Kilka dni temu pod jednym z naszych filmów opublikowanych w YouTube (a także tu na blogu) pojawił się komentarz, na który uznaliśmy, że warto odpowiedzieć w formie osobnego materiału.
Komentarz brzmi tak:
witam bardzo fajny filmik ale czy mógł byś nagrać czy lepiej wynieść sie do innego kraju czy przygotować schronienie ? jak przygotować takie schronienie
Na tak postawione pytanie oczywiście nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Każdy z nas ma nieco inną sytuację i jego odpowiedź wyglądać będzie nieco inaczej. Dlatego na łamach tego filmu mogę jedynie podzielić się naszymi spostrzeżeniami i podpowiedzieć, co warto wziąć pod uwagę przy podejmowaniu takiej decyzji.
Pytanie dotyczy kwestii ewakuacji z domu. Jeśli przyczyną wyniesienia się z domu będzie na przykład jego pożar, a za granicą szybciej zarobimy pieniądze na to, by ten dom odbudować, to chyba łatwo podjąć taką decyzję. Z drugiej strony, czy nie lepiej mieć ubezpieczenie, które w razie pożaru pozwoli sfinansować odbudowę domu? (Chyba, że pożar będzie efektem wojny czy ataku terrorystycznego, bo od skutków takich zdarzeń towarzystwa ubezpieczać nas nie chcą).
Ale przecież konieczność ewakuacji może nigdy nie nastąpić. Dlatego lepiej odpowiedzieć sobie na pytanie: czy dziś lepiej (bezpieczniej, dostatniej) będzie mi wynieść się za granicę, czy pozostać w kraju?
Jeśli jestem biedny i wiem, że za granicą zarobię sensowne pieniądze, dzięki czemu lepiej będzie się żyć mnie i mojej rodzinie, to decyzja jest chyba prosta. Wprawdzie nie jest łatwo kraj opuścić, zwłaszcza gdy się ma wielu bliskich ludzi, a w obcym miejscu trzeba zaczynać od zera. Mimo to, wyjazd nawet na kilka lat może pozwolić na istotną zmianę życia na lepsze.
Moim zdaniem nie ma przesłanek geopolitycznych, które nakazywałyby się z kraju wynieść dzisiaj. Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy uważają inaczej, obawiając się np. zamachów terrorystycznych czy wojny.
Z punktu widzenia przeciętnej polskiej rodziny, za optymalne rozwiązanie uważam następujący plan:
- budowa bezpiecznego, dostatniego życia w kraju (rozwój zawodowy, dodatkowy biznes), w celu zapewnienia sobie finansowego bezpieczeństwa,
- przygotowanie domu/mieszkania do trudnych czasów (zapas żywności, wody, studnia, ziemianka, ogród, baterie słoneczne na dachu),
- zorganizowanie sobie celu ewakuacji, np. działki kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania.
Bardzo patriotyczne, mądre i pomocne! Zostać w mieszkaniu dużego miasta chyba z automatu wymusza opcję zapasy na 3-5 dni, a potem w nogi i na działkę. Wyjeżdżać czy zostać to kwestia wieku oraz parcia do lepszego życia, gdy Wam się uda na bank nie będziecie chcieli wracać bo po co. Jedynie obecna sytuacja z multi-kulti nie napawa optymizmem. Za kilka lat nasz kraj się pewnie przepełni od Ukraińców, Niemców czy może Anglików którzy nie będą mogli żyć we własnym kraju. Dlatego jak Krzysztof mówi, jechać narobić kasy potem wracać i powiększać nasze PKB.
PS. Krzysztofie na drugi raz nie dziw się, gdy jakiś nieznajomy powie do Ciebie „cześć” na przejściu dla pieszych ;).
Trafna przepowiednia. Już przed zamachami paryskimi widoczna była migracja obywateli francuskich pochodzenia żydowskiego, którzy nie mogą znieść wzrastającej fali arabskiego antysemityzmu. To się oczywiście nie odbywa na jakąś poważną skalę – ot pierwsze jaskółki.
Historia kołem się toczy.
Nie znam kontekstu, ale wygląda na to, że facet zadał pytanie w stylu: „lepiej kupić harleya, czy ciągnik siodłowy” bez przedstawiania specyfikacji warunków pracy, jaką by miał ten pojazd wykonywać.
Żeby na tak źle sformułowane pytanie odpowiedzieć, to najpierw by trzeba za pytającego określić do jakich warunków się ono odnosi, albo wyczerpująco wyłuszczyć katalog zagrożeń i odnosić się do każdego z nich. Przy czym jest o tyle trudniej, że każda z kategorii zagrożeń dzieli się na podklasy w zależności od intensywności.
Coś jak klasy autbrejków w „Zombie Survival Guide”, gdzie w zależności od skali tego samego zjawiska zalecano pozostawanie w przygotowanym mieszkaniu, lokalną ewakuację, bądź wyprawę w totalne odludzie.
Dzień dobry
W filmiku zabrakło mi podjęcia kontekstu obcości (braku zakorzenienia) względem środowiska, zarówno społecznego jak i przyrodniczego w jakiej by się niewątpliwie znalazła przynajmniej początkowo osoba chcąca budować swoje bezpieczniejsze życie za granicą. Warto by to dopowiedzieć, gdyż takie właśnie zakorzenienie w sytuacjach kryzysowych będzie dawać przewagę wiedzy, znajomości, umiejętności zachowania zgodnego z miejscową ludową mądrością wypracowaną przez pokolenia autochtonów. Mam tu na myśli sprawy klimatu, miejscowego dziko występującego pożywienia, medycyny ludowej, ale też schematów mentalnych na jakich działa społeczeństwo oraz miejscowe przeróżne tabu które możemy niechcący naruszyć pakując się w dodatkowe kłopoty, a o których możemy się od miejscowych nigdy nie dowiedzieć (za przykład niech posłużą przechodzące w poprzek miast, wsi a czasem nawet rodzin zadawnione urazy których nie brakuje nie tylko na polskich terenach przygranicznych).
