Najważniejszy element zestawu EDC, który mamy zawsze przy sobie

Mniej więcej miesiąc temu na naszej facebookowej grupie dyskusyjnej zrobiliśmy ankietę, w której pytaliśmy Was o to, co jest najważniejszym elementem zestawu do codziennego noszenia, EDC (ang. every-day carry). Dziś podsumujemy wyniki tej ankiety i zastanowimy się, co jest najważniejsze tak naprawdę.

Zestaw EDC to pierwsza warstwa przedmiotów, które mają nam pomóc w sytuacjach kryzysowych. To są po prostu te przedmioty, które każdy z nas ma zawsze przy sobie. Przy czym „zawsze” i „przy sobie” to pojęcia umowne. Ja na przykład w tej chwili noszę swoje rzeczy w torbie Helikon Bushcraft Satchel, a więc zestaw przetrwania mam przy sobie wtedy, gdy mam przy sobie torbę. Wiadomo, że nie zabieram jej wychodząc z klatki by wynieść śmieci czy skoczyć do spożywczaka w sąsiednim bloku. Ale w każdej innej sytuacji — już tak.

Niektórzy wolą przenosić EDC bezpośrednio na sobie, w kieszeniach, zasobnikach, nerce, albo torebce na pasku. Nie wszyscy mają możliwość trzymania przy sobie większej torby czy plecaka. Ja swoją rzucam zawsze pod biurko w pracy. Jako że od biurka odchodzę tylko kilka razy dziennie i to raczej na krótko, przykładowo w razie ewakuacji z powodu pożaru (a takie próbne ewakuacje mamy czasami) najprawdopodobniej będę mieć torbę pod ręką.

To właśnie rzeczy, które mamy przy sobie zawsze, najczęściej będą nam pomagać w kryzysowych sytuacjach. Dlatego tak bardzo istotne jest, byśmy nosili przedmioty, które naprawdę mogą nam pomóc.

My pytaliśmy Was o to, co jest tym jednym najważniejszym elementem zestawu EDC i dostaliśmy ponad 200 odpowiedzi. Oto one.

Plecak, woda, kompas, kluczyki do samochodu, karta płatnicza

Każda z tych opcji dostała jeden głos. Kluczyki do samochodu i karta płatnicza pewnie wchodzą w skład zestawu EDC przeciętnego Polaka (nawet takiego, który nie zdaje sobie sprawy, że jest coś takiego, jak zestaw EDC i że go przy sobie nosi). Butelkę z wodą doceni każdy, kto utknie w pociągu w czasie dojazdu do pracy na kilka godzin. Ale kompas?

Plecak mnie osobiście nie wydaje się szczególnie istotny. Nie wiem, czemu ktoś uznał go za element zestawu EDC najważniejszy.

Dokumenty, dobre buty

Zebrały po 2 głosy. Słusznie. Bez prawa jazdy samochodem się nie jeździ. Bez dobrych butów powrót pieszo do domu z pracy może być trudny. Ja teraz mam z biura do domu bardzo blisko, ale kiedyś, gdy miałem kilkanaście kilometrów, starałem się zawsze do pracy jeździć w wygodnych, rozchodzonych butach, by w razie czego móc całą trasę do domu pokonać pieszo i nic sobie nie poobcierać. Można robić na odwrót — jeździć do biura w eleganckich butach, a te wygodne trzymać w szafce na ewentualność pieszego powrotu do domu.

Zapalniczka/zapałki, krzesiwo

Zapalniczka/zapałki dostały 3 głosy, krzesiwo — 4. Nic dziwnego. W tradycyjnym survivalu ogień jest bardzo ważny dla przetrwania — to metoda na zapewnienie ciepła, przygotowywanie posiłków, gotowanie wody, czy nawet obronę przed dzikimi zwierzętami.

Ale czy w warunkach kryzysowych, jakie możemy napotkać w codziennym życiu w mieście, najważniejszy jest właśnie sprzęt do rozpalania ognia? Przecież w miejskich warunkach z łatwością można znaleźć samochód, którego akumulatorem łatwo rozpalimy ogień. Zresztą… czy w miejskich warunkach ogień też jest tak istotny?

