6 produktów nie-spożywczych, które warto mieć w zapasie

Pamiętacie ten materiał sprzed kilku miesięcy o 6 produktach spożywczych, które warto mieć w zapasie? Dziś też o produktach, które warto mieć w domu w większej ilości, ale dziś będą to produkty nienadające się do jedzenia.

1. Papier toaletowy

Zacznijmy od produktu, który nasi rodzice i dziadkowie zawsze starali się kupować na zapas, gdy tylko pojawił się w sklepach. Bo za komuny w Polsce wcale nie było to takie oczywiste.

Jeszcze 30 lat temu papier toaletowy był niekiedy bardzo trudny do zdobycia w sklepach. Żeby go dostać, trzeba było zbierać i oddawać makulaturę. Dopiero po uwolnieniu rynku okazało się, że można sprzedawać nie tylko papier najpodlejszej jakości, ścierny, ale także mięciutki, pachnący i kolorowy.

Nie wyobrażam sobie nie mieć w domu zapasu papieru toaletowego.

Problem robi się, gdy ten zapas jest spory. Papier zajmuje bowiem mnóstwo miejsca. Pewnym rozwiązaniem tego problemu jest wyjęcie z rolki kartonowej rurki, co ułatwia spłaszczenie rolki. Można też zapakować pakiet rolek w worek próżniowy, co znacząco zmniejsza ich objętość.

2. Worki na śmieci

Na co dzień te duże plastikowe worki używamy do wynoszenia z domu śmieci, ale ich zastosowań jest dużo, dużo więcej.

Duży worek wystarczy włożyć choćby do ażurowego kosza na śmieci, albo nawet pustego kartonowego pudła, by zrobić w nim awaryjny zapas wody. Przygotowaliśmy o tym już kiedyś materiał.

Jak wody już nie będzie, można zapakować worek do plecaka i przynieść w nim kilkadziesiąt litrów ze stawu, czy rzeki.

Worek włożony do wiadra stanowić będzie też awaryjną toaletę. Po napełnieniu worka zawiązujemy go i wyrzucamy na śmietnik lub po prostu za okno. W sytuacji, gdy nie będzie działać kanalizacja, śmierdzące worki pod oknami będą jednym z ostatnich zmartwień…

3. Świece

Tealighty (podgrzewacze), czy świece stołowe, nie ma znaczenia. Warto mieć zapas takich źródeł światła. Kilka tealightów może podgrzać posiłek (np. puszkę z mielonką), choć potrwa to długo i na pewno nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ale przede wszystkim przydadzą się do oświetlenia pomieszczeń w domu, gdy zabraknie prądu.

Oczywiście patrząc pod kątem oświetlenia, to w dłuższej perspektywie lepiej jest używać żarówek LED podłączonych do akumulatora i baterii słonecznej. Ale taki układ kosztuje kilkaset złotych, podczas gdy świece to wydatek rzędu kilku złotych. Dlatego lepiej zacząć przygotowania na trudne czasy od kupienia paru opakowań świec lub tealightów, niż tylko odkładać pieniądze na zestaw fotowoltaiczny. W ostateczności świece będzie w razie jakiegoś kryzysu można wymienić na coś, co w danym momencie będzie nam bardziej potrzebne.

Można też świece wytwarzać samodzielnie, o czym już mówiliśmy.

4. Zapałki

Skoro mamy w domu świece, albo kuchenki wymagające do działania otwartego płomienia, to zapas zapałek też się przyda.

Kosztują mało, nie psują się, nie wymagają trzymania w lodówce. Nic, tylko kupić i trzymać w piwnicy, czy gdzieś tam. Byle nie zamokły.

5. Baterie

Skoro mówimy o awaryjnym źródle światła, to nie można zapominać o bateriach do latarki.

Oczywiście lepiej jest mieć własne źródło prądu (np. baterię słoneczną lub ładowarkę na korbę), akumulatorki oraz odpowiednią ładowarkę, ale to znów będzie wydatek większy, niż paczka baterii.

6. Mydło

Mydłem handlować w trudnych czasach nie będziemy. Polacy myć się nie lubią, a mydło dziś jest tanie. W czasach kryzysu też nie będzie miało wielkiej wartości.

Z drugiej strony, mydło jest przedmiotem, który można pod pewnymi względami uznać za fundament nowoczesnej cywilizacji. Ludzie dzięki użyciu mydła zaczęli być zdrowsi i dłużej żyć. W kryzysowej sytuacji higiena może nie będzie najważniejszą potrzebą do zaspokojenia, ale nie można o niej zapominać.

Jeśli ktoś dziś musi się kąpać dwa razy dziennie, bo inaczej czuje się źle, to i w kryzysowej sytuacji będzie bardzo szczęśliwy, mając do dyspozycji choćby miskę z wodą i kostkę mydła.

