Dobre 2 lata temu napisał do nas Paweł ze Stowarzyszenia Parabellum, że jego zdaniem najlepszą bronią palną na trudne czasy jest strzelba. I że on prowadzi szkolenia, na które nas zaprasza, by nas do swoich racji przekonać.
Wreszcie pod koniec października udało nam się dotrzeć na strzelnicę KS Bastion Zgorzelec, na którym Paweł prowadził szkolenie. Bo nie da się ukryć, że tak postawioną tezę koniecznie chcieliśmy zweryfikować.
Niniejszy materiał jest relacją z tego szkolenia i próbą odpowiedzi na tytułowe pytanie.
Szkolenie trwało dwa dni. Zaczęło się od sali wykładowej i rozmawialiśmy m.in.
- o historii bojowego wykorzystania strzelb,
- dostępnej na rynku amunicji i różnic między nią,
- wreszcie o potencjalnych zastosowaniach,
- jak wygląda energia pocisku ze strzelby w porównaniu choćby do pocisków pistoletowych,
- czym się różni breneka od pocisku Fostera,
- na czym polega kaliber wagomiarowy,
- jakie modele strzelb są popularne na rynku,
- czym są czoki i do czego służą,
- na czym polega uniwersalność strzelby
- dlaczego w sytuacjach realnego użycia broni wielu ludzi zostało zabitych przez napastników już martwych (i nie, nie chodzi tu o zombie).
Czyli cała masa przydatnych informacji, na różnym poziomie zaawansowania.
Potem poszliśmy strzelać. Do dyspozycji mieliśmy kilka różnych modeli strzelb, w tym Mossberga z rodziny pięćsetek i Remingtona. Kilku uczestników przyjechało z własną bronią, więc w sumie był spory przekrój tego, co jest dostępne na polskim rynku. To mi się bardzo podobało, bo mogłem się przekonać, z czego strzela mi się lepiej i co ewentualnie warto byłoby kupić, gdy się kiedyś dorobię pozwolenia na broń gładkolufową.
Pierwszego dnia nie nagrałem żadnego ujęcia, jak sam strzelam, bo nie zabrałem na strzelnicę statywu. Myślę jednak, że dużego wstydu nie było, strzelałem na nieco gorszym poziomie, niż inni uczestnicy. A liczbę razy, gdy przedtem strzelałem z broni gładkolufowej można byłoby policzyć na palcach jednej ręki nieostrożnego pracownika tartaku.
Zaczęliśmy od kilku pokazowych eksperymentów, m.in. efektów strzelania śrutem i loftką na różnych dystansach. Tu chodziło o to, żeby zobaczyć, ile jest prawdy w micie, że ze strzelby nie trzeba celować, bo wystrzeliwuje ona wielką chmurę ołowianych kulek. I jak zmienia się kształt tej chmury, gdy się zastosuje czok.
Potem, Paweł po kolei pokazywał nam kolejne ćwiczenia o coraz większym poziomie zaawansowania. Począwszy od sprawnego ładowania magazynka i pakowania naboju od razu do komory nabojowej, w sposób wymagający jak najmniejszej liczby niepotrzebnych ruchów. Jak tę strzelbę podczas ładowania trzymać i obracać, by nie walczyć z grawitacją. I powiem, że to, co robiło na mnie wcześniej wrażenie na filmach na YouTube, teraz wychodziło mi już całkiem nieźle.
Potem strzelanie. Dużo strzelania.
W ogóle jak trzymać strzelbę, żeby przeładowanie następowało jak najsprawniej po oddaniu strzału.
Technikę sprawnego doładowywania w czasie walki, by nie obudzić się z ręką w nocniku i pustym magazynkiem strzelby.
Trzy techniki wymiany naboju w lufie (komorze nabojowej). Gdy, przykładowo, mamy tam nabój śrutowy, a nagle potrzebujemy strzelić do kogoś na dalszym dystansie i w tym celu musimy szybko załadować brenekę. Albo gdy potrzebujemy naboju gumowego, by komuś zrobić mniejszą krzywdę.
Jak strzelić, gdy będziemy sobie spokojnie szli z lufą skierowaną bezpiecznie w dół i nagle ktoś się na nas rzuci.
I parę jeszcze innych rzeczy.
I mniej więcej na tym upłynął nam pierwszy dzień strzelania.
Muszę powiedzieć, że po pierwszym dniu byłem cały obolały, bo jak się okazało, strzelanie w rozpiętej kurtce nie jest dobrym pomysłem. Kolba zamiast trzymać się w tak zwanym dołku strzeleckim zsuwała mi się w kierunku ramienia i odrzut odcisnął na nim swoje piętno.
Drugi dzień też zaczęliśmy od wykładu, ale tym razem od różnych aspektów dotyczących użycia broni w samoobronie:
- czy powinniśmy dostosować narzędzie samoobrony do tego, czym posługuje się napastnik,
- na czym polega obrona konieczna,
- jakie są jej granice i na czym polega jej przekraczanie,
- jakie są statystyki dotyczące skuteczności użycia różnych metod odparcia ataku,
- jak przestępcy podchodzą w ogóle do potencjalnej szansy, że u ich celu znajdować się może broń.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Paweł jest na co dzień kuratorem sądowym i od kilkunastu lat sprawuje opiekę nad wieloma przestępcami. Myślę, że punkt widzenia osoby, która z przestępcami ma bardzo bliski kontakt, jest niesamowicie cenny.
