Bezpieczeństwo w czasach SHTF

Temat bezpieczeństwa w czasach SHTF (tj. gdy gówno trafi w wentylator) nie raz pojawiał się tu na blogu, dziś spróbuję poruszyć to zagadnienie trochę na poważniej. Bo przecież my po to przygotowujemy się na te gorsze czasy, by możliwie łatwo je przeżyć. A bezpieczeństwo rodziny jest tematem cholernie istotnym.

Ale zacznijmy od tematu niepoważnego, tj. absolutnie poważnego, ale niepoważnie przedstawionego.

Tłumaczenie kwestii wypowiadanych na kolejnych obrazkach.
Dilbert – przygotowuję się na kompletną katastrofę naszego systemu finansowego.
Dilbert – mam zapasy żywności i wody na sześć miesięcy.
Dilbert – mam baterie, latarki i złote monety.
Alice – ja też jestem przygotowana.
Alice – znam twój adres domowy.
Alice – i zauważyłam, że w swoich przygotowaniach pominąłeś temat uzbrojenia defensywnego.
Alice – czy możesz dodać do listy zakupów batony proteinowe?

Dilbert by Scott Adams. Źródło: dilbert.com.

Jak zapewnić sobie bezpieczeństwo w gorszych (naprawdę gorszych) czasach? Obawiam się, że nie ma takiej absolutnie pewnej metody. W gorszych czasach zagrożeń może na nas czekać sporo — począwszy od band napadających na ludzi w poszukiwaniu żywności czy kobiet do gwałcenia, przez armie wrogich mocarstw, a skończywszy na ataku zombie. Nie ma metody na to, by zabezpieczyć się przed każdą ewentualnością — bo nawet najlepiej ufortyfikowany dom broniony przez uzbrojoną rodzinę może zostać zniszczony przez jeden pocisk czołgowy.

Mimo to, trzeba jednak próbować zmniejszyć zagrożenie, poprawić swoje bezpieczeństwo i zmniejszyć skutki ewentualnego ataku.

Dla mnie idealnym miejscem na przetrwanie gorszych czasów jest autonomiczny dom na wsi. Takie miejsce pozwoli mi mieszkać w cieple, przy świetle, z pełnym brzuchem, nawet przez okres dłuższy niż rok, bez specjalnych problemów. Nie muszę tu robić olbrzymich zapasów żywności, bo część uda mi się wyprodukować. Nie muszę mieć agregatu z zapasem paliwa na rok, wystarczy mi wiatrak i baterie słoneczne. Ale mimo wszystko, nawet w takim miejscu może nie być do końca bezpiecznie.

Musimy zdawać sobie sprawę, że w gorszych czasach ludzie będą się zachowywać znacznie gorzej. Szabrownicy pojawiają się po każdej powodzi, a przecież jedynym, co ich napędza do kradzieży, jest chciwość. Co więc stanie się ze społeczeństwem, gdy czynnikiem napędowym będzie głód i konieczność wyżywienia własnych dzieci? Czy możemy więc liczyć na to, że nasi sąsiedzi zawsze będą nam przychylni i będą łaskawym okiem spoglądać na nasze survivalowe przygotowania?

Jeśli o to drugie chodzi, to na pewno — bo będą mieć taką świadomość, jak koleżanka Dilberta z zacytowanego komiksu. Będą uważać, że nasz dom z naszym zapasem żywności to darmowy magazyn, że wystarczy przyjść i poprosić, by coś dostać. Albo że wystarczy nam ten magazyn okraść…

Zmniejszanie zagrożenia

To zdecydowanie powinien być nasz punkt wyjścia. Nie możemy wychylać się i pokazywać się jako rodzina przygotowana na gorsze czasy. Co mam przez to na myśli?

  1. Nie chwalimy się naszymi przygotowaniami — nie opowiadamy o nich osobom, do których nie mamy absolutnego zaufania. Traktujemy każdego, jako naszego potencjalnego wroga (w gorszych czasach, rzecz jasna, nie teraz). Uczulamy też dzieci na to, by nie opowiadały kolegom o wypchanej żarciem piwniczce-schronie, w której cała rodzina spędziła ostatni weekend w ramach ćwiczenia.
  2. Zabezpieczamy nasz dom w ten sposób, by nie wyróżniał się od domów w okolicy — fortyfikujemy go, ale rozsądnie. Zasieki z drutów kolczastych maskujemy pnączami i krzewami różanymi.
  3. Wszelkie nietypowe inwestycje ukrywamy lub maskujemy — budujemy nie schron, tylko ziemiankę na wino albo zbiornik na szambo. Baterie słoneczne montujemy na dachu od strony ogrodu, albo wręcz w ogóle w ogrodzie.
  4. Zapasy dzielimy i nie trzymamy ich w jednym miejscu — bo to łatwiej zauważyć przy jakiejś okazji. Ale też w razie napadu czy włamania, może szkody będą mniejsze, bo napastnik się spłoszy, albo będziemy w stanie go przekonać, że naprawdę nie mamy nic więcej.
  5. Gdy rzeczywiście przyjdą czasy SHTF, staramy się nie wyróżniać — wyglądamy równie biednie i głodnie, jak sąsiedzi. Nie zapalamy w nocy światła (albo przynajmniej szczelnie zasłaniamy zasłony) z naszego własnego prądu, gdy sieć padnie. Nie jeździmy samochodem, gdy sąsiadom skończy się paliwo. Nie odpalamy agregatu prądotwórczego, którego smród i hałas kogoś z całą pewnością do nas zwabi.
  6. Unikamy niezabezpieczonych transmisji radiowych — w to wchodzi również komputerowa sieć bezprzewodowa, która wskazuje na to, że w którymś domu w okolicy jest prąd…

Odpieranie zagrożenia

Z całą pewnością zagrożenia będą się pojawiać i będziemy musieli starać się z nimi sobie poradzić. W tym z kolei pomogą nam:

  1. Pies obronny, albo pies alarmowy — duży i groźny pies zniechęci napastnika, ale nawet mały kundelek, dobrze wytresowany, może mu utrudnić życie, alarmując całą rodzinę w środku nocy.
  2. Utrudnianie wejścia na teren posesji i do domu — ogrodzenie, żywopłot, okiennice, porządne drzwi, itd.
  3. Alarm w domu, podpięty pod czujki ruchu, czujki zbicia szyby, itd.
  4. Broń palna i umiejętność jej użycia. I chęć jej użycia w razie czego.
  5. Spostrzegawczość, podejrzliwość i czujność — zwłaszcza na nietypowe zachowania, zdarzenia, obiekty. Czy człowiek z lornetką na końcu ulicy, wpatrujący się w nasze okna, powinien nas zainteresować?