Ponadto warto również rozważyć swoją obcość wobec nowego Państwa, które w sytuacji naprawdę masowej klęski takiej jak np. wojna może być zmuszone mówiąc delikatnie zadbać o nas dopiero w drugiej kolejności. Może się to objawić chociażby prozaicznymi kartkami na żywność które będą dla obcych mniejsze lub uzależnione od pracy na rzecz obronności. Tu warto zauważyć, że w krajach wyspiarskich reglamentacja żywności prawie na pewno będzie wprowadzona przy każdym nie tylko wojennym utrudnieniu żeglugi.
Reasumując warto rozważyć czy nie łatwiej będzie przetrwać nawet we „wrogim” kraju ale własnym gdzie znamy ścieżki i wiemy jak się ukryć, nawet w tłumie, niż skazywać się na prawie pewną sytuację uchodźcy, nawet jeśli uchodźctwo zastanie nas za biurkiem w pracy.
Wskazałeś bardzo istotne argumenty przeciwko ucieczce. Jednak bywają sytuacje, gdy we własnym kraju ma się pozycję gorszą, niż za granicą.
Powiedziałbym Ci – zapytaj francuskich Żydów z Republiki Vichy, ale byłoby to zadanie bardzo trudne, bo ich własne państwo wysłało ich wszystkich do niemieckich obozów zagłady.
Zgadzam się w dużej mierze z tym co napisałeś. Wykazałeś wiele istotnych kwestii które trzeba wziąć po uwagę rozważając budowę schronienia w innym kraju.
Dodam od siebie, iż moim zdaniem największymi benefitami wynikającymi z wyjazdu za granicę, tutaj będę przytaczać przykład Portugalii schronienia były by:
-Łagodny klimat(ciepła zima, mniejsza ilość potrzebnego opału, tymczasowe konstrukcje typu jurta namiot wojskowy zdały by egazmin przez cały rok, mniejszy wydatek kaloryczny w zimnych miesiącach, brak potrzeby gromadzenia dużych zapasów na zimę)
-Dłuższy okres wegetacji, większa różnorodność roślinności(możliwość ustanowienia samowystarczalności żywieniowej)
-W centralnej Portugalii na terenach górskich wiejska ludność jest bardzo zaradna, pomocna i skłonna do integracji.
-Nie są to tereny istotne jako punkt strategiczny bądź trasa przemarszu wojsk przy okazji natarć na inne kraje (odizolowanie).
Oczywiście są mankamenty takie jak początkowe większe trudności przy budowie siedliska(nieco wyższe koszta względem Polskich cen np. materiałów budowlanych), trudności z załatwieniem pewnych kwestii(nie znamy realiów oraz okolic) oraz początkowe bariery językowe połączone z poczuciem izolacji.
Reasumując. Jeżeli posiada się odpowiedni zapas gotówki, stawia się na samowystarczalność, gotowym się jest na próby integracji z lokalną społecznością oraz przede wszystkim miejsce docelowe jest wartym takiego trudu. Warto.
Te dwa końcowe z wymienionych przez Ciebie zalet Portugalii wydają mi się być kluczowymi. Może nie wygodniej, ale dalece bezpieczniej będzie w kraju podobnym kulturowo, „przyjaznym”, a w dodatku na uboczu.
Ja Tylko napisałem co według mnie ponadto co było w filmie „warto rozważyć” czyli zastanowić się za i przeciw i samemu podjąć decyzję. Masz rację, że są sytuacje zdecydowanie zachęcające do ucieczki. Nie musi to nawet być sytuacja Żyda w sfaszyzowanej europie, wystarcz że będzie totalna klęska suszy i spowodowany nią głód.
Przytoczyłem takie argumenty dlatego, że mi ich zabrakło a nie dlatego że uważam je za jedynie słuszne i wyczerpujące całość sprawy.
I nie trzeba mi „dopowiadać” tragicznym losem Żydów francuskich bo rozmowa na argumenty ostateczne a zwłaszcza emocjonalne przestaje być konstruktywna.
Ale jeśli już, to rozważny perspektywę ucieczki przez zieloną granicę z Vichy. Są 4 opcje, strefa okupowana (więcej Niemców), Włochy (faszyści), Hiszpania (faszyści), Szwajcaria (kraj handlujący azylem).
Proszę nie brać tego do siebie. To tak tylko pod rozwagę, bo przecież każda sytuacja jest inna.
Nie szło mi o granie na emocjach, a konkretny historyczny przykład, bo to lepsze od gdybania. Losy Żydów się po prostu idealnie nadają.
Rację masz, że odmienność, czy wrogość w kraju ucieczki musi być rozważona przed jej podjęciem – tu się znów przydają synowie Abrahama: nie pomnę teraz nazwy tego statku, ale pełen żydowskich uchodźców z Europy został odprawiony odmownie z USA i WB, a następnie zawrócony prosto w ręce Niemców.
Po prostu ciężko o jakiś uniwersalny algorytm, o jakąś uniwersalną zasadę, bowiem zbyt wiele jest różnych czynników do przeanalizowania, od samej przyczyny ewentualnej ucieczki poczynając.
Pzdr.