Tylko żeby nie było wątpliwości. Ja nie zniechęcam Was do noszenia krzesiwa, zapałek czy zapalniczki. Sam mam przy sobie zawsze co najmniej kilka przedmiotów do rozpalania ognia. Ze dwie zapalniczki, po każdej wizycie na cmentarzu też mi zostają jakieś zapałki w kieszeniach czy torbie. Mam też jakieś chusteczki zawsze, które mógłbym użyć w charakterze rozpałki, gdybym chciał zaszpanować i rozpalić ogień krzesiwem. Nie mam jednak poczucia, że są to rzeczy dla mojego przeżycia najważniejsze.

Latarka, małpeczka (alkohol)

Po 6 głosów dostały latarka i małpeczka, czyli mała buteleczka alkoholu.

Co do latarek to się chyba wszyscy zgadzamy. Czasem trzeba wygrzebać coś spod fotela w samochodzie czy spod samochodu, latarka w tym bardzo pomoże. Warto ją mieć przy sobie.

Ale butelkę alkoholu?

To oczywiście nie jest tak, że alkohol w trudnych czasach będzie nieprzydatny. Wręcz przeciwnie — nie bez przyczyny mamy osobny materiał o tym, czemu warto mieć zapas alkoholu na sytuacje kryzysowe. Ale czy to oznacza, że powinniśmy mieć go cały czas przy sobie?

Rozumiem, że 100-200 ml spirytusu w zestawie ucieczkowym jako paliwo do kuchenki ma sens. Ale tę odpowiedź w ankiecie traktuję w charakterze żartu.

Apteczka, papierosy

Podobna sytuacja, jak powyżej, po 8 głosów otrzymało coś bardzo przydatnego i coś, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnego.

Apteczkę przy sobie mieć warto. Jakieś plastry, inne materiały opatrunkowe, podstawowe leki (na ból głowy na przykład), rękawiczki jednorazowe, maseczkę do resuscytacji. Najczęściej przydają się plastry, zwłaszcza, gdy się ma dzieci.

Ale papierosy?

Jeśli uważasz, że najważniejszym elementem Twojego zestawu EDC są papierosy, to moim zdaniem powinieneś się zastanowić, czy to nie jest dobry moment na rzucenie palenia. W trudnych czasach ktoś uzależniony od tytoniu będzie miał dużo trudniej, niż osoby nieobarczone tym problemem.

Gotówka

Aż 12 osób wybrało tę opcję (jak pamiętamy, kartę płatniczą — tylko jedna). I słusznie. Gotówki możemy użyć w większej liczbie miejsc, niż karty płatniczej (choć też nie do końca, w niektórych automatach biletowych w Warszawie, tych zainstalowanych w autobusach, można skorzystać TYLKO z karty, a w innych zapłacić tylko bilonem). Przyda się także, gdy nie będzie prądu i terminale do kart działać nie będą w ogóle.

Moim zdaniem warto mieć przy sobie nie tylko kartę, lecz także właśnie gotówkę — w różnych nominałach, także w bilonie.

Scyzoryk lub multitool

Pełna zgoda z mojej strony. Scyzoryk albo multitool to narzędzia bardzo przydatne. Można nimi próbować naprawić rower czy wózek dziecięcy na spacerze. Ja sam wiele razy używałem śrubokrętów w tego typu narzędziach do naprawy różnych rzeczy (ostatnio — krzesła biurowego, od którego odpadło mi oparcie). W domu, gdy rozkręcam komputer by go wyczyścić, także sięgnę po multitool z bitami (w tej chwili używam Leathermana Charge ALX), zamiast po śrubokręt, leżący gdzieś w głęboko w szafie w skrzynce z narzędziami, bo jest mi po prostu łatwiej…

Scyzoryki też zawsze wybierałem takie, które mają porządne śrubokręty. Warto mieć choćby taki miniaturowy, w formie breloczka przy kluczach.

Nóż

Teraz będzie kontrowersyjnie, bo drugim najczęściej wybieranym przez Was w ankiecie elementem zestawu EDC był nóż. A ja uważam, że nóż wcale nie jest najważniejszy.

Znów, żeby nie było wątpliwości, ja sam oprócz multitoola bardzo często noszę przy sobie nóż. Teraz ostatnio jeden ze składanych nożyków Sanrenmu, który bardzo lubię. Ale nie mam poczucia, że jest to najważniejsze narzędzie, które ma zagwarantować moje przetrwanie.

