W dzisiejszym tekście recenzja książki „Blackout”, której autorem jest Marc Elsberg. Thrillera naukowego o tym, jak w całej praktycznie Europie zabrakło energii elektrycznej.
Nie kupiłbym tej książki, gdyby nie kilka recenzji, które wcześniej przeczytałem. Szczególnie zachęciła mnie ta napisana przez Grzegorza Wiśniewskiego, eksperta zajmującego się energetyką (odnawialną). Według niego, to właśnie tak jak to zostało opisane w ksiązce, przebiegać może poważna awaria systemu elektroenergetycznego na dużym obszarze.
I rzeczywiście. Książka pokazuje wiele aspektów powiązanych z tym zagadnieniem. Niestety, raczej z punktu widzenia operatorów elektrowni, spółek zajmujących się dystrybucją energii, czy służb odpowiedzialnych za zarządzanie kryzysowe i dostarczanie pomocy obywatelom. Nie ma tam za wiele informacji o tym, jak takie zdarzenie odbiłoby się na życiach przeciętnych zjadaczy chleba, którzy nagle przestaliby mieć nie tylko chleb, ale też ciepło w domu i wodę w kranie.
Powieść jest całkiem nieźle oparta na faktach, choć autor sam przyznaje, że gdzieniegdzie minął się nieco z prawdą. Założył, że pewne systemy będą działać dłużej, żeby akcja w książce mogła lepiej się rozwinąć. W praktyce mogłoby być jeszcze gorzej, niż to zostało opisane.
To na pewno nie jest książka pokazująca kryzys z punktu widzenia przeciętnego obywatela. To nie jest książka, która pokazana komuś bliskiemu przekona go, że warto przygotowywać się na trudne czasy, zrobić zapas żywności, wody itd. To nie jest książka, w oparciu o którą można byłoby ocenić, czy nasze przygotowania na brak prądu są odpowiednie.
Trzeba też pamiętać, że to przecież od początku do końca jest fikcja. Nieźle umocowana w rzeczywistości, ale fikcja. To nie zapis realnych zdarzeń, które miały gdzieś miejsce, tylko zapis tego, co wydaje się autorowi, że w takiej sytuacji by się zdarzyło.
Znacznie ciekawsze od tej książki wydaje mi się to, co tam się nie znalazło — czyli informacja o tym, jak wyglądać będzie przywracanie zasilania na dużym obszarze, uruchamianie produkcji i dystrybucji żywności, ponowne uruchamianie wodociągów i kanalizacji, etc. I jakie skutki taka awaria zasilania miałaby w dłuższym okresie, bo jestem przekonany, że byłyby one widoczne przez kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat. Może byłyby to skutki nie tylko gospodarcze, ale i społeczne, może ludzie zaczęliby bardziej dbać o swoje własne bezpieczeństwo i zaspokajanie swoich własnych potrzeb?
Jeśli masz ochotę poczytać całkiem wciągającą historię, raczej się nie zawiedziesz. Jeśli zaś chcesz przeczytać książkę, z której dowiesz się, jak przygotować się na brak prądu, to nie jest ta książka.
Książkę Elsberga kupiłem, gdy zobaczyłem zapowiedź recenzji na fanpage’u bloga na facebooku. „Blackout” to thriller naukowy , uważam, że bardzo udany. Akcja jest ciekawa, szybko się rozwija, bohaterowie dynamiczni, sytuacja opisana jest z perspektywy wielu różnych ludzi, dzięki czemu czytelnik zagłębia się w sytuację panującą po awarii prądu. Polecam jako naprawdę dobrą książkę mimo, że czasami autor puszcza wodze wyobraźni i mocno nagina rzeczywistość. „Blackout” może być dobrą motywacją do tego by zacząć przygotowywać się na gorsze czasy i myśleć o nich kompleksowo. Uważam, że warto było wydać na nią 35 zł.
Skoro nie warto kupic to po co pisac. Ps. Testuje powerbank z biedrony 4,8ah za chyba 35zl narazie ok
Czy warto, to niech każdy oceni sam, na podstawie tego, czego od takiej książki oczekuje. Jeśli rozrywki, to nie jest zła. Jeśli instruktażu, kupować nie warto.
A jeśli na tej podstawie uznasz, że nie ma sensu jej kupować, to tym bardziej taki tekst jest użyteczny. 🙂
Warto w tym miejscu przypomnieć o książce p. William R. Forstchena – Sekunde za późno. Uważam, że warto ją przeczytać pomimo typowo amerykańskiego opisu sytuacji. Wnioski (po odrzuceniu plew) każdy wyciągnie sam.
Dzięki za polecajkę – sprawdziłem właśnie o czym to-to i już wiem, że muszę przeczytać.
Też polecam! Świetna książka! Między innymi dzięki niej uważam, że ok, samochody, lampki ledowe, generatory, sterowniki paneli fotowoltanicznych itd. są ok, są świetnym ułatwieniem, ale każda osoba poważnie myśląca o przetrwaniu różnych sytuacji kryzysowych powinna także umieć sobie radzić bez tego (czyli mieć kondycję aby z plecakiem pokonać te kilkadziesiąt km, umieć nawigować konwencjonalnie bez GPS-a itd. czyli wiele umiejętności wchodzących w skład tzw. zielonego survivalu, czyli przetrwania poprzez minimalizm).
