Scenariusz: brak prądu

Opublikowany tydzień temu wpis inaugurujący cykl survivalowych scenariuszy cieszył się olbrzymim powodzeniem i mamy nadzieję, że i tym razem będzie podobnie.

Celem cyklu jest zmuszenie Was do eksperymentów myślowych, pozwalających prześledzić, na ile Wasze przygotowania pomogą Wam w trudnych czasach. To pomoże załatać luki w przygotowaniach, ale też wymienić się doświadczeniami.

Zasady są proste:

  1. opisz w komentarzu pod wpisem sposób postępowania w opisanej we wpisie sytuacji,
  2. nie modyfikuj tego scenariusza poza niezbędnymi aspektami (np. jeśli w scenariuszu mowa o dzieciach, a Ty nie masz dzieci, to możesz je pominąć),
  3. jeśli coś nie jest w scenariuszu wyszczególnione, zakładamy, że nic niezwykłego się w tej kwestii nie dzieje (czyli jeśli nie piszemy, że sklepy są pozamykane, to znaczy, że są czynne normalnie),
  4. opisując co zrobisz w takiej sytuacji, bierz pod uwagę tylko te przygotowania, które już poczyniłeś — jeśli zamierzałeś zapas paliwa zrobić dopiero jutro, to na potrzeby tego scenariusza nie masz go w ogóle.

A dzisiejszy scenariusz brzmi tak:

brak prądu

dotknął Twoją najbliższą okolicę — ze względu na awarię sieci przesyłowej i dystrybucyjnej w promieniu 5 km od Twojego domu nie ma nigdzie prądu. Nie działają żadne urządzenia elektryczne. Nie ma oświetlenia ulicznego. Nie działa telefonia stacjonarna.

Na szczęście jest wczesna jesień i jest jeszcze całkiem ciepło, więc ludzie nie zaczynają zamarzać w domach. Ale ten, kto ma w domu własną studnię, nie ma wody. Szczęśliwcy podłączeni do gazociągu i wodociągu mają i gaz i wodę. Choć z wodą jest kłopot, bo dostępna jest tylko 2 razy dziennie — przez 2 godziny rano i przez 2 godziny wieczorem, w dodatku przy zmniejszonym ciśnieniu, bo pompy napędzane są przez awaryjny agregat.

Telefonia komórkowa na szczęście działa. Tylko co 4 sklep w okolicy funkcjonuje w miarę normalnie — tzn. prowadzi sprzedaż, bo ma zasilanie kas fiskalnych i terminali do realizacji transakcji płatniczych. Bankomaty nie działają, a w pozostałych sklepach sprzedaż prowadzona jest wyłącznie za gotówkę. I przy ręcznym ewidencjonowaniu transakcji, co oznacza długaśne kolejki.

Jeśli nie pracujesz w jakiejś strategicznej branży (szpital, kolej, komunikacja miejsca, wodociągi, itd.), a Twoja praca jest w obszarze objętym brakiem prądu, nie musisz przychodzić do biura. Jeśli Twoje dzieci chodzą do szkoły na tym obszarze — lekcje są odwołane. Na szczęście telefonia komórkowa działa i pracodawca oraz dyrekcja szkoły mogli Cię o tym poinformować smsem.

Co robisz?

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

38 komentarzy

  1. darnok pisze:

    Ewakuuję się 200m dalej do mojego domku z obiegiem grawitacyjnym wody i pale sobie drewnem/węglem który mam w szopce,mam pełno przetworów,więc o lodówkę się nie boje,w najbliższym sklepie(w okolicy jest dość sporo jak na wieś,więc jak podzielę na 4 to też dość sporo zostaje) kupuje produkty takie jak miód,konserwy,kasze,ryż,makarony.Wodę mam ze studni przy domu ewakuacyjnym(nabierana wiadrem,bo we wpisie chodziło chyba o głębinową).W godzinach,w których leci woda nałapuję ją do wanny,wiader
    (w ciągu dnia,dwóch ludzie nie będą walić do sklepów,wiem z doświadczenia,ludzie zawsze są optymistami,za chwile prąd włączą)

  2. Bunkier pisze:

    Siedzimy z rodziną w domu, znosząc drobne niedogodności. W pobliżu naszego miasta są nieco mniejsze miasta, do których jedziemy zrobić większe zakupy i wypłacić pieniądze w bankomacie.

  3. Viking pisze:

    Wsiadam na rower i robię zakupy w centrum miasta (jakieś 7-8 km od mojego domu), korzystam z kominka grzewczego, oświetlam dom świecami i lampą naftową. Co do wody to jeśli jest 2 razy dziennie to nie ma kłopotu zwłaszcza że mogę ją zgromadzić w bojlerze

  4. Bunkier pisze:

    Jak dla mnie kłopotem może być mocno zanieczyszczona woda po zamykaniu. Zawsze leci zupa i tu byłoby tak samo… 🙁

  5. Rano uzupełniamy zapas wody, ten który zalega w butelkach, a dodatkowo dobieramy ok. 20 l do wiadra budowlanego do spłukiwania toalety (gdy woda w spłuczce się już skończy). Wieczorami bierzemy prysznic i relaksujemy się przy pełgających płomykach lamp naftowych.

    Niestety przez rzadkie dostawy wody, ta jest ohydna w smaku, żelazista. Ze względu na starą instalację w kamienicy, bezpieczniej będzie ją przegotować przed spożyciem, mimo iż dotychczas piliśmy ją bez zbędnych zabiegów.

