Zapas żywności to nie wszystko

Dzisiejszy film jest bezpośrednim nawiązaniem do komentarza, który został opublikowany przez kogoś na YouTube, pod jednym z naszych materiałów o zapasach żywności.

Uznaliśmy, że zamiast odnosić się do niego tylko pod tym materiałem wideo, lepiej będzie przygotować na ten bardzo istotny temat (o czym za chwilę) osobny film i artykuł.

Komentarz brzmiał tak:

Dobra mam ryż,mąkę, kasze i cenną wodę ew olej.
DO ugotowania ryżu obróbki mąki potrzebuje wody, tym samym ograniczam jej zapas. Ok wodę łatwiej pozyskać ale co jak odetną gaz i prąd. zapasy tego typu na nic się nie zdadzą. oczywiście mowa o zabunkrowaniu w mieście w własnym mieszkaniu.

To, na co zwrócił uwagę autor komentarza, to rzeczy oczywiste. Jasnym jest, że zapas żywności, choć ważny, sam z siebie nie wystarczy, by uratować się przed kryzysową sytuacją, albo żeby sobie w miarę bezproblemowo z nią poradzić.

Jest niezbędny, bo w każdej sytuacji trzeba jeść. To nie oznacza jednak, że zapas wystarczy. Słuszne są więc uwagi, że trzeba mieć jak ten zapas przygotować do zjedzenia, bo przecież oparty jest w dużej mierze na produktach dopiero wymagających obróbki, jak ryż czy makaron. Nawet suszone warzywa czy liofilizowane dania wprawdzie można jeść bez dodatku wody, to jednak specjalnie przyjemne to nie jest.

Aby więc ten zapas żywności dało się zjeść, trzeba mieć też wodę. Trzeba mieć też kuchenkę, na której tę żywność ugotujemy, jeśli nie będzie gazu i prądu.

Ale w sytuacji, gdy nie będzie gazu i prądu, łatwiej będzie o metodę przygotowania (podgrzania) posiłku, niż o sam posiłek. Bo bez prądu nie będą działać też lodówki w sklepach, kasy fiskalne, czy chłodnie u dystrybutorów żywności. Pod blokiem czy na balkonie zawsze można zaś rozpalić ognisko, choćby kosztem mebli, kolekcji książek, czy klepki zerwanej z podłogi w pokoju.

Oczywiście lepiej się na taką ewentualność przygotować i mieć kuchenkę gazową. Albo choćby Kelly Kettle, by zużyć tych klepek i książek jak najmniej. Albo przynajmniej nauczyć się budowy kuchenki z cegieł, która znacznie ułatwia gotowanie. Albo wiedzieć, jak zagotować obiad na puszce tuńczyka.

Mam wrażenie, że z zapasem żywności jest trochę jak z gaśnicą. Gaśnicę staramy się kupować możliwie uniwersalną (na różne pożary), ale on nam posłuży tylko w razie pożaru. Nie pomoże przed nim się zabezpieczyć. Nie pomoże na zalanie czy włamanie. Mimo to, gaśnicę warto mieć.

Zapas żywności też nie rozwiąże wszystkich problemów, ale i tak warto go mieć. Nie wolno traktować argumentacji jak w zacytowanym komentarzu do rezygnacji z robienia zapasu żywności. Mam przykre wrażenie, że część osób, które mają podobne spostrzeżenia, po prostu nie chce się przygotowywać na trudne czasy i traktuje to w jako pretekst, by tego nie robić.

A zapas żywności trzeba mieć, choć oczywistym jest, że zapas żywności to nie wszystko!

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

34 komentarze

  1. djans pisze:

    Uwaga ze wszech miar słuszna, dlatego zawsze zalecam chociaż część zapasów mieć w produktach niewymagających obróbki.

    A propopos przyrównywania do gaśnicy (i mojego sknerowskiego podejścia) – brakuje mi u Was (na sklepie) niedrogiej kuchenki gazowej. Czegoś, co nie musi być ultralekkie i supermałe, co nie musi być w jakości wyczynowej. Coś, co nie będzie używane co tydzień na alpejskich wycieczkach, a raczej właśnie jak ta gaśnica miałoby leżeć w schowku i czekać na miejski kryzys.

