrożeniami nie uciekniesz w porę gdyż dowiesz się o nich dopiero gdy zapukają do drzwi.
            3. Jak dowiesz się o Epidemii, i że są przypadki w Twoim domu to lepiej zostać na miejscu. Dlaczego:
            a) jak jesteś nosicielem to tylko zwiększysz zakres epidemii.
            b) jak jesteś nosicielem to na miejscu masz większe szanse na przeżycie (pomoc medyczna).

  15. Owszem, ale tak, jak pisałem – znaleść alternatywne drogi. Ucieczka motorem/skuterem przez zakorkowane ulice, pełne spanikowanych ludzi sprawi, że komuś przyjdzie do głowy zwalić nas ze skuterka i samemu nim pojechać.

  16. gość codzienny pisze:

    W 1939 nie było zbyt wielu samochodów, raczej furmanki i rowery a i tak drogi zostały momentalnie zakorkowane, a tu jeszcze w protiwpołożnym kierunku zasuwały kolumny militarne. Jeśli ucieczka spowodowana będzie kataklizmem typu Fukushima (w naszych realiach musiałaby to być któraś z jednostek ukraińskich czy u pepików) nikt nie będzie nas dodatkowo ostrzeliwał a i służby będą wspomagać ewakuację. Jeśli będzie to wariant militarny wtedy każdy liczy na siebie, a tzw „męska” część populacji zostanie wezwana w kamasze i ucieczka pozostanie w rękach żon i dzieci. Za dezercję można będzie zarobić kulkę w czapę. Wtedy olać narzędzia i inne pierdoły, ważne będzie tylko ciepłe gacie, żarcie na parę dni i coś na handel/wymianę/łapówkę – tu poza żarciem przydadzą się fajki, gorzała i srebro-złoto w obojętnej formie – krzyżyk, łańcuszek, obrączka, ale i moneta czy zablistrowana mini-sztabka. Ewakuacja do „chatki na działce” w razie braterskiej interwencji sojuszników czy to wschodnich czy zachodnich niewiele pomoże. W razie skażenia, potopu, zarazy podobnie. Trudno mi znaleźć dobre uzasadnienie ucieczki do takiej chatki poza wariantem totalnego rozkładu państwa (rewolta, blokada dostaw paliw, brak prądu, gazu, wody, puste sklepy i głodne zdziczałe hordy) lub upadku systemu fiat money.

    • Wrobel.Cwirek pisze:

      Własnie braterska inwazja sojuszników to też dobra „motywacja” do pojechania na wieś. Z tym, że nie jestem do końca przekoany, czy od razu 🙂 Może lepiej przeczekać w piwnicy pierwsze ruchawki 🙂

    • Wojmir pisze:

      Jedyny rozsądny głos jak dotąd

  17. magister pisze:

    Pochwalony. Dawno mnie ty nie było.
    Całkiem ciekawy temat. Pisałem już kiedyś w podobnym tonie, że spowodowanie 3 słownie trzech wypadków-utrudnień w ruchu na 3 mostach np. Poznania paraliżuje większą część miasta. Niedawno przeżyłem takie zdarzenie siedząc parę godzin w aucie nie mogąc się ruszyć autem w żadnym kierunku… masakra.

    I tak sobie już wyobrażam jak po informacji o jakimś zagrożeniu nagle wąskimi, dziurawymi drogami ludność cywilna próbując uciekać stoi w kilometrowych korkach.

    Szkoda gadać. Czas powiedzieć, że mieszkańcy większych miast mają przekichane….

    Pójdźmy dalej- załóżmy wybuch atomowy … siadają wszystkie elektryczne obwody czyli nagle staje w miastach cała infrastruktura drogowa…światła, auta…. mamy nagle tysiące przeszkód na drogach, których niemożna przestawić….

    pozostaje faktycznie tylko rower i własne nogi….

    a tak ku woli pochwalenia się kupiłem ostatnio starego ruskiego Dniepra z koszem bocznym i cieszę się, że jest tam znikoma ilość elektroniki. Same kółka, przekładnie i śrubki…. takim sprzętem to można wiać z miasta że hoho :))))

  18. Pozyskiwacz pisze:

    Dniepra masz z napędem na wózek czy bez? Też sporo takimi jeździłem (m.inn. wyprawa na Krym)Faktycznie dużo bardziej sprawny pojazd niz samochód, a i bagażu sporo można załadować.
    Co do korków,to przez Poznań przepływa Warta- byle ponton,kajak,czy jeszcze lepiej jakaś łódź wiosłowa i można śmiało spływać 🙂
    Na wieksza jednostke można zabrać np. rower,czy nawet mały skuter i po opuszczeniu miasta uciekac dalej drogami.

  19. magister pisze:

    Napęd oczywiście na wózek:P!!!!

    A co do spływu to całkiem ciekawy pomysł.

  20. Richmond pisze:

    Wziawszy pod uwage korki, przez ktore przedzieram sie na lokalnych drogach, to najlepszym wyjsciem dla obecnej lokalizacji bylby zakup kajaka, a najlepiej barki. Na barce moznaby trzymac zapasy i mieszkac przez jakis czas.

    Kajak ostatecznie moge trzymac na dachu samochodu, ktory stoi w garazu 😉

    I tak mam niezle, bo mieszkam niby na granicy miasta. Jednak, gdy wszyscy wracaja z pracy, to okoliczne drogi sa zapchane, a osiedlowymi niestety nie da sie, bo zwykle nie sa przelotowe. W razie ewakuacji wszyscy rzuciliby sie do samochodow.

  21. mike_russ pisze:

    Motocykl o prostym silniku (gażnik, żaden wtrysk)i nie dużej pojemności (125ccm). Silnik z rozrządem na popychaczach (nie „zrywalny” łańcuszek)lub dwusuw. Mało pali, prosty silnik jest niskoawaryjny. Oczywiscie- żaden chopper/cuirser, tylko prosty naked/enduro na oponach z solidnym bieżnikiem. Bak co najmniej 10 litrów, + nie duży zapas części i narzędzi( boczne kufry). Na dokładkę kratowy bagażnik (ruka/pręty). Pozwala to na przejechanie około 300km. Przy odpowiednim przygotowaniu docelowego miejsca ewakuacji – wystarczy by zabrać 2 osoby z zestawem ucieczkowym. Nie duży uterenowiony motocykl pozwala swobodnie przejechać praktycznie tam, gdzie da się przejechac rowerem (np. miedzą przez pole) i oddalić się na odległość 100km w czasie 2-3 godzin w trudnym terenie. W razie awarii daje się pchać (co jest nie wykonalne z cięższym motocyklem). Z modeli: dobrze wyremontowany WSK-125, lub Simson s50, też współczesny Romet k-125, Zipp manic itd.z tym że do współczesnych modeli koniecznie w zapasie moduł zapłonowy. Skuter odpada- w prawdzie jest pakowny, ale nie da sobie rady nawet w lekkim terenie (małe koła).
    Rower jest dobry jak się ma zdrowe nogi, dobrze go mieć w miejscu ewakuacji.

  22. red pisze:

    Istnieje jeszcze rozwiązanie pośrednie, można mieć rower z zamontowanym zestawem silnikowym (spalinowym). Oczywiście jeśli ewakuacja obejmuje osoby zdolne do jazdy bez starszych osób, małych dzieci itp….
    Mam na myśli zestaw silnikowy przyzwoitej klasy nie chiński szrot z allegro za 400-500 zł. Dobry zestaw to cena 1100-1200 zł + rower. Ewentualnie można zakupić niezły rower za około 3k z zestawem(mam na myśli nowy sprzęt). Kumpel posiada takie ustrojstwo :). Osobiście był bym za zamontowaniem takiego zestawu do jakiegoś roweru bardziej terenowego. Spalanie śmieszne około 1,5 l na 100, spokojnie podróżuje się z prędkością 30-35 km/h (testowałem z moim zestawem wycieczkowym nb plecach = ja + klamoty = 120 kg obciążenia), jak w boczne kufry włoży się 2x po 3l kanistry z mieszanką + pełny baczek można na luzie zrobić ponad 500km.
    Rower z silnikiem ma wiele plusów np. wjedzie tam gdzie wymienione skutery nie dadzą rady, można nim mykać leśnymi/ polnymi drogami, także tymi wąskimi gdzie auto nie da rady.
    Jeśli ograniczymy się z przewozem czegokolwiek do swojego zestawu BOB to mamy możliwość opuszczenie błyskawiczne pojazdu w dowolnej chwili z całym dobytkiem.
    Planuje zakup 2 takich zestawów w razie ewakuacji BOB’Y na plecy i na działkę na wsi 50 km od miasta. Szybko, sprawnie, unikając zatłoczonych dróg pełnych spanikowanych ludzi itp…
    No i w przypadku mega kataklizmu i świata jak z mad maxa ( w co nie bardzo wierzę…..) mamy ekonomiczny pojazd którym możemy np dostarczać nasz produkt np. bimber okolicznym mieszkańcom, baa ekonomiczny transport daje wiele opcji zarobkowania:). Przy kłopotach z paliwem łatwiej będzie załatwić 5l dla naszego rowerku na zapas niż 25 do auta. Ponadto rower można łatwo ukryć, w razie braku paliwa można staromodnie pedałować i wiele innych zalet 🙂
    Sama konstrukcja silnika nie będzie skomplikowana więc średnio ogarnięty facet powinien sobie poradzić z konserwacją, drobnymi naprawami itp…
    Opcja stary simson 50 też nie jest zła czy jakaś małe enduro 125 ale rowerek jest mniejszy, lżejszy i ekonomiczniejszy + daje możliwość jazdy bez paliwa 🙂

  23. lechu pisze:

    Przeczytanie tego wszystkiego zajęło mi trochę ale było wart podsumowując wasze wypowiedzi najlepszymi rozwiązaniami są:
    -stary samochód
    mi na myśl przyszedł garbus lub kaszlak (dla wielu maluch)
    -wsk + ewentualnie kosz na toboły
    -rower z napędem spalinowym
    -kajak może nawet rower wodny (swoja drogą ciekawe czy dało by się zrobić coś w rodzaju amfibii tylko ze napędzanej sił mięśni(dziwactwo)
    może lepiej w razie jakiego „W” czym najlepiej i w jakich warunkach? Niechce uzyskać ostatecznej odpowiedzi tylko usłyszec wasze zdanie by moć wykombinowac cos pasujacego do moich warunków

  24. Maks pisze:

    Czytając wypowiedzi kolegów, nasuwa mi się kilka uwag odnośnie metod i sprzętu ewakuacji.
    Sprzęt:
    spływ rzeką – odnoszę wrażenie, że ktoś proponujący zakup łodzi czy barki w celu ewakuacji traktuje miasto w którym mieszka jako samotną wyspę. Co jeśli w górze i w dole rzeki jest jeszcze większe g… niż to od którego ucieka.. Większość rzek w Polsce płynie z północy na południe.
    rower – jeśli ktoś często nim jeździ to ok. Ja przyznam bez bicia, w zeszłym miesiącu dla sprawdzenia własnej kondycji przeszedłem marszem w sposób ciągły, z krótkimi przerwami na posiłki 127 km. Bez większych problemów. Dwa tygodnie później zepsuło mi się auto, pożyczyłem od ojca rower by dojechać do pracy (ok. 3 km). Na rower wsiadłem po raz pierwszy od 1998r. Wynik: po dwóch, tak dwóch kilometrach 🙂 dupa zaczęła krzyczeć GWAŁCĄ!!! Dlatego jestem przekonany, że bez przygotowania czterech liter niema co myśleć o długich trasach rowerowych.
    motocykl-skuter – super sprawa, ale w razie wypadku, gdzie uzyskamy pomoc? Brak części do mnie nie przemawia, w końcu ucieczka z miasta to max. godziny, dotarcie do bezpiecznego miejsca max. liczone w dniach, to nie jest wyprawa wielotygodniowa. Tak naprawdę ważne jest paliwo.
    auto – w moim mniemaniu odpada całkowicie, nawet jeśli jakimś cudem uda się opuścić miasto, to wystarczy suma: stres+zatłoczona droga+ wszyscy uciekają w tym samym kierunku+ niedzielni kierowcy+ stres, stres i stres = przepis na dokumentnie zablokowaną drogę.
    Co do bandytów czekających na nasz ekwipunek, to raczej nie w ciągu dwóch pierwszych dni, no chyba, że miasto z którego się ewakuujemy było jednym z ostatnich spokojnych miejsc w kraju.
    Jeśli chodzi o ilość broni to dodałbym 100 tyś żołnierzy plus do kilkuset tysięcy rezerwistów.
    Pozdrawiam.

    • Pozyskiwacz pisze:

      Po pierwsze: rzeki w Polsce płyną przeważnie z POŁUDNIA na PÓŁNOC 🙂
      Pomysł ucieczki drogą wodną, ma sens o tyle że na pewno bedzie tam mniejszy tłok niż na drogach. Oczywiście np. zwalone mosty moga zablokować tą drogę, ale jadąc szosą też zwalony most oznacza poważne kłopoty 🙂
      Podobbie ciekawy pomysł na alternatywna drogę ucieczki miał kolega na ZZ Form – przemieszczanie się po torach kolejowych. Mamy do dyspozycji infrastrukturę kolejową (nastawnie, inne budynki, warsztaty itp.) można liczyć na narzędzia, może apteczki,paliwo, może nawet jakiś transport-drezyny itp.A przede wszystkim jest olbrzymie prawdopodobieństwo że większość ludzi na to nie wpadnie i będzie szło klasycznie , drogami.
      Ucieczka rowerem , czy innym jednośladem jast oczywiście lepsza niz samochodem (zwłaszcza osobowym), ale wszystko ma swoje ograniczenia. Jak zabrać się jednośladem z małymi dziećmi,starszymi rodzicami/dziadkami, czy niepełnosprawnymi ? A co jeżeli do tego będzie zima? A nawet tylko mocny , kilkdniowy deszcz w lecie?
      Sprawa awaryjności pojazdu: chodzi nie tylko czas ewakuacji, o te kilka , kilkadziesiąt godzin. Ale i późniejsza eksploatacja (kto zagwarantuje że za jakiś czas nie trzeba się będzie ewakuować dalej ?) Najprawdopodobniej będą kłopoty z dostępem do części i materiałów eksploatacyjnych – przypomnijcie sobie lata ’80 i choćby kłopoty z akumlatorami, czy oponami . Chyba że zakładamy że w miejscu ewakuacji mamy przygotowany inny pojazd, lepiej spełniajacy te założenia.

  25. Maks pisze:

    „Po pierwsze: rzeki w Polsce płyną przeważnie z POŁUDNIA na PÓŁNOC”
    Tu mnie masz 🙂
    Może trochę usprawiedliwi mnie godzina pisania.
    Jeśli chodzi o awaryjność pojazdu, to odnosiłem się do postu jednego z kolegów piszącego o kłopotach z częściami do motocykla, masz rację, może trzeba się będzie wkrótce ewakuować ponownie, ale problem części zamiennych dotyczy wszelkich pojazdów łącznie z rowerem (właściwie koń też może potrzebować nowych podków).
    Jak zabrać się jednośladem z małymi dziećmi,starszymi rodzicami/dziadkami, czy niepełnosprawnymi ? A co jeżeli do tego będzie zima? A nawet tylko mocny , kilkdniowy deszcz w lecie?
    Podróż z dzieckiem motocyklem czy rowerem to naprawdę nie problem, ale ogólnie niepełnosprawni „pełnowymiarowi-dorośli” – masz rację, kicha.
    Warunki atmosferyczne, no cóż, nazwa Homo Sapiens zobowiązuje, w zimie na nartach ciągnąc sanki, co do deszczu zmiana ubrania, ewentualnie jeśli nikt nas nie ściga małe ognisko.
    Co do podróżowania wzdłuż linii kolejowych, wydaje mi się, że to naprawdę interesująca alternatywa.
    Przepraszam, że piszę tak hasłami, ale na pysk po robocie padam, a za chwilę muszę dzieciaka do przedszkola odwieść.
    Pozdrawiam!

  26. kowal pisze:

    Jak bedziemy musieli uciekać z miasta to najlepszym środkiem transportu będzie koparko ładowarka. Jest ich w mieście dość sporo mocy to ma aż za dużo jak trafimy na przeszkodę w postaci rowów czy rzeczek możemy zawsze zrobić sobie bród czy rozkopać rów i przejedzie.Średniej wielkości drzewa po prostu przewróci przejdzie po krzakach i po oranym a tak że po błocie jak ugrzęźnie to się sama wypchnie łyżką jest to maszyna na którą nie ma mocnych z doczepioną przyczepą zabierze nasz cału dobytek.Po za tym w sumie jest łatwa w obsłudze.

  27. Funk pisze:

    Mam rowerowy pamietnik mojego nastoletniego wówczas dziadka z 1939 (moge wysłać Skany) 1.09 zobaczył samolot ze znakiem X na sateczniku . 3 wrzesnia ucieka rowerem z Krakowa . Wpisy kolejne ze na wsxchod .. po czym 15X Niemcy go łapią i zabierają mu rower m-ki Rybowski tu numery seryjne . Nauciekał sie . Rower jest dobry na korki i by z dupami po bulwarze wiślanym pogaworzyć lub trenować formę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.