    Zapas prądu do urządzeń mobilnych w postaci baterii, akumulatorków i awaryjnej ładowarki do telefonu posiadamy, więc się nie martwimy, a gdy ten nie sprosta naszym oczekiwaniom walają mi się gdzieś tutaj dwie stare wkrętarki, które można bezproblemowo przerobić na niezbyt wydajne ładowarki do akusów. Tylko komu będzie się chciało kręcić korbką? Może z powodu nudy sklecę jakąś mini elektrownię wiatrową na silniku krokowym?

    Kwestię ogrzewania – mimo iż pompa obiegowa od centralnego nie zadziała – załatwiają kieszonkowe ogrzewacze katalityczne z zapasem paliwa i nieco cieplejszy ubiór. Ewentualnie użyjemy kuchenki gazowej z kawałkiem płyty stalowej na wierzchu, choć ta metoda z czasem będzie sprzyjać zawilgoceniu mieszkania. Nie będzie można też zapomnieć o wietrzeniu.

  6. banczuk pisze:

    Zajefajnie tydzień temu było chlorowanie, a dzisiaj będzie zaciemnienie 🙂
    Mieszkam w bloku w dużym mieście, pracuje 70% z domu przy kompie. Mam zapas wody w dla całej rodzinki na kilka dni normalnego funkcjonowania w zakresie jedzenia / sanitarnym (awaryjny wariant czyli oszczędnie) zgromadzony w 5L PET. W momencie dostępności wody, napełniamy na maxa wszystko co jest dostępne czyli umywalki, komory zlewozmywaka, wannę, brodzik i dostępne naczynia typu wiaderka czy miski i ustalamy zasady korzystania z wody kiedy brak jej w kranie. Tzn np mycie rąk może odbywać się poprzez odkręcanie zakrętki położonej poziomo nad miską butelki, albo spryskiwacza, naczyń zużywamy mało, myjemy metodami turystycznymi, a szara woda posłuży nam do spłukania klopa. Bardzo oszczędne i sprawdzone. Przestawiamy też nawyki pod rytm dostępności wody.

    Największym problemem będzie zawartość zamrażarki w lodówce. Co prawda wolna przestrzeń o ile w niej istnieje na pewno została wypełniona wkładami mrożącymi lub butelkami PET 0.5l lub większymi. To powoduje że brak mrożenia nie odbije się tak szybko na zgromadzonych zapasach. Bryły lodu będą jeszcze przez kilkadziesiąt godzin oddawały chłód. Jednak ponieważ nie mam jeszcze przygotowanego obiadu na dziś / jutro moje myśli kierują się w pierwszej kolejności w stronę lodówki i zamrażarki. Cel: wykorzystać maksymalnie zawartość zamrażarki. Po krótkim rzucie okiem wiem już że zrobię w szybkowarze gulasz oraz jakąś zupę na kurczaku. Spisuję też zawartość i na oko wielkość porcji i przyczepiam na drzwiach na kartce magnesem. Nie miałem zrobionego tego wcześniej ponieważ nie prowadzę ewidencji zawartości lodówki ale od tego momentu wiem co jest w środku i nie muszę otwierać tracąc zimno żeby się zastanowić.
    W kuchni zostawiam otwarte okno aby maksymalnie schłodzić pomieszczenie.
    Jeśli jutro nadal nie będzie prądu to rano wyciągnę kolejne rzeczy w celu przygotowania następnych posiłków typu jednogarnkowego (warzywa z mięsem, gulasz itp). Pozostałe mięso najprawdopodobniej rozmrożę i po włożeniu w słoiki i przesypaniu solą pasteryzuje w szybkowarze.

    Na szczęście zbliża się weekend więc do pracy potrzebuje prądu jeszcze tylko kilka godzin. Powiedzmy do 17.
    Mam kilka naładowanych akumulatorów 7Ah (konkretnie 3 sztuki). Pozwolą one funkcjonować netbookowi po wyczerpaniu jego baterii przez wiele godzin. Większy komputer wyłączam. Neostrada przestała działać, podłączam więc smartfona do akumulatora 12 via wtyczka samochodowa z USB i włączam na nim funkcję hotspot wifi aby móc dalej pracować.

    W domu mam pewnie ze 4 aparaty komórkowe zawsze możliwie naładowane. Wysyłamy znajomym/rodzinie SMS że jest problem z prądem i że od tej pory jesteśmy pod dwoma numerami. Gdyby coś to zawsze 2 słuchawki są wyłączone naładowane w pogotowiu, wystarczy przełożyć SIM. Ale to zupełnie awaryjnie bo póki co możemy doładować się z netbooka czy akumulatora, ostatecznie korzystając z gniazda w aucie. Mam też przetwornice ale to niepotrzebna strata jeśli mam urządzenia działające na 12V.

    Czyli obiad się robi jest godzina 15.00, jest przy tym w miarę jasno więc bezpiecznie. Robota ogarnięta. Kolo 18.00 trzeba będzie odebrać dzieciaki po szkole/zajęciach pozaszkolnych. No to kolacja i pewnie jedno z dwóch: albo zwyczajowo piątkowy wieczór filmowy (na netbooku) albo gromadzimy się przy stole odpalamy świece albo takie przenośne ledowe latarnie kempingowe i gramy w Agricolę. Czyli co najmniej parę godzin z głowy. Później spać. W razie niejednomyślności zawsze można pobawić się przy latarce standardowo zabawkami lub przyciąć w coś na tablecie.

