Na co dzień nawigujemy z użyciem GPS. Korzystamy z tego zarówno jeżdżąc samochodem po obcym mieście, jak i w drodze do pracy. Coraz rzadziej korzystamy z map papierowych. I na łamach niniejszego materiału chcielibyśmy się zastanowić, jak korzystać z nawigacji na co dzień i co trzeba zorganizować, by móc korzystać z niej także, gdy zabraknie prądu, internetu, albo gdy tylko pozostaną papierowe mapy.
Oczywiście wszystko w myśl filozofii nowoczesnego survivalu, tj. budowy takich zabezpieczeń przed skutkami kryzysów, z jakich możemy też czerpać korzyści na co dzień. Czyli pamiętając o tym, jak z map i GPS korzystamy w zwykłych czynnościach, w pracy i na wakacjach.
Nawigacja GPS
Z nawigacji GPS warto korzystać nawet wtedy gdy dobrze znamy trasę. Google Maps (najpopularniejsza chyba w tej chwili tego typu aplikacja na komórki, wersja na Androida i iOS) jest w stanie reagować na natężenie ruchu oraz niespodziewane sytuacje. W razie czego podpowie alternatywny objazd i to samo w sobie będzie w takiej sytuacji kryzysowej stanowić ogromną pomoc. Nie będzie trzeba cofać się pod prąd na drodze ekspresowej… Ta funkcja nie zawsze działa dobrze, ale to inna historia. Lepiej opierać się na wskazaniach Google Maps (a także np. na informacjach pozyskanych za pomocą CB radia), niż tylko na własnej intuicji.
Z GPS coraz częściej korzystamy w komórkach, np. z użyciem właśnie wspomnianego Google Maps. Warto zadbać, by mapy działały również w razie braku dostępu do internetu (i żebyśmy mieli jak naładować ten telefon komórkowy).
Google Maps posiada funkcję map offline, tj. ściągane z internetu i zapisywane w pamięci telefonu. Tak ściągnięte mapy są ważne przez 30 dni od daty ściągnięcia. Po upływie 15 dni, aplikacja sama próbuje je zaktualizować przez WiFi — czyli w najgorszym razie mamy 15 dni działania mapy od momentu wystąpienia kryzysu (i wyłączenia internetu). Można ten okres wydłużyć, wymuszając aktualizację map ręcznie, dla pewności, np. raz w tygodniu.
Mapy offline w Google Maps pozwalają tylko wyznaczać trasę dla samochodu, ale nie trasę pieszą czy rowerową. W niektórych sytuacjach może to stanowić problem, gdy np. aplikacja wskaże tylko długą trasę dla samochodu, a nie będzie w stanie znaleźć krótszej, np. z kładkami dla pieszych nad autostradą.
Drugą aplikacją, z której korzystam do nawigacji w komórce, jest GPS Essentials. Ma masę funkcji przydatnych w nawiagacji, m.in. podaje dokładność pomiaru oraz ilość satelitów, w zasięgu których odbiornik w danym momencie się znajduje. To ułatwia odnalezienie miejsca z dobrym sygnałem, gdy jesteśmy np. w lesie. Poza tym, aplikacja korzysta z kilku różnych systemów map online, m.in. Open Street Map. Ta aplikacja również potrafi korzystać z map zapisanych w telefonie, ale nieco inaczej — po prostu mapa raz ściągnięta do pamięci telefonu pozostaje w niej do momentu ściągnięcia nowszej wersji. O ile dobrze rozumiem — bezterminowo.
Ostatnią aplikacją, jaką wykorzystuję na co dzień do nawigacji, są Szlaki turystyczne Mazowsza. Tę używam podczas wycieczek, gdy poruszam się jakimś oznaczonym w terenie szlakiem. Ta aplikacja także potrafi działać w trybie offline.
Ogólnie podróżowanie wzdłuż wyznaczonych szlaków uważam za dobry pomysł także z punktu widzenia wyznaczania sobie trasy ewakuacji. Łatwiej jest podążać trasą zaznaczoną takimi znakami, niż tylko notatkami czy kreską narysowaną na mapie. Uważam więc, że gdzie jest to możliwe i sensowne, warto trasę ewakuacji wytyczyć wzdłuż szlaków turystycznych — pieszych lub rowerowych.
Jeśli znacie inne warte uwagi aplikacje do komórki do nawigacji, dawajcie proszę znać w komentarzach. 😀
Mapy papierowe na co dzień i na trudne czasy
W zasadzie można wyróżnić trzy grupy map, które warto brać pod uwagę z punktu widzenia wykorzystania w sytuacjach codziennych i kryzysowych.
Atlasy samochodowe / plany miast
Pierwszą grupą, którą chciałem omówić, są różnego rodzaju atlasy samochodowe i plany miast. Budowane pod kątem korzystania przy podróżach samochodem, mają dobrze oznaczoną drogową sieć komunikacyjną, w szczególności numery dróg, nazwy miejscowości, numery i nazwy węzłów autostradowych.
Gdy kilkanaście lat temu zaczynałem swoje dorosłe podróże samochodem po Polsce, starałem się zawsze mieć w samochodzie atlas w skali 1:100 000 (o skalach map napisałem trochę nieco później). Dziś kupienie takiego atlasu jest bardzo trudne. Najczęściej można kupić taki w skali 1:200 000 lub 1:250 000 (a więc 2-2,5× mniej dokładny).
Na potrzeby poruszania się po mieście, warto kupić po prostu dokładny plan miejscowości. Na filmie pokazałem 3 różne plany Warszawy, różniące się między sobą wielkością i skalą. Najmniejszy to plan ścisłego centrum Warszawy w skali 1:26000, który po złożeniu ma wielkość karty kredytowej i można go z łatwością nosić nawet w portfelu.
Dobry plan miasta musi mieć nie tylko nazwy ulic, ale i ich numerację, ważne obiekty, oraz sieć komunikacji publicznej. Nawigacja na takim planie w miejskich warunkach przy odrobinie orientacji w terenie jest prosta, bo wystarczy tylko odczytać tabliczki z nazwami ulic, by szybko sprawdzić na mapie, gdzie dokładnie się znajdujemy.
