O preppersach w Le Monde

Na facebooku znajomy znajomego podrzucił odnośnik do artykułu o tzw. preppersach, czyli osobach, które przygotowują się na gorsze czasy. Czyli nowoczesnych survivalistach, jak lubimy się tutaj na łamach tego blogu określać. Artykuł pierwotnie pojawił się w Le Monde, a następnie po przetłumaczeniu w polskiej wersji tutaj.

W artykule pojawiło się kilka interesujących spostrzeżeń, które wymagają skomentowania. Głównie dlatego, że mocno odbiegają od rzeczywistości i od wizerunku, jaki chcielibyśmy tu budować za pomocą tego bloga, czy innych społeczności, skupionych np. na forum Boungler.pl.

Liczba preppersów ciągle rośnie – jest ich już co najmniej 3 mln. Opracowują szczegółowe plany, jak przeżyć „koniec świata, jaki znamy”. (…) Na razie nie przeprowadzono na ten temat zbyt wielu badań, lecz wydaje się, że preppersi zyskują popularność we wszystkich środowiskach, zwłaszcza wśród ludzi młodych, osób żyjących na przedmieściach i zadłużonych. Pojawiły się już ikony tego ruchu, które prowadzą popularne blogi, programy radiowe i wydają książki w wysokich nakładach. Papież preppersów, James Wesley Rawles, były oficer wywiadu i chrześcijański konserwatysta, sprzedaje swoje książki w setkach tysięcy egzemplarzy. Otacza się nimbem tajemnicy – ukrywa, gdzie przygotował miejsce, w którym jego rodzina przetrwa moment katastrofy.

To, że przygotowanie na gorsze czasy zyskuje popularność, powinno tylko cieszyć. Wszystkich, z wyjątkiem może elit i władzy, bo im łatwiej jest sterować ludźmi zależnymi od siebie. Ludzie niezależni nie będą łatwo dawać sobą rządzić, gdy od państwa nie będą potrzebować niczego — w odróżnieniu od tych, którzy dostają co miesiąc wypłatę z państwowej pomocy społecznej czy państwowej firmy.

Jedną książkę Rawlesa przeczytałem, nawet miałem kiedyś ją tu zrecenzować, ale wyleciało mi to z głowy… Na jego bloga zaglądam i wcale mu się nie dziwię, że nie pisze o sobie zbyt wielu prywatnych informacji. Nikt, kto przygotowuje się na gorsze czasy, nie powinien chwalić się tym całemu światu. Gdybym napisał tu na łamach bloga „pod koordynatami GPS 52.315315 20.143722 mam na działce zakopany zapas żywności na 3 miesiące dla 5 osób”, w zasadzie mógłbym to miejsce spisać na straty i szukać nowego. 😉

Przewidywanie końca świata to ulubiona rozrywka kościołów i sekt, które z nich wyrastają. Lecz w odróżnieniu od millenarystów, preppersi nie oczekują żadnego konkretnego kataklizmu, którego datę można wyznaczyć. Wszystko może się zdarzyć, nieważne kiedy – pod tym względem nie są sekciarzami. Wszystko się nada: gigantyczny meteoryt czy planeta uderzająca w Ziemię, ogromny wybuch, połączenie wielu katastrof ekologicznych, pandemia, konflikt jądrowy Zachodu z Chinami, hiperinflacja, załamanie się światowego systemu bankowego w niecałe 12 godzin (jutro przestaje działać twoja karta płatnicza!), rewolucja, stan wojenny…

W powyższym fragmencie wytłuściłem fragment, który mi się nie podoba. Nie wiem, czy tak napisał autor, czy to jedynie niefortunne tłumaczenie. Tak czy siak, brzmi to w ten sposób, jakbyśmy wszyscy czekali aż w końcu coś pier–lnie i będziemy mogli się bawić na serio w nowoczesny survival. Tymczasem takie podejście jest mi zupełnie obce. Z całego serca nie chcę, by cokolwiek się w dzisiejszym świecie zmieniło na gorsze. Chcę mieć prąd w gniazdku, żarcie w sklepie, pieniądze na koncie i stabilne źródło dochodu. Ale liczę się z tym, że to może któregoś dnia zniknąć. I wolę nie płakać wtedy nad rozlanym mlekiem, tylko wdrożyć wtedy przygotowane zawczasu procedury.

By żyć dalej „po apokalipsie”, trzeba będzie zapewne (…) znów stać się myśliwymi i zbieraczami. A już na pewno trzeba będzie zachować umiejętności niezbędne do „odbudowania cywilizacji” (tkanie, lutowanie, leczenie, wykorzystywanie surowców wtórnych, pozyskiwanie pitnej wody). Trwają obliczenia, ile koni i krów będzie potrzebowała każda rodzina. Fantazmat zamkniętej społeczności, tak znakomicie pokazany przez Nighta Shyamalana w filmie Osada (2004), rozprzestrzenia się coraz bardziej.

