Jak wybrać cel ewakuacji?

W dzisiejszym wpisie opiszę Wam, na co należy zwracać uwagę wybierając cel ewakuacji, czyli nasze bug-out location.

O tym, czym jest ten cel ewakuacji, już pisałem. Dziś zacznę temat wyboru tego miejsca, bo to temat, którego nie da się szybko omówić. Jest zbyt wiele czynników, którym trzeba poświęcić uwagę. Dziś spróbuję je wszystkie wymienić i napisać po kilka słów na temat każdego z nich. Ale na więcej szczegółów odnośnie każdego z kryteriów będziecie musieli poczekać.

Kolejność przypadkowa.

Odległość od domu

Ideałem byłoby, by nasze bezpieczne miejsce znajdowało się tam, gdzie nasz dom. Czyli żebyśmy mieszkali w miejscu bezpiecznym, z którego nie będziemy musieli prawie nigdy uciekać. Miejsca, w którym nie zagrozi nam powódź, pokopalniane trzęsienie ziemi, zamieszki, w którym przeżycie braku żywności czy pandemii będzie łatwiejsze.

Long Road

Gdzieś na końcu tej drogi też jest cywilizacja, o czym świadczy nie tylko asfalt, ale i linia energetyczna.

Niestety życie zmusza nas do tego, by gdzieś pracować, żebyśmy mieli za co żyć i przygotowywać się na gorsze czasy. Jeśli pracujemy w mieście, zwyczajna wygoda wymaga, byśmy mieszkali również w tym mieście lub dość blisko niego. Za to „dość blisko miasta” nie jest dobrym miejscem do ewakuacji.

Jeśli mieszkasz na przedmieściu, warto wybrać cel ewakuacji po tej samej stronie miasta, żeby w razie czego nie przebijać się przez całe miasto, co z pewnością będzie trudne.

Z dala od ludzi, ale nie całkiem

Idealnym miejscem docelowym naszej ucieczki, moim zdaniem, będzie miejsce oddalone od dużych skupisk ludzi, ale niezupełnie pozbawione sąsiadów. Skraj wsi lub małego miasteczka będzie świetny. Jedno z kilku gospodarstw w jakimś przysiółku będzie jeszcze lepsze.

Miejsce musi być z dala od dużych skupisk ludzkich, bo duże miejscowości = ryzyko zamieszek czy pandemii. Im dalej od miasta, tym tańsza ziemia, tym łatwiej kupić działkę dość dużą, by urządzić sobie ogród. Im dalej od miasta, tym mniejsze ryzyko splądrowania dobytku w razie rozkładu państwa. Złodziej w pierwszej kolejności włamie się do domu kilka ulic dalej, niż do domu oddalonego od miasta o kilka kilometrów. Straci dwie-trzy godziny na drogę na miejsce, wcale nie mając gwarancji, że coś uda mu się zdobyć. Dlatego bezpieczniejszy będzie nie tylko Twój dobytek, ale i Twoja rodzina.

Z drugiej strony dom kompletnie odosobniony będzie łatwym celem włamania, gdy nikt w nim nie będzie mieszkać. W końcu nikt go nie przypilnuje. A dom wyglądający na opuszczony w razie czego może nie tylko zostać okradziony, ale i zamieszkany przez jakiegoś uchodźcę, czego wolałbym uniknąć. Stąd warto mieć przynajmniej dwóch-trzech sąsiadów. Przy odrobinie wysiłku jednego można poprosić, by kosił trawnik na naszej działce, co sprawi wrażenie, że dom jest regularnie odwiedzany.

Jack Spirko w którymś z odcinków The Survival Podcast radził, by cel ewakuacji był przynajmniej 300 mil (500 km) od dużego miasta. W Polsce jest to zdecydowanie niewykonalne.

Dobry dojazd

Aby ewakuacja mogła się udać, musisz być w stanie dotrzeć do jej celu. Ale pisząc o dobrym dojeździe nie mam tu na myśli kilkupasmowej autostrady czy drogi szybkiego ruchu. Wręcz przeciwnie. Takie drogi się szybko zakorkują, są też relatywnie łatwe do kontrolowania przez wojsko, czy bandytów (np. na punktach poboru opłat). A kolumny samochodów uciekających powoli taką trasą będą świetnym celem ataku bombowców.

Dobry cel ewakuacji powinien mieć drogę dojazdową przynajmniej z dwóch stron. Ideałem byłoby, gdyby dojazd do niego nie wymagał przejechania przez żadną większą rzekę (mosty łatwo zniszczyć), ani duże miasto. Drogi lokalne będą idealne. A samochód z napędem 4×4 pozwoli na wybranie nieco bardziej ekstremalnej trasy dojazdu.