W tradycyjnym survivalu nóż jest narzędziem bardzo przydatnym i co do tego nie sposób się nie zgodzić. To naprawdę wielofunkcyjne narzędzie, którym można zrobić mnóstwo rzeczy. Jak się ktoś uprze, to i nożem zetnie duże drzewo, choć może mu to zająć 3 tygodnie.

Ale na co dzień? Po co nosić ze sobą nóż na co dzień? Mam wrażenie, że może to być coś w rodzaju:

Ja to noszę przy sobie nóż, bo jestem prawdziwym mężczyzną, nie to, co te metroseksualne p**dy w rurkach, które noszą przy sobie co najwyżej sojowe latte w papierowych kubeczkach!

Fajnie jest się czuć lepszym od innych, ale to trochę głupie podejście. Ja chyba nie jestem prawdziwym mężczyzną, skoro czasem chodzę w rurkach, lubię latte (choć nie z sojowym mlekiem) i jednocześnie noszę przy sobie nóż. Istny mindfuck!

Moim zdaniem najistotniejszym elementem zestawu EDC jest

telefon komórkowy

i nie bez przyczyny mamy osobny materiał o tym, jak wykorzystywać telefon komórkowy w nowoczesnym survivalu.

Dlaczego jest najważniejszy?

Bo właśnie z jego pomocą będziemy w stanie rozwiązać mnóstwo sytuacji kryzysowych, które nam się przydarzą:

  • wezwać pomoc, gdy ktoś napada staruszkę na drugim końcu ulicy,
  • wezwać straż pożarną i karetkę po wypadku samochodowym,
  • albo pomoc drogową, gdy samochód rozkraczy się na autostradzie,
  • znaleźć drogę z wykorzystaniem mapy i wbudowanego w telefon GPS, gdy zgubimy się w lesie,
  • zapłacić w sklepie,
  • rozpalić ogień prądem z baterii telefonu,
  • poinformować bliskich, że coś się nam stało, albo właśnie, że wszystko jest okay.

To telefon jest najważniejszy i dlatego musimy dbać o to, by był zdolny do pracy. Pilnować jego naładowania, albo przynajmniej nosić przy sobie naładowany powerbank.

Co jest najważniejszym elementem zestawu do codziennego noszenia (EDC)? Tak wyglądały Wasze odpowiedzi w przeprowadzonej przez nas ankiecie.

Ilu ludzi, tyle zestawów EDC

Oczywiście każdy z nas ma nieco inny zestaw EDC, bo mamy inne potrzeby i możliwości. Jedni mogą nosić przy sobie więcej, niż inni. Jedni potrzebują czegoś, czego ktoś inny nie musi mieć przy sobie. Czasem nosimy przy sobie pewne rzeczy tylko dlatego, że są fajne.

Jeden z Was podesłał nam niedawno obrazek z jakiejś polskiej grupy o EDC, na którym ktoś przedstawił swój zestaw przetrwania, który nosi codziennie. Były tam dwa noże i resorak. Po co ten resorak? Oczywiście, jeśli ktoś chce nosić przy sobie fidget spinner albo resoraka, to ja mu tego bronić nie będę. Gdybyśmy zajrzeli do mojej torby pewnie by się okazało, że jest tam sporo rzeczy, które nie są mi niezbędne.

Ale bądźmy szczerzy sami ze sobą. Zastanówmy się uczciwie nad tym, co nosimy dlatego, że jest nam NIEZBĘDNE, a co tylko dlatego, że jest fajne, albo że dzięki temu czujemy się fajniejsi (jak pewnie niektórzy patrzą na noszenie noża). Oceńmy realnie, jakie sytuacje nam zagrażają i jak możemy sobie z nimi poradzić. Nożem, czy raczej telefonem.

Tylko w ten sposób realnie zwiększymy swoje szanse na przetrwanie trudnych czasów i kryzysowych sytuacji.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

18 komentarzy

  1. Michal pisze:

    Az dziwne, że nikt nie wymienił powerbanka. Mi się czasami przydaje, aby doładować telefon czy zegarek. Mały powerbank o pojemności 3A który mam zawsze przy sobie.

    • Gregor pisze:

      Wiem, że się czepiam, ale pojemność pb nie jest 3 A tylko 3 Ah jak już 🙂

      • Michal pisze:

        Jasne, pojemność podajemy w amperogodzinach, z mojej strony był to skrót myślowy, ale dobrze, że zwróciłeś na to uwagę, będzie jasne dla innych.

