⚠️Ten błąd może zepsuć Twoje przygotowania!

W dzisiejszym materiale chciałbym odnieść się do czegoś, co w przygotowaniach na trudne czasy (czy raczej w podejściu do nich) wydaje mi się być jednym z najistotniejszych błędów.

Wyrazem tego błędu są m.in. dwa komentarze, które ostatnio dostaliśmy na facebookowej grupie dyskusyjnej i pod jednym z filmów. Przy czym, żeby było jasne, nie chcę tu krytykować ich autorów, bo doskonale rozumiem, skąd się takie opinie biorą. I chcę, żeby przestały się pojawiać (stąd ten materiał).

Zacznijmy od komentarza Daniela:

Ok, zapasy są ważne, sam posiadam pewne ilości podstawowych produktów. Niestety w Polsce legalnie prawie nikt nie posiada broni.. Co nam po zapasach jak wpadnie na kwadrat 5 drabów z siekierami? jak będą mili to tylko zabiorą zapasy bez robienia krzywdy właścicielowi który biegał po stonce i lidlach za promocjami… ?? Co Wy na to?

a teraz komentarz Rafała:

taki samochod jest praktyczny we wszystkich sytuacjach podczas pokoju, trudnych sytuacji zyciowych-pozar, powodz,strata pracy,pobyt dziecka w szpitalu w innym miescie. Ale podczas wojny stajemy sie najlepszym zrodlem na trasie wszelakich rzeczy dla bandytow bo kazdy wie ze w kamperze znajda wszystko. Dodatkowo stan drog staje sie drastycznie gorszy ,trudniej sie schowac czy uciec…Zawsze podczas walk mozna zauwazyc porzucone lub palace sie kampery. Obejrzyjcie relacje archiwalne z jugoslawi iraku itd…

Obydwa (bardziej pierwszy, niż drugi) zwracają uwagę na to, że omawiane rozwiązanie w niektórych sytuacjach się nie spisze. To prawda. Zapas żywności przyda się w wielu sytuacjach, ale nijak nie pomoże zabezpieczyć się przed pięcioma bandytami z siekierami. Tak samo, kamper spisze się w niejednej kryzysowej sytuacji, ale nie będzie za bardzo pomocny, gdy trzeba będzie szybko wydostać się z miasta po zatłoczonych drogach, albo wręcz bezdrożach.

Ale czy to nie jest oczywiste?

Wydaje mi się, że takie komentarze są efektem błędnego podejścia, wynikającego ze skupienia się wyłącznie na kryzysowych scenariuszach.

Pamiętacie serial National Geographic Doomsday Preppers? Przedstawieni w nim prepperzy mówili, na jakie wydarzenia się przygotowują. Część z nich czuła się przymuszona przez producentów do podania jednego, konkretnego scenariusza. Ale i tak była mowa o rozbłysku słonecznym, kryzysie finansowym, wojnie atomowej i tak dalej.

My od początku istnienia Domowego Survivalu staramy się tłumaczyć, że lepiej jest się skupiać na potrzebach, niż na scenariuszach. Że trzeba się starać zaspokoić potrzeby swoje i swojej rodziny i móc zrobić to bez względu na okoliczności.

Oczywiście, nie można w ogóle nie brać pod uwagę różnych wydarzeń, bo to przecież też nie ma sensu. Tylko do tego trzeba podejść inaczej. Jeśli przygotowuję się do nakarmienia rodziny w trudnych czasach, muszę zastanowić się, co takiego nastąpi, że nie będę mógł zdobyć żywności tak, jak robię to teraz. I na przykład uznam, że nie będę mógł kupić jej w sklepie, więc szukam rozwiązań tego problemu. To, czy nie będę mógł jej kupić ze względu na strajk kierowców ciężarówek czy awarię zasilania na dużym obszarze, to kwestia wtórna. Rozwiązania pozostają takie same: zapas żywności, rozpoznawanie roślin jadalnych, uprawa własnego ogródka, czy wreszcie zapisanie się do koła łowieckiego i nauczenie się polować.