A mydło jest, jak już wspomniałem, tanie, więc co stoi na przeszkodzie, by zrobić jego spory zapas?

 

 

Na pewno dostaniemy od Was po tym materiale masę komentarzy o produktach, o których zapomnieliśmy. Nic dziwnego, bo to na pewno nie ostatni film na ten temat. 🙂

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

49 komentarzy

  1. Leszek LJM pisze:

    Masz rację, każdy może tutaj coś dopisać, ja od siebie na pewno dodałbym:
    – zapas jakiegoś paliwa (jakoś mam sentyment do drewna, w razie „W” nawet w pokoju mogę sobie rozpalić ognisko, z węgla w sumie też, ale będzie dużo gorzej śmierdzieć)
    – zapas papieru, np. takiego jak kiedyś używało się do pakowania śniadań. Mnóstwo zastosowań, zaczynając od rozpalania, po robienie jednorazowych „talerzy” (coś a’la jedzenie z liścia bananowca) i wiele wiele innych.

    Co do p. 3: jednym tealightem podgrzejesz spokojnie puszkę z jedzeniem, stojak na puszkę można zrobic nawet z większych spinaczy.

  2. Michał Stelmaszczyk pisze:

    Dodał bym:
    1. Tabletki do uzdatniania wody
    2. Papierosy (nie palę, chodzi o handel)
    3. Wódka (nie piję, chodzi o handel)
    4. Broń
    5. Karta survivalowa (niedawno kupiłem, fajna rzecz i na alledrogo do kupienia za małe pieniądze)
    6. Leki (nie chodzi o apteczkę paracetamol itp)
    7. Radyjko na baterię lub na dynamo

    • Michał Stelmaszczyk pisze:

      Przepraszam, w punkcie 6 jest błąd. Chodziło mi o to aby oprócz apteczki, osobno mieć też leki przeciwbólowe itp.
      PS Nie znalazłem możliwości edycji komentarza. Ja jestem ślepy, czy rzeczywiście się nie da?

      • Survivalista (admin) pisze:

        Rzeczywiście się nie da, tj. możemy to robić tylko my z poziomu panelu administracyjnego. 🙁

      • Siergiej pisze:

        Z opisów konfliktu w bośni 10 zwykłych zapalniczek można było wymienić na strzelbę z amunicją, oczywiście od zaufanego sąsiada. Łatwo schować łatwo wymienić.
        Zapas spirytusu też się przyda choć zdolność wytwarzania spirytusu nasz naród nie straci nawet jak odetną prąd i gaz także może być mniej wartościowy.

        • to.os pisze:

          To ja przy okazji zapytam surwiwalowców – jaka zapalniczka lepsza? Krzesiwo czy piezo?

          • Moim zdaniem krzesiwowa. I to najlepiej z dodatkowym kamyczkiem. W przypadku skończenia się gazu, do rozpalania zawsze można użyć krzesiwka – trochę zeskrobać na papier, powoli kręcąc „kółkiem”, a później odpalić to za pomocą iskier.

            Oczywiście nie ma róży bez kolców: krzesiwka się kiedyś kończą i jeśli zapalniczki używamy intensywnie na co dzień, to lepsza będzie zapalniczka piezo.

            Ostatnio zauważyłem, że te najtańsze „BIC-i”, tudzież BX7, mają pancerną konstrukcję: zabezpieczenie „przeciwdzieciowe” w postaci pałąka nad kółkiem i metalową szynę w przycisku – nic tylko używać.

          • Piotr pisze:

            Krzesiwowa jest generalnie bardziej niezawodna. W razie czego wbijasz w jakieś drewienko (czy nawet bierzesz w kombinerki), bierzesz od żony pilniczek do paznokci i masz źródło iskier (do tego odrobina waty polana spirytusem salicylowym jako „wychwyt iskier” i masz ogień).
            Generalnie klasyczne krzesiwo w postaci pręta warto mieć, bo to genialne źródło ognia (działa w każdych warunkach i jest praktycznie nie do zepsucia).

    • Piotr pisze:

      Ja ten artykuł na blogu odebrałem jako: jakie „materiały eksploatacyjne” warto gromadzić. Czegoś takiego jak broń czy radio nie traktuję jako materiał eksploatacyjny (nie jest to coś, czego ubywa gdy tego używasz), co innego amunicja do broni czy baterie do radia. Ale skoro już poruszyłeś temat radia (i baterii do nich), to w starej książce Jana Janowskiego pt. „Młody Konstruktor” zbiór 3 (wydanie z 1976 roku) jest podanych kilka sposobów na zbudowanie prostych improwizowanych ogniw małej mocy z surowców typu szklanka, piasek, trochę soli, kawałek węgla, kawałek blachy cynkowej itp. – do zasilania prostego radia wystarczy. Testowałem na radiu Philips AE 3350 – bardzo małe, proste, energooszczędne radio, na trzech takich prostych bateryjkach radio pracowało non stop około 50-60 godzin (ponad dwa dni, głośność ustawiona na minimum aby tylko dało się zrozumieć co grają) – potem wystarczyło wymienić elektrolit (osolona woda) i lekko oczyścić elektrody z nalotu i… działało dalej. Stare książki dla młodych konstruktorów/modelarzy zawierają dużo ciekawych, prostych w realizacji „patentów” obecnie praktycznie zapomnianych, ale warto je znać, bo pochodzą z czasów, kiedy technika i elektronika były znacznie prymitywniejsze (a więc do zrealizowania przy użyciu skromnych środków technicznych).

  3. Remigiusz I pisze:

    Warto by mieć zapas środków opatrunkowych. Bandaże i kompresy kosztują groszre.

  4. Artur pisze:

    Jeśli mydło, to tylko te naturalne ze zmydlonego tłuszczu (np. Biały Jeleń). Bo te zrobione z chemii pieniącej, to nie są za dobre dla zdrowia. Można też pokusić się o nabycie umiejętności i samemu produkować mydło – nie jest to trudne. W ciężkich czasach taka umiejętność może się przydać.

    • Siergiej pisze:

      Ale w ciężkich czasach może być problem z półproduktami. Z tego co pamiętam to potrzeba tłuszczu i ługu (zasady). Mało kto wie że mydło jest znane od tysięcy lat, ale było głownie wykorzystywane do prania dopiero od niedawna zaczęto używać go do mycia ciała.

    • Bunkier pisze:

      Trudno jest zrobić mydło, które nie jest żrące. Musi swoje wyleżakować itp… Poza tym taki Biały Jeleń jest naprawdę dobry, tani chyba nie jakoś bardzo, ale moim zdaniem lepiej zrobić zapas niż bawić się w małego chemika…

      • TKor pisze:

        Nie jest trudno, należy tylko wcześniej przygotować sobie przepis z ilościami wymaganymi do wytworzenia mydła (ługu i tłuszczu). Największym problemem jest długotrwałość mieszania jeżeli nie ma się jakiegoś działającego rozdrabniacza (blendera).
        A mydło wychodzi tanio i nie jest żrące (oczywiście musi poleżeć).
        Poza tym zapas NaOH też na coś może się przydać.

  5. Siergiej pisze:

    I jeszcze koniecznie do listy dodał bym karty, gry planszowe, kredki, kartki A4, krzyżówki i takie tam. Też grosze a pomogą uratować życie gdy odetną prąd i skończą się pomysły na zabawę z dzieckiem.

  6. jan pisze:

    prezerwatywy. Tak ze dwie paki.

  7. bura2 pisze:

    Jeśli chodzi o mydło to co jest złego w tych „kolorowych”? jeśli ktoś nie jest alergikiem to spokojnie zrobi z nich 2-3 x większy zapas niż z tych hipoalergicznych. Pęcherze nam po pół roku mycia na skórze nie wyjdą, a np. ja wolę jak po 2 miesiącach od wyczerpania się normalnych środków higieny będę pachniał mniej więcej tak jak na co dzień a nie szarym mydłem.

    • Bunkier pisze:

      Zapach nie będzie wtedy Twoim największym zmartwieniem… Zaletą szarego mydła jest za to niesamowicie dobry wpływ na gojenie ran. Nie ma niczego lepszego do mycia ran.

  8. MiG pisze:

    Nafta – oświetlenie + ogrzewanie niestety wychodzi drogo
    Jeśli mamy działkę i możliwość bezpiecznego przechowywania butle z gazem 11
    Benzyna lub ON w zależności od pojazdu fajnie mieć agregat na ten sam rodzaj paliwa co samochód
    Wózek taki aby ciężkie rzeczy ciągnąć nie nieść .
    Narzędzia ręczne piła, wiertarka ( na korbkę ) dłuta, i cały szpej majsterkowicza – wymieniać możemy nie tylko produkty ale i usługi

  9. Niktto pisze:

    A ja dodałbym węgiel drzewny
    1. Opał
    2. Oczyszczanie wody ( węgiel drzewny to głównie węgiel pierwiastkowy , tak jak węgiel aktywny )
    3. Środek na zatrucia ( jak wyżej )
    4. Pochłaniacz w maskach gazowych ( sam robię maskę, więc wiem co mówię)
    W gorszych czasach, wiedza będzie cenniejsza niż się wydaje, więc pewna znajomość chemii na pewno się przyda, nie tylko do robienia mydła 🙂

  10. tomek21 pisze:

    dodałbym paliwo jakieś tj. Wegiel,drewno, gaz,spirytus,benzyna (najlepiej wszystkie) , latarki, woda(nie tylko do celow spoźywczych),

  11. Rafał M. pisze:

    Są papiery toaletowe, gdzie w 4 rolkach zmieści się 12 rolek (wedle zapewnień producenta, w praktyce lepiej pomacać czy rzeczywiście zbite).