Mapy topograficzne (wojskowe)
To chyba najbardziej szczegółowe mapy, jakie można kupić. Na mapach tych widać nawet pojedyncze gospodarstwa, linie energetyczne, oraz bardzo dokładną rzeźbę terenu. To fajne mapy do nawigacji z użyciem kompasu. Pojawiają się w kilku skalach, od 1:10 000 do 1:200 000.
Osobiście kiedyś miałem wielką zajawkę na te mapy i próbowałem kupić wszystkie dostępne mapy bliższej i dalszej okolicy w różnych skalach. Nawet mi się to częściowo udało, bo np. najbliższe okolice Warszawy to tylko 4 arkusze map w skali 1:100 000.
Mapy turystyczne
Najlepsze moim zdaniem mapy, zawierające także informacje o ważnych (ciekawych) obiektach oraz szlaki turystyczne. Dostępne w różnych skalach, zależnie od tego, jak duży obszar mają pokrywać.
Ja zazwyczaj kupuję takie mapy przed wyjazdem na urlop i później intensywnie z nich korzystam zarówno podczas przejazdów samochodem, jak i pieszych czy rowerowych wycieczek po okolicy. Przykładowo, będąc kilka lat temu w Bieszczadach byłem bardzo zadowolony z kupionej ówcześnie mapy tamtej okolicy, bo sprawdzała się świetnie tam, gdzie telefon komórkowy niespecjalnie był w stanie połączyć się z internetem i ściągnąć mapy. 🙂
Jak wybierać mapę na sytuacje kryzysowe i na co dzień?
Kupując mapę, z której będziemy korzystać np. w czasie ewakuacji, musimy pamiętać o kilku ważnych aspektach, które chciałem poniżej omówić.
Skala mapy i jej zasięg
Skala mapy jest informacją o tym, jak dużo szczegółów na niej znajdziemy. Ma postać ułamka, np. w formie 1:200 000. Ułamek ten informuje nas, jaka jest proporcja między odległościami na mapie a odległościami w terenie. Na mapie o tej skali 1 cm przedstawia 200 000 cm (czyli 2 000 m) w terenie.
Do podróży pieszych czy rowerowych (albo do zaznaczenia na niej ostatniego etapu trasy ewakuacji) mapa w skali 1:50 000 lub dokładniejsza będzie jak znalazł. Do jazdy samochodem — raczej w skali nie większej, niż 1:100 000.
Im liczba po dwukropku większa, tym mniejsza skala mapy (bo skala jest ułamkiem) i tym mniej szczegółów zobaczymy na mapie.
Wiadomo, że jest sens kupować tylko taką mapę, która pokazuje możliwie najdokładniej interesujący nas obszar. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe i czasem będzie trzeba kupić nawet kilka arkuszy mapy.
Aktualność mapy
Z biegiem czasu mapy tracą na aktualności. Zmieniają się nazwy ulic i ich numeracja, przebieg dróg, powstają nowe obwodnice i drogi szybkiego ruchu. Ważne jest, by mieć mapę jak najbardziej aktualną.
I to nawet w sytuacji, gdy planujemy ewakuację bez użycia autostrad czy nowych obwodnic. One przecież same w sobie stanowią przeszkodę terenową niczym rzeka, którą można pokonać w łatwy sposób tylko wiaduktem. Nie bardzo wyobrażam sobie przechodzenie na drugą stronę autostrady z plecakiem, czy objuczonym sprzętem rowerem z przyczepką.
Ten aspekt jest szczególnie istotny w przypadku map topograficznych, które najczęściej są po prostu stare. Podobnie jest z planami miast. Ładnie to widać w tym zbiorze archiwalnych planów Warszawy.
Papier kontra laminat
Ja bardzo lubię mapy laminowane w plastikowej folii, co daje im dużo lepszą wytrzymałość na trudne warunki użytkowania. Po takiej mapie można pisać ścieralnym flamastrem. Można się na niej położyć lub usiąść. Można w ostateczności zrobić z niej pelerynę przeciwdeszczową. Papierowa zniszczy się szybko po intensywnym użytkowaniu.
Oczywiście papierowa jest lżejsza, tańsza i lepiej nada się na rozpałkę.
Najlepsza mapa na trudne czasy?
W moim prywatnym odczuciu najlepszą mapą pod kątem sytuacji kryzysowych, jaką można kupić, będzie atlas samochodowy lub atlas miasta oraz dobra mapa turystyczna. Dobra, czyli:
- aktualna,
- dokładna,
- zawierająca wszystkie niezbędne informacje, np. istotne obiekty w okolicy oraz szlaki turystyczne,
- przedstawiająca również współrzędne GPS, aby można było nawigować na niej dokładnie z użyciem odbiornika GPS nawet wtedy, gdy mapy w nim nie będą działać.
I jeśli miałbym komuś rekomendować kupienie jakiejś konkretnej mapy, to właśnie byłby to taki zestaw: atlas samochodowy i mapa turystyczna.
Ja szczególną sympatią darzę laminowane mapy ExpressMap z serii Comfort Map. Korzystam z nich od kilku lat i jestem zadowolony. Ale w kolekcji mam też mapy WZKart.
Drukowanie własnych map
Mając dostęp do tak szerokiej bazy map online, jak Google Maps, Geoportal czy Open Street Map, można pokusić się o drukowanie własnych map.
Podobno istnieją aplikacje, które potrafią się z tymi bazami łączyć, by za nas tę pracę wykonywać, ale nie mam z nimi doświadczenia.
Najprostszą metodą będzie po prostu posklejanie ze sobą zrzutów ekranu z poszczególnych fragmentów mapy. Można też z różnych źródeł ściągać dostępne (nie wiem na ile legalne, więc będzie bez linka) skany map topograficznych. Jeśli znacie jakieś miejsca, z których można je pobierać, wpisujcie w komentarzach. 🙂
Naucz się korzystać z map!
