Przygotowując zapasy żywności na gorsze czasy wiele osób koncentruje się na żywności niepsującej się, czyli konserwach bądź żywności suszonej (lub liofilizowanej). Sam tak robię, kupując konserwy lub susząc od czasu do czasu trochę warzyw lub mięsa.
Dziś chciałbym Wam przypomnieć o świetnym wynalazku jakim jest zamrażarka i przekonać Was, że warto ją wykorzystywać do przechowywania na trudniejsze czasy zapasy żywności.
Mrożenie żywności jest jednym z najlepszych sposobów zapewnienia jej długiej trwałości. Wystarczy obniżyć temperaturę kawała mięsa, chleba, czy warzyw do poziomu rzędu -20°C lub niższej, co spowoduje zamarznięcie wody zawartej w żywności. Nie potrzeba żadnych konserwantów, smak jedzenia się zazwyczaj nie zmienia, podobnie jak konsystencja. Dlatego tak chętnie wykorzystujemy mrożoną żywność na co dzień, pakując do zamrażarki pojedyncze porcje obiadowe, zapas chleba, czy mrożonki przyniesione ze sklepu. Trudno znaleźć lepszą metodę na przechowywanie mięs przyniesionych od rzeźnika (chyba, że wekowanie gotowych potraw).
Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć, że przecież do działania zamrażarki niezbędna jest energia elektryczna i że lepiej trzymać zapasy w chłodnej spiżarce lub ziemiance. Ale gdybym nie widział sensu posiadania pełnej zamrażarki nawet przewidując braki prądu, nie pisałbym tego artykułu. Pełna zamrażarka to dobra rzecz w każdych warunkach. Wiadomo, że lepiej mieć zamrażarkę pełną zapasów, niż pustą.
Po pierwsze, podobno pełna zamrażarka zużywa mniej prądu do podtrzymania temperatury. Przy otwieraniu drzwiczek mniej chłodu ucieka z wnętrza i mniej musi później zostać uzupełnione, co pozwala oszczędzać prąd. W nowoczesnym survivalu chodzi o to, by na co dzień korzystać z tego, co sobie przygotowujemy, tu korzyścią tą będzie właśnie mniejsze zużycie prądu. Warto jednak trzymać w zamrażarce porządek, bo otwieranie jej na kilka minut by przekopać się przez szuflady w poszukiwaniu zaginionego kawałka chleba skasuje wszystkie te oszczędności…
Po drugie, pełna zamrażarka dłużej utrzyma temperaturę przy zaniku zasilania. Jest to korzystne zwłaszcza w miejscach, gdzie problemy z zasilaniem występują regularnie. Im więcej zmagazynowanego chłodu we wnętrzu zamrażarki, tym dłużej będzie się ona ogrzewać. Tym dłużej potrwa więc zanim temperatura we wnętrzu wzrośnie tak bardzo, że produkty zaczną się rozmrażać. Dobra zamrażarka, pełna żywności, powinna trzymać chłód nawet przez kilka dni (co oczywiście będzie zależne od wielu czynników).
Po trzecie, w razie awarii sieci elektroenergetycznej można przełożyć część produktów z zamrażarki do lodówki, co pozwoli na dłuższe utrzymanie chłodu również w lodówce. Oczywiście produkty się rozmrożą i będą musiały zostać wkrótce wykorzystane, ale to pozwoli na przedłużenie żywotności pozostałych produktów w lodówce. Dzięki temu warunki chłodnicze będziemy mieć o kilka dni dłużej,
Dlatego jeśli nie masz zamrażarki pełnej mięsa, warzyw i gotowych potraw, trzymaj tam plastikowe butelki napełnione wodą. A jeśli boisz się o to, że pękną od mrozu (podobno nie pękają, sam nie sprawdzałem, bo nie mam na to miejsca), możesz zawsze mrozić wódkę. Kostki lodu są lepsze, warto mieć zawsze spory worek. Przydają się nie tylko do robienia drinków, ale także np. do przygotowania chłodzącego kompresu na stłuczone miejsce.
Witam. Widzę jedno zagrożenie. W razie Końca Świata Jakiego Znamy, taka pełna zamrażara to tykająca bomba zegarowa 🙂 Człowiek w miarę rosnącego głodu będzie sobie pozwalał na zjedzenie coraz to bardziej zepsutej żywności, która c h y b a jeszcze jest dobra. Ciekawe ile ciągnie taka zamrażara i czy dałoby się utrzymać ją na jakimś zasilaniu awaryjnym. Zawartość będzie nabierała wartości w miarę upływu czasu 🙂
Ja to widzę w ten sposób:
* jeśli wystąpi scenariusz „4-5 dni bez prądu” → wykorzystujemy zamrażarkę jako sposób na podtrzymywanie chłodziarki i po rozmrożeniu trzymamy rzeczy w lodówce (gdy wraca prąd, trzymamy je w lodówce dalej, a potem zjadamy),
* jeśli będzie scenariusz „totalna apokalipsa” 😉 → robimy jak wyżej, a gdy przestaniemy być w stanie przechowywać żywność w normalnych warunkach, przerabiamy ją np. na gotowe posiłki, wekowane w słoikach.
