Cel ewakuacji na czas epidemii, czy inną sytuację awaryjną

Mamy luty 2020 roku i początek, a może koniec (historia pokaże) epidemii koronawirusa z Wuhan, zwanego 2019-nCoV a niedawno ochrzczonego mianem SARS-CoV-2.

Taka epidemia to dobry moment, by przemyśleć dokładnie kwestię ewakuacji całej rodziny. Bo opuszczenie miejsca, w którym na co dzień mamy kontakt z wieloma ludźmi i udanie się tam, gdzie jest ich mniej, to jedno z najlepszych rozwiązań, służących zmniejszeniu szansy zarażenia się tą czy inną chorobą.

Gdy mamy ogarnięty zestaw ucieczkowy, musimy pomyśleć o celu ewakuacji, czyli miejscu, w którym bezpiecznie przeczekamy trudną sytuację, a zatem spędzimy tam może nawet kilka czy kilkanaście tygodni. To okres dużo dłuższy, niż 72 godziny, na które przygotowujemy (zazwyczaj) zestaw ewakuacyjny.

Niniejszy materiał omawia wybór i przygotowanie (wyposażenie) celu ewakuacji.

Gdzie ulokować cel ewakuacji?

Podstawowym kryterium powinna być odległość od dużych skupisk ludzkich. Czyli tego miasta, w którym jesteś na co dzień.

Jack Spirko wspomina o odległości 2-3 godzin od miejsca zamieszkania. To sensowna odległość, pozwalająca na regularne dojazdy w to miejsce — na wypoczynek, ale także po to, żeby coś zrobić.

Moim zdaniem ta odległość powinna być rzędu 50-80 km, czyli dostatecznie daleko, by dało się znaleźć tanią, w miarę odludną działkę, ale na tyle blisko, by dało się tam dotrzeć bez samochodu w sensownie krótkim czasie. Jak się ktoś uprze, to taki dystans jest do przejścia piechotą w czasie 1-2 dni. A rowerem jeszcze z większą łatwością.

Musi tam być w miarę dobry dojazd, żeby dało się docierać na co dzień (tzn. na weekendy) samochodem i przywieźć tam niezbędne rzeczy. Jeśli będziesz musiał zostawiać samochód gdzieś przy drodze i iść ostatni odcinek piechotą, nie jest to dobra lokalizacja.

Przyda się bliskość:

  • wody (jeziora, rzeki),
  • lasu (w celu pozyskiwania opału czy materiałów budowlanych).

Nie mam tu jednak na myśli kupowania działki nad rzeką czy jeziorem, bo one są zazwyczaj strasznie drogie. Ale wystarczy, że w odległości krótkiego spaceru piechotą będzie woda i las. Pozwoli to na przyniesienie wody do domu, jeśli będziemy musieli korzystać z tego jej źródła.

W co wyposażyć cel ewakuacji?

Po pierwsze, w solidne schronienie, które pozwoli przeczekać złą pogodę. Drewniany, ocieplony domek z piecykiem na drewno. W ostateczności choćby i jurtę, jak ta, w której nocowałem przed nagraniem tego materiału. A nawet i blaszany garaż. Cokolwiek, co ochroni przed śniegiem, wiatrem i deszczem.

Po drugie, w zapas żywności na co najmniej kilka-kilkanaście tygodni. Skoro mamy się izolować od ludzi, nie możemy tej izolacji przerywać by uzupełniać zapasy żywności. Zapas oczywiście regularnie wymieniamy, razem z zapasem domowym. Będzie to kłopotliwe, ale wykonalne. Tym zapasem nie muszą być od razu racje żywnościowe Seven Oceans, bo taniej i lepiej można zrobić zapas innych produktów, które zjadamy na co dzień. Ale ja chętnie Wam sprzedam te racje na kartony (24 opakowania), w dobrej cenie, jeśli np. zakładacie, że na tę działkę nigdy nie będziecie jeździć i potrzebujecie czegoś, co ma 5-letni okres trwałości (albo nawet dłuższy, 20-letni!).

Skoro o tym mowa, przyda się także źródło ciepła do przygotowywania posiłków. Moją rekomendacją jest co najmniej kuchenka elektryczna i kuchenka gazowa z zapasem 2-3 dużych, 12-kilogramowych butli. Na działce zawsze można rozpalić ognisko albo grill (a na grillu ugotujemy także garnek ziemniaków czy kaszy).

O rzeczach tak oczywistych, jak garnki, talerze i sztućce, nawet nie wspominam.

Koniecznie musimy mieć co najmniej jedno, a najlepiej dwa źródła wody oraz jej możliwie duży zapas. Źródłem może być na przykład studnia (jeśli to możliwe, z ręczną pompą) z wodą o przebadanej jakości. Wiercimy albo kopiemy studnię, pobieramy wodę, zawozimy do badania. W razie potrzeby zaopatrujemy się w sprzęt do jej uzdatniania, np. instalację odwróconej osmozy. Do tego możemy zbierać deszczówkę z dachu, najlepiej do podziemnego zbiornika, co pozwoli mieć ten zapas także w zimie (pierwszy mróz może zniszczyć stojącą pod rynną beczkę).

