O kuchence rakietowej (piecyku rakietowym) wspominaliśmy w materiale o awaryjnych kuchenkach na drewno. To świetne rozwiązanie znacznie efektywniejsze i wygodniejsze w obsłudze, niż ognisko, czy nawet Dakota Fire Hole (ognisko w dole). No i łatwe do zaimprowizowania, ale też można je zbudować w ramach przygotowań na trudne czasy — obok grilla i wędzarni, na działce.
Kilka osób prosiło nas mailem, by pokazać dokładnie, jak się je buduje. No to pokazujemy.
Jedyne, czego nam potrzeba, to cegły. Zaczynamy od ułożenia fundamentu z sześciu cegieł. Na nich ustawiamy pierwszą warstwę, pozostawiając otwór do dokładania paliwa. Jedna z cegieł pierwszej warstwy musi być nieco przesunięta, by kolejna warsta mogła się na niej w całości oprzeć. Druga warstwa i kolejne są identyczne i formują one komin kuchenki. Im więcej warstw, im wyższy kuchenka, tym intensywniej będzie się w niej palić drewno. Z drugiej strony, będzie się ona wolniej rozpalać.
Na takiej kuchence można zagotować wodę w Kelly Kettle, albo obiad w garnku. Cegły można połączyć zaprawą do palenisk, ale nie ma takiej potrzeby, bo zadziała ona i bez tego. Do wykonania tej konkretnie potrzeba było 26 cegieł. Bez problemu powinno dać się je gdzieś pozyskać, a w ostateczności zawsze można je kupić — co będzie kosztować nie więcej, jak małe kilkadziesiąt złotych.
A właśnie, co do garnków Kelly Kettle – czy to jest opatentowany wzór? Taki garnek wydaje się być prosty w produkcji a nawet w domu na kuchence gazowej może oszczędzać sporo gazu. Używany zamiast czajnika, do podgrzewania potraw na parze, do gotowania zup… odpowiednie garnki z otworem w środku na pewno oszczędziłyby zużycie gazu. Dlaczego nikt tego nie produkuje?
Czajnik jest wydajny tylko wtedy kiedy płomień jest wysoki, na kuchni domowej takiego nie uzyskasz. W Kelly (nie wiem czy używałeś) wystarczy słownie 10 patyczków do ugotowania litra wody przy temperaturze ok -10’C – rzecz genialna i nie do zastąpienia, ale na zewnątrz. 😉
Produkuje, produkuje. Patentu nie ma, bo to rzecz znana od stuleci (a ceramiczne „garnki z dziurą w środku” to nawet starożytni znali), nawet jeśli patent był, to dawno wygasł (patent obowiązuje standardowo 10 lat, w specyficznych przypadkach lat 20), natomiast NAZWA jest zastrzeżona, więc nikt inny nie może tego produkować/sprzedawać pod nazwą KellyKettle i tu cała tajemnica (to tak jak kuchenkami benzynowymi, produkuje je wiele firm, ale „Primusy” produkuje tylko jedna :D). Nawet w Polsce jest firma SurvivalKettle która takie czajniki produkuje (tyle że z kwasiaka a nie jak oryginalne z alu, więc cięższe i nieco droższe, ale za to zdrowsze :D), oczywiście nie to że polecam jakąś konkretną firmę, po prostu jako przykład podaję, że inni też to robią (poszukaj w Google haseł „volcano kettle”, „thermette” czy „storm kettle”).
wydaje mi się, że SurvivalKettle robi wszystko z Alu, nierdzewki raczej nie mają
Możliwe, przepraszam jeśli wprowadziłem kogoś w błąd, widziałem po prostu coś takiego z kwasiaka „made in poland” i właściciel tego ustrojstwa tak to właśnie skomentował – cięższe ale zdrowsze, za nazwę głowy nie dam, coś tam było o survivalu i kettle, ale może nie SurvivalKettle 😀 Jeśli chodzi o mnie, to to jest poza zasięgiem moich zainteresowań, uważam, że garnki z radiatorem w dnie mają porównywalną wydajność, a są tańsze, „pakowniejsze” i można ich używać do wszystkiego (nawet w przypadku wody, to wygodniej się na przykład topi śnieg czy lód w garnku niż w czymś takim). Wolę mieć uniwersalny garnek z radiatoerm i „hobo stove” dlatego w detale tych „samowarów” nie wnikałem.