Szczerze powiedziawszy, tu trochę muszę zgodzić się z żartobliwym tonem zaproponowanym przez autora artykułu. Bo mnie też trochę rozśmiesza dość naiwne dążenie do pełnej samowystarczalności, której nie da się osiągnąć w żadnym wypadku. W dzisiejszych czasach samodzielne zaspokojenie wszystkich naszych potrzeb, nawet przy ich mocnym ograniczeniu, nie jest możliwe. Dlatego ja nie nastawiam się na budowę w pełni autonomicznego gospodarstwa, a raczej na współpracę z innymi ludźmi.

Oczekując na klęskę i na ratunek przed nią, uciekamy przed myśleniem o tym, co spotyka nas tu i teraz. Owszem, znajdziemy u preppersów słowa potępienia dla chciwości finansjery, jednak ich indywidualistyczne wyobrażenia o samowystarczalności, ich eskapistyczne odruchy dają niewielkie szanse na społeczne i polityczne działania poza ramami obecnego systemu. Nie przychodzi im do głowy, tak samo jak kapitalistom w obłąkanym wyścigu za zyskiem, że cywilizacja mogłaby zmodyfikować swój kierunek. Nie do pomyślenia jest dla nich to, że niespłacalne zadłużenie, wbrew nam, a dzięki chytrości historii, mogłoby stać się przejściem do bardziej solidarnego społeczeństwa. Zanurzeni w neodarwinistycznej ideologii walki każdego z każdym, nie są w stanie wyobrazić sobie, że zwykła redystrybucja dóbr byłaby bardziej skuteczna w walce z koszmarami kryzysu niż strategiczna relokalizacja. Krótko mówiąc, preppersi odmawiają przygotowania się do dalszego życia w świecie po kapitalizmie.

Ten cytat dość ciekawie wpisuje się w kierunek dyskusji zapoczątkowanej ostatnio przez jednego z Czytelników. W sensie, że patrząc tylko na koniec własnego nosa (dbając o przetrwanie własne i osób najbliższych) nie zastanawiamy się nad tym, jak moglibyśmy zmienić coś, co wpłynie pozytywnie też na innych ludzi. A czy rzeczywiście w razie kryzysu lepiej podzielić się zapasami niż uciekać z nimi na wieś? To dopiero dobre pytanie!

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

23 komentarze

  1. Mc pisze:

    Mam niestety to samo spostrzeżenie co Denis Duclos,
    może nie z tego bloga, ale z niektórych innych blogów bądź for,
    nie wytykając palcami.
    Otóż, zapewne młodzi ludzie, ewidentnie piszą „jakby było fajnie jakby wszystko gruchnęło”,
    ni wiem czy szkoła daje im popalić i sobie marzą o długich wakacjach,
    czy chcieliby przetestować swoje fullwypasmultitule,
    w każdym razie dziecinada wychodzi z bucików.
    Mam rodzinę i wolałbym nie musieć żonie i dzieciom mówić „a nie mówiłem”,
    chociaż ciężko jest im wytłumaczyć, po co te zapasy, plecak ewakuacyjny lub choćby parę stów „na wszelki wypadek”.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Hmmm… Jak tak się nad tym głębiej zastanowię, to rzeczywiście zdarzało mi się czytać podobne wypowiedzi jak ta, którą przytoczyłeś. 🙁

    • Cuthorn pisze:

      Współczesne gry, filmy, komiksy etc.

      Dzieciaki i tyle.

    • w1 pisze:

      Bardziej od tych dzieciaków niepokoją mnie dorośli faceci, dla których cały prepping polega na zakupie broni, fury amunicji i munduru w panterkę. Na tym kończy się ich cały pomysł na przetrwanie katastrofy. Nie chciałbym mieć w czasie SHTF takiego sąsiada, szczególnie kiedy skończy mu się żarcie.

      • Coyote pisze:

        Jeszcze gorzej . To starsza generacja surwiwalistów zapatrzona w guru takich jak Kurt Saxon czy Ragnar Benson . Kto miał styczność z dziełami któregoś z wymienionych ten wie o co chodzi , pozostałym starczy wiedzieć że ten drugi zalecał ochrone punktu ewakuacji przy użyciu min przeciwpiechotnych . Oczywiście dokładnie , ze schematami wyjaśniając jak je robić z złomu i ślepaków .
        Do tego dodaj jeszcze pozostałości po operacji Gladio , białych supremacjonistów …

      • Wilkinson33 pisze:

        Akurat tu się mylisz. Jeśli coś pierdyknie na dobre i przeżyjesz, to będziesz miał dwa cele: przeżycie i obronę przed innymi, którzy też będą chcieli przeżyć i to za wszelką cenę a nie mało jest wokół ludzi, którzy będą chcieli iść na skróty.

  2. night_rat pisze:

    OK, racja- z tego niewiele wynika dla nas, poza tym, że tacy są i już zaszufladkowani. Zachodni net pełen takich pasjonatów, co to w realu ledwo potrafią zmienić żarówkę, za to mają maczetę w szafie i chwalą się sportem ekstremalnym 🙂 Szkoda nawet tworzyć listę setek stronek i for, szybko nauczyłem się unikać zbędnych lektur na rzecz niewielu potrzebnych mi konkretów, czas, kontakty i trening najważniejsze (nb największym bogactwem jest… czas).