Nie ma możliwości przygotowania się na każdą ewentualność. Na każdego cwaniaka (nawet Warszawiaka) znajdzie się zawsze większy cwaniak, albo cwaniak z większą spluwą, albo dwóch cwaniaków.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

29 komentarzy

  1. Przechadzka pisze:

    Gdy chaos będzie duży, to władza ogłosi pobór powszechny do wojska. Żandarmeria przyjdzie i będzie wszystkich mężczyzn w sile wieku siłą do armia wcielać. Zapasów nie zabiorą. ale chłopa (w wieku od 15 do 60 lat) i owszem.
    Oprócz zapasów kryjówki trzeba budować.

  2. Admin RO pisze:

    he he, a my właśnie na blogu z koleżanką rozmawiamy sobie o ewentualnym ataku wściekłych niemców-zombie :>

    co do spędzenia weekendu z moją rodziną, a szczególnie Kobietą w schronie, ehmmmmm, żartować raczysz, to ja już wolę tych niemców-zombie, od tego narzekania mi łeb pęknie – Kobieta jest przykładem 150% mieszczucha, którego absolutnie przeraża trochę błota i mała odrobina niewygód (przerobione na wyjazdach w góry)

    • Survivalista (admin) pisze:

      I właśnie dlatego polecałbym zamknięcie jej na kilka dni w schronie, żeby miała się okazję przyzwyczaić.

      Nie no, żartuję. 😉

      Kobieta, jak kobieta, dorosła jest, niewygody powinna zrozumieć w razie czego. Ale myślę, że bardziej jest to problem dla dzieci. Dlatego uważam, że warto raz czy dwa z dziećmi przetestować swoje przygotowania — zarówno pod względem paru noclegów w schronie, jak i np. ucieczki z domu na szybko i obozowania w lesie czy choćby w namiocie na własnym podwórku. Bo wtedy w razie czego zawsze można dziecku powiedzieć, że nie ma się czego obawiać, bo to tylko taka sama wycieczka jak rok temu i tyle. Przynajmniej zmniejszy się stres dla jednego, bardzo łatwo zarażającego stresem, młodego osobnika.

      • Admin RO pisze:

        o ile swojej kobiety nie poznałeś w harcerstwie, lub w niewygodnym schronisku gdzieś w górach, rozmarzoną i zachwyconą pięknem surowej przyrody, i tym podobne

        to Z.A.P.O.M.N.I.J.

        😛

        • Krecik pisze:

          Od dłuższego czasu śledząc wpisy i komentarze, mam nieodparte wrażenie że znacie same dziwadła i odłamy płci pięknej, które są nieprzystosowane do otaczającej polskiej rzeczywistości… Gdzie na litość boską natykacie się na takie natężenie? 😉

          • Mamut pisze:

            Ja mam cudo nie kobietę. Nie dość że śliczna mama mojego syna, to jeszcze z radością znosi miesięczny urlop (sama też wymyśla, co by się jeszcze przydało) w kamperze bez netu i tv, bo radio w aucie. Kamper mojej produkcji z busa przerobiłem. brak lodówki i kibla tylko. Za to reszta jest moją ręką zrobione na zamówienie uroczej małżonki. Nasze młode 11 lat, w ostatnie wakacje wzięło nóż i poszło spać do lasu. Zrobiło obozowisko 100 m od auta, (miało swój plecak ucieczkowy) młode wróciło zajebiście uśmiechnięte, jak na harcerza przystało.

  3. peccator pisze:

    POZWOLĘ SOBIE PODZIELIĆ SIĘ Z WAMI MOIMI PRZEMYŚLENIAMI

    Moja lokalizacja
    Niewielkie blokowisko na przedmieściu sporego miasta

    Zakładane zagrożenia
    Zakładam, że nastąpi głęboki kryzys gosp. związany z bezrobociem, hiperinflacją, chwilowymi, powtarzającymi się momentami anarchii, bandytyzmem, rozmaitymi trudnościami z zaopatrzeniem w żywność, lokalnymi działaniami wojennymi na ograniczoną skalę.

    [Zagrożenia większe, takie jak wybuch bomby nuklearnej w pobliżu, wojna na pełną skalę z bombardowaniami, wysiedleniami, epidemia itp. zjawiska powodujące ogromne straty w ludziach i kompletny upadek cywilizacji, pociągają za sobą tak nieprzewidywalne konsekwencje, że w tej rozprawie nie biorę ich pod uwagę.]

    Główne cele:
    – zapewnienie bezpieczeństwa przed bandami
    – zapewnienie minimalnego wyżywienia

    Drogi z góry odrzucone
    Zrobić wszystko co tylko się da, by od początku do końca kryzysu pozostać w miejscu zamieszkania. Każde przemieszczanie się jest skrajnym ryzykiem, powoduje niebywałą wrażliwość na zaskoczenie przez bandy oraz warunki pogodowe. Wiąże się z zamieszkaniem w znacznie słabiej znanym środowisku niż to, w którym mieszka się na co dzień.

    Dlaczego zakładam, że lokalizacja na przedmieściu jest dość dobra na przetrwanie?
    Jeśli kryzys będzie ostry, ludzie z miast będą uciekać, wezmą ze sobą całą żywność z domu. Ta żywność starczy im na czas potrzebny by dotrzeć do okolicznych wsi, czyli przejdą przez przedmieścia spokojnie – nie będą dość głodni by ryzykować napady. Te natomiast z całą siłą zaczną się właśnie na wsiach.