Warto przejrzeć nasze scenariusze survivalowe, aby zderzyć je z własnymi przygotowaniami i odpowiedzieć sobie na dwa pytania:

  1. czy w przedstawionym scenariuszu wydarzeń to co mam będzie wystarczające?
  2. co mógłbym zrobić lepiej?

Oczywiście będą sytuacje, w których nasze przygotowania mogą pogorszyć nasze szanse. Jak choćby ewakuowanie się z miasta samochodem kempingowym będzie mniej bezpieczne, niż obtłuczoną osobówką, czy może nawet pieszo lub na rowerze. Z tą wiedzą trzeba więc szukać innego rozwiązania problemu bezpiecznej ewakuacji. I tak trzeba też przeanalizować zapas żywności. Czy jego zrobienie będzie dla nas dodatkowym zagrożeniem, jeśli napadnie nas pięciu bandytów z siekierami? Czy przez sam fakt jego posiadania będziemy bardziej tym zagrożeni? Jeśli tak, to należy zadbać o minimalizację tego zagrożenia — rozparcelować zapas w różnych miejscach, przygotować sobie sprzęt do samoobrony i tak dalej.

Nie wolno też zapominać o prawdopodobieństwie poszczególnych sytuacji. Dużo bardziej prawdopodobne jest to, że ja czy Ty stracimy jutro pracę albo życie, niż to, że jutro cały kraj będzie głodować, a nas napadnie w domu pięciu drabów uzbrojonych w siekiery.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

14 komentarzy

  1. Bronisław pisze:

    Słusznie prawisz, problem wynika ze sposobu samego postrzegania prepera przez otoczenie i samego prepera. Preper przygotowuje się na … (tu wpisz nazwę kataklizmu).
    Ale nie mam pomysłu jak to zmienić i jak to inaczej uargumentować. Za każdym razem gdy zastanawiam się, czego mi brakuje, czego powinienem się nauczyć, ew. co magazynować, to zawsze w kontekście konkretnego scenariusza. I w kontekście scenariuszy przygotowujemy się i ustalamy priorytety, np. a jak będzie powódź – to ja pontonu nie potrzebuję, bo od 50 lat nie było tu powodzi i mieszkam na wzniesieniu, ale może mnie dotknąć susza, pożar, etc. i co wtedy.
    Tak to działa i tak już zostanie, będziemy wymyślać scenariusze i usprawiedliwiać się, że nie warto czegoś robić bo inny scenariusz to wyklucza.

  2. Ja stoje na stanowisku, że żadna forma przygotowań nie zabezpieczy mnie w 100 procentach przed wszelkimi możliwymi kataklizmami. I wcale tutaj nie mówię o upadku asteroidy ale o kryzysach „codziennych” mniej lub bardziej. Jednak każda dodatkowa puszka lub konserwa zwiększa moje szanse. Każda dodatkowo schowana butla wody zwiększa moje szanse. Każda „stówka” odłożona (pomijam formę odłożenia) zwiększa moje szanse. Każda umiejętność zwiększa moje szanse. Czy to będzie znajomość dzikich roślin jadalnych, czy majsterkowanie i umiejętność naprawy urządzeń. Tylko ale i aż. A wyliczanie scenariuszy do których nie jestem przygotowany jedyne co spowoduje to frustrację – bo nie dam nigdy rady przygotować się na wszystko. Za krótko żyję, za mało zarabiam. Poza tym moje przygotowania mają dac mi w codziennym życiu pewien komfort związany z poczuciem bezpieczeństwa – nigdy na odwrót. Po co ja mam wydawać wszelkie swoje pieniądze na coraz to nowe przygotowania na scenariusze, które być może nigdy się nie nastąpią. Pomimo tego, że z Krzyśkiem / Arturem nie zgadzam się w kilku kwestiach (cóż – każdy ma inną wizję przygotowań) – to motto przewodnie tej strony jest filarem moich przygotowań. „…jak przetrwać trudne chwile i jak ułatwić sobie życie na co dzień”. Ułatwić sobie życie na co dzień a nie popaść w paranoję. Krzysiek (z tego co się zorientowałem) koncentruje się na koncepcji dom=twierdza, ja trochę bardziej skupiam się na ewakuacji. Nauczyło mnie to doświadczenie z pożaru mieszkania w 2011 roku. Cóż. Każdy ma inne podejście. Jednak serdecznie życzę Autorom i wszystkim Czytelnikom (sobie oczywiście także) by nasze przygotowania do końca naszych dni pozostały ciekawym hobby i nigdy dowolny większy kryzys ich nie zweryfikował. Zacytuję zdanie z zaprzyjaźnionej strony (http://www.just-to-survive.com/2017/06/podstawy-preppingu-cz-3.html) przy którym podpisuję się obiema rękoma i nogami „Wolałbym raczej pozostać do końca życia dziwakiem gromadzącym konserwy, niż któregoś dnia musieć zacząć je oszczędzać.”