Oczywiście milcząco zakładam, że na samym kupieniu map i odłożeniu ich na półkę się nie skończy. Że nauczysz się z nich korzystać, tj.:
- nawigować z wykorzystaniem mapy i kompasu (a jeśli nie masz kompasu, wyznaczać kierunki świata z pomocą zegarka),
- odnajdować swoje położenie na mapie miasta bez kompasu, tylko w oparciu o nazwy ulic i ważne obiekty,
- wyznaczać położenie na mapie turystycznej w oparciu o podawane przez odbiornik GPS współrzędne,
- mierzyć odległość na mapie i odnosić ją do odległości w terenie.
Pierwszym ćwiczeniem warto uczynić wyznaczenie w oparciu o mapę i rozpisanie jej szczegółowo trasy ewakuacji. Niech w wyniku tego ćwiczenia powstanie tekstowy opis trasy typu: „ruszyć ulicą Kwiatową na północ, po przejściu kilometra skręcić na skrzyżowaniu w lewo, za lasem iść w prawo w kierunku wieży”. Taki opis następnie dajemy komuś bliskiemu z zadaniem przećwiczenia go w praktyce — albo przynajmniej z pomocą Street View.
A trasę ewakuacji warto także na takiej mapie fizycznie umieścić (tj. namalować ją flamastrem). Niektórym osobom łatwiej będzie nawigować właśnie w ten sposób.
Mapy google’a już niejednokrotnie mnie zawiodły albo przez niedokładność lokalizacji, albo przez brak ścieżek „na skróty”. W dżungli obcego miasta posługuję się planem miasta. W terenie otwartym najlepiej sprawdzają się mapy wojskowe, ale ich dostępność jest mało zadowalająca.
No mnie też kiedyś wyprowadziły w pole, z którego wracałem przez czyjeś podwórko. Po prostu nie można wierzyć stuprocentowo we wszystko, co ta aplikacja podaje. 🙂
Mapy Googla szwankują przy zamknięciach dróg, nie kiedy jest duży korek, tylko gdy droga jest całkowicie nieprzejezdna. Do jazdy samochodem wolę mapy HERE (dawna Nokia obecnie MS) działają całkowicie offline.
Mapy topograficzne rastrowe są, dla całego kraju, dostępne online na portalu geoportal.gov.pl
(„RASTER” to są te mapy „wojskowe” i są z okresu jakoś lat 80-tych 90-tych, są też mapy topograficzne wektorowe aktualne opisane jako”TOPO”, sądząc po pobliskich inwestycjach jakoś z przed dwóch lat, ale może się to różnić od miejsca)
„RASTER” polecam do terenów niezurbanizowanych (Najlepsza mapa Tatr dokładnie to samo co Tatry 15 arkuszy w skali 1:10 000 „do u żytku sił zbrojnych PRL”); „TOPO” polecam do miejskich i dróg.
Może nie na co dzień, ale bardzo często korzystam z KAMAP. Fakt, jest płatne, jednak w górach nigdy mnie nie zawiodła, działa offline na Androidzie i PC. Nic nie zastąpi dobrej papierowej mapy i umiejętności z niej korzystania jednak jest to dobra alternatywa.
Elektronicznie: Locus + mapy polskie http://www.gmaptool.eu/pl/content/locus-polska-osm
Co do papieru to nie warto zbierać wszystkiego. Można wydrukować w kilku egzemplarzach zaplanowane trasy. Mapy miast posiadać co najwyżej dla tych których nie znacie a przewidujecie w nich być albo przejść w czasach względnie normalnych. Podczas ewakuacji w czasie ekstremalnego kryzysu miasta zalecam zwyczajnie omijać na drodze do celu – mapy niepotrzebne. Bardziej nada się możliwie aktualna samochodowa. Kompas polecam klasyczny mapowy. Tyle by zorientować mapę i określić odległości. A co do zegarka (jak kompas szlag trafi) to polecam mimo wszystko mieć mechaniczny w miarę odporny (polecam automatycznego zwykłego Vostok’a) co oczywiście nie przeszkadza mieć elektronicznego kombajnu.
Jeśli ma się dostatecznie dokładną mapę, to w Polsce w zasadzie dokładny kompas nie jest potrzebny (chyba że do poruszania się w większych gęstszych lasach itp.), spokojnie na sytuacje awaryjne wystarcza kompas „orientacyjny” (na przykład tzw. guzikowy), bo w naszym kraju w zasadzie nie ma dużych obszarów niezaludnionych – mapa z dokładniejszą siecią dróg, miejscowości i innych punktów orientacyjnych jest w zupełności wystarczająca.
Guzikowy to może za duży harcore 😉 ale z resztą się zgadzam. Zresztą „guzik” to ok. 5 PLN zaś „zwykły” to ok. 15-20 PLN. W tej materii oszczędzanie mija się z celem 🙂 a można dostać względnie dokładną linijkę i szkło powiększające wklejone w kompas.
Ale tu chodzi nie tylko o oszczędność pieniędzy, lecz także o oszczędność miejsca w plecaku i wagi noszonego przez siebie ekwipunku.
Jeśli poruszasz się drogami i nie potrzebujesz kompasu, to i kompas w zegarku, gwizdku, czy taki guzikowy właśnie, najprawdopodobniej Ci wystarczy.
Krzysztof, zgadzam się może z wyjątkiem tego „guzika”. Guziki zwykle „guzik” pokazują a nawet jeśli to trzeba do nich nosić okulary albo lupę. Prędzej zaoszczędzę kilogramy na kolejnym ciężkim wynalazku niż kilkanaście gram na kompasie. Tak praktyka.
