O boczniakach, ryżu, kamperach i gwoździarce na zombie – Q&A #7

W dzisiejszym filmie odpowiadamy na kolejną porcję Waszych pytań.

Film pokazał się na YouTube już wczoraj, a tu na blogu udało nam się przygotować wpis dopiero dziś. Warto śledzić nas nie tylko tu na blogu, lecz także na Facebooku czy subskrybować kanał na YouTube — wtedy na pewno nie przegapicie żadnego naszego materiału.

Dziś poruszane zagadnienia dotyczą między innymi:

  • domowej hodowli grzyba boczniaka,
  • wyposażeniu małego dostawczaka w wyposażenie kempingowe pod kątem trudnych czasów,
  • lokalizacji schronu,
  • terminów przydatności do spożycia na produktach żywnościowych,
  • pirotechniki,
  • hodowli zwierząt na trudne czasy,
  • obuwia na miejskie warunki,
  • krótkofalarstwa,
  • wykonania lub kupienia tratwy albo łodzi,
  • wyższości broni białej nad palną w walce z zombie,
  • przygotowań na powódź,
  • przygotowań na pożar,
  • telefonów polowych,
  • kuszy.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

37 komentarzy

  1. fomalhaut pisze:

    Pomimo nieco podstawowych kwestii poruszanych w pytaniach „internautów” odcinek wyszedł dosyć dobrze. Odpowiedzi są poważne i wyważone. Prowadzący nie boi się odpowiedzieć „to zależy..” w kwestiach dotyczących bardzo ogólnych (podstawowych) pytań. Osoby zadające pytanie, co niestety widać, często nie zadały sobie „trudu” obejrzenia wcześniejszych filmów. Wypadałoby się zapoznać z filmami zanim się zada pytanie w stylu „czy warto mieć…”. Ale to już taka przypadłość wielu ludzi ,że lepiej pytać od razu w MOJEJ sprawie niż… słuchać co ktoś miał do powiedzenia wcześniej. Warto według mnie poruszyć mniej kwestii ale dogłębniej niż 10 po dwa zdania. Osoby które na prawdę to interesuje potrafią znaleźć wcześniejsze filmy i bez odnośników ale i odnośniki są potrzebne. Widać jak ważne jest systematyczne i całościowe omawianie różnych zagadnień, choćby po to by móc odesłać zainteresowanych do konkretnego filmu (artykułu). Światłem i pracą kamery się nie przejmuj nie było źle. Znacznie gorzej odbiera się film ze skopanym dźwiękiem niż słabym światłem. Pozdrawiam.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Dzięki za miłe słowa!

      Uwaga co do wyważenia liczby pytań i głębokości odpowiedzi cenna. Staram się tak robić już do pewnego stopnia teraz, to znaczy naprawdę ciekawe pytania, które w naszej ocenie wymagają najobszerniejszego omówienia, wyodrębniamy do osobnych materiałów.

      • fomalhaut pisze:

        Krzysztofie, słowa są „miłe” dlatego ,że (w mojej subiektywnej ocenie) na to ktoś czyli Ty zasłużył. jak sprawdzisz, pod którymś filmem o wiatrówkach wypowiadałem się mocno krytycznie bo było po prostu zbyt słaby. Jestem zdania by zawsze jeśli to możliwe, ludzi chwalić za każdą dobrą (nawet małą) pracę. Jak i powiedzieć ,że jest kiepsko kiedy czuję ,że tak właśnie jest. To chyba jedyne uczciwe podejście do tematu. Zawsze bardziej patrzę na merytoryczną zawartość materiału niż koszulę prowadzącego czy światło w lesie. Wiem ,że oprócz poziomu „master” zawsze i wszędzie trzeba będzie odpowiadać na pytania grupy „gimb” i łączenie tego typu wypowiedzi jest dla was wyzwaniem. Pamiętajcie jednak że wywieranie pewnej presji na „użyszszkodników” forum by SAMI też chcieli więcej wiedzieć – wyjdzie im w przyszłości na zdrowie, a i poziom waszej pracy też będzie stale wzrastał. Pozdrawiam i czekam na kolejne filmy.

    • Piotr pisze:

      Nie można też przegiąć w drugą stronę, czyli rozwodzić się nad pytaniami. W końcu to Q&A czyli proste odpowiedzi na proste pytania. Jeśli jakieś zagadnienie jest na tyle złożone, że nie da się na nie odpowiedzieć w 2-3 zdaniach, to kolejne dwa 2-3 zdania niewiele zmienią i lepiej z tego zrobić kolejny materiał.
      A co do samych pytań… no cóż… to nie Krzysiek je wymyśla 😉 Ludzie z natury są leniwi i nie ma co liczyć na to, że wszyscy przeczytają wszystkie artykuły z kilku lat i obejrzą ileś tam godzin filmów, zawsze się znajdą „świeżaki” – to nie szkoła Arystotelesa w Lykeion, gdzie student miał prawo zadawania pytań dopiero po roku nauki 😀

  2. linkolm pisze:

    W jaki sposób można by przechować nasiona przez kilka lat żeby nadawały się do wysiewu.Zboża i kukurydza mają zdolność kiełkowania przez kilka lat,jednakże nasiona niektórych warzyw już po dwóch latach nie skiełkują .Drugie pytanie-jak prowadzić rotację tych nasion.

