Snowmageddon 2016, czyli skutki śnieżycy Jonas w USA

Średnio co roku media donoszą o tym, że gdzieś na świecie jakiś obszar został sparaliżowany przez nadzwyczajnie intensywne opady śniegu. Taka właśnie sytuacja ma miejsce w USA na przestrzeni ostatnich dni. Niektórzy ochrzcili ją (pewnie nieco na wyrost) mianem Snowmageddonu, czyli śnieżnego armagedonu.

Na tym przykładzie, na łamach niniejszego tekstu zastanowimy się, jakie skutki przynoszą tego typu zdarzenia i jak można się na nie przygotować.

Zaczęło się od prognoz pogody, przepowiadających nawet metrową warstwę śniegu. Wyglądały na przykład tak (źródło: meteoserwis24.pl):

śnieżyca jonas burza śnieżna blizzard usa 2016

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na skalę tego zjawiska. Z Nowego Jorku do Albany jest ok. 250 km. Gdyby taką sytuację pogodową przełożyć na polskie warunki, mielibyśmy zapewne cały kraj pokryty równiutko, grubą warstwą śniegu. Jest to istotne z tego względu, że jedną z metod ułatwienia sobie przeżycia trudnych zdarzeń, jest po prostu ewakuacja z miejsca zamieszkania. Jeśli mieszkaniec Nowego Jorku ma swój cel ucieczki w odległości 50 km na zachód albo na południe od miasta, to ewakuacja w niczym nie poprawi jego sytuacji.

Pozostaje się więc na nią jakoś przygotować.

Amerykanie, gdy usłyszeli prognozę pogody, ruszyli do sklepów. Wyglądały one tak:

Co za problem? Z punktu widzenia ludzi, którzy stoją już z pełnymi koszykami zakupów w kolejce — żaden. Ale jeśli ktoś na przykład właśnie w tym momencie wrócił z delegacji i załapał się na puste półki, naprawdę nie mógł wiele zrobić.

Ostatecznie śnieżyca była dość intensywna, jak przewidywano. Poniższy materiał nagrano w mieście Alexandria, znajdującym się ledwie kilkanaście kilometrów na południe od Dystryktu Kolumbii (D.C. na mapie).

Jak zaś wyglądały skutki tej śnieżycy? Materiał z serwisu tvnmeteo.tvn24.pl wymienia:

  • 19 ofiar śmiertelnych,
  • zamknięcie mostów i naziemnych linii metra w Nowym Jorku,
  • zamknięcie lotnisk w Waszyngtonie i Nowym Jorku,
  • odwołanie łącznie ok. 10 000 rejsów samolotów,
  • zamknięcie szkół i urzędów w Waszyngtonie,
  • ogłoszenie stanu wyjątkowego w kilkunastu stanach,
  • 50-kilometrowy korek na autostradzie międzystanowej, który stoi od wielu godzin.

Sytuację do pewnego stopnia ratuje fakt, że największe opady śniegu miały miejsce w weekend, kiedy i tak wielu Amerykanów nie musiało ruszać się z domu do szkoły i pracy.

Jak się na taką burzę śnieżną przygotować?

Przede wszystkim zadbać o to, by poradzić sobie bez wychodzenia z domu. Mieć pod ręką wszystkie produkty potrzebne do przeżycia co najmniej tygodnia. Żywność, środki czystości, zapasową butlę z gazem do gotowania.

Po drugie, jeśli tylko jest to możliwe, nie iść do pracy, dzieciakom zrobić dodatkowe ferie w domu (niech budują sobie bałwany i fortece ze śniegu). Jeśli trzeba skorygować plany, zrobić to.