    Jeśli kryzys nie przybierze tak ostrego wymiaru, by ludzie masowo uciekali z miasta, miasto będzie miejscem łatwiejszego znalezienia zatrudnienia niż wieś. Z kolei z przedmieść można w miarę łatwo nawiązać kontakty handlowe z okolicznymi wsiami. Można też stać się pośrednikiem między wsią a mieszczanami. Dlatego przedmieścia wydają mi się dobrą lokalizacją zarówno na lżejszy jak i cięższy kryzys.

    Jak obronić się przed bandami?
    Primo – sam nie dam rady. Sekundo – społeczność survivalowców to mrzonka. Zatem trzeba dogadać się z tymi, którzy są na miejscu i mają podobne interesy (przetrwanie), czyli sąsiadami. Wbrew temu co niektórzy radzą, ja każdego namawiam do robienia zapasów i nie ukrywam, że sam je robię i w ogóle szykuję się na ciężkie czasy. To spowoduje w razie WTSHF będę miał presję, by się podzielić. Jestem katolikiem i strzelanie do głodnych sąsiadów zniszczyłoby kompletnie moją wiarę w sens przetrwania za taką cenę, co jest sprzeczne z ideą walki o przetrwanie. Zakładam więc z góry, że podzielę się z najbliższymi sąsiadami wszystkim co zgromadzę, nawet jeśli to oznacza ograniczenie pożywienia z miesięcy do tygodni. Przy czym zastrzegę, że dzielę się tylko z mieszkańcami mojego bloku. Możliwe, że część sąsiadów z mojego bloku wyprowadzi się, ucieknie. Wówczas – zależnie od sytuacji – podejmę próbę namówienia zaufanych sąsiadów z innych bloków, by wprowadzili się na ich miejsce. Równocześnie podejmę działania, by sprowadzić wszelką rodzinę do mojego bloku, nawet jeśli mieliby zamieszkać w piwnicy. W przypadku istnienia band w mieście, przekonywanie nie powinno być bardzo trudne.

    Nie da się przewidzieć wszystkich okoliczności, tworzenie dobrosąsiedzkich więzi, ćwiczenie dyplomacji jest wskazane i pomaga w improwizowaniu. Celem jest stworzenie z tych ludzi, którzy będą w pobliżu społeczności ludzi zaufanych i mieszkających w jednym bloku. Podkreślam – zaufanych i mieszkających w tym samym bloku, który wówczas będzie można zamienić w twierdzę.

    Ewentualność ataku bandy szabrowników.
    Blok-twierdza powstanie przez zabarykadowanie bram, okien i balkonów na parterze. Wzajemna solidarność jest konieczna – temu właśnie ma służyć dzielenie się zapasami. To spowoduje, że sąsiedzi będą się dzielić tym co mają z moją rodziną i innymi – powstanie naprawdę zgrana i zaufana społeczność – klucz do sukcesu. Zgrani obrońcy to najważniejsza rzecz w każdej twierdzy.
    Broń już mam, możliwe, że jeszcze ktoś z sąsiadów będzie ją miał. Należy wystawić straże, zrobić dyżury nocne, można też skłonić inne bloki do zrobienia podobnych twierdz u siebie i razem zorganizować straże sąsiedzkie, a w razie dużego ataku wielu band bronić się w swoich blokach i wzajemnie ubezpieczać.
    Nieliczne sztuki broni mogą okazać się niewystarczające, warto mieć umiejętność robienia kusz oraz gumy do robienia proc. Kobiety strzelające w napastników szkłem z górnych pięter dadzą skuteczny ogień nękający i wspomagający mężczyzn. Można też przygotować duże kawałki płyt chodnikowych, by je zrzucać na bandy próbujące taranować bramę lub wspinać się na górne okna. Warto kupić zapas flar, które dadzą strzelającym światło w razie ataku nocnego. Zrobić stanowiska ogniowe zabezpieczone reklamówkami z piachem, w razie gdyby atakujący także mieli broń palną.

    Armia
    Warto też mieć zapas wina i papierosów, by przekupić mijające nasz blok oddziały wojskowe, gdyż przeciwko żołnierzom wszelka próba obrony skończy się masakrą. Być może uda się nawet kupić od nich trochę granatów itp. sprzętu.
    Istnieje straszna możliwość, że banda skusi jakiś oddział dezerterów do wspólnego ataku. Wówczas trzeba podjąć dramatyczną decyzję czy walczyć do ostatniej kropli krwi czy dać się zmasakrować bez walki. Ja już wolę walkę – jeśli nie mają ciężkiego sprzętu, wówczas jest choćby cień szansy, że jednak zrezygnują i poszukają łatwiejszego łupu, uchodźców, koczowników w lasach itp. Żołnierze to też ludzie i nawet jeśli mają pewność zdobycia bloku, to jeśli można uniknąć ryzyka, to się go unika.
    Warto kupić sobie kilka kilo czarnego prochu w Czechach i lont. Pociąć gwoździe, złożyć do kupy i mamy ręczne granaty domowej roboty.

    Jedzenie
    Twierdza musi być gotowa na przetrwanie szturmu, ale to nie rozwiązuje problemu prowiantu. Mieszkańcy bloku mogą zorganizować, by wspólnie rozwiązywać wszelkie trudności, których dziś przewidzieć się nie da. Kilkanaście rodzin potrzebuje więcej jedzenia, ale ma też większe możliwości znalezienia pracy i dzielenia się tym co zarobią pracujący. Warto kupić np. piłę łańcuchową i zorganizować brygadę handlującą drewnem na opał za złoto i inne rzeczy wartościowe. Mając środki płatnicze społeczność wysyła mały, uzbrojony oddział w okoliczne wsie, by zakupić (nie zrabować) żywność. Można też znaleźć czarny rynek, gdzie możliwe będzie pewnie kupienie dodatkowych sztuk broni i amunicji, leków i innych rzeczy niezbędnych. Wodę pozyskiwać z deszczówki – mając dużą płachtę budowlaną, można zrobić szczelny i duży zbiornik na deszczówkę na dachu bloku. Węże ogrodowe dobrze się sprawdzają jako interkom między klatkami w bloku, które mają połączenie tylko przez dach i piwnicę.

