Paranoja, piec kaflowy i „Freestyler”, czyli Q&A #11

Jak co 4 tygodnie, tak i dziś pojawia się na blogu i na kanale na YT materiał typu Q&A, czyli z odpowiedziami na zadawane przez Was pytania.

Pytania trafiają do nas różnymi drogami — głównie w formie komentarzy na YouTube, ale także mailowo, na fanpage, czy też w komentarzach tu na blogu. Chętnie odpowiemy także na Wasze pytania w formie materiałów wideo — te przesyłajcie za pomocą usługi WeTransfer na mój adres e-mail (krzlis na gmail.com).

Listę pytań znajdziecie poniżej wraz z informacją, w którym momencie na filmie te pytania padają.

Dawid Markowicz (1:23)
Witam. Mam pewne pytanie, które z oczu preppersa może wyglądać nieco dziwnie, ale jednak nurtuje mnie trochę. Otóż zastanawiałem się ostatnio gdzie jest granica między prepperingiem, a byciem paranoikiem? W większości preppersi przygotowują się na jakieś kataklizmy/apokalipsę, będąc tak na prawdę pewnym, że ta nie nadejdzie. Powiedz proszę, co sądzisz na ten temat.

Sylwek (6:01)
czy warto mieć 2 schrony i 2 cele ewakuacji i kilka skryte np.na broń i
jedzenie *pozdrowienia sylwek *

Grzegorz (7:43)
Pytanie do Pana Krzysztofa: czy w trudnych czasach piec kaflowy na coś się przyda? Czy opłaca się w niego inwestować?

Dominik (10:08)
Krzyśku czy warte zachodu jest kolekcjonowanie na trudne czasy muzyki np: Bon jovi-it’s my life ,Bomcfunck MC’s-Freestyler itp. , literatury oraz filmów ?

Leśny Kanał (12:26)
Wiadomo, że magazynujesz żywność, wodę, produkty pierwszej potrzeby, ale jak zabezpieczasz się przed nudą lub po prostu zwykłym oszaleniem? Wiem, że dla niektórych może to być dziwne pytanie, ale kondycja psychiczna w zamkniętych miejscach i w odosobnieniu szybko może podupaść. Czy masz jakieś rozrywki lub pomysły, które pomogą utrzymać morale i dobry stan psychiczny Twoje oraz Twoich bliskich w sytuacji długiego przymusowego przebywania w ziemiance/bunkrze?

Szwagier Play games (15:00)
Na wypadek wojny lepiej korzystac z lamfy naftowej czy lampy gazowej bo lampa gazowa daje dosc duzo ciepla ale gaz bedzie ciężej zdobyc a lampy naftowe duzo swiatla nie daja. i ciepla ale mozna tam inne alkochole wlac

Bodziakow (17:26)
#pytanie Od kiedy golisz się na Pazdana?

123bangladesz (17:38)
Prowadząc ten program na youtube. Propagujesz nie wiarę w nasze bezpieczne państwo? Czy sytuacja polityczno, gospodarcza naszego państwa, Cię przeraża? Czy też, geopolityczna całego świata? Po co się przejmować, skoro żyjemy 50….. góra 90 lat na tym łez padole? Ma to jakiś wpływ? Na tym pseudo SURVIWAL, kanale?

Justyna Kotkowska (20:33)
kim jest Artur

Marek Jakimowicz (22:17)
Czyli jakbyś mógł się utrzymywać ze swojego sklepu i kanału YouTube (powiedzmy) to wyprowadziłbyś się z Warszawy? Gdzie byś się najchętniej udał?

Przemysław Wasylik (23:56)
Miałbym 2 pytania:
1. Jestem studentem jednej z warszawskich uczelni a do rodzinnej miejscowości mam ok. 380 km. (nie posiadam auta). Przez ograniczone miejsce w pokoju, który wynajmuje a przede wszystkim budżet nie jestem w stanie zgromadzić dużej ilości zapasów. Przejście 10, 20 czy nawet 70 km. nie jest tak dużym problemem jak pokonanie pieszo tych 380 a w razie kryzysowej sytuacji chciałbym wrócić do rodziny, w miejsce w którym mam większe szanse na przetrwanie trudnych czasów. Co powinienem zrobić?
2. Co sądzisz o energii wiatrowej ? W moich stronach nie zawsze jest słońce ale prawie zawsze wieje wiatr a zbudowanie prostego wiatraka prądotwórczego nie jest takim dużym problemem.