Ty a hobo nie zakopci Ci radiatora. 3x użyjesz i niezły smoluch chyba?
Wszystkie kuchenki/piecyki na drewno kopcą (no może za wyjątkiem tych w których wiatrak wymusza obieg powietrza, tam kopcenie jest tylko na początku dopóki drewno się wstępnie nie zgazuje), dacota hole czy rocket stove też 😀 Używam garnków z radiatorami od kilku lat i nie mam z tym problemów. Oczywiście czyszczenie „żeberek” wymaga nieco więcej pracy niż płaskiego naczynia ale nie jest to jakiś większy problem (grubsze warstwy „odpadają” same przy lekkim ich poruszeniu patyczkiem, a drobna „oksydacja” zupełnie nie przeszkadza w normalnym użytkowaniu).
W przypadku kuchenek na drewno trudno uzyskać powtarzalność pomiarów, ale dla przykładu kiedyś testowałem ile daje radiator w garnku : wziąłem do testów kuchenkę benzynową Sweden Svea 123R (moc około 1,4kW) i litr wody w zwykłym stalowym garnku średnicy około 15cm potrzebował niecałe 7 minut aby się zagotować (oczywiście pod przykryciem), natomiast w aluminiowym garnku Primus EtaPower 1,2l na zagotowanie litra wody potrzeba około 3,5 minuty (radiator idealnie okala palnik, w przypadku normalnej domowej kuchni gazowej zysk jest mniejszy, bo palnik nie wchodzi w środek radiatora).
Gdy się pali normalne ognisko, to te 3 dodatkowe minuty nie mają znaczenia, ale jeśli na przykład wybieram się z plecakiem w góry (czy w jakieś inne miejsce, gdzie nie pali się ognisk) to oznacza, że wystarczy mi prawie dwukrotnie mniejszy zapas paliwa. Przez analogię jeśli mieszkałbym w bloku w mieście (co miało miejsce jeszcze dwa lata temu :D) i nagle byłaby awaria prądu/gazu (zależnie od tego czym kto „pali” w kuchni), to dobrze dobrany palnik i garnek do niego powodują, że ten sam zapas paliwa wystarcza prawie na dwa razy dłużej (albo jak kto woli, wystarczy dwukrotnie mniejszy awaryjny zapas paliwa).
W turystyce leśnej nie używam hobo stove w klasycznym tego słowa rozumieniu (puszka z dziurami) tylko kuchenki składanej z prostokątnych płaskich elementów – działa w zbliżony sposób; zysk z radiatora jest pewnie mniejszy niż w przypadku stosowania gazówek/benzynówek ale nie sądzę aby w przypadku palenia drewnem mimo wszystko KellyKettle miało jakąś przewagę (za wyjątkiem większej odporności na duże wiatry). Nie mam KellyKettle pod ręką, ale przy najbliższej okazji zrobię z ciekawości porównanie (na takim samy drewnie, dokładnie tyle samo wody itd.), na pewno jest wygodniejsze jako czajnik, ale i tak trzeba mieć dodatkowo jakiś garnek/kubek więc… moim zdaniem po prostu lepiej mieć dobry garnek i zrezygnować z KellyKettle (to moja subiektywna ocena, w kontekście tego jak ja używam tego typu sprzętu w swojej „codzienności”) 😀
Toż to samowar w nowoczesnym designie. Na youtubie widziałem jak kolesie przerabiali stare oryginalne samowary i działało
Jeśli masz na myśli KellyKettle to jak najbardziej zasada działania jest taka sama (pomijam nowoczesne samowary elektryczne), tyle że tradycyjny samowar jest dedykowany do palenia węglem drzewnym, gdzie nie ma wysokiego płomienia i zbyt duży „efekt komina” nie jest wskazany (dużo ciepła się „marnuje”). W Rosji czajniki typu KellyKettle są wręcz nazywane samowarami turystycznymi 😀
Toteż czeska firma ALB nazywa taki czajniczek „Samovar” właśnie.
Szkoda że nie zmierzyliście w praktyce jak wygląda gotowanie np 2l wody w czajniku na tej rakiecie vs na żarze czyli tak oldskulowo – i jak jest wydajniej. Tak z czystej ciekawości ile opału i czasu w obydwu przypadkach.