Generalnie chodzi o to, by unikać spędzania czasu w podróży, na zaśnieżonych ulicach i drogach. W niesprzyjającej pogodzie dochodzi do większej liczby stłuczek i wypadków (raczej stłuczek, bo ludzie będą się starać jeździć ostrożniej). Można utknąć na wiele godzin w korku, zostawiając dom i rodzinę bez opieki. Lepiej mieć wszystkich pod ręką, niż kombinować gorączkowo, jak dostać się z jednego końca miejscowości na drugi, by odebrać dzieciaka ze szkoły. Jak już trzeba dom opuścić, narty biegowe albo rakiety śnieżne mogą być niezłym rozwiązaniem.

I choć lepiej jest mieć zapasy w domu przez cały czas, to w przypadku podobnych ostrzeżeń w Polsce, też bym zrobił dodatkowo większe zakupy bezpośrednio przed śnieżycą. Albo się przydadzą, albo będzie można podzielić się nimi z kimś, kto będzie bardziej potrzebujący.

Warto też tak przygotować swój dom, by miał awaryjne źródło energii (może to być samochód z przetwornicą) i by ogrzewanie działało nawet w razie braku prądu. Kilka dni bez prądu w zimie może wychłodzić dom do tego stopnia, że pozamarza woda w rurkach i dom będzie się nadawać do gruntownego remontu. O tym trzeba myśleć wcześniej, bo w ciągu kilku dni przed śnieżycą to można co najwyżej kupić agregat prądotwórczy i zapas paliwa.

[obrazek zajawiający wpis pochodzi z drugiego wstawionego w materiale filmu]

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

25 komentarzy

  1. djans pisze:

    Jeśli coś podobnego trafi nam się w dniach, w których nie musimy wychodzić z domu, to w zasadzie nie ma problemu. Gorzej, jeśli śnieg spowodowałby zerwanie naziemnych przewodów elektrycznych…

    Jeśli natomiast ktoś wychodzić z domu musi, to paradoksalnie zalecałbym rezygnację z własnego auta. Z unieruchomionego w korku autobusy, czy taksówki możemy wysiąść i przejść do najbliższego, drożnego węzła komunikacyjnego. We własnym aucie możemy być zmuszeni nocować.

    • bajcik pisze:

      Pare lat temu jak były ostre śniegi, to na DW702 brat widział porzucone auta, na awaryjnych migające ostatkiem sił akumulatora.
      A PKSy niezawodnie jeździły.

  2. Maciej pisze:

    Z śniegiem za Pan- Brat Moje ironiczne szczęście polega na tym, że w ostatnich dwóch latach opady śniegu 2 krotnie rewidowały moje plany . 2 lata temu wybrałem się do Ziemi Świętej program samochód z wypożyczalni Jerozolima wycieczka nad morze, Betlejem . Pechowo trafiłem na opady śniegu ponoć największe od 135 lat . Zmilitaryzowany kraj był do tego całkowicie nieprzygotowany , drogi zamknięte przez patrole wojskowe , dzień odlotu do lotniska 60 km a na dodatek szabas więc prawie nikt nie pracuje . Podziękowania dla wyznawców Mahometa , którzy nieomal wynieśli nam samochód z zaspy na parkingu, który pomimo ceny 20 dolców za dobę nie był odśnieżany – bez nich nie dał bym rady. W hotelu gdzie mieszkaliśmy i mieliśmy wykupione jedzonko z rozbrajającą szczerością powiedzieli sklepy nieczynne jedzenia nie ma. W końcu udało nam się opuścić Jerozolimę pociągiem , który władze nazwały ewakuacyjnym ortodoksi potrafią nagiąć prawo własnej wiary gdy potrzeba . Samochód porzuciliśmy na dworcu kolejowym oddając z uśmiechem kluczyki mówiąc do odbioru w Jerozolimie na dworcu. Ambasada RP nie udzielała żadnych informacji zgłaszała się tylko automatyczna sekretarka radząc kontakt w poniedziałek. Rok później marzec wyprawa do Bułgarii , już przed wyjazdem bilety wykupione ze znacznym wyprzedzeniem poinformowano minie – (przemiła pani u której zamówiliśmy mieszkanie ) o opadach śniegu. Oczywiście nie dotarliśmy do celu podróży Zamknięte nieprzejezdne drogi – tu przynajmniej nie celowano do nas z karabinów na posterunkach zamykających przejazd. Gdy latem dotarłem do górskiej miejscowości i porozmawiałem z mieszkańcami dowiedziałem się że odcina ich rokrocznie. Są na to przygotowani wtedy jedynym problemem było to, że stało się to w marcu więc zgromadzone zapasy były na wyczerpaniu. Żyją prościej i bardziej w zgodzie z naturą nie walcząc z nią – znów pada trudno otworze następny słoik przygotowany latem. Inaczej sprawa wyglądała w miastach szpitale na generatorach reszta o głodzie i chłodzie nowoczesne budynki ogrzewane elektrycznie starsze opalane drewnem. W tym roku znów 450000 abonentów było odciętych od prądu – tym razem na północy kraju. Wnioski są takie , z naturą nie wygramy w samochodzie termosik zapas paliwa , koc ładowarka do telefonu , czekolada oraz elastyczne nastawienie do planów . W trudnej sytuacji z reguły możemy liczyć tylko na siebie służby są zajęte czym innym.

  3. Michał pisze:

    W sumie to była zwykła śnieżyca. Natomiast media rozdmuchały to do niebotycznych rozmiarów.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Ostatnia taka śnieżyca była w 1922 r., więc nie aż taka „zwykła” ona była.

      • Grager pisze:

        Czy tylko mi się wydaje czy tam praktycznie nie jeździ płóg ?:)Mieszkając na Podhalu wielokrotnie spadało ponad półmetra sniegu w jedną noc a rano ludzie jechali do pracy 🙂 A tutaj mam wrażenie że spadło tyle samo śniegu ale służby, firmy nikt nie odśnieżą drogi czy nawet chodnika. Jeśli tam każdy tak podchodzi nie ma się co dziwić że nie można przejść koło domu.

        • djans pisze:

          Widać na filmie, że pług przejeżdża co pewien czas. Chyba w niedzielę tylko nie. Co do odśnieżania – czym mieli to robić? Przecież tam zasadniczo śnieg nie występuje, nikt nie ma szufel, łopat, etc.

        • hukjio pisze:

          jeden ?
          jeden pług gdzie mapka pokazuje miejscowości oddalone o 200-500 km?

          • djans pisze:

            Po co mają utrzymywać w parku maszynowym więcej pługów, skoro śnieg jest u nich rzadką anomalią?

  4. linkolm pisze:

    Jeżeli spadło tam tyle śniegu ile pokazywali w wiadomościach to nie ma tragedii 2-3 dni i główne drogi powinny być odśnieżone a media lubią robić z igły widły zawsze mogą wysłać parę czołgów które z łatwością ujadą taki śnieg .Poczytajcie o zimie stulecia w Polsce a z bliższych nam czasów zima 2005/6 i kolejne zimy od 2009 do 2013 wszystkie były mroźne i śnieżne .Przede wszystkim powinni zadbać o odśnieżanie szerszych dachów które mogą się zarwać pod ciężarem śniegu.

    • djans pisze:

      Nie chodzi o to, że spadło bezwzględnie dużo śniegu. Przecież tak samo kpiarsko mógłby jakiś Hindus wypowiedzieć się o naszych powodziach – co to jest taki deszczyk?

      Chodzi o to, że jak na tamtejsze warunki ten opad był czymś niezwykłym, na co ani służby, ani tym bardziej przeciętni mieszkańcy nie są normalnie przygotowani.

