Awaryjne rozwiązania zamiast kanalizacji, czyli jak poradzić sobie z 💩 gdy nie ma wody i prądu?

W dzisiejszym materiale opowiemy o kilku rozwiązaniach problemu załatwiania potrzeb fizjologicznych w mieszkaniu, w razie sytuacji kryzysowej.

Do tego filmu przygotowywaliśmy się od jakiegoś czasu, a do jego publikacji teraz zmotywowało nas pytanie Mateusza:

Całe dotychczasowe zycie mieszkałem w domku z ogrodem -gdzie można było w razie W wykopać dziurę i tam się załatwiać
Ale jak się sprawa tyczy mieszkań
Musiałem się przeprowadzić wlasnie i nic bardziej mnie nie przeraża niż oddawanie potrzeb fizjologicznych w mieszkaniu bez prądu i wody
Macie gdzieś może jakiś poradnik ?
Jakieś wiadra ? Wapno ?

Jeśli nie będziemy do tego dobrze przygotowani, albo przynajmniej kreatywni, brak wody w bloku szybko zamieni się śmierdzącą, nawet bym powiedział gównianą sytuację. Niestety, przygotowanie się na trudne czasy to nie tylko zapas żywności. To także metody na utylizację tego, na co nasz organizm tę żywność przetworzy.

Na co dzień jest łatwo, bo mamy bieżącą wodę i toalety. Spłukanie w toalecie rozwiązuje problem. Kanalizacja transportuje go dalej, gdzie jest już zmartwieniem kogoś innego. Brak prądu, a w konsekwencji brak wody, uniemożliwia działanie kanalizacji. Dzisiejsze instalacje kanalizacyjne często potrzebują do poprawnego funkcjonowania prądu, bo wyposażane są w przepompownie.

Pierwszym i najprostszym rozwiązaniem jest po prostu korzystanie z toalety tak długo, jak długo to możliwe. Wiadomo, że cennego zapasu wody w mieszkaniu nie będziemy zużywać do spłukiwania w klozecie. Dlatego najpierw wodę wykorzystujemy np. do mycia rąk czy naczyń, a potem spłukujemy ją w sedesie.

Oczywiście kanalizacja po jakimś czasie może przestać działać i może się okazać, że spłukując wodę w sedesie na piętrze w bloku, robimy sąsiadowi z parteru fontannę gówna w łazience. Warto mieć to na uwadze.

Gdy nie ma wody pomóc może turystyczna toaleta chemiczna. Można takie urządzenie kupić już za niewiele ponad 200 złotych. Trochę szkoda go kupować tylko na takie sytuacje, ale przyda się także w razie remontu w łazience, albo na działce. A jak ktoś ma samochód dostawczy i chce go sobie przerobić na kampera, to też może wozić w środku właśnie taką toaletę.


Jak nie mamy pod ręką takiego kibelka (a przecież jak go kupimy na działkę, to będzie na działce, a nie w mieszkaniu), pozostaje nam skorzystać z rozwiązań bardziej awaryjnych.

Kiedyś pokazywałem na kanale wiaderko-toaletę Branq. Można je kupić za małe kilkadziesiąt złotych i uważam, że warto. Wyposażone jest w wygodną namiastkę deski sedesowej i klapę. W normalnych warunkach może sobie stać w szafie i być wykorzystywane do innych celów. Ba, przecież można go używać jako pojemnika na śmieci.


Zamiast niego można użyć po prostu zwykłego wiadra, kładąc na nim kawałek odpowiednio wyciętej płyty OSB, czy nawet deskę klozetową zabraną z łazienki. Można też na karb nałożyć kawałek piankowej izolacji do rur. Cokolwiek, co sprawi, że powierzchnia na której siadamy będzie większa i mniej wrzynać się w ciało.

Już oczami wyobraźni widzę Wasze komentarze typu “to zbędny luksus, po co takie wynalazki, przecież wystarczy kucnąć nad wiadrem i tyle”. Dopóki bierzemy pod uwagę tylko zdrowych dorosłych ludzi, to rzeczywiście można się z tym zgodzić. Jak masz w domu staruszka, dziecko, albo będziesz zmuszony siedzieć na kiblu przez godzinę z powodu jakiegoś strasznego zatrucia, zmienisz zdanie na ten temat.

Osobną kwestią jest to, co do tego wiadra wsadzić. Moim zdaniem jednym z najlepszych pomysłów jest worek foliowy i zasypywanie trocinami.

