Co dalej?

Mniej więcej rok temu pojawiły się w Polsce pierwsze osoby chore na koronawirusa. Wkrótce pojawiły się pierwsze zgony na COVID-19 i wreszcie pierwsze obostrzenia.

To chyba dobry moment, by zastanowić się, co nas czeka i co w związku z tym powinniśmy zacząć robić.

Zazwyczaj, gdy nagrywam jakiś materiał, to wiem mniej więcej, co chcę na nim powiedzieć. Dziś będzie jednak inaczej. Nie jest sztuką przepowiadać przyszłość, ale sztuką jest to robić trafnie. I ja tego nie umiem. Nie sposób więc przewidzieć, jak dalej będzie się rozwijała sytuacja. Jak będzie rozprzestrzeniać się koronawirus, jakie będą obostrzenia, jak zareaguje nasza służba zdrowia. Czy zatem mimo tej niepewności możemy robić plany i przygotowywać się na przyszłość?

Spróbujmy, bo moim zdaniem tak.

Nie możemy dokładnie przewidzieć, co się będzie działo, ale możemy sobie przynajmniej wyznaczyć warunki brzegowe:

  • w najgorszym razie z koronawirusem zostaniemy na zawsze tak, jak teraz z grypą i będziemy musieli się nauczyć z nim żyć — w tym wariancie będziemy mieli jeszcze przez długi czas obostrzenia, rozwalony system ochrony zdrowia, problemy gospodarcze,
  • w najlepszym wariancie z epidemią poradzimy sobie w ciągu kilkunastu tygodni, może paru miesięcy, może do wakacji — bo uda się nam szybko zaszczepić dostatecznie dużą liczbę ludzi, aby służba zdrowia mogła wrócić do normalności, a za nimi także i gospodarka.

Niemal z pewnością wydarzenia będą toczyć się gdzieś w obrębie tych scenariuszy. Prawie na pewno nie będzie gorzej, niż w tym najgorszym wariancie, ani lepiej w najlepszym. I pod kątem tych dwóch brzegowych scenariuszy powinniśmy analizować wszystkie nasze działania.

Prawie na pewno jakieś obostrzenia będziemy mieli. Te obostrzenia w tej chwili wpływają negatywnie na działanie wielu firm oraz na życie wielu rodzin. To się nie zmieni.

Czy więc nie byłoby świetnie mieć życie urządzone tak, by te obostrzenia na nas nie wpływały? Przecież miniony rok pokazał nam właśnie, że powinniśmy dbać o jak największą samodzielność i niezależność. Od szefa, od kredytu w banku, od kupowania żywności w sklepie. Przecież siedząc w domu na kwarantannie możemy korzystać z domowych zapasów żywności, zamiast organizować kogoś do pomocy. I to jest bardzo, bardzo cenne.

Dlaczego mówimy o tym teraz?

Najlepszy moment na to, by zacząć jakiekolwiek przygotowania na gorsze czasy jest TERAZ.

To znaczy jeszcze lepszy był wczoraj i tydzień temu. A tak naprawdę te przygotowania powinniście zacząć robić rok temu albo jeszcze wcześniej.

Jeśli nie zaczniecie czegoś robić teraz, tylko dopiero za jakiś czas, to pozytywny tych zmian będzie mniejszy bądź późniejszy. Albo w ogóle go nie odczujecie.

Jakie działania należy podjąć?

No ten film za bardzo w konkretne sugestie bogaty nie będzie. Nie znając Waszej sytuacji nie umiem powiedzieć, co powinniście dokładnie teraz zacząć albo przestać robić. Na pewno proponowałbym przyjrzenie się kilku zagadnieniom.

Zadbaj o finanse rodziny i zacznij oszczędzać

To doskonały czas, by poszukać jakichś oszczędności. Czy naprawdę musisz mieć abonament kablówki, Netflixa i HBO Go? Przecież już po całym dniu przy domowym komputerze nie masz siły, by jeszcze oglądać na nim seriale. Czy musicie mieć w rodzinie dwa samochody, skoro pracujesz zdalnie? Sprzedanie jednego z nich pozwoli odzyskać część pieniędzy, ale też comiesięczne oszczędności. Unikniesz płatności za ubezpieczenie i będziesz mógł (mogła) wynająć miejsce w garażu podziemnym.

Zmień pracę na odporniejszą na koronakryzys

Jeśli pracujesz na etacie, zapewne masz orientację na temat sytuacji finansowej Twojego pracodawcy. I umiesz ocenić, co stanie się z Twoim stanowiskiem w najlepszym i najgorszym wariancie, opisanym powyżej. Jeśli pracę stracisz w najgorszym na pewno, a najlepszy też nie daje pewności na jej utrzymanie, nie masz wyboru. Musisz zmienić pracę na odporniejszą na koronakryzys jak najszybciej. Już teraz zacznij się za nią rozglądać.

Zainwestuj w rozwój zawodowy

Może to dobry moment, by dodatkowo trochę oszczędzić, aby założyć własną (odporną na kryzys) działalność? A może trzeba wziąć więcej nadgodzin albo zrobić jakąś chałturę, żeby żona mogła zrezygnować z pracy lub zmniejszyć jej wymiar? Jeśli to pozwoli jej na dokształcenie się (kursy, studia podyplomowe), potem będzie mogła zmienić zawód albo stanowisko. Z perspektywy rodziny może to być bardzo korzystne.

Zadbaj o zdrowie

Czy to nie jest dobry moment, by zrobić sobie komplet badań, odkładanych od wielu miesięcy, albo nawet lat? A może wreszcie masz dość czasu, by przejść na dietę i zacząć gotować sobie zdrowsze posiłki? A może będziesz w stanie choć zacząć chodzić popołudniami na spacery, by poprawić trochę kondycję, skoro siedzisz ciągle w domu?

Więc bierzcie się za robotę. Im później zaczniecie, tym mniejszy będzie efekt Waszych wysiłków. Albo w ogóle go nie zobaczycie.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

4 komentarze

  1. Rafał M. pisze:

    Te kursy zawodowe to tylko wyciąganie kasy. Po sieci krąży mem z certyfikatem przejścia szkolenia z zakresu obsługi przeglądarki internetowej. A co gorsza, ktoś taki będzie miał większą szansę na zatrudnienie, ja na przykład od dawien dawna interesuję się komputerami (nie tylko, ale komputerami również), kiedyś lubiłem sobie czytać książki i czasopisma komputerowe, w domu mam komputer od 20 lat i używam na co dzień, a nieraz w różnych firmach mi wmawiano, że ja to nie będę potrafił posługiwać się komputerem, że używanie drukarki komputerowej to strasznie skomplikowana sprawa i trzeba się tego uczyć całymi miesiącami, a nie mają ochoty nikogo uczyć itp. I mam teraz pójść na kurs obsługi komputera, żeby mieć papierek że potrafię używać, bo to że w domu mam 6 stacjonarnych komputerów własnoręcznie zbudowanych to się nie liczy? Nawet gdybym zrobił taki głupawy kurs obsługi czegoś tam, co od dawna mam w domu, to pojawia się kolejny problem – trzeba mieć kilka lat doświadczenia zawodowego na podobnym stanowisku, jak nie przedstawię świadectwa pracy udowadniającego że zawodowo używałem komputera to nikt mi nie uwierzy. I tu jest sedno problemów z tymi kursami zawodowymi – kosztowne, głupawe, a bez kilku lat doświadczenia na podobnym stanowisku i tak bezużyteczne. To blokuje możliwości zmiany zawodu w Polsce, nie brak wiedzy i umiejętności.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Są kursy zawodowe i kursy zawodowe. Ja pracuję w marketingu internetowym, czasem zdarza mi się rekrutować ludzi do swojego zespołu. I nie mam problemu z zatrudnieniem rokującego człowieka z innej branży — no ale może nie do końca jestem dobrym przykładem, bo ja pracuję w obsłudze klienta i jak ktoś umie w obsługę klienta, to poradzi sobie w różnych branżach, tylko się musi produktów nauczyć.

      No ale na przykład gdybym miał dwie osoby z doświadczeniem w obsłudze klienta z zupełnie innej branży, a jedna jest po 40-godzinnym kursie „Podstawy marketingu internetowego” z usługi Google Internetowe Rewolucje, to wziąłbym właśnie ją — bo ma już przynajmniej podstawy w obszarze, którym będzie się zajmować.

