Scenariusz: wyrok śmierci

Jak co piątek, tak i dziś pochylimy się nad survivalowym scenariuszem. Celem tego cyklu jest pokazanie Wam, jakie sytuacje mogą się nam w życiu przydarzyć i umożliwienie Wam sprawdzenia (myślowego) Waszych przygotowań na trudne czasy.

Chodzi o to, że:

  • my rozpisujemy scenariusz na blogu,
  • Wy zaś w komentarzach wpisujecie dokładnie, jak byście w przypadku takiego scenariusza postępowali,
  • bierzecie jednak pod uwagę wyłącznie to, co jest w scenariuszu i to, co już przygotowaliście na trudne czasy (a więc nie to, co planowaliście kupić dopiero jutro).

Spisanie w formie komentarza Waszego sposobu postępowania powinno Wam pomóc w jego przemyśleniu i usystematyzowaniu. Mamy też nadzieję, że komentarze innych Czytelników będą inspirujące i być może zasugerują Wam coś, na co sami nie wpadliście.

Dzisiejszy scenariusz jest chyba jednym z najbardziej drastycznych, jakie analizowaliśmy.

Rutynowa wizyta u lekarza wykazała jakieś nieprawidłowości. Dostałeś (dostałaś) skierowanie do specjalisty, zlecenie badań, a ich wynik był druzgocący. Jesteś chory na jakąś nieuleczalną chorobę i zostało Ci ledwie kilka miesięcy życia. W najlepszym przypadku — umrzesz przed upływem 6 miesięcy.

  • W jaki sposób przygotujesz swoją rodzinę na Twoje odejście?
  • W jaki sposób poczynione przez Ciebie już do tej pory przygotowania pomogą im przetrwać najtrudniejsze chwile po Twojej śmierci?
  • Czy wszystkie procedury i sprzęty survivalowe są na tyle znane członkom rodziny, że są w stanie sobie z nimi poradzić (jak choćby z uruchomieniem instalacji centralnego ogrzewania tak, by chodziła w obiegu grawitacyjnym, albo uruchomienie agregatu prądotwórczego i podpięcie do niego wszystkich ważnych urządzeń)?
  • Czy jesteście przygotowani finansowo na to, że nagle dochód rodziny znacząco się zmniejszy? Czy wystarczy pieniędzy na spłatę raty kredytu, albo na koszty utrzymania domu? Jak możecie zawczasu starać się sobie z tym poradzić?

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

19 komentarzy

  1. Leszek LJM pisze:

    Dla rodziny są ubezpieczenia, właściwie na spore kwoty. Co bym zrobił? Sprzedałbym większość majątku – to, co ma wartość głównie dla mnie (kolekcje), lub czego rodzina zapewne nie potrafiłaby sprawnie sprzedać za uczciwe pieniądze; Spłacam wszystkie długi, za resztę impreza na maksa.
    O sprawy survivalowe się nie martwię, bo i tak nikogo w rodzinie to nie obchodzi, jedynie mogą być ciekawi o zapas paliwa i $$, ze zrozumiałych względów.

  2. Gregor pisze:

    Ciężko gdybać. Przypuszczam, że chciałbym zostawić porządek w papierach, aktach własności, przelać całą kasę z kont (ciężko dostać pieniądze z konta zmarłej osoby), poinformować rodzinę o wszystkich oszczędnościach i niuansach. Trzeba by się też rozejrzeć, co by mieli robić beze mnie, skąd mieć kasę – ważne, gdy np. sam facet zarabia, a kobieta jest w domu przy dzieciach.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Gdy jest jeden żywiciel rodziny, cholernie ważne jest, by miał ubezpieczenie na życie. Ale tego nie ogarniesz już mając w ręku taką diagnozę, bo nikt Cię na życie w takim przypadku nie zechce ubezpieczyć…

      • Piotr pisze:

        I jest druga strona medalu – cześć firm ubezpieczeniowych powstaje po to, aby przez kilkanaście lat zbierać składki a potem ogłaszać bankructwo (taki biznesplan – jeśli ktoś ma wzorowe zdrowie, to przez ileś tam lat do przodu będzie tylko płacił składki, więc można być „tanim” ubezpieczycielem wyprowadzając wynagrodzeniami i dywidendami większość kasy, po kilkunastu latach, gdy statystyka zaczyna nieubłagalnie działać, to prezes ogłasza niewypłacalność a syndyk w zasadzie nie ma z czego ściągać kasę, bo ubezpieczyciel majątku trwałego nie ma, tak jak i kasy na koncie). Trzeba dobrze się zastanowić przy wyborze ubezpieczyciela i nie kierować się tylko składkami i treścią umowy. Można też rozważyć ubezpieczenie za granicą w jakiejś firmie z „tradycjami” (która już istnieje na rynku od kilkudziesięciu lat i ma się dobrze) – na Zachodzie ubezpieczenia na życie są „standardem”, ze względu na powszechność produktu składki są często niższe niż w Polsce przy porównywalnych warunkach ubezpieczenia (oczywiście rodzina musi być na tyle „kumata” aby w razie czego umieć z takiej polisy skorzystać, bo w przypadku śmierci w Polsce sprawy najczęściej nie załatwią).