    „kosztem mebli, kolekcji książek, czy klepki ”

    Raczej sobie nie wyobrażam takiej sytuacji. Co prawda mam w pobliżu drzewa i krzewy „dzikie”, ale nawet jeśli ktoś mieszka w centrum, to w byle parku, czy skwerze znajdzie mnóstwo suchych gałęzi. Bądź to leżących na ziemi, bądź czekających na łatwe oderwanie od pnia.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Chyba, że akurat w mieszkaniu siedzi, bo go powódź odcięła od świata. Wtedy ze znalezieniem suchej gałęzi może być problem. 😉

      • djans pisze:

        No, wówczas to faktycznie klops. Ale właśnie dlatego trzeba się przygotować, bo palenie paneli z HDFu, czy mebli z wiórówki (jedno i drugie pokryte PCV, klejone), to słaby pomysł ze względów choćby zdrowotnych. Zaś żeby palić gdańskimi meblami, albo mahoniowym parkietem, to troszkę się nie kalkuluje 😉

    • soli1 pisze:

      Osobiście proponuję wersję PRL: butla gazowa 3kg + nakręcany palnik. Dawniej na wycieczki motokołem miałem jeszcze zestaw 1kg+palnik. Butle do dziś się kurzą i nic nie utraciły ze swej pierwotnej funkcji. Aha! Obowiązkowo zestaw do przelewania gazu z jedenastki. Czołem!

      • djans pisze:

        Ten reduktor do przelewania, to rozumiem, że w sytuacji, jak większy zapas mamy w jedenastkach? Czy jest jeszcze jakieś dodatkowe uzasadnienie?

        • Soli1 pisze:

          Jest raczej ciężko nabić małą butlę (już niewiele firm się tym zajmuje) a jeśli nawet to jest nie ekonomiczne. Wystarczy jedna jedenastka aby mieć na długo spokój.

  2. PolanWalker pisze:

    A wyobrażasz sobie, że większość sąsiadów z okolicznych bloków też wpadnie na podobny pomysł. I będzie III wojna światowa o patyki….

    • djans pisze:

      Nie wpadną. Nie od razu.

      A jak by już doszło do walk o kradzione ze skwerków drzewo, to prawdopodobnie sytuacja byłaby na tyle poważna, że tych kilka dni, jakie by można dociągnąć na meblach i podłogach należałoby poświęcić na ewakuację.

  3. Qbiczek pisze:

    Tu zgodzę się z kolegą djans. Na awaryjne sytuacje dobrze miec taka kuchenkę „gaśnice”. Pakuje do kanciapy i ma tam leżeć przez np 3-5 lat i w każdej chwili gotowa do użycia. Po tym okresie test sprawności … i dalej ma leżeć. Oby jak najdluzej. A z mąki i wody na kamieniu można od biedy podplomyki zrobic. A wlasnie to pisząc zdałem sobie sprawę, że mam b. wysoki kominek i moge bez problemu dwie cegly nie za duze wstawić i mam kuchenkę i grzanie jednoczesnie. Poza tym dlaczego uparcie trzymy sie drewna jako źródła ognia ?? W sytuacji awaryjnej bede mial w nosie ekologie i będę palił czymkolwiek co jest palne.

    • djans pisze:

      Nie tyle o ekologię chodzi, co o własne zdrowie. Paląc takie ognisko (co innego w piecu) narażamy się na wdychanie naprawdę tosycznych świństw. Teraz tak z pamięci nie powiem o jakie związki chodzi, ale niekiedy wystarczy parę wdechów, by radykalnie zwiększyć ryzyko zachorowania na nowotwór, albo zagwarantować bezpłodność, czy deformacje przyszłych płodów.

      Co do butli, to podoba mi się względna cenowa przystępność takiego rozwiązania (w porównaniu ze sprzętem dla alpinistów), oraz wielofunkcyjność. Z tej samej butli można zasilić niewielki promiennik ciepła, lampę, czy – o ile dobrze pamiętam słowa Piotra – specjalną lodówkę.

  4. amzel pisze:

    W piecyku którego kawałkiem rury podłączyć można do przewodu kominowego lub wyprowadzić ją na zewnątrz budynku można spalić wszelakie śmieci bez szkody dla zdrowia.
    A można bardzo łatwo taki piecyk zrobić .Nie wymaga to jakichś szczególnych narzędzi i zdolności. Można go tak samo jak kuchenkę gazową gdzieś zabunkrować i niech sobie
    czeka na gorsze czasy.

  5. a.jedlinski pisze:

    Dzień dobry. Kilka lat temu byłem na etapie, który mógłbym nazwać zapasy żywności (oraz ogólnie zapasy) w domu przede wszystkim. Pewne wydarzenie w moim życiu zweryfikowało poglądy. Opisuję je u siebie

    http://na-kryzys.blogspot.com/2016/10/pozar-mieszkania-w-roku-2011.html

    Wnioski, które poczyniłem pod koniec wpisu są dla dużej części osób przygotowujących się na trudne czasy, są zapewne oczywiste.

  6. yamabushi pisze:

    Niestety.
    Pan Krzysztof Lis juz mi kiedys w odpowiedzi na posta wytlumaczyl, ze „Domowy-surviva”l to on sie tylko tak nazywa…
    Bolesna prawda jest taka, ze jezeli nie masz rodziny na wsi i nie mozesz do niej dojechac samochodem terenowym (ostrzeliwujac sie z czarnoprochowca albo broni sportowej) to niestety jestes skazany (mozesz tylko odwlekac wykonanie wyroku)…
    Pozdrawiam.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Przyznam szczerze, że nie kojarzę co masz na myśli. Przejrzałem Twoje komentarze tu na blogu i nie znalazłem żadnej takiej mojej odpowiedzi, ale może coś mi umknęło.

      Niemniej jednak, faktem jest, że ludzie mieszkający w mieście w kryzysowych sytuacjach będą mieć pod wieloma względami przerąbane.

      • a.jedlinski pisze:

        Dzień dobry. Przecież sam kiedyś pisałeś o tym, że ogródki działkowe są dobrym celem ewakuacji, podawałeś argumenty za… Miasto w kryzysowej sytuacji ma swoje plusy i minusy, wieś ma swoje plusy i minusy. Moim skromnym zdaniem każde przygotowanie zwiększa szanse przetrwania. Zwiększa szanse a nie daje pewność. Im więcej przygotowań zdołasz uczynić, tym bardziej zwiększysz swoje szanse. Pewności przetrwania jednak nic nam nie da. To trochę czysty darwinizm niestety. Czy jednak warto porzucić przygotowania, bo nie dają pewności? W żadnym razie nie! Brak przygotowań daje pewność zmniejszenia szans. Niestety jest prawdopodobieństwo, że przy życiu pozostanie osoba, która się wcale nie przygotowywała, a zginie wytrawny prepper, który skrupulatnie się przygotowywał pod każdym możliwym kątem. Dlaczego? Po prostu szczęście i przypadek.

        • Krzysztof Lis pisze:

          Bardziej mi chodziło o działkę pod miastem (tak ze 20-30 km od domu), niż ogródki działkowe, które najczęściej są w obrębie miasta albo zaraz za nim.

          Masz rację co do tego szczęścia i przypadku — będą potrzebne, jak się będę chciał do tego celu ewakuacji udać…

          To nie oznacza jednak, że powinno się odpuścić przygotowania, bo nie dają pewności, że będą skuteczne. Idąc tym tropem trzeba byłoby odpuścić chodzenie do pracy, bo przecież nie wiadomo, czy nie zrobię jakiegoś błędu skutkującego wyrzuceniem z roboty. To byłoby absurdalne, bo zarobić na życie jakoś trzeba. 🙂

          • a.jedlinski pisze:

            Działka pod miastem (kilka km) ma niewątpliwe zalety.
            1. Na co dzień dojade tam autobusem, więc będę tam częściej, więc będę z niej korzystać naprawdę na co dzień.
            2. W razie JTWP dojdę tam pieszo w ciągu kilka godzin.
            3. Jestem częściej, więc mam większą kontrole nad tym co się tam dzieje na co dzień.
            4. Plecak ewakuacyjny nie jest konieczny, nic się nie stanie, jak nie dam rady go zabrać.
            Wady…
            1. Za blisko potencjalnego miejsca zagrożenia.
            2. Działka na RODOS nigdy nie będzie Twoja.
            Cyt.- „To nie oznacza jednak, że powinno się odpuścić przygotowania, bo nie dają pewności, że będą skuteczne. „. W żadnym wypadku tak nie uważam. Uważam, że jak nie stać mnie na większe przygotowania, to mam robić mniejsze.
            PS
            Pisz dalej. Dzięki takim stronom jak Twoja dużo osób otwiera oczy. Pamiętam jak mi wpadł w ręcę artykuł m.in. o Tobie i twojej stronie w Angorze chyba (2009 lub 2010). Od tamtego czasu zaczałem jakieś tam przygotowania. Co prawda moja tamte przygotowania były zbyt jednostronne o czym pisałem przy wpisie o pożarze, ale to był początek drogi. Ty dałeś wskazówki. Dzięki;-)

  7. ZBYCHU pisze:

    Co do zywnosci. A konkretnie tej przeterminowanej. Wczoraj zjadlem z moich zapasow cherbatniki krorych termin minal koncem czerwca. Spozylem i nadal zyje. Nawet nie zauwazylem zadnych dolegliwosci zoladkowych.

  8. Antychryst pisze:

    tak dla informacji, pewno teraz duzo z was zacznie inaczej patrzec na swe zapasy i latwiej bedzie zrobic zapas na dluzszy czas bez stresu ze cos sie zepsuje
    Mąka pszenna 5 lat
    Herbatniki 6 lat
    Makaron 8 lat Nawet dłużej
    Jajka w proszku 8 lat
    Płatki owsiane 8 lat
    Ryż 30 lat
    Płatki ryżowe błyskawiczne 30 lat Możliwe, że krócej niż ryż
    Kasza jęczmienna 8 lat
    Mąka kukurydziana 5 lat
    Papryka konserwowa 8 lat
    Groszek konserwowy 8 lat
    Suszone grzyby 25 lat W suchym środowisku
    Warzywa suszone 25 lat W suchym środowisku
    Sok w kartonie 3 lata
    Sól bezterminowo
    Kostki rosołowe 5 lat
    Cukier bezterminowo
    Soda oczyszczona bezterminowo
    Suszone owoce 25 lat W suchym środowisku
    Nasiona roślin strączkowych 25 lat
    Kasza gryczana 20 lat
    Siemię lniane 20 lat
    Proso 25 lat
    Kukurydza sucha 25 lat
    Jajka w proszku 10 lat
    Drożdże suszone 5 lat
    Wysuszony ser żółty 5 lat Nawet dłużej
    Kakao 5 lat
    Napoje w proszku 10 lat
    Miód bezterminowe
    Herbata 5 lat
    Kawa mielona 5 lat

    • a.jedlinski pisze:

      Dzień dobry.
      Wielkie dzięki za to zestawienie! Swietne. Wszystko w jednym miejscu;-). (nie ironia)
      Dokładam od siebie (może nie zapasy żywności)
      – baterie zwykłe np. paluszki 2 lata
      – baterie alkaiczne 5 lat.
      Ps. Jaki termin przyjąć dla wódek czystych? Bo akurat przy tych artykułach nie ma żadnych dat – ani produkcji ani przydatności. .. Tak wiem, że ten artykuł zużywa się natychmiast wedłeg założeń producentów. Informacja przydatna dla mnie ponieważ ja sam nigdy tej wódki nie wypiję (nie mogę) ale na handel w razie JTWP się nada kilka butelek.

      • djans pisze:

        Aby samemu odpowiedzieć na zadane pytanie, proponuję wziąć do eksperymentu myślowego drożdże, baterie, oraz wódkę i zastanowić się co też takiego się z każdym z tych przedmiotów dzieje na przestrzeni 1 roku, 10 lat i 100 lat, że tracą swoją przydatność.