    Co w sobotę – dzień bez problemu, mam na pewno jeszcze 2x 7Ah, a to co się rozładowało mogę doładować w samochodzie – zawartość baku pozwoli spokojnie opanować ten mały kryzys nawet gdyby miał się przeciągnąć. Także wieczór też da się opękać. Jedzenie od soboty lub niedzieli zaczynam przechowywać na balkonie w torbach / pojemnikach termicznych. W dzień przykrywam stertę np kocem w nocy odkrywam jeśli temp. otoczenia ma spadać.

    Przy większych niedogodnościach będę zmuszony korzystać z gościny rodziny lub znajomych w obrębie miasta. Na szczęście to nie był by problem.

  7. niktto pisze:

    Jak jest wolne od szkoły to taka sytuacja mi pasuje 🙂

  8. Piotr pisze:

    Ogrzewanie mam podwójne, tzn. mogę przełączać między wymuszonym obiegiem a „grawitacyjnym” (nie wiem jak to się nazywa fachowo, po prostu ciecz może chodzić „sama” tyle że mam obniżoną moc i sprawność instalacji grzewczej). Piec jest na drewno (pozyskiwane z własnych lasów – w tym kontekście całkowita niezależność okupiona kilkoma dniami w roku „własnej robocizny”).
    Mam dwie studnie oraz wodociąg, jedna studnia to głęboki odwiert, bez prądu nie da rady, ale mam też studnię „gospodarczą” z której woda jest na bieżąco wykorzystywana do rzeczy takich jak podlewanie trawników/ogródków itd. też jest pompa elektryczna, z której bez prądu nie skorzystam, ale jest też „kołowrotek” z wiaderkiem na łańcuchu więc wodę mam (ostatecznie jest też wodociąg, ale prawie z niego nie korzystam, będzie działał to ok, ale jeśli nie będzie, to żaden problem – mam trzy źródła wody, z czego jedno nie wymaga niczego więcej poza siłami w rękach :D).
    Sklepy: w wiosce są dwa, nie ma najmniejszego problemu z zakupem przy nieczynnej kasie fiskalnej, jeśli karty płatnicze nie będą działać, nie ma problemu z kupnem „na zeszyt” i oddaniem kasy przy okazji (mogę pojechać kilkanaście kilometrów dalej, wypłacić kasę z bankomatu i oddać właścicielowi sklepu).
    Praca: i tak większość pracy wykonuję z domu (programowanie oraz administracja kilkoma systemami – wszystko mogę robić zdalnie). Laptopa mogę zasilać bezpośrednio z akumulatorów, które i tak wożę w samochodzie gdy na przykład jadę gdzieś na wczasy „w dzicz” ale w razie czego muszę mieć możliwość zareagowania (niby laptop potrzebuje 19V ale bez problemu chodzi na dwóch akumulatorach żelowych 12V i 6V tej samej pojemności połączonych szeregowo, a takie zasilanie wytrzymuje znaaaacznie dłużej niż wbudoowana bateria zwłaszcza przy włączonym trybie oszczędzania energii). Internet mam przez telefonię komórkową – jeśli działa, to nie mam jakichkolwiek problemów.
    Oświetlenie w domu nie stanowi problemu, mam zapas świec, dwie lampy naftowe oraz jedną lampę ciśnieniową (benzynową) większej mocy (ta ostatnia niekoniecznie nadaje się do oświetlania wnętrza domu, ze względu na spaliny – benzyna może zawierać różne „świństwa”, którymi lepiej się nie truć; natomiast bez problemu może stanowić oświetlenie podwórka. Do tego oczywiście kilka latarek elektrycznych, ale traktuję je jako oświetlenie doraźne a nie takie, które wystarczy powiedzmy na kilka wieczorów/nocy ciągłego oświetlenia.
    Kuchnia nie stanowi problemu, standardowa jest na gaz „w butlach” a awaryjnie (gdyby gaz się skończył, a nie dało się kupić ze względu na nieczynną stację paliw) mogę użyć turystycznej benzynówki (w zasadzie to nawet mam dwie benzynówki, ale jedna z nich jest „made in CCCP” i nie była odpalana od czasów Breżniewa – wymagałaby najpierw gruntownego przeglądu, czyszczenia i wymiany uszczelek).
    Robię też przegląd lodówki i „sortuję” jej zasoby w kolejności „od najbardziej psujących się” a to co się da przetwarzam na produkty o dłuższym okresie przydatności do spożycia bez konieczności chłodzenia/zamrażania (na przykład mięso gotuję i ładuję w w słoiki, mleko pasteryzuję i też w słoiki/butelki itd.).
    Ładowanie telefonu komórkowego (w celu na przykład otrzymywania wspomnianych powiadomień sms) nie stanowi problemu, mam dwa telefony, jeden to smartfon, który długo nie wytrzymuje, ale drugi to Samsung Solid, który bez ładowania (i po wyłączeniu wszystkich „bajerów” typu UMTS-y, GPS-y itd.) spokojnie wytrzymuje ponad tydzień (a gdy się mało rozmawia, to i trzy tygodnie) a w razie czego mam zestaw do ładowania go z zapalniczki samochodowej.
    Mam też przetwornicę 12V->230V ale w zasadzie nie widzę jakiejkolwiek konieczności jej wykorzystania (oczywiście można na przykład obejrzeć sobie TV ale w sytuacji awaryjnej radio na baterie wystarczy, zresztą będzie co robić, więc na nudę raczej narzekać nie będę :D).