    Mydło przechowuje się dosyć długo, choć wysycha, więc lepiej poszukać takie w hermetycznym papierku.

  12. paprokles pisze:

    … kiedy wszystko sie zawali i stanie sie pieklem – chcialbym miec 2 duze skrzynki – jedna z czystymi skarpetami a druga z czystymi majtkami …

  13. Piotr pisze:

    Ja bym dodał do zestawu następujące rzeczy (mówimy o tanich, łatwo dostępnych):
    1) Zapas ostrzy do golarki – niby detal, bo nieogolony człowiek przeżyje bez problemu, ale dla mnie to sprawa komfortu, no i dodatkowo w razie potrzeby same „żyletki” można wymontować z głowicy i używać na przykład jako skalpela gdy zajdzie taka potrzeba
    2) Nadmanganian potasu – bardzo tani, prosty i uniwersalny środek odkażający (nie tylko rany, ale na przykład ubrania, naczynia, instalacje itp.); do uzdatniania wody średnio się nadaje, bo długoterminowe spożywanie wody z nadmanganianem potasu jest szkodliwe dla zdrowia (jednorazowo można, ale trzeba wiedzieć jak to robić, metoda „na oko” może nie zadziałać, bo za małe stężenie spowoduje nieodkażenie wody, a zbyt duże może doprowadzić nawet do perforacji błon śluzowych w przewodzie pokarmowym – zwłaszcza u dzieci)
    3) Chlorowy wybielacz – do czyszczenia, dezynfekcji pomieszczeń, toalet itp.
    4) Zeszyty i przybory do pisania – można robić notatki, grać w gry, dać dzieciom do zabawy (zajęcie czasu), można pisać pamiętniki (coś w rodzaju dziennika pokładowego). Moim zdaniem lepszy jest zapas ołówków niż długopisów (ołówek jest bardziej niezawodny – ja używam ołówków półautomatycznych na grafit średnicy 1mm)
    5) Szczoteczki do zębów, pasty, nici dentystyczne itp. – o zęby warto dbać, w razie problemów ból zębów potrafi wykończyć każdego (żarcie ibuprofenów nie pomoże, a jedynie rozwali wątrobę), lepiej zapobiegać niż potem zmagać się z problemami
    6) Jednorazowe rękawice lateksowe – w sytuacji awaryjnej typu brak wody (kanalizacji), prądu itp. pomagają dbać o higienę, chociażby przy wynoszeniu worka z ekstrementami, przy opatrywaniu ran u innych osób (być może chorych na choroby zakaźne), przy praniu, dezynfekcji chlorem itp. Warto też mieć w zapasie kilka kompletów rękawic roboczych do cięższych prac.
    7) Zapas ubrań typu koszulki, gacie, skarpety itd. które „zużywają się” najszybciej
    8) Wyposażenie apteczki domowej – opatrunki, wata, leki, octenisept (zamiast wody utlenionej) itp., w sytuacji kryzysowej używanie prostych narzędzi (zwłaszcza gdy nie ma się dużej wprawy) zwiększa ryzyko urazów
    9) Środki chroniące/odstraszające przed insektami – awaria infrastruktury wodnej, wywożenia śmieci itp. spowoduje, że te wszystkie instalacje kanalizacyjne, nieopróżnione kosze na śmieci itd. staną się wylęgarnią owadów.
    10) Alkohol etylowy (techniczny w wysokim stężeniu, a nie znacznie droższy spirytus spożywczy) – jest bardzo tani (tańszy od denaturatu i nie śmierdzi pirydyną), świetnie nadaje się jako paliwo do kuchenek (nawet takich prostych, własnej konstrukcji), genialnie odmraża zimą wszelkie zamki, zawiasy itp. i ma wiele innych zastosowań. Tu mała uwaga – w dużym stężeniu nie nadaje się jako środek dezynfekujący, zwłaszcza w przypadku ran na ciele (wiele bakterii przechodzi do formy przetrwalnikowej i spirytusem się ich nie pozbędziemy, a przy okazji powoduje, że rany znacznie gorzej się goją).
    11) Sznurki, linki, druty, kable w izolacji, gaz zapalniczkowy (do lutownicy gazowej), taśmy izolacyjne, kleje uniwersalne i ogólnie materiały przydatne do naprawiania urządzeń jakie mamy w domu czy robienia improwizowanych instalacji (na przykład elektrycznych) aby jakaś banalna awaria typu urwany kabel nie stały się problemem.
    12) Folie NRC (mam ich zawsze w domu co najmniej kilkanaście sztuk) – to genialne, uniwersalne narzędzie, pomijając klasyczne zastosowanie (koc termiczny) idealnie nadają się na improwizowany dach namiotu (dwa sklejone dobrą taśmą lub klejem typu super glue), na ponczo przeciwdeszczowe, można założyć pod zewnętrzne ubranie jako improwizowany windstoper, są dostatecznie mocne aby je wstawić w miejsce wybitej szyby, izolują od wilgotnego podłoża, stanowią świetną ochronę przed promieniami słońca (także jako żaluzje okienne, odbijają większość ciepła, ale są półprzezroczyste czyli domownik widzi co się dzieje na zewnątrz domu), można w nich nosić wodę, używać jako płachty sygnalizacyjnej (jako dużych rozmiarów lusterko sygnałowe) – ilość zastosowań nieograniczona.
    13) Talk / zasypka dla dzieci – dobry nie tylko na otarcia czy do konserwacji przedmiotów gumowych ale także na przykład jako suchy szampon do włosów (zasypujemy włosy, a potem wyczesujemy, talk wchłonie większość tłuszczu).
    14) Zapas gazu – u mnie w domu jest użytkowana kuchnia na gaz z butli, zawsze mam co najmniej jedną pełną taką butlę w zapasie, do tego mam też jeden zapasowy reduktor i wąż gumowy.
    15) Zapas 10l benzyny ekstrakcyjnej – to już wynika z mojego personalnego podejścia, używam benzynowych kuchenek turystycznych oraz benzynowej lampy ciśnieniowej (używam biwakowo/wyprawowo do gotowania posiłków oraz oświetlania „obozowiska”, ale w razie czego mogę tego użyć także jako awaryjnej kuchenki w domu oraz do awaryjnego oświetlenia obejścia), jeśli ktoś ma na przykład lampę naftową, to oczywiście przyda mu się bardziej zapas nafty.

