Pogadamy dziś o granicy sensowności opłacalności samowystarczalności.
Odpowiadamy na pytanie, jakie zadał Aleksander Allien:
Mam proste pytanie bardzo zyciowe, czy warto inwestowac w wiatrak ktory ma wytwarzac elektrycznosc I panele sloneczne na kredyt na 10-15lat. Oplaca sie byc az tak niezleznym od panstwa?
W kontekście przygotowań na sytuacje awaryjne bardzo nie lubię odpowiadać na pytania „czy coś się opłaca”. Bo bardzo trudno jest na to pytanie odpowiedzieć, kierując się wyłącznie samą przydatnością pod kątem jakiejś potencjalnej katastrofy.
Przygotowania opłacą się wyłącznie wtedy, gdy dana sytuacja wystąpi i nasze przygotowania pomogą sobie z nią poradzić. Jeśli przygotujemy się na powódź, która nie nastąpi, przygotowania te się nie opłacą. Jeśli przygotujemy się na powódź źle, czyli te przygotowania nam w niczym nie pomogą, też musimy powiedzieć, że się nie opłacą.
I po to właśnie (chyba) Jack Spirko wymyślił filozofię nowoczesnego survivalu. Celem tej filozofii są takie przygotowania na trudne czasy, które również służą nam na co dzień. Mają one albo podnosić jakość naszego życia, albo obniżać nam koszty, albo przynosić jakieś inne korzyści. Dzięki temu, nawet jeśli nic złego nie nastąpi, warto będzie robić te rzeczy.
W tym ujęciu znacznie łatwiej jest już analizować opłacalność jakiegoś zakupu. Możemy policzyć, ile oszczędzimy dzięki kupieniu paneli fotowoltaicznych albo turbiny wiatrowej. Możemy sprawdzić, czy się nam ten zakup zwróci — ale to bez ujęcia korzyści pod kątem sytuacji awaryjnych.
I dzięki temu robi się nam bardzo fajne i proste kryterium oceny opłacalności i sensowności jakiegoś zakupu:
- jeżeli zakup / budowa czegoś jest opłacalna w dzisiejszych warunkach (w scenariuszu „gdyby cały czas było tak, jak dziś”), bo zwróci się w odpowiednio krótkim okresie,
- ten zakup dodatkowo zwiększa to nasze bezpieczeństwo w kontekście różnych sytuacji awaryjnych,
- warto zrobić to również pod kątem trudnych czasów i sytuacji awaryjnych!
I to dotyczy nie tylko takich zakupów, jak wspomniana wcześniej (oraz omawiana na osobnym materiale) domowa instalacja fotowoltaiczna. Można ocenić na przykład, czy opłaca się kształcić w zakresie, powiedzmy, naprawy urządzeń elektrycznych. Jeśli chcemy się tego nauczyć pod kątem trudnych czasów, a jednocześnie pozwoli nam to zarabiać więcej (i koszt takiego szkolenia się zwróci), to warto!
Jak policzyć tę opłacalność?
Przeanalizujmy opłacalność przykładowej instalacji fotowoltaicznej. Chcemy, żeby mogła wytwarzać prąd także przy zaniku napięcia w sieci. Oznacza to, że potrzebujemy:
- hybrydowego inwertera,
- akumulatora lub baterii akumulatorów,
- paneli fotowoltaicznych,
- okablowania i ewentualnie jeszcze jakichś innych elementów.
W najprostszym wariancie musimy po prostu policzyć okres zwrotu z takiej inwestycji, zakładając niezmienność cen prądu i niezmienność warunków bilansowania naszego zużycia. W chwili obecnej możemy w rocznym okresie rozliczeniowym odebrać z sieci 80% energii, którą tam dostarczyliśmy. Czyli odpowiednio duża instalacja pozwoli zbilansować roczne zużycie prądu dla całego domu. Także z uwzględnieniem elektrycznego ogrzewania, albo samochodów elektrycznych — to jedynie kwestia odpowiedniej ilości paneli fotowoltaicznych!
Jeśli więc okres zwrotu z inwestycji jest krótszy, niż przewidywana techniczna żywotność instalacji, to się ona opłaca!
Sytuacja komplikuje się, jeśli doliczymy do tego koszt pieniędzy — koszt obsługi kredytu za zakup instalacji albo koszt utraconych korzyści, jeśli zainwestujemy własne oszczędności. One mogłyby nam przecież przynosić jakieś odsetki, albo rosnąć na wartości.