  3. Oftop. Krzyśku / Arturze. Czy byłaby możliwość z Waszej strony zrobienia jakoś tak, by osoba publikująca komentarz mogła go w jakimś czasie jeszcze edytować?

    • Survivalista (admin) pisze:

      Nie bardzo. Ale możemy zawsze wyedytować go ręcznie. Pisz do któregoś z nas, załatwimy.

  4. lol52 pisze:

    Mi brakuje jeszcze porządnej łodzi motorowo żaglowej.
    Motor w celu szybkiego oddalenia się od zagrożenia a żagiel jak już sie paliwo skończy jak będę płynął na pólnoc!
    Nie rozwiązałem tylko szybkiego transportu do Wisły i ominęcia zapory we Włocławku.
    Wyruszam z Otwocka pod Warszawą.

    • Pozyskiwacz. pisze:

      Trochę ryzykowna trasa – musisz przepłynąć przez całą Warszawę, nie wspominając o innych miastach po drodze.

    • Coyote pisze:

      A takie coś ? https://www.olx.pl/oferta/lato-2017-platforma-plywajaca-barka-CID767-IDiFCAR.html#2954247e93 (Przepraszam Adminów , nie mam nic wspólnego z sprzedającym po prostu wypatrzyłem ciekawą konstrukcje którą można by omówić) mała , niepozorna barka motorowa na bazie pływaków wodnosamolotu . Z tego co pisze właściciel i konstruktor 1700 kg wyporności , podciągane do góry podwozie i hak więc nie trzeba specjalnej przyczepy . I w razie czego można by wyciągarką na ląd , przetargać przez przeszkodę na kołach i z powrotem chlup do wody .

      Gorzej jak w planach Bałtyk . Choć w sumie ta barka to katamaran , do stalowej ramy można by przymocować miecz i Kon-Tiki jak z obrazka . Choć tu się niech lepiej bardziej doświadczeni wodniacy wypowiedzą z doświadczeniem innym niż szuwarowo-błotne .
      Podobnie względem możliwości zaopatrzenia czegoś takiego w maszt i żagiel .

      Główna zaleta dróg wodnych . Prawie nikt na nie nie zwraca uwagi . Obecnie mało co pływa więc nie ma raczej „korków” i ciężko zablokować rzekę .
      Na zaciemnieniu , płynąc z nurtem na wyłączonym silniku można się przemknąć niepostrzeżenie choćby przez płonące miasto . Byleby się tylko na mieliznę nie wpakować a środek transportu był na tyle niepozorny żeby nikomu nie chciało się go przejąć czy nawet ostrzelać . Bo kogo interesuje jakaś zerwana z cumy krypa dryfująca w towarzystwie rozmaitego śmiecia jaki wpadnie do rzek ?

  5. Bronisław pisze:

    @lol52 tak prywatnie uważam że pomysł korzystanie z dróg wodnych w Polsce jest średnio udany.
    1. Ile kilometrów rzek jest nadających się do pływania czymś większym niż kajak.
    2. Prędkość ewentualnej ewakuacji, no jakby nie patrzeć to środki transportu lądowego są szybsze.
    3. Rzeka ma tylko jedno koryto, lądem zawsze pewne miejsca można ominąć.

    Ale to jest tylko moje zdanie. Zwracam tylko uwagę na pewne aspekty które mogą stanowić problem.