  14. erpii pisze:

    A ja mam odłożone kilka paczek starych gazet, dzienników (tzw. papier gazetowy) i tektury.
    Może posłużyć jako:
    – sucha rozpałka,
    – paliwo do hobo stove
    – zasypka/pochłaniacz do toalety, a także jako substytut papieru toaletowego
    – kilka warstw jako posłanie dla dodatkowej osoby (świetny izolator termiczny)
    – od biedy jako uszczelnienie drzwi i okien, gdyby szmat brakło
    i można wymyślić jeszcze kilka zastosowań w razie W…

  15. Michał pisze:

    Jaki obecnie dostępny papier toaletowy na rynku zawiera najwięcej papieru przy ekonomicznej cenie ?

    • Survivalista (admin) pisze:

      Dobre pytanie. Zawsze mnie to ciekawiło, ale nigdy nie chciało mi się sprawdzać. 😉

      • Piotr pisze:

        Jeszcze trzeba by było sprawdzić „sprawność” papieru toaletowego, bo nie zawsze ten, który ma najwięcej papieru w rolce jest najefektywniejszy (może być na przykład bardzo słaby i mimo że jest go w rolce więcej, to przez fakt, że jest „do dupy” użyjemy większej jego ilości podczas załatwiania swoich potrzeb :D).

  16. GNOM pisze:

    I tak okazało się że potrzeba Wam wszystkiego tego co używacie na codzień 🙂 i żyć bez tego nie dacie rady 🙂

    • Piotr pisze:

      Nie chodzi o to by tylko przeżyć (to można zrobić nie mając nic poza szarymi komórkami w głowie), chodzi o to co może się przydać, aby to życie w sytuacji kryzysowej było łatwiejsze. Sam chyba przyznasz, że lepiej jest mieć ze sobą pudełko zapałek niż rozpalać ogień poprzez tarcie patykami, że lepiej jest mieć worek tealightów za kilka zł niż siedzieć w ciemności przy braku prądu, że lepiej jest mieć papier toaletowy i worek na odchody aby załatwić się w domu, niż wychodzić zimą z saperką na mróz i wiatr i podcierać się śniegiem itd. Oczywiście bez tego przeżyć się da, ale po co, skoro takie detale zmieniają bardzo dużo a kosztują niewiele?