    Warto mieć porządną, celną wiatrówkę, która w każdej porze roku dostarczy kilka ptaków i wiewiórek. Ja nie umiem ich przyrządzać, ale zakładam, że któraś gospodyni z bloku będzie umiała – to jest jeden z wielu plusów mieszkania w społeczności, a nie liczenia tylko na siebie. Poza tym w bloku może znaleźć się lekarz i inne przydatne osoby. Jak zachorujemy i nie możemy pracować – inni się nami zaopiekują. Na dłuższą metę tylko zgrana społeczność da radę.

    Inne przydatne rady
    Warto dbać o dobre moralne, integrować się z sąsiadami, nie dopuszczać do nudy, grać w szachy, karty, gry planszowe.
    Zawsze pilnować, by wartownicy byli czujni. Ćwiczyć strzelanie z proc, kusz, broni i wszystkiego, co służy obronie w razie szturmu.
    Być ostrożnym przy ewentualnym przyjmowaniu nowych osób do społeczności blokowej – tylko osoby w jakiś sposób związane z miejscem, znane, zaufane i z rodziną, dziećmi. Wówczas można uniknąć kreta, który może zdradzić i wpuścić w nocy bandę do środka.
    W przypadku ustępowania kryzysu, nawiązywać kontakty z pobliskimi ośrodkami przetrwania, odbudowywać powoli i ostrożnie instytucje porządku publicznego w regionie.
    Gdy nadarzy się okazja i wydaje się dość bezpiecznie, robić kilkuosobowe zwiady okolicy. Można znaleźć wiele ciekawych rzeczy, może nie jedzenia, ale broń jakiegoś rozbitego oddziału, narzędzia, ubrania, leki.

    Zima
    Warto mieć piłę łańcuchową i zwykłe piły w razie braku paliwa. Zrobić duże zapasy drewna i uzupełniać je regularnie, by starczyło nawet wtedy, gdyby któraś banda zorganizowała oblężenie naszej twierdzy.
    W bloku zawsze znajdą się kobiety znające się na robieniu zapasów, uprawie ogródka, który da owoce, dżemy itp. rzeczy potrzebne by przetrwać zimę.
    Dobrze mieć worek cementu, by w najkorzystniejszym miejscu bloku wymurować piec i zrobić sypialnie dla dzieci. Mogą też być piece kozy – jeść nie wołają, miejsca dużo nie zajmują – ja mam dwie, jedna dla mnie, druga dla sąsiadów, by im dać, bo też mają małe dzieci.

    • Pozyskiwacz pisze:

      Na temat reklamówek z ziemią jako osłony przed pociskami.Warto się zastanowić jak to praktycznie wykonać. Nie wiem czy kolega się orientuje, ale pocisk karabinowy ma zdolność przebijania warstwy ziemi ok. 70 cm , a ściany ceglanej ok. 20 cm . Żeby to wybudować trzeba solidnych worków na piasek, a nie reklamówek.
      Poza tym, w razie braku prądu w wielopiętrowym budynku jest jeszcze parę problemów, np.: transport wody na wyższe piętra, kanalizacja itp.
      Piecki na drewno, węgiel- nie w każdym bloku da się wyprowadzić przewód kominowy.Worek cementu na piec to też nie wszystko, radze się skonsultować z jakimś budowlańcem, poza tym cement ma 90 dni trwałości. Trzeba by dość szybko rotować zapasy 🙂
      Płachta foliowa na wodę to nieporozumienie. Trwałość będzie śmiesznie mała. Poza tym po co? Lepiej się podłączyć do rynny i łapać deszczówkę w inne , solidne zbiorniki.

      Generalnie , o ile w przeczekaniu kryzysu o małym lub średnim natężeniu przygotowany blok na przedmieściach , niewielki i stojący w oddaleniu od innych budynków, najlepiej w pobliżu jakiegoś parku itp. Może się sprawdzić, to na dłuższą metę szanse powodzenia będzie miała wyłącznie zgrana społeczność wiejska.
      Zgadzam się natomiast,że kluczem do sukcesu będzie dobrana i świadoma celów społeczność, możliwie samodzielna.Której członkowie maja jak najwięcej różnorodnych umiejętności.Również myślę że jeżeli nie ma absolutnej konieczności (np. skażenie) nie ma co tracić czasu i energii na przemieszczanie się , lepiej budować siedlisko w jednym miejscu.
      Zgadzam się również że nie ma co się zaszywać na jak największym odludziu tylko trzeba brać pod uwagę możliwość handlu i wymiany świadczonych usług.

    • Survivalista (admin) pisze:

      W razie kryzysu gospodarczego, ludzie raczej napływają do miasta, niż odwrotnie. Nie wiem czemu miałoby się to odwrócić — na wsi pracy teraz nie ma, a w czasie kryzysu jej przecież nie przybędzie.

      Też nie wierzę w to, że da się stworzyć jakąś większą społeczność survivalistów, którzy będą się wspierać w gorszych czasach. Za daleko od siebie mieszkamy.

      I mimo wszystko jednak wolałbym dom z działką, gdzie można hodować sobie żywność…

      • MaQ pisze:

        Z tą społecznością surviwalowców to trochę nie tak. Pod poprzednim postem pisałem o możliwości stwożenia nieformalnej grupy/klubu -społeczności internetowej. Ludzi z podobnymi zainteresowaniami. Która to społeczność pomagała by sobie na wzajem przed kryzysem – np wspólnie organizując kursy (negocjacja cen) np. ratownik medyczny, licencja krótkofalarska itp. Dodatkowo wymianiała się doświadczeniem (jak na tym forum). Gdyby taka współpraca wypaliła można by to rozwinąć i w ramach wymiany doświadczeń i np informować o potencjalnych miejscach zgrupowań – np takich jak blok peccatora. Gdy kurz opadnie – lub gdy miejsce w którym się przebywa obecnie okaże się zbyt niebezpieczne. Można by próbować dostać się do znajomych i liczyć na ich pomoc. Ofrując w zamian swoje zasoby i umiejętności. W tym wypadku może nie byli by to osoby „związane z miejscem” niemniej jednak wiarygodne i znajome.