Piecyk typu dakota czyli taka jama w ziemi spełnia podobne założenie jak ceglana rakieta.
Piecyk z cegieł jest szybszy i prostszy do wykonania (jeśli masz cegły) niż „dacota stove”, stanowi stabilniejszą i wygodniejszą podstawę pod garnki niż „dziura w ziemi” a na pewno jest ekonomiczniejszy (w sensie zużycia paliwa) niż klasyczne gotowanie na żarze z ogniska. Inna rzecz, że akurat w parze z KellyKettle to raczej kiepski pomysł – KellyKettle ma znacznie większą powierzchnię zewnętrzną (oddającą ciepło do otoczenia) niż powierzchnię wewnętrznej rury (którą ciepło idzie w kierunku wody), no i do tego jest „pionowy” a więc jest duża konwekcja. Podejrzewam, że przebudowanie kuchenki tak, aby miała większą średnicę (ale była niższa i miała z 4 stron wlot powietrza) i wykorzystanie na przykład patelni z przykrywką spowodowałoby, że na tej samej ilości paliwa (przy tej samej ilości cegieł) tę samą ilość wody zagotujemy znacznie szybciej. Ogólnie jeśli chodzi o czajniki turystyczne, to czym niższy a szerszy, tym najczęściej efektywniejszy (a takie z radiatorami to już pełen wypas).
Piecyk z cegieł będzie też trwalszy, jeśli zbudować go zawczasu, niż dziura w ziemi. No i łatwiej się przy nim pracuje, niż przy dziurze w ziemi, która zmusza do ciągłego schylania się.
Tak, wiem, znowu się naczytam, że to nietaktyczne i niesurvivalowe podejście. Ale jeśli mogę sobie ułatwić życie, to czemu tego nie zrobić?
Nie, pytanko było bez podtekstów, dakotę wrzuciłem jako ciekawostkę. Właśnie kwestia opału mnie interesuje. Fajne było by to przetestować przy jakieś okazji. Nie jestem pewien czy jest ekonomiczniejszy ale to pewnie zależy od tego co pichcimy.
Napisałem „ekonomiczniejszy” porównując go z tradycyjnym gotowaniem na żarze na „płaskim” ognisku a nie w dołku. Jeśli chodzi o „dołek” to przynajmniej z moich doświadczeń (może robiłem coś nie tak) wynika, że aby uzyskać tam podobny efekt do cegły szamotowej (czyli wysoka temperatura w palenisku) najpierw trzeba było trochę w tym dołku popalić aby się wysuszyła a potem porządnie wygrzała ziemia w jego wnętrzu; z cegłą ten efekt osiąga się znacznie szybciej. Bez wygrzania wnętrza temperatura w dołku jest stosunkowo niska i spala się głównie gaz drzewny, który nie pali się w środku pomiędzy konarami drewna tylko tworzy wysoki płomień (pali się nad paliwem) i paląc się konwekcyjnie „ucieka” do góry (jak w KellyKettle przy paleniu szyszkami), gdy już się piec wygrzeje, to dopiero zaczyna się spalanie węgla drzewnego, który oprócz gorących spalin produkuje także dużo promieniowania podczerwonego (palący się węgiel drzewny grzeje także przez szybę, zwykły płomień też, ale znacznie słabiej :D) i wtedy jest super, ale osiągnięcie takiego stanu trochę trwa. Owszem, dołek jest fajny gdy trzeba coś zaimprowizować na przykład podczas wędrówki czy w lesie (i ma pewne zalety w porównaniu ze zwykłym ogniskiem, na przykład taką że go… nie widać z daleka – idealne dla „partyzantów”), ale generalnie budowla na powierzchni (czy to z szamotu czy na przykład z gliny itp.) powoduje, że mamy znacznie mniej „pieca” do wygrzania (palenisko szybciej osiąga dobre warunki spalania), do tego można wykorzystać naturalny wiatr jako „miech” (wystarczy zrobić 4 otwory wlotowe w dolnej warstwie i trzy z nich mieć zatkane a otwarty tylko ten od strony wiatru), do tego można zastosować jakiś prosty ruszt z kilku prętów metalowych, metalowej siatki lub podziurawionej blachy (aby drewno nie leżało bezpośrednio na cegłach, tylko było podniesione i miało wlot powietrza od spodu, paliwo wtedy trzeba uzupełniać od góry) itd. Nie bez znaczenia może być też większa trwałość i wygoda użytkowania (a dziurę w ziemi można wykopać zawsze).
