Nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie

Tytuł tego posta jest cytatem z jednego z ulubionych powiedzeń mojego kolegi ze studiów. Drugim było to, że „jest ryzyko → jest przygoda”, ale z tym się akurat nie do końca zgadzam. A jako że idzie zima i pogoda się powoli zmienia, znaczenie wyboru odpowiedniego ubrania zacznie znowu mieć znaczenie. Wspominał o tym Lars-Peter Otzen w gościnnym wpisie na kryzysowo.pl, który też Wam przy okazji polecę.

Dziś będę jak Wasza babcia i przypomnę o korzyściach właściwego ubierania się przy wyjściu z domu.

Kurtka, buty, czapka i szalik to takie same elementy zestawu EDC do codziennego noszenia, jak scyzoryk czy zapalniczka. Ubiór musi zabezpieczyć nas przed czynnikami pogodowymi, zarówno tymi, których się spodziewamy, jak i tych, które nie są przez nas oczekiwane, ale są prawdopodobne.

Choć jeżdżę do pracy i w dalsze odległości głównie samochodem, zawsze staram się ubierać tak, jakbym musiał wrócić do domu na piechotę. Słyszałem kilka historii, w których komuś zdarzyło się np. wykopywać samochód z zaspy z pomocą segregatora, będąc ubranym w garnitur i letnie buty. Nie dość, że świadczyło to o złym przygotowaniu samochodu do wyjazdu, to jeszcze było świetnym przykładem ubrania nieodpowiedniego do pogody.

Odpowiednie ubranie zabezpieczy nie tylko przed zamarznięciem w razie jakiejś nietypowej sytuacji, ale też zmniejszy ryzyko przeziębienia, które nigdy nie jest przyjemne.

Trudno zdefiniować to „odpowiednie ubranie”, bo dla każdego z nas jest to co innego. Ja lubię chodzić w kurtce M-65, do której dopinam podpinkę i wielki kaptur. Jeśli jest potrzeba, zakładam jeszcze polar pod spód. Ale jak ktoś ma np. upodobanie do goreteksu, albo jakichś innych wynalazków, to czemu z nich nie korzystać? Ważne, żeby ubranie było dostosowane do aktualnej pogody, dających się przewidzieć sytuacji nietypowych (np. ochłodzenia o kilka stopni w stosunku do prognozy), oraz planowanych działań na dworze. Przecież inaczej należy się ubierać zimą na siedzenie w lesie i oczekiwanie na zwierzynę w ambonie, a inaczej na jazdę na rowerze.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

9 komentarzy

  1. peccator pisze:

    Przygotowałem sobie piwnicę na ciężkie czasy i ostatnio pomyślałem o jeszcze jednej kwestii, prozaicznej, acz ważnej pod względem utrzymania dobrego morale w czasie dłuższego kryzysu.

    Gdyby przyszło nam przeżyć zimę w warunkach braku ogrzewania, ale w domu lub piwnicy, dobrze jest zrobić sobie zapas ciepłych, okrywających całe stopy bamboszy. Niby głupstwo, ale w czasach dobrze ogrzanych mieszkań, wielu ludzi nosi zwykłe klapki. Nawet jeśli z futerkiem, to jednak wciąż tylko klapki. Dziadkowe kapcie z filcu lub takie śmieszne góralskie nie muszą być noszone dziś, ale w czasach niedostatku ogrzewania, to naprawdę bardzo ważne, by mieć ciepło w stopy i nie musieć bez przerwy chodzić w butach.
    Warto też mieć kilka rozmiarów dla dzieci, by i im było ciepło i nie kichały.

  2. Wrobel.Cwirek pisze:

    Ja zawsze zapytany, czy wolę, gdy jest gorąco czy zimno, odpowiadam, że wolę, gdy jest zimno.

    Powód jest prosty – cieplej ubrać się można zawsze, a nie zawsze już jest co zdjąć 🙂