  3. Cuthorn pisze:

    Ten ostatni cytat… to jakiś socjalistyczno-komunistyczno-rewolucyjny bełkot. Właśnie takich nawiedzonych idealistów, którzy „zrobią nam lepiej” boję się najbardziej.

  4. Pi pisze:

    film dokumentalne national ceographic channel

    Prorocy końca świata
    środa
    12.09
    23:00
    Autorzy programu prezentują amerykańskie rodziny, które są przekonane o zbliżającym się końcu świata i starają się właściwie przygotować na nadchodzące wydarzenia. Zaprezentowane zostają m.in. motywy ich działania i ich wierzenia. Zaproszony ekspert postanawia sprawdzić, czy podjęte przez ich przygotowania rzeczywiście mogłyby pomóc im przetrwać np. potężne kataklizmy.

    Powturka czwartek
    13.09
    02:00
    seria programów.

  5. Pozyskiwacz pisze:

    Chciałbym przedstawić mój pogląd na sprawe przygotowań i zapasów. Sam staram sie zabezpieczyć rodzine przed różnymi kataklizmami i niespodziankami. Być może jest mi troche łatwiej, bo mieszkam na wsi i mam małe gospodarstwo.Myślę że zgromadzenie zapasów na okres przejściowy jest niezbędne (zakładając wystąpienie kataklizmu na skale globalną, albo nawet kontynentalną-wulkan,pandemia, wybuchy na słońcu itp. Można przyjąć,dla uproszczenia, że skutkować to będzie brakiem prądu i związanymi z tym wtórnymi problemami).
    Pytanie jak wielkie zapasy są potrzebne?
    Osobiście uważam że największe problemy bądą na początku (w razie gwałtownego kataklizmu, a nie np. pogłębiających się problemów gospodarczych), w ciągu kilku, -kilkunastu miesięcy. Po tym czasie ludzie zaczną przestawiać swoje życie na nowe tory i zadowalać się znacznie obniżonym standardem.Myślę że potrwa to ze 2 do 5 lat.
    Dlaczego? Jak wspomniałem mieszkam na wsi, obserwuję jak ta wieś się zmienia na przestrzeni ostatnich 30 lat.Zakładam że podstawowym problemem będzie wytworzenie , przetworzenie/przechowanie i dystrybucja żywności. Dzisiejsze monokulturowe gospodarstwa są prawie tak samo nieodporne jak społeczności miejskie.
    Przykład z własnej wsi: w latach ’80 było w niej ok. 140-160 krów miecznych, najwięksi gospodarze mieli ich kilkanaście. Dziś jest 38 krów, z czego jeden gospodarz ma 24. Ma maszyny, ciągniki, nowoczesną oborę. Ale jest wybudowana nie jak kiedyś przy studni, a na górce. Normalnie nie ma problemu-woda jest z wodociagu. Tylko że w razie braku zasilania przez dłuższy czas i na dłuższą skalę, nie da rady zapewnić bydłu wody, ani wydoić mleka. Może „w razie „W” wybić większość krów i przerobić je na mięso, ale czy zdąży je przerobić i uchronić przed zepsuciem bez lodówek?
    Albo rozdać tym którzy maja jeszcze warunki do trzymania bydła (tzn. nie przerobili stajni na garaże).
    Nie chcę się za bardzo rozwodzić, bo to tylko jeden z problemów, nawet nie największy.
    W każdym razie po początkowym wyjedzeniu zapasów gospodarka powinna wrócić do tradycyjnych , lokalnych metod i sposobów. Oczywiście zupełna samowystarczalność jest niemożliwa do uzyskania (na dłuższą metę), więc pewnie powrócą lokalne targowiska , bazary itp.Życie ludzi po paru latach przestawi się na nowe tory.
    Dlatego sądzę że gromadzenie zapasów na 50 lat,jak było wspomniane w linkowanym artykule jest trochę bez sensu. Oczywiście warto mieć nieco więcej materiałów trudnych lub niemożliwych do wytworzenia we własnym zakresie, np. sól, cukier, mydło, szampon itp. Żeby zwłaszcza w pierwszym okresie , przejście nie było zbyt wielkim szokiem , zwłaszcza psychicznym. I tak będzie cała góra problemów do rozwiązania i roboty do zrobienia, więc ciepła kawka z cukrem, czy ulubiony szampon pod prysznicem może być nieoceniona dla morale. Ale bez przesady.
    Ja staram się w codziennym życiu nie zapominać że taki czarny scenariusz może się jednak spełnić. Przykładowo: hoduje króliki-normalnie mam 2-3 samice i samca jako stado podstawowe.Mięso i pasztety z młodych jako zdrowe i ekologiczne (i tanie) jedzenie urozmaicaja mi dietę.Ale w razie problemów mogę w ciągu roku uzyskać stado kilkudziesięciu sztuk królików. Podobnie z kurami, czy kozami. Trzymam je na własne potrzeby, teraz mam zdrowe jedzenie, ale zawsze mogę powiększyć pogłowie. Oczywiście muszę mieć na to czas- przynajmnie rