Co jeść, jeśli utkniemy w lesie bez zapasów żywności?

Pod jednym z wpisów Krzyśka ostatnio Czytelnik pozostawił ciekawe pytanie, na które chciałbym odpowiedzieć w formie osobnego wpisu.

Mówi pan o zapasach i przygotowaniu z nich jedzenia ale załóżmy że nie mamy już nic . Jesteśmy w lesie (bez samowystarczalnego ogródka ;D ) . Co jeść ,jakie rośliny ,zwierzęta w tym robaki dostępne w naszym pięknym kraju?.

Najśmieszniejsze w pytaniu Czytelnika jest to, że my właśnie po to piszemy tego bloga, żeby nikt nie musiał takich pytań zadawać. Żeby przekonać ludzi, że w gorszych czasach przeżycie w lesie jest niemal niemożliwe w polskich warunkach. 

Wyobrażam sobie, że w tym momencie specjaliści od nurtu taktycznego survivalu zaczynają się oburzać. Że przecież wystarczy tylko chcieć, mieć motywację, sprzęt i umiejętności. I można wykopać sobie w lesie ziemiankę, czy zbudować szałas, żywić się tym, co się w lesie znajdzie, czasem upolować jakieś zwierzę. Bo przecież w książkach jest masa różnych przykładów robienia improwizowanych sideł z drutu, a poza tym mamy w kraju mnóstwo jadalnych roślin.

Takie deklaracje zawsze budzą na mojej twarzy uśmiech, ale także trochę zdumienia.

Bo problem nie leży w tym, że zdesperowany uciekinier z miasta nie przeżyje w lesie. Problem jest w tym, że takich uciekinierów będą pewnie setki tysięcy. A w Polsce wcale nie ma tak dużo lasów.

A Czytelnikowi chciałem polecić dwie rzeczy:

I przypomnę jeszcze tylko o ogłoszonym parę dni temu konkursie.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

42 komentarze

  1. Ziemianin pisze:

    Co do książek Łukasza Łuczaja. Pod koniec wiosny, pojawi się kolejna książka pt: „Dzika Kuchnia”.

  2. darnok pisze:

    SAS – szkoła przetrwania polecam z książek o survivalu.w lesię się z głodu nie umrze-jestem maniakiem survivalu,tylko trzeba wiedzieć co można jeść,w razie czego jak by było tyle „uciekinierów” to jest przecież kanibalizm.

  3. darnok pisze:

    chciałem jeszcze dodać,że produkowanie na własną rękę żywności w wystarczającym zakresie jest niezmiernie trudne,potrzeba odpowiedniej powierzchni.zapasy kiedyś się kończą,i co wtedy?
    przydałby się wpis dotyczący hodowli zwierząt.bo rośliny za dużej wartości kalorycznej nie posiadają,no może kilka.na jeden kilogram masy ciała potrzeba przynajmniej 1g pełnowartościowego białka.zwierzęta mniejsze i zmiennocieplne mają lepszy bilans energetyczny.

    • panika2008 pisze:

      „bo rośliny za dużej wartości kalorycznej nie posiadają” – to Ty już lepiej wróć do tych swoich bajek o przetrwaniu w lesie, bo o prawdziwym życiu masz nikłe pojęcie.

      • jrw pisze:

        To może podasz przykład tych kalorycznych roślin, które łatwo znaleźć i zjeść bez obróbki termicznej, bo bardzo jestem ciekaw.

  4. Novik pisze:

    Książki Pana Łuczaja są dobre, ale…niestety mają marne fotografie a wręcz rysunki. Strasznie to zaniedbał Pan Łuczaj. Osobiście polecam „W dziką stronę” i przewodnik po jadalnych bezkręgowcach Europy Środkowo -Wschodniej jako ciekawostkę.

  5. Ziemianin pisze:

    Jeśli książka miała by mieć dużo dokładnych kolorowych rysunków, jej cena pewnie wyniosła by 2 razy więcej. Od oznaczania roślin są atlasy 🙂

  6. Mr. Wilson pisze:

    I co z tego, że uciekinierów do lasów będzie setki tysięcy. Jeżeli wezmiemy pod uwagę znajomość rozpoznawania roślin jadalnych i przygotowania z nich posiłków to ta liczba zmiejszy się do co najważej kilkuset osób. Las wcale nie jest najlepszy pod względem poszukiwania roślin jadalnych, najlepsze są otwarte zbiorowiska np. łąki, brzegi rzek, jezior.

    • Novik pisze:

      Za kradzież ziół w lesie w czasie kryzysu będzie kulka.
      Nie będziesz sam w lesie. Strażnicy typu leśniczy będą w grupach i będą mieli kałasza zamiast pieprzu. Nie mówiąc już o bandytach którzy się pojawią. Myślisz, że dlaczego ludność w czasie wojny nie mieszkała spokojnie w lasach ?

  7. darnok pisze:

    a skąd ta informacja o nowej książce?

  8. Arkadiusz pisze:

    Co do przeżycia w lesie a ściślej na łonie natury (łąką, brzeg zbiornika wodnego) uważam, że wszystko zależy od:
    – pory roku posiadanego sprzętu
    – umiejętności
    – aktualnego stanu stanu zdrowia (wbrew pozorom jeden z najważniejszych czynników).
    Co jeść? Polecam także osobiście książkę dr-a hab. Łuczaja. Okazuje się,że rośliny, które kojarzymy są jadalne. Trochę jest o tym u mnie kuchnia-w-wciezkich-czasach.blogspot.com. Pora roku a schronienie. Kwestia kluczowa. Pytanie. Jak długo chcemy w tym „lesie” pozostać? Kilka dni? Jedzenie nie problem więc. Jemy cokolwiek jadalnego tylko po to by nie czuć głodu a o bilans energetyczny się nie martwimy? Kilka tygodni/miesięcy? Sprawa o wiele poważniejsza. Potrzebujemy konkretnego schronienia. Budujemy. Albo mamy (a nawet samochód osobowy). Wszystko naprawdę zależy od tego, jak byliśmy przygotowani.

  9. robert pisze:

    Przeżycie w lesie w miesiącach zimowych w wschodniej Polsce jest prawie niemożliwe. Śniegu po kolana, mróz – 10, do tego zamieć. Nie oszukujmy się

    • Kutanoid pisze:

      Trzeba więc było w lato narobić zapasów (suszone ryby, owoce itp.), a nie biadolić że się przeżyć nie da.

    • panika2008 pisze:

      -10 to w takie cieplejsze zimy. Normalnie w większości zim jest wiele nocy z temp. -20, -25, a i nie jest rzadkością -30. Powodzenia, leśne ludki. No chyba że częścią planu leśnej wegetacji będzie przeprowadzka do Afryki, to diametralnie podnosi szanse przetrwania 🙂

  10. darnok pisze:

    we wschodniej Polsce jest więcej zwierzyny i terenów zalesionych,wystarczy umieć polować lub kłusować,śnieg można topić na wodę,jako zapychacz miazga z drzew.pod śniegiem jeśli w lecie się obserowało gdzie rosną jakie rośliny są wysokokaloryczne kłącza i bulwy.ludzie w mroźniejszych klimatach i wieloletniej zmarzlinie żyli od dawna .

    • Survivalista (admin) pisze:

      Najważniejsze w tym co napisałeś jest, że „wystarczy umieć polować lub kłusować…” i „…jeśli w lecie się obserwowało gdzie rosną jakie rośliny”…

      Ile wymaga to czasu? Szczerze powiedziawszy wolałbym poświęcić wysiłek na organizowanie domowych zapasów żywności lub ich ukrywanie w różnych miejscach, niż nauczenie się, jak zdobywać żywność w głuszy. Tym bardziej, że większość z nas jest obciążona osobami bliskimi, które niekoniecznie mają ochotę uczestniczyć w naszych zabawach.

      • tommies pisze:

        Wszystkim, którym wydaje się jakie proste jest złapanie zwierzaka do zjedzenia proponuję aby spróbowali złapać zwykłego zająca…Czas – cały weekend. Technika dowolna 🙂
        Fajnie że są książki, bo to podstawa, ale bez kilku sezonów w lesie nie ma szans na jakiekolwiek przeżycie a i tu mam spore wątpliwości z uwagi na realnie niewielkie skupiska leśne w naszym kraju.

  11. Kutanoid pisze:

    Polecam obejrzeć ten film:
    http://www.youtube.com/watch?v=4Rz53FZJraY&list=FLRkoQ8URGtk_D8iCx–2yxw&index=24
    Jest w nim sporo o sztuce survivalu.

  12. Novik pisze:

    Przetrwanie to dwa etapy dla prepersa. Pierwszy to przeżyć tysiące konkurentów do zielska i wody w lasach za pomocą zapasów zrobionych za czasów dobrobytu. Drugie to zestarzeć się z pomocą szerokiej wiedzy, bez konkurentów.

  13. miedziak pisze:

    jedynym sensownym sposobem radzenia sobie w lesie to łapanie ryb nad jeziorami (w rzekach poza tymi największymi jest to nie do zrobienia, bo ryby rzadko w takich miejscach bywają)i ewentualnie zbierania topinamburów, a i to tylko w wybrane sezony i nie na długo. Jak się człowiek zgubi w lesie to najlepiej niech nie kombinuje z kłusownictwem tylko niech znajdzie jakiś strumyk i idzie wzdłuż niego, to na pewno do jakiejś osady ludzkiej w końcu dojdzie, no i będzie miał cały czas wodę pod ręką.

  14. Piotr Lisiecki pisze:

    Często zastanawiam się, po co toczy się spór? Autor jasno wyłożył swoje stanowisko. Masz inne zdanie, OK! Nie brak w sieci materiałów od pasjonatów życia w lesie.
    Mam kilka ha własnego lasu, ale ponieważ leży od mojego domu ok 3 km, w ogóle nie biorę go pod uwagę. Nawet gdyby przyszło uciekać z domu z powodu wojny. Po prostu spróbowałem noclegu w lesie zimą i już wiem, jak to jest. Namiot + śpiwór + ognisko na niewiele się zdają. Ok 3 nad ranem marzysz o tym, by ktoś cię dobił.
    Dlatego skupiam się na zapasach, broni i ewakuacji.

  15. Arkadiusz pisze:

    Trochę o dziko rosnących roślinach jadalnych u mnie…

    http://kuchnia-w-ciezkich-czasach.pl.tl/Dziko-rosn%26%23261%3Bce-ro%26%23347%3Bliny-jadalne.htm

    i trochę tutaj

    http://na-kryzys.blogspot.com/ (Moja wersja wersja domowego survivalu, trochę inne podejście,inna filozofia przetrwania)

  16. Jakub pisze:

    Cytat: ” Bo problem nie leży w tym, że zdesperowany uciekinier z miasta nie przeżyje w lesie. Problem jest w tym, że takich uciekinierów będą pewnie setki tysięcy. A w Polsce wcale nie ma tak dużo lasów.”

    Myślę, że jednak problem leży gdzie indziej. Od lat każdy urlop spędzam w lasach i widziałem niejednokrotnie jak w momencie gdy tylko słońce zaczyna chylić się ku zachodowi bywalcy z miasta powszechnie i w pośpiechu opuszczają las. Rzeczywistość jest taka , że większość naszej populacji boi się panicznie ciemności w lesie. Spędzić choćby jedną noc samotnie w lesie jest poza jakimikolwiek możliwościami. Zbyt daleko odeszliśmy od natury , nie rozumiemy lasu nocą i dlatego panicznie się go boimy. Nie będzie wiec owych setek tysięcy uciekinierów do lasu. Idę o zakład że z miasteczka 50 tysięcznego do lasu zdecyduje się pójść nie więcej jak jakieś 50 osób, z tego może 20 będzie miało jakie takie pojęcie o przetrwaniu i będzie w stanie w sposób praktyczny zapewnić sobie schronienie , ciepło , wodę i żywność. Tak więc tłoku raczej nie będzie. Większość będzie się tłoczyć nadal w swoich kamienno betonowych pustyniach czekając na jakakolwiek pomoc. Jeżeli ta pomoc nie dotrze, prędzej zginą niż pomaszerują do lasu.

  17. ps pisze:

    Ciężko zgodzić się z opinią, że w polskich lasach przeżyć się nie da. Otóż da się. Robili to nasi przodkowie, robią do dziś mieszkańcy wielu podobnych klimatycznie miejsc. Ale autor zastrzegł sobie, że nie chodzi o umiejętności czy braki roślin, lecz o tłumy.

    W moim rozumieniu słowa survival jest dużo więcej niż jedzenie zachomikowanych batoników, świecenie latarką na korbkę i siedzenie w śpiworku z goretexu. Survival to też zbieractwo, kłusownictwo i zielarstwo. Survival to też sztuka bycia przygotowanym, a nie domniemywanie, że przyjdzie nam się zmierzyć akurat z założoną przez nas sytuacją. Tu jednak widzę coś innego – zakładanie migracji tysięcy do lasu. Zatem minimum wojna, jak nie katastrofa nuklearna.