Wspominałem o przynoszeniu wody z innego źródła — w tym celu trzeba mieć też odpowiedni sprzęt do jej przyniesienia i uzdatnienia. Instalacja odwróconej osmozy, co oczywiste, nie wystarczy.

W ogóle przyda się też mieć przyłącze do sieci elektroenergetycznej. Prąd na takiej działce będącej naszym celem ewakuacji załatwia mnóstwo problemów. Można nim ogrzewać (i np. włączać ogrzewanie zdalnie, przed przyjazdem), chłodzić, można na nim gotować, ale też zasilać różne narzędzia (pilarkę, kosiarkę, szlifierkę), komputer i inny sprzęt wypoczynkowy, czy wreszcie pompę głębinową do wody. Że o takich luksusach jak lodówka czy zamrażarka nie będę nawet wspominać. 🙂

Oprócz tego warto mieć awaryjne źródło prądu, np. instalację fotowoltaiczną albo agregat prądotwórczy. A najlepiej jedno i drugie.

W domku, albo gdzieś indziej na tej działce, powinna zaleźć się łazienka (choćby w formie miejsca, które można odgrodzić zasłonką), by się wygodnie umyć oraz toaleta. Niekoniecznie wymaga to podłączenia do kanalizacji, ale przydomowa oczyszczalnia ścieków będzie rozwiązaniem świetnym, bo pozwoli zagospodarować odpadową wodę na działce (w obliczu potencjalnych suszy może to być przydatne). Można zastosować toaletę kompostującą, albo wychodek, jak ktoś lubi takie atrakcje. 🙂

Pozostałe elementy wyposażenia to m.in. narzędzia, także narzędzia do samoobrony (w tym broń palna, jeśli masz) oraz sprzęt sportowy. Warto rozważyć przechowywanie na działce przynajmniej części domowych oszczędności (by nie spłonęły w całości w razie pożaru mieszkania) oraz kopii najważniejszych dokumentów.

Przyda się też zorganizować tam ogród, choćby kilka drzew owocowych, które na co dzień dadzą jakościową żywność, a w sytuacji awaryjnej dostarczą trochę substancji odżywczych.

Jeśli budżet na to pozwoli, warto na działce wykonać ziemiankę, którą na co dzień będziemy używać jako piwniczkę na wino i żywność, a awaryjnie posłuży jako schron przeciwradiacyjny.

Działka na czas ewakuacji i do codziennej rekreacji

Opisywane powyżej miejsce to po prostu działka, na której zbudujemy domek, do którego będziemy regularnie jeździć na coweekendowy wypoczynek. Możemy tam spędzać weekendy, a jeśli będzie potrzeba, to i dojeżdżać stamtąd do pracy (przyda się nieduża odległość do komunikacji publicznej, zwłaszcza kolei).

Czasem rodzinie to właśnie w ten sposób trzeba ten pomysł sprzedać. Nie jako miejsce do ewakuacji na czas epidemii, ale jako miejsce do spędzania czasu na łonie natury, w hamaku, na jeżdżeniu na rowerach i zbieraniu grzybów.

Przyda się jeździć tam często, by poznać okoliczną społeczność, a najlepiej stać się jej częścią. Bucowi z miasta nikt nie będzie chciał pomóc w sytuacji awaryjnej, nikt też nie będzie przeszkadzać włamywaczom okradającym jego dom.

Warto tam bywać często także po to, by zminimalizować szansę na włamanie.

A co, jeśli mieszkam na wsi, w idealnym miejscu, jakie opisujesz?

To ja bym się cieszył. To jednak nie oznacza, że można kompletnie odpuścić temat przygotowania miejsca ewakuacji.

Dom w dobrym miejscu to świetne rozwiązanie na co dzień, pozwoli ci prawdopodobnie uniknąć tego ryzyka w przypadku epidemii, o którym mówię na filmie. Z drugiej strony nie zabezpiecza przed innymi sytuacjami zmuszającymi do ewakuacji, jak choćby skażenia chemicznego czy np. zapowiadanej katastrofalnej pogody (np. trąby powietrznej). O ile ryzyko stania się ofiarą powodzi można minimalizować (po prostu nie budując się tam, gdzie jest duże), to przed tornadami trudno się zabezpieczyć i można tylko uciekać.

W takim przypadku starałbym się co najmniej zorganizować sobie miejsce do ewakuowania się u bliskich. Będzie to w większości przypadków wystarczająco dobre rozwiązanie.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

9 komentarzy

  1. piero pisze:

    Drobny komentarz odnośnie wydajności odnawialnych źródeł energii w warunkach naszej szerokości geograficznej i warunków klimatycznych. Z każdego 1 kilowata (kW) mocy zainstalowanej w postaci turbiny wiatrowej w skali roku uzyskamy 3,5 megawatogodziny (mWh) energii elektrycznej. Tymczasem z każdego 1 kW na stałe ukierunkowanego panelu fotowoltaicznego uzyskamy jedynie ok. 1 mWh EE, 3,5 raza mniej.