I żeby taką analizę zrobić porządniej, warto byłoby spisać po jednej stronie wszystkie korzyści, tj.:
- oszczędności wynikające z tego, że nie kupujemy prądu w sieci, tylko wytwarzamy go w całości lub części samodzielnie,
- dodatkowe korzyści będące efektem lepszej ciągłości zasilania
- możemy przeliczyć wartość naszej domowej zamrażarki, którą w razie braku prądu taka instalacja może uratować — i uwzględnić np. 1% tej wartości jako coroczną korzyść,
- jeśli pracujemy zdalnie i nie możemy pozwolić sobie na utratę efektów naszej pracy oraz przestoje (bo np. jesteśmy dobrze opłacanym programistą lub architektem), również możemy jakoś to uwzględnić jako zysk.
Po drugiej stronie zaś musimy przeliczyć wszystkie koszty, czyli:
- obsługę kredytu albo koszty utraconych korzyści,
- serwisowanie instalacji, jeśli jest niezbędne,
- ewentualne naprawy,
- dodatkowy koszt ubezpieczenia takiej instalacji (koszt ubezpieczenia domu na pewno wzrośnie, jeśli ma ono uwzględniać także instalację fotowoltaiczną na dachu).
Koszty i korzyści następnie należy policzyć.
Jeśli korzyści są większe, niż koszty, to sytuacja jest jasna.
Jeśli koszty przewyższają korzyści, to musimy zachować dużą ostrożność. Bo to oznacza, że instalacja PV nam się nie opłaca.
Jeżeli na przykład bilans wynosi -100 zł miesięcznie, to musimy się zastanowić, czy jesteśmy skłonni ponosić koszt w tej wysokości, by mieć większe poczucie bezpieczeństwa zaopatrzenia naszego domu w prąd.
Zmienne warunki
Powyższa analiza uwzględnia tylko takie warunki, jakie mamy w tej chwili. One prawie na pewno będą się zmieniać (trudno przecież zakładać, że prąd nie będzie drożał). Warto więc przeliczyć również i inne scenariusze:
- bardziej optymistyczne, gdy nie zmienią się warunki finansowania, ale zmieni się cena prądu — wzrośnie, dzięki czemu oszczędności będą wyższe,
- bardziej pesymistyczne, gdy prąd nie podrożeje, ale wzrosną stopy procentowe, przez co obsługa kredytu będzie droższa.
I aby mieć pełen, kompletny obrazek, warto dodać jakieś wagi dla każdego z tych alternatywnych scenariuszy. A potem policzyć średni zysk z tej instalacji, mnożąc wagę przez zyski i dodając to do siebie. 🙂
Do wyniku tego obliczenia osobiście nie przywiązywałbym wielkiej wartości, bo tu na dwóch poziomach możemy się pomylić. Możemy źle oszacować te scenariusze (np. założyć zbyt mały wzrost stóp procentowych) ale też źle oszacować ich prawdopodobieństwo.
Czy zakup się zwróci?
Choć ta analiza jest obarczona błędami, warto ją zrobić. Bo może pokazać, że pewnych rzeczy na pewno się nie opłaca kupować. W takim przypadku będziemy się musieli zastanowić, czy chcemy to zrobić mimo wszystko.
Przykładowo, zakup agregatu prądotwórczego prawie nigdy się nie opłaca w przypadku domu jednorodzinnego. Niewielka jest szansa na to, że prądu zabraknie na długo akurat w środku zimy i że dzięki zakupowi agregatu unikniemy remontu domu. Bo jakbyśmy go nie mieli, to by woda w rurkach pozamarzała i musielibyśmy rozkuwać ściany by je wymienić. Na taki scenariusz warto być przygotowanym, ale raczej nie można powiedzieć, że akurat zakup agregatu będzie opłacalny.
Uczciwy, realny koszt
Uważam, że jeśli już robimy taką analizę, musimy ją robić uczciwie, rzetelnie, bez emocji. Bez zakładania wprowadzę delikatne zmiany w obliczeniach, żeby wyszło, że się opłaca. Nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby policzyć to uczciwie i realnie zweryfikować, czy opłaca się nam taka niezależność od systemu elektroenergetycznego.
I na koniec tylko dodam, że nie uważam, aby należało brać pod uwagę takie komentarze:
Jak będziemy za bardzo samowystarczalni i rzucali się z tym w oczy to zależnie od długości trwania problemów i degradacji bezpieczeństwa, w końcu przyjdą źli ludzie i nam zabiorą nasz piękny domek.
Autor / autorka: Mirkas47, pod filmem o domu na trudne czasy (2)
To nie jest argument, by się na sytuacje awaryjne nie przygotowywać!
Dodajmy jeszcze niebezpieczenstwo zmian w prawie opodatkowujacych „kułaków” z panelami na dachu.
Jedna uwaga techniczna, że nie trzeba mieć akumulatorów jeśli zadowala nas prąd awaryjny tylko za dnia. A to jednak w większości znaczny komponent kosztów prawdziwej instalacji hybrydowej który może przechylić szalę takich obliczeń.