  3. amzel pisze:

    Ziarno pszenicy i żyta może być przechowywane 70 lat i powinno wyrosnąć .Znane są przypadki pszenicy która wykiełkowała nawet po dwóch tysiącach lat.
    Bardzo długo można przechowywać kukurydzę.
    Biała fasola wyrośnie na pewno z nasion które mają nawet siedem lat.
    Nasiona warzywne najczęściej mają termin do trzech lat na wysianie.
    Ważnym czynnikiem w trwałości jest
    sposób przechowywania .
    Ja żeby mieć pewność że coś wyrośnie kupuję co rok nowe.
    Wydaje mi się że musimy pogodzić się z tym że czasem poniesiemy jakieś straty finansowe związane z naszymi
    przygotowaniami.
    Pozdrawiam.

  4. Michał pisze:

    Koszula prelegenta jest przywodzi na myśl kolorem i krojem koszule z pewnego totalitarnego ustroju. To tylko moje luźne skojarzenie 😉

    • Krzysztof Lis pisze:

      Jak to dobrze, że ta koszula w każdym świetle i obiektywie wygląda inaczej, bo w przeciwnym wypadku prelegent by czytał takie komentarze już pod co najmniej trzema wcześniejszymi materiałami.

  5. bura2 pisze:

    Wszelka bajerancka łączność – telefony satelitarne, radiotelefony na dziwne częstotliwości itp. ma sens tylko gdy jest ktoś po drugiej stronie anteny kto nam odpowie. Ja mam w domu 2 marketowe PMR-ki i używam ich naprawdę sporadycznie – zabawa z maluchami i łączność gdy jedziemy gdzieś dalej w dwa auta. Sens najbardziej ma CB – bo wciąż mimo różnych janosików ma sporo użytkowników.
    Niektórzy chyba naprawdę nie czają, że zombie to tylko eufemizm i nikt pisząc o przygotowaniach na zombie nie przygotowuje się na nie. Ja osobiście nie widzę powodów żeby nie pisać wprost o broni do obrony? zwłaszcza, że pisze się tylko o legalnych środkach, a nie głupoty w stylu ” zrup se kósze i schowaj na strychu, zaś jak j*bnie to bedziesz szczeloł wszystko”
    Może to by niektórym dolało trochę oleju do głowy? I skończyłyby się fantazje o lataniu z kataną na plecach i obrzynkiem z własnoręcznie zrobionymi nabojami.

    • Piotr pisze:

      Też uważam, że najbardziej sensowne jest CB – jest powszechne, tanie, proste w obsłudze, większość urządzeń jest przystosowana do zamontowania w pojeździe, łatwo je zasilać awaryjnie z akumulatora, jest dużo dostępnych gotowych akcesoriów (anteny itp.) i zapewnia wystarczające zasięgi do łączności lokalnej nawet małych ręczniaków.
      Telefony satelitarne? Jak ktoś potrzebuje rozmawiać z ciotką z USA, to owszem, można, ale miałem okazję korzystać z systemu prepaidowego w sieci Thuraya – koszty bardzo wysokie (nawet samego utrzymania aktywnej karty SIM gdy się nie dzwoni) i przysłowiowa skórka nie warta wyprawki, zwłaszcza że moim zdaniem dużo ważniejsza w sytuacji kryzysowej jest łączność lokalna niż z drugim końcem świata.
      Krótkofalarstwo? Fajna sprawa, ale użytkowników bardzo mało (w Polsce tylko kilka tysięcy) więc jeśli ktoś nie planuje wejść w hobby a jedynie używać do komunikacji awaryjnej, to będzie to trochę jak zaciągnięcie się do wojska tylko po to aby się nauczyć strzelania 😉

      • Rafał M. pisze:

        Może i krótkofalowców jest bardzo mało, ale w zasadzie zawsze jest ktoś w zasięgu, więc można przekazać ważną wiadomość, jak prośbę o pomoc, lub informację do przekazania przez telefon (o ile pamięta się numer telefonu) lub list.

        U mnie w ćwierćmilionowym mieście naliczyłem najwyżej kilkunastu w miarę aktywnych na UKF. No, ale… ręczne urządzenie to przez przemiennik zasięg w promieniu około 50 kilometrów, 30 kilometrów obok mam drugi przemiennik w zasięgu, a czasem sporadycznie łapię przemiennik oddalony 100 kilometrów (z ręcznego urządzenia w mieszkaniu, gdyby wejść na dach pewnie łatwiej, nie sprawdzałem).
        Podobne zasięgi między ręcznym urządzeniem, a stacjonarnym z anteną na bloku lub wieżowcu.
        Między antenami na wieżowcach to przekracza 100 kilometrów.

        Natomiast taka Warszawa to inny świat, tam jest dużo użytkowników.

        Zaletą niektórych UKF-ek jest też możliwość posłuchania służb, przynajmniej dopóki nie przejdą na cyfrową łączność kodowaną, co już jest bliskie (wszystkie nowe radiotelefony profesjonalne obsługują którąś z emisji cyfrowych).

        Na falach krótkich jeszcze ciekawiej, wręcz trudno znaleźć wolną częstotliwość, tam nie ma mowy by nie było z kim się porozumieć na całym kontynencie.