Piotrek M. (26:30)
Pytanie
Przypuśćmy, że wybucha wojna ale nam się udało. co prawda nie możemy opuścić kraju ale mamy ziemiankę/schron z zapasem jedzenia, agregat i baterie słoneczne, no po prostu załóżmy, że jesteśmy przygotowani przynajmniej na pół roku życia odcięci od świata zewnętrznego. Docierają do nas jednak informacje np przez CB radio, że wojsko organizuje mobilizację. Pojawia się dylemat zgłosić się do punktu mobilizacji i ryzykować życie w trakcie walk, czy pozostać w ukryciu ponosząc ryzyko sądu wojennego (wydaje mi się, że podpada to pod dezercję)? Pozdrawiam.

trumpor 113 (ten sam moment)
Zastanawia mnie pewna kwestia.
Czy przygotowywanie na ewentualną wojnę ma sens skoro i tak nas wcielą do wojska?
Nie wydaje mi się że wojna spadnie zupełnie niespodziewanie. Dlatego myślę że jeśli wszystko wskazuje na to że wojna się rozpęta najlepiej opuścić kraj.
Może warto poszukać kraju gdzie jest bardzo tania ziemia/mieszkania, wyrobić wizę i ewentualnie tam się urządzić?

Arzant Yt (29:14)
Wszyscy wiemy że warto nauczyć się jak zatamować krwawienie, oczyścić ranę itp. Ale czy warto nauczyć się czegoś bardziej ”zaawansowanego” ? Np: jak zaszyć głęboką ranę koledze, wyciągnąć kule, amputować palec itp. Zdaję sobie sprawę że sam sobie tego nie zrobię ale innej osobie może to uratować życie.

Artur Krupa (30:09)
Bardzo jestem ciekawy jakie ma Pan zdanie na temat roli Ochotniczych Straży Pożarnych w kontekście trudnych czasów. W skali kraju do tych stowarzyszeń należy realnie 200 tys. ludzi a statystycznie 600 tys. Jednostki znajdują się niemal w każdej wsi, każdym miasteczku i po kilkadziesiąt w każdym większym mieście. Dysponują one sprzętem technicznym od pił po aparaty powietrzne, dostarczają wodę pitną i gospodarczą a w razie potrzeby także agregaty prądotwórcze i pompy. Ciekaw jestem również czy miałby Pan pomysł jak OSP mogły by jeszcze lepiej zabezpieczać lokalną społeczność na wypadek realnych zagrożeń. Pozdrawiam 🙂

KKbushcraft (32:30)
#pytanie Nie lepiej kupić kawałek lasu i tam wkopać ziemiankę? Las daje nam większe możliwości schowanie takiego schronu, poza tym w lesie według minie z reguły jest przyjemniej. Latem jest tam cień a zimą nie wieje?

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

27 komentarzy

  1. Grzegorz pisze:

    Chciałbym serdeczenie podziękować za odpowiedź na moje pytanie. Seria Q&A świetnie Wam wychodzi. Tak trzymać!

  2. Major pisze:

    Bardzo dużo tłumaczeń było by zbędnych gdyby ludzie przeczytali ten art. jest krótki i mówi o tym, że im bardziej skomplikowany system tym mniej odporny na czarne łabędzie (rzeczy, które mogą się zdarzyć ale są mało prawdopodobne)
    https://exignorant.wordpress.com/2016/11/01/dlaczego-upadek-jest-nieuchronny/
    To nie jest tak, że coś się skończy. Po wojnie będzie odbudowa i wspaniałe perspektywy. Za 25 lat tu gdzie żyjemy będą najlepsze biznesy na świecie. (pytanie czy będziemy mówic po poslku)

  3. serrr pisze:

    Czy potrzebna nam muzyka, filmy?
    1. Wszystkim moim dzieciom zadałem to pytanie i potem zadałem zadanie. Zgromadz sobie tyle muzyki byś mógł słuchać jej z komórki przez dobę.
    co zrobisz gdy nie bedzie youtube
    2. To samo dotyczy filmów. oczywiście wiele filmów oglądamy, ale czy je mamy?
    ja polecam colombo i poirot. są to odcinki, które mozna oglądac osobno i zazwyczaj wiele różnych osób lubi to oglądać.
    3.To samo dotyczy książek ale w dużo mniejszej ilości. dlaczego? Bo oświetlenie kosztuje. Książki mozna czytac tylko czasami.