Istnieje nie tylko jeden kierunek ewakuacji. Pytanie zostać czy uciekać, a jeśli uciekać to do czego. Wielu naszych krajan ma domy wakacyjne poza RP i dla nich sprawa jest prosta. Wyjazd z zabezpieczeniem materialnym na pobyt , którego długość uzależniona jest od zamożności. Więc może to lepsze od działki z ziemianką . Odległość w tym przypadku nie ma tak kluczowego znaczenia jak czas podjęcia decyzji o tym, że pora ruszać. Jak celnie zauważył autor nie ma jednej odpowiedzi. Gdzie indziej uciekamy przed wojną a gdzie indziej przed ZUSEM . Być może największym i najbardziej realnym zagrożeniem są śmieszne emerytury ? A wtedy jakiś kraj o cenach niższych niż u nas pozwoli spokojniej prosperować. Co do zapasów to aby ciągle rotowały to przy pewnej ilości trzeba by było przestawić się tylko na konserwy i artykuły z zapasów – Ja wole świeże i niestety widać to po mnie. Co do wartości paru krzaczków pomidorów wprawdzie lepsze to niż nic ale bardzo szybko nic z nich nie zostanie. Więc przy większych problemach wyjazd jest znacznie lepszym rozwiązaniem niż jak pisał autor innego bloga ” tułanie się po lesie popijając wodą ze strumienia” . Więc jeśli mamy plan ucieczkowy może rozwińmy go o kolejny punkt , kiedy i w jakich warunkach opuszczamy RP.
To samo mam, jeśli idzie o zapasy – przecież co dwa lata (termin przydatności) nie będę wyrzucał półrocznego zapasu konserw, a z kolei rotować zapasy, znaczy jeść najgorszą chemię. Jankescy prepersi nawet są zdania, że to rotowanie konserwowych zapasów, to spisek rządu światowego, żeby potencjalnych opornych wpędzić w raka przez spożywanie azotanu potasu 😉
„czy lepiej wynieść sie do innego kraju czy przygotować schronienie ?”
1. Nie zawsze będzie możliwość wyjazdu z kraju: nieczynne lotniska, zamknięte granice
2. Nie przed wszystkimi zagrożeniami można uciec za granicę: ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, wojna światowa
3. Zagrożenia mogą nas spotkać także za granicą. Co wtedy?
Uważam, że wyjazd za granicę to nie jest alternatywa dla przygotowań na trudne czasy. Oczywiście warto mieć w swoim planie ewakuacji także wyjazd za granicę, jako jeden z wariantów. Jeśli nie mamy rodziny lub przyjaciół za granicą to należy przynajmniej wybrać wcześniej miejsce, do którego chcemy uciec, a także opracować kilka tras dojazdu do niego.
Moim zdaniem obecnie nie ma najmniejszego problemu w tym, aby do rynku pracy podchodzić globalnie (a przynajmniej kontynentalnie). Pojechanie za pracą z Warszawy do Gdańska niczym się nie różni od pojechania za pracą z Warszawy do Berlina – bariera jest tylko mentalna (no i ewentualnie językowa :D). Moim zdaniem świat coraz bardziej odchodzi od modelu pracy opartego o „ciepłą posadkę na całe życie”, ludzie często zmieniają pracę (w zasadzie w większości „popłatnych” zawodów standardem jest że się ją zmienia co kilka lat) i ktoś, dla kogo najważniejsze jest „zapuszczenie korzeni” w jednym miejscu, najczęściej przegrywa na rynku pracy z osobami, które mają pod tym względem elastyczne podejście.
Zakotwiczenie się w jednym miejscu daje złudne poczucie bezpieczeństwa, bo tak na prawdę znacznie większe bezpieczeństwo finansowe daje postawa „zawsze jestem gotowy zmienić pracę na lepszą – niezależnie gdzie na świecie ona będzie” niż postawa „mam swój etat i dobrze by było, gdyby się udało w nim przesiedzieć przez resztę życia”. Elastyczność, otwartość na zmiany (nawet „zaczynanie od zera”) i mobilność, to poważne atuty – nawet mając swój własny biznes w internecie warto myśleć w kategoriach gdzie będę miał niższe podatki, gdzie będę miał większy rynek zbytu, w którym kraju będę miał tańszą wysyłkę itd.
Piotr, po pierwsze, to w jakim Ty żyjesz kraju? 😉
Prze-ż jak ktoś jest współwłaścicielem firmy świadczącej jakieś reglamentowane usługi, np. geodetą, razem z tatą-geodetą, który w dodatku ma powyrabiane układy z władzami gminy, które wiedzą jak pod niego rozpisać przetarg, to co go czeka za granicą? 😉
To samo z jakimś urzędniczym pierdzistołkiem.
Podobnie też będzie miał prawdziwy fachowiec, ale z jakieś dziedziny w której istotna jest lokalna specyfika. Np. specjalista od rozpisywania wniosków na „środki unijne” nie miałby czego szukać w USA, czy w Szwajcarii.
Z drugiej strony zakotwiczenie stanowi wartość samą w sobie. Wystarczy porównać wszelkie wskaźniki tzw. kapitału społecznego na „ziemiach odzyskanych” i np na Podkarpaciu, że już nie wspomnę o Szwajcarii.
Chociaż oczywiście się zgadzam co do zasady – gotowość na zmiany jest niezbędna, nawet i bez kryzysów.