  17. tomek21 pisze:

    wsumie spełnia kryteria zapas prądu w bateriach,akumulatorach

  18. GNOM pisze:

    Piotr. Jak zwykle jesteś praktyczny do bólu 🙂 I chyba za to lubię Twoje wpisy 🙂
    Na to co jest nam niezbędnie potrzebne trzeba spojrzeć przez pryzmat tego do czego się przygotowujemy i gdzie się przygotowujemy.
    Inaczej na tę sprawę patrzy osoba mieszkająca w mieście, inaczej na wsi. Jeszcze inaczej ktoś kto mieszka w mieście, ale ma poza miastem mały domek z działką, przygotowany na niesprzyjające warunki. Jeśli mam w tym domku baterie słoneczne plus mały wiatrak (tutaj fajny poradnik: http://www.wmae.pl/userfiles/file/Aktualnosci/poradnik_a5.pdf lub http://zielona-farma.com.pl/wind-turbine,7,en.html ) to mam w nosie duży zapas świec (wystarczą 4/5 na czarną godzinę).
    Jeśli mam w piwnicy zapas słoików z przetworami,miód, ziemniaki i warzywa w kopcu to po co mi duuuży zapas żywności w puszkach, mając 40 kilo mąki i kasz w hermetycznych puszkach z głodu nie zginę. Jeśli w tejże piwnicy mam studnie to i wody gromadzić nie muszę. Można tak bez końca.
    Ważniejsze jednak na co się przygotowuję:
    jeśli na kataklizm typu powódź/tornado/bądź kwarantanna rodzinnego miasta (przyczyna kwarantanny dowolna) to dam tam rade przeżyć z rodziną. Jeśli na wojnę (konwencjonalną) to też dam sobie tam radę bo mając 60 arów i las za płotem z głodu nie zginę, a mieszkając na uboczu za wsią ciężko mnie tam znaleźć- więc i bronić się też jest lżej (łuki, kusze). Jak walnie atom to albo nie przeżyję (albo wolał bym nie przeżyć), albo trzeba będzie się przystosować do warunków po atomie i wówczas w takim domku pod lasem też chyba będzie łatwiej.
    To co ja gromadzę to wiedza: kupuję stare książki (wydawane do początku lat 90 ubiegłego wieku) z zakresu : ziołolecznictwa, kowalstwa, ślusarstwa, kamieniarstwa, zduństwa, stolarstwa, ciesielstwa, kuśnierstwa i obróbki skór zwierzęcych. Do tego podstawy elektrotechniki, urządzenia elektryczne, maszyny elektryczne, oraz skupuję stare egzemplarze Młodego Technika. Posiadam również sprawną starą mechaniczną (na pedał) maszynę do szycia, zapas nici, igieł,dratwy.
    Niezbędne są również leki, oraz witaminy w szczególności witamina C, D i K. Do tego środki czystości- ja mam ogrrrrromny zapas szarego mydła (tak tak), oraz mniejszy szarego mydła z dodatkami oliwek (super nawilża skórę) można w nim i pranie zrobić i się wykapać.
    Jak się skończy papier toaletowy, to wzorem lat 80 i 90 będę zbierał gazety codzienne i tak tam same głupoty piszą wiec się nadadzą do czynności o której teraz myślimy 🙂 Worków na nieczystości nie potrzebuję, na działce mam oczyszczalnie ekologiczną w formie stawu/bagniska z rozsączeniem wody w gruncie.
    Do łączności bliskiej polecam CB radio, a do dalekiej najlepszy będzie sprzęt krótkofalarski (problemem w tym wypadku będzie ukrycie masztu anteny, chyba że zakupi się teleskopową, lub przymocuje do wysokiego drzewa).
    Można w ten sposób spierać się cały dzień i każdy z nas tutaj piszących będzie miał rację. Wiem że zaraz napiszecie że nie każdy ma taki domek za miastem, to fakt, ale może właśnie teraz jest czas aby pomyśleć o czymś takim. Zakup nieużytków na prawdę nie kosztuje aż tak wiele a jakie daje możliwości- jedyny koszt to praca jaką trzeba włożyć w doprowadzenie tych nieużytków do stanu używalności 🙂 No i budowa domku, jeśli ktoś myśli o 130 metrach z użytkowym poddaszem to ….. zostań w mieście. Ja myślę o 100 metrach w parterze obsypanym ziemią do parapetu okien i ziemią na dachu. Pod domem obowiązkowo piwnica.

    • Piotr pisze:

      Zgadzam się z Tobą w 100%, jak zawsze wszystko zależy od kontekstu, dlatego opisałem co ja mam ponad bieżące potrzeby.
      Panel (czy wiatrak) – świetna sprawa, warto mieć ale to koszt znacznie większy niż kupienie worka tealightów za kilka PLN, to drugie (+ parę kompletów baterii) może zrobić każdy w każdej chwil, przy okazji: używam paneli (i akumulatora) do zasilania radiostacji przy dłuższych biwakach w terenie, latem super, ale zimą z paneli wyciągam w porywach kilkanaście procent tego, co latem i doładowywanie akumulatorów z samochodowego alternatora okazuje się niezbędne.
      Poza tym jak już gdzieś wyżej napisałem – traktuję ten temat w kategorii materiałów eksploatacyjnych (czegoś, co ubywa w trakcie używania) a nie urządzeń.
      Co do łączności (czy to CB czy niższe pasma krótkofalowe) – co innego DX-y a co innego łączności lokalne, w przypadku CB można nawet wykorzystać antenę samochodową umieszczoną na dachu budynku (czy nawet na parapecie), a na niższe pasma (na przykład 3,5 MHz) to paradoksalnie czym antena jest niżej, tym lepiej, spokojnie wystarcza dipol z demobilowej PKL-ki na wysokości 3-4 metrów (ewentualnie można zrobić „sztuczną ziemię” w postaci kilku kabli położonych bezpośrednio na gruncie wzdłuż anteny) – NVIS to fajna sprawa 😉