  9. Antychryst pisze:

    Wódka bezterminowo raczej ale lepszy był by spiritus przyda się do dezynfekcji ran ale zamiast kupować wódkę lepiej zrobić samemu bimber co domowe to domowe i dużo dużo taniej:-)

  10. GNOM pisze:

    Co do przygotowywania żywności. Proponuję zakupić piec typu „koza”ale z fajerką. W razie „W” można prowizorycznie podłączyć do komina i gotować na niej. W tej którą posiadam „PIECYK ŻELIWNY AZTEK – KOZA Odlewnia Stąporków S.A. ” można palić wszystkim co tylko jest palne. Grzejąc pomieszczenie można gotować na dwóch fajerkach. Można też ustawić go w piwnicy, wystawić „wydech” przez okno i spokojnie gotować, grzejąc się w piwnicy.

    • Antychryst pisze:

      No pomysł z piecem w mieszkaniu jest dobry w końcu w każdej kuchni czy łazience jest kratka wentylacyjna albo w lazience komin z junkersa wyrywasz rure z junkersa stawiasz koze i gitara w piwnicy w bloku nie ryzykował bym gotować w razie W bo szybko by jakiś głodny uzbrojony się pojawił i po jedzeniu. Ja na szczęście posiadam działkę na RODOS mam tam strych na którym trzymam suche produkty ryż kaszę i makarony i piwnice w której trzymam mięsa w słoikach data jakieś 25 lat własny wyrób do obrony mam kilka maczet paralizator. Ostatnio kombinuje jak zrobic tarcze luk i ogólnie średniowieczna broń niestety nie mieszkamy w USA i nie ma dostępu do broni a jakoś bronić trzeba się będzie bronić i to już za jakieś 2.5 roku

      • Survivalista (admin) pisze:

        Weźże nie pisz o podłączaniu dymu z kozy do kanału wentylacyjnego w łazience albo kuchni, bo ktoś kogoś dzięki takim fantastycznym radom zabije…

        Dym z takiego źródła ciepła można odprowadzać tylko do osobnego kanału dymowego, a nie byle gdzie. Niejeden polski blok ma kanały wentylacyjne podłączane do kilku mieszkań, co dwa piętra. Jak wpuścisz tam dym to zagazujesz sąsiada 2 piętra wyżej…

        Kanał z piecyka kąpielowego (gazowego przepływowego ogrzewacza wody) to co innego.

  11. a.jedlinski pisze:

    Dzień dobry.
    Skoro już jesteśmy przy zapasach to może warto robić zapas nasion?Co o tym myślicie?
    http://na-kryzys.blogspot.com/2016/10/zapas-nasion-w-dziakowym-celu-ewakuacji.html

    Skoro powstała inicjatywa międzynarodowa

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Globalny_Bank_Nasion

    to może warto byśmy też coś takiego robili we własnym zakresie? Oczywiście zalecenie dotyczy działkowiczów , ogrodników i rolników…
    Tym bardziej, że może kiedyś dojść do sytuacji, że niektórych dobrych nasion po prostu nie będzie. Zainspirował mnie ten film jakieś dwa lata temu (Ziarno w walce z głodem)

    Niestety nie znalazłem tego filmu na YT. Można go obejrzeć u mnie, niestety w bardzo obniżonej jakości.

    [usunąłem linki, bo to jednak pirackie materiały — przyp. AK]

  12. Antychryst pisze:

    Przecież pisałem ze można się podlączyc do konina po junkersie poza tym nie trześ gaciami ze ktoś kogoś zabije bo myślałem ze omawiamy tu sytuacje kryzysowe nikt ohe każe teraz komuś podłaczac pieca w kuchni jak dupnie atom to pewno blok sie wyludni w trybie natychmiastowym więc wątpię ze siąsiad z gory zostanie zagazowany bo już go tam dawno nie będzie

    • Survivalista (admin) pisze:

      Zawsze wolałbym, żebyśmy radząc cokolwiek byli po tej bezpiecznej stronie, albo pisali o całości ryzyka.