Osobiscie nie wydaje mi sie aby zamrazarka byla szczegolnie dobrym pomyslem.
Tzn jesli ktos ma zamrazarke (domyslam sie ze chodzi o taka duza, stacjonarna a nie mala przy lodowce) i wykorzystuje ja na codzien – to pewnie, lepiej zeby byla pelna niz pusta.
Natomiast jesli mialby to byc zakup typowo w razie SHTF to ja bym odradzal.
W struacji braku pradu 4-5 dni to jedzenie nie jest specjalnym problemem, w koncu ostatecznie da sie przezyc te dni nawet bez jedzenia wogole, majac typowe domowe zapasy, bez wiekszego problemu, a zapasy surwiealowe to juz wogole lux 🙂
Natomiast jesli sytuacja bedzie sie przedluzala to nastapu takie nawarstwienie problemow iz wekowanie bedzie ostatnia rzecza na jaka bedzie czas. Szczegolnie ze kuchenka nie bedzie dzialac (elektryczna wiadomo, system dostarczania gazu jest nadzorowany i sterowany przez urzadzenia elektryczne a wuec kuchenka gazowa rowniez moze nie miec czym palic). Brak pradu i gazu to w wiekszosci domow = zimno. A wiec trzeba by wekowac na kuchni opalanej paliwem ktore juz wkrotce moze nas uratowac przed zamarznieciem w domu. Utrzymanie ciepla w schronieniu to wyzszy priorytet niz jedzenie (szczegolnie wekowane).
Tak wiec zabawa z wekowaniem to wg mnie zabawa na spokojne czasy, nie nalezy tego planowac na czasy niespokojne.
Nie pisałem tego artykułu z zamiarem zachęcenia kogokolwiek do kupienia zamrażarki, raczej do jej jak najbardziej efektywnego wykorzystania.
Nie chodzi mi o to, by ją wykorzystać w celu zapewnienia sobie żarcia na okres 4-5 dni braku prądu. Raczej o to, by wykorzystać ją do zabezpieczenia tego żarcia, które tam mamy (a także w lodówce) przed zepsuciem się w tym czasie. Zawsze to więcej żarcia do wykorzystania, mniej do wyrzucenia, mniejsze koszty, itd.
Każdy w domu powinien mieć jakieś alternatywne źródło ciepła do gotowania, o tym chyba nie muszę wspominać, prawda?
Domyśliłem się, że nie namawiasz do zakupu zamrażarki w ramach przygotowań, jednakże wg mnie powinno to się znaleźć w tekście (albo w komentarzach, co pozwoliłem sobie uczynić :)).
Na pewno masz na uwadze, że praktycznie wszyscy Twoi czytelnicy wchodzą tutaj, aby w jakiś sposób się przygotowywać do sytuacji kryzysowej. Myślę, że u wielu osób, po lekturze tego artykułu (co do którego nie mam uwag, w pełni się zgadzam) może zakiełkować myśl: „O cholera, zamrażarka to super sprawa, muszę ją kupić i zamrozić jedzenie na wypadek katastrofy!”. A jeśli do tej pory taka osoba w codziennym życiu nie używała zamrażarki to taki zakup w większości przypadków będzie wyglądał: kupiona, zapełniona, zapomniana. A po 2 latach jak sobie przypomni że taki mebel gdzieś w kącie buczy, to się okaże że jedzenie i tak nie za bardzo się nadaje do spożycia…
Pozdrawiam 🙂
A tak z innej beczki, czytałeś „Gdy rozpęta się piekło” Cody Lundin?
Premiera polskiego tłumaczenia była na dniach. W internecie czytałem sporo niepochlebnych opinii o Lundinie, z uwagi na jego program (przyznam się że nie widziałem żadnego) w którym chyba za mocno szaleje (pewnie stacja chce mieć atrakcyjny program…).
Natomiast książka wydaje mi się porządną pozycją. Jestem w 1/5 lektury, ale kartkując dalsze rozdziały widziałem wiele bardzo konkretnych informacji, jak np. cały rozdział o robieniu khm khm kupy 🙂 Co robić z fekaliami gdy nie działa kanalizacja (wiadomo: drogocenna woda!), jak uzdatniać wodę itp. itd.