      Co do literatury – same książki to za mało, jeszcze trzeba praktykować, bo jak to mówi Cody Loundin: Jest za późno na czytanie książki o nauce pływania, gdy właśnie siedzisz w tonącej łodzi 😀 (swoją drogą ten gość ma fajny autonomiczny dom, można sobie obejrzeć na YouTube). Generalnie wyznaję zasadę, że im starsza książka, tym lepsza, bo najczęściej opiera się na mniejszej ilości „zdobyczy cywilizacyjnych”.

      Większość czasu spędzam teraz na wsi (mam nie tylko „działkę na nieużytkach” ale też kilka ha swoich lasów i kilkanaście ha pól uprawnych, które w większości wydzierżawiam sąsiadom). Własny dom na własnej działce daje zupełnie inne możliwości niż mieszkanie w bloku i co do tego to chyba nikt nie ma wątpliwości 😀

  19. tomek21 pisze:

    Gnom, bardzo wartościoy wpis i moim zdaniem cięźko by się było o coś spierać, jedynę co bym dodał bo zaraz ktos wyskoczy, źe to głupota wydawać tyle kasy na cos co moźe się nie przydać to dodanie info, źe większość tych rzeczy na codzień przydaje się w innym celu ot . Działka słuźy mi do rekreacji i prod. Ekologicznej źywności na codzień

  20. GNOM pisze:

    Tomek dokładnie tak jest.
    Kupując działkę kupę lat wstecz (jestem dość wiekowy) nie myślałem o żadnym surviwalu tylko o spokoju i ciszy i swoim zdrowiu (byłem po poważnym wypadku). Z kasą było cienko- więc ten kawał nieużytku z dala od wsi był mi na rękę. Dopiero w tamtym roku odkryłem ten blog i okazał o się że przez kupę lat byłem nie wiedząc o tym surwiwalowcem 🙂
    Ale takie są koleje losu, trzeba sobie tylko odpowiedzieć czego oczekuję od życia -blichtru, szpanu, czerwonych dywanów i życia na kredyt, czy też normalności, spokoju, ciszy kilku naprawdę zaufanych ludzi wokół siebie i … radości życia.
    Ja swoje życie przewartościowałem po wypadku, gdy okazało się że z wielu, bardzo wielu jak mi się wówczas wydawało przyjaciół pozostała garstka ( na palcach jednej ręki i to bez dwóch palców mogłem ich policzyć).
    Ale za to Ci którzy zostali są do dziś.
    I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis 🙂

  21. jan pisze:

    oprócz gumek, przyszła mi jakiś czas temu do głowy jeszcze jedna myśl.

    Dzbanek filtrujący lub chociaż same wkłady do filtrowania wody. Sprawdzałem, takie zestawy nie są drogie, a jak się człowiek dobrze rozejrzy to za sam wkład filtrujący da kilka zł.
    Takie wkłady zatrzymują m.in. pestycydy i metale ciężkie.
    Sprawdzałem ceny filtrów survivalowych i z tych lepszych cena/ilość wody znalazłem taki za 90zeta który przefiltruje 800 litrów wody. (ciekawe na ile cena wynika z otagowania sport/survival).
    Natomiast koszt filtra do dzbanka to 6 zł (za dobrą polską firmę)/150 l wody. Co nam daje 36 zeta/900 litrów wody.

    Żeby w razie „W” wydłużyć żywotność filtra, to zawsze można wcześniej zastosować filtry improwizowane.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Gdzie można o tych filtrach poczytać?

      Bo np. Brita twierdzi, że filtry służą usuwaniu kamienia, metali występujących w instalacjach, chloru, oraz innych składników w celu poprawienia smaku. I że jeśli zakład wodociągowy każe pić wodę dopiero po przegotowaniu, to należy gotować także wodę po przefiltrowaniu. Tak, jakby nie filtrowały np. bakterii — tego, co odfiltrowują filtry „survivalowe”.

      • jan pisze:

        Ja opieram swoją wiedzę na specyfikacjach producentów.