        • Masos pisze:

          Stwórzmy więc taką społeczność, bez podawania dokładnych adresów, tylko przybliżonych

      • Mamut pisze:

        Masz słuszność wszyscy walą do miasta. I to powinno dać do myślenia. Ja tam idę na wieś. Bo:
        wyhoduję sobie trzy rabatki ziemniaków, kolejne, warzyw, trochę kurek, może króliki, i przeżyję. W ciuchach mogę chodzić kilka lat, w dupie mam modę. Zawsze mogę przygarnąć „niewolnika” z miasta który za żarcie i spanie będzie mi pomagał przetrwać. I tu jest pies pogrzebany właśnie. M I A S T O w mieście za wszystko musisz zapłacić a pamiętaj że wraz z napływem ludności będą ciągłe niedobory, włącznie z racjonowaniem żywności, więc co? W I E Ś zostaje. we własnym obejściu jesteś panem swojej ziemi, nawet jak przyjedzie wojsko i powie „tu teraz jest punkt dowodzenia” prosz… prosz badzo, oczywiście, to mam kurki panie oficerze, troszkę warzyw… oddajesz się wraz ze swoimi włościami w niewolę. A w mieście mieszkanie będzie zbyt małe na ciebie z rodziną i punkt dowodzenia, czy cokolwiek innego. Poza tym, nie będziesz mógł mieć „niewolnika”. A jak zdobędziesz broń … to już całkiem ok. Przy odrobinie charyzmy zorganizujesz wiejski oddział samoobrony. Preppers da radę.

  4. peccator pisze:

    Dom z działką na odludziu to doskonałe rozwiązanie. Jedna rodzina dobrze przygotowana pod względem know how spokojnie się wyżywi, ale niestety problem tkwi w bezpieczeństwie. Samotna rodzina czy nawet dwie nie obroni się przed zorganizowaną bandą 20-30 szabrowników. A jeśli cała rodzina się rozchoruje – tak przecież bywa.

    Żywność i bezpieczeństwo – jedno i drugie jest niezbędne, a do tego drugiego niestety potrzebna jest odpowiednia liczba męskich rąk do walki. Nie bez powodu przed rewolucją neolityczną, czyli przed pojawieniem się cywilizacji, nie występowały praktycznie ani pojedyncze rodziny ani duże społeczności, tylko kilkunastorodzinne plemiona. Taki skład daje optymalną równowagę między odpowiednią liczbą mężczyzn do obrony i nie za dużą liczbą żołądków do wyżywienia.

    Pamiętajmy też o jeszcze jednej możliwości. Może kryzys będzie ostry, ale krótkotrwały. Jeśli przyłożymy każdemu, kto nas poprosi o pomoc, lufę pistoletu do nosa, a potem kryzys się skończy, to będziemy znienawidzeni przez całą okolicę. Człowiek to istota społeczna i na dłuższą metę potrzebuje środowiska ludzkiego i dobrych relacji z sąsiadami. W trudnych czasach będą problemy z komunikacją, więc każdy będzie szukał pracy jak najbliżej domu – wdzięczni za pomoc sąsiedzi mogą być często bardziej pomocni niż najlepsza spiżarnia i ogród.

    Nie chcę być źle zrozumiany – izolowanie się też jest skutecznym sposobem na przetrwanie, ale należy zdawać sobie sprawę z zagrożeń jakie się z tym wiążą, małą elastycznością na okoliczności nieprzewidziane. Ktoś gdzieś powiedział o poborze do woja. Moja żona i dzieci nie poradziłyby sobie same nawet w najlepszym bunkrze. Natomiast w moim bloku jest kilka rodzin emerytów, z którymi żyjemy w dobrej komitywie, i oni z pewnością pomogą, gdyby wojsko mnie capnęło.

    Naprawdę bardzo gorąco zachęcam do budowania nie tylko schronów, ale też jak najlepszych relacji z sąsiadami bliższymi i dalszymi. W najgorszej z sytuacji, wolałbym pomóc i umrzeć po kilku tygodniach z głodu, niż przeżyć rok, mając w pamięci płacz dzieci sąsiadów, których zastrzeliłem w obronie zapasów dla mojej rodziny.

    Pamiętajmy, że cel nie uświęca wszystkich środków, przetrwanie nie zawsze jest najważniejsze. Co komu po przetrwaniu, jeśli po drodze straci czyste sumienie i sens życia?

  5. peccator pisze:

    Reklamówki z piaskiem/ziemią to dodatkowe zabezpieczenie, najlepiej na dachu w kształcie gniazda dla obserwatorów/stróżów. Jeśli napastnicy będą mieli broń czarnoprochową lub krótką, to może zdać egzamin. Odpowiednia ilość worków zajmuje dużo miejsca, a reklamówek każdy ma aż a dużo, dlatego ja zaproponowałem.

    „Poza tym, w razie braku prądu w wielopiętrowym budynku jest jeszcze parę problemów, np.: transport wody na wyższe piętra, kanalizacja itp.”
    W razie braku prądu można zrobić zbiornik na deszczówkę na dachu. Nie z pomocą foli budowlanej, ale plandeki http://allegro.pl/plandeki-plandeka-2×3-m-mocna-importer-hurt-w-wa-i1893119904.html

    Co do piecyków to wpadłem na pomysł, że może komin wystawić za okno i podłączyć do rynny?

    O tej krótkiej trwałości cementu nie wiedziałem – dzięki za informację.
    🙂

    Co do społeczności wiejskiej to rzeczywiście idealny model, ale ma jeden mankament – rozproszenie rodzin. Blok daje solidną osłonę przed bronią palną (mój jest z wielkiej płyty, 2-4 pięter i 3 bramy wejściowe). Wystarczy zabezpieczyć bramy, okna i balkony i mamy twierdzę z kilkudziesięcioma obrońcami. Na wsi należałoby robić dodatkowe barykady i to bardzo długie, by połączyć 2 lub 3 domy gospodarskie. Trudni mi to sobie wyobrazić jak by to miało wyglądać, bo kilkanaście rodzin nie zmieści się w nawet największym domu, by tam mieszkać.