Witam. A czemu nie użyłeś cegły szamotowej? Rozumiem że w warunkach zagrożenia stosuje się to co się ma. Ale robiąc coś w normalnych warunkach, coś na kryzysową sytuację, to warto robić to solidnie. Podejrzewam że ta konstrukcja nagrzewa się dość znacznie. A zwykła cegła potrafi dość efektownie pęknąć pod wpływem gorąca.
Mimo tego konstrukcja prosta, szybka i bardzo wydajna.
Pozdrawiam
Pomysł fajny ale do domu sie nie nadaje, nikt nie będzie budował w zime czegoś takiego na zewnątrz. No chyba że jednak znajdzie zaprawę, piecyki kozy juz dawno wyszły i na szybko bedzie musiał postawic w domu kominek na zaprawie do ogrzewania i gotowaia to wtedy nawet fajny wyjdzie tylko kawalek czopucha trzeba będzie znaleźć.
To chyba domowy survival a nie leśny. Dlaczego wszyscy sie rajcuja jakimis kelly coś tam. Dla normalnego człowienia to nieosiągalne, widziałem zdjęcia jak sie przepala no i klamot nieziemski. Jak w teren to garnek bo i zupę mozna ugotowac a jak do domu to i tak sie ciągle pali bo zimno.
Można cos takiego jeszcze z kostki betonowej zrobic jak nie pęknie.
Do przeżycia to pomysły potrzebne a nie kely coś tam i scyzoryki za 600 zyla.
To zaczyna powoli się robić gadżeciarstwo.
Proponuję po naszemu, piec koza, garnek, siekiera to jest pełny zestaw bo patykami to można w lao zagotowac wode w zimie już klocki drewna. Nie wiem jak to się dzieje ale już 4 rok to trenuje na swoim piecu. Latem kilka patyków i 140 litrów zagrzane w zimie kilkanaście klocków i dopiero woda jest ciepła. Praktyka.
Sam nie wiem…
Łatwiej zimą zbudować coś takiego z cegieł, niż kopać w zamarzniętej ziemi dół na ognisko Dakota.
No i na pewno łatwiej zbudować taki piecyk, niż wybijać na szybko dziurę w ścianie i montować kozę z kominem. No i łatwiej w kryzysowej sytuacji zdobyć 20 cegieł, niż kozę i rurę na komin.
Jak widać na przedstawionym filmie, piecyk działa także bez zaprawy.
Jedna modyfikacja tego, co przedstawione na filmie mi się nasuwa po oglądnięciu wielu projektów pieców rakietowych. Otwór zrobić na wysokość dwóch poziomów, a między nimi wstawić ruszt i drewno kłaść na ten właśnie ruszt. Poprawia to cyrkulację powietrza. Sprawdziłem u siebie na kuchence zbudowanej z bloczków.
Dokladnie tak sie buduje takie male przenosne piecyki. I rozpala sie tez szybko. Nie wiem czy to zgodne z regulami survivalu 😉 ale daloby sie skopiowac funkconajlnosc takiego piecyka punkt po punkcie – z reguloanym dostepem powietrza na najnizszym poziomie, zamykanym otworem do rozpalania/palenia na posopmie wyzej – tam gdzie ruszt i ewentualnie dodatowym poziomem do dokladania drewna z gory. Zakladajac, ze da sie zamknac poziomy najwyzszy i sredni ciag, predkosc spalania i sile ognia regulujemy wtedy tylko regulacja dostepu powietrza ponizej rusztu. Pozasurvivalowe sposoby rozwiazywania roznych problemow czesto sa lepsze od survivalowych, wiec ich latwe zaadoptowanie raczej posluza przezyciu.. a co za tym idzie stana sie bardziej survivalowe 😉
Super sprawa, poszukajcie na hasło „szwedzka pochodnia” takie rozwiązanie all in one. Od razu piecyk i paliwo. W razie w można nie wręcz przenośne ognisko. Zasada działania ta sama …