Naval: „Ekstremalny poradnik przetrwania” – recenzja

W dzisiejszym materiale podzielę się z Wami spostrzeżeniami po przeczytaniu książki „Ekstremalny poradnik przetrwania”, której autorem jest Naval, były żołnierz JW GROM z wieloletnim bojowym doświadczeniem na różnych misjach zagranicznych.

Książkę opublikowała w roku 2022 Bellona. Nr ISBN: 978-83-11-16708-7. Cena okładkowa książki wynosi 49,90 zł. Można ją kupić m.in. tutaj [link reklamowy do Allegro].

Poniżej znajdziesz odtwarzacz z zapisem dźwiękowym materiału do odsłuchania jako podcast, a także player wideo z materiałem z YouTube. Nasz podcast dostępny jest też w wielu popularnych platformach z podcastami, m.in. Google Podcasts, Apple Podcasts / iTunes oraz Spotify.

Pod odtwarzaczami jest delikatnie skrócona i przeredagowana wersja tekstowa materiału.
.

Jeśli nie macie czasu, żeby oglądać mój materiał, to co mogę powiedzieć w dwóch zdaniach na temat książki? Czy to jest dobra książka? Taka se jest ta książka. Nie jest zła, ale jednak po poczytaniu jej czuję niedosyt.

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to jest to, że ta książka jest cieniutka. Ona ma 139 stron plus reklamy,
bo tam na końcu są jakieś reklamy. Bardzo wiele stron ma taki charakter, że są obrazki na pół strony.
Czyli tej treści zostaje niewiele. I fajnie, że te obrazki są. Fajnie, że te obrazki pokazują, jak rzeczywiście może wyglądać taka ekstremalna sytuacja awaryjna. Ale jednak to oznacza, że treści w tej książce za dużo nie ma.

I w zasadzie ta książka składa się z pięciu części:

  • Wojna i antywojna to taki, powiedzmy, wstęp.
  • Ewakuacja to najdłuższy rozdział właśnie o tym, jak się ewakuować.
  • Pozostanie w miejscu zamieszkania.
  • Pozostanie w strefie działań zbrojnych z zamiarem podjęcia walki.
  • I wreszcie na końcu W niewoli, czyli na łasce wroga, okupanta.

Ten ostatni rozdział ma chyba 9 stron, bo się zaczyna na 130, a kończy się na 139. Ale…

Wadą tej książki w moim odczuciu jest to, że jest ona tak trochę spulchniona, niczym ciasto. W sensie, miejscami czyta się słowa, których naprawdę można byłoby uniknąć.

W ostatnim rozdziale, w którym mowa jest o tym, jak będzie w niewoli, czy jak sobie radzić w niewoli,
jest taki fragment na przykład.

Rosyjscy zbrodniarze nie zostali osądzeni przez międzynarodowy trybunał po II wojnie światowej i nie zostaną i po tej w Ukrainie. Jedyne, co im grozi, to wewnętrzny wstyd, no i może za kilka lat zapuka ktoś niepozorny do domowych drzwi, tak jak się to działo za sprawą łowców nazistów, ludzi szukających i gromadzących informacje na temat byłych nazistów i członków SS, którzy brali udział w Holokauście. Okupanci, czując się bezkarni, pozwalają sobie na wiele, a niektórzy na wszystko.

Te trzy zdania zajmują pół strony z liczącego dziesięć stron rozdziału. To nie jest tak, że te zdania są niezgodne z prawdą. One są zgodne z prawdą i one też są do pewnego stopnia wartościowe. W sensie, niosą ze sobą przekaz. Przekaz taki, że możemy się po rosyjskich żołnierzach spodziewać wszystkiego najgorszego. Ale czemu akurat w tym rozdziale? I w jaki sposób ta informacja ma nam pomóc w przeżyciu tej sytuacji?

To, co nam merytorycznie ma pomóc, można byłby zmieścić na połowie jednej strony książki, gdyby nie było tam ilustracji.

Ta książka w ogóle się śmiesznie zaczyna, bo zaczyna się wstępem, który wygląda tak:

Pisząc tę książkę, miałem taką refleksję: jeśli ktoś nie chce być zmuszony do korzystania z tego poradnika, musi mądrze głosować, bo to politycy, a nie żołnierze wywołują wojny, chociaż to ci drudzy walczą.