    Poza tym czynnik psychologiczny – niewielu zdecyduje się porzucić swoje domy na pastwę rabusiów by bronić się u sąsiada, bo ten ma większy dom lub lepsze mury. Wielu będzie wolało bronić swego na własną rękę i jedna banda rozwali te rodziny jedna po drugiej. Blok stwarza naturalną wspólnotę interesów – wszyscy będą chcieli obronić cały blok, bo każdy będzie rozumiał, że jeśli banda wedrze się na klatkę, to drzwi do mieszkania ich nie powstrzymają.

    • Mamut pisze:

      To też właśnie, jeśli jesteś preppersem, masz wiedzę jak zorganizować wieś do obrony. Jeśli nie, to szukaj w necie. Trudno, musisz zdobyć broń jeśli chcesz przeżyć. W czasie II wojny wsie jakoś prosperowały, nikt tak bardzo nie napadał i nie grabił. Były przypadki owszem, ale częściej były przypadki że blok z zabezpieczonymi oknami i balkonami pogrzebał całą ludność go zasiedlającą.

  6. Pozyskiwacz pisze:

    Jeżeli ostrzał byłby z niższego poziomu niż blok (z ziemi) to budowa umocnionego gniazda na dachu nie jest tak potrzebna, a jeżeli z wyższego poziomu to pasuje mieć je zadaszone .
    Obrona społeczności wiejskich też już była. Na Zamojszczyźnie przed Niemcami i na Wołyniu przed bandami UPA.Oba wydarzenia w czasie II wś. Wieś zamojska broniła się przed wysiedleniami prowadzonymi przez Niemców.Z pomocą oddziałów partyzanckich z AK i BCh udało się zniechęcić regularne oddziały Wermachtu do dalszego prowadzenia wysiedleń.
    Polacy na Wołyniu bronili się przed wymordowaniem przez bojówki ukraińskie. Jedni i drudzy posługiwali się co najwyżej ręczną bronią palną, a często i białą.Były ufortyfikowane wsie itp. Ale w takiej sytuacji najbardziej pewnie by się sprawdziła obrona manewrowa, aktywna ,zwalczanie wroga zanim dotrze do naszej wsi.Walka bezpośrednio pod domem to ostateczność.
    Poza tym ja nadal twierdzę że lepiej mieszkać w takim miejscu które umożliwia handel lub świadczenie usług dla innych społeczności.
    Zaszycie się (w grupie oczywiście) gdzieś daleko na zupełnym odludziu mogło by być może korzystne w razie totalnego upadku cywilizacji, ale taki upadek nie jest pewny, a w razie dużo bardziej prawdopodobnego „umiarkowanego” rozkładu lepiej mieć możliwość kontaktu z innymi.

    • Mamut pisze:

      Kup dobre CB-radio i dobrą antenę. Kontakt utrzymasz. miej aku i panele słoneczne – prąd darmo, albo zbuduj przetwornik, czy jak to się zwie z roweru. Dasz radę i na wieś, na wieś. Żarcie samo rośnie. A do zbiorów musisz przeżyć na zapasach. Nie zapomnij o nasionach. gromadź wiedzę. zdobądź broń. Jeżeli będzie was 4 rodziny, zdobądźcie albo przygarnijcie „niewolnika”, albo dwóch. za michę i spanie pomogą przy uprawie i trzodzie, z czasem staną też do walki razem z wami.

  7. peccator pisze:

    Ciekawi mnie jedna rzecz. Planuję zrobić sobie zapas dobrego wina i wódki, by mieć czym przekupić żołnierzy. Przydałoby się też kilka wagonów papierosów, ale ja nie palę, więc rotacja odpada. Czy gdyby taki wagon szczelnie obkleić folią, zabezpieczyłby papierosy przed utratą smaku? Czy po 10 latach nadal dałoby się to palić?
    A jak wyglądałaby sytuacja z kawą? Mam hermetyczne opakowanie kawy arabica, w ziarnach. Czy za 10 lat nadal będzie miała chociaż połowę swej wartości?
    Pomyślałem też o jeszcze jednej rzeczy na wymianę – prezerwatywy. Mają na opakowaniu termin do 2015 roku, ale może wytrzymają dłużej. Wiem, że ten akurat towar każdy chętnie by wymieniał rotacyjnie, 🙂
    ale ja jestem katolikiem i nie używam żadnych środków antykoncepcyjnych, więc nie wiem czy mój zakup nie okaże się stratą kasy jeśli gumki okażą się zepsute po terminie ważności.

  8. Pozyskiwacz pisze:

    Alkohol to nie dobre wino i wódka, tylko najtańsza,byle mocna wódka. W razie „W” potencjalni „klienci” raczej nie będą wybredni.Warto nauczyć się produkować ją samemu i zgromadzić odpowiedni sprzęt.
    Zamiast papierosów lepiej gromadzić tytoń w paczkach i osobno bibułki . Taniej i przesuszony tytoń nie będzie się wykruszał z papierosów. Poza tym możesz przeprowadzać rotację-przed końcem terminu ważności możesz sprzedać zapas tytoniu i kupić nowy.Na pewno ktoś z sąsiadów będzie chętny.
    Kilkunastoletnie papierosy dało się palić, tylko właśnie przesuszone były i kruche.
    Kawa to nie wiem, ale tak na zdrowy rozum to jak będzie w suchym nic jej się nie powinno stać.Nie zapomnij o porządnym (a nie reklamówce) młynku.
    Prezerwatywy to już zupełnie nie wiem kiedy się zestarzeją 🙂
    Z zapasów na wymianę (i dla siebie) to nie zapomnij o soli.Dziś bardzo tania i dostępna, a jednak wymaga wydobycia i transportu na duże odległości.Jeszcze w XIX w na terenie ówczesnej Galicji spotykało się karawany wołów znad Morza Czarnego handlujące solą.Jak będą braki prądu to myślę że bardzo wzrośnie zapotrzebowanie na sól – do konserwacji żywności.Przy znacznym ograniczeniu dostępności.