  5. amzel pisze:

    Pamiętam zimę stulecia .Pamiętamjak wyszedłem z domu rano było tak dużo śniegu że nie jeździły
    autobusy i tramwaje.
    Wszystcy którzy musieli udać się do pracy dygali na piechotę najczęściej środkiem ulicy, ba było najłatwiej.
    Ale kiedy wracałem do domu ulice byly odsniezone i przejezdne.
    Tak dawno temu ze sprzętem jaki był w tamtym czasie ludzie sobie umieli
    poradzić a teraz mają ogromne problemy.
    Widocznie służby które są za to odpowiedzialne zawiodly.
    Pozdrawiam

    • piotrm1975 pisze:

      No właśnie dlatego sobie poradzili bo to dawno było. To były czasy że jak nie zakasasz rękawów to nikt za ciebie tego nie zrobi, trzeba było być zaradnym. Dzisiaj wszystko wszystkim się należy i jak mu nie odśnieżą przed domem to policje wzywa.

  6. GNOM pisze:

    Czym „nowocześniej i współcześniej” tym gorzej.
    Kiedyś jak zasypało tory, to „drogowcy” (pracownicy służby drogowej odpowiedzialnej za szyny i podkłady) brali miotły, szpadle i pochodnie i odśnieżali rozjazdy ręcznie aby pociągi mogły jechać. Dziś na rozjazdach pozakładano elektryczne listwy grzejne, a 80% drogowców zwolniono, jak brakło prądu to nie było komu torów odśnieżać.
    Kiedyś jak drogę do wsi zasypało to rolnicy się skrzykiwali, brano traktor, mocowano do niego pług, a z tyłu podczepiano siewnik do nawozu wypełniony piachem i robiono sobie dojazd do wsi. Dziś dzwoni się po pług, a jak nie ma wolnego, to wiocha odcięta od świata. Taka to współczesna nowoczesność, Do bani i do niczego. Zero zapasów ( bo po co jak w sklepie kupię), zero wiedzy praktycznej jak dać sobie radę w trudnych warunkach(poza takimi zapaleńcami jak my), i zero pomysłu co zrobić w razie „W” (poza pomysłem: jakoś to będzie, damy rade, służby pomogą). Zapominając że służby to też ludzie, którzy w pierwszej kolejności będą martwic się o swoje rodziny.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Jak ja uwielbiam takie narzekanie, jak to kiedyś było pod każdym względem lepiej, niż jest dzisiaj.

      Ale przecież to, jak jest dzisiaj, zależy w dużej mierze od nas samych. Lata państwa opiekuńczego przyzwyczaiły ludzi do tego, że państwo za nich zrobi wszystko, od odśnieżenia ulicy, po uratowanie w czasie powodzi. Jakbym mieszkał na wiosce, którą śnieg od świata odcina, to bym się z sąsiadami na pług do traktora zrzucił. Zupełnie mi nie szkoda ludzi, którzy nie mają ochoty tego zrobić…

      • djans pisze:

        To też, ale nie tylko 😀

        Po prostu jak kiedyś rok rocznie zimy były takie, że się autami po jeziorach jeździło, to tak „cywilne ludzie”, jak i służby się musiały jakoś tam przygotowywać.

        Co innego teraz, jak do połowy grudnia jest kilkanaście stopni na plus, to trudno się dziwić, że nie stoją po miastach nawet prozaiczne skrzynki z piaskiem.

      • GNOM pisze:

        Sorki, ale chyba nie złapałeś aluzji 🙂
        Piszę jak to obecnie wygląda tak ogólnie. W wichurze przy której mam swój grajdół działa to tak jak dawniej. Kilka lat wstecz jeden z rolników odkupił z dawnego PGR-u (obecnie już prywatny) zdezelowany rozrzutnik, pług, i coś tam jeszcze, po czym zlikwidował (oddał w dzierżawę)gospodarstwo i przeszedł na unijna emeryturę, ale sprzęt został i zrastał w krzakach. Po zmianie sołtysa, dogadano się z rolnikiem i naprawiono go wspólnymi wioskowymi siłami (przy okazji integrując się- wątroba jeszcze mnie boli na wspomnienie samogonowej ambrozji 🙂 , pomalowaliśmy i teraz w zimie sypie się nim piach a w pozostałe miesiące służy wszystkim do nawożenia pól, tak jak i reszta sprzętu. A żeby było ciekawiej to jeszcze gmina płaci rolnikom (trzech się zgłosiło) za dyżur i odśnieżanie dróg po opadach śniegu, pług do traktora dokupiono z pieniędzy sołeckich.
        O kolei pisze bo znam sprawę z pierwszej ręki (pracuje ktoś z rodziny). Gdyby teraz spadł duży opad śniegu to mają paraliż (brak ludzi fizycznych do pracy na torach i brak sprzętu). Większość kolejowych pługów poszła na złom, a nowych nie kupuje się. więc w razie zimy stulecia, lepiej mieć w wagonie swój koc i termos z gorąca herbatą 🙂

        • Survivalista (admin) pisze:

          Możliwe, że się nie zrozumieliśmy. Jestem uczulony na „kiedyś to było lepiej” i jak coś takiego czytam, to się we mnie coś gotuje i czasem moja reakcja jest przesadzona.

          Co do meritum, nie jestem w stanie się ustosunkować, ale wierzę, że tak jest. Częściowo ze względu na to, co napisał djans, ale też częściowo ze względu na to, że gdy z pieniędzmi publicznymi urzędnicy (niezależnie, czy gminni, czy kolejowi) muszą się bardziej liczyć, to się na ludziach oszczędza, gdy tylko jest to konieczne.

          Tak, czy siak, nie wybierałbym się w dłuższą podróż pociągiem czy samolotem bez zapasu herbaty w termosie i żarcia, gdybym w prognozie pogody wyczytał zapowiedź intensywnych opadów śniegu.

          • djans pisze:

            GNOM mnie jeszcze na coś naprowadził: sprzętu i ludzi nie ma nie tylko dlatego, że już zimy nie te – kiedyś kolej utrzymywano w stanie gotowości na wszystko, bo miała posłużyć do przerzutu mas wojska podczas III WŚ. Jak się komuna posypała, to już nie było tak istotne, by móc ekspresowo odśnieżyć tory.

          • Adam_Adam pisze:

            A jak chcialbyś z tym zapasem żarcia i termosem wejść na pokład samolotu? 😉

          • Survivalista (admin) pisze:

            No na pokład samolotu to Cię z termosem nie wpuszczą, zresztą za kontrolę bagażu już nie wejdziesz. Co najwyżej z jedzeniem. Ale i to będzie dobre, jak przyjdzie Ci czekać kilkanaście godzin na pozamykanym na cztery spusty, małym lotnisku. O kranówkę względnie łatwo, o jedzenie — już trudniej.

  7. Kubeeeeu pisze:

    I właśnie na takie rzeczy powinniśmy się przygotowywać a nie na zombie czy atak kosmitów :v

    • djans pisze:

      Tylko proszę mi tu nie zrównywać jakiegoś abstrakcyjnego, nieokreślonego zagrożenia związanego z hipotetyczną inwazją kosmitów, z czymś tak poważnym, namacalnym i rzeczywistym, jak atak zombie.

      • Kubeeeeu pisze:

        Ty tak na serio czy nie wyczułem żartu (za długo przebywałem na zombie-zone.pl)
        No chyba że pod pojęciem „zombie” określi się groźną epidemie 😛

        • djans pisze:

          Zombie to tylko alegoria wroga z którym nie da się pertraktować, którego nie można zastraszyć, któremu nie wystarczy porazić łańcucha dowodzenia, czy linii zaopatrzenia, który nie spocznie, póki nas nie zabije. Ludzkość, w tym nasz naród, zna przypadki tego typu najeźdźców.

          Epidemia jest tylko swego rodzaju dodatkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.