I znów, to nie jest tak, że to jest nieprawda. Tak jest, to wojny wywołują politycy. Zastanawiam się, czy Naval pisał to zdanie w momencie, w którym wiedział, że będzie kandydować, bo nie wiem, czy miećcie się tego świadomość, ale Naval kandydował o ostatnich wyborach z listy Trzeciej Drogi. Z tego, co wiem, to się chyba do parlamentu nie dostał. Sporo głosów dostał w sumie na tej liście, chociaż startował z ostatniego miejsca. Zastanawiam się, czy pisał te słowa, wiedząc o swoich politycznych planach…

Prawdą jest, że my naszymi głosami mamy wpływ na to, jaka jest sytuacja polityczna i geopolityczna Polski, a więc na to, jakie jest ryzyko, że wybuchnie wojna. Ale pojedynczy głos kogoś, kto chce tej wojny uniknąć, dobrze wiecie, nic nie zmieni, więc ta rada słuszna, ale nie pomoże.

Idąc dalej, jesteśmy w rozdziale o ewakuacji. Tu jest akurat bardzo ciekawa i uważam, że bardzo pomocna sugestia. Jest taki fragment o tym, jak może wyglądać kontrola gdzieś na trasie ewakuacji, że ktoś nas zatrzyma, będziemy się musieli tłumaczyć, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy.

I Naval pisze tak:

To, kim jesteśmy, co potrafimy i jaki mamy status społeczny, jest tak samo przepustką i przeszkodą podczas kontroli. Nawet jeśli ktoś nas do tej pory nie znał, nie musiał, bo po prostu sobie gdzieś tam żyliśmy, to nasza wirtualna rzeczywistość już dawno nas upubliczniła. W legendzie wszystko musi być spójne z tym, co funkcjonuje w internecie i dokumentach. Nie musimy mieć przy sobie dokumentów, by nas zidentyfikować, wystarczy telefon i konto na Instagramie (oczywiście jeśli mamy zasięg). Tak, wiem, nie wszyscy żyją w wirtualnym świecie i nie każdy ma konto na Instagramie, ale czy to nie jest trochę dziwne?Przykładowo: czteroosobowa rodzina, czterdziestoletni tata, o rok młodsza mama, osiemnastoletnia córka, szesnastoletni syn i nikt z nich nie ma Instagrama, Facebooka, ani Tik Toka? Czy gość na posterunku jest idiotą? Nie sądzę.

To ciekawe spostrzeżenie, bo tak jak wielokrotnie mówiliśmy o tym, że trzeba bardzo uważać na to, co się publikuje w internecie, to do tej pory nie przyszło mi do głowy, że na to trzeba uważać też właśnie w tym ujęciu. Bo to, że np. będziemy mieli problemy prawne i będzie się nam trudno wybronić, bo np. publikowaliśmy jakieś antysemickie albo antyimigranskie hasła w internecie, to wszyscy sobie raczej zdają sprawę. Albo że ktoś nas do roboty nie przyjmie, bo właśnie publikowaliśmy jakieś głupoty. Nie przyszło mi jednak do głowy, że to może mieć znaczenie, kiedy będziemy się gdzieś ewakuować i np. nasz czy wrogi żołnierz będzie nas na posterunku sprawdzał. To jest bardzo cenna uwaga.

Kawałek dalej w tym rozdziale o ewakuacji, Naval potwierdza to, co zawsze uważałem, w kontekście płacenia złotem.

Co budzi mniej podejrzeń, a więc jest dla nas bezpieczniejsze: ściągnięcie z szyi łańcuszka z komentarzem, że to ostatnie, co nam pozostało po rodzicach, czy ściągnięcie do sakwy i wyciągnięcie złotego krugerranda w chwili targowania się o nasze przejście przez posterunek, podwózkę czy przysłowiowy kawałek chleba? Widok sakwy może zadziałać jak płachta na byka, a zdejmowany łańcuszek czy bransoletka i sugestywnie odegrana scenka mogą wzbudzić litość i podnieść wartość przedmiotów.

Są lepsze metody na płacenie w sytuacjach awaryjnych niż krugerrandy. Krugerandy to są najpopularniejsze takie jednouncjowe złote monety wybijane w Afryce Południowej.

REKLAMA: Krugerrandy i inne złote monety, a także sztabki, srebro i platynę, kupisz w zaprzyjaźnionym sklepie 79element.pl, prowadzonym przez Przemka Słomskiego, który kiedyś gościł u nas na blogu i kanale. Wpisując przy zamówieniu kod survival otrzymasz rabat na koszt przesyłki.

Potem jest np. taki fragment o przekraczaniu rzeki, uważam, że całkiem przydatny.

Kawałek dalej sobie odznaczyłem takie miejsce, gdzie właśnie jest kolejny tekst, z którego nic nie wynika.