  9. Ja pisze:

    Robię to co zwykle tylko w niektórych wypadkach znoszę lekkie niedogodności (np. wieczorem zamiast przy normalnym świetle siedzę przy świeczkach). Przy takiej awarii w max kilka dni wróciło by wszystko do normy a z zakupami nie było by problemu ponieważ w domu mam zawsze produkty na kilka dni a jak nie to nikt nie zabroni mi pojechać albo przejść się kilka kilometrów dalej gdzie jest normalnie prąd.

    • Piotr pisze:

      Bywają w Polsce awarie trwające po dwa tygodnie, bo huragan „położy” kilka kilometrów linii biegnącej częściowo przez lasy i nie dość, że trzeba sprowadzać ekipy remontowe (i „części zamienne”) z sąsiednich rejonów (bo lokalne rezerwy okazują się za małe), to jeszcze są problemy z dojechaniem na miejsce (trzeba najpierw posprzątać wiatrołomy, aby ciężarówki ze słupami i dźwigi mogły dojechać na miejsce).
      Kilka tygodni temu był tego typu huragan (nie pamiętam już nazwy miejscowości), elektrycy nawet przywieźli awaryjnie agregat i wpięli go bezpośrednio do lokalnego transformatora (po naprawieniu linii przesyłowych wewnątrz wioski) ale… ludzie przeginali z obciążeniem i wyskakiwał bezpiecznik w agregacie (oczywiście byli proszeni aby powyłączać wszystko co się da, ale każdy kombinował „skoro wszyscy wszystko powyłączają, to mój hydrofor da radę pociągnąć, tylko sobie wody na pompuję i wyłączę” i… dupa, bo zbyt wielu próbowało być „sprytnymi” :D).

  10. user365 pisze:

    Od ponad roku mam podłączone kluczowe urządzenia w domu tzn piec od ogrzewania i pompę do wody ze studni głębinowej oraz lodówkę do agregatu, który posiada odpowiedni sterownik i gdy spada napięcie prądu wtedy agregat sam sie włącza i prąd jest. W razie powrotu prądu sterownik wyłącza agregat. Tak wiec co robię? Nic. Jedynie po kilku godzinach dolewam paliwo. co do bankomatów i sklepów – wsiadam w samochód i jadę tam gdzie działają. Skoro mówimy jedynie o awarii prądu wiec nie ma problemu z pustymi polkami

    • Survivalista (admin) pisze:

      Jak duży masz zapas paliwa?

      Przy braku prądu trochę trudniejsze będzie powtórne zaopatrywanie sklepów spożywczych, bo złożenie zamówienia w hurtowni przez telefon jest bardziej upierdliwe.

      • Piotr pisze:

        Scenariusz zakładał awarię lokalną (w promieniu 5km) ale pytanie jakie zadałeś jest ciekawe, bo zależy od miejsca gdzie ta awaria wystąpi. Jeśli w jakiejś wiosce, to „problem” dotyczy kilkudziesięciu gospodarstw domowych i zakupy w sąsiednich wioskach nie stanowią problemu, natomiast gdy „centrum” awarii leży w środku jakiegoś przeciętnej wielkości miasta, to problem może dotyczyć kilkudziesięciu czy nawet kilkuset tysięcy mieszkańców, a poza promieniem awarii to już wioski, gdzie lokalne małe sklepiki „nie udźwigną” powstałego zapotrzebowania (nie wspominając o korkach itp.).

  11. Najtajniejszy Wspolpracownik pisze:

    1. Zakupy i tak robie pod miastem, bo nie stac mnie na kupowanie w mojej okolicy.
    2. Robie to raz na tydzien, czasem raz na dwa.
    3. Mam zapasy zywnosciowe na minimum tydzien
    4. Mam zawsze minimum 100 litrow czystej, butelkowanej wody
    5. Mam zapas swiec, zapalek, latarek, baterii.
    6. Mam przenosny prysznic oparty na pompach zeglarskich
    7. Mam urzadzenie Avanty Air polecane przez domowy survival:-)
    8. Mam awaryjna kuchenke gazowa+zapas gazu
    9. Biokominek+zapas bioetanolu
    10. Piecyk ceramiczny akumulacyjny:-)

    Co robie? Swietnie sie bawie korzystajac ze sprzetow i smiejac sie ze spanikowanych ludzi, ktorzy zyja w oparciu o miejska wegetacje:-)

  12. Rafał M. pisze:

    Jak nie ma prądu, to nic się nie dzieje 🙂
    Największy problem z brakiem wody, ale skoro jest 2 razy dziennie, to wtedy można się umyć. Trzeba byłoby wtedy też napełnić wiadro, do spłukiwania ubikacji.
    Przy całkowitym braku wody w kranie byłby problem z myciem i spłukiwaniem ubikacji. Do mycia ewentualnie posłużyłyby chusteczki dezynfekujące (trzymam w samochodzie) lub płyn dezynfekujący, na kilka dni starczy. Przy całkowitym braku wody byłby problem z ubikacją, chyba trzeba byłoby obok domu wykopać dołek i sąsiedzi by patrzyli 🙂

    Wody pitnej wystarczy, bo jest minimum zgrzewka gazowanej i kilka baniaczków 5l kranówki. Zawsze można też napełnić kiedy będzie w kranie. Lub dokupić.