        Ręczniaki CB mają tragiczne zasięgi, gorsze niż lepsze modele PMR-ek. Można to łatwo poprawić, wystarczy dorobić sobie zwijaną antenę z linki miedzianej w izolacji długości 1/4 fali (ok. 2,69 m) lub 3/4 fali, koniec rozwiesza się np. na drzewie.

        Ewentualnie sprawę można rozwiązać półlegalnie – jedna osoba z ekipy ma licencję, lub nawet nie ma licencji, ale ma na dachu porządną antenę i radio z możliwością nadawania na kanałach PMR. Reszta ekipy ma PMR-ki. Między PMR-kami zasięgi są różne (przynajmniej z legalnego sprzętu), ale stacja stacjonarna może koordynować komunikację i przekazywać informacje pomiędzy użytkownikami.
        Podobną sztuczkę można zastosować w przypadku CB, ale w ręczniakach są tragiczne anteny.

        Tak własnie postępują policjanci z prewencji (drogówka ma przemiennik). Jest dyspozytor przy radiu stacjonarnym, a patrole mają ręczne i w samochodach. Patrole często się nawzajem nie słyszą, ale dyspozytor przekazuje im informacje. Te kilkanaście kilometrów z radiami ręcznymi i ponad 30…50 z samochodowymi to będzie, dalej nie ma miasta.

        Telefony satelitarne, to w przypadku gdy jest do kogo zadzwonić. W sytuacji bardzo kryzysowej, gdy padnie sieć telefoniczna, to cóż z tego, że telefon satelitarny działa, jak u osoby docelowej stacjonarny lub komórka nie działa. W przypadku np. zagranicznych dziennikarzy mogą jeszcze zadzwonić do swojej redakcji, pracownicy korporacji do swojej centrali, ale osoba indywidualna może nie mieć do kogo.
        Niektóre sieci satelitarne mają podpisane umowy roamingowe z operatorami telefonii komórkowej, więc można spróbować przełożyć kartę SIM z telefonu komórkowego do satelitarnego i zadziała, bez drogiej umowy z operatorem satelitarnym.

  6. Rafał M. pisze:

    Kampery są super!!! 🙂
    Taki pojazd raczej nie sprawdzi się do codziennych dojazdów do pracy, tutaj trzeba wymyślić coś innego (niektórzy mają takie szczęście, że mieszkają blisko miejsca pracy, lub do miejsca pracy można łatwo dotrzeć autobusem, lub pracodawca organizuje transport, inni mają gorzej).
    Ale to coś innego jest wtedy niemal wyłącznie do użytku miejskiego, więc można pomyśleć nad czymś w rodzaju Fiata 126p, Smarta, Toyoty Aygo, a nawet elektrycznego Renault Twizzy, lub któryś z mikrosamochodzików kategorii B1 z ogranicznikiem do 45km/h (w mieście wystarczy, z powodu sygnalizacji świetlnych szybszym samochodem krócej się nie dojedzie). Wtedy jako zapasowe auto i do wyjazdów za miasto byłby właśnie kamper.
    Jak kogoś oczywiście stać na zakup dwóch pojazdów (bo w eksploatacji kategorii B1 zużywają symboliczne ilości paliwa i to głównie plastik, nie zardzewieje).

    Ja żałuję, że nie mam kampera, przydałby się w wielu przypadkach. Byłyby duże oszczędności w noclegach na wczasach (niby eksploatacja kampera kosztuje, ale zwykłego samochodu również, a tak ma się 2 w 1). Można byłoby sobie podjechać do innego miasta popracować przez tydzień lub dwa w miesiącu i nie ponosić kosztów codziennych dojazdów lub noclegu. Albo, jak ktoś studiuje zaocznie w innej miejscowości i na parę dni musi podjechać. Albo wszelkie dalsze trasy, kamperem niby wolniej, ale też też wygodniej i bez pośpiechu, można się zatrzymać, wypocząć, pójść do własnej ubikacji, wziąć prysznic.

    • djans pisze:

      Dlaczego wojsko nie używa kamperów? Albo nawet nie wojsko, tylko sieci handlowe dla swoich przedstawicieli? Albo firmy budowlane?

      Duży, odpowiednio wyposażony, namiot wojskowy daje większy komfort, niż ciasny kamper. Podobnie, jak najtańszy hotel robotniczy, czy inna „agroturystyka”.

      • Piotr pisze:

        Wojsko używa kamperów 😀 Tzn. z wiadomych względów nie używa kamperów jakie znamy z cywila ale „wozy dowodzenia” (nie takie polowe, tylko dla dowódców wyższych szczebli) to praktycznie kampery, tyle że rzecz jasna opancerzone i niekoniecznie zoptymalizowane do urlopowania 😀 Poza tym na przykład jak była Anakonda 2016 to z kumplami od zabaw 4×4 biwakowaliśmy kilkaset metrów od bazy Amerykańskiej, no i zarówno oni gościnnie odwiedzili nasz obóz ja i my gościnnie wpadliśmy do nich. Mieszkali w barakach o kształcie i wielkości typowych kontenerów, które oni akurat mieli postawione na ziemi bo mieli bazę „stacjonarną” (stanowili zabezpieczenie medyczne) ale mówili, że to typowe kontenery, które można też używać mobilnie na samochodach (nie trzeba nawet specjalistycznych pojazdów do transportu, można załadować na zwykłą naczepę od zwykłego TIR-a czy na przykład przetransportować zwykłym statkiem kontenerowym). Zdjęć oryginalnych nie wrzucę (prosili aby nigdzie nie publikować zdjęć zrobionych u nich w bazie) ale mieli baraki analogiczne do takich tylko nowocześniejsze (przypadkowe zdjęcia z internetu):
        http://archiwalny.mon.gov.pl/galeria/1877/zdjecie_1877_21278.jpg
        http://nrdblog.cmosnet.eu/files/2012/12/Dornier-Drona-01.jpg