Rosjanie nie zostali rozliczeni po II wojnie światowej. Mordercie, gwałciciele, złodzieje i bandyci wrócili po wojnie ojczyźnianej z Zachodu witani u siebie, w związku radzieckim jak bohaterowie. Nie było sądów, rozliczeń, tylko chwała Armii Czerwonej w imię hasła, co było na wojnie, to było na wojnie, choć niewinna krew spływała im z rękawów. Tak, dołożyli swą cegiełkę do zwycięstwa nad faszyzmem i nazizmem, ale zarazem zamurowali nas na dobre 40 lat, przynosząc podobny do faszystowskiego system komunistyczny i zacofanie.

Znów, wszystko się zgadza, znów to jest prawda, ale w tak krótkim poradniku oczekiwałbym mniej tego typu tekstów sprawiających wrażenie zapychaczy.

W rozdziale o pozostaniu z miejscu zamieszkania jest kawałek o budowaniu takich zimprowizowanych schronów. Pokazano tam schron zrobiony z worków z piaskiem i jest mowa o tym, żeby sobie nakupować worków, aby później móc napełnić je piaskiem.

Jeśli mieszkasz w bloku czy na osiedlu, zazwyczaj w okolicy jest plac zabaw z piaskownicą, kupno worków o pojemności do 10 kg też nie stanowi problemu, zresztą obserwując prace naszych strażaków i wszystkich osób mieszkających blisko rzek, gdzie występują powodzie, wiem, że są oni zaprawieni w usypywaniu wałów.

Dobra sugestia, nawet jak mieszkasz w bloku, trzeba było nie kupić trochę worków tego typu, żeby sobie np. okna w bloku zasłonić, żeby odłamki do nas nie wpadały.

W innym miejscu jest nieścisły fragment o płytach balistycznych. Mowa o normie w jakiej określamy klasy właściwości balistycznej to NIJ 0101.06, że jest podzielona jest na 5 typów: IIA, II, IIIA, III, IV. I potem jest to omówione szczegółowo. Wymieniony jest I, z komentarzem, że ta klasa nie istnieje. Potem jest wymieniony typ IIA i na końcu jego omówienia jest informacja, że opancerzenie tego typu chroni również przed takimi samymi pociskami, co typ I (ten typ I, który nie istnieje). Ja nie wiem w tym momencie co to znaczy. Ja mam bardzo ograniczoną wiedzę na temat wkładów balistycznych. Nie wiem o co chodzi. Myślę, że to tylko wprowadza zamęt.

Potem jest jeszcze taki fragment o minach.

Miny mogą być wyposażone w zapalniki:

  • czasowe,
  • działania akustycznego,
  • działania sejsmicznego,
  • działania termalnego,
  • wyposażone w skaner laserowy.

Ale nie jest napisane, jak te miny działają. Potem jest jeszcze coś takiego.

Naszym wojennym przykazaniem, było przestrzeganie zasady „Pięć, dwadzieścia pięć”, czyli zawsze i wszędzie, przy każdej sposobności przeszukiwać wzrokiem teren wokół siebie, by nie wleźć na minę.

Ale co 5? Co 25? Dlaczego ja się o to czepiam? Bo ktoś mógłby powiedzieć, że ja się czepiam. Akurat o to się czepiam, dlatego, że to coś to pewnie oznaczało. Przejdziesz 5 metrów, poświęć 25 sekund, żeby się rozejrzeć? Albo 5 sekund co 25 kroków? Rozumiecie? Gdybym wiedział, co to znaczy, byłoby mi łatwiej to zapamiętać te zasady. A tak, zasada 5/25, po prostu rozglądaj się, żeby nie wejść na minę.

Uzupełnione już po nagraniu i zmontowaniu materiału. Doczytałem, na czym polega ta zasada. Cytując opis książki zatytułowanej „5/25 Saperzy w strefie śmierci”:

5/25 to podstawowa procedura saperskiej kontroli bezpieczeństwa podczas działań bojowych. Po zatrzymaniu pojazdu w miejscu, które wzbudziło podejrzenie, saperzy szczegółowo przeszukują teren w promieniu pięciu metrów od wozu, a następnie powiększają strefę do dwudziestu pięciu metrów.

W rozdziale 4. Pozostanie w strefie działań zbronjnych z zamiarem podjęcia walki jest taki komentarz:

Uwzględnijmy to, że nasz telefon komórkowy czy zegarek z GPS może zdradzić naszą pozycję.

Telefon komórkowy no to tak, bo on coś nadaje. A zegarek z GPS w jaki sposób może zdradzić naszą pozycję? Zegarek z GPS, który z odbiornikiem GPS nie nadaje żadnych informacji na zewnątrz. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. A zatem jeśli nie wysyła żadnych sygnałów, to w żaden sposób nie może… No jak? Gdyby tak było, to na tej samej zasadzie można by powiedzieć, że radioodbiornik w kuchni czy radio w samochodzie może zdradzić naszą pozycję, bo też odbiera jakieś sygnały. Nie wiem, nie wiem co tutaj chodzi o autorowi.