    Z brakiem prądu nie jest żaden problem, co najwyżej telewizor nie będzie działał 🙂
    Baterie w latarce-lampce wystarczają na 36 godzin, będzie przy czym czytać książki. Można z innych urządzeń wygrzebać zapasowe baterie lub akumulatorki, kilka też leży w szufladzie. Jak się przedłuży brak prądu ponad tydzień, trzeba by dokupić baterie w sklepie (nie mam możliwości naładowania akumulatorków bez dostępu do sieci elektrycznej). W ostateczności zostaje radio z latarką ładowane na korbkę, ale to już ostateczność, bo długo trzeba byłoby kręcić. (być może mam w piwnicy ładowarkę USB, którą mógłbym podłączyć w samochodzie, ale prawdopodobnie już jej nie mam, więc wykluczam)
    Bateria w telefonie starczy na kilka dni, później można doładować w samochodzie. Albo tym hardkorowym radiem na korbkę. Zresztą i tak rzadko używam telefonu.

    Skoro sklepy w promieniu ponad 5 kilometrów są otwarte, to nie widzę problemu z zakupami. W tych bliżej też nie. 5 kilometrów to nawet teraz spacerkiem chodzę na zakupy, a jeszcze do dyspozycji samochód.
    Kart raczej i tak nie używam do płatności, wolę gotówkę. Mało sklepów w okolicy przyjmuje karty. A na targowisku (ok. 150 metrów) nawet nie mają kas fiskalnych i sprzedają be prądu.

    Słaby ten kataklizm. Największy problem z ubikacją.

  13. banczuk pisze:

    Uwierz; przy dzieciakach w dzisiejszych czasach dla niektórych rodzin to jest kataklizm 😉

    • Domi pisze:

      Wiem, strasznie nam sie upieklo, bo obydwoje dzieci umie zyc bez komputerow/telewizji/ tabletow, choc maja wszystko pod reka. Nie wiem czy to kwestia wychowania (fajnie by bylo), czy syn i corka takie maja charaktery, ze i ksiazke poczytac mozna i w gry planszowe pograc i na wyprawy na bagna sie wybrac.

  14. Michał pisze:

    Mam dużo wolnego czasu. Rodzina zaczyna ze sobą rozmawiać. Z radością wykorzystuje wszystkie swoje zapasy czasu w.

  15. JankozBogdańca pisze:

    Ja co prawda nie scenariusz, ale podrzucam link też w temacie:
    „Szacuje się, że największe problemy ze godzinami szczytów wykorzystania energii elektrycznej będziemy mieć po 2016 roku.”
    http://www.biztok.pl/gospodarka/pse-zabiera-prad-mozna-na-tym-zarobic_a17836

  16. Domi pisze:

    Mam w domu zawsze awaryjna gotowke, mam tez na szczescie skromny zapas wody pitnej dla czteroosobowej rodziny. Przyzwyczajeni do czestych awarii wody w ostatnich zimach jakos jestesmy na to gotowi. Kuchenka na gaz= mozna przezyc, gotowac jedzenie, w pierwszej kolejnosci to, co najszybciej sie zepsuje z zapasow mrozonych i lodowkowych. problem natomiast z wyjsciem z domu- wysoko i przy niedzialajacej windzie oraz niedoborach wody trudno czesto tak kilkanascie pieter w dol i w gore biegac. Przy kazdym wyjsciu opracowujemy liste rzeczy ktore trzeba przyniesc z dolu. W wypadku przedluzajacych sie niedoborow pradu i wody raz na kilka dni odwiedzamy rodzine na drugim koncu miasta – rowerami. Problem z praca… a konkretnie z zaleglosciami, zakladam ze po paru dniach trzeba bedzie podjac jakis wysilek i znalezc miejsce ze stalym dostepem do pradu by pisac. Wieczory przy swieczkach= najlepiej. Brakowaloby mi muzyki, wiec pewnie bysmy spiewali

  17. piotrm1975 pisze:

    Wyciągam awaryjną kuchenkę na kartusze. Jadę na działkę po butle gazową. Oświetlenie realizuję poprzez lampę naftową z 10 litrowym zapasem nafty i świeczki, oczywiście latarki też są. 15 litrów wody awaryjnej jest więc dam radę zwłaszcza że woda ma być 2 razy dziennie. Lodówka zasilana z agregatu 1-2 razy dziennie.
    Właściwie 5km to nie ma tragedii. Przejdę się na sąsiednia dzielnicę i mam co chce a jak zabraknie to do sąsiedniego miasta się wyskoczy. Zapas jadła na kilka dni oczywiście mam.
    Swoją droga znajoma mówiła że w zeszłym roku (styczeń) na wsi (środek lasu) na 2 tygodnie ich odcięło od prądu. Na moje pytanie jak było, wzruszyła ramionami i cytuję „spoko, szybciej chodziliśmy spać i trochę się dzieciaki nudziły” 🙂

    • Domi pisze:

      Wlasnie, poza sytuacjami, kiedy praca zalezy od stalych dostaw energii elektrycznej (moja niestety poki co bardzo od tego zalezy, ale zakladam, ze przy ogolnoswiatowym kryzysie energetycznym wrocilibysmy do metod z XIX wieku 🙂 ) wizja braku pradu w domowych gniazdkach nie jest taka grozna. Z brakiem wody przychodzi nam sie borykac raz na jakis czas… Na przyklad, gdy moje mlodsze dziecko mialo pol roku przyszla taka zima, ze w ciagu szesciu tygodni dwanascie razy nie bylo wody, z czego kilka razy po kilka dni. No jakos sie zylo. Wielkie miasto, stolica europejskiego kraju… Mysle ze najwiekszym wyzwaniem bylby ogolnoswiatowy kryzys walutowy, jakis atak hakerski na system bankowy, gdy mimo obecnosci wody, pradu, gazu – moglibysmy miec powazne problemy z dostepem do pieniedzy. Na to chyba nie jestem wystarczajaco gotowa. Ale przysiegam, nie mialabym ochoty sprawdzac w dzialaniu jak bysmy sobie poradzili…

  18. Jan pisze:

    Dzień 1. Idę na spacer.
    Dzień 2. Od dziś odpalam agregat co kilka godzin, żeby się jedzenie w zamrażarce nie zmarnowało. Wodę grzeję na gazie zamiast prądem lub korzystam z prysznica w kamperze. Żywność przygotowuję na gazie. Jemy głównie rzeczy z zamrażarki. Idę uzupełnić zapas paliwa do agregatu.
    Dzień XX – 1 dzień po skończeniu się paliwa w agregacie. Przekładam resztę jedzenia z zamrażarki do zamrażarki i lodówki w kamperze. Jadę na wakacje. 🙂

  19. banczuk pisze:

    Zastanawiam się teraz, już po moim wcześniejszym wpisie – czy telefonia komórkowa w działała by prawidłowo; stacje przekaźnikowe uzależnione są od zasilania sieciowego. Te działające na pewno nie mają zasięgu o promieniu 5km. Myślę że kilometr może dwa (?) na poziomie gruntu – do pierwszego piętra, zwłaszcza, że to miasto. Ościenne stacje były by pewnie nieco przeciążone. Także byłbym prawie na pewno odcięty również od sygnału komórkowego. O ile internet może jakoś by jeszcze działał przez np modem z zewnętrzną anteną (areo2 + modem usb + antena na balkonie) to telefon by nie złapał sygnału. Także musiałbym jednak ewakuować się przynajmniej na czas dnia pracy w inną część miasta.
    No OK scenariusz zakładał, że komórki mają zasięg więc nie fantazjuje dalej.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Celowo tak napisaliśmy, bo nam się wydaje, że na kilka dni to stacje przekaźnikowe mają zasilanie awaryjne pod postacią agregatu.

      • banczuk pisze:

        Raczej wykluczone – vide http://beta.btsearch.pl/ stacja bts to nic innego jak anteny zamontowane na dachu wyższych budynków czy kominów, tam nie ma żadnych agregatów. Może jakieś zasilanie typu UPS ale to raczej nie należy traktować jako zasilanie tylko 'stabilizator’ pracy na wypadek krótkich przerw. Nie jestem specjalistą, może ktoś się znajdzie ale 99% że nie ma awaryjnego zasilania na to.

      • Piotr pisze:

        Przeciętny BTS „zwykłej” telefonii komórkowej ma zasilanie awaryjne na maksymalnie kilkanaście godzin. Agregaty mają tylko BTS-y obsługujące sieci policji, straży pożarnej itd. ale to zupełnie inny system (czasem są na tych samych wieżach/masztach co BTS-y zwykłych komórek, ale systemy są całkowicie niezależne). A przynajmniej tak mi powiedział kolega, który serwisuje systemy Tetra, Edacs i DMR-y.
        Z drugiej strony zasięg BTS-ów komórkowych wysoko umieszczonych może być całkiem spory. W miejscu gdzie mieszkam do najbliższego BTS-a mam około 5km i zasięg w telefonie jest „na maksimum”. To jest jak z PMR-ami, CB czy łącznością krótkofalarską na pasmach 2m/70cm – w mieście gęsta zabudowa utrudnia duże zasięgi ale poza miastem moc kilku watów wystarcza na łączność na kilka kilometrów – a są to zasięgi z powierzchni ziemi, umieszczenie radia na kilkunastometrowym maszcie daje w zasadzie pewny zasięg w promieniu znacznie większym (a przemiennik krótkofalarski umieszczony na kominie elektrociepłowni w Warszawie w paśmie 70cm otwieram z ręczniaka o mocy 5W z odległości około 70km, no ale to zupełnie inna sytuacja, we współczesnych telefonach nie ma skutecznych anten, w każdym razie obecnie korzystam z internetu przez UMTS/HSDPA w odległości około 10km od przemiennika i działa :D)

  20. banczuk pisze:

    OK comment szybszy od googla.
    http://gsmonline.pl/artykuly/wizyta-w-centrum-eksploatacji-sieci-plus-gsm
    możliwe że ekipy utrzymania sieci GSM wkroczyły do akcji i podłączyły powiedzmy kilkanaście agregatów prądotwórczych i uzupełniają w nich paliwo zanim rozładowały się akumulatory.
    Nie drążę dalej. Dzięki.