Jest to rozwiązanie znane z tzw. toalet kompostujących. Takie toalety nie wymagają spłukiwania, a nasze produkty przemiany materii zamieniają w kompost, który można wykorzystać do nawożenia trawnika czy sadu. Mam taką u siebie na działce, zbudowałem w 2013 r. Opublikowałem dziś na moim drugim serwisie artykuł opisujący działanie i moje doświadczenia z eksploatacji toalety kompostującej.

Raczej nikt takiej toalety nie zbuduje sobie w mieszkaniu w bloku, choć komercyjne rozwiązania tego typu wcale nie zajmują dużo miejsca, zresztą sami zobaczcie… W każdym razie jeśli ktoś ma domek na działce, to gorąco zachęcam do zbudowania takiej toalety.

Gdy już wszystkie omówione metody zawiodą, zawsze można wykopać na trawniku przed blokiem dziurę i zbudować wychodek, sławojkę. Można, o ile oczywiście masz do tego odpowiedni sprzęt i materiały do jego wzniesienia. Ale myślę, że w mieście o takie materiały będzie nawet w kryzysowej sytuacji dość łatwo.

No i wreszcie ostateczne rozwiązanie, czyli po prostu ewakuacja z miasta. Nawet jeśli ogarniesz jakoś problem higieny w obrębie swojej rodziny, reszta ludzi w mieście zapewne sobie z tym problemem nie poradzi. I skończy się to i tak prędzej czy później wybuchem tej biologicznej bomby. Lepiej więc wyprzedzając rozwój wydarzeń wynieść się z miasta do miejsca, gdzie jest czysta woda, nieskażona odchodami, i infrastruktura do zagospodarowania ścieków. Czyli właśnie do celu ewakuacji, na działkę, gdzie masz szambo, albo właśnie wspomnianą toaletę kompostującą.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

8 komentarzy

  1. Rafał M. pisze:

    Toaleta kompostująca to po prostu wiadro, z dwiema deskami do siedzenia i worek trocin do przysypania po użyciu. Gdy się zapełni, zawartość wsypuje się do kompostownika, zbudowanego na przykład z europalet. W bloku byłby problem z ustawieniem kompostownika.

    Dawno temu w miastach, kiedy nie było jeszcze kanalizacji, to używano nocników. Później zawartość nocnika wyrzucano przez okno i spływała tzw. rynsztokami.
    Nocnik byłby jakimś rozwiązaniem, ale może lepiej nie wyrzucać zawartości przez okno, ale można na przykład zakopać.

    Z kolei sposobem używanym w obozach namiotowych, na przykład w harcerstwie, to wykopanie dołu i osłonięcie go czymś przed podglądaczami. Gdy dół się po pewnym czasie zapełnił, to się go zasypuje.
    Ten sposób znany jest od bardzo dawna, od starożytności, już w Biblii wojownicy izraelscy dostali bezpośredni boży nakaz noszenia ze sobą saperki – mieli wykopać dołek, załatwić się i zasypać. Wcześniej jak kilkuset lub kilka tysięcy chłopa poszło w okoliczne krzaki i wróciło, to mogło się zrobić nieprzyjemnie, zwłaszcza że następni za nimi poszli w te krzaki, szczególnie w nocy.

    Przypuszczam, że taki dołek to był pierwowzór toalety kucanej, po dziś dzień występującej na Bliskim Wschodzie i Azji (chodzi o dołek między nogami, a nie z tyłu). Ponoć zdrowsza od zwykłej, lepiej dostosowana do ludzkiej anatomii.
    W azjatyckiej toalecie kucanej nie używa się papieru toaletowego. Turysta jak wejdzie do takiej, to zobaczy otwór w podłodze, wiaderko z wodą i polewaczką (łyżką) do płukania lewej dłoni.

    Siadane toalety nie wiem kiedy wynaleziono, publiczne występowały już w starożytnym Rzymie (mieście Rzym), nazywane cloaka maxima. To była długa kamienna płyta, z kilkoma otworami do siadania, w środku płynęła woda z rzymskich akweduktów i wymywała zawartość.
    Do wycierania służyła gąbka (ze zwierza gąbki), na kiju, jedna wspólna dla wszystkich.
    Legendy głosiły, że w cloaka maxima grasują demony i mogą zsyłać choroby.

  2. bura2 pisze:

    drugi problem, czym się podcierać. Bezwzględnie ważny jest zapas papieru toaletowego. Dużo mydła i czystej wody też się przyda bo od takiego przetrzymywania klocka w domu łatwiej o zarazki.