    Tymczasem niechciana sytuacja może zaskoczyć nas samotnie, bez zapasów, z pustymi kieszeniemi i z dużo banalniejszych powodów. Może to stać się w Polsce lub w dowolnym innym kraju. Wcale nie musi wynikać z masowej ucieczki całej ludności, ale np. z awarii naszego pojazdu, samolotu, łodzi, itp, itd. Jeżeli ktoś darował sobie tę wiedzę, gdyż oczekiwał tłumów letników zbierających jagody i ogryzających ostatnie gałązki, to radośnie padnie z głodu po zjedzeniu czegoś trującego.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Zawsze byłem głęboko przekonany, że większa jest szansa, że zabraknie mi prądu, niż że utknę w lesie, z dala od domu, kompletnie nieprzygotowany i będę musiał żywić się korzonkami, budować szałas z gałęzi, polować na zwierzynę i rozpalać ogień pocierając patyki.

      Dlatego uważam, że lepiej mieć w samochodzie mapę i parę czekolad, niż uczyć się rozpalania ognia z pomocą patyków.

      • ps pisze:

        Wybacz, to traci sens. Mam tu na myśli kontekst tej jednej porady, jak i całość. Przekaz jest zbliżony do poziomu intuicyjności i zarazem poniżej poziomu przedmiotów PO/EDB nauczanych po prostu w szkołach.

        Przewyższa go gospodyni domowa robiąca weki na zimę, na łeb na szyję bije wędkarz wiedzący GDZIE łowić, 90% członków Polskiego Związku Działkowców wypada jako elita, zaś członkowie Związku Harcerstwa Polskigo to komandosi.

        Czekolada w samochodzie na wypadek braku prądu (??) to nie survival, to nawet nie poziom turystyczny.

        PS. Unikałbym jedzenia wielokrotnie rozpuszczanej i zastygającej czekolady. A to zapewne dzieje się z trzymana w samochodzie.

        • Survivalista (admin) pisze:

          Masz rację. Na brak prądu lepiej uczyć się robić szałasy z gałęzi. 🙂

          A tak poważnie, to akurat był to przykład, rzeczywiście niezbyt trafiony. Do samochodu znacznie lepiej nadadzą się herbatniki albo racje 7O.

          W naszych warunkach scenariusz „w razie czego uciekam do lasu i tam żywię się tym, co znajdę” jest nierealny. Będę to powtarzać tyle razy, ile razy to będzie trzeba. I dlatego należy koncentrować się na nabywaniu innych umiejętności i wiedzy — na przykład gdzie można w okolicy znaleźć wodę do picia, jak ją do domu przetransportować i jak uzdatnić.

          Jedyna sytuacja, w której może się wiedza o budowaniu szałasów i rozpalaniu ognia patykami przydać, to moment, w którym utkniemy w lesie bez przygotowania. A jaka jest szansa, że to nastąpi w życiu typowego Polaka? Jaka jest szansa, że straci pracę, umrze mu żona, albo zabraknie w domu prądu przez tydzień?

          Oczywiście zdarzają się ludzie, którzy idą do lasu na grzyby i później tam się gubią, ale to jest głupota, a nie nietypowa sytuacja.

          • ps pisze:

            Na brak prądu niczego nie trzeba się uczyć, gdyż obsługa takiej sytuacji jest na poziomie intuicyjności. Bliższy byłbym stwierdzeniu, że jego brak przez tydzień nie wymaga wcale przygotowania. Podobnie utrata pracy (trzeba mieć parę złotych na czarną godzinę – poziom intuicyjności). Śmierć żony? Zapasy nie pomogą. Na wszystkie te przypadki wystarczy telefon do przyjaciela i samo się ułoży. Żaden z nich nie stanowi _bezpośredniego_ zagrożenia życia, więc niezbyt pasuje do „survivalu”. IMHO szkoda tracić czas na układanie planów na okoliczność awarii zsypu na śmieci (celowo nieco przesadziłem).

            A samotny pobyt w lesie? Fakt, bardzo nikła szansa, że do tego dojdzie. Ale cały survival to nauka o radzeniu sobie w sytuacjach właśnie niepospolitych, a nie na takich, w których wystarczy gdzieś zadzwonić.