      • Piotr pisze:

        Jak już się czepiać, to pojemność wyraża się w faradach, a w amperogodzinach wyraża się zgromadzony ładunek elektryczny ale… marketing producentów telefonów komórkowych zrobił swoje (nawet na Wikipedii :D) i ludzie myślą, że więcej miliamperogodzin to więcej energii w akumulatorze (i dłuższa praca telefonu) zupełnie nie zwracając uwagi na… napięcie pracy akumulatora 😀

  2. Gregor pisze:

    Gotówką nie zapłacisz w sklepie, jak nie ma prądu, bo sprzedaż bez kasy fiskalnej to przestępstwo skarbowe. A w sytuacji, gdy sprzedawcy zlewają jakiekolwiek prawo, to gotówka i tak nie ma żadnego znaczenia.

    • Piotr pisze:

      Przedstawiasz tylko skrajności typu po co mi przygotowania, jak będzie coś banalnego, to przetrwam bez przygotowania a jak walnie atomówka w moją chałupę, to żadne przygotowania nic nie pomogą 😀 Jest mnóstwo sytuacji pośrednich (znacznie bardziej prawdopodobnych) na przykład sytuacja, że kasy fiskalne jeszcze będą działać (na przykład na wbudowanych akumulatorach czy podłączone do akumulatora samochodowego) ale terminale kart płatniczych już działać nie będą (padnie internet). Albo w przypadku awarii sprzedawca w sklepie osiedlowym sprzeda znajomym podstawowe produkty za gotówkę zapisując co sprzedał, a jak awaria zostanie usunięta, to nabie potem w system sprzedane towary aby wszystko się zgadzało – sklepikarz nie zlewa całkowicie prawa a jedynie odkłada moment nabicia towaru na kasę (czyli sprzeda za gotówkę towar którego potrzebujesz akurat teraz, a nabije to sobie na kasę po usunięciu awarii), to oczywiście też naruszenie prawa ale z docelowym usunięciem wszystkich skutków jego naruszenia.

    • PABLO pisze:

      Kasa fiskalna obowiązkowo jest wyposażona w akumulator. Jeżeli nie jest zajechany (teoretycznie nie powinien być bo jest sprawdzany podczas obowiązkowego przeglądu okresowego) i jeżeli kasa normalnie pracuje z zasilania sieciowego (czyli nie zużywa akumulatora) co ma miejsce w zdecydowanej większości przypadków w sklepach stacjonarnych, to da się sprzedawać jeszcze przez stosunkowo długi czas po awarii zasilania. I tak mowa o małych sklepach, bo te większe mają systemy komputerowe podtrzymywane przez UPS. Inna sprawa, że trudno sobie wyobrazić sytuację, w której sklepikarz nie bierze gotówki tylko dlatego, że nie może wystawić paragonu.

      • robal_pl pisze:

        A czy jest jakieś awaryjne prawo pozwalające jednak w razie długotrwałego braku prądu w całej okolicy na sprzedawanie towaru ? Bo brak takiej sprzedaży skończy się rabowaniem sklepów z towaru, którego nie można sprzedawać z powodu nieczynnej kasy fiskalnej.
        Wątpię czy ludzie będą mieli ochotę zdychać z głodu pod sklepem z powodu przepisów fiskalnych.

  3. Joanna pisze:

    Wypłacić gotówkę

  4. Kasztelan Mirmił pisze:

    Fajnie, że zadałeś pytanie, na ile nóż jest ważny na co dzień . Taka już nasza natura, że mali i więksi chłopcy tak samo potrzebują zabawek.

  5. wrrt pisze:

    tzw. shell 0
    albo zestaw zero
    to jest ubranie, moje ubranie jest na tyle dobre bym mogl w nim wyjsc na zewnatrz i bylo mi wygodnie.
    buty jak i cale ubranie to najwazniejszy edc, potem na pewno multitool lub noz i to nie do szpanowania, ale do ciecia drutow, pasow, rozbicia szyby czy przeciecia firanki i plastikowych kajdanek.

    reszta to umiejetnosci i unikanie klopotow

  6. bura2 pisze:

    Najważniejsze: portfel i telefon – naładowany. W portfelu : dokumenty, karta bankomatowa i gotówka ok. 100 zł w małych nominałach (2-20 zł). Prądu może nie być ale bilet w PKS i tak kupimy.
    Warto zastanowić się nad karta kredytową, często można ją mieć za darmo a działa także offline.