    Skąd trociny w bloku? trzymać specjalny worek? wolałbym po prostu częściej wynosić. co z moczem? najlepiej mieć osobne wiadro z pokrywką tylko na mocz, bo worki szybko zrobią się ciężkie i będą się rwać.

    No i ważna konkluzja – gdy problem robi się za duży trzeba się z bloku ewakuować. do tego czasu powinna wystarczyć jedna rolka papieru i jedno opakowanie worków na śmieci na głowę, a może nie do końca na głowę…

    Przypomnę przy okazji, że to właśnie najtańsze rzeczy ni są tym na czym należy oszczędzać. Poczatkujący preppersi wydają po 400 zł na nóż czy czołówkę, ale jak spojrzą w markecie na dwa opakowania worków na śmieci to wybiorą te za 1,89 a i 1,99. w drobnych sprawach warto zapłacić za worek który nie rwie się w rekach, taśmę która naprawdę klei i papier toaletowy który nie szoruje po tyłku jak papier ścierny

    • Rafał M. pisze:

      Papier toaletowy został wynaleziony chyba pod koniec XIX wieku, a rozpowszechnił się w Europie w połowie XX wieku. Wcześniej ludzie żyli bez. Po dziś dzień w Azji żyją bez, wręcz uważają za niehigieniczny.

      Tradycyjnie w Azji używa się wiaderka z wodą i polewaczki do obmycia lewej ręki 🙂
      Ale Azjaci mają też toalety myjące, z bidetem. Po naciśnięciu guzika w środku wysuwa się dysza, myje wodą o ustawionej temperaturze, później druga dysza i suszy.
      Jak na polskie warunki dosyć zaporowa cena takiej zabawki, ale są dużo tańsze przystawki do tradycyjnych sedesów, montowane pod deskę sedesową. Podłączone do wody z wodociągów, trójnikiem do rurki dochodzącej do spłuczki, po naciśnięciu dźwigni myją dzięki ciśnieniu tej wody. Chociaż jeżeli nie ma się doprowadzonej letniej wody, to trzeba się przyzwyczaić do zimnej. Albo zastosować model do dwóch rur, jeśli gorąca też jest doprowadzona w pobliże spłuczki.

      Ale zmierzam do tego, że istnieją też turystyczne przenośne bidety. Takie coś przypominającego dawne gumowe gruszki. A niektóre modele z akumulatorkiem ładowanym przez USB.

      • linkolm pisze:

        Wynaleziono w XIV wieku w chinach,ale do powszechniejszego użytku wszedł faktycznie w XIX wieku.

  3. gucio pisze:

    Papier toaletowy? – z mojej młodości pamiętam gazety, a nasi rodzice to wyłącznie. Należało podczas posiedzenia takową dobrze zmiętosić i już była „toaletowa”. Wydarzeniem na skalę uwiecznienia w polskiej kronice filmowej była możliwość kupna sznura z nanizanymi rolkami papieru, w zamian za zdanie odpowiedniej ilości makulatury do skupu. He, chyba trochę stary już jestem 🙂

    • linkolm pisze:

      Dlatego w czasie okupacji sprzedawały się ogromne ilości gazet,nawet tych wydawanych przez okupanta.

      • Pozyskiwacz. pisze:

        I co z tego wynika ? Że trzeba robić zapas gazet a nie papieru toaletowego ? Chyba każdy normalny człowiek wie że można użyć gazet, czy innych papierów , albo np. starych szmat, czy co tam komu przyjdzie do głowy. Kiedyś używano powszechnie siana i też ludzie żyli.
        A w czasie okupacji (i wcześniej) gazety sprzedawały się dlatego że było to jedyne dostępne medium. Telewizji nie było ( niektórym może się to wydać niemożliwe, ale internetu również), radia Polacy nie mogli posiadać (a wcześniej też były drogie i nie tak popularne).
        Pozostawały wyłącznie gazety. I może jeszcze kroniki filmowe.

        • linkolm pisze:

          Ludzie dobrze wiedzieli,że okupant wydaję gazetę propagandową i że nadawała się ona tylko do celów higienicznych.Pewnie wcześniej je czytali ale nie mieli złudzeń,że to co piszą to mydlenie oczu.Nawet największy zapas papieru toaletowego musiał się kiedyś skończyć zwłaszcza w małym mieszkaniu w mieście nie było miejsca na ogromne zapasy.Polecam książkę „Okupacja od kuchni” na podstawie wspomnień ludzi tamtych czasów.Ta lektura daje wyobrażenie z czym musieli się borykać na co dzień Polacy w czasie wojny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.