Dzięki za reckę – przeczytałem pierwsze strony i jakoś tak mnie nie literacko nie porwało. A skoro to nie z poziomu zwykłego ludka, tylko taki raczej thriller naukowo-techniczny, to rzeczywiście sobie daruję.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że recenzję napisała osoba która chyba nie czytała książki. Nie zgodzę się z Tobą, że w książce nie ma za wiele informacji jak takie zdarzenie odbiłoby się na życiu ludzi – owszem książka doskonale ukazuje skutki awarii – brak możliwości zdobycie żywności, wody, paliwa, organizacja wydawania żywności w miastach i walka ludzi aby cokolwiek zdobyć, zamieszki na ulicach, ewakuacje itd. A że nie tylko o tym traktuje książka -? Przecież nie jest poradnikiem survivalowym tylko thillerem naukowym i to autor decyduje o przebiegu zdarzeń i ich końcu. Moim zdaniem bardzo dobra pozycja warta przeczytania.
A jednak, książkę przeczytałem i zajęło mi to 4 dni. Bohaterami książki są ludzie, którzy albo pracują w spółkach powiązanych z energetyką, albo służbach odpowiedzialnych za zarządzanie kryzysowe. Jest tylko kilka wzmianek o tym, jak to np. ktoś próbował kupić kartofle za zegarek. Ale wciąż to nie są „przeciętni” ludzie, którzy nie otrzymali pomocy z innych źródeł.
Hale sportowe, dworce, szpitale, tereny przy stacjach benzynowych. Obszary zagrożone promieniowaniem i zimnem. Nie przesadzajmy to raptem kilka dni, które większość ludzi dałaby radę przeżyć, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Panika także się pojawia w opisach. W środku jest całe mnóstwo drobiazgów potrzebnych do zilustrowania „tła filmowego”. Grabieże, wymuszenia, wzmianki o destabilizacji politycznej. Pizzeria z pożyczonym źródłem prądu. Hotele dla wybrańców, ośrodki w górach, pensjonaty „agro”. „Wyspy”, o których ktoś słyszał, bo przecież ciągle nie dysponujemy pełną informacją. Przeciętnym człowiekiem jest główny bohater, dziennikarka, rodzice czy żona komisarza, dostawcy paliwa, żywności. Mieszkaniec domku, któremu podoba się samochód. W filmie „Droga” masz przedstawionego zmagającego się z każdym dniem człowieka, w tej książce w tej roli jest Manzano. 100 euro kosztuje torebka mąki, z którą nie wiadomo co zrobić. Za paliwo trzeba zapłacić znacznie więcej i pomimo tego, że zaoferowano wcześniej pomoc w „wydojeniu”.
Mam wrażenie, że zbyt szybko przeczytałeś tę książkę lub szukasz w niej przepisu na przetrwanie, w ciągu kilkunastu dni od awarii i przesłoniło Tobie to poszukiwanie kilka istotnych fragmentów.
Z tego powodu uważam, że Twoja recenzja jest błędna, a przynajmniej w części myląca.
Niemniej to ona zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę.
Blackout to wg mnie najlepsza jaką znam książka na rynku, żeby kogoś przekonać do przygotowań. Pokazuje realny scenariusz, słabość w strukturach państwowych i zwraca uwagę na szerszy zasięg problemu. Przeciętny Kowalski myśli, że brak prądu to brak światła i komputera może zrozumie, że wyłączenie prądu na dużym obszarze to większy problem niż tylko konieczność spędzenia kilku nocy o świecach.
Fakt nie ma tu opisów hord uchodźców, głodu, dylematów o zjadaniu własnego psa i walk z bandytami jak w „Sekundę za późno” ALE właśnie dzięki temu lepiej trafi do normalnego /polaka który po lekturze „Blackoutu” nie prychnie „Ci Amerykanie to są porąbani” a zastanowi się na ile jego dom jest schronieniem gdy „wysiądą korki”
Fakt „Blackout” jest ceglasty i miejscami techniczny ale warty polecenia.
Jest lepsza książka
„Okupacja od kuchni” dużo lepiej zachęci to wszystkich do robienia zapasów.
P.S. Jeśli ktoś zna francuski będzie wiedział a jak ktoś nie zna niech zapyta jak się wymawia ten nick i co oznacza. Jest to wulgarne określenie ….
Opinia w sferach „energetycznych” – bardzo prawdziwy scenariusz, głównie jeśli chodzi o skutki. Przyczyną wielkoskalowej awarii może być burza elektromagnetyczna, sabotaż, awaria systemu itp. Jeżeli uszkodzeniu ulegną transformatory blokowe – przywracanie zasilania może potrwać miesiącami. Żaden kraj, żadne służby nie są przygotowane na blackout na obszarze kraju lub kilku krajów. Książka kończy się przywróceniem zasilania po krótkim czasie – bardzo optymistyczne. Przeczytanie jej pomaga uświadomić sobie problem, ale to raczej scenariusz po klęsce żywiołowej w skali jednego – kilku województw, a nie ataku terrorystycznym na większość Europy. Na średnie klęski można się przygotować – zapas wody, konserw, alternatywne ogrzewanie itp. Na brak energii na obszarze kilku krajów – nie. Wyginie znaczna część populacji. I żeby nie było, że nic nie robimy: wymieniane są sieci SN z naziemnych na podziemne, robione są dodatkowe linie zasilające, już 20 lat temu (kto pamięta efekt milenijny ?) przeprowadzono udaną próbę podania napięcia z jednej elektrowni do drugiej – takie zdalne odpalenie po awarii . Ale nie spodziewajmy się uodpornienia systemu energetycznego na awarie. Części ryzyk nie da się wykluczyć, wykluczenie wielu jest baaardzo drogie. Podsumowując – książka literacko niezła, uświadamia zagrożenie, przede wszystkim pokazuje zupełne uzależnienie od energii elektrycznej. Przy okazji pozdrawiam p. Krzysztofa i spółkę.