@szary4all Kompas guzikowy można mieć w pasku zegarka czy w innym przedmiocie (ja na przykład mam jeden przyklejony we wnętrzu portfela). Zaletą dobrych kompasów guzikowych jest ich wytrzymałość (można spokojnie na niego nadepnąć, może spaść z większej wysokości, można po nim przejechać kołem samochodu i wytrzyma) – znacznie większa niż większości kompasów mapowych jakie mam (a mam Suunto M3, Rectę DP10 i parę kompasów z czasów PRL takich jak na przykład popularny http://static.myvimu.com/photo/77/72007723_m.jpg ). M3 czy DP10 są rewelacyjne jeśli wybieram się w jakąś nieznaną dzicz ale poza tym to większość terenów w Polsce są terenami „cywilizowanymi” gdzie od wsi do wsi masz 2-3km a co kilkaset metrów przebiega jakaś droga (i to wszystko masz zaznaczone na dobrych mapach więc wędrówka „na azymut” przez dziesiątki kilometrów nie jest konieczna a więc i wysoka dokładność pomiaru kompasu nie jest kluczowym elementem w „polskim survivalu”, wystarcza orientacyjny kierunek i punkty charakterystyczne, których nie brakuje).
Oczywiście tanie chińskie kompasy często „guzik” pokazują (i nie ma znaczenia, czy to kompas guzikowy czy płytkowy, czy jakaś podróbka Cammengi 27)
@Krzysztof Lis Na pewno kompas guzikowy nie jest oszczędnością pieniędzy. Dobre kompasy guzikowe są droższe od swoich odpowiedników „normalnych” rozmiarów (pomijam segment tanich wyrobów kompasopodobnych w cenie do kilkunastu złotych, które mają tylko wyglądać jak kompas, mam na myśli produkty w miarę renomowanych marek lub nawet chińskie ale porządnie zrobione).
@Piotr
Mam takie wrażenie że mimo że mamy XXI wiek jesteś ogarnięty markomanią czy brandyzowaniem. Kompas to magnetyzm – Fizyka. Jak ktoś lubi guziki to może mieć ich pięć i pięć innych kompasów. Ja mam jeden w zegarku, jeden mapowy i jeden „prawie” guzik przypinkę z termometrem – ze względu na termometr. Więcej nie potrzebuję bo sami zauważacie że Polska jest bardzo zurbanizowana, tyle że bywam często np w Himalajach czy w środkowej Afryce, tudzież w innych miejscach na świecie dłużej niż kilka dni w hotelu ze zorganizowaną przez biuro wycieczką. Dużo dłużej 🙂 Przecież tu nie chodzi o to by kogokolwiek przymuszać do czegokolwiek bo każdy stosownie do własnej sytuacji i planów sam kompletuje to co jest mu potrzebne i mam nadzieję nie teoretycznie ale na bazie praktycznych doświadczeń.
@szary4all Może i markomania, ale jak sam stwierdziłeś, tanie kompasy guzikowe za kilka zł czasem „guzik pokazują”, dodam że w tanich kompasach często pojawiają się z czasem pęcherzyki w kapsułce, często „klips” na takich kompasach ma małą wytrzymałość itd. A na przykład stary (40-letni, jeszcze NRD-owski) kompas działa do dzisiaj i mimo lat i używania w różnych warunkach (także temperaturowych) pęcherzyk powietrza się w kapsułce nie zrobił. Tak samo materiał z jakiego jest wykonana igła czasem ma znaczenie, jeśli materiał jest „miękki magnetycznie” to kompas potrafi się rozmagnesować od upadku czy od przebywania w pobliżu pola elektromagnetycznego czy w pobliżu kabli gdzie prąd zmienia się „impulsowo” (gwałtownie rośnie/maleje że igła kompasu nie nadąża się obracać za zmianami pola), między innymi Cammenga 27 po to jest pakowana w metalową klatkę Faradaya a nie w tworzywo typu ABS – oprócz tego że metalowa obudowa stanowi hamulec indukcyjny, więc nie trzeba płynu do stabilizacji, to przy okazji igła nie ulega rozmagnesowaniu od anteny radiostacji którą nosi żołnierz :D. O jakości łożyskowania i tłumienia igły nawet nie wspominam (czy o systemie „global” w Suunto M3 i Recta DP10, tu nie chodzi tylko o możliwość używania kompasu na dowolnej półkuli, bo to w „domowym survivalu” bez znaczenia, ale kompas prawidłowo pracuje przy znacznie większych przechyłach obudowy niż konstrukcje konwencjonalne – to wygodna sprawa gdy się używa kompasu podczas marszu).
Prowadziłem swego czasu kursy nawigacji dla harcerzy i z różnymi „wynalazkami” dzieciaki przychodziły, niektórych nie nazwałbym nawet kompasami (niektóre potrafiły mieć „odchył” od północy magnetycznej o 10-15 stopni 😀 niby da się używać, wystarczy uwzględnić to w „poprawce deklinacyjnej” ale jakoś taki niesmak do takich konstrukcji mi pozostał).
W survivalu na terenie Polski wystarczy prosty, miniaturowy kompas bez bajerów ale mimo wszystko uważam, że powinien być solidnie wykonany i odporny na niekorzystne warunki eksploatacji aby w sytuacji kryzysowej nie zawiódł.
są takie duże obszary, choćby puszcza rzepińska czy puszcza notecka, tatry, beskid sądecki, puszcza kampinoska, lasy bliżyńskie, lasy na wsch. od końskich i można obszarze 12×12 czy 20×20 km kręcić się w kółko bez kompasu przy pochmurnej pogodzie.
Dla mnie osobiście najlepsza byłaby taka nawigacja, żeby wpisać tylko współrzędne miejsca docelowego, aby pokazywało kierunek oraz odległość. Tyle w większości przypadków w zupełności wystarczy. Ale rzadko która appka ma taką opcję, żadnej takiej nie widziałem.
Może to zawieść jedynie na autostradach, bo te zjazdy i ślimaki są całkowicie nieintuicyjne. Ale piechotą byłoby idealne.
To mnie zawsze irytowało w nawigacjach dla pieszych, że pokazują którym chodnikiem iść. Przecież to nie ma znaczenia, o ile jakaś rzeka nie wyskoczy po drodze (idąc wzdłuż rzeki i tak trafi się na jakiś most lub przeprawę, ale to może być kilkadziesiąt kilometrów dalej). Kanionów też nie ma w Polsce.
Kiedy wiem w jakim kierunku, a jeszcze lepiej jak w jakiej odległości jest miejsce docelowe, to nie ma szans żebym sobie nie znalazł drogi i się zgubił.
Apka (na Androida) jakiej używam do celów o których piszesz w pierwszym akapicie, to HamGPS. Powstała na potrzeby krótkofalowców. Krótkofalowcy w trakcie łączności wymieniają się często pozycją w formacie Maidenhead, potocznie zwanym QTH Locatorem https://pl.wikipedia.org/wiki/QTH_locator i po wbiciu tego locatora aplikacja wylicza sama azymut i odległość do korespondenta. Apka ta obsługuje także współrzędne podane w postaci tradycyjnej (długość/szerokość geograficzna) – wybierasz Menu>SetTarget, wpisujesz współrzędne i masz to co trzeba (kierunek i odległość, jeśli masz kompas w smartfonie, to także całość się automatycznie „zorientuje” na ekranie względem północy magnetycznej).
to jakiś niedorzeczny pomysł. ludzie nigdy niemal nie znają wspórzędnych punku docelowego, a znają jego nazwę: miasta, wsi, leśniczówki, schroniska, restauracji, firmy, góry, wywierzyska ect., jeśli są tyko zdefiniowane nazwą. dlatego nazwa jest łatwa do wybrania albo wybór punktu na mapie (kliknięcie myszą, zazaczenie palcem), zwłaszcza niezdefiniowanego nazwą toponomastyczną. ignoracja przez ciebie przemawia.
azymut? kolo, chyba masz brak wyobraźni. na azymut iść przez Dolomity, fragmenty skalne Tatr, wielkie jeziora, z Helu do Gdyni przez Zatokę Pucką.
http://www.shtfplan.com/headline-news/artificial-intelligence-apple-plans-to-bring-ai-to-your-phone_06062018
Tam taki fajny tekst jest przepraszam ale nie mogłem się oprzeć.
TUTAJ KILKA INFORMACJI:
80% Afrykanów nie ma nawet elektryczności.
25% populacji światów nie ma dostępu do elektryczności.
60% światowej populacji nadal nie ma dostępu do toalet.
Problemy wodne dotykają połowę ludzkości:
• Około 1,1 miliarda ludzi w krajach rozwijających się ma nieodpowiedni dostęp do wody, a 2,6 miliarda nie ma podstawowych urządzeń sanitarnych.
• Prawie dwie trzecie osób pozbawionych dostępu do czystej wody żyje za mniej niż 2 dolary dziennie, a jedna osoba na trzy żyje za mniej niż 1 dolara dziennie.
• Ponad 660 milionów ludzi bez urządzeń sanitarnych żyje za mniej niż 2 USD dziennie, a ponad 385 milionów za mniej niż 1 USD dziennie.
• Dostęp do wody pitnej w gospodarstwach domowych wynosi średnio około 85% dla najbogatszych 20% populacji, w porównaniu z 25% dla najbiedniejszych 20%.
• 1,8 miliarda ludzi, którzy mają dostęp do źródła wody w odległości 1 kilometra, ale nie w swoim domu lub podwórzu, zużywa około 20 litrów dziennie. W Wielkiej Brytanii przeciętna osoba zużywa dziennie ponad 50 litrów wody spłukującej toalety (gdzie średnie dzienne zużycie wody wynosi około 150 litrów dziennie, a najwyższe średnie zużycie wody na świecie to w USA 600 litrów).
• Około 1,8 miliona zgonów dzieci rocznie w wyniku biegunki
• Utrata 443 milionów dni szkolnych rocznie z powodu chorób związanych z wodą.
• Blisko połowa wszystkich ludzi w krajach rozwijających się cierpiących w danym momencie na problemy zdrowotne spowodowane deficytem wody i warunków sanitarnych.
• Miliony kobiet spędzających kilka godzin dziennie na zbieraniu wody.
Liczba dzieci na świecie 2,2 miliarda Liczba w ubóstwie, 1 miliard (co drugie dziecko) Schronienie, bezpieczna woda i zdrowie
Dla 1,9 miliarda dzieci z krajów rozwijających się, istnieją:
• 640 milionów bez odpowiedniego schronienia (1 na 3)
• 400 milionów bez dostępu do bezpiecznej wody (1 na 5)
• 270 milionów bez dostępu do usług zdrowotnych (1 na 7)
Dzieci bez edukacji na całym świecie 121 milionów Przetrwanie dzieci na całym świecie,
• 10,6 miliona zmarło w 2003 roku, zanim osiągnęły wiek 5 (podobnie jak w przypadku populacji dzieci we Francji, Niemczech, Grecji i we Włoszech)
• 1,4 miliona ludzi umiera każdego roku z powodu braku dostępu do bezpiecznej wody pitnej i odpowiednich warunków sanitarnych
Zdrowie dzieci na
całym świecie,
• 2,2 miliona dzieci umiera każdego roku, ponieważ nie są zaszczepione
• 15 milionów dzieci osieroconych z powodu HIV / AIDS (podobne do całkowitej populacji dzieci w Niemczech lub Wielkiej Brytanii)
Obszary wiejskie stanowią trzy na cztery osoby żyjące za mniej niż 1 USD dziennie i podobną część światowej populacji cierpiącej z powodu niedożywienia. Urbanizacja nie jest jednak synonimem postępu człowieka. Wzrost urbanizacji slumsów znacznie przewyższa miejski wzrost.
Około połowa światowej populacji żyje obecnie w miastach i miasteczkach. W 2005 r. Jeden na trzech mieszkańców miast (około 1 miliarda ludzi) żył w warunkach slumsów.
W krajach rozwijających się około 2,5 miliarda ludzi musi polegać na biomasie, drewnie węglowym, węglu i zwierzęcych odchodach, aby zaspokoić swoje zapotrzebowanie na energię do gotowania. W Afryce subsaharyjskiej ponad 80 procent populacji zależy od tradycyjnej biomasy do gotowania, podobnie jak ponad połowa populacji Indii i Chin.
W 2005 r. Najbogatsze 20% świata stanowiło 76,6% ogólnej konsumpcji prywatnej. Najbiedniejsza piąta to zaledwie 1,5%:
Źródło: ht tp: //www.globalissues.org/article/26/poverty-facts-and-stats
Trzy pytania.