  3. Grimm pisze:

    Osobiście długo rozważałem kwestie ubioru na „Dni mroku”*. Ogólnie przy wariancie długoterminowym zakładam, że będę zmuszony pozostawić swoje dotychczasowe schronienie (z powodu braków jedzenia lub możliwości ogrzewania w regionie lub jakiegoś innego niebezpieczeństwa). Drugim moim założeniem jest forma środka transportu. Samochód w całym swoim błogosławieństwie, pomimo, że planuje mieć terenowy ze specjalnie zaprojektowaną przyczepą do niego – to uważam, za środek transportu wielce niepewny. Z kilku powodów. Obserwując ruch drogowy w Polsce, stwierdzam, że ok 70% dróg w przypadku masowego exodusu stanie się nieprzejezdnych. Dodając do tego gęstość urbanizacji (jeśli nie same budowle to miliardy płotów) jazda samochodem na przełaj również może okazać się niemożliwa. Poza tym samochód potrzebuje paliwa. Paliwa, które znając życie zużyjemy ostatnią kroplę na długo przed tym jak podejmiemy decyzję o ewentualnej ewakuacji. Dla tego środkiem transportu zapasowym i takim w którym pokładam większą nadzieję jest – rower – ze specjalną przyczepką i sakwami, ale jednak rower. Składa się na to kilka elementów: Prostota konstrukcji (nie trzeba mieć dyplomu z MIT oraz specjalistycznego warsztatu, żeby dokonać nawet bardziej skomplikowanych napraw), ujednolicenie paliwa (to samo co my), cichość poruszania się, wielka mobilność (możliwość przejazdu nawet między samochodami w korku, polnymi lub leśnymi ścieżkami, szlakami, chodnikami itp. itd.), podatność na inny transport( możemy wnieść go do pociągu, wrzucić na ciężarówkę lub dach samochodu/autobusu, przenieść przez przeszkodę- czy to rzeka, czy zwykły płot, wnieść do domu na noc lub wciągnąć ze sobą na drzewo), zwiększa naszą prędkość podróży, jej koszt i zasięg (myślę że 100km dziennie nie jest, żadnym ekstremalnym dystansem), zwiększa naszą ładowność (przy dwóch sakwach 50 i 80 litrów i przyczepce o pojemności 200 litrów zużyjemy na podróż dużo mniej energii niż na podróż z plecakiem 60l). Ma jednak jedną wielką wadę. Nie chroni nas przed aurą. Wyszło mi więc kilka prawd dotyczących ubioru:

    – unikajmy bawełny. Jakoś dzisiejszych tkanin bawełnianych jest tragiczna co przekłada się na ich słabą jakość. Poza tym jej właściwości oddychające są dalece przereklamowane. Zakładając normalne chodzenie (bez biegania, wspinania się po schodach i noszenia plecaka) jest na co dzień wystarczająca, jednak wystarczy jedna chwila wysiłku, żeby się spocić, a wtedy schnąc wyciągnie z nas całe ciepło.

    – nie ma rzeczy wodoodpornych 100% (chyba, że zrobionych z gumy lub folii, ale wtedy pozbawionych jakichkolwiek właściwości wentylacyjnych). Wszelkiego rodzaju ubrania soft i hard shell’owe mają – w zależności od jakości membrany w nich zastosowanej i jakości ich wykonania (czytaj ceny) oraz dodatkowej impregnacji- określoną wytrzymałość na zamoczenia. Spory wiatr + deszcz padający prawie poziomo przez kilka godzin i nie wytrzyma żadna membrana. Bo tak naprawdę nie o to chodzi. To nie ma być OP1, tylko ubranie. Ma nie krępować ruchów, utrzymywać odpowiednią temperaturę ciała, a na koniec szybko wyschnąć.
    – Projektując sobie taki zestaw ubrania trzeba po prostu postawić sobie konkretne wymagania i dobrać konkretny sprzęt. Robiąc to pamiętajcie o złotej zasadzie, że to co wam nie przeszkadza za dnia przy sprzyjającej temperaturze i aktywności fizycznej (np. przemoczone ubranie) może nie koniecznie być już takie miłe kiedy nocą będziecie chcieli udać się na spoczynek (przy niższej temperaturze otoczenia, braku ogrzewającego ruchy i wycieńczeniu spowodowanym dzienną aktywnością)… i odwrotnie.
    – „Problem bezdomnych”. Zapewne każdy z was widział kiedyś jakiegoś gdzieś na dworcu itp. Nie zastanowiło was, dlaczego wyglądają jak bałwanki (oczywiście skojarzeń może być więcej, ale mi chodzi o tą jedną cechę). Odpowiedź jest prosta- bo mają na sobie kilka kompletów ubrań, bo nie mają szaf. To dało mi do myślenia. Mój strój musi być tak zaprojektowany, żeby dawał mi odpowiednią ochronę i zimą i latem. Musi się więc składać z warstw, które będę dodawał lub ograniczał wraz ze zmianami temperatury, a dodatkowe warstwy nie użytkowane nie będą mi za bardzo zawadzały. Moja uniwersalność przyjęła dość i tak ambitny przedział temperaturowy od -10 do +30. Jeśli chodzi o najniższą temperaturę to to jest to sporo zawyżona średnia zimowa w klimacie jakim jest polska. Zakładam, że jest to temperatura podróży,a zimniej bywać może głównie nocami, gdzie będę miał dodatkowe źródła ciepła (schronienia, ogień lub zestaw do nocowania). Jeśli przyjdzie mi zmierzyć się z niższymi temperaturami przewiduję doraźne środki ocieplające, które później porzucę.Co do temperatury maksymalnej to założyłem maksymalną temperaturę, przy której zamierzam podróżować, przy założeniu osłonienia ciała (poparzenia ciała) i nie dostać udaru. Przy wyższych temperaturach nie będzie trzeba rozważyć podróżowanie nocą.