        • djans pisze:

          Trochę naciągasz, bo jednak wóz dowodzenia jest pojazdem dość specyficznym, a nie mobilną sypialnią 😉

          Kontenery – owszem, ale czym to się różni od namiotu (w sensie transportu)? To już właśnie prędzej bym szedł w tę stronę i kupił przyczepę, która przy wielu swoich wadach ma tę zaletę, że ją można porzucić i jechać dalej.

          Przy czym klasyczne wojsko, w trakcie przemieszczania się frontu, a nie okupacyjne, to hoteli ze sobą nie wozi, bo zwyczajnie szkoda materiałów eksploatacyjnych na dodatkowe pojazdy. Śpi w namiotach, albo w zajętych kwaterach cywilów.

          W sumie właśnie nie rozumiem dlaczego pod uwagę nie jest brana właśnie taka opcja, podczas ewakuacji – mało to wolnych pokoi po wsiach? 😉

          • Survivalista (admin) pisze:

            Bo nikt z planujących ucieczkę z miasta nie chce być po drodze zależny od innych.

          • Piotr pisze:

            Owszem, polowy wóz dowodzenia to przede wszystkim lokalne centrum łączności dla niższego szczebla dowodzenia, miałem na myśli wozy dla dowództwa wyższego szczebla, ale mniejsza o to (zgoda, że tych jest mało, Wojsko Polskie pewnie nie ma ani jednego :D).

            Co do kontenerów – podałem przykład, można mieć większy, można mieć mniejszy, co tam kto lubi. Zaletą kampera/kontenera jest czas – gdy coś się dzieje w danej okolicy, możesz natychmiast ruszać w drogę, nie potrzebujesz czasu na „zbieranie namiotu z pola”, pakowanie wyposażenia itd., po prostu odpalasz samochód i jedziesz. Kolejna zaleta współczesnych kontenerów wojskowych to ich szczelność i wbudowane systemy filtracyjne (żołnierz w środku jest zabezpieczony przed skażeniem chemicznym, biologicznym itd. – nie musi spać w masce i OP1 „na wszelki wypadek”).
            Kontenery wojskowe mają szereg zalet, natomiast podstawową ich wadą jest znacznie wyższa cena niż cena namiotu i to jest podstawowy powód dla którego namioty są nadal stosowane.

      • Rafał M. pisze:

        Firmy budowlane powszechnie używają kontenerów mieszkalnych. Wychodzi taniej, a zestawiając kontenery można budować całe tymczasowe bloki i osiedla.
        W dużych miastach korzystają z tanich hoteli robotniczych.

        Wojsko może sobie pozwolić na postawienie namiotu i jego ogrzewanie. Jednak cywil w warunkach pokoju może mieć pewne problemy – jeśli opuści namiot i zostawi go bez nadzoru, to po powrocie może nie znaleźć już w środku swojego dobytku. Poza tym na postawienie namiotu trzeba mieć zgodę właściciela terenu, co w mieście może być trudne.

  7. Rafał M. pisze:

    Co do papierów krótkofalarskich.
    Wyrobienie ich obecnie nie jest specjalnie trudne, na stronie UKE są publikowane gotowe formularze z pytaniami egzaminacyjnymi oraz zakreślonymi odpowiedziami, jak ktoś orientuje się w podstawach elektroniki to zda bez problemów. Jest też ostatnio dodatkowo egzamin ustny, ze znajomości zasad korespondencji radiowej (po prostu trzeba wcześniej posłuchać na pasmach jak to się odbywa).
    Na szczęście ostatnio nie trzeba znać telegrafii.

    Z częstotliwościami krótkofalarskimi jest taka sprawa, że krótkofalowcom nie wolno prowadzić łączności z nielicencjonowaną stacją (a nawet powinny zgłaszać przypadki takich stacji), więc nie będzie za bardzo z kim się porozumieć.
    Natomiast w samej tylko Polsce jest kilkanaście tysięcy licencjonowanych krótkofalowców, więc w zasięgu zawsze znajdzie się jakaś stacja, tylko trzeba znać częstotliwości wywoławcze, lokalne, przemienników itd.
    Na falach krótkich i przez niektóre przemienniki UKF (te podłączone do Internetu) można prowadzić korespondencję z innymi państwami, a nawet kontynentami.

    I to nie jest tak, że bez papierków człowiek równie dobrze sobie poradzi. Bo jeśli potrafi sobie poradzić, to bez problemu zdobędzie papierki, jeśli nie potrafi, to lepiej niech się trzyma z daleka od radiostacji krótkofalowych, bo to jednak dosyć skomplikowany sprzęt, nieumiejętna obsługa może doprowadzić nawet do jego uszkodzenia, albo zrobienia sobie kuku.
    Szczególnie to dotyczy znajomości kwestii instalacji antenowych, tak po prostu nie można podłączyć kawałka drutu.

    Bez licencji to raczej polecałbym PMR-ki, lub CB-Radio. Jeszcze ktoś w miarę rozgarnięty mógłby sobie poradzić z ręczną UKF-ką, choć tu trzeba znać częstotliwości, by niechcący nie wleźć w pasmo jakiejś służby lub satelitarne (np. 406MHz to namierzanie przez satelity w ratownictwie morskim).
    CB-Radia są w samochodach, można też użyć domowego, lub w terenie przenośno-samochodowego z samodzielnie wykonaną anteną 1/4 lub 3/4 fali z linki miedzianej w izolacji, koniec zawiesza się np. na drzewie. Na kilkanaście kilometrów wystarczy.

    • Piotr pisze:

      Co do ilości krótkofalowców w Polsce – nie przesadzaj, wydanych pozwoleń indywidualnych jest około 13 tysięcy (na podstawie danych z UKE) ale faktycznie na pasmach jest znacznie mniej osób (wiele to „martwe znaki”, czyli ktoś kiedyś zrobił pozwolenie ale z niego nie korzysta albo na przykład nie żyje, albo na przykład tatuś „wymolestował” aby żona i dzieci zrobiły sobie pozwolenia „na wszelki wypadek” ale na co dzień na pasmach ich nie ma, są tylko posiadaczami papierka, są też i tacy którzy zrobili pozwolenia w Polsce, bo jest łatwiej, ale normalnie siedzą poza granicami Polski, na przykład w Niemczech czy Wielkiej Brytanii). Niedawno nawet ktoś tam robił oszacowania na podstawie systemów rejestrujących aktywności na pasmach (logi internetowe, reversebeacon.net, zawody itd. czyli wszystko co się dało) i w Polsce aktywnych krótkofalowców (odzywających się co najmniej raz na pół roku) jest mniej więcej 6-7 tysięcy. W sytuacji jakiejś klęski (typu brak prądu przez co najmniej 48 godzin) tę liczbę „aktywnych” będzie można spokojnie podzielić przez dwa i wyjdzie, że mamy powiedzmy jednego aktywnego krótkofalowca na gminę, a to jest BARDZO MAŁO w porównaniu na przykład z ilością użytkowników CB mających radia w samochodach. Dlatego też w Pełni się z Tobą zgadzam, że dla kogoś, kto nie chce „wejść do tego hobby” (kto nie chce się w tej dziedzinie rozwijać i integrować ze środowiskiem) krótkofalarstwo będzie kiepskim pomysłem na łączność awaryjną dalekiego zasięgu, bo nie będzie na bieżąco z tematem i nie będzie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.
      Zgadzam się, egzamin jest prosty (ale nie jest banalny, podstawy trzeba umieć, a nawet jeśli chodzi o test… to nie jest tak, że można wykuć gotowca ze strony UKE – ostatnio trochę się pozmieniało, tzn. co do zasady pytania są te same, ale potrafią się różnić dostępnymi odpowiedziami czy na przykład danymi liczbowymi w zadaniach rachunkowych i wykucie „w pytaniu 18 odpowiedź C” może nie dać zadowalającego rezultatu :D), niemniej jednak robienie pozwolenia tylko po to aby je wrzucić do szuflady i „czekać na apokalipsę zoombie” mija się z celem 😀

      Jeśli chodzi o to że krótkofalowcy nie mogą prowadzić łączności z osobami nielicencjonowanymi – i tak i nie tak, tzn. krótkofalowiec nie ma jakiegokolwiek obowiązku sprawdzania legalności swojego korespondenta (ma prawo słuchać tego co się dzieje na pasmach i ma prawo nadawać na tych pasmach, nie musi się przejmować czy Ci których słyszy mają do tego prawo), natomiast oczywiście nadawanie bez pozwolenia jest naruszeniem prawa a każdy obywatel będący światkiem przestępstwa ma obowiązek podjęcia odpowiednich działań, ale to nie dotyczy tylko radia ale Kodeksu Karnego w ogólności.

      • Rafał M. pisze:

        Jest zakaz prowadzenia łączności z osobami bez licencji. Ale w trakcie łączności to trudno zweryfikować korespondenta, zwłaszcza jeśli podaje fałszywy lub cudzy znak.
        W sytuacji zagrożenia zdrowia, życia i mienia w grę wchodzą przepisy o stanie wyższej konieczności, wtedy nawet osoba bez licencji może użyć sprzętu radioamatorskiego.

        A dla zainteresowanych, książka „ABC Krótkofalowca”: http://www.swiatradio.com.pl/virtual/modules.php?name=Sections&sop=viewarticle&artid=30
        Nieco stara (1988 rok) i parę rzeczy mogło się zdezaktualizować (np. bandplany), ale przynajmniej zawiera jakieś podstawy.

        • Piotr pisze:

          Pokaż mi konkretny przepis mówiący o zakazie prowadzenia łączności z osobami bez licencji (aktualny a nie z „błękitnej książeczki” czy z przetoptopowej ABC Krótkofalowca).