  6. Rafał M. pisze:

    Życie ze swojej natury jest całkowicie nieprzewidywalne. I nie trzeba się tą nieprzewidywalnością zbytnio przejmować, bo w końcu i tak się umrze, więc gorzej być nie będzie (uświadomienie własnej śmiertelności może doprowadzić albo do paranoi, albo do poczucia wolności). Trzeba się skupić na chwili, życiu tu i teraz, choć jednocześnie rozsądnie byłoby nieco przygotować się na przyszłość.
    Oprócz chwili bieżącej nic nie istnieje, przeszłości już nie ma, przyszłości też jeszcze nie ma.

    W książkach o survivalu spodobało mi się to, jak mało rzeczy tak naprawdę potrzebuje człowiek. Najważniejszy jest nóż, mając nóż można sobie zrobić wiele innych rzeczy w miarę potrzeb. Nie mając nożna można sobie zaimprowizować z jakiegoś kamienia, ale będzie gorszy. Tak żyli ludzie przez dziesiątki tysięcy lat i jakoś ludzkość przetrwała.
    Ważny jest jakiś pojemnik na wodę, jeśli chce się odejść dalej od źródła wody.
    Bardzo przydatny jest metalowy kociołek, bez niego da się zaimprowizować naczynie na przykład z kory drzewa, ale kociołek jest najlepszy.
    Coś do rozpalania ognia, choć bez narzędzia też się da, ale jest dużo trudniej.
    Jakiś koc bywa przydatny. Nie bez powodu dawniej ludzie nosili takie dziwne długie peleryny, często widoczne na filmach, nawet kosmiczni rycerze Jedi takie mieli. Otóż taka peleryna może posłużyć do okrycia się podczas noclegu w jakiejś dziczy.
    No i sznurek. Też można zrobić z jakiejś trawy, ale to żmudne.
    Tylko tyle z najważniejszych rzeczy. Oraz umiejętność ich użycia. Reszta to tylko dodatki dla polepszenia komfortu, a czasem tylko niepotrzebne obciążenie.

    MacGywer radził sobie tylko ze scyzorykiem oraz sznurkiem.

    Albo taki Star-Trek. Podczas misji na innych planetach mieli fazery (służące również do rozpalania ognia i cięcia drewna), komunikatory i trikodery. Czasem na pustyni elastyczny pojemnik z wodą. Ewentualnie w jaskiniach linę oraz sprzęt do wspinaczki. To wszystko, no i umudurowanie. Więcej nie potrzebowali.

    Przygotowywanie się na trudne czasy to takie warstwy zabezpieczeń.
    Jak się ma kampera, to fanie, niemal tak luksusowa rzecz jak mieszkanie. Chyba że z powodu jakiś okoliczności nie ma możliwości dalszego korzystania z niego, wtedy zostanie namiot, choć mniej komfortowy. Jak się utraci namiot, to trudno, wtedy potrzebny nóż i można sobie w ostateczności zbudować jakiś szałas. A może będzie okazja zamieszkania w jakimś ośrodku, w jakimś opuszczonym budynku, w jakiejś studzience, w jaskini, nigdy nie wiadomo, trzeba być otwartym na trafiające się okazje, jak się nie trafią to zostanie nóż i konieczność budowania szałasu.
    Z zapasami żywności podobnie. Trzeba mieć jakieś w mieszkaniu. Ale może zajść konieczność ewakuacji z mieszkania, wtedy dobrze mieć zachomikowane gdzie indziej (może namówić rodzinę, jedni mieli możliwość przeniesienia się do drugich w razie potrzeby?) . Może jakiś ogródek działkowy z warzywami? Jeśli i to będzie nieosiągalne, wtedy trzeba będzie improwizować, i szukać kolejnych okazji do pożywienia się, co jest mniej komfortowe niż gotowe zapasy.
    Albo woda. Fajnie mieć kilka zgrzewek wody (lubię gazowaną, dodaję sok). Jak nie będzie w kranie, a zgrzewki się kończą, trzeba będzie zacząć improwizować, może będą jakieś dostawy, może trzeba będzie wyciągnąć filtr i przespacerować się nad rzekę, itd.