    Myślę, że minimum to książki na 2 tygodnie, muzyka na dobę, filmy na tydzień.

    • a.jedlinski pisze:

      Więc moje ponad 1700 na jednej karcie sd filmów to za dużo;-). Książki w wersji elektronicznej im więcej tym lepiej. Zawsze masz wtedy wybór tego co chcesz przeczytać. Filmy na jakimś małym ujrządzeniu, które nie ciągnie tak prądu. Można je przekonwertować do formatów typu flv lub 3gp i wtedy zajmują mało miejsca. Ale to tak moim zdaniem. Lubie sobie do snu jakiś filmik obejrzeć i chcę mieć wybór tych filmów. Poza tym ważna rzecz według mnie dla osób które maja dzieci. Zapas bajek. Minimum 100. Różne przeróżne nawet z Y.T. Ja jestem na etapie pobierania smurfów;-)

    • djans pisze:

      Czekaj, to oświetlenie do czytania książki kosztuje, ale prąd do odsłuchania muzyki, czy wyświetlenia filmu, już nie?

      Wystarczającą ilość e-booków na kilka pokoleń czytania non stop można zgromadzić na pojedynczej karcie sd, a jakikolwiek czytnik z e-papierem niemal nie zużywa energii. Zwłaszcza w porównaniu do głośników, czy ekranów.

      • a.jedlinski pisze:

        Djans – zgadzam się z Twoim komentarzem. Ja postarałem się zgromadzić małą ilość wszelkich poradników w formie elektronicznej, ich wydrukowana wersja musiałaby zająć cała duża skrzynię a tak 78 pozycji zajmuje mi raptem 2,4 GB. Do czytania używam mini netbooka lub jak kto woli pseudo-netbooka (Asus Eeepc 4G). Wymaga on raptem 22 watów ładowania (output 9,5 V, 22W), co jest ilością, którą mój panel wytworzy bez problemu. Do tabletów tak szybko się nie przekonam, kiedyś się zawiodłem. Taki czytnik o którym piszesz to ciekawa sprawa. Dzięki Tobie dowiedziałem się, że jest coś takiego ;-). Człowiek całe życie się uczy…

        • djans pisze:

          Mnie szkoda kasy na oddzielny czytnik – używam więc w tym celu po prostu chińskiego smartfona (który energooszczędny nie jest).

          • a.jedlinski pisze:

            No niestety ja osobiście smartfona nie używam, właśnie z uwagi na długość „trzymania” baterii. Jeden dzień na baterii to stanowczo za mało. Wróciłem do Nokia 500. Szkoda, że zbytnio nie czyta ona pdf – przyznam, że to jedyna funkcja, której mi w niej brakuje. W każdym razie dzięki za Twoje komentarze. Dowiedziałem się o istnieniu czytników z e-papierem. Trwają poszukiwania na alledrogo jakiegoś używanego, niekoniecznie z e-ink. Łatwiej naładować na działce coś na napięcie USB niż netbooka 22W.

  4. bura2 pisze:

    Nie wiem na co Panowie się przygotowują ale dla mnie PA to niekoniecznie atomowy grzyb, miasta obrócone w gruzy i skradanie się z nożem w zębach. To może być kryzys ekonomiczny, wojna, okupacja. Odcięcie od świata przez warunki pogodowe.
    W czasie takiej przymusowej „domówki” – bo nie jest mądrze wychodzić wieczorami na spacerek gdy bezrobocie wzrosło dwukrotnie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy a kilo ziemniaków kosztuje 10 zł jeśli jest w ogóle – można stracić zęby. A życie wtedy toczy się dalej i człowiek się nudzi. Filmy/książki/gry planszowe/muzyka. Nie wszystko wymaga kilowatów energii. Panel słoneczny jak już naładuje telefon i powerbanki może być użyty do naładowania tabletu/akumulatorków do mp3 itd.

    Pytania o mobilizacje nasuwają mi na myśl, że pytający chodził na wagary jak na PO omawiano „Ustawę o powszechnym obowiązku obrony”. Tak, na pewno wjadą do miasta i zaczną przez głośniki (lepiej przez CB radio ) krzyczeć że w ciągu 2 godzin każdy zdrowy mężczyzna ma się stawić z bielizną na 3 dni i szczoteczka do zębów bo jak nie to będzie dezerterem…. Nie gdybać, gdy odpowiedź jest w zasięgu reki!

  5. GNOM pisze:

    A ja uważam że nie ma jak papier. Dlatego mam około tysiąca książek w tym książki techniczne: kamieniarstwo, kowalstwo, ślusarka, elektryka itd. i które ciągle dokupuję. Bajki i filmy na płytach i kartach SD, kupę planszówek w które gram obecnie z dziećmi-( wolimy to od gier na kompie czy konsoli).
    A co do mobilizacji… jak wyjadę do grajdoła za wsią gdzie kończy się asfalt to mogę spać spokojnie. I nie chodzi mi o to że bałbym się walczyć, bo nie boję się , ale aby walczyć trzeba mieć zaufanie do władz i dowódców – ja go nie mam. Byłem w wojsku- dlatego wiem że obecnie więcej napsuł bym wrogowi krwi walcząc lokalnie niż dając się powołać. Ale to już jest sprawa indywidualna każdego z Was.

    • a.jedlinski pisze:

      GNOM.
      Dokładnie tak jak piszesz. Papier odpowiednio przechowywany jest o niebo trwalszy od najlepszej elektroniki. Co tu dużo mówić? Mamy zachowane dokumenty sprzed 2 tysięcy lat i starsze… Szczerze wątpię, czy taka trwałość będą miały nasze dyski;-).

      • Piotr pisze:

        Jeśli zakładasz „totalny koniec świata” to jak najbardziej, natomiast w normalnych warunkach ZNACZNIE wygodniejsze jest posiadanie jednej karty microSD (czy nawet kilku dla bezpieczeństwa) i prostego czytnika e-booków na którym możesz mieć całą potrzebną Ci bibliotekę kilkuset czy kilku tysięcy pozycji, o masie i wielkości JEDNEJ przeciętnej książki i zużyciu prądu tak niewielkim, że zasilisz to z przysłowiowego kiszonego ogórka (u mnie czytnik e-booków wytrzymuje około miesiąca na jednym ładowaniu a używam dużo, w zasadzie mam go ze sobą cały czas).
        Papier ma szereg zalet (w razie czego opał, izolacja termiczna, można na nim hodować robactwo aby je później jeść, nie potrzeba prądu do czytania itd.) ale e-papier też ma szereg zalet (dużo literatury zmieścisz w małym urządzeniu, książka w wersji elektronicznej zwykle jest tańsza a jest też bardzo dużo materiałów dostępnych w wersji elektronicznej bezpłatnie :D, większość czytników pozwala na czytanie w nocy z wykorzystaniem wbudowanego, energooszczędnego podświetlenia, w razie czego gdy zgubimy okulary można powiększyć sobie czcionkę aby umożliwić przeczytanie tekstu osobom ze słabszym wzrokiem itd.).
        Nie ma jednoznacznej odpowiedzi co lepsze (chyba że ktoś jest już zafiksowany na jakąś opcję i nie dopuszcza argumentów drugiej strony :D). Ja mam sporo starszych książek papierowych ale od kiedy zostałem posiadaczem urządzenia z e-papierem, to kupuję książki papierowe tylko jeśli muszę (jeśli książka nie jest sprzedawana w wersji elektronicznej) ale to pojedyncze sztuki, przeważającą większość czytam w wersjach elektronicznych (zresztą jest coraz więcej literatury, zwłaszcza technicznej z dziedziny elektroniki, IT i temu podobnych, które w ogóle nie są wydawane w wersjach papierowych za to są za darmo do pobrania w postaci PDF/HTML/e-pub).

        • a.jedlinski pisze:

          Dziękuję za obszerną odpowiedź. Nie zakładam totalnego armageddonu. Po prostu jestem trochę zwolennikiem tradycyjnej książki, jako czegoś, co ma swój specyficzny klimat. Podobnie jak to jest u mnie w przypadku lampy naftowej. Dobrze wydana książka, odpowiednio utrzymana to ozdoba półki i na swój sposób dzieło sztuki. Książka tradycyjna ma swoje poważne wady – w małym celu ewakuacji ciężko zgromadzić ich większą ilość, dlatego mam ich tam niewiele, takie powiedziałbym podstawowe. Na razie nie kupuję czytnika z e-ink, zakupiłem coś innego, podobnego ( http://allegro.pl/czytnik-vedia-ereader-k4-i6648923384.html). Zależało mi na urządzeniu, na którym nie tylko poczytam książki, ale i obejrzę film. Mam dość duża kolekcję popularnonaukowych. Dotychczas sprawdzał się netbook, ale niestety moja instalacja w celu ewakuacji nie daje na tyle prądu, by często ładować go. Szukałem więc czegoś na napięcie standardowe dla USB. Tablet typowy odpadał, naprawdę mam allergię na androida. Poza tym jak na razie typowe czytniki są na razie dla mnie zbyt drogie, wyznaczyłem sobie pułap sto złotych.

          • Piotr pisze:

            Ja kupiłem czytnik z e-papierem tylko i wyłącznie do czytania książek (do oglądania filmów itp. mam inne urządzenia). Czytnik z e-papierem mimo swoich wad takich jak czarno-biały obraz itp. ma dwie ogromne zalety w porównaniu do urządzeń opartych o ekrany LCD: po pierwsze jest bardzo energooszczędny (przy wyłączonym podświetleniu, wyłączonym WiFi itp. pobiera prąd praktycznie tylko w momencie przerzucania strony – to daje tygodnie typowej pracy na jednym ładowaniu), po drugie daje nieporównywalnie większy komfort dla oczu niż tablety, moim zdaniem e-papier pod tym względem jest nawet lepszy niż niektóre gatunki papieru.

            Ceny… no cóż, to już zależy co kto kupuje, jeśli ktoś chce koniecznie Amazon Kindle (który nie czyta popularnego formatu e-pub :D) to i owszem, swoje zapłaci, ale najtańsze urządzenia firm InkBOOK czy PocketBook (bez bajerów ale do czytania w sam raz) to wydatek rzędu 300zł (za nowe urządzenie kupione bez „cyrografu”).

          • Dziad z lasu pisze:

            Mimo że deklarujesz alergię na tablety, kupiłeś sobie ni mniej ni więcej, tylko właśnie tablet, na dodatek bardzo, ale to bardzo kiepski. Czytanie z ekranu o tak słabej jakości, ze słabą rozdzielczością, będzie mordęgą.
            To urządzenie ma wszystkie wady tabletów, ale żadnej zalety czytnika – nie ma mowy o długim (liczonym w tygodniach, a nie godzinach) działaniu na jednym ładowaniu, nie ma w ogóle mowy o czytelności w pełnym słońcu, a w zasadzie nie ma mowy o czytelności jakiejkolwiek. Godzina i ból oczu gwarantowany.
            Jeśli szukasz czytnika książek (i to też raczej beletrystyki, z technicznymi może być gorzej, a już na pewno format PDF należy uznać za ostateczność, a nie podstawowy), to tylko i wyłącznie z e-papierem. Jeśli urządzenie ma spełniać jakieś inne funkcje – trzeba szukać tabletu, i to jak najlepszego (oczy!).
            W każdym razie, sto złotych to stanowczo za mało na jako taki czytnik z e-papierem. Budżet należałoby co najmniej podwoić, albo polować na niesamowite okazje, przy czym należy pamiętać, że, po pierwsze, tanie mięso psy jedzą, a po drugie, ludzi niezamożnych nie stać na tanie rzeczy.

        • GNOM pisze:

          Po części masz rację, ale skąd na e-booku znaleźć przedwojenną niemiecką książkę mówiącą o budowie pieców kuchennych z piekarnikiem czy tzw. sercówek do piekarni (piec do pieczenia chleba). Po a tym jestem chyba tradycjonalistą w tej materii 🙂

          • Piotr pisze:

            Jest dokładnie odwrotnie niż piszesz. Przykładowo Ty masz książkę o „sercówkach do piekarni” (i książka jest rzadka, jest powiedzmy 5 egzemplarzy w całej Polsce – praktycznie nie do zdobycia) a ja też chciałbym ja mieć. Jeśli jestem zwolennikiem papieru (nie uznaję e-booka) to muszę znaleźć kogoś, kto jest gotów tę książkę ODSPRZEDAĆ, a jeśli książka jest rzeczywiście bardzo wartościowa, to taką osobę będzie trudno znaleźć. Tymczasem jeśli jestem zwolennikiem e-booków, to wystarczy, że znajdę kogoś, kto taką książkę ma i pozwoli mi ją zeskanować i… zarówno właściciel książki zachowuje swój „antyk” jak też ja dysponuję swobodnym dostępem do treści zawartej w książce. Mało tego, w przypadku starych książek mogę swobodnie takim skan dystrybuować, chłopaki z Domowego Survivalu mogą ją wrzucić na stronie itd.