        Zgadza się, taki filtr nie usuwa zanieczyszczeń takich jak bakterie. Pozwolę sobie wkleić:
        http://www.dafi.pl/faq/
        Zresztą sam jestem trochę ciekaw opinii innych bo sam nigdy nie używałem tego w terenie.
        Zakładam natomiast taką sytuację, że jakieś zagrożenie dotyczy miasta i jest duży deficyt wody. I o ile jest to woda zbierana z różnych kałuży, wody stojącej, śniegu to pierwsze zanieczyszczenie jakie przychodzi mi do głowy to zanieczyszczenie chemiczne (oleje, starte opony, metale w tym metale ciężkie). Niestety gotowaniem ani tabletkami uzdatniającymi się tego nie usunie.

        Ale

        Nawet jeśli dzbanek filtracyjny nie byłby najlepszym pomysłem, to zawsze kuchenny filtr osmotyczny i tak jest dużo tańszy od filtrów survivalowych (w przeliczeniu na oczyszczenie jednego litra wody).

        • Survivalista (admin) pisze:

          Kuchenny filtr osmotyczny wymaga dużych ilości wody wodociągowej do działania i pozbawia wody wszelkich minerałów. Trzeba ją potem mineralizować ponownie. W domu się sprawdzi do uzdatniania wody pitnej z własnego ujęcia. W bloku niewiele pomoże.

          Nie jestem przekonany też, że filtr dzbankowy usunie wszystkie istotne zanieczyszczenia rozpuszczone w wodzie. Do tych, które opisałeś, raczej się nada. A bakterie zawsze można usunąć gotując wodę, albo w procesie solarnej dezynfekcji (sodis).

          • jan pisze:

            odnośnie filtra osmotycznego – ponowne mineralizowanie to raczej nie problem, chociaż warto to zaznaczyć.
            A duże ilości wody do działania, to ja to rozumiem że chodzi o wytworzenie odpowiedniego ciśnienia tej wody, żeby została przepchnięta przez membranę. Ale i w bloku to też da się pokonać w dość prosty sposób. Kupić 10m alupex 1/2 ewentualnie 3/4(2-3 zeta/mb) i w razie W pociągnąć w górę a na górze zamontować baniak z wodą do oczyszczenia. 1 bar spokojnie wystarczy.

            Jeśli chodzi o takie filtry kuchenne, liczyłem, złożenie tego samemu szacuję na 100-150zeta razem z filtrami i improwizowaną obudową.

          • Survivalista (admin) pisze:

            Miałem na myśli raczej relatywnie dużą ilość wody odpadowej, która powstaje przy filtrowaniu w procesie odwróconej osmozy. Na każdy litr wody oczyszczonej marnujesz 4-8 litrów wody. Przy filtrowaniu w ten sposób wody do picia, to można to pominąć. Ale jeśli musiałbyś tak filtrować np. wodę do prania, mycia naczyń i kąpieli, to się to już robi kłopotliwe…

          • Piotr pisze:

            Do filtrowania wody z bakterii, pierwotniaków itp. genialny jest filtr Sawyer Mini. Nie ma filtra węglowego, więc nie chroni przed substancjami typu metale ciężkie czy chemikalia, ale do spożywania wody z pewnego źródła (na przykład „kranówy” magazynowanej w beczkach przez dłuższy czas) jest świetny, zastępuje gotowanie, solarną destylację itp. No i jego żywotność jest ogromna, przy odpowiedniej eksploatacji wystarcza na 350 metrów sześciennych wody (trzeba tylko po każdym użyciu część przefiltrowanej wody „zmarnować” na oczyszczenie filtra poprzez puszczenie jej w odwrotnym kierunku).

          • Piotr pisze:

            Przepraszam, zasugerowałem się wpisem Survivalisty 😀 Oczywiście miałem na myśli, że Sawyer Mini zastępuje solarną DEZYNFEKCJE a nie destylacje, solarna destylacja to coś innego (to odparowanie wody z użyciem promieni słonecznych i jej późniejsze skroplenie)

          • Survivalista (admin) pisze:

            Taki błąd, a nikt wcześniej nie zwrócił uwagi… Poprawiłem. 😉

  22. tomek21 pisze:

    mam osmoze i nie uźywam mineralizatora bo tak na prawdę nie jest on potrzebny, woda nie jest istotnym źródłem minerałów

    • tomek21 pisze:

      i jeszcze odnośnie ciśnienia przy 1 barze osmoza nie zadziała, dłatego lepiej mieć taką z osobńą pompką, przynosimy wtedy np 50l wody i 40m mamy do np. Kąpieli a 10 do picia ew. Odpad powtórwnie dajemy do zbiornika i zwiększamy wydajność

  23. hardkor pisze:

    Czołem miejskie partyzanty. A lekarstwa i środki opatrunkowe to gdzie? A ciepłe buty i odzież gdzie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.