      Więc tu przydałoby się najpierw rozeznanie rynku, które z tych kursów w ogóle mają jakikolwiek sens. I raczej stawianie na te kursy, które dają wymagane przepisami uprawnienia — np. na wózki widłowe, uprawnienia do obsługi urządzeń elektrycznych czy uprawnienia spawacza.

      • Rafał M. pisze:

        Akurat na marketingu, w tym internetowym, też znam się dosyć dobrze. Nie z kursów, bo kiedyś próbowałem prowadzić różne działalności, w tym sklep internetowy (którym sam jeden się zajmowałem) i przeczytałem kilka książek na temat marketingu.

        Ale chodzi mi o to, że ewidentnie szukają pretekstu, choćby kuriozalnego. Na przykład w drukarni ulotek mi wmawiali, że nie potrafię posługiwać się komputerem, wydrukować czegoś i obsługiwać drukarki. Bez żadnego sprawdzania, żadnego weryfikowania, tak :na oko”. A w CV jasno mam napisane, że kiedyś zajmowałem się naprawą drukarek i kserokopiarek (właśnie takich jakie mieli w tej drukarni), oraz serwisowaniem komputerów (grzebanie w komputerach to jedno z moich hobby, lubię czytać o komputerach).

  2. szary pisze:

    Z mojej perspektywy to „robieni” zawodu” to kontynuacja konfucjańskiego niewolnictwa które zgrabnie na polski ktoś przełożył: „jak nie będziesz realizował własnych pomysłów to będziesz musiał realizować czyjeś”. Jest mnóstwo rzeczy które możemy robić i bez nakręcania innych emocjonalnie będzie na nie potrzeba. Glejty, owszem, przydają się ale wtedy kiedy dany nasz pomysł może być przez tzw państwo zwyczajnie zakazany bez glejtu. Tyle że praktyka dziejów pokazuje że takie twory albo były skazane w okresie góra kilkunastu lat na gwałtowne zejście albo funkcjonuje się w nich równolegle do oficjalnego porządku na co często aby przeżyć politycznie teoretyczne przywództwo powiedzmy że przymyka oko.
    Trochę jak w czasie obecnym. Oficjalnie większość uczestniczy w pandemicznym show a tymczasem poza „prawdą ekranu” życie toczy się niemal normalnie poza obszarami które wierchuszka postanowiła pokazywać jako przykład, zarówno pozytywny: „jak ciężko walczymy z wirusem” (tymczasem w zapomnianych prze boga i ludzi miejscach nikt z niczym nie walczy), jaki negatywny: „ci płaskoziemcy, antymaseczkowcy będą przykładnie karani” (tymczasem poza kadrem nikt nikogo nie karze i wszyscy dzielą się nie zasłoniętymi uśmiechamy).
    Fakt, idzie wielki roz… ..gardiasz ale prócz paru rzeczy raczej się nie przyjmie natomiast skończy się jak na wstępie, zejście gwałtownym wielu bo błąd w całości był jeden. Jak się robi wbrew oficjalne wersji roz… to trzeba jakieś obszary wyłączyć żeby było gdzie uciekać, bo lud dosyć kapryśny jest, długo znosi różne koszałki, ale kiedy jakiś pozornie nieistotny element powoduje że gra się kończy, a gawiedź potrzebuje bardzie krwawe igrzyska.
    Świat elektroniczny w kategoriach znanych może dotrwa do połowy wieku. Technologicznie przytłaczająca większość tkwią li to w błędzie afirmacji czy błędzie osobistych doświadczeń, nie ma pojęcia gdzie technologicznie jest ludzkość, a raczej jej światły i zwykle mało znany odsetek i stąd potrzeba „nauki zawodu”. Tyle że nie o światłość chodzi ale o rozumienie i doświadczenie. Można mieć tylko „podstawówkę” i naprawdę robić wielkie rzeczy za wielki cash a w razie potrzeby odpowiednia ilość cash-u dostarczy glejtów. a można niewielkie i jedyne dostępne ilości cash-u wydawać na „przyszłość” i to taką która z dużym prawdopodobieństwem, nigdy nie nadejdzie. Wtedy pozostaną czworaki i realizacja czyiś pomysłów i oby za 30 srebrników, choć najczęściej bedą to jednak miedziaki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.

banner