            Rozumiem tradycjonalizm, ale jeśli akurat chodzi o możliwości zdobycia jakiejś starej cenionej pozycji, to w przypadku e-booka zwykle wystarczy posiedzieć kilkanaście minut przed komputerem aby znaleźć skan książki (za darmo i legalnie).

  6. Pozyskiwacz. pisze:

    Chciałbym jeszcze poruszyć sprawę pieca kaflowego.
    Tak całkiem bym go nie skreślał. Fakt że to krok do tyłu w porównaniu do CO. Ale ma kilka zalet. Po pierwsze jest to znacznie prostsza instalacja. Nie ma wody, pompek, zaworów itp. A jak czegoś nie ma to się nie psuje, ani nie wymaga konserwacji czy choćby uwagi żeby kaloryfery nie pozamarzały i nie popękały.
    Prawidłowo i z dobrych materiałów zbudowany piec kaflowy ma trwałość kilkudziesięciu lat, a w razie awarii jest łatwy w naprawie która nie wymaga też dużych ilości energii czy skomplikowanych technologii – np. spawania.
    Po drugie i chyba ważniejsze- w takim piecu można napalić w zasadzie każdym palnym materiałem,drobnymi gałązkami, meblami, czy nawet liśćmi i suchymi badylami. Natomiast palenie czymś takim w dużym piecu CO jest skrajnie niewydajne.
    Z kolei argument że piec ogrzewa maksymalnie 2 pomieszczenia a instalacja CO cały dom może nie mieć znaczenia. Zwyczajnie w czasach kryzysu możemy być zmuszeni do oszczędzania na opale i może nie być możliwości żeby ogrzewać kilka pomieszczeń. Zwróćcie uwagę że kiedyś ludzie mieszkali w znacznie mniejszych domach (licząc ilość metrów kwadratowych na osobę). M.inn. było to spowodowane trudnościami i kosztami w zdobyciu opału.
    Nawet nie trzeba armagedonu w postaci np. III w ś. Wystarczy bardzo ostra zima i przerwy w dostawie prądu i gazu. Jak ktoś ma zapas węgla czy drewna na całą zimę to ok. Ale jak trzeba dopiero zdobywać opał ściągając drewno z parku, sadu czy pobliskiego lasu, nie mówiąc o paleniu meblami lub parkietem , to od razu ludzie zaczną się zastanawiać czy we wszystkich pokojach musi być 20 stopni. Może wystarczy ogrzać jeden pokój i ew. łazienkę ?
    Czy budować piec kaflowy od podstaw to każdy musi sobie sam odpowiedzieć . Zależy czy będzie miejsce, fachowcy materiały itp.
    Ale jak ktoś ma w domu stare , zniszczone lub nieużywane piece , to ja bym się postarał je odnowić i uruchomić, a nie rozbierać „bo miejsce zajmują”. A spotkałem się i z takim postępowaniem.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Nie chodzi o to, żeby piece kaflowe skreślać, ale żeby ich nie budować. Bo ich budowa nie ma sensu.

      Są znacznie lepsze systemy grzewcze, pozwalające na zmagazynowanie ciepła i jego efektywne wykorzystanie na później. Przykładowo, można w domu zamontować zbiornik na wodę o pojemności 1 000 litrów, trzymać w nim gorącą wodę z kotła centralnego ogrzewania, ale także pakować tam ciepło z kolektorów słonecznych, kominka z płaszczem, elektrycznej grzałki zasilanej bateriami słonecznymi, czy odpadowe ciepło z agregatu prądotwórczego, jak zrobisz sobie wymiennik. A potem to ciepło można precyzyjnie dawkować do wybranych pomieszczeń za pomocą instalacji centralnego ogrzewania. Będzie wymagać jednej lub kilku pompek i sterownika, ale będzie działać znacznie efektywniej, niż piec kaflowy (nawet pod kątem zużycia opału).

      Jak ktoś ma piec kaflowy w domu, to niech go trzyma. Jeśli chce zbudować takie coś, to niech lepiej zbuduje sobie kominek (zamknięty wkład kominkowy) z masywną obudową do akumulacji ciepła.