          Przypomnę – od mniej więcej 2012 roku zostały napisane na nowo WSZYSTKIE akty prawne regulujące nasze hobby, od Regulaminu Radiokomunikacyjnego począwszy, przez ustawę Prawo Telekomunikacyjne, po rozporządzenia dotyczące pozwoleń a na KTPCz skończywszy (przy czym tylko RR ITU jest z 2012 roku, polskie regulacje są z 2014 roku i młodsze). Zapoznaj się z przepisami zamiast powielać mity o korzeniach jeszcze w PRL-u 😉

        • Piotr pisze:

          Tak przy okazji: ABC Krótkofalowca była dobra na swoje czasy (PRL, obowiązkowe staże/kursy przed egzaminem itd.) ale jej głównym celem nie była edukacja, tylko „zarażenie” młodego człowieka tym hobby i opisaniem czym ono tak na prawdę jest. Od tamtych czasów zmieniło się „tylko”:
          – przepisy regulujące działalność krótkofalarską
          – rodzaje pozwoleń
          – używane emisje (choć fonia i CW mają się dobrze :D)
          – pasma jakie mają do dyspozycji krótkofalowcy
          – budowa transceiverów
          – zwyczaje panujące na pasmach
          – ustrój państwa
          – … i wiele innych rzeczy
          Warto brać to pod uwagę polecając tę książkę do „nauki podstaw”, bo się zmieniło znacznie więcej niż „parę rzeczy” (chociaż u nas w Polsce na 80-tce to się jeszcze długo nic nie zmieni :D).

  8. djans pisze:

    – boczniak – w realiach post-apo wymuszających życie bez słonecznej fotosyntezy (kanały przy falloucie, pył wulkaniczny, etc.) trzeba będzie się przestawić na ekosystemy reducentów (i fotosyntezę w oparciu o światło sztuczne). Na zwykłe „w”, to trochę bardziej hobby, niż zapasy.

    – kamper – ile noclegów i w jakiej klasy przybytku pokryje koszt zakupu i utrzymania (materiały eksploatacyjne, przeglądy, ubezpieczenia, etc.) kampera, żeby się go opłacało mieć np. na wypadek pożaru w domu? Ewakuacja kamperem? Ile dób by miała trwać, żeby faktycznie zaszła potrzeba robić przystanki na noclegi? W postapo to już zupełne nieporozumienie…

    – piro – Krzysztof, a jak w postapo najłatwiej oświetlisz przedpole podczas odpierania nocnego ataku? ;-p

    – pies – dobrą opcją jest zgromadzenie większej ilości suchej karmy dobrej jakości. Super wartości odżywcze, świetnie się przechowuje, nie wymaga obróbki przed spożyciem. W razie „w” można można ją podjadać czworonogowi, albo od razu zeżreć i jego. Osobiście bym wolał żreć porządną psią karmę, niż jakieś wegańskie koncentraty oparte na soi i algach.

    – konserwy i suszone mięso – kto każe kupować? Suszenie mięsa jest banalnie proste. Na pewno łatwiejsze, niż samodzielny wyrób konserw. No i kilogram mięsa po ususzeniu zajmie mniej miejsca, niż kilogram mięsa zakonserwowanego.

    • fomalhaut pisze:

      Ponoć w USA jest taki przepis ,że jedzenie dla psów musi być zjadliwe dla człowieka. U nas tak nie jest i trzymałbym się z daleka od takiego jedzenia. Już sam jego zapach przyprawia mnie o obrzydzenie. A lepiej być głodnym.. niż chorym i głodnym i odwodnionym po wymiotach. Należy pamiętać ,że w karmie dla psów jest (tak na prawdę) ok 10 % mięsa reszta to wypełniacze, np mielone kości. Pies trawi kości człowiek raczej nie. Karmy najwyższej jakości z lepszym składem .. kosztują tyle co i mięso. Lepiej jest więc przechowywać mięso np wędzone, niż karmę dla psa. Koszty (przy uwzględnieniu zawartości) wyjdą na to samo ,a pies też może zjeść wędzone mięso dla człowieka. Zresztą przyjmując ,że duży pies może żyć np 12 lat to czy jesteśmy zapewnić mu zapasy na całe życie w sytuacji post apokaliptycznej ? Zależy więc o jakiej katastrofie mówimy i na co się nastawiamy. Doceniam rolę psa towarzysza,strażnika i obrońcy ale on cały czas musi jeść a i tak kiedyś padnie. Karabin jeść nie woła a działać będzie i 50 latach. Zresztą to temat na osobny film na DS. Pozdrawiam.

      • djans pisze:

        Jakaś karma marketowa, a rozreklamowana w telewizorni pewnie taki właśnie skład ma. W psich i kocich karmach dobrych, kosztujących co najmniej powiedzmy koło 20 zł za kg skład jest o wiele lepszy, niż w konserwie, „wędlinie”, czy pasztecie dla ludzi. W dodatku to są pokarmy kompleksowe – w składzie prócz zwierzęcego białka z mięsa, są np. suszone owoce, rybi tłuszcz, mielone żołądki, serca. Nie ma za to wypełniaczy z białka sojowego, zbóż, konserwantów., wzmacniaczy smaku, etc.

        Przy czym mowa tu o suchej masie, więc ta cena robi się bardziej korzystna.