No jeśli ktoś działa w oparciu o „układy z władzami gminy” albo „przy tacie” to w ogóle nie można mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie finansowym – dla mnie to największe bagno w jakie się można wpakować (ktoś inny zaproponuje „lepszy układ” albo ktoś inny wygra wybory tudzież ktoś się wkurzy i wezwie telewizję i… jesteś w ciemnej d…, bo kończy się „układ” i jesteś w danym terenie „spalony”).
Poza tym nikt nikogo nie zmusza do bycia geodetą, pierdzistołkiem czy fachowcem od funduszy – jeśli ktoś sobie wybiera taką profesję, to bierze ją ze wszystkimi jej ograniczeniami. Lekarzem możesz być wszędzie na świecie (paradoksalnie tylko w Polsce nie możesz leczyć gdzie chcesz, lokalna izba lekarska musi się zgodzić), informatykiem też, kierowcą też, budowlańcem także, takich zawodów są setki tysięcy, no ale jak ktoś sobie wybrał bycie „specjalistą od śrubki numer pięć drugiego przęsła mostu w Wyszogrodzie” albo jego być albo nie być zależy od „przychylności kumpla z podstawówki, który pracuje w gminie”, to rzecz jasna na własne życzenie pakuje się w kajdany przykuwające go do danej lokalizacji.
Czy Ty nie za wiele wymagasz od ludzi? Mieliby dobrowolnie rezygnować z dobrej pozycji w neofeudalnej strukturze, albo innym cechu?
A co następne – żeby sami odkładali na emerytury, albo na lekarza? 😉
Wiesz, są i tacy, co zbiją szybę w monopolowym aby dostać ciepłą michę i dach nad głową w więzieniu (bo trzeba jakoś przezimować) – dla mnie wchodzenie w takie „neofeudalne struktury” to jest właśnie pchanie się w tego typu więzienie.
Tak się składa, że jeśli weźmiesz przeciętne zarobki w poszczególnych branżach (przeciętne, a nie przykłady nielicznych zarabiających dobrze), to wcale w tych „cechach” nie jest najlepiej. W telekomunikacji, bankowości, energetyce czy IT (zawody bez „reglamentacji cechu”, które można uprawiać wszędzie na świecie) są zawodami lepiej płatnymi niż utarte w tradycji „posadki” lekarza czy prawnika (i czym wyższa specjalizacja w branży, tym różnica bardziej widoczna).
Z mojego punktu widzenia ładowanie się w takie układy (czy to „neofeudalne” czy w „cechy z reglamentacją wstępu”) to po prostu kiepski pomysł na życie, bo wtedy tak na prawdę ktoś inny o tym życiu decyduje a nie Ty – jak to mówią: tylko martwe ryby płyną zawsze z prądem, żywe ryby płyną tam gdzie chcą 😉
Nie wiem czy czytałem na tym blogu czy nie ale przetrwanie zależne jest od społeczności w któej się funkcjonje. W miejskiej dżungli trudniej jest zorganizować „sąsiedzką” pomoc niż na wsi (tak mi sie przynajmniej wydaje). Wyjezdzajac za granice musimy mieć osoby które będą nam w stanie pomóc znaleź lekarza, kupić leki czy zaopiekować się dziećmi. O ile jest to łatwe dla kogoś kto często przebywa za granicą i ma już to drugie środowisko , to osoba wyjeżdzajaca pierwszy raz w nieznane miejsce będzie miała z tym problem. Jak napisałeś sytuacja każdego jest inna. W moim osobistym przypadku pozostanie jest bezpieczniejsze , pomimo tego ze władam dobrze językiem obcym, nie uważam to jest wystarczający atrybut wyjazdu. Utrzymywac dobre kontakty z sasiadami na wsi , strzelac na strzelnicy, robic zapasy , miec zatankoany samochod ot taka moja filozofia 🙂
O funkcjonowaniu w społeczności tu na pewno już było i jeszcze będzie, bo jak wspomniałeś, to ważny temat.
W mojej ocenie nie masz racji co do tego, że łatwiej o sąsiedzką pomoc na wsi. Łatwiej o sąsiedzką pomoc tam, gdzie znasz sąsiadów, niezależnie od tego, czy to miasto, czy wieś.
Ważne są też cechy indywidualne osoby. Jedni bez problemu nawiązują znajomości i bliższe relacje a inni są „nieśmiałkami”, którzy potrafią kilka lat w bloku mieszkać i nie znać sąsiadów. Tu się kłania po części to co napisał kriss – czy trzeba w jakimś miejscu mieszkać 10 lat aby wiedzieć gdzie szukać lekarza czy postrzelać sobie na strzelnicy?
„Skrytość”, swego rodzaju nieśmiałość, „powolne i ostrożne” nawiązywanie nowych znajomości itp. to są Wasze (kriss-a i Survivalisty-admina) cechy osobowości a nie jakieś obiektywne przeciwwskazania – trzeba rozróżniać sytuację typu „wyjazd w nieznane to problem” od „JA jadąc w nieznane będę miał problem” (wiele osób na świecie wyjechało w nieznane i problemów nie mają, ba nawet często jadą właśnie z tego powodu, że to „nieznane”). Od 18 roku życia przez 20 lat żyłem poza domem rodzinnym często „jeżdżąc w nieznane”, zmieniłem w tym czasie miejsce zamieszkania z 10 razy (w tym miałem epizody zagraniczne) i nie było z tym większych problemów (najtrudniej było pierwszy raz się „przełamać”, no ale bez pierwszego razu nie byłoby tych następnych, w których już jest z górki).