1. O co chodzi w podlinkowanym artykule i czego mamy się obawiać?
2. Co to ma wspólnego z tematem, o którym rozmawiamy?
3. Co mają wspólnego dane o dostępie do szczepionek czy wody z tematem artykułu o Apple?
Że technofillia , ochy achy nad gadżetami i strachy na lachy przed szpionem w sraj fonie . A poważny kryzys czy załamanie naciągniętych do granic możliwości łańcuchów logistycznych w kilka tygodni cofnie nas do poziomu opisanego w przykładach . Miliardy ludzi tak żyją więc nikt się nie będzie litował jak taka sytuacja przeciągnie się na lata czy dziesięciolecia . Przynajmniej ja tak odczytuje ten komentarz
Owszem, ale jeśli Ci ludzie żyją tam tak na co dzień, to wszystko tam jest już zorganizowane pod taki styl życia (infrastruktura, handel, rolnictwo, mieszkania, umiejętności ludzi itp.). U nas powrót do tego, co u nich jest codziennością, będzie miał znacznie tragiczniejsze skutki właśnie dlatego, że nie jesteśmy do tego przygotowani, na przykład rolnictwo mamy uzależnione od mechanizacji (i nie ma roślin i zwierząt wprawdzie mniej „wydajnych” rolniczo, ale naturalnie odpornych i nie wymagających dodatkowej ochrony), mamy scentralizowaną energetykę (nie mamy lokalnych małych elektrowni itp.), dystrybucja żywności jest uzależniona od ciągłych dostaw paliwa, funkcjonowanie większości infrastruktury kraju i większości zakładów (nie tylko przemysłowych, ale też drobniejszych rzemieślniczych) jest zależna od ciągłych dostaw prądu elektrycznego itd.
Tak więc… u nich mimo niższego standardu życia da się swobodnie przeżyć i funkcjonować, u nas się nie da, bo wszystko jest przystosowane do wysokiego standardu życia i wariant „niskiego standardu” nie jest możliwy do wprowadzenia z dnia na dzień (czy nawet z roku na rok :D).
Tak , ale z powodu że miliardy tak żyją nikogo z zewnątrz to nie będzie obchodzić . Radźcie sobie jak umiecie . Ewentualną pomoc w 95 % rozkradną sami zbierający a to co dotrze już nasi , miejscowi watażkowie . Wariant niskiego standardu nie nie jest możliwy tylko wprowadzi się sam . Bezwzględnie , brutalnie i brudno . Jak w okrążonym Sarajewie , w ostrzeliwanym Doniecku czy zdewastowanej walkami różnych frakcji Libii . I pod tym kontem trzeba myśleć .
Nawet moment wychodzenia na prostą w nowym niskim standardzie z nadzieją na jakieś tam jego podwyższenie to już będą „dobre czasy” po kompletny chaosie .
Ale na poprawę humoru zacytuje klasyka literatury Izraelskiej „Człowiek jest mocny”
Co do pomocy z zewnątrz – 100% zgoda, nie ma co na nią liczyć (nawet jeśli jakaś przyjdzie, to nie od razu, na początku trzeba będzie sobie poradzić samemu).
Jeśli chodzi o „zejście na niższy standard” – zależy jak to rozumieć, moim zdaniem przy większym kryzysie niższy standard sam się nie wprowadzi, na początku będzie tylko załamanie się „wysokiego standardu” i totalny chaos okupiony sporą ilością ofiar (dopiero po jakimś czasie dotrze się jakiś niższy standard).
to jakiś niedorzeczny pomysł. ludzie nigdy niemal nie znają wspórzędnych punku docelowego, a znają jego nazwę: miasta, wsi, leśniczówki, schroniska, restauracji, firmy, góry, wywierzyska ect., jeśli są tyko zdefiniowane nazwą. dlatego nazwa jest łatwa do wybrania albo wybór punktu na mapie (kliknięcie myszą, zazaczenie palcem), zwłaszcza niezdefiniowanego nazwą toponomastyczną. ignoracja przez ciebie przemawia.
azymut? kolo, chyba masz brak wyobraźni. na azymut iść przez Dolomity, fragmenty skalne Tatr, wielkie jeziora, z Helu do Gdyni przez Zatokę Pucką.
Mapy w komórce – ok. to ma każdy. Programy z wyznaczaniem ścieżek to są potrzebne tylko podczas jazdy autem. Przecież nie stanę samochodem na pasie ruchu w centrum Warszawy i nie będę wodził palcem po mapie. Tutaj potrzebuję prostego układu – parę kliknięć i słyszę gdzie i za ile km mam skręcić.
Programu do wyznaczania trasy pieszej czy rowerowej nie potrzebuję. bo mogę w każdej chwili zrobić małą przerwę i wyznaczyć sobie kolejne kilka km marszu. potem kolejna krótka przerwa etc.
Czy kompas w Polsce jest potrzebny. Tak. Raczej tak. Mimo wszystko w końcu staniemy gdzieś w lesie i stwierdzimy, że nie wiemy gdzie jesteśmy i wtedy np. bardzo pomocne jest określenie na jakie kierunki odchodzą ścieżki na tej krzyżówce. guzikowy da radę. Ale przeznaczeniem guzikowego jest właśnie być gdzieś w breloczku, zaszyty w ubraniu, schowany w zestawie survivalowym etc. Ja skłaniam się ku kompasowi płytkowemu, prostemu, taniemu bez szczerbinek lusterek innych cudów. Coś jak silva field. Oczywiście nie musi być to silva za 100 zł tylko znacznie tańszy kompas. Chodziło mi o typ. W decathlonie jest za 30 zł coś w tym stylu.
Co do map papierowych – ich wadą jest to , że nie będziemy ich mieli dość. O ile w samochodzie można sobie wozić cały atlas to w plecaku trzeba się ograniczyć do:
-1:100 000 całego planowanego obszaru działania. (metr mapy to 100 km) brak wielu małych ścieżek ale drogi powinny być wszystkie.