        No i stara zasada – moim zdaniem uniwersalna – żadne ubezpieczenie nie zastąpi zabezpieczenia, prywatnie też trzeba kasę „odkładać”.

    • Rafał M. pisze:

      No tak, człowiek żyje jak niewolnik i umiera jak niewolnik.
      Każda chwila jest bezcenna, wie że mu nie zostało ich tak wiele, a mimo tego martwi się co się stanie z jego majątkiem.

  3. tomek21 pisze:

    podzielam pogląd Piotra , polecam oczywiście jakieś ubezpieczenie w znanej firmie ot np. ubezp. w pracy dość tanie w stosunku do oferty jednak generalnie ubezpieczenia są po by zarabiał ubezpieczyciel więc opieranie swojego planu na tym to średni pomysł, podstawą winien być majątek prywatny, jego sprawne przekazanie jak i informacji które będa potrzebne rodzinie po śmierci typu w jakiej firmie mamy fundusze inwestycyjne itd.

  4. Zdzichu pisze:

    po uporządkowaniu wszystkich spraw starał bym się zrobić to o czym opowiada serial breaking bad

  5. Jakub pisze:

    Na pewno dowiedzą się o mojej chorobie ode mnie żeby się „oswajali”.
    Dla mnie najważniejsze było by uporządkowanie spraw takich jak przepisanie moich ruchomości i nieruchomości na żonę. Nie trzeba by było przeprowadzać sprawy spadkowej. Pewnie też bym przekazał najbliższym kilka dobrych rad, które by mogły się przydać w przetrwaniu trudnych sytuacji. Ze sprzętem zgromadzonym na wszelki wypadek na pewno sobie poradzą, nie jest tego dużo. Jestem spokojny o bezpieczeństwo finansowe mojej rodziny. Z tym co dostaną na pewno dadzą sobie rade, choć na pewno pieniądze nie zastąpią fizycznej pomocy np w wychowaniu dzieci.

  6. Piotr pisze:

    Również mam ubezpieczenia z pracy. W mojej pracy jestem ubezpieczony ja i żona a u żony w pracy żona i ja. A ponieważ w ubezpieczeniach też jest wypłata za śmierć współmałżonka to za ok. 200zł była by wypłata z 4 polis. Na 5 lat skromnego życia powinno starczyć. Dodatkowo mam kilka funduszy inwestycyjnych i tu ciekawostka… wszystkie dokumenty są przechowywane w jednej dużej kopercie w mojej szafce z napisem „na wszelki wpadek” i żona wie o jej istnieniu. Gdyby mi się coś stało to tam są wszystkie sprawy finansowe, ubezpieczenia, inwestycje i nawet z OFE. Tak więc pod tym względem nie boję się, że odkładane przez lata pieniądze będą stracone. Nawet gdyby był jakiś nieszczęśliwy wypadek to i dalsza rodzina może z tych pieniędzy skorzystać. Tej koperty nie da się nie zauważyć.

    • Rafał M. pisze:

      Ech, człowiek umiera, a martwi się co się stanie z jego pieniędzmi…

      • Piotr pisze:

        Wprawdzie to inny „Piotr” napisał ale… tak, oczywiste że się martwi, bo od tego co się stanie z jego majątkiem w dużej mierze zależy to co się z tanie z najbliższymi mu osobami (zwłaszcza, jeśli jest tzw. głównym żywicielem rodziny).

        • Rafał M. pisze:

          No i w ten sposób człowiek jest niepostrzeżenie zniewalany poprzez rachunki. Dopóki zarabia na ich zapłatę to się nie przejmuje, ale wystarczy utrata źródła dochodu to rachunki szybko zeżrą oszczędności, a komornik zlicytuje mieszkanie.

  7. Rafał M. pisze:

    Tak naprawdę to każdy w każdej chwili może umrzeć, więc każda chwila jest bezcenna.
    Niektórzy nie potrafią żyć chwilą obecną, bojąc się przyszłości i mają przez to różne odchyłki psychiki.