Ze swej strony, polecam!
Myślę, że jednak, a jednak, zamrażarka jest przydatna, w końcu chodzi o racjonalne, codzienne przygotowania i budżet (opłacalne). Skoro pobiera nawet ze 100? watów/dz. a trzyma chłód… Nie dopisałeś, jaką wybrać, ale jest google. Po huraganie „katrina” narzekano, że nie ma jak przejeść zamrażarki w kilka dni ani jak gotować (pozostają jeszcze konserwy), błędne to na 1. rzut oka. Podobno cieplejszą żywność można schłodzić kostkami lodu zanim się schowa. W razie rozmrożenia potrawy gotowane trzeba zużyć po 3 godz. od czasu ich wewn. temp. 5 st.C (test ze ścisnięciem, czy są kryształki lodu), podobnie po 6 godz. jeśli to surowe mięso/ryby, wtedy warto profilaktycznie pogotować/upiec przed zjedzeniem, wbrew opiniom można ponownie zamrozić jeśli jest jeszcze zmrożone (tak jak warzywa). Lody i kremy już nie. Spoko bez prądu mamy 1-2 dni na decyzję, co trzeba zjeść najpierw, a co przełożyć czy przetworzyć czyli uczta 🙂
Zamrażarka była OK za komuny – organizowało się pół wieprza to trzeba było gdzieś to trzymać.
Obecnie zupełnie wystarcza zamrażalnik w lodówce, nie ma sensu kupować osobnej zamrażarki, chyba że ktoś ma gospodarstwo i hoduje coś większego niż kury.
Taka mała uwaga – balast (butelki PET z wodą, oczywiście zostawić trochę powietrza) powinny mieć wodę z niewielką ilością soli.
Chodzi o to, że jak się ten balast będzie rozmrażał, aby utrzymywał temperaturę mniejszą niż zero C.
Znajomi kupują czasem pół świniaka, opłacalne, zdrowe i smakowe, a jakie grile całe lato! Ale fakt, to już nie mus a wiele rzeczy jest w puszkach, nawet zupy.
A może właśnie jakiś artykuł na temat wekowania mięsa? Na zagraniczntch stronach o tematyce shtf jest tego dość dużo ale może coś o polskich realiach? Np czy są do kupienia „pressure canners”, jak i co wekować, ile można przechowywać itp? Wg mnie lepiej zrobić mięso samemu niż jeść konserwy choćby przez parę dni…
Gdy Nato bombardowało Serbię, mieszkańcy zajmowali się głownie grillem – po zbombardowaniu elektrowni nie bylo prądu i trzeba było szybko zjeść nagromadzone w zamrazarkach zapasy. Na każdym balkonie był grill…
Ano, grillować umie też każdy Polak, więc ważne jest, by oprócz zamrażarki i grilla mieć też zapas węgla i podpałki. 🙂
A co z suchym lodem? Sam z siebie mógłby pomóc w wychładzaniu niedziałającej zamrażarki, a do tego wytwarza co2 (Czy w co2 bakterie rozmnarzają się tak samo jak w powietrzu? Raczej nie)
Człowieku, zanim coś palniesz, to sprawdź jaka jest temperatura sublimacji suchego lodu!
Suchy lód jest akurat doskonały i do niedawna powszechnie stosowany w chłodnictwie spożywczym – zwłaszcza do transportu lokalnego. Tak sobie pozwolę palnąć jako człowiek z branży rolno-spożywczej.
Włożyłem kiedyś kawałek w garnku do zamrażarki. Nie włączała agregatu chyba ze 3 dni = działa również dla amatorów. Tylko jak amatorzy mieliby pozyskiwać suchy lód w przypadku braku prądu? Tego nie wiem.
Nie pamiętam, w jakim kontekście pisałem poprzedni wpis, może jakiś inny wpis został wykasowany, jakby co to przepraszam Tomka.
W każdym razie jedyny amatorski sposób produkcji suchego lodu który mi przychodzi do głowy, to gaśnica śniegowa – ale tworzy ona luźną konsystencję powodującą b. szybką sublimację – nie przydatne do celów chłodniczych, gdzie stosuje się zwarte bloki zestalonego CO2 sublimujące całymi dniami.
Wytwórnie suchego lodu istniały już w XIXw przed wynalezieniem elektryczności. Samo zrobienie jest proste – podobnie jak w gaśnicy śniegowej, chodzi o szybkie rozprężenie CO2.
Problemem jest sprężenie tego gazu.