– wydruki google maps albo mapy turystyczne dużej dokładności obszarów kluczowych.
I trenować. Dobrą formą treningu są rajdy na orientację np. Harpagan, Harce prezesa, Tułacz, itp. itd.
Harpagan jako trening… nieźle! Ja bym pewnie musiał najpierw ostro potrenować aby w ogóle być sklasyfikowanym (zdążyć pokonać 100km w 24h) 😀
Jeśli chodzi ogólnie o przygotowania, to zauważyłem, że całkiem spora część survivalowców (nie piszę tu o Tobie) ma podejście typu „jak coś nie nadaje się na apokalipsę, to nie jest w ogóle warte uwagi” i to jest moim zdaniem błąd w założeniach. Na co dzień spokojnie wystarczy na przykład prosty (nie mylić z tandetnym za 2zł) kompas guzikowy przyklejony do okładki atlasu samochodowego i wrzucony gdzieś do bagażnika obok apteczki – jak padnie nawigacja w samochodzie (zawiedzie operator komórkowy, zepsuje się telefon itp.), to taki kompas w zupełności wystarczy do wstępnego zorientowania atlasu a szczegółowość mapy będzie wystarczająca aby trafić samochodem do celu (nawet jeśli to jakaś przysłowiowa wioska na zad…iu). Kompas płytkowy w samochodzie czy w EDC? Po co?
Zestaw map topo w dużej skali – jak najbardziej, ale w domu, a nie w plecaku noszonym ze sobą 😀 Jak przyjdzie potrzeba uciekania „przez pola i lasy”, to przecież nie podejmiemy tej decyzji stojąc na przystanku autobusowym przy powrocie z pracy i nie będziemy uciekać z samym EDC (a nawet jeśli, to w pierwszej kolejności udamy się do zapasowego celu ewakuacji, do którego drogę powinniśmy znać bez mapy, a tam już można zdecydować co będzie potrzebne jeśli zajdzie potrzeba pieszej wędrówki na długi dystans). Tak jak piszesz, w normalnej sytuacji jedna mapa topo najbliższej okolicy czy plan miasta w zupełności wystarczy i… też kompas płytkowy/mapowy nie jest potrzebny, też wystarczy cokolwiek do orientacyjnego wyznaczania północy (wstępnego zorientowania mapy). Stałem się zwolennikiem kompasów guzikowych, bo są małe i można je mieć wszędzie, na przykład jeden mam wklejony w portfel, jeden w okładkę atlasu samochodowego – to w zupełności wystarcza jako backup do kompasów elektronicznych jakie mam zawsze ze sobą (jeden w smartfonie drugi w zegarku). Lepsze kompasy biorę tylko na wyprawy „w dzicz” ale do normalnych sytuacji staram się miniaturyzować i minimalizować co się da – nie wyobrażam sobie chodzenia z kompasem płytkowym na co dzień 😀
@Piotr
Zauważ, że nigdzie w swojej wypowiedzi nie piszę, co do jakiego zestawu należy.
Harpagan jako trening – oczywiście. Nigdy nie udało mi się ukończyć „setki” ale są też 50 tki i 25 ki w odpowiednio krótszym czasie. Impreza ze względu na swoją masowość i zróżnicowany poziom uczestników nadaje się dobrze do treningu orientacji dla preppersa.
Kompas w EDC jest wg mnie niepotrzebny. Na co dzień poruszamy się w terenie znanym i kompas a często nawet i mapa nie są nam całkowicie potrzebne. EDC traktuję raczej jako zestaw na czasy spokojne. Kupony do McDonalda mogą w nim być cenniejsze od żyłki i haczyków :-D. A w czasach spokojnych – koniec języka za przewodnika.
Ale – sam to napisałeś – decyzji o ewakuacji pieszej nie podejmiemy na przystanku. Dlatego biorąc mapy zabieramy też coś do nawigacji. Ja zabiorę prosty kompas płytkowy. Jest po prostu wygodniejszy w użyciu, czytelniejszy i trudniejszy do zgubienia niż guzikowy. Ktoś inny zabierze guzikowy – bo tyle mu wystarczy. ktoś inny weźmie „wojskowy” bo to wojskowy. I będzie się dziwił po co te wszystkie podziałki inne niż 360 st. i te szczerbinki i lusterka. Ja optuję za prostym kompasem płytkowym jako kompromisem między rozmiarami cena i funkcjonalnością. Używam na płytce kompasu od czasu do czasu tej linijki i musiałbym nosić kawałek linijki osobno.
Jesli chodzi o mapy- rozwinę się.
1 – „sklepowa” mapa/atlas drogowy – żeby wiedzieć gdzie leżą miejscowości, jak przebiegają główne rzeki i drogi w okolicy etc.Pamięć ludzka jest zawodna.
2 – tyle map dokładnych/wydruków ile uznamy za słuszne wybranych przez nas okolic na trasie które z jakichś powodów są dla nas istotne. mają one uzupełniać mapę główną tam gdzie jest za mało detali.
Co do kompasu w EDC – jeśli miałbym w swoim życiu szukać sytuacji gdy kompas by się przydał (przy poruszaniu się w codziennym „rutynowym” terenie), to taką sytuację miałem tylko raz około 30 lat temu. Wracałem wtedy nad ranem do domu i przyszła tak gęsta mgła, że mimo iż poruszałem się bardzo dobrze znaną trasą, to nie wiedziałem gdzie jestem (szarówka, oświetlenie uliczne już zgasło, ale słońce jeszcze nie wyszło ponad horyzont, widoczność 3-4 metry) – jak szedłem przy ścianie budynków (aby widzieć tabliczki z nazwami ulic i numerami domów), to nie widziałem krawężnika i jezdni, masakra, zero poczucia kierunku w którym się poruszam i wiedzy gdzie jestem (tabliczki przy klatkach schodowych z numerami i nazwą ulicy to była moja jedyna orientacja). Po około 15-20 minutach słońce wyszło ponad widnokrąg, „przygrzało” i mgła się momentalnie rozeszła. Nie była to sytuacja w jakikolwiek sposób zagrażająca życiu itp. a jedynie przykład, że nawet w bardzo dobrze znanej okolicy można stracić orientację 😀
Zgadzam się co do tego, że w normalnych warunkach kompas nie jest potrzebny. Ja mam w EDC (i drugi w atlasie samochodowym) głównie po to aby o tym nie myśleć gdy gdzieś jadę (i jak mam wklejony na stałe, to nie zgubię :D) – jeszcze nigdy nie musiałem z nich skorzystać, to po prostu backup a nie podstawowe narzędzie nawigacyjne gdy się zgubię. Parę razy zdarzyło mi się, że nawigacja Google w smartfonie zawiodła (nie miałem zasięgu internetu) ale nigdy nie jest tak, że jadę „na ślepo” wg GPS-a, zawsze przed podróżą przeglądam całą trasę i potem podczas podróży mam świadomość gdzie jestem i którędy jadę, jak mapy Google zawiodą, to wystarczy jeden rzut oka do atlasu samochodowego i po problemie.