  9. Coyote pisze:

    Kolejne bitwy o Grozny pokazały że zabudowa z tzw „wielkiej płyty” stanowi świetną ochronę przed ostrzałem , 20 centymetrów zbrojonego betonu zatrzymuje przeciwpancerny pocisk karabinowy , duża odporność konstrukcji nośnej na cięższy ostrzał i ogień . Wystarczy obejrzeć zdjęcia z terenów walk na kaukazie i Bałkanach . Ziemia zryta lejami gruz i wypalony złom a szkielety betonowych budynków stoją nadal .
    Tylko co jeśli banda szabrowników rozgości się w okolicy a deszcz nie spadnie przez parę tygodni ? Wyżrą wszystko w okolicy i uderzą kiedy obrońcy nie będą w stanie stawić jakiegokolwiek oporu . Zaopatrzenie w wodę i żywność na dłuższą metę stanowi piętę Achillesową . Nie trzeba nawet bandy . Samotny snajper-degenerat z kradzionym czeskim sztucerem jest w stanie odciąć taki blok od wody . Przypominam że wodociągi dawno przestaną działać i wodę trzeba będzie przenosić „na własnych plecach” z najbliższego ujęcia poleganie na deszczówce w naszym klimacie nie wystarczy . Blok z przebiegającą pod nim żyłą wodną byłby w o wiele lepszej sytuacji , po prostu gdy siadają wodociągi mobilizujemy mieszkańców do kopania studni w piwnicy .
    Bez jedzenia można przetrwać nawet miesiąc bez wody umieramy po trzech dniach . Tu dochodzimy do problemu żywności , co gdy skończą się nasze zapasy a wszystkie sklepy i hurtownie dawno ob szabrowano i spalono ? Uprawa na okolicznych skwerach ? Gdy tylko cokolwiek wyrośnie nam to ukradną albo zniszczą . Po prostu za dużo ludzi w jednym miejscu a wszystkiego upilnować nie damy rady .

  10. cedric pisze:

    Wodę można oszczędzać używając do higieny chusteczki nawilżające. Kosmonauci nie korzystają z kąpieli, tylko w ten sposób dbają o higienę.
    W temacie destylacji(odsalania) wody wpadł mi do głowy pomysł, który opisałem na permakulturze. Łączymy dwie butelki rurką, jedną wystawiamy na słońce, w drugiej umieszczonej w chłodzie skrapla się para. Żeby przyspieszyć destylację ogniskujemy światło słoneczne np. za pomocą folii aluminiowej, a z ogrzewanej wody robimy ciało doskonale czarne przez dodanie np. węgla drzewnego, ciemnej herbaty.

  11. cedric pisze:

    Największą moc ochrony przed napaścią ma zapobieganie. Najważniejszy jest dobry wybór miejsca zamieszkania, bliskość ludzi, na których można polegać, bezpieczna okolica. Wszyscy nabywający nieruchomość powinni brać to pod uwagę. Następna sprawa to zainteresowanie sąsiadów tematyką
    bezpieczeństwa. To ludzi jednoczy, nawet jeśli głosują na różne partie polityczne. Jeśli zawczasu wszyscy zgromadzą żywność, leki, dozwoloną broń, opał nie będzie wyszarpywania sobie dóbr, większość będzie się wspierać.

  12. peccator pisze:

    Coyote, dzięki za ciekawe spostrzeżenia. Kwestia samotnego snajpera nie jest problemem, gdyż blok ma wyjścia z dwóch stron i kilku ludzi dałoby radę niepostrzeżenie wyjść, zajść go od tyłu i sprzątnąć (zabierając cenną broń).
    Natomiast masz rację co do regularnego oblężenia. Można wyobrazić sobie sytuację, że duża banda zorganizuje warty i będą na zmianę pilnować nas dookoła i strzelać do każdego, kto chciałby wyjść. Bez deszczu i dużych zapasów żywności kilkanaście rodzin nie wytrzyma długo. Co na to odpowiem?

    Odpowiem, że to rzeczywiście trudny dylemat. Izolacja jednej rodziny w głuszy daje większą szansę na uniknięcie odnalezienia przez bandy, ale w razie pecha i odnalezienia, praktycznie nie ma szans odeprzeć ani szturmu ani oblężenia. Blok-twierdza daje małe szanse na pozostanie poza zainteresowaniem band, ale daje duże szanse na odparcie szturmu i jednak jakieś szanse przetrwania oblężenia. Jakie?

    Po pierwsze nie każda banda wpadnie na ten pomysł.
    Po drugie te, które wpadną, nie zawsze będą miały dowódcę zdolnego do takiego zdyscyplinowania bandziorów, by rzeczywiście sprawili się jako żołnierze – to nie jest takie oczywiste, gdyż bandziory to jednak tylko bandziory.
    Po trzecie nawet jeśli trafi się mocna banda z dobrym dowódcą, można nękać pilnujących – strzelać do nich przy każdej okazji. Może jeśli kilku wartowników zranimy czy zabijemy, to w bandzie zapanuje rozprężenie i pójdą sobie szukać łatwiejszego łupu. To szukanie łatwiejszego łupu jest dużym atutem, gdyż bandziory to też ludzie i nie lubią ryzykować bez potrzeby. Sądzę, że raczej wybiorą polowanie na uchodźców koczujących po lasach.
    Po czwarte, gdybyśmy mieli naprawdę solidnego pecha i otoczyłaby nas banda przypominająca wojsko i zdesperowana do podbicia nas, to jest jeszcze szansa, że oni padną przed nami, bo niby co mieliby jeść? Jeśli są zdesperowani, to właśnie z głodu, bo inaczej poszliby szukać koczowników. Jeśli są zbyt głodni i osłabieni, to może padną zanim my padniemy. Co radzę, to nie negocjować. Mogą tego próbować – „dajcie nam trochę, a sobie pójdziemy”. Na każdą taką propozycję odpowiedź zawsze powinna być jedna – strzały i granaty.
    Bardzo ważne, by w czasie oblężenia zachować morale w bloku. Wszelkie dyskusje, prowadzić po cichu w piwnicy, by oni nie słyszeli, że się kłócimy – to by im podniosło morale.
    Po piąte można próbować tzw. „wycieczki”, ale to w ostateczności i trzeba solidnie się przygotować. To walka o przetrwanie w ekstremalnych warunkach o wiele trudniejszych niż najdziksza dzicz, bo w końcu wrogiem jest nie tylko natura i dzikie zwierzęta, ale też zdziczali i uzbrojeni ludzie. Nigdy nie ma się na nic gwarancji, ale mimo wszystko blok-twierdza jest moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem ze wszystkich, o których czytałem do tej pory.