  4. Grimm pisze:

    Jeśli chodzi o moje typy to postaram się je przedstawić je zaczynając od partii najniższych:

    – Buty- Co by nie mówić jest to bardzo ważny element naszego ubioru… jeśli nie najważniejszy. Musimy założyć, że nasze nogi są najpewniejszym i najbardziej uniwersalnym środkiem transportu jakim będziemy dysponować. Dlatego też warto przemyśleć tą sprawę dość gruntownie, a co pewne… nie oszczędzać. Źle dobrane obuwie, to otarcia (późniejsze infekcje lub nawet gangreny), odmrożenia, urazy (skręcone kostki, złamane lub pęknięte palce), a nawet zwyrodnienia. Moja idea bagażu nie przewiduje dwóch i więcej par butów, więc te jedyne muszą być uniwersalne i wytrzymać kilka lat. Przerobiłem kila opcji, najdłużej utrzymała się wersja z butami wojskowymi (tym bardziej tymi nowej generacji), ale i one odpadły ze względu na słabe usztywnienie kostki, lub ze względu na zbyt sztywną strukturę skóry (wymagają rozchodzenia, powodując wiele obtarć po namoczeniu, słabo schną, słabo chronią przed zimnem).
    Mój końcowy wybór padł na buty trekingowe do tak zwanego backpakingu (podróżowanie z ciężkim plecakiem), a dokładniej modelach takich firm jak LOWA lub MEINDL. Nie są to firmy tanie (koszt pary waha się w przedziale 600-900zł), ale są warte każdej wydanej na nie złotówki. Wiadomo, można znaleźć coś tańszego, ale głupio by było siedzieć gdzieś w czasach mroku w przemoczonych rozpadających się butach i przeklinać zaoszczędzone 200 czy 300 złotych. Nie zapominajcie, że według założenia będą to buty w których spędzicie większą część każdego dnia, przez kilka lat. Za tą wygórowaną cenę otrzymujemy buty ze specjalnie wyprofilowaną wkładką i zaprojektowaną podeszwą mające odciążyć nasze plecy podczas marszu z ciężkim plecakiem, podeszwę świetnie radzącą sobie zarówno przy wspinaczce po mokrym granicie, jak i wypolerowany lastryku schodów; Membranę Gore-tex (i tylko tą, żadne inne shit-texty. Wypróbowałem już naprawdę wiele, i tylko w Gore chodziłem po kostki w wodzie jak w kaloszach… oczywiście z umiarem) co pozwoli nam utrzymać odpowiednią temperaturę stopy jak również jej odpowiednią wentylację, a co najważniejsze ochroni przed wilgocią (co w wypadku brodzenia przez śnieg nie jest wcale takim szczegółem); porządnie usztywnioną cholewkę, która uchroni naszą kostkę przed zwichnięciem, o które jest bardzo łatwo, a nie mówiąc już o przypadkach schodzenia z góry po nierównym terenie z obciążeniem; ich konstrukcja pozwoli wam przytroczyć do nich raki, rakiety śnieżne, a nawet (sprawdzone doświadczalnie) narty biegowe. Ich producenci robią swoje produkty ręcznie, nadal w krajach europejskich (nie jak Alpinus… na drugim końcu świata), z najlepszych materiałów. Dodam, że LOWA produkuje chyba już od 30 lat buty dla Bundeswery, która zamawia w większości ten sam niezmieniony od lat model… to o czymś świadczy.