    • bura2 pisze:

      Z twojego powyższego postu wynika że do przetrwania potrzeba noża , pojemnika na wodę, metalowego kociołka, peleryny/koca, źródła ognia i sznurka.
      Rozumiem, że nie potrzebujesz apteczki, d*** podcierasz mchem i wyczucie terenu masz takie, że ani kompas ani mapa nie są Ci potrzebne.
      Jeśli musimy się ewakuować to raczej liczy się 1.tempo poruszania i 2.możliwość reagowania na różne utrudnienia.
      Ad.1 -dobre mapy i narzędzia do nawigacji – lepiej iść w spokojnym krokiem 4km/h bezbłędnie jak po sznurku niż forsować się szybkim marszem i na każde 10 km nadrabiać 3.
      – racje żywnościowe i woda. Muszą być takie które nie potrzebują dużo czasu na przygotowanie. Batony, mieszanki bakaliowe, suchary itd. A co do wody to można nabrać ją z rzeki i przegotować, ale szybciej jest wrzucić do niej tabletkę i włożyć do plecaka. W czasie gdy woda się zagotuje, wygotujemy zarazki i ostygnie na tyle żeby ją lać do plastikowych pojemników to „tabletkowiec” będzie 4 km dalej
      – lekki śpiwór i pałatka – na szybki odpoczynek bez konieczności budowania schronień.
      -właściwa higiena. zwłaszcza stopy, tyłek i pachwina. zasypki, wilgotne chusteczki, talk etc.
      Ad. 2. -apteczka. bez komentarza.
      – nadmiar jedzenia gotowego do spożycia, bo może trzeba będzie się gdzieś zabunkrować.
      – coś na łapówkę/opłatę/handel
      – coś do obrony (najskuteczniejsza jest opaska z napisem „nie znaczy NIE”.

      Tak więc z nożem i kocem da sobie pewnie człowiek radę, ale z paroma przedmiotami więcej pójdzie mu lepiej i da sobie lepiej radę w wielu sytuacjach.

      Mylą się zarówno Ci którzy myślą że potrzebny im plecak gadżetów i Ci którzy myślą że wystarczy im nóż.

  7. GNOM pisze:

    Co grozi Nam w Polsce?
    1. Wojna. Czy to ze wschodu czy z zachodu, to i tak może nieść zniszczenia, brak zaopatrzenia, mobilizacje. Efekt- brak żywności, leków, pracy i mieszkania (w przypadku np. zbombardowania kamienicy, przedsiębiorstwa), dochodów (czyli brak kaski), gwałty.
    2. zagrożenia naturalne- powódź, pożar domu- brak mieszkania, brak środków na remont.
    3. utrata pracy – brak dochodów i możliwości utrzymania siebie i rodziny.
    4. utrata zdrowia – np. długotrwała choroba, wypadek = brak dochodów i duże wydatki
    5. spowodowanie wypadku – konsekwencje tego np. więzienie, wypłata odszkodowania np. renty dożywotniej = utrata części dochodów, bądź wolności.
    6. katastrofa przemysłowa – np. chemiczne/biologiczne skażenie terenu — długotrwałe= brak miejsca zamieszkania, ubrań, dokumentów, pracy.

    To główne zagrożenia w Polsce. (moim zdaniem) Odpowiedzcie sobie czy jesteście na nie przygotowani.
    Tak – dobrze,
    Nie – nie dobrze. I w tym obszarze trzeba coś robić.

    Na pewno należy ubezpieczyć dobrze mieszkanie- najlepiej z opcją odtworzenia stanu mieszkania/domu sprzed zdarzenia (są takie bo mam 🙂 tutaj nie ma co oszczędzać.
    KONIECZNIE należy mieć odłożone pieniądze na co najmniej pół roku życia- opłaty nie poczekają na nową prace.
    Zapasy i coś za miastem (obojętnie altanka, grajdół, dom po babci/rodzicach na wsi) załatwia pozostałą resztę. A jak nie masz nic takiego, to żyj w zgodzie z rodzeństwem, kuzynem, wujkiem- to znajdziesz tam kąt- choćby jeden pokój na poddaszu – to lepsze niż namiot w lesie.