    Warto brać to pod uwagę podejmując decyzje odnośnie zakupów, a zwłaszcza ich kolejności, gdy mamy ograniczone zasoby. Istotne jest także to, że oba te źródła dosyć sprawnie się uzupełniają. W łatwiejszej do przetrwania porze letniej, kiedy często mamy flautę, PV będzie skuteczniejsza (do 25°C powyżej wydajność maleje), z kolei turbina dostarczy nam więcej energii w zimniejszych miesiącach, no i nocami.

    • Krzysztof Lis pisze:

      A te dane to dla jakiej wysokości montażu turbiny i jakiej mocy turbin? Dla jakiej lokalizacji? Średnio dla całego kraju w oparciu o dane z wysokich turbin dużej mocy, montowanych w szczerym polu, gdzie wcześniejsze pomiary pokazały dobre parametry wiatru?

      Odpowiedź na te pytania jest kluczowa, żeby się w duży błąd nie wprowadzić…

  2. mirek pisze:

    Na alasce gdzie odleglosci miedzy dzialkami poszukiwaczy zlota, przygod lub mysliwymi sa mierzone w setkach km, jest mozliwosc latania bez uprawnien lotniczych na licencje kierowcy. Oczywiscie to moze byc fejk, i ktos z netu potrafi udowodnic , ze trzeba miec minimum ppl ale tak jest. Sa rozgrywane zawody stol czyli najkrotszego startu i ladowania. Sprowadza sie do tego za laduja w miejscu i startuja z miejsca co przy obecnych materialach i mocach silnikow jest dosc latwe. Samolociki sa ultralekkie cos w typie naszego rwd, gornoplaty , oprocz silnika z reguly rotax sa do samodzielnego zlozenia w garazu, kola samochodowe. To tyle w temacie szybkiej ewakuacji lub przemieszczania sie w trudno dostepnych warunkach. Jesli kogos interesuje temat samolocikow z alaski to youtube to extreme stol, alaska style

  3. Krystian pisze:

    Ja bym się wpakował to Krzysztofa, wiem że ma zapasy na kilka miesięcy. I zapewne kilka osób zrobi to samo. Co czytelnikowi bloga i książki odmówi?

    • Kryptonim Janusz pisze:

      Mnie na pewno nie odmówi gdyż zgodnie z radami na tym blogu zgromadziłem zapas siekier, maczet proc i czarnoprochowców, który wykorzystam w trudnych czasach do barteru z dobrze zaopatrzonymi prepersami., oferując im ich życie za ich zapasy i analne dziewictwo.

      • Survivalista (admin) pisze:

        Jeśli o zapasy siekier, maczet i proc chodzi, to raczej myślisz o jakimś innym blogu. 🙂

      • Survivalista (admin) pisze:

        Jeśli o zapasy siekier, maczet i proc, to raczej myślisz o jakimś innym blogu. 🙂

  4. GNOM pisze:

    Obecna sytuacja idealnie pokazuje że najlepsze miejsce odosobnienia to działka gdzieś poza miastem. Najlepiej nie mała, z budynkiem mieszkalnym.
    Dlaczego? w mieście kwarantanna w czterech ścianach prowadzi do klaustrofobii, nerwowości, kłótni, i frustracji. Po kilku dniach siedzenie w czterech ścianach ludzie zaczynają źle się czuć. Nie da się spać 24 godziny na dobę, czytać książek, czy oglądać tv. Prędzej lub później (zależy od predyspozycji psychofizycznych człowieka) dojdzie do ….. wyjścia na dwór, a więc złamania kwarantanny, aby jak to się mówi rozprostować nogi. I to jest nieuniknione!!!!
    Ja mam swój grajdoł – już powiększony do prawie hektara. Jest ogród, sad i zwierzęta- więc jest zajęcie dla całej rodziny. Jest grafik zajęć kto kiedy i co robi- nie ma nudy, która zabija. Jest trening strzelania z łuku 🙂 , zajęcia sportowe na świeżym powietrzu, biegi po polnych drogach i pobliskim lesie. Do wsi niedaleko, do miasta rzut beretem.
    Proponujecie 50-80 km oddalenia od miasta- po co? ja do 35 tysięcznego miasta mam 11 km, a i tak jestem na zadupiu gdzie przy końcu wsi asfalt się kończy i do mnie szutrówką (sam zrobiłem) się dojeżdża.
    Ceny działek- proponuję szukać u komorników- często mają coś po PGR-ach za niewielkie pieniądze. Proponuję też agencję rolną skarbu państwa.

    • Survivalista (admin) pisze:

      50-80 km oddalenia od miasta w Polsce to jest nierealne. Chodziło o to, by być te kilkadziesiąt kilometrów od miasta wielkości Warszawy, Łodzi czy Krakowa. Im mniejsze miasto, tym mniej trzeba się od niego oddalić.

      11 km od Warszawy to przedmieścia i wciąż bardzo wysokie ceny nieruchomości…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.