      • Coyote pisze:

        Tylko jak zabraknie prądu w środku zimy , a po paru dniach ropy do agregatu to zostanie z zimnym tyłkiem i stertą rozsadzonego przez zamarzającą wodę złomu .
        Przy naszym nasłonecznieniu zimą grzanie wody CO prądem z PV to … hmm „ciekawy pomysł” .
        Optymalnie kopciuch górnego spalania + centralne ogrzewanie grawitacyjne . Napali byle czym (BYLE OD GÓRY jak nazwa wskazuje) i do obiegu ciepła nie potrzeba żadnych pompek i sterowników .
        Tylko do montażu CO G trzeba fachowca a nie „fachowca” .
        Kominek to najmniej efektywne rozwiązanie , w otwartym 90 % energii nam ucieka , zamknięte są mniej rozrzutne ale i tak bez szału . Lepiej już „strusia” z beczki po ropie zrobić .
        Dla porównania własnej roboty akumulacyjny piec rakietowy osiąga 75-80 % sprawności .
        Tu przykłady http://mamaziemia.pl/akumulacyjny-piec-rakietowy-instrukcja-budowy/
        Piec kaflowy nie wyklucza CO , wstawia się płaszcz wodny tzw podkowę i gra i buczy . Jak piec jest w dobrym stanie wygodnie , wydajnie i niezawodnie .

        • Krzysztof Lis pisze:

          Oczywiście jesteś w błędzie odnośnie tego, co stanie się po paru dniach w środku zimy. Bo parę dni to taki zbiornik będzie oddawać ciepło, zanim w ogóle będzie miał szansę zamarznąć. Kolejnych kilka dni będzie się wychładzać przeciętny polski dom murowany. Do tego nikt rozsądny nie będzie eksploatować w sposób ciągły agregatu, tylko będzie go uruchamiać max na kilka godzin codziennie, żeby ogrzewanie sobie popracowało. A jak będzie naprawdę mądry, to będzie go używać jak na okręcie podwodnym — ładować akumulatory raz w ciągu doby.

          Nie chodzi o to, żeby montować panele fotowoltaiczne i grzać nimi wodę zimą, to rzeczywiście nie zadziała. Chodzi o to, żeby mieć taki zasobnik, który latem daje Ci za darmo ciepłą wodę (oszczędzasz), a zimą dzięki bateriom słonecznym masz dość prądu, by zasilić wszystkie elementy niezbędne do ogrzewania domu. Baterie słoneczne są już porównywalne cenowo (w relacji do uzysku energii) do próżniowych kolektorów słonecznych i ja wolałbym baterie. 🙂

          Nie wiem, jak Ci wychodzi, że 90% ciepła ucieka przy kominku. Ucieka dużo, ale nie aż tak dużo. Kominki zamknięte mogą mieć sprawność nie gorszą, niż przeciętny kocioł na drewno. I nie sądzę, by od tego pieca rakietowego znacząco odbiegały. Budowa pieca kaflowego z podkową do grzania wody w CO też się mija z celem, bo albo grzać ma przez obudowę, albo ma grzać wodę.

          Piece kaflowe nie są ani bardziej wygodne, ani bardziej niezawodne, niż nowoczesne kominki z wkładem. A na pewno nie są bardziej wydajne.

          • GNOM pisze:

            Dobrze wykonany piec kaflowy trzyma ciepło co najmniej trzy dni- więc stosunek ciepła oddanego do pochłoniętego opału aby to ciepło uzyskać jest bardzo dobry. Posiadam jeden taki piec w mieszkaniu w kamienicy (moi wszyscy sąsiedzi również), jak i w swoim grajdole na Wsi Zapadłej- do jego budowy znalazłem prawie 90 letniego zduna aż pod Gogolinem na Opolszczyźnie, ale było warto. Ten sam fachowiec (z wnukiem) wybudował mi również kuchenny piec kaflowy z duchówką do pieczenia chleba, ciast, mięs a nawet pizzy. Bardzo dobrze pekluje się w niej słoiki z przetworami mięsnymi. Za jego radą zgodziłem się na wstawienie do tegoż pieca również tzw. podkowy która ogrzewa baniak z wodą, bo jak rzekł: skoro i tak wydasz pieniądze na opał aby gotować to przy okazji za darmo sobie wodę podgrzejesz. Wodę z baniaka można użyć do celów użytkowych lub można poprzez wężownice użyć do ogrzewania podłogowego dzięki czemu jest w stópki ciepło, albo w brzuszek gdy z dziećmi leżymy na podłodze i gramy w planszówki. Pytacie w innych postach a na czym gotować w razie „W” i czym się ogrzewać ? No własnie tym, i gotowanie i grzanie w jednym- bardziej ekonomicznie się chyba już nie da-jeden opał dwie funkcje

