Puszki: duże, czy małe?

Byłem ostatnio w sporym markecie „handlu hurtowego” i stwierdziłem, że jest to miejsce, które z całą pewnością muszę jeszcze kilka razy odwiedzić. Zakochałem się w tym olbrzymim wyborze puszkowanej i słoikowanej żywności, a także przygotowanych do dalszej obróbki półproduktów.

Najbardziej spodobały mi się wielkie puszki kukurydzy, koncentratu pomidorowego, a także wielkie słoiki papryki marynowanej i ogórków konserwowych.

I tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby kupić takie puszki do zapasu żywności. Ale szybko mi przeszło.

CornAndTomatoBits

Puszkowana żywność jest fajna i w ogóle, w domu często korzystam z koncentratu pomidorowego, często robimy sałatki z kukurydzy, albo groszku konserwowego. Ale mimo to nie chciałbym mieć w domu wielkich puszek z kukurydzą jako elementu moich zapasów żywności.

Do głowy przychodzą mi dwie zalety żywności w dużych puszkach czy słoikach. Dwie i tylko dwie:

  • jest tańsza, niż w mniejszych puszkach (słoikach),
  • łatwiej ją przechowywać, przenosić, bo więcej żarcia mieści się w jednej puszce.

Ale poza tym duże puszki mają same wady:

  • są większe, więc i cięższe, trudno sobie wyobrazić zapakowanie takiej wielkiej kilkukilowej puszki do zestawu ucieczkowego (w ogóle żywność puszkowana się do tego nie nadaje, ale to inna historia),
  • jak się puszkę otworzy, wypadałoby całość zawartości zużyć możliwie szybko, bo się popsuje,
  • po otwarciu trzeba puszkę trzymać w lodówce, albo przerobić od razu (np. ugotować) i przechowywać w postaci ugotowanej, też w chłodzie,
  • duże puszki, które trzeba szybko opróżnić, to kilka dni jedzenia tego samego, co może się łatwo znudzić.

O ile więc kupno pięciokilowego worka z mąką może mieć sens, o tyle trudno mi znaleźć sens kupna pięciokilowej puszki koncentratu pomidorowego czy kukurydzy.

Foto: YoAmes.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

22 komentarze

  1. Krecik pisze:

    Market handlu hurtowego? Czy tak naprawdę hurtownia? I to dla firm? Przeciętny Kowalski to tam ewenement, chyba że przysłany jako pracownik po dostawę albo organizujący we własnym zakresie dużą imprezę.
    Tego typu hurtownie stworzono nie dla przeciętnego zjadacza chleba, ale dla tych tysięcy gyrosów, kebabów i innych punktów, w których pochłaniamy jedzenie na mieście, włączając także renomowane lokale. Sieci mają własnych dostawców, stałe umowy.

  2. Krecik pisze:

    Pod jednym na pewno takie miejsca się przydają – jako pracownik widzisz co schodzi, co jest przebojem, co ludzie kupują 😉
    I czasem szlag cię trafia jak widzisz ich ceny a potem porównujesz ze sklepową półką 😀

    Dostałam kiedyś kartę od makro ale nawet nie wiem gdzie we Wrocławiu stoją. Muszę się przejść i przejrzeć co mają.

    • artur xxxxxx pisze:

      Kupuję w Makro, ale nie widzę jakiejś rewelacji cenowej. Jest o kilka procent taniej niż w Carrefour czy Real, to wszystko. Chyba że porównujesz z osiedlowymi marketami typu Markpol, to faktycznie różnica jest ogromna.
      Elektronika jest mniej więcej ta sama (ale w wielokrotnie mniejszym wyborze) co w należącym do tego samego właściciela Media Markt, może z 2% tańsza.
      Główna zaleta tych sklepów to komfort zakupów. Duży wybór, dużo przestrzeni, brak zawalidróg na alejkach, typu 100-letni emeryci, nie ma też rodzin z rozwrzeszczonymi bachorami, bo małych dzieci nie wpuszczają.

  3. Krecik pisze:

    W makrach/hurtowniach jest jeszcze jeden system – ceny na półkach to jedno, ceny przy kasie dla stałego kontrahenta to drugie (rabaty za obrót, bony etc). Na tym działa np. system Eurocash i Żabki.
    Ja mam piekielnie drogi Carrefour i Tesco – sporo rzeczy jest tam droższych niż w małych osiedlowych sklepikach wokół mnie. Więc nieco inaczej na to patrzę (czyt. nie jestem częstym klientem) 😀

    Makro czy hurtownie ogólnie to inny rodzaj klientów, fakt bezposporny :))

  4. makro we wrocku wcale takie luźne nie jest – kupa luda się kręci!

    Tesco ma dla mnie jedną gigantyczną zaletę CZAS!

    Nie raz wyskakiwałem po zakupy ok 23.30 i te cudowne pustki i spokój są dla mnie dużo warte!

    Swoją drogą z tego samego powodu uczęszczam do ekstremalnie drogiego Piotra i Pawła, który kreuje się na market-delikatesy i co się okazuje? mamy kartę rabatową na zakupy powyżej 50 zł, a także mnóstwo promocji i korzystnych cen, np. super jakości piwo jasne z lokalnego browaru za 1,99 butelka bezzwrotna

    po prostu, pomijając komfort – patrzmy na ceny niezależnie od marketu

  5. Super pisze:

    Cześć
    Tak przy okazji interesuje mnie dlaczego uważasz że puszki nie nadają się do zestawu ucieczkowego ?