Czy to jest dobra książka? Powiedziałem na początku, nie, to nie jest dobra książka. To jest książka taka se. Ona kosztuje (cena na okładce) 49,90 zł. Uważam, że można to było zapakować więcej przydatnych informacji. Te informacje, które tutaj są, nie są złe. Nie spowodują, że wpakujecie się w jakieś kłopoty, robiąc to, co Naval w tej książce radzi. Ale uważam, że mając takie doświadczenie i taką wiedzę, mógł napisać coś więcej. Może z przyszłości tych książek będzie więcej. Nie wiem.

Książka ładnie wydana. Pozaznaczałem sobie różne miejsca, do których będę chciał się odnieść w naszej książce, bo nam ktoś kiedyś zwrócił uwagę. że w naszej książce jest dużo odwołań do artykułów w internecie, a nie do książek. Bo artykuły w internecie każdy może przeczytać. Nie wiem, to jest trochę komentarz i uwaga z dupy, ale okej, przyjmę do wiadomości, więc w miejscach, w których były ciekawe rzeczy, a jest tego sporo, to sobie poznaczałem.

Są w tej książce jeszcze jakieś takie drobnostki, naprawdę pierdy, na przykład cztery poziomy skali zagrożenia, zobrazowane kolorami. I po kolei, to jest zielony, pomarańczowy, żółty, czerwony. A nie zielony, żółty, pomarańczowy, czerwony. Tylko pomarańczowy sprzed żółtym. Dlaczego? Nie wiem, po prostu myślę, że się ktoś tutaj machnął. Czy to na etapie pisania, czy na etapie redakcji. Ale to jest drobiazg. Trudno się przepieprzać o takie rzeczy.

Podsumowując, do książki moim zdaniem zajrzeć warto, ponieważ zawiera cenne wskazówki i naprawdę sporo rzeczy tutaj się można dowiedzieć. Natomiast po przeczytaniu czuje się po prostu niedosyt. Więc kupić, przeczytać, puścić dalej w obieg, albo od kogoś pożyczyć, kupić używaną.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

6 komentarzy

  1. Emeryt pisze:

    Podam swój przykład Krugerrandy trzymam na wymianę na kałacha. A jak ktoś to neguje to oki to mój wybór!

    • Krzysztof Lis pisze:

      Nie chodzi o to, by to negować. Raczej o to, żebyś nie obudził się w sytuacji, w której masz czym zapłacić za karabin i amunicję, a nie masz czym zapłacić za porcję jedzenia czy kanister paliwa.

  2. vlad pisze:

    Namierzanie telefonów, GPS i innych, współczesnych, produktów elektronicznych.
    Otóż, każde z tych urządzeń ma, w swoim wnętrzu, oscylator/zegar, który promieniuje
    na zewnątrz (w przestrzeń), w niewielkim stopniu, jakąś energię elektromagnetyczną.
    Poza urządzeniami aktywnymi (nadawczymi) typu telefon, smartfon, „ŁojoToki” itp
    wątpię, żeby, w prosty sposób, można było namierzyć bardzo słaby sygnał oscylatora.

  3. 2minutowy pisze:

    Może chodzić o to, że większość „zegarków z GPS” może świecić Bluetooth’em, o ile się nie pamięta żeby powyłączać. Albo po prostu pika i hałasuje;)
    Bo nie sądzę, żeby chodziło o udostępnienie współrzędnych w różnych aplikacjach fitness.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Możliwe, że o to autorowi chodziło. Ale:
      1) zasięg bluetooth jest na tyle nieduży, że „namierzanie” z użyciem tej technologii jest bardzo ograniczone,
      2) jeśli tak, to autor powinien napisać, że chodzi o smartwatche z bluetoothem, bo ktoś może mieć np. Mi Banda bez GPS ale z bluetoothem i po przeczytaniu informacji w książce nie będzie miał świadomości, że to stanowi dla niego jakieś (niewielkie) zagrożenie.

      • 2minutowy pisze:

        Zgadzam się. Styl gawędziarski słabo sprawdza się do przekazywania informacji technicznych, ale za to nieprecyzyjny język często pojawia się, kiedy ktoś opowiada poruszając się, powiedzmy, na granicy swojego obszaru ekspertyzy. Osobiście brak informacji „dlaczego i w jaki sposób” traktuję jako istotną flagę ostrzegawczą, zwłaszcza w poradnikach.
        Dzięki za recenzję, zaoszczędzone pięć dych wydam znacznie sensowniej na Karaluchu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.