    UWAGA – Do tego typu butów polecam też (wręcz zalecam) specjalne bezszwowe skarpetki trekingowe. Mają one specjalne wzmocnienia i strefy chroniące przed otarciami, pomagają w cyrkulacji powietrza i odprowadzaniu nadmiaru wilgoci (współpracując z membraną) oraz- szczególnie w przypadku tych droższych – posiadają włókna z jonami srebra które mają działanie antybakteryjne. Cztery takie pary skarpet wystarczą nam za dwadzieścia zwykłych bawełnianych, a komfort nieporównywalny.
    – Przy zakupie butów powinniśmy wziąć ze sobą parę grubych skarpet i założyć je podczas przymiarki butów. Dzięki temu kupimy buty o pół/rozmiar większe – co dalej spowoduje,że będziemy mogli używać takich skarpet do dodatkowego ocieplenia stopy. Bez skarpety nadwyżkę luzu zniwelujemy ciaśniejszym wiązaniem. Pamiętajcie, że palce napierające na czubek buta podczas schodzenia ze wzniesienia to nic przyjemnego.
    Dodatkowo pamiętajcie również, że zbyt ciasno zawiązane buty, to słabe krążenie w stopach = łatwiejszej utracie ciepła, odmrożeniom, lub innym zdrowotnym powikłaniom.

    – Stuputy – ochraniacze na buty i łydki, zakładane bezpośrednio na but i spodnie. Bardzo pomocne przy podróży po głębokim śniegu, błotach lub mokrych trawach. Wykonane z wytrzymałego, nieprzemakalnego materiału (najczęściej Cordury) ochronią nas przed zmoczeniem spodni, wdzieraniem się śniegu lub kurzu do butów. Są w ofercie prawie wszystkich producentów outdoorowcyh.

    – Spodnie – Mój zestaw spodni będzie składał się z trzech części. Pierwszą wartę będą stanowiły zestaw termoaktywny boxerki + galoty 🙂 W wersji podstawowej tylko boxerki. W wersji zimowej termoaktywne kalesony + kalesony ogrzewające. Działa to w następujący sposób – warstwa pierwsza, jest warstwą która styka się ze skórą. Ma za zadanie chronić przed obtarciami, wentylować i odprowadzać nadmiar wilgoci. Dzięki jonom srebra zapewnia również ochronę przeciwbakteryjną i zapobiega przykrym zapachom (do czasu:P). Taki komplet termoaktywny (góra + dół) można zakupić już za ok.100zł. Ja osobiście polecam zakupienie samych kalesonów + kilka koszulek termoaktywnych. I tu z mojego doświadczenia mogę podać moim zdaniem najlepszą firmę – BURBECK.
    Warstwa druga, ma za zadnie ocieplać. Jest trochę grubsza od tej spodniej, ale ma gorsze walory współdziałania z odkrytym ciałem, dlatego odradzam z korzystania z niej jako warstwy pierwszej. Ich materiał to pochodne polaru, a konstrukcja przewiduje rowki od wewnętrznej strony w których gromadzi się ogrzane powietrze. Taki zestaw w trzech kolorach oferuje firma helikon lub na Allego można zdobyć oryginalny amerykański PCU Level II albo III (nie pamiętam dokładnie).
    Warstwę zewnętrzną miały stanowić spodnie bojówki, w jakimś nowoczesnym kroju (ACU lub UTP – zmodyfikowane modele znanych od Wietnamu BDU), w kamuflażu. Są wygodne w noszeniu, ich krój nie krępuje ruchów, a mnogość kieszeni daje całkiem spore pole do popisów. Niestety ich materiał to zazwyczaj bawełna (Cotton) lub NYCO ( NYlon 50% Cotton 50%) co dość słabo radzi sobie z wilgocią. Dlatego zostały one spodniami zapasowymi które umieszczę w „nadbagażu” (o pomysłach na sformowanie bagażu w innym artykule).
    Bez konkurencyjne za to okazały się spodnie typu soft-shell level 5 firmy ORC (bliźniaczo podobne do spodni firmy Patagonia, tego samego Levelu). Są to spodnie zaprojektowane dla sił specjalnych wojsk amerykańskich operujących w Afganistanie. Jako, że są Soft-Shell zapewniają względną ochronę przed wilgocią, którą można zwiększyć poprzez impregnowanie, a po całkowitym przemoczeniu schną do sucha na was, podczas marszu w mniej niż 3h (sprawdzone na sobie). Materiał w kolorze alpha green (szarozielony) jest bardzo miły w dotyku, zapewniają dobrą wentylację (którą można zwiększyć za pomocą długich suwaków umieszczonych wzdłuż zewnętrznej strony nogawki), a jednocześnie świetnie chroni przed wiatrem. Jest również bardzo wytrzymały na uszkodzenia mechaniczne (bardziej nawet powiedziałbym niż NYCO). Spodnie posiadają wiele kieszeni (w tym Cargo, na udach, znane z typowych bojówek), szlufki na szeroki pas i zaczepy na szelki oraz specjalne wzmocnienia od wewnętrznej strony nogawek.