          • Survivalista (admin) pisze:

            Nie zgodzę się. Gdy nie ma prądu, nie działa lodówka, wodociąg, prawdopodobnie też kuchenka gazowa i ogrzewanie. Nie działa kompletnie NIC.

            Gdy zabraknie prądu w jednej dzielnicy, nic strasznego pewnie się nie stanie. Ot, odrobina niewygody, będzie trzeba nosić po schodach wodę w wiadrach z beczkowozu. Ale jak zabraknie tego prądu w całym kraju na tydzień, to się zrobi naprawdę nieciekawie.

            Skąd wtedy brać wodę do picia? Skąd brać żywność? Jak ją ugotować? Jak przechować? Jak ogrzać dom albo mieszkanie w bloku, by nie zamarzły w nim rurki z wodą? Do kogo wtedy zadzwonisz po pomoc i w jaki sposób?

            Jak się człowiek nad tym zawczasu zastanowi i rozważy alternatywy, a potem zacznie się przygotowywać na takie ewentualności, to w zasadzie wystarczy mu odrobina przemyśleń i rozpoznania terenu. I trochę zakupów. Ale jeśli tego nie zrobi, to będzie w czarnej dupie i tyle.

            Że nie ma sensu układanie planów na konkretne zdarzenia, to już tu wiele razy pisaliśmy. Trzeba skupiać się na możliwości zaspokojenia swoich potrzeb bez względu na okoliczności.

            W jaki sposób pomoże Ci telefon do przyjaciela, jeśli to z konta żony płaciłeś ratę kredytu hipotecznego a nie masz do niego loginu i hasła? Jeśli to właśnie z konta żony pobierałeś gotówkę na codzienne wydatki, a przecież nie znasz także PINu? Zapas żywności w razie utraty pracy pozwoli Ci dłużej przeżyć z oszczędności i da więcej czasu na znalezienie sensownej pracy.

            Szkoda tracić czas na uczenie się umiejętności, których niemal na pewno nie wykorzystasz w niepospolitej sytuacji, bo Cię ona nie spotka.

  18. Piotr Lisiecki pisze:

    Zgadzam się z Survivalistą.

  19. anonim pisze:

    „Bo problem nie leży w tym, że zdesperowany uciekinier z miasta nie przeżyje w lesie. Problem jest w tym, że takich uciekinierów będą pewnie setki tysięcy. A w Polsce wcale nie ma tak dużo lasów.”

    Około 1/3 Polski to lasy, wiec nie jest ich tak mało.
    Te setki tysięcy jak pisze admin to będą siedzieć w swoich betonowych pułapkach, czyli miastach i tam prędzej zginą niż wychyla nosa do lasu.
    Tak, Tak, współczesny leming do lasu idzie tylko za dnia, a i to najlepiej przebywa na skraju lasu , głębiej czają się niebezpieczeństwa. Pod wieczór w wielkim pośpiechu opuszczają oni las, w którym groza czai się za każdym pniem. Im ciemniej się robi tym przerażenie jest większe.
    Tak wiec kolego nie opowiadaj bajeczek o setkach tysięcy uciekinierów do lasów. Na każde 100.000 ludności ucieknie tam może jeden na każdy tysiąc, a wiec będzie to w najlepszym wypadku jakieś 100 osób na każde 100.000. Z tego przetrwać w lesie potrafi nie więcej jak kilkunastu , reszcie brak odpowiedniej wiedzy.
    Kto cierpliwie poszuka znajdzie w internecie dwa opracowania dotyczące przetrwania w mieście. Jedno jest napisane przez Jugosłowianina i dotyczy okresu wojny Jugosłowiańskiej, a drugie jest autorstwa jakiegoś
    Rosjanina.
    Po lekturze tego szybko dojdziecie do wniosku, że pilnując swoich zapasów żywności w mieście , jesteście skazani na śmierć i napisali to nie teoretycy , a ludzie którym było dane to przeżyć.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Tych kilkunastu to potrafi przetrwać w lesie jak długo?

      Miesiąc?

      • ps pisze:

        100 lat. Glupie pytanie, glupia odpowiedz.

        • anonim pisze:

          Odpowiem tym przykładem:
          Rosyjska rodzina przetrwała w lesie ponad 40 lat bez żadnego kontaktu z cywilizacją.
          Podobnie przetrwali w dżungli żołnierze japońscy, ostatni chyba wyszli po 2000 roku, a więc przetrwali ponad 50 lat bez miasta i cywilizacji. Tak wiem wielu nie przetrwało, ale to nie jest argument , w miastach jeszcze więcej nie przetrwa.

  20. damian pisze:

    Wszyscy jesteście w błędzie… do przetrwania w lesie szczególnie w zimie wystarczy widelec, dwa patyki długości 10 cm, worek na liście, ok 4 ton ziemniaków (kluczowa sprawa) oraz płyta dvd bears grill

  21. a.jedlinski pisze:

    Witam. Wszystko zależy od podejścia, umiejętności i osobistych preferencji. Jeśli ktoś, tak jak Artur (Autor bloga) nastawiony jest na zapasy oraz ma wypracowane swoje strategie a nie wyobraża sobie przeżycia w lesie i robi wszystko, by w najgorszych czasach nie musieć do niego uciekać – taki ktoś faktycznie w lesie sobie nie poradzi. Jeśli ktoś, tak jak ja, jest nastawiony na ewakuację do altanki w ogródku działkowym, ma tą altankę odpowiednio przygotowaną, umie w miarę uprawiać ogródek oraz spędza na tej działce dużo czasu, często tam nocuje, nawet w okresie zimowym, to taka osoba poradzi sobie na swojej działce nawet jak miałaby tam pozostać kilka miesięcy. Jeśli natomiast ktoś jest miłośnikiem bushcraftu i trenuje się w tej dziedzinie, umie zorganizowac sobie w lesie schronienie, zdobyć pokarm i wodę, taka osoba ucieknie właśnie do lasu, bo to jej teren. Ktoś inny może stwierdzić, że jego celem ewakuacji będzie samochód osobowy odpowiednio przygotowany. Też się da. Co innego survival co innego prepping. Oczywiście te dwie dziedziny zazębiają się ale są między nimi istotne różnice. Jednak sytuacja, że utnkniemy w przysłowiowym lesie bez niczego jest teoretycznie możliwa. Kryzys jakiś tam nadszedł. My uciekamy do swojego celu ewakuacji. A cel ewakuacji został doszczętnie zniszczony. Nie ma tam nic. Wczoraj jeszcze było a dziś ni ma. Co wtedy? Warto właśnie trochę czasu poświęcić na nabycie kilku umiejętności z zakresu bushcraftu.

  22. Kuba pisze:

    Witam.
    Moja historia taka .Od 10 lat mieszkam w Szwecji zawsze fascynowalo mnie życie w zupełnej gluszy,ale zawsze brakowało mi odwagi rzeby chociaż spróbować. Nadszedł czerwiec 2016roku firma w której pracowałem padła planowany urlop z rodziną i wyjazd do Polski na wakacje dopiero w lipcu. I jest szybka decyzja jadę 450km od domu zostawiam samochód u znajomego Szweda on zawozi mnie do lasu 70 km od jego domu.Moje wyposażenie to między innymi:
    Mundur wojskowy
    Buty wojskowe
    Plecak 70litrow wodoodporny
    Zestaw do rozpalania ognia
    Apteczka
    Namiot 2osobowy
    Nóż
    Menaszka wojskowa
    Peleryna wodoodporna
    Saperka
    Śpiwór
    Mata
    Bielizna ,skarpety itp
    Toporek
    Wędka teleskopowa (4m)
    I tu wszystkich zadziwie——-
    Łuk i 10 strzał z wymiennymi grotami
    Sieć 15m długa i 1,5m wysoka
    Czapka z daszkiem,rękawice,okulary
    Linka 5mm ,25m długa
    Piła ręczna druciana
    Lornetka
    Na początek zabrałem 2litry wody i 2 zupki chińskie. Miałem też telefon i nadajnik GPS w razie czego gdyby coś poszło nie tak.Pierwszy dzień spędziłem na szukaniu miejsca na nocleg i na ogólny rekonesans.Znalazłem super miejsce nad jeziorem była tam spora polana a moj obóz robiłem na skraju w lesie ,miałem widok na jezioro jak i na łąkę. Pierwsza noc to była masakra zero snu słyszałem wszystko chyba nawet jak ryby w jeziorze oddychają. Dzień minął na zastawieniu sieci i…….spaniu. Przeżyłem tam 11 dni woda z jeziora ,ryby z jeziora,uratował mnie też łuk z którego udało mi się upolować 2 gęsi .Było ich tam może 1000 ale to nie takie proste jak trafisz jedna reszta odlatuje i wracają za parę dni.Myślę że ciężko było by żyć w lesie na stałe bez tych wszystkich wygód człowiek tęskni za wanną telewizorem a nawet samochodem bo nałazić się też trzeba.
    Wszystkim którzy twierdzą że życie w lesie jest łatwe mówię że nie to nie takie proste.Ja miałem dobre miejsce na ryby i polane z ptactwem było ciepło nie wiadomo co by było zimą.Wybieram się jeszcze raz w lipcu 2017 roku mam zamiar wybudować ziemianke i potem spróbować jechać tam zimą .Do budowy tylko te narzędzia jakie miałem na pierwszej wyprawie na pewno zabiorę gruba folie na uszczelnienie dachu a reszta to gałęzie i mech.Do zobaczenia w gluszy.