    Ale jakby spojrzeć całościowo, z perspektywy, to właśnie ta nieuchronność śmierci wyzwala człowieka, daje mu wolność. Przed człowiekiem otwierają się nieograniczone możliwości, bo tak naprawdę to nie ma nic do stracenia.

    Władze od zawsze próbowały kontrolować poddanych zaszczepiając im różne religie z mitami o życiu pozagrobowym.

    • Rafał M. pisze:

      Podobno był taki przypadek, że ktoś dowiedział się iż ma raka i zostało mu pół roku życia.

      Więc dał sobie spokój z tym dotychczasowym życiem w niewolnictwie, wziął kredyty bankowe (wiedział, że nie zdąży spłacić) i zaczął podróżować. No i odzyskał radość życia, tak ze mu nowotwór zniknął.

      Może to tylko legenda…

      • Piotr pisze:

        Dużo jest takich przypadków. Somatyka ma duży wpływ na układ immunologiczny organizmu (w tym i walkę z rakiem, ale także na „normalną” odporność) a stan układu somatycznego w dużej mierze zależy od stanu naszej świadomości. Wielu ludzi myśli, że stan zdrowia to coś „zewnętrznego”, niezależnego od tego co mamy w głowie (niezależnego od tego co myślimy, jakie emocje/uczucia przeżywamy itd.) ale to nie prawda – na przykład stres całkowicie powstaje w naszej głowie (myśli) a ma jak najbardziej fizjologiczne konsekwencje.

  8. kaczyy pisze:

    Witam.
    W takiej sytuacji pierwsza podstawowa rzecz jaka bym zrobił to TESTAMENT. Ureguluje sprawy spadkowe. Następnie przekazuje żonie instrukcje dot. opłat tj, nr kont na które trzeba wpłacać kasę i kwoty (w domu sam robie zakupy i opłaty więc niezbyt się moja żona orientuje we wszystkim). Podaję hasła i loginy do kont bankowych, do poczty e-mail i do pozostałych wykorzystywanych przeze mnie serwisów. Jeszcze bym pozostawił kilka słów w formie pisemnej dla żony, córki i rodziców. To chyba by było wszystko w tym temacie

  9. PABLO pisze:

    Podziwiam Waszą zimną krew.

    Ja spotkałem się z taką sytuacją w praktyce. Moja żona zmarła niedawno po kilku latach walki z bardzo ciężką chorobą. Chociaż oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego jaka jest sytuacja i co powinno się zrobić aby się na to przygotować … nie zrobiliśmy dokładnie nic. W zasadzie żyliśmy bez zmian, z dokładnością do niedogodności wynikających z przebiegu choroby i wpływu tych niedogodności na nasze życie.

    W efekcie, w mojej świadomości śmierć spadła na mnie niemal tak samo niespodziewanie jak by to miało miejsce w przypadku nieszczęśliwego wypadku. Pomimo, że zdawałem sobie sprawę z tego, co „warto by zrobić” przed, wszelkie sprawy pozostały niezałatwione.

    Trudno mi sobie nawet wyobrazić rozmowę z żoną na ten temat. Myślę, że byłoby to dla niej bardzo bolesne i odebrało resztki nadziei. Jawi mi się to, jak ostatnie uzgodnienia przed dłuższym rozstaniem, przed podróżą, przed wejściem do pociągu … tylko, że w zupełnie innej skali.

    No cóż, ja temu nie sprostałem. Prawdziwy survival nie jest taki łatwy.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Ależ opisywana przez Ciebie sytuacja jest dokładnie odwrotna, niż to, o czym my napisaliśmy w scenariuszu.

      Gdybym JA dowiedział się, że za kilka miesięcy umrę, starałbym się zrobić możliwie dużo, by pozostawić po sobie wszystko w jak najlepszym porządku.

      Gdybym dowiedział się, że za kilka miesięcy umrze mi żona, skupiłbym się na tym, by spędzić z nią ten czas możliwie intensywnie. Na pewno bym jej nie obciążał przygotowaniami na jej odejście, dokładnie z tego powodu, o którym wspomniałeś.

  10. Przemek pisze:

    1. Wszystko co ma jakąś wartość przepisuję na partnerkę.
    2. Biorę pożyczki i karty kredytowe z każdego banku.
    3. Zapożyczam się na maksa i kasę przekazuje rodzinie.
    4. Informuję całą rodzinę jak odmówić przyjęcia spadku.
    5. Nie mając nic do stracenia jaram blanty i próbuję wszelkich innych niezdrowych bądź ryzykownych rozrywek, których do tej pory sobie z rozsądku odmawiałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.