tak, mapy 1:100000 w mojej praktyce na nizinach są… kiepskim rozwiązaniem. osobiście zadowalam się tu mapami w skali 1:50000, choć dużo lepiej czułem się z mapami 1:25000, gdzie jak na dłoni widziałem w oparciu o poziomice układ wydm, np w zach. części puszczy kampinowskiej czy w puszczy noteckiej (świetna poniemiecka czarno-biała mapa sztabowa rejonu międzychodu po ś.+p. dziadku, strażniku przedwojennej straży granicznej).
w górach to co innego. 1:25000 to postawa ze względu ba rzeźbę terenu i czasem brak sieci osadniczej (beskid niski, sądecki, tatry, babia góra), ale w tatrach to przyda się ta 14 arkuszowa mapa w skali 1:10000, jeśli ktoś chce się pewnie poruszać poza szakiem wbew przepisom pakowym (mandat murowany) – ładnie mi się tam chodziło. nie jest to bynajmniejmapa wojskowa, jak ktoś napisał wyżej, a mapa turystyczna oparta na planie mapy wojskowej i prawdopodobnie ta niewojskowa zawiera pewne przekłamania. bardzo fajna. dysponuję wersją pierwszą: 15 nieskładanych arkuszy, w tym 15-ty z legendą plus książeczka o tej mapie i koperta na całość, super. mapa wojskowa to zawiera informacje o nośności mostów, z czego wykonane, brodach, obiektach strategicznych ect., a tego na mapie turystycznej się nie podaje.
w kwestii mapy:
szukam firmy, w ktorej mozna wydrukowac mape na materiale. chodzi o cienki material i dobra jakosc. cos co mozna uzyc jako chusteczka czy poszewka na poduszke, ale z nadrukiem mapy i drobnymi informacjami jak odleglosci czy alfabet morsa
Universal Survival pokazali taką mapę i podali namiary na firmę, która im to zrobiła, na tym filmie:
https://www.youtube.com/watch?v=0jAK0BCyINY&t=1132s
1. kupcie mape swiata. po przeczytaniu listow ludzi ktorych wywieziono na syberie, ludzi ,ktorzy musieli uciekac statkiem czy po prostu mieli okazje jechac pociagiem i raptem znalezli sie 500-1000 km dalej to taka mapa jest bardzo wazna.
2. polecam nocna droge krzyzową , wyznaczcie sobie trase papierowa i nie patrzcie na gps-y.
w nocy wszystko inaczej widac, ale nazwy ulic sa, kierunki sa. bardzo polecam
czytam komentarze i dopowiem jedno bo chyba nie ogarniacie.
GPS wsp. nie sa jednolite. jestconajmniej 3 ich rodzaje. Serio, i to co podacie np. na 112 moze sie okazac guzik warte. ostatnio byl przypadek w gorach gdzie nie dalo sie ekipie ratunkowej dotrzec do ludzi bo podawali inne wsp.
miejscie to na uwadze. a przy okazji poczytajcie o locji i znakach kolejowych
Korzystam z aplikacji Treck Buddy. Jest to chyba jedna z niewielu aplikacji, która potrafi pokazywać położenie na mapach rastrowych. Nie posiada wbudowanych map, więc trzeba sobie te mapy przygotować samodzielnie. Zaleta jest taka, że mapą może być np. wojskowa mapa topo w skali 1:5000, lub mapa historyczna, a nawet zdjęcia ortofoto.
Mapy ściągam za pomocą programu MapoTero. Pozwala on ściągnąć dowolną mapę z geoportalu. Wszystko jest legalne, więc spoko. Możemy zaznaczyć dowolnie duży obszar, a program ściągnie i połączy mapy w jeden plik. Następnie mapę (a w zasadzie dowolnego jpg) trzeba skalibrować. Do tego używam programu gpsMapEdit. Wystarczy wskazać 3 dowolne punkty o znanych współrzędnych, czyli takich, które możemy znaleźć na innych mapach i podać ich współrzędne. MapEdit generuje gotowe mapy do wgrania do treckbuddy, więc wystarczy export i voila.
Oprócz tego na co dzień używam też OsmAnd, czyli aplikację na androida do obsługi OpenStreetMaps. Mapy dowolnego obszaru można wgrać offline. Do samotnego łażenia przydatna jest funkcja wysyłania aktualnej pozycji poprzez sms. SMS przychodzi w postaci linka wraz ze współrzędnymi, więc zniecierpliwiona żona wie gdzie jestem i może zobaczyć to na mapie. W razie niebezpiecznej sytuacji można takiego linka wysłać np. służbom.
polecam bardzo dokładne mapy z adresu mapy.cz, mapy offline na cały świat, darmowe, możliwe ściąganie wybranych obszarów (u nas wg wojewódzw, w niemczech landów), działające szybko z gpsem na smartfonie. do całości przyda się dobry powerbank tp-link o pojemność 10400 mAH, ze sprawnością 85-90 % nominalnej pojemności, zgrabny mały prostopadłościan. świetna aplikacja do biegania, kolarstwa, turystyki, w tym górskich wypraw turystycznych.