      Bo Ty wiesz, jak należy robić, ja wiem, że to rozwiązanie na sytuacje bardzo awaryjne, ale ktoś będzie chciał po prostu przyoszczędzić na ogrzewaniu i zabije sąsiadów.

      Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, żebyśmy nikogo w błąd nie wprowadzili.

  13. Antychryst pisze:

    W porządku rozumiem zapomniałem ze polak oszczędny i mógł by wprowadzić plan w życie już teraz. Sorki będę się starał być bezpieczniejszy w swych wypowiedziach:-)

    • djans pisze:

      A z tymi junkersami, to ktoś poświęcił 5 minut na poszukiwania w necie, przed zaproponowaniem rozwiązania?

      Zarówno ilość spalin, jak i ich temperatura sprawiają, że komin dla junkersu, zwłaszcza w starszym bloku, będzie się miał nijak, do komina pod piec gazowy. Z piecykiem węglowym/drzewnym niby jest trochę luźniej, ale to też wcale nie ma gwarancji, że odprowadzanie spalin będzie przebiegało prawidłowo.

      To samo z samodzielnym wyprowadzaniem jakichś rurek przez okno – nie będzie cugu, bo wylot znajdzie się w obrysie aerodynamicznym budynku, to zaczadzimy się prędzej, niż gdybyśmy w pokoju palili otwarte ognisko.

  14. Antychryst pisze:

    Djans nie wiem czy wiesz ale JUNKERS to właśnie piecyk gazowy w łazience do ogrzewania bierzącej wody w mieszkaniach i tak się składa ze posiadam taki właśnie piec w łazience i jak włączam wodę to zajebiście w nim ogień się pali a właściwie gaz się spala i ma zajebiaszczą temerature języki ognia w środku mała ze 15cm wysokości a piec jest jakieś 50cm od konina i jest musi być mega cug zresztą co rok przychodzi kominiarz i sprawdza więc taki piec koza to przy tym zapalniczka

    • djans pisze:

      Junkers to zasadniczo duży palnik z kuchenki gazowej, która nawet nie potrzebuje komina. Spaliny są gorące, suche i lekkie i właśnie na takie nie potrzeba żadnego specjalnego przewodu.

      Poza tym jaką objętość spalin taki ogrzewacz generuje w porównaniu z kotłem CO i przez ile non-stop pracuje? Pół godziny? Godzinę?

      Kocioł gazowy, a już tym bardziej piec opalany przypadkowym drzewem, da spaliny chłodniejsze, cięższe, „mokre” i bardziej lepkie. Na ścianach przewodu zacznie się skraplać woda i osadzać sadza.

  15. Antychryst pisze:

    Co ty to piszesz w ogole? Jak taki piecyk nie potrzebuje nawet komina? Na taka w kuchni co gotujesz sobie kawę to wiadomo ze nie trzeba mowa tu o piecu z łazienki do grzania wody no nie powiesz mi ze tam nie ma spalin bo mnie rozkolbi zaraz chyba i cug w takim kominie jest kurewsko zajebisty zmieniałem ostatnio taki piec na nowy i musiałem nowa rurę dac do konina to sprawdzałem jak tam ze sraniem zapaliłem kartke papieru to jak ja puściłem to pooszla w gore aż milo

  16. djans pisze:

    Kuchnia gazowa nie potrzebuje wpięcia w komin. Spaliny są czyste, ciepłe, sche – szybko i łatwo uchodzą przez uchylone okno, czy kratkę wentylacjną.

    Gazowy przepływowy ogrzewacz do wody produkuje spaliny podobne. To samo paliwo, tylko proces spalania nieco inaczej przebiega i zachodzi ryzyko wytworzenia czadu.

    Drewno, czy węgiel, zwłaszcza spalane od dołu, dają zupełnie inne spaliny, niż czysty CO2 i H20 z gazu. Przede wszystkim masz widoczny dym, w którego składzie znajdują się substancje szkodliwe nawet w niskich stężeniach. Ten dym, wychodzący przez przewód projektowany z myślą o spalinach z junkersu, może się zwyczajnie osadzać na ścianach, skraplać, wtórnie zapalić (sadza).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.