        Wędzone mięso jednak nieco trudniej przechować, niż hermetyczny worek suchej karmy. I jasne, że dożywotniego zapasu dla czworonoga, na wypadek upadku cywilizacji sensu robić nie ma. Ani też zastąpić zapasów ludzkiego żarcia workami z psią karmą. Po prostu pokazuję, że posiadanie zwierzaka nie musi być automatycznym kłopotem, że można z niego wyzyskać pewne plusy.

  9. bura2 pisze:

    Kwaterowanie w kontenerach to nie tylko domena wojska, przejdźcie się koło jakiejkolwiek większej budowy. Zarówno kwatery robotnicze jaki i tymczasowe biura. Kiedyś korzystałem nawet z kontenera prysznicowego. W komercyjny 20″ kontener da się wpakować wszystko i przewieźć to zwykłym cywilnym TIR-em. Bodajże w stolicy był kiedyś może jeszcze jest hotel robotniczy ustawiony z kontenerów – ceny nie były jak za kontener.

    Zapasy w domu to weki, weki i suche żarcie typu groch fasola ryż ziemniaki, na wsi lub za miastem dodatkowo produkcja – każda, lepiej mieć niż nie mieć. Konserwy komercyjne typu gotowe danie to może sobie trzymać kawaler w kawalerce jak mu się w niedziele po imprezie nie będzie chciało gotować obiadu. Do PE zupełnie inna żywność.

    Piro – na oprawę na mecz. Odstawmy na bok mokre wizje fanów post-apo – prawdziwy kataklizm będzie prędzej przypominał stan wojenny niż mad-maxa. Jakiekolwiek wodotryski są zbędne. samochód to się oznacza trójkątem bo każdy to rozpoznaje. flary i race. ktoś na Twoim osiedlu wywalił czerwoną/zieloną/niebieską gwiazdę w niebo? i co? źle mu? jak źle? pali się czy napadają? mam lecieć z bronią czy gaśnicą? jeśli to ktoś znajomy i mamy ustalone sygnały to chyba lepiej jakieś radyjko?

    Radyjko widzę że doszło do konsensusu CB i PMR. CB można zawsze wrzucić w plecak razem z jakimś aku od motoru – odchodzi się od 6v na rzecz 12v i można radiooperatora wyznaczyć. raczej nie po to żeby się tak ewakuować tylko żeby przejść z domu gdzieś gdzie jest lepsza propagacja. Dodatkowo CB jest w autach tak? a gdzie jest część aut? w parkingach podziemnych! może nie jest to najczęstsze miejsce parkowania użytkowników CB ale zawsze iluś tam będzie a to naturalna klatka Faradaya, więc zawsze jest szansa że wytrzymają EMP – jeśli komuś to robi różnicę.

    • fomalhaut pisze:

      Bura dobrze piszesz. Dorzuciłbym tylko ,że owszem kataklizm będzie przypominał stan wyjątkowy lub nawet sam stan wyjątkowy może wykreować kataklizm logistyczno – życiowy ale na koniec..( przy czarnym scenariuszu) zawsze będzie jak w Mad Maxie. Bandy uzbrojonych typków chcą rządzić ,a reszta też nie jest niewinna.
      Co do wekowania… piękna sprawa tylko wiesz jeden okoliczny wybuch… lub wstrząs i twoje weki po kontakcie z podłogą zamieniają się w mieszankę fasoli ze szkłem. do transportowania też tego nie widzę. Konserwa to jednak konserwa. Zresztą weki nie wszystkie są pewne. Niektóre tracą szczelność po jednej zimie.

  10. djans pisze:

    Od kontenera do kampera długa droga. Zresztą i jedno i drugie do ewakuacji, to jakieś nieporozumienie. Z Suwałk do Lizbony się teoretycznie jedzie 35 godzin, co przy parze kierowców można pokonać bez zatrzymywania się na sen. Jak ktoś po samej Polsce zamierza uciekać z tempem takim, że będzie miał czas na 8 godzin snu na płaskim materacu, prysznic i gotowanie, to chyba coś nie tak z jego planami 😉

    Zresztą jest mnóstwo rozwiązań typu car-tent, które przy wielu swoich wadach mają zaletę mobilności i ceny.

    W każdym zestawie survivalowym jest jakieś lusterko sygnalizacyjne, chusta sygnałowa, gwizdek alarmowy. Raca przebija każde z wymienionych, a połączenie racy ze świecą dymną jest poniekąd lepsze od radia., bo nie trzeba znać i umieć określić swojej pozycji, ani liczyć na to, że potencjalni ratujący mają radio.
    Nawet w sytuacji tak banalnej, jak odcięcie przez powódź na dachu domu, to łatwiej jest nakierować śmigłowiec kolorowym dymem, niż nawigując w stylu: „o tu bardziej w lewo lećcie, ale nie we wasze, tylko moje, lewo”. Zresztą nawet jak się w całkiem normalnych czasach wzywa karetkę telefonicznie, to adres adresem, a i tak kierowcę naprowadza się „ręcznie”, wychodząc na drogę dojazdową, więc tym bardziej jakichś ratowników z innego miasta.