  8. bura2 pisze:

    Takie częste błędy jakie można wyłapać czytając różne fora i blogi:

    1. Założenie że jak już łupnie to się nie będę przejmować prawem i…(tutaj wstawiamy cokolwiek od samowoli budowlanej po szabrownictwo).
    Taak? a co w wiadomościach podadzą, że już prawa nie ma? nie będziesz wiedział. Wyjdziesz z domu i świat na pierwszy rzut oka będzie wyglądał tak samo. A zanim normalny praworzadny człowiek przełamie sie do dokonania czegokolwiek nielegalnego to element społeczny zdąży już 100x wykorzystać sytuację.
    2. Prawo zniknie
    Niekoniecznie prawo musi zniknąć i co więcej, może być bardziej surowe bo w odpowiedzi na pogarszającą się sytuację państwo wprowadzi stan wyjątkowy.
    3. Nastawianie się na to co będzie za 10 lat po całkowitym rozłamie – założenie 0/1 przejścia od dziś do kompletnego „Mad Maxa”:
    W jednych rozwiązaniach ludzie proponują najbardziej długowieczne metody – łatwe do uzupełnienia, odtworzenia w warunkach prostego warsztatu. W innych jakoś o tym zapominają.
    W efekcie mamy karykaturalnego preppersa – w butach na membranie, kurtce softshellowej, z led-owymi latarkami i … łukiem oraz rowerem bez przerzutek.
    Cokolwiek by się nie działo na początku wszystko będzie jeszcze dostępne i działające. i tu potrzeba to wykorzystać na maksa. Początek to czas na GPS, samochód, nowoczesne (tj. współczesne) ubrania i buty, latarki ledowe, wysoko przetworzone racje żywnościowe i tabletki do uzdatniania wody, broń palną itd. itp. Po co? żeby w ogóle przeżyć do czasów kiedy zastąpią to rowery, pochodnie, suszone mięso i łuki.
    4. Odcinanie się od techniki
    To, że coś się stanie nie oznacza, że musimy we wszystkim przechodzić do średniowiecza. Duży problem zmajstrować sobie generator i umiejscowić go np. nad rzeką i dzięki temu mieć energię elektryczną do napędzenia paru prostych maszyn elektrycznych? Nie. jest post-apo i MUSIMY ograniczyć się do klepania młotkiem po kowadle nawet jeśli obok stoi cała hala obrabiarek z osprzętem którym wystarczy tylko dostarczyć prąd

    • GNOM pisze:

      bura masz rację. Każdy zakłada od razu całkowitą zapaść i rozpad państwowości.
      Weźmy przykład wojny- państwo istnieje, walczy i :
      1- wygrywa – nic się nie zmienia, jest ciągłość prawa, po jakimś czasie następuje odbudowa i wraca normalność.
      2 – przegrywa – następuje okupacja, jest prawo (często bardziej restrykcyjne), prawdopodobnie jest praca, jest ciężko, ale świat istnieje.
      Co jest potrzebne w takiej sytuacji: zapasy, możliwość zdobycia żywności i towarów deficytowych.

      Jak walnie atom to już niewiele nam będzie potrzeba 🙂

    • Coyote pisze:

      Jest też inna możliwość . Sytuacja w której państwo się zwija , prawo jest i to jeszcze surowsze ale tylko tam gdzie mieszkają oligarchowie , urzędnicy , są ważne obiekty i mogą się kręcić ewentualni turyści . Na egzekwowanie go gdzieś dalej nie ma sił , środków i nawet chęci .
      Dobrym przykładem może być to co dzieje się obecnie z Ukrainą czy Wenezuelą . Jak i codzienność wielu krajów Ameryki Łacińskiej , Azji czy Afryki .
      Oraz pierwsze lata po wojnie w Polsce , gdzie pomimo drakońskiego prawa egzekwowanego przez bojówki UB i KBW było jak było prawem noża i urzyna na kabeka .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.