  21. GNOM pisze:

    Robię to samo co przy skażeniu chemicznym:
    ubieram się, pakuję rodzinkę do auta i udaje się do naszego całorocznego domku na wieś który jest przygotowany na wszystko włącznie z atakiem zombiaków.

    • Survivalista (admin) pisze:

      A daleko masz z tego domku do pracy? Będziesz stamtąd jeździł codziennie? Nie lepiej byłoby przeczekać brak prądu w domu?

  22. Juarez pisze:

    Po pierwsze: Jesli jest zimno to mam przechlapane. Ogrzewanie mam na prąd.

    To pierwsze załatwia wszystko inne. Jeśli z tym nie bedzie problemu pewnie bym przecierpial resztę. W końcu to nie koniec swiata.

  23. bajcik pisze:

    Dopoki chodzi conajmniej jedna faza to lodowka i oswietlenie dziala normalnie (przelacznik brakujacej fazy).
    Potem zostaje juz tylko przetwornica, akumulator(y) i dedykowane gniazdka.
    Jesli w ogole do czegos pradu porzeba – jak zgasnie wieczorem to na ogol wczesniej idziemy spac i tyle.
    Kuchenka jest gazowa (+zapasowa butla). CO oparte na bufor, jest tylko lekka pompka. Hydroforu brak.
    Jedyna rzecz wymagająca uwagi to pompka w przepompowni oczyszczalni.

    Gorzej, jesli awaria pradu bylaby skorelowana z potezna śnieżycą i nawet te 5km do miasteczka nie daloby rady dojechac, dokupic chociaz paliwa do agregatu ktorego nie mam…

  24. Paweł pisze:

    Witam. Przeżyłem taką sytuację, więc nie bede pisal co bym zrobił lecz co zrobiłem.
    Było to w środku zimy bodajże w 2011 roku. Południowa polska, jura krk-cz. W dzień lekkie opady deszczu ze śniegiem a w nocy złapał mróz. Pozrywało linie wysokiego napięcia i pokrzywiło słupy. Cała dzielnica w promieniu 3km bez prądu przez prawie dwa tygodnie. Zero reakcji władz- „nic się nie stało…mieszkańcy nic sie nie stało”.Mieszkamy z żoną i dzieckiem w domku jednorodzinnym. Woda bieżąca zimna z wodociagów na szczęście była i to uratowało sytuację. Jakby jeszcze nie daj boże rury rozerwało to by była kaplica. Piec centralnego ogrzewania z wymuszonym obiegiem wody, starego typu bez podajnika, komputera i nawiewu, na opał typu węgiel i drewno. Do oświetlenia używaliśmy lamp naftowych, kuchenka gazowa na butle, lodówka oczywiście nie działała ale zamrożone mięso przechowywaliśmy bezpośrednio na dworze ( można wykożystać balkon). Telefon ładowałem w pracy, radio na baterie. Sąsiedzi, ci co zamożniejsi pokupowali od razu agregaty do bsługi piecy i pomp wody. Ci którzy nie zdążyli zaopatrzyć się w agregaty wyemigrowali do centrum do swych rodzin zostawiając cały majątek z powodu doskwierającego mrozu. Na szczęście nie byo włamań. Wiadomo nie da sie napalić w piecu który jest skomputeryzowany. Wielu z nich wode czerpie za pomocą pomp elektrycznych ze studni a tu „dupa”. Ani napalić w piecu, ani sie umyć. Do gotowania można kupić 5l wodę z marketu, w takim przypoadku. No ale…jak żyć?

  25. Leszek LJM pisze:

    Jest zima. Pierwsze, co robię, jeśli mam agregat, to wyłączam lodówkę i buduję igloo na jedzenie (na Śląsku 3 lata temu była podobna sytuacja).
    Jeśli będzie problem z terminalami płatniczymi, to jestem w cz***ej d**ie, bo z reguły mam tylko kartę (chociaż staram się mieć co najmniej 10pln, jednak zazwyczaj mi nie wychodzi).
    Tak poza tym: staram wrzucić na luz i nadrobić zaległości czytelnicze, opalam wszystko węglem i drewnem na obiegu wymuszonym, a agregat uruchamiam głównie do podładowania akumulatora pompy.

  26. MikeKilo pisze:

    Trochę utrudnień jest, ale bez tragedii. Największym problemem jest to, że brak prądu wyłącza mi całkowicie w domku kocioł (ogrzewanie, także wody). No i lodówkę, więc jeśli nie ma zimy, to szybko trzeba zużyć zapasy z niej (jest nowoczesna, w zamrażarce jest pare wkładów do lodówki turystycznej, co daje nam z 1-2 dni czasu), ewentualnie przetworzyć w trwalszą formę (np. upiec mięso) lub zaprosić przyjaciół na wyżerkę przy piwie i świecach. Po opróżnieniu lodówki trzeba się przestawić na produkty jej niewymagające.

    Poza tym gotować można normalnie, bo kuchenka jest na butlę gazową, można także podgrzać ograniczone ilości wody do oszczędnego mycia. Jeśli choć 1-2 razy na dobę woda jest w wodociągu, to można robić jej zapasy w miskach, wiadrach itd., a jakby była brudna, to do picia wykorzystywać zapasik butelkowanej. Aby ograniczyć zmywanie mogę skorzystać z zapasu kupionych na letnie wycieczki w promocji zestawó sztućców i naczyń jednorazowych. Zresztą w godzinach bez wody wodę po myciu naczyń, praniu itp. można wykorzystać do spłukiwania WC.