Drugiego dnia inne ćwiczenia. Zaczęliśmy od przystrzeliwania strzelby na różnych dystansach. Sprawdzaliśmy, czy da się trafić w cel breneką na dystansie 100 metrów.
Potem przeróżne ćwiczenia ze strzelaniem w ruchu. Albo ładowaniem w ruchu. Albo strzelaniem i ładowaniem w ruchu. Jak widać po tych ujęciach, zdecydowanie szło mi bardzo różnie i z całą pewnością muszę poćwiczyć celowanie. 🙂
No dobra, a teraz do odpowiedzi na tytułowe pytanie.
Czy strzelba jest najlepszą bronią na sytuacje awaryjne?
Jest wiele powodów, by tak sądzić.
Po pierwsze, można do niej kupić amunicję do strzelania na bardzo różnego zwierza. Czyli jeśli chcielibyśmy nią zdobyć coś do jedzenia, to upolujemy wiewiórkę, gęś, dzika i jelenia.
Po drugie, jest to bardzo skuteczne narzędzie do samoobrony. Testowaliśmy użycie breneki na kamizelce kuloodpornej. Pocisk nie przeszedł na wylot, ale skutecznie przekazał swoją energię celowi. Nie sądzę, by ktoś trafiony takim pociskiem był w stanie dalej nam zagrażać. Czy w ogóle był w stanie dalej cokolwiek.
Po trzecie, jest to też dobre narzędzie do samoobrony mniej-niż-zabójczej. Bo można załadować do niej na przykład pociski gumowe, albo samodzielnie elaborować sobie naboje z soli kamiennej.
Po czwarte, jest całkiem tania, bo nową strzelbę można kupić już w cenie mniej więcej tysiąca złotych.
Po piąte, mocno kopie i głośno strzela, przez co jest dobrym narzędziem, by uczyć strzelania. Jak już się przestaniesz bać strzelby, nie będziesz się też bać i innej broni palnej.
Oczywiście, strzelby mają też i wady. Trudno zmieścić ją w małej szafie pancernej u kogoś, kto ma małe mieszkanie. Amunicja jest ciężka i zajmuje mnóstwo miejsca. No i nie bardzo da się ją skrycie przenosić na co dzień.
Ja na szkoleniu bawiłem się świetnie i gorąco polecam je wszystkim, którzy lubią strzelać, albo na poważnie rozważają wykorzystanie broni gładkolufowej na trudne czasy. Albo już mają strzelbę i chcą z nią poćwiczyć.
Osobiście jestem posiadaczem 3 sztuk broni: strzelby powtarzalnej typu „pompka”, karabinka rodziny AR i nowoczesnego pistoletu kal 9 mm .
Mając za sobą trochę amunicji przepuszczone przez każdą z tych sztuk odniosę śię do wypowiedzi autora, mówiąc o strzelbie będę miał na myśli pompkę:
1-można polować różnymi rodzajami amunicji na różną zwierzynę.
Tak, ale trzeba umieć polować, ponadto z dostępnością drobnego śrutu i breneki nie ma problemów, ale już z dostępem do loftki nie jest tak różowo: sklepy stricte myśliwskie jej już nie trzymają na stanie bo już nie można z niej polować. W dużych miastach problem nie występuje.
2: skuteczne narzędzie do samoobrony.
Do obrony domu – tak, ale większość z nas ma małe domki lub mieszkania i tutaj pistolet wystarczy.
3 – nie znam się to nie komentuje.
4 – tania. Fakt. Bardzo dobra turecka pompka to 1500 zł. Dobra to bliżej tysiąca. automaty od 2000 w góre i co dziwne strzelby dwururki, zwłaszcza „bock” to spokojnie 2300 i więcej.
Jeżeli nie zależy nam na szybkostrzelności to jednolufowa łamana strzelba kosztuje 500 zł.
ceny za broń nową.
5. Tak, i nie. Z jednej strony mówimy tu o mocnym odrzucie i jak ktoś ogarnie już mocny odrzut to się nie będzie bał 7,62×39 czy 5,56×45. Z drugiej strony strzelba to strzelba. uczymy się strzelać ze strzelby, jej manual jest zupełnie inny niż karabinka, a strzelania z broni długiej nawet nie ma co porównywać do broni krótkiej – to zupełnie inna umiejętność.
6 – wady. Trochę ostudzę miłośników strzelby.
– ma najtrudniejszy manual (ładowanie, rozładowanie, przeładowanie etc) z współczesnej broni. Serio. w stresie tym bardziej ludziom wypadają naboje czy też zapominają przeładować, czy robią za krótki ruch czółenkiem i zacięcie.