    Dodatkowo rzeczywiście warto mieć: Powerbanka, chusteczki, latarkę i mulitool.
    1. Powerbank – bo w telefonie mamy również mapy, internet etc. mając telefon nie musimy nosić kilku innych rzeczy jak plan miasta, rozkład jazdy, itp. dopóki oczywiście jest ona naładowany, powerbank w tym pomaga.
    2. paczka chusteczek – improwizowany opatrunek na drobne skaleczenie, papier toaletowy. doprowadzenie się do jako takiego wyglądu itp itd. 20 groszy a zastosowań mnóstwo.
    3. latarka – może być nawet taki breloczek do kluczy. Jeśli w nocy w mieście padnie oświetlenie to dopiero się je doceni. Po prostu jest ciemno i nic nie widać.
    4. Multitool, scyzoryk, nóż składany, fixed itp. Tutaj trochę dłużej:
    To co pasuje na górskim szlaku jest „nie passe” w mieście. Nosić dużego noża typu fixed nikt Ci nie zabroni, foldera też. Ale jesteś „facetem z nożem”. Nosisz czerwony scyzoryk wicka lub multitool i jesteś postrzegany lepiej. Dodatkowo maja one przydatne w mieście narzędzia. Ja stawiam na 1ym miejscu multitool dzięki kombinerkom.

    Dodatkowa sprawa to coś do obrony: Ile osób tyle opinii. W jakiś sposób tę funkcję spełni noszone przez nas ostrze ale tylko pod warunkiem, że jest do użycia jedną ręką. Niektórzy proponują gaz, paralizator, pałkę teleskopową. Niektórzy noszą broń palną. Najważniejsze cokolwiek nosimy, żebysmy:
    -nosili to zawsze,
    -mogli tego szybko użyć.
    -nie mieli kłopotów w miejscu pracy z tego powodu,
    -nie wahali się tego użyć

    lepiej mieć gaz pieprzowy 24/7 przy sobie i bez wahania użyć na napastniku (plus wezwać policję itp. itd.) niż pistolet i co chwila zostawiać go w domu bo basen, bo siłownia, bo szef krzywo patrzy, bo kupiłem kopyto 20 cm na stalowym szkielecie i niewygodne ,ciężkie ale w internetach pisali że tylko to jest prawdziwy pistolet.

    I nie przesadzajmy, jakby nas wywalili z samym kluczem do mieszania w ręku – to w 12 godzin można przejść i 50 km. Niech będzie i 40. Nogi będą boleć, stopy obtarte jak dress code w pracy sztywny. może zmarzniemy i zmokniemy ale dotrzemy do celu.

  7. Rafał M. pisze:

    1. Najważniejszą rzeczą w mieście jest karta płatnicza. W drugiej kolejności jakiś zapasowy banknot, gdyby karta nie zadziałała. Oczywiście funkcję karty może pełnić smarfon, lub naklejka na telefon.

    2. Nóż jest najważniejszy dla rozbitków na bezludnych terenach, ale w mieście całkowicie nieprzydatny, wręcz może zaszkodzić. W Polsce jeszcze nie zakazali noszenia noży, choć jak ktoś wygląda nieciekawie to policja może go podciągnąć pod antykibolski paragraf o niebezpiecznym narzędziu noszonym w celu popełnienia przestępstwa, ale w Wielkiej Brytanii i paru innych państwach można mieć spore problemy.

    Ja lubię scyzoryki i miniaturowy mam przyczepiony do kluczy od mieszkania, więc najczęściej go zabieram. Nigdy mi się nie przydał. Ale teoretycznie, to można by otworzyć nim jakieś plastikowe zgrzane opakowanie, albo nożyczkami obciąć paznokcie.
    Więc ten scyzoryczek może okazać się niezbędny, mimo że jak dotąd mi się nie przydał.

    3. Dla większości ludzi najważniejszy jest smartfon. Szczególnie jak ma funkcję płacenia.
    Ja szczerze mówiąc rzadko zabieram z domu telefon, do kontaktów ze mną najczęściej służy Facebook.
    Teoretycznie, telefon mógłby się przydać do wezwania pomocy, ale nigdy nie miałem okazji wzywać pomoc. To znaczy miałem okazję dzwonić po karetkę, ale z miejsca, gdzie był telefon, nie z ulicy.