    Mieszkam pod miastem, więc i tak normalnie jeżdżę na zakupy i do pracy-w biurze staram się korzystać z WC, ładuję sprzęt elektroniczny i akumulatorki, a także mogę korzystać z prysznica. Ale z myciem w domu dramatu nie ma-pod prysznicem można się jako tako umyć niewielką ilością wody przy pomocy myjki i turystycznego mini-prysznica zrobionego z butelki napełnionej podgrzaną na gazie wodą. W sumie w przypadku dłuższej awarii niż kilka dni bardziej mnie martwi brak pralki. Bieliznę itp. drobnicę można uprać ręcznie w misce, ale większe rzeczy trzeba nosić oszczędniej, potem brać z szafy następne. Jeśli się zaczną kończyć, pozostaje załatwić po studencku u kogoś znajomego w mieście możliwość zrobienia prania.

    W realiach wrześniowej złotej polskiej jesieni brak ogrzewania to nie dramat, powinny wystarczyć na wieczory nieco grubsze ciuchy i do spania zimowa kołdra lub dodatkowy koc, a jakby nie, to w salonie jest kominek, da się tam spędzać wspólnie większość czasu i spać. Zapas drewna oczywiście mam.

    Na pracę taka awaria nie ma wpływu, bez sklepów, bankomatu czy poczty na miejscu też się można obyć korzystając z nich w mieście. Możliwości oświetlania są ograniczone, ale mam ileś latarek, zapas akumulatorków i baterii, świeczek też nie brak, a i jeszcze z czasów kempingowych uchowała się lampa naftowa. Telefon domowy i stały internet też nie są niezbędne, skoro komórki działają. Możliwości kontaktu pozostają zachowane, a kupiony głównie na wyjazdy netbook się w końcu przyda na codzień-ma baterię na 4-6 godzin pracy i modem 3g z darmowym internetem Aero2, na 1-2 dni wystarczy. W smartfonach też zresztą jest internet. Radia bateryjne ze 2 są, a laptop ma też znośną baterię (do 2h), więc mogę do niego podłączyć tuner telewizyjny usb, aby obejrzeć np. wiadomości. Także z dostępem do informacji też nie jest źle, ale oczywiście prąd w sprzęcie warto używać oszczędnie-zapasowy telefon wyłączam, netbook służy do uzyskiwania przydatnych informacji (pogoda, sytuacja w okolicy, załatwianie potrzebnych spraw), a nie zabijania nudy na fejsie.

    Ładować elektronikę mogę na raty zabierając coś codziennie do pracy, a poza tym lub w weekendy odpalając samochód: mam uniwersalny zasilacz 230/12V do laptopów, 2 rozdzielacze i ładowarki samochodowe do telefonów oraz ładowarkę usb do akumulatorków. 2-3 godziny pracy silnika to kilka litrów gazu, a jak wyliczyłem wykorzystując cały posiadany sprzęt mogę w tym czasie naładować do pełna 1 laptopa, 3-4 komórki i 2 akumulatorki AA/AAA.

    Podsumowując, jest trochę niedogodności, ograniczone możliwości kontaktu i rozrywki, ale przeżyć się da. W sumie od tej strony są nawet pewne dobre strony takiej awarii-więcej czasu na rozmowy z bliskimi, czytanie książek i inne fajne zajęcia, które na codzień przegrywają z telewizją czy internetem. Bez mojego ulubionego radia internetowego też bym jakoś przeżył, a jak nie będzie nic innego do roboty zawsze można porządkować albo ostrzyć noże 😉 Nieco mniej przyjemnie byłoby w środku mroźnej zimy, bo na dłuższą metę trochę niewygodnie mieszkać w 1 (choć dużym) pokoju, dlatego trzeba przemyśleć jakąś formę zasilania awaryjnego kotła. Z kolei prostym, a dużym ułatwieniem zasilania drobnej elektroniki byłby jakiś powerbank, najlepiej z baterią słoneczną. W internecie od 50 zł, ale trochę powątpiewam w jakość najtańszych, z kolei w coś potrzebne okazjonalnie szkoda mi ładować setki złotych. Na marginesie niedawno z kumplem wymyśliliśmy, że najprostszy powerbank z podpiętą lampką usb do laptopa to bardzo fajne oświetlenie awaryjne. Na koniec dodam, że w takiej sytuacji nie brałbym pod uwagę np. wziąć urlop i wyjechać, tylko siedział na miejscu i pilnował dobytku, bo jeśli w promieniu kilku kilometrów wieczorem nastają egipskie ciemności, to może bardziej kusić włamywaczy i innych przestępców. Tym bardziej, że nawet jeśli ktoś ma system alarmowy czy monitoring, to bez prądu pewnie to za długo nie pochodzi.No i jeszcze warto się z dostępnych mediów (lokalne portale, radia) i bezpośrednio (sąsiedzi, znajomi z okolicy) orientować w sytuacji, przyczynach awarii, przewidywanym czasie jej usunięcia, a jeśli wygląda sprawa opornie i niejasno, to skrzykiwać np. z sąsiadami by ponaglać i monitować odpowiedni służby, samorząc itd.

  27. Global pisze:

    Nie ma dóżego problemu – przeprowadzka do rodziny do odwołania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.