Nie mówię że jest to trudne, mówię że nie jest to łatwe. To nie jest kupić strzelbę, rzucić w kąt do szafy i 4 razy do roku strzelić do popperów na zawodach, żeby nie stracić licencji. wymaga treningu na sucho, żeby być w pełni biegłym.
– amunicja: o ile drobny śrut jest tani (poniżej 1 zł) to jeżeli strzelnica nie ma/ nie zezwala na postawienie celów reaktywnych to nie poszalejemy. można oczywiście strzelać breneką, ale wtedy to jest 2,20/strzał minimum. Loftki koło 3 zł.
– duża, i długa. Mam stosunkowo krótką lufę jak na pełnowymiarową strzelbę – 20″ (dzięki temu mam magazynek na 7 naboi) i mimo to jest to najdłuższa, najcięższa i najbardziej nieporęczna broń w mojej kolekcji.
– kopie mocno i jest głośna. To co jest super gdy chodzi o oswajanie z hukiem i odrzutem jest tez upierdliwością przy dłuższych treningach i również podczas praktycznego użycia. szybkie opanowanie odrzutu i oddanie kolejnego strzału wymaga – znowu to napisze – treningu.
-mała pojemność magazynka – ponieważ tak, można spudłować gdy działa na nas presja czasu, tym bardziej można spudłować gdy boimy się o swoje życie. A 6 czy 8 strzałów to nie dużo, a ładowanie jest najwolniejsze i najtrudniejsze. Po krótkim treningu jestem w stanie oddać strzał przy pustym magazynku- Wymienic magazynek i oddać strzał w czasie 4s z kbk i pistoletu. w strzelbie pewnie też, ale tutaj mówimy o załadowaniu JEDNEGO naboju a nie 30tu.
– amunicja jest bardzo duża, i ciężka ale przede wszystkim bardzo duża gabarytowo. w pudełko po 325 nabojach wejdzie pewnie 100 lub więcej pistoletowej.
– i przede wszystkim to jest pełnowymiarowa broń długa. 3 kg i ok metr długości, czy jej zalety i wady usprawiedliwiają jawne noszenie takiego kloca?
Nie zrozumta mnie źle. strzelba to dobra broń ale do określonych celów . Można by tez popisać o dubeltówkach CP ale ich ceny nie zachęcają do posiadania.
Moim zdaniem fakt, że nie możemy nosić strzelby na co dzień dyskwalifikuje ją jako najlepszą broń survivalową, bo nie będziemy jej mieli przy sobie, gdy coś walnie i będzie trzeba się dostać do domu z pracy 25 km. Pistolet pewnie będziemy mieli. Nawet rewolwer CP w aucie lub na dnie plecaka będzie bardziej „pod ręką”. Co nie znaczy,że dyskwalifikuje ją w ogóle. To po prostu cenne uzupełnienie arsenału opartego o pistolet i kbk/pcc.
Można tez jeśli ma to być sprzęt łowiecki zastanowić się nad kniejówką. Mamy wtedy jeszcze szerszy zakres zwierzyny.
Dodam też coś od siebie odświeżając temat. Dotyczy wersji CP. Trzeba pamiętać w przypadku ogólnej „rozpierduchy” po wprowadzeniu stanu wyjątkowego cała rejestrowana broń zostanie zdeponowana w magazynach (o ile zdążą to zrobić). Władza pozbawi nas możliwości obrony. Na razie broń CP jest sprzedawana na podstawie dowodu osobistego przez co też można powiedzieć jest rejestrowana. W przypadku zmiany prawa właściciel może zostać „namierzony”. Ale można kupić z drugiej ręki bez żadnych umów kupna/sprzedaży. Jeśli chodzi o strzelby CP to możliwości obrony (jak większość broni rozdzielnego ładowania) ogranicza czas ładowania. W przypadku incydentu zazwyczaj wystarczyłby strzał żeby pojedynczy intruz zrezygnował z ataku. Ale gorzej w przypadku zorganizowanej napaści. Potrzebne byłoby coś więcej – rewolwer z kilkoma naładowanymi bębnami żeby wyjść cało z opresji…
W przypadku pozyskiwania pożywienia czyli po prostu polowania dubeltówka jest najbardziej uniwersalna. Pod warunkiem że wiemy co robimy. Żeby coś ustrzelić z breneki, loftek trzeba podejść do zwierzyny jak najbliżej, z broni gwintowanej jest łatwiej trafić z większej odległości. Może się okazać że łatwiej jest pozyskać drobną zwierzyną: kaczki, kuropatwy a nawet wrony jak głód przyciśnie. Śrut jest wtedy niezawodny. Trzeba tylko pamiętać o odpowiednim zapasie prochu – 70 grain x 2 i proch schodzi pudełkami… Odlewanie śrutu to też trochę skomplikowany proces w warunkach domowych. Jak widać samo posiadanie broni bez umiejętności może się okazać mało przydatne. Nawet jak już pozyskamy np. tuszę jelenia to dalej musimy posiadać umiejętność i środki do konserwacji mięsa w warunkach ograniczeń. Narzędzie w postaci broni jest tylko małym elementem przetrwania…