Ceny prądu wzrosną na pewno znacznie, przyspieszajac zwrot, pytanie tylko jak zmieni się sposób rozliczeń prądu z fotowoltaiki, a tego niestety nijak nie wiemy. Obstawiam, że zawsze rząd skalkuluje to tak, żeby było na granicy opłacalności, bo obecny system jest nie do utrzymania.
Nie mam pewności co do technikaliów, trzeba byłoby sprawdzić w dokumentacji wybranego inwertera hybrydowego, czy on będzie w stanie działać bez akumulatora — całkiem niewykluczone, że tak.
Co do bilansowania — wszystko będzie zależało od tego, jak bardzo będziemy do tyłu jeśli chodzi o cele dotyczące produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Ale i tak warto zawsze zakładać zły scenariusz, że na przykład nagle okaże się, że możemy odebrać nie 80%, a tylko 50% wyprodukowanego prądu.
I to jest trochę paradoks — taka instalacja będzie się tym bardziej opłacać, im więcej prądu dom potrzebuje. Ale co do zasady chcemy tego unikać, bo lepiej np. mieć możliwość grzać dom kominkiem, a nie tylko ogrzewaniem elektrycznym. Zresztą to i tak akurat pod kątem wykorzystania prądu z własnych ogniw fotowoltaicznych niewiele da, bo zimą tego prądu i tak jest jak na lekarstwo.
Tak. W tej chwili pojawiły się invertery „Off Grid” mogące pracować bez akumulatorów. Co do bilansowania: z moich doświadczeń wynika, że najwięcej energii potrzebuję popołudniu i wieczorem. Zastosowałem wolnowar, który gotuje mi obiad w godzinach gdy panele dają najwięcej mocy, stosuję kuchenkę indukcyjną 1kW z regulacją mocy i czajnik 800W. Na dachu mam panele 1200W, inverter off grid 3,5kW , 2 akumulatory 12V 200Ah. Ten układ zabezpiecza mi 24 godzinne zasilanie 1 lodówki, 1 zamrażarki , światło w najczęściej używanych pomieszczeniach, media . W budowie jest instalacja fotowoltaiczna 4,kW, on grid, która w godzinach największego nasłonecznienia ( i potrzeby ) będzie przechodziła w system off grid i zasilała grzałki w centralnym ogrzewaniu domu. Opłacalność ? Nie wiem, chyba nie ale satysfakcję mam ogromną .
Oczywiście nie każdy falownik oferuje taką opcję, ale działa to bardzo dobrze w hybrydach Froniusa. W słoneczny dzień spokojnie chodzi lodówka, komputery czy piec CO. Akumulator oczywiście wznosi na wyższy poziom wygody, ale koszt robi się dość porażający.
Większym problemem niż cele OZE jest nasza sieć energetyczna. Temat na długą rozmowę, ale chwilowo naszego państwa nie stać na taką modernizację sieci która udźwignie tyle rozproszonych źródeł wytwórczych, więc zachodzi konieczność zatrzymania ich rozwoju. Co gorsza, obecnie ci nie posiadający fotowoltaiki muszą sponsorować tych, którzy mają. Osobiście obstawiam jeden prosty manewr- rozliczenia kwartalne zamiast rocznych. Myślę, że zobaczymy to już wkrótce.
Mój tata śledził temat i tym bardziej szybko montował instalacje. Umowy podpisane zostaną. Jednak zawarcie nowej umowy w przyszłym roku bądź modyfikacja starej będzie wiązała się ze sprzedażą 100% prądu, który nam z domu wyjdzie i kupienia go na zasadach ogólnych. Cena zakupu prądu dla elektrowni będzie znacznie niższa więc będzie to działało w większości przypadków gorzej niż 80%.
Kolejna sprawa jest taka że jak mamy sytuacje kryzysową bo zerwało główne linie na kilka dni to zawsze zostaje nieco kombinatorstwa. wystarczy wypiąć instalacje solarną od sieci i w to miejsce podłączyć się akumulatorem samochodu z przetwornicą aby wzbudzić wewnętrzną sieć. Przynajmniej te mniej online-owe instalacje powinny się uruchomić w ten sposób.
Nie jest tak łatwo wzbudzić „On grid” bez sieci zewnętrznej. Ważna jest stabilność częstotliwości i próg napięcia zadziałania. Inverter próbkuje i każde odłączenie wzbudzenia powoduje wyłączenie invertera.
Pozostaje albo zrobić linię na zasilanie wybranych urządzeń prądem stałym ( część może tak pracować np TV, wszystkie urządzenia z zasilaczami impulsowymi, żarówki żarowe, LED, grzałki ) lub wydać 2600zł na inverter Of grid mogący pracować bez akumulatórów.