Możliwość zbudowania czegoś

Na idealnej działce na cel ewakuacji dobrze będzie coś zbudować. Niech to będzie mały drewniany domek, o powierzchni do 25 m² (nie wymaga pozwolenia na budowę). Niech to będzie ziemianka. Niech to będzie cokolwiek, co da Ci dach nad głową i pozwoli zachować ciepło zimą. Do takiego domku możesz dostawić małą elektrownię wiatrową, której przecież w razie ewakuacji nie przewieziesz.

Świetnie byłoby, gdybyś mógł postawić tam jakiś domek letniskowy. Będzie on świetnym celem weekendowych wyjazdów, w czasie których będziesz mógł przygotować wszystko, co Ci będzie tam potrzebne.

Budując taki domek myśl o tym, żeby dało się tam możliwie dużo rzeczy ukryć w możliwie bezpieczny sposób. Choćby pod podłogą.

Woda, gleba, drewno

Na działce lub w jej pobliżu musi znajdować się źródło wody. Niekoniecznie musi to być potok czy jeziorko, równie dobra będzie studnia. Z braku laku proponuję zbieranie deszczówki, ale tu trzeba będzie uważać, by nie skaziły jej jakieś toksyczne chemikalia czy opad radioaktywny (ang. fallout).

Gleba na działce musi być, aby można było na niej zorganizować ogród. Niekoniecznie musi to być świetna gleba, można ją na przestrzeni kilku lat pracy (permakulturowej) przekształcić w bardziej urodzajną.

A drewno z własnej działki lub okolicy przyda się do gotowania i ogrzewania domku. Nie ma drewna? Też da się zrobić, wystarczy nasadzić jakiejś wierzby energetycznej czy topoli.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

18 komentarzy

  1. surevivalist pisze:

    Myślisz, że bombowce będą atakować przypadkowe samochody? Niby proste bomby wolnoopadające (w stylu Mark 82) to koszt poniżej 300 zielonych, ale żeby opłacało się to na samochody w korkach zrzucać?

    • Survivalista (admin) pisze:

      A czy Niemcom w 1939 roku się to opłacało? Ja bym tego pod tym kątem nie analizował.

      • surevivalist pisze:

        Pojadę zatem po bandzie. Niemcom też się nie opłacało. Emmerling w swojej książce „Luftwaffe nad Polską” pisał, że bombowce nie miały czego atakować już w drugim tygodniu wojny, a wiele jednostek myśliwskich nie natrafiło przez ten czas na żaden polski samolot. Dalsze loty bombowców nie miały uzasadnienia i nie były prowadzone.

        Zgodnie z jego publikacją Stukasy z syreną (zmodyfikowane B1 oraz standardowe B2) nie brały udziału w kampanii w Polsce, w ’39. Dalej stwierdza on, że nie zachowały się dokumenty potwierdzające ogromną skalę ataków na konwoje ludności cywilnej. W zasadzie doszło do kilku pomyłek oraz dwóch ataków z premedytacją (zbrodnia wojenna) na Wieluń i Sulejów. Oba były propagandowo tuszowane.

        Emmerling poddaje w wątpliwość jakość polskich źródeł, głównie prawdziwość spisanych rozmów ze świadkami, które były wykorzystywane przez propagandę PRL.

        Jak było nie wiem. Nie było mnie tam. Nie widziałem. Opinie są jednak podzielone. Warto poznać i stanowisko Emmerlinga.

        • Survivalista (admin) pisze:

          Mnie też tam nie było, zresztą historia w ogóle nigdy niespecjalnie mnie interesowała, z małymi wyjątkami. Zawsze jednak żyłem w przekonaniu, że do takich sytuacji dochodziło…

          Jeśli nie, świetnie. Ale mimo wszystko w trakcie ewakuacji omijałbym najważniejsze arterie komunikacyjne.

        • Mc pisze:

          „Emmerling poddaje w wątpliwość jakość polskich źródeł, głównie prawdziwość spisanych rozmów ze świadkami, które były wykorzystywane przez propagandę PRL. ”
          Bezczelnie kłamstwo. Niemcy robili sobie regularne polowania,
          dla zabawy ostrzeliwując ludność cywilną na drogach.
          A także bombardowali drogi.
          Mam na to świadków we własnej rodzinie.
          A nie jest to rodzina z jakimiś niemieckimi fobiami, bo była z poznańskiego
          i trochę Niemców było wżenionych.

          Polecam też poczytać to:
          http://m.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,117915,9455664,Tasmy_Wehrmachtu__jak_zolnierze_Hitlera_opowiadali.html
          a nie propagandowe niemieckie opracowania.

  2. Marcin pisze:

    Nie lepiej byłoby kupić ziemię za granicą, w miejscu, które jest mało narażone na jakieś globalne konflikty, epidemie i rozruchy? Czytałem – nie znam się – że można bardzo tanio kupić ziemię w Ameryce Południowej i jest to dobre zabezpieczenie pod wieloma względami – zarówno finansowe jak i właśnie WTSHTF.

    Być może trudniej by było się wydostać z kraju (chociaż nic się nie zdarza z dnia na dzień i szybkie działanie pewnie pozwoliłoby na w miarę bezpieczną ewakuację), ale ostatecznie znajdowałbyś się w bezpiecznym miejscu, gdzie miałbyś szansę na normalną przyszłość, a nie gdzie czekałbyś (albo walczył o przetrwanie), aż wszystko wróci do normy (a mogłoby to zająć nieokreśloną ilość czasu).

    Ta historia: http://www.sovereignman.com/expat/are-you-out-of-touch dobrze przedstawia co mam na myśli. BTW polecam – jeden z moich ulubionych blogów.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Jeśli miałbym kupić ziemię gdzieś za granicą, wybrałbym raczej Amerykę Północną, USA lub Kanadę. Ale tylko po to, by się tam wyprowadzić od razu i na stałe. Rzeczywiście wiele sytuacji będzie dało się przewidzieć, albo będzie się rozwijać powoli. Ale niech wybuchnie taki wulkan na Islandii jak ostatnio i uziemi samoloty, będziemy w poważnych tarapatach.

      Co innego z kupowaniem ziemi gdzieś blisko za granicą, najlepiej w strefie Schengen.

      • Marcin pisze:

        Problem w tym, że to właśnie w Ameryce Północnej, a głównie w USA, jest jedno z największych niebezpieczeństw, chociażby olbrzymiego kryzysu gospodarczego.

        Kupowanie ziemi w Europie IMO trochę mija się z celem, wszystko za blisko siebie i jak coś się stanie, to i tak na całą Europę. Pod tym względem najlepiej mieć na własność samolot i wyspę na Pacyfiku hehehe.

        A ogółem to się zgadzam z Maczetą Ockhama – emigrować tam, gdzie jest spokój. Szczególnie do kraju, który nie jest specjalnie zależny od innych.

      • Julek pisze:

        To nie wulkan uziemił samoloty tylko biurwy: http://www.jestodwrotnie.pl/2010/04/w-wirtualnej-chmurze.html

  3. Iulius pisze:

    „Im dalej od miasta, tym mniejsze ryzyko splądrowania dobytku w razie rozkładu państwa.”

    W tym miejscu energicznie przytakują biali farmerzy z Rodezji i RPA albo Argentyńczycy z prowincji.

    Cała idea „bug-out” w jej obecnej formie to relikt Zimnej Wojny, z atakiem jądrowym jako głównym zagrożeniem.

    • surevivalist pisze:

      Ten relikt zimnej wojny wraca przy każdej powodzi, gdy ludzie starają się usunąć siebie i jak najwięcej, ze swojego dobytku, z drogi „wielkiej fali”.

  4. 1. Najlepszym miejscem do ewakuacji jest spokojny kraj i zupełnie zwyczajne miejsce tam. Nawet bez zapasów- bo elektrownie i wodociągi działają. Na pytanie gdzie najlepiej przeżyć wojnę – odpowiedź jest prosta- tam gdzie jej nie ma. To niekoniecznie będzie akurat ten las – za to z pewnością jakiś inny kraj.
    2. A jeśli tak drastyczne środki nie są potrzebne – to mieszkanie w bloku z ochroną w zupełności wystarcza

    • surevivalist pisze:

      Tego fenomenu zupełnie nie rozumiem. Ludzie czują się bezpieczni, gdy ktoś pod bronią zamknie ich w klitkach, ogrodzi siatką i będzie pilnował. Żydzi w Oświęcimiu też tak siedzieli i bezpiecznie im nie było.

  5. HansKlos pisze:

    @surevivalist
    „Ludzie czują się bezpieczni, gdy ktoś pod bronią zamknie ich w klitkach, ogrodzi siatką i będzie pilnował.”