Nie przedstawiajcie swoich indywidualnych obaw i oporów (występujących tylko w Waszych głowach) jako obiektywnych przyczyn i argumentów – jeden się boi ognia, drugi wody a trzeci się boi zagadać do obcych ludzi (jest to dla niego wyraźnie trudniejsze niż rozmowa ze znajomymi), ok, bywa, ale to nie są jakiekolwiek obiektywne przeszkody występujące w „zewnętrznym” świecie.
Mam wrażenie, że w tym przypadku akurat Ty dokonujesz projekcji 😉
Tzn. sam będąc gawędziarzem odczuwasz do takich sympatię, co nie musi być regułą.
Jak u Hłaski, w „Pięknych Dwudziestoletnich”, w rozdziale gdzie opisywał jak sobie dać radę w więzieniu. Nie chce mi się teraz sięgać do biblioteczki, ale szło mniej więcej o to, że gawędziarze wzbudzić jawną wrogość w urodzonych mrukach.
Masz rację, że są ludzie, którzy nie mają żadnych problemów w nawiązywaniu kontaktów w obcym miejscu a ja do takich osób nie należę. Mimo to jednak nie zgodzę się z Tobą, że obiektywnie rzecz ujmując taki problem nie istnieje.
Nie da się ukryć, że człowiek nowy w danym środowisku ma zawsze gorszą sytuację, niż człowiek, który mieszka tam od wielu lat. Bez względu na to, jak bardzo dobrze radzi sobie z ludźmi, zawsze przez jakiś czas (krótszy lub dłuższy) będzie tym nowym, obcym, imigrantem itd.
W naprawdę poważnym i długotrwałym kryzysie najistotniejsze będą jednak więzy krwi. Najpierw ludzie przestaną pomagać obcym, później przestaną pomagać przyjaciołom i będą pomagać tylko rodzinie. Dlatego obiektywnie lepiej jest mieszkać tam, gdzie się ma tę rodzinę.
Albo móc być tam, gdzie „poważny i długotrwały kryzys” nie dotarł. Ja wybieram tę opcję – dla mnie obiektywnie to lepiej jest być „obcym” w miejscu gdzie panuje pokój, niż być „swoim” w miejscu, gdzie ludzie z głodu sobie gardła podrzynają za miskę ryżu.
Druga rzecz jest taka, że obiektywnie rzecz biorąc jeśli nie ma „poważnego i długotrwałego kryzysu”, to ten który ma mobilność i elastyczność, i dla którego rynkiem pracy jest powiedzmy cała Europa, ma lepiej (ma większy wybór) niż ten, dla którego rynek pracy na całe życie ogranicza się do 15 km od miejsca w którym się urodził.
W obydwu przypadkach (zarówno gdy jest długotrwały i poważny kryzys jak i gdy go nie ma) ten kto ma podejście „bez granic”, ten ma moim zdaniem lepiej.
@djans: więzienie to inna bajka, do więzienia nie idzie się z własnej woli i nie wybiera się kumpli w celi – nie wiem po co to mieszasz. Co do „gawędziarzy i mruków” – nikt nikogo nie zmusza aby się odzywał do każdego, możesz gawędzić z gawędziarzami a z mrukami ograniczać relacje do porannego dzień dobry. No ale jak czytam historie typu „bo w obcym miejscu nie wiem gdzie znaleźć lekarza” – no bez jaj, prawie każdy miejscowy Ci powie gdzie znaleźć lekarza jeśli będziesz tego potrzebował (i żaden „mruk” Ci siekiery w plecy za to nie wbije), zdobycie takiej informacji trwa dosłownie minutę, idziesz do sąsiada i pytasz (albo dzwonisz na numer alarmowy i pytasz), to nie są jakiekolwiek obiektywne „problemy”.
Więzienie to przykład pewnej przymusowej grupy funkcjonującej w kryzysowych warunkach. Nie chodzi no gawędzenie z mrukami, tylko o autentyczną niechęć, jaką taki gawędziarz wzbudza u mruków znajdujących się w takiej grupie.
Wyobraź Sobie grupową ewakuację, albo że trafiasz do obozu dla uchodźców.
Nie jest też tak, że zawsze możesz się teleportować, bez pomocy innych, w jakieś bezpieczne ustronia.
Wracając do Żydów – ten statek z uciekinierami nazywał się „St. Louis”. Podobnie nieciekawie skończyli radzieccy żołnierze z wyzwolonych przez aliantów niemieckich obozów jenieckich. Samo wydostanie się poza „zabójczą ziemię nie wystarcza”.
Z kolei w samym centrum piekła, w okupowanej Polsce, inni Żydzi, dzięki serdeczności i poświęceniu osób trzecich w miarę spokojnie przetrwali.
Od czasów drugiej wojny trochę minęło, żyjemy w zupełnie innym świecie. Obecnie obieg informacji jest zupełnie inny niż 75 lat temu i bez problemu można się zorientować gdzie uchodźcy będą mile widziani a gdzie nie i jakie rejony są objęte kryzysem (to że wielu ludziom wystarczy wyjąć wtyczkę z gniazdka z prądem lub internetem i są „odcięci od świata” to zupełnie inny temat).
Co do gawędziarz vs mruk – to Twoje założenie, że chodzi o gawędziarstwo (konieczność piłowania przysłowiowych zębów) – oczywiście to jak najbardziej wkurza (także mnie :D). Ja mam na myśli nie wkurzającego gadułę, tylko osobę która nie obawia się gęby otworzyć gdy zachodzi taka potrzeba – to zupełnie coś innego.
Według mnie pozostanie w kraju daje większe możliwości przygotowania się do sytuacji kryzysu.
Myślę o tych większych jak np.wojna.