    Pozdrawiam

    • Survivalista (admin) pisze:

      Bo są ciężkie. Lżejsze będzie jedzenie suszone (np. liofilizat), niż to samo w puszce.

  6. Super pisze:

    No to powiem że się z Tobą nie zgodzę. Do liofilizatu potrzebujesz dużą ilość wody. Od 120 do czasem nawet i 200 ml. W warunkach gdy przenosisz ze sobą litr wody to duża strata. Z doświadczenia wiem że lepiej mieć dwie małe mielonki które podgrzejesz na ognisku lub małej kuchence na paliwo stałe. Nie tracisz wody a to jest istotne. Nie możesz zakładać że Twój zestaw ucieczkowy ma starczyć tylko na 30 czy tam 72 godziny. A jak będzie musiał starczać na więcej?
    Mała konserwa ma też zalety i nie spisywałbym jej na straty. Żywność liofilizowana jest dobra, smaczna i pożywna ale wymaga właśnie dużej ilości wody. I kluczowe ..konserwę zjesz na zimno a liofilizatu nie.
    Konserwa też kosztuje kilkanaście razy taniej niż liofilizat.
    jadłem i to i to więc wiem o czym pisze tak a propos. Tydzień temu siedziałem na szkoleniu 54 godziny w lesie i opieraliśmy się na naszej racji survivalowej, więc mam te doświadczenia na ciepło 😉

    • Survivalista (admin) pisze:

      Jasne, że konserwy mają zalety. Ale wodę wolę przenosić w butelce, niż w konserwie — i tak ten ciężar będę mieć w plecaku. No ewentualnie mogę liczyć na to, że wodę gdzieś pozyskam i po przefiltrowaniu użyję.

    • Julek pisze:

      Suche żarcie wody nie wymaga ale człowiek wymaga jej do trawienia – czego nie wlejesz do mielonki to i tak potem wlejesz do gęby 🙂

  7. Super pisze:

    Nie będę polemizował. Mam odmienne zdanie poparte praktyką. Jak szykujemy zestaw ucieczkowy to nie liczymy że coś znajdziemy.
    Pozdrawiam.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Ja nie mam doświadczenia praktycznego, ale mimo wszystko bardziej przemawia do mnie noszenie kilograma wody w plastikowej butelce niż kilograma w połowie w butelce a w drugiej połowie w puszce jakiejś konserwy.

      Tak czy siak Twoje uwagi są bardzo cenne i tym bardziej dowodzą, że trzeba takie rzeczy na własnej skórze przetestować, żeby się później nie okazało, że właśnie w naszym wypadku lepiej spisałyby się te puszki.

  8. Super pisze:

    He he
    no to dokładnie teraz jest tak jak będziesz wybierał liofilizat. Z ciekawości zajrzałem do szafy gdzie trzymam kilka Travellunchów. Wołowina jakaś tam potrzebuje do przygotowania 350ml wrzącej wody.
    Czyli prawie połowę zapasu. Wiem że to jest syte żarcie i napełni Cię kaloriami ale jeśli będziemy zmuszeni korzystać z zestawu ucieczkowego to nie będzie czasu na pichcenie. Do liofilizatu musisz zagotować cenną wodę a do konserwy (czy małych dwóch) wystarczy kawałek paliwka do podgrzania. Wody w nich na pewno nie będzie 350 ml.
    Najlepiej polecam takie rzeczy sprawdzić wcześniej organoleptycznie 😉

  9. sunmac28 pisze:

    Witam,
    Dopiero dziś po raz pierwszy wszedłem na tą stronkę i podoba mi się jej sama idea. Nie mniej chciałem się spytać czy pełni ona rolę bardziej swobodnej wymianie własnych poglądów, myśli i wniosków czy bazujemy przy przekazywaniu informacji na badaniach, opiniach z źródeł typu: armia, instytuty badawcze, strony rządowe?
    pozdrawiam
    sunmac28

    • Survivalista (admin) pisze:

      Korzystamy ze wszystkich rozsądnych źródeł, począwszy od wojskowych podręczników, skończywszy na przykazaniach niektórych kościołów czy sekt. 😉

  10. sunmac28 pisze:

    Ok, rozumiem 🙂
    Właśnie o to mi chodziło, że może dla uwiarygodnienia swoich informacji warto ewentualnie podawać źródło takiej informacji? Wiadomo, że internet potrafi być źródłem zarówno tych wartościowych jaki i mylących informacji.
    Osobiście jestem sympatykiem ( jeśli tak można to nazwać ) poznawania sposobów na przetrwanie oraz nauki różnych informacji typowo praktycznych ( np. przy ataku rekina trzeba próbować uderzyć go w któreś oko – po czymś takim powinien odpuścić ).
    Z miłą chęcia posłuchałbym jakiejś wypowiedzi o plusach i minusach przechowywania pożywienia w różnego typu pojemnikach ( plasti, puszka, próżniowe pakowanie etc. )
    pozdro

    • Survivalista (admin) pisze:

      Co do źródeł to oczywiście słuszna sugestia. Jeśli tylko mam taką możliwość i nie zapomnę, staram się podawać źródła informacji, choćby po to, żebyście mogli sobie sami poczytać. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.