    „Wznosił się tam mur. Był dwuznaczny i dwulicy jak wszystkie mury. Co znajdowało się wewnątrz, a co na zewnątrz muru, zależało od tego, z której patrzyło się strony”
    Le Guin, Wydziedziczeni

    • surevivalist pisze:

      Inżynier, fizyk i matematyk dostali taką samą ilość siatki ogrodzeniowej oraz polecenie otoczenia nią jak największego obszaru. Inżynier ogrodził obszar w kształcie kwadratu. Fizyk jako osoba troszkę bardziej inteligentna otoczył obszar w kształcie idealnego koła i stwierdził, iż lepiej się nie da. Matematyk natomiast postawił ogrodzenie byle jak, po czym wszedł do środka i zadeklarował, że jest na zewnątrz.

  6. Boungler pisze:

    Ja uważam że oczywiście kwestią zasadniczą jest czas ewakuacji. W razie globalnej katastrofy ogłoszonej np. wczoraj (niech to będzie obiekt, który wywoła mega tsunami) ludzie na całym świecie zwiększą swoją aktywność nawet 100 krotnie. Na pewno będzie boom na markety i zajeb…sty ruch na drogach. Możliwość rezerwacji lotu będzie pograniczyła z cudem. Zatem można się spodziewać że lada moment wybuchną zamieszki. Znam może 2 osoby, które podjęłyby się takiej ewakuacji. Ja przeniosłem się już z miasta na daleką prowincję, moje przemyślenia były zgodne z materiałem powyżej z tą różnicą że wybrałem dodatkowo teren leśny który bardzo mocno chłonie wodę – i już się sprawdziło po podtopieniach. Należy nawiązać podstawową więź z sąsiadami aby wybadać ich nastroje i to czego się można po nich spodziewać. W żadnym wypadku nie można ujawniać swoich zasobów, nawet w małej miejscowości może doprowadzić to do linczu. Mieszkając na wsi mamy do czynienia z ludźmi którzy nie mają bladego pojęcia o możliwych katastrofach. Tutaj ludzie się modlą, chodzą regularnie do kościoła i piją do upadłego. Wszelkie próby wypytania ich o takie sytuacje kończą się śmiechem lub ich to wyraźnie drażni, więc odpuszczam. Zapasy kompletuję bardzo intensywnie i wiele już udało mi się zrobić. To na co wpadłem w przypadku takich małych miejscowości to konieczność posiadania dużej ilości wódki, papierosów i narzędzi.
    Pieniądze w ostatecznym rozrachunku będą mało ważne, bardziej złoto (ale co ważne!!! żądne złote monety tylko pierścionki, obrączki, metal tego typu, jeżeli ktoś podłapie że mamy złoto w monetach lub małych sztabkach – lincz lub włamanie murowane!) W planie mam jeszcze monitoring w podczerwieni, czekam ostatecznie na ofertę i wycenę. W przyszłym tygodniu spotkanie z panem, który bardzo ładnie oblicza mi zasilanie z ogniwa słonecznego (wstępnie wyszło trochę drogo, ale musimy to dokładnie jeszcze raz przeanalizować). Cenę głównie generują akumulatory żelowe – ale to już trochę of topic.

  7. Fong pisze:

    Witam moj pierwszy komentarz tu ,powiedz mi prosze autore co myslisz o sytuacji w ktorej nie ma się działki czy inaczej potencjalnego schronienia poza miastem jak w takim razie zapatrujesz sie np na sprawe taka jak „wywłaszczenie”sobie jakiegos wzglednie bezpiecznego opuszczonego kawałka ziemi jako swoja kryjówkę? Przykład nie ma prądu (scenariusz z hiperaktywnoscia słońca) wybuchaja zamieszki mam przygotowany prowiant załatwioną kwestię logistyczna ale uwazam ze moje obecne połóżenie nie jest bezpieczne i biorę pod uwage np znalezienie sobie opuszczonego miejsca ktore mozna zasiedlic i zabunkrowac sie tam.Miejsce w ktorym mozna by liczyc na przewage taktyczna i ktore było by bezpieczniejsze jak np: dom na przedsmiesciach czy miejsce na wiosce oddalonej od miesta.Z tym ze przejecie takiego terenu wiazalo by sie np z poprostu zamieszkaniem w opuszczonym budynku lub ew wysiedlenie aktualnych lokatorow.Pisze to ze wzgledu na to ze nie łatwo jest zainwestowac takiej kupy kasy niemal w ciemno na zakup działki i budowe schronu czy domu nie majac pewnosci czy to sie przyda kiedykolwiek.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Dlatego wydawaj pieniądze tak, by zakupy przydawały się jak najczęściej. Kup działkę, traktuj ją nie tylko jako celu ewakuacji, ale przede wszystkim jako miejsce spędzania wolnego czasu.

      W miejscu, nad którym nie masz kontrolą, nie zrobisz zapasów, nie przygotujesz alternatywnego źródła wody, ziemianki, itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.

banner