    W telefonie czasem przydają się mapy, ale nie po wyjściu z domu, we własnym mieście się nie zgubię, korzystam gdy się znajduję w nieznanej okolicy. Ale wtedy mógłbym ze sobą zabrać tablet.

    Prowadzę próby przejścia z telefonu na krótkofalówkę.

    Odnośnie braku prądu w całym mieście to nic nie zrobię. W domu mam zapasowy akumulator ładowany słońcem.

  8. dde3 pisze:

    @bura2 „I nie przesadzajmy, …to w 12 godzin można przejść i 50 km. … może zmarzniemy i zmokniemy ale dotrzemy do celu.”

    Był już taki przypadek. Blockout w USA. Ludzie wracali po 6-8h w nocy. Teraz jedno pytanie. Czy jestes w stanie przejsc 8h w nocy bez oświetlenia choćby 4 przecznice? Wątpię. Zrób sobie eksperyment. Zamknij oczy i postaraj sie iść do najbliższego skrzyżowania na pamięć 😉

    Pewnych rzeczy nie da sie wykonać. Gdy jest ciemno to jest ciemno i d**&^%a.

    • bura2 pisze:

      Napisałem że można przejść „I 50 km” w sensie :”nawet do 50km” nigdzie nie jest powiedziane że przejdziemy 50km w grudniu kiedy będzie to 12 godzin w pochmurną noc i śniegu po kolana.

      Ale zapewniam Cię że regularnie bawię się w rajdy na orientację które często i gęsto mają etap nocny i latarki używam max 5% twego czasu i to głównie do czytania mapy. Nie porównałbym tego do chodzenia z zamkniętymi oczami.

      Jasne że jakieś światełko, choćby głupie świecenie ekranem telefonu – a napisałem na samym początku że naładowany telefon to wazna rzecz- jest potrzebne. Chociażby po to żeby nie wyrżnąć się na pierwszej nierówności, albo znaleźć coś co nam upadło.

      A to że ktoś nie potrafił w USA wrócić jakiejś odległości do domu to mnie niespecjalnie rusza bo:
      1. Nie mam żadnych więcej danych: Jaka odległość, jakie miasto, pora roku, kto szedł te 8 godzin itp. Itd.
      2. Są ludzie którzy sami nie zmienią koła w samochodzie jak złapią gumę. Zakładam że jeśli ktoś się na coś przygotowuje to ma minimum zaradności i hartu ducha w sobie.

    • bura2 pisze:

      Pomyślałem trochę nad tematem i zaciekawiłem się. Masz może link do artykułu o tym zdarzeniu. Bo ja podałem przykład ekstremalny. Ale mało kto wychodzi z domu do pracy z samymi kluczami do domu. Praktycznie każdy ma telefon. Palacze mają zapalniczki. W niektórych budynkach przejściach podziemnych funkcjonuje zasilanie awaryjne. Niektórzy ludzi mają jakieś breloczki-latareczki albo inne takie gadżety. W każdym budynku używanym zbiorowo są oznaczenia ewakuacyjne które widać wyraźnie nawet przy szczątkowym oświetleniu.

      Na zewnątrz nawet jak nie ma gwiazd i prądu to… jeżdżą samochody. Albo stoją w korku. poświata od świateł umożliwia przejście całkiem ładnego kawałka drogi wolnym ostrożnym krokiem. Ile to te 4 przecznice? zakładam że 4 km. W 8 h to idziemy w tempie 0,5 km/h -12 razy wolniej niż chodzę za dnia. To jest tempo takie że wyciągam nogę do przodu, sprawdzam nią po łuku teren do przodu i stawiam.

      Naprawdę mieszkam w czymś w stylu popegieerowskiej wsi i wiem jak wygląda nieoświetlona okolica. Całkowicie. I wiem że iść się da.

      Sądzę, że 6-8 h w Twojej historii to takie maksimum i ludzie którzy nie byli uwięzieni przez brak prądu np. w windzie, ani nie czekali bezczynnie na pomoc to doszli do domów w 2-3 godziny.

  9. Mato pisze:

    brakuje mi różańca
    głosuje na różaniec

  10. robal_pl pisze:

    Brakuje tu zapasu lekarstw, które regularnie zażywamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.