Łatwiej jest o cel ewentualnej ewakuacji , o pomoc bliskich czy osób nam przyjaznych.
Poza granicami kraju wygląda to inaczej.
Nawet jeśli ktoś klepie nas po plecach nazywając nas przyjacielem,
w sytuacji kryzysu potrafi odwrócić się plecami .
Tam zawsze będziemy obcy.
Prawdą jest że lepiej jest być elastycznym i mobilnym w pracy i życiu.
To na pewno daje większe perspektywy na lepsze życie.
Toteż wyjazd na jakiś czas po to aby poprawić swoją sytuację materialną jest pomysłem bardzo dobrym.
Jednak przygotowanie na trudne czasy według mnie lepiej jest robić w kraju.
Tu jest chociażby rodzina na wsi gdzie można się ewentualnie zakotwiczyc , są przyjaciele i znajomi .
Moim zdaniem w obecnym czasie w związku z sytuacją jaka panuje w Europie to Polska
jest jednym z bardziej bezpicznych krajów, mimo wschodniego sasidztwa.
Teraz owszem mieszkać tu jest zapewne lepiej i łatwiej, ale ja wolałbym w
czasie poważnego kryzysu byc w swoim ojczystym kraju.
Pozdrawiam.
Akuart odpowiedz na pytanie zawarte w filmie bardziej skierowana jest na pozostanie niz wyjazd z PL, osobiscie mam kilka watpliwosci co do pozostania w PL na przyklad w wyniku wojny NATO Z Rosja. MIeszkam we wschodniej Polsce i dla mnie i mojej rodziny ewentualnie wejscie rosyjskich wojsk do Polski jest o wiele bardziej niebezpieczne niz dla mieszkanca poludniowo zachodniej czesci kraju. Wszyscy chyba doskonale wiemy ze w przypadku wojny Polska bedzie arena scierania sie frontow skonfliktowanych stron. NIe wiemy rowniez czy nie zostanie zastosowana bron chemiczna, biologiczna i atomowa. Ostatnio Rosja uzywa bomb kasetonowych w Syrii dlaczego mialaby ich nie zastosowac w Europie w przypadku konfliktu? Dlatego w zwiazku z tym mam watpliwosci czy faktycznie nie bedzie bezpieczniej wyjechac z PL nawet jezeli mialbym stac na granicy innego kraju (np poza Nato) jako uchodzca? Ponizej lista watpliwosci:
– zapasy zywnosci predzej czy pozniej sie skoncza nawet na wsi – nie wiemy ile potrwa wojna
– w przypadku zastosowania broni chemicznej, biologicznej czy atomowej to jeżeli nawet nie zginiemy bezposrednio w wyniku ataku to bedziemy narazeni na opad radioaktywny itd itd – w przypadku wyjazdu do kraju nieogarnietego wojna nie ma takiego zagrozenia
– mozna zaszyc sie na wsi, mozna miec dobre relacje z sasiadami ale w przypadku pojawienia sie oddzialow wroga w okolicy nasze bezpieczenstwo drastycznie maleje. Mozemy miec umiejetnosci strzelnicze ale nie wybijemy calego oddzialu w obronie rodziny… nie jestesmy jako Rambo, nie wspomne tutaj o tym jak rosyjskie wojsko zachowuje sie na terenach zajętych na Ukrainie – kobiety znikaja bez sladu, sa gwalcone itd – myslicie ze w Polsce inaczej by sie zachowywali?
– kazda wojna predzej czy pozniej sie skonczy, co w przypadku gdyby zawarto pokoj a tereny wschodniej i centralnej Polski znalazly sie po stronie rosyjskiej? O ucieczce wowczas nie ma zadnej mowy, nie wiemy jak okupant traktowalby ludnosc polska pomimo zakonczenia wojny….
– czy zostajac na wsi latwiej nam bedzie uspokoic dzieci, zone jezeli nad ich glowami beda latały rakiety? Uwazam ze stres dla dziecka z tym zwiazany bedzie o wiele wiekszy niz gdyby stalo u wrot wolnego kraju wspolnie z innymi ludzmi szukajacymi azylu
– w przypadku glodu w PL w wyniku wojny przyjdzie nam walczyc o zgromadzona zywnosc z sasiadami i innymi bandami szukajacymi latwego łupu – glodny czlowiek zapomni o dobrych relacjach sasiedzkich przed wojna
To tak pokrotce moje watpliwosci. Osobiscie w wyniku wojny jak najszybciej wywiozlbym rodzine poza PL, jest kilka krajow poza NATO, sa tez kraje ktore sa w NATO ale maja bardzo dobre relacje z Rosja – one na pewno zostana oszczedzone bynajmniej na poczatku ogolnoswiatowego konfliktu. To nam da czas na podjecie decyzji czy wyjezdzamy dalej czy pozostajemy w tym kraju. Pamietajmy rowniez ze po wojnie z Polski pozostana tylko zgliszcza, nawet jezeli bedziemy specjalistami od wielu dziedzin to odbudowa kraju po wojnie i dogonienie reszty niezniszczonej Europy bedzie wplywala na nasza sytuacje materialna. Pisze to jako osoba srednio znajaca angielski, ale raczej wole stac nawet razem z uchodzcami w Syrii na granicy kraju ktory nie jest objety wojna niz tlumaczyc dziecku ze kolejna rakieta nie uderzy w nasz dom. No chyba ze rozwiejecie moje obawy? 🙂
Zawsze trzeba brać pod uwagę wyjazd za granicę, lub chociaż wysłanie tam rodziny (nas mogą powołać). Warto wtedy znać przynajmniej komunikatywnie angielski i mieć papiery na wykonywanie przydatnych zawodów. Lepiej nosić cegły na budowie i mieszkać całą rodziną w kawalerce niż cieszyć się pobytem we własnym gospodarstwie na wsi którą za chwilę spacyfikują lub po prostu „ruskie wpadną sobie podymać”.