    • wojtek pisze:

      Mega fajna sprawa z tą Szwecją.
      Historia w zamian: 20 lat temu robiłem sobie obozy przetrwania w lesie, nad jeziorem – zawsze była z tego kupa radości.
      Dwa lata temu postanowiłem powtórzyć to z najlepszym przyjacielem i wybraliśmy się na mazury z zamiarem spędzenia w lesie tygodnia. Jako backup zabraliśmy (rozmontowane tel. komórkowe, bochenek chleba, dwie konserwy). Z założenia smieliśmy się żywić tym co złowimy w jeziorze, zbierzemy na łąkach.
      Okolice obozu znane, rybostan i doświadczenie wedkarskie – 30 letni staż, namiot, stary garnek, dwa noże, latarka i coś na wzmocnienie na noce :)…czyli wypas jak powiedzą tutaj niektórzy.

      A ja powiem tak:
      Przez trzy dni lało non stop, ogień rozpalało się dwie godziny pod kurtką, zaropiałe od dymu oczy, to nie to że ryba nie brała, ona nie żerowała, nie chodziła. Nurkowaliśmy nawet nocą do sieci rybackich – puste! Nawet jazgarze nie brały!; W trzecim dniu zebraliśmy gar winników i o 24tej obserwujemy to całe tałatajstwo w torbie a obok ledwo ogrzewa się gar z wodą z jeziora w lekkich językach ognia. Apetyt rośnie – za godzinę będzie białkooo!!

      I wiecie co? Zrobiliśmy rachunek sumienia, złożyliśmy telefony, ustaliliśmy, że za 5 godzin 10km od nas będzie pekaes i zwinęliśmy manatki. Wziął nas dopiero 3ci autobus, bo tak smierdzieliśmy zgnilizną – po prostu przez 3 dni wszystko było mokre i cuchnęło naszym potem, grzybem, ogniskiem, ziemią i cholera wie czym jeszcze.

      tchórze, delikatesy? Być może. Ale dało mi to do myślenia, że nawet doskonała znajomość miejsca/sztuki wędkarskiej/dostęp do wody, namiot i dwóch sprawnych facetów jest w stanie rozłożyć deszcz i brak zakładanego pokarmu już po 3 dniach!!

      Efekt: spalone w ognisku buty, śmierdząca przegniła odzież, 3 i 5 kg mniej na wadze u każdego.
      Co odkryłem:
      1. zawsze przygotowuj się na najgorsze oraz
      2. kompan w głuszy to skarb – samemu bym wytrzymał może 1-2 dni jedząc koniczynę a tak 3 doby

      Wrócę tam tego lata, ale tym razem będę przygotowany.

  23. vlad pisze:

    …ja wytrzymałem dwa tygodnie-sam……………..nie polecam żadnej literatury

  24. domlas pisze:

    las nie dla ciot jak autor tego tytulu. tam sie liczy prawdziwe wyksztalcenie a nie smierdzaca wycierka do dupy z napisem swiadectwo ukończenia, czy certyfikat. ..

    ten powyżej 20 lat dośw i 30 wętkarstwa i pod kurtką ognisko rozpalał i ropę w oczach miał…

    można współczuć intelektu i rodzicom.

    eskimosi nawet w lesie nie żyją, a nie mają problemu z przetrwaniem od kilku tysiecy lat.

    • ja pisze:

      no bo to cieple kluchy sa. wychowanie w miescie z dala od lasu, wychowanie na systemowego leminga, pieska broniacego wlascicieli mogacych pozwolic sobie na kosztowanie sie zyciem w przeciwienstwie do 90% niewolnikow.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.