  11. bura2 pisze:

    Nocleg w aucie, kamper – autor pomysłu raczej nastawiał się już na mieszkanie w aucie PO ewakuacji. Różnie z tymi miejscami do ewakuacji jest i różnie może być gdy tam dojedziemy. Osobiście sądzę, że jeżdżenie dostawczakiem na co dzien do pracy mija się z celem jesli możesz mieć inny samochód. A nocleg awaryjny to i w seicento się ogarnie dla jednej osoby zimą, dwóch latem

    Dopisze jeszcze co do piro – kiedyś byłem zajarany lightstickami. Mają masę „taktycznych zastosowań” typu można rzucić go gdzieś i tam oświetlać samemu będąc w cieniu. itp itd i w ogóle i w szczególe. Mają jedną wadę – porządne kosztują 6 zł i są jednorazowe. za 6 zł można mieć latarkę z bateriami – tak tandetną, marketową , baterie firmy krzak ale można włączać i wyłączać ile się chce. więc nawet jesli ciągłego świecenia będzie miała tyle co ten lightstick to można to rozłozyć na kilka dni włączając/wyłączając – nadawać nią morse’a itd.
    Zamiast kupować kilka rac/lightsicków może lepiej za 60 zł dobrą czołówkę?
    Pogotowie to się wzywa adresem, a na drodze numerem drogi i słupkiem kilometrowym. Jak trzeba wyjść po pomoc do najbliższej drogi powiatowej bo mieszkamy na kompletnym wygwizdajewie to można równie dobrze zamiast jednorazowej racy zabrać ze sobą trójkąt i kamizelkę z samochodu (obowiązkowe w Polsce) i latarkę (obowiązkowe u myślących ludzi)

    Piro JEST fajne. I jest niewspółmiernie rzadko naprawdę przydatne do kosztów w nie włożonych.

    @formalhaut Weki w domu i do samochodu. Do plecaka i na rower oczywiście inne papu. A gdy „uderzy” to i konserwa pod gruzem nie pomoże. Bardziej od uderzenia boję się pustych półek.
    A w naszych realiach to mad maxa może nawet nie być bo się szybko znajdzie inna władza.

    • djans pisze:

      Glow stick, to jednak nie to samo, co raca. Ten pierwszy, to się – zgoda – co najwyżej na spławik do nocnych połowów nadaje, albo jako takie rozrzucane na szybko źródło światła.

      Racą/świecą dymną zasygnalizujesz obecność znacznie lepiej, niż czymkolwiek innym, no i raz kupione mogą sobie trochę poleżeć i czekać. Dokładnie tak, jak sobie leżą w zestawach ratunkowych na jachtach, czy w samolotach.

      Nie wezwiesz pogotowia słupkiem, ani adresem, na pokręconym wrocławskim osiedlu, gdzie każda z czterech odchodzących od skrzyżowania dróg to ulica o tej samej nazwie, a zamiast numerów bloków są tylko numery klatek przyrastające nie jakoś geograficznie, ale chronologicznie – zgodnie z kolejnością stawiania kolejnych budynków. Każdego nowego kuriera/dostawcę trzeba kierować w czasie rzeczywistym przez telefon. A po karetkę to się zwyczajnie wychodzi na główną osiedlową dojazdówkę, żeby było szybciej.

      Tym bardziej, jeśli by chodziło o jakieś „obce” służby, w razie kryzysu w większej skali i ściąganiu sił z innych powiatów, czy województw.

      Kamper jako cel ewakuacji – no, niby to jeszcze mogę zrozumieć, ale wydaje mi się, że gdyby sprawy były aż tak poważne, że po ewakuacji w jakieś bezpieczne rejony nie dałoby się tam wynająć noclegu, to prawdopodobnie trudno też będzie bezpiecznie przejechać z kamperem pełnym zapasów.

  12. GNOM pisze:

    Witam.
    Co do wojskowych „kamperów”.
    WP jest w posiadaniu takowych. Mamy kontenery techniczne (KT) przewożone na nowych Jelczach p662d- ich zaletą jest to że mogą stać na teleskopach max. chyba 1,80 nad ziemią. Te same jelcze mają kontenery ze stanowiskiem dowodzenia. Są też kontenery socjalne- to w nich nasi żołnierze spali w Iraku i Afganistanie, są lekko opancerzone i chronią przed odłamkami i ostrzałem z broni. Nikt nie spał tam w namiotach bo byle ostrzał z granatnika i eksplozja w okolicy namiotu skończyła by się masakrą.

    Historycznie kto był z Was w wojsku powinien pamiętać stare stary 266 z aluminiowymi budami (tzw. zaplecze techniczne, stanowisko dowodzenia, bądź buda łączności), które obecnie masowo stoją na
    ogródkach działkowych i robią za altanki na narzędzia. Widziałem taką budę przerobioną na kampera i zamontowaną na busie.
    Jeśli ktoś chce to proszę link gdzie można coś takiego kupić.
    http://wojsko.com.pl/product_info.php?products_id=1753
    Ale w tym wypadku trzeba mieć uprawnienia do jazdy samochodem ciężarowym. Aha. widziałem też gdzieś Unimoga z kamperem na plecach przystosowanym na ciężkie czasy.

  13. Można liczyć na transkrypcje filmików? Myślę, że jest dużo osób, które wolą formę pisaną.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Można, jeśli ktoś to za nas zrobi.

      Serio, nie mamy na to czasu. Możemy to zlecić komuś, ale wtedy będziemy do interesu za dużo dokładać. Zwłaszcza te odcinki, które nie mają sprecyzowanej tematyki, mają pod tym względem niski priorytet.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.