Imigrant/uchodźca to słowo które dziś kojarzy się z półanalfabetą z 5tką dzieci krzyczącym o socjal. Takim imigrantom szybko zamkną drzwi i szybko ich wywalą w razie czego.Co innego uchodźca który jest inżynierem/lekarzem/fachowcem, zna przynajmniej angielski komunikatywny i jeszcze najlepiej jak jest z tego samego obszaru kulturowego, pracodawca nie wypuści złotej kury z rąk, a na pewno nie od razu.
Warto więc uczyć się języków, zawodów (nie specjalistów od funduszy z unii), mieć kopie dokumentów potwierdzających uprawnienia i odbyte kursy. Suplement do dyplomu po angielsku itp. Więcej to pomoże niż te wszystkie noże i srebrne monety.
Zanim podejmiecie decyzje powinniście rozważyć przed czym chcecie uciekać, a dopiero potem zdefiniować gdzie?
Dziś wojna światowa była by naprawdę światowa i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Znajomi rozważali kiedyś możliwość kupna kawałka ziemi w Portugalii, ale okazało się że i tam są wycelowane rakiety SS-20. Kupno ziemi w Grecji (rodzice znajomego mają tam domek) obarczone jest strachem przed agresją Turcji, która jak wiadomo Greków nie kocha. Hiszpania ledwo się kupy trzyma i tylko patrzeć rewolty niepodległościowej, Niemcy zalewane przez islam tak jak i Francja. Na wyspach mają nas dość, a i katoliccy Irlandczycy też już więcej polaków nie chcą. W Skandynawii też już imigrantów nie chcą, a i do wschodniej dziczy blisko. Pozostaje Australia z Nową Zelandią i obie Ameryki, z tym że do usa (specjalnie z małej) trzeba wizę dostać (w razie wojny może ją dostać tylko ten obcokrajowiec który wyrazi chęć wstąpienia do ich armii celem walki w obronie usa – przepisy prawa wojennego usa). Więc na dobra sprawę zostanie tylko Ameryka południowa i środkowa, no ewentual Mechico (o Panamie też możemy zapomnieć bo tam tak naprawdę usa rządzi).
Widać więc, że tak dość gwałtownie ten świat nam się skurczył.
Gdzie więc uciekać zapytacie?
Rodacy ze wschodu polski (licząc od wschodniego brzegu Wisły na całej jej długości) powinni pogodzić się 🙂 z rodziną po jej zachodniej stronie. (wstępne uderzenie na zachód Europy powinno dotrzeć do Wisły właśnie i tam się ustabilizować – wytyczne sztabu generalnego rosji). Warto więc pierwszy etap ewakuacji tak zaplanować aby być po właściwej stronie tej rzeki.
Ja osobiście uważam że najlepszym miejscem ewakuacji, w razie dużej wojny, była by Kotlina Kłodzka, zero przemysłu (brak celów do bombardowań), dużo jaskiń, lasów i skałek- krótko mówiąc jest się gdzie ukryć.
Inne zagrożenia każdy z nas jest w stanie przeżyć w okolicy miejsca swojego dotychczasowego zamieszkania- po co więc uciekać za granicę.
Jako członek społeczności europejskiej korzystam z możliwości jakie to daje. Serwisowałem i serwisuje maszyny i urządzenia w różnych europejskich krajach i mieszkałem w nich (dłużej bądź krócej), pieniądze tam zarobione wydaje jednak tutaj na swoją rodzinę, dom i grajdoł na wsi. I to grajdoł przygotowuje właśnie jako zabezpieczenie dla swojej rodziny.
Zapominacie że NATO to nie tylko polska, jeśli dojdzie do dużego W to tak naprawdę nigdzie nie będziecie bezpieczni, nawet w Australii bo tam znów są tarcia z Chinami o strefę wpływów.
Tak przy okazji, to ja bym za bardzo na tym NATO nie polegał. USA czy Zachód wcale nie będą za nas oddawać życia jeśli nie będą w tym mieli swojego interesu. Mało tego, w razie W (konwencjonalnej) będzie im nawet zależało na tym, aby się na przykład Rosja „zadowoliła” zajęciem Polski i nie poszła dalej. Przed WWII też mieliśmy sojusze i co z tego? Sojusznicy przyłączyli się do wojny dopiero gdy sami byli zagrożeni.
Mamy też przykład Ukrainy – oddali broń atomową w zamian za gwarancje integralności terytorialnej. Ile były warte te gwarancje? Reakcja Zachodu jest śmieszna (a to że to było tylko memorandum a nie traktat, a to że komuś tam wizy nie dadzą do UE i tego typu dyplomatyczne „grożenia palcem”). Tak samo byłoby gdyby Rosja zaatakowała Polskę – Zachód za nas życia nie będzie oddawał (będą walczyć albo dopiero wtedy, gdy będzie ryzyko, ze Rosja posunie się za Odrę, albo gdy będzie w tym biznes).