    -Nakolanniki- Opcjonalnie przydają są również (jedyne słuszne, firmy ALTA). Dają nam one ochronę w trakcie wszelkiego rodzaju walk, ucieczek, działań w terenie zurbanizowanym, klęczenia w wilgotnym lub pełnym niebezpiecznych przedmiotów (którym mogą okazać się druty, zbite szkło, ale również… jak przekonał się mój kolega… zwykła szyszka) terenie. Minusem jest jednak pewna niewygoda (do której można się jak najbardziej przyzwyczaić) i pogorszone ukrwienie dolnej części nogi. Inną opcją są spodnie bojówki ze wszytymi od razu ochraniaczami kolan tzw. Combat Trousers. Jednak i one mają wadę. Choćby taką, że nie zawsze chcemy mieć na nogach ochraniacze (np. podczas snu, albo prowadzenia samochodu) a po złożeniu zajmują one dużo więcej miejsca niż zwykłe spodnie.

    CDN…

  5. Grimm pisze:

    Witajcie ponownie. Jako, że człowiek uczy się przez całe życie chciałbym się z wami podzielić moimi świeżo nabytymi (w ogniu doświadczeń) spostrzeżeniami w tym temacie.

    Co do butów, to podtrzymać muszę właściwie wszystko co pisałem wcześniej. Nowelizacji jednak potrzebuje informacja na temat membran w bucie. Mianowicie są to tak zwane Trilaminaty, membrany zwierające specjalne pory nieprzepuszczające wody, a odprowadzające parę wodną z buta. Różne membrany mają różne parametry przepuszczalności. Najlepszą i najbardziej znaną jest Gore-tex, ale firmy jest multum, praktycznie każda firma produkująca obuwie wojskowe lub trekkingowe ma jakąś w swojej ofercie. Problemy z membranami są zasadniczo trzy: – cena produktów najwyższej jakości; zakres temperatur w których pory uzyskują najlepszą wydajność (lepiej jak jest chłodno); trwałość takiej membrany.
    Jeśli chodzi o cenę, to uzyskujemy za nią nie tylko najlepsze parametry ale co najważniejsze dokładne sklejenie membrany, co u producentów tańszych, szyjących z zasady w chinach jest prawdziwą rzadkością (ja przynajmniej nie mam do nich szczęścia)
    Jeśli chodzi o wytrzymałość takiej membrany to wiele zależy od materiału wierzchniego buta, jak i naszych zabiegów konserwacyjnych. Otóż skóry typu nubuk muszą być notorycznie natłuszczane/impregnowane, inaczej twardnieją, kruszą się i po jakimś czasie powodują nadmierne przecieranie się membrany. Jednakże takie membrany nie są wieczne, i prędzej czy później ulegną przetarciu. Wtedy warto sięgnąć do sposobów impregnacji buta nieco bardziej radykalnych. I tu pojawia się problem. Materiały takiej jak nubuk i Cordura dosyć kiepsko się poddają tego typom ekstremalnych impregnacją (choć wiem, że są ludzie co i ten problem przeskoczyli). Najlepsza jest skóra licowana, najlepiej jeszcze z jednego kawałka uszyty cały but.

    Co do nowo nabytych doświadczeń i tak zwanych „budżetowych survivalistów dnia ostatniego” (chodzi o tych wszystkich, którzy szykują sprzęt na ciężkie czasy, ale nie zamierzają go wykorzystywać w niczym poza tą ewentualnością, a co za tym idzie – i nie widzi im się wydawać sporej kasy na jakiś wyczesany sprzęt) to polecam demobil takich armii niemieckiej, brytyjskiej czy holenderskiej. Nie są to rozwiązania technologiczne z ostatnich targów IWA, ale szyte w większości z najlepszych materiałów, bardzo dokładnie i co najważniejsze do nabycia za śmieszne pieniądze. Szczególnie polecam:
    – buty BW2005 (po odpowiednim zaimpregnowaniu i zapastowaniu wodoodporne jak kalosze a lata świetlne wygodniejsze i trwalsze od polskich desantów-licowana skóra)
    – zestaw Goretexowy wierzchni. W zależności od stanu i rozmiaru, zestaw (kurta i spodnie) można kupić już od 60zł, a są o niebo lepsze niż kurtki ECWS firmy Helikon np.
    – plecak
    – wszelkiego rodzaju sprzęt biwakowy (ceny od 7zł)
    – stutputy (czy jak to się tam pisze) cena ok.40-50zł ale w połączeniu z dobrymi butami pozwalają przebiec przez strumyk z wodą na ponad łydkę i mieć dalej sucho w butach

    W przyszłej odsłonie postaram się opisać system toreb-plecaków i moje na jego temat przemyślenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.