  7. Antychryst pisze:

    Gnom masz całkowitą rację, piec kaflowy to jest dobre rozwiązanie troche trzeba żeby go rozgrzać ale kak już jest gorący to nawet po wypaleniu opału bardzo bardzo długo trzyma ciepło moja babka taki miała w starym budownictwie w bloku i bardzo sobie go chwaliła później z wiekiem jej trzeba było zamontować inny piec żeby babka nie musiała po węgiel do piwnicy zapylać a trudnych czasach warto mieć taki piec np w salonie gdzie będzie siedzieć i spac cała rodzina bo w kupie raźniej i bezpieczniej, w razie jakiegoś zagrożenia nie trzeba biegać po domu i wołać ze musimy uciekać do ziemianki i nie marnujemy opału na ogrzewanie innych pomieszczeń. Można oczywiście mieć piec co i odkręcić tylko kaloryfer w tym danym pokoju ale piec warto mieć jak się o niego dba jest praktycznie bezawaryjny.

  8. bura2 pisze:

    Dyskusje dyskusjami. To co jest stare, proste i niezawodne jest również mniej wygodne w życiu normalnym. Po to mam np. piec na ekogroszek z podajnikiem, żeby raz rozpalić i tylko co dwa-trzy dni sprawdzać czy nie dosypać węgla. I budzę się w ciepłym domu. Jak się ekogroszek i/lub prąd skończą to będę w nim palił „od góry” drewnem i wrócę 15 lat w tył…. Jakby miała być zima stulecia w kompletnym post apo to najlepsza wiadomo byłaby duża izba – na dwie rodziny (niekoniecznie od razu obce – jakie wujostwo czy bliscy przyjaciele) i w niej piec kaflowy + łazienka. Ale żyć tak na co dzień?

  9. Coyote pisze:

    @Antychryst @GNOM dokładnie . System prosty , sprawdzony i bez mnożenia punktów krytycznych które mogą paść w najmniej odpowiednim momencie . Bo oczywiście wiadomo że w trudnych czasach , przy brakach prądu i paliw (Grecja , Wenezuela) serwisy CO będą działać idealnie i dokonywać napraw za symboliczną opłatą .
    Więc możliwość dalszego sensownego grzania po awarii systemu obiegu wody CO jest zbędna 😀

  10. Antychryst pisze:

    Bura no przecież nie mówię żeby żyć tak wiecznie tylko z razie jakiegoś CZEGOŚ być w tym jednym pokoju z tym piecem. Chodzi mi o to ze jeśli ktoś takowy posiada to niech o niego dba bo może się kiedyś przydać:-)

  11. Anna Freud pisze:

    Niedawno przeprowadziłam się do domu, w którym jest zarówno centralne ale też i dwa piece kaflowe (w dwóch pokojach) plus stary piec kaflowy do gotowania w kuchni (który może też ogrzewać wodę). Tego z kuchni jeszcze nie miałam okazji używać, ale zdecydowanie wolę rozpalić w tych dwóch piecach kaflowych niż męczyć się z paleniem w centralnym. Te piece są zdecydowanie bardziej wydajne od centralnego – zapalę rano, dorzucę raz czy dwa, zamykam i następnego dnia rano dalej jest tam żar, a piec jest gorący jeszcze przez koljny dzień. Z centralnym nie dość że trzeba biegać do niego i dokładać (zużywając znacznie więcej opału), to nad ranem jest już tylko popiół (choćbym dokładała nawet późnym wieczorem), a w chacie zimnica. I cała zabawa z rozpalaniem na nowo. W domu rodzinnym też mam centralne, piec trochę większy i ciut dłużej trzyma, ale ekonomicznie wciąż wypada to dużo gorzej niż piece kaflowe.
    Ale jeśli chata jest duża (dwa piętra, dużo pokoi), to wygodniej palić w jednym miejscu, w dodatku w piwnicy/kotłowni, żeby nie nosić opału po całym domu i nie brudzić. No i mimo wszystko kaloryfery zajmują mniej miejsca.
    W poprzednim domu miałam kominek – fajnie wygląda jak się pali, w razie awarii można nim chatę ogrzać, a nawet upiec sobie w nim kiełbaski czy ziemniaki (testowałam, działa ;-)), ale z wydajnością jest tragicznie.
    Serio – nie ma bardziej wydajnego ogrzewania od pieca kaflowego. I mimo pewnych wad, myślę, że jak będę budować własny dom, to postawię też przynajmniej jeden taki piec (poza centralnym).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.