Co do „przepisów prawa wojennego USA” – USA jest ciągle w stanie wojny od ponad 70-icu lat i wcale tymi przepisami bym się nie przejmował. Po prostu wizę dostaje ten, kto jest przydatny dla ich kraju – chętnie biorą fachowców i chętnie biorą żołnierzy a resztę… też chętnie biorą, ale bez przyznawania wizy (czyli nielegalnie – to jest dla nich znakomity biznes, bo to tak na prawdę ukryte niewolnictwo: tania siła robocza która w razie czego jest bez jakichkolwiek praw i którą po pierwsze zawsze łatwo deportować gdy stwarza problemy, a po drugie której nie trzeba świadczyć jakichkolwiek „usług państwa” typu ubezpieczenie zdrowotne, emerytura itd. – żaden kraj „taniej siły roboczej” nie dostanie od USA ruchu bezwizowego, bo to się im zwyczajnie nie opłaca, a gadki o nielegalnej pracy, przestępczości itd. to pic na wodę).
Rozumiem, że w kilku krajach ktore zostały wymienione np Grecji czy Portugalii mozna by gdybac czy byloby tam bezpiecznie. Ale przeciez nie wszystkie kraje w Europie sa w Nato. Przyklad – Serbia – utrzymuje poprawne stosunki z Rosją – na pewno rosyjskie mysliwce nie bombardowalyby tego kraju bo po co? Raczej Serbia nie wlaczylaby sie do walki po stronie Nato. I mozna by sie tam zatrzymac majac wczesniej odlozona sumę. Inny przyklad o neutralny Szwajcaria ktorej neutralnosc szanowaly wszystkie kraje podczas dwoch ostatnich wojen. Przeciez w koncu ten pokoj musi byc gdzies podpisany, czyz nie? 🙂 Idac dalej – Słowenia – pomimo przynależności do UE i NATO ma wrecz wzorowe stosunki z Rosją. Watpie ze nawet gdyby NATO walczylo z Rosją to Słowenia w ogole sie przylaczy, a więc na czas konfliktu będzie tam bezpiecznie. W dluzszej perspektywie wojny Rosja nie ma szans z NATO, kwestia jej kleski jest przesadzona. A szukając z pobliskiego podwórka – Węgry – myslicie ze przyjaciel Putina – Orban i jego narod doswiadcza agresji ze strony Rosji? Na pewno nie beda celem numer 1 takim jakim będzie Polska czy kraje baltyckie. Dlatego uwazam ze pozostawianie nawet na wsi w samym centrum teatru działan wojennych jest wielkim błędem. Tak jak pisalem poprzednio – wole prosic organizacje pomocowe o chleb dla rodziny ale spozywac go bez przelatujacych rakiet nad glowa niz zabunkrowac sie z rodzina i czekac – czy najpierw skoncza mi sie zapasy czy pojawia sie oddziały rosyjskie z przywodcami pokroju Motoroli działajacych na wschodzie Ukrainy. Zawsze znajdziemy prace nawet bez znajomosci jezyka o ile bedziemy chcieli pracowac i dostac dach nad glowa na czas konfliktu. Proste prace na roli i w gospodarstwie kazdy z nas potrafi wykonac – a mysle ze nie bedzie az takim problemem ich znalezienie w innym kraju. Podrozuje troche po Europie – po Rumunii, Bułgarii, Mołdawii i powiem jedno – ludzie ktorych tam spotykam sa o wiele bardziej przyjaxnie nastawieni i pomocni niz moi rodacy w PL – uwazam ze pisanie o braku pomocy ze strony obcokrajowca jest pisaniem na wyrost. Jezeli dany kraj nie bedzie objety dzialaniami wojennymi a na pewno takie kraje beda istnialy nawet w Europie to mamy tam najwieksze szanse na przezycie, o wiele wieksze niz pozostanie w schronie przydomowym w PL. Oczywiscie to moje zdanie ale ogladalem kilka dokumentow jak wojna wygladala na Bałkanach i jak wylada na wschodzie Ukrainy. Ci ktorzy pozostali nie dosc ze stracili dobytek to czesto i czlonkow rodziny. W przypadku wybuchu wojny najwieksze znaczenie bedzie mial czas w kotrym zdecydujemy sie wyjechać – to nie bedzie tak ze bedzie mozna wyjechac 2 tygodnie pozniej czy 3 miesiace pozniej jak sie skonczy zywnosc. Bedzie mozna wywiezc rodzine tylko na poczatku konfliktu, potem raczej bedzie juz za pozno na ucieczke nawet gdybysmy bardzo tego chcieli. Wydaje mi sie ze ktorzy nie dopuszczaja mysli o wyjezdzie z PL tak po prostu nie chca stracic swoich domow, posiadlosci i zgromadzonego dobytku, pytanie tylko czy ten caly dobytek jest warty smierci córki, syna czy wspołmalzonka? Ale oczywiscie kazdy bedzie mial swoj wybor i swoje decyzje – czy pozostanie w domu bylo oplacalne czy wyjazd z PL okaze sie po wojnie.
Przede wszystkim trzeba mieć wybór aby móc podejmować decyzje. Jeśli ktoś zostaje w domu „bo musi” (bo nie potrafi sobie poradzić gdzieś indziej), to jest tak samo niewolnikiem jak ktoś, kto nie jest na nic przygotowany i musi uciekać.
Cała rzecz polega na tym, aby w zależności od okoliczności móc swobodnie podjąć najlepszy wybór dla siebie i swojej rodziny (bez kierowania się osobistymi fobiami typu „bo ja się boję odzywać do obcych” czy „tam żyją 'inni ludzie’ i na pewno nie będzie wśród nich nikogo, kto zostanie moim kumplem czy przyjacielem”).
Odpowiedzią nie jest „lepiej zostać” czy „lepiej wyjechać”, tylko „mogę zarówno zostać jak i wyjechać, zależy co będzie lepsze w konkretnej sytuacji”.