    Co do uprawy, to mój blok jest na przedmieściach i w pobliżu mamy kilka hektarów łąk. Co innego z pilnowaniem zbiorów – nie jest to niemożliwe mając kilkunastu mężczyzn, ale jednak trudne. Dlatego dobrze, że mamy blisko na wieś, gdzie być może da się czasem kupić kilka worków zboża i warzyw.

  13. Coyote pisze:

    Likwidacja snajpera to nie taka prosta sprawa . Ostrzał wywołuje panikę , każdy w pierwszej kolejności szuka jakiegoś schronienia . Nikt rozsądny nie wystawia się na odstrzał próbując namierzyć strzelca . Nie wiadomo do końca nawet z jakiego kierunku strzelają a tym bardziej czy koleś czeka na tym samym stanowisku na następną ofiarę , czy właśnie się ulatnia ? Uderzy znowu za pół godziny . Dzień ? Tydzień ? Tego typu maniak może być większym zagrożeniem od wielu band . Co do bandytów , nie ma co zakładać najlepszego scenariusza obszarpańców uzbrojonych w siekiery i jedną strzelbę samoróbkę na czterech . Tacy odpuszczą chyba że ich rodziny będą umierać z głodu . I nie uderzą na ruskiego sołdata tylko zaczną kombinować . Dlatego lepiej dogłębnie zapoznać się z swoją okolicą , wiedzieć czy w piwnicy nie kończy się przypadkiem tunel ciepłowniczy . Bandyci fortece zaraz skojarzą z obfitymi zapasami i przydatnym sprzętem . Mogą mieć w bród żywności i po wiadro naboi na łebka ale potrzebować benzyny i oleju napędowego , lekarstw itp . Albo po prostu chęć do gwałtów mordów i rabunku podpartą pewnością siebie zdobytą w poprzednich wojażach . Co do samego budynku , co z blokami w poradzieckich bazach ? A opuszczonymi instalacjami przemysłowymi . Takie miejsca już teraz są omijane a po dużym kataklizmie ? Przenosiny w takie miejsce gdy sytuacja zrobi się nieciekawa nie są chyba złym pomysłem . Oczywiście potrzebna byłaby rewitalizacja .
    Podręczniki wojskowe sporo mówią na temat przygotowań do obrony w terenie zurbanizowanym , na przykład o wyburzeniu co najmniej dolnych części klatek schodowych i zastąpieniu ich np. drabinami sznurowymi , zamurowaniu okien dolnych kondygnacji z pozostawieniem niewielkich otworów obserwacyjno-strzelniczych . Wybicie dodatkowych przejść w ścianach i stropach maskowanych meblami . Szczególnie ważne wydaje się zabezpieczenie pożarowe . Usunięcie wszystkiego łatwopalnego z pomieszczeń ze stanowiskami ogniowymi i obsypanie posadzki kilkucentymetrową warstwą piachu . Miotacz butelek zapalających to żadna wysoka technika . Dobrze by też pomyśleć o maskach przeciwgazowych , gaz łzawiący jest w powszechnym policyjnym użyciu , w wypadku totalnego kolapsu i rozkradnięcia magazynów bandyci na pewno by nie pogardzili wyrzutniami granatów z gazem .
    Powyżej oczywiście mowa o najgorszym możliwym scenariuszu typu konflikt jądrowy czy zaraza na miarę czarnej śmierci .

  14. peccator pisze:

    Wszystko o czym piszesz to bardzo ważne sprawy, o których trzeba pamiętać. Ale ja nie planuję bloku-twierdzy jako planu ostatecznego, tylko jako zalążek odbudowy cywilizacji.

    Minusem społeczności mieszkającej w bloku-twierdzy jest niemożliwość ukrycia swojej obecności i uniknięcia okrążenia, szturmu czy oblężenia. Plusem natomiast jest to, że wszyscy porządni ludzie z okolicy dowiedzą się o nas (jeśli uda nam się odeprzeć przynajmniej jeden atak i zabić kilku bandziorów). To spowoduje napływ ludzi szukających schronienia. Wszystkich do bloku się nie zmieści, ale zbierając kilkaset rodzin, które uzupełnią pustostany w całym osiedlu, można zorganizować z mężczyzn kilka plutonów. Słabo uzbrojonych, ale mocno zdeterminowanych, by naszą już powiększoną społeczność obronić, bo prawdopodobnie w pobliżu nie będzie nic, co rokowałoby równie duże szanse na powrót jako takiej normalności.

    Mając całe osiedle ludzi i 3 lub 4 plutony jakkolwiek uzbrojonych mężczyzn gotowych do oddania życia za swoje rodziny, nasze możliwości znacząco rosną. Ewentualność obrony w twierdzy można zepchnąć na miejsce planu B albo C, rozwijając przede wszystkim plan A, czyli zdobycie hegemonii w okolicy. Żadna banda nie podejdzie nawet do bloków, bo zostanie rozbita skoordynowaną akcją na przedpolach osiedla. O ile oczywiście nie zaniedbamy ćwiczeń.

    Większa ilość ludzi to też większa ilość ogrodników, może nawet rolników, który zagospodarują wszystko co się da. Możliwość pobudowania obór dla krów, kurników, chlewów. Handel na szerszą skalę z innymi społecznościami. W naszych szeregach mogą znaleźć się byli policjanci i wojskowi.

    Największym problemem takiej średniej społeczności będzie stworzenie i ustabilizowanie systemu prawa i władzy. Demokracja może się nie sprawdzić, a dyktatura… co cóż. Kto miałby wziąć władzę siłą? To jest na tym etapie największy problem, byśmy się sami nie powybijali. Będzie trzeba improwizować i liczyć na trochę szczęścia.

    Jeśli tego szczęścia braknie, wtedy walki wewnętrzne mogą zmusić nas do powrotu do bloku i traktowania wszystkich dookoła jako zagrożenia. Nikt nie przewidzi co się może stać.

    • Masos pisze:

      Bardzo mi się podoba Twój plan, przemyślany w szczegółach i ogólnie taki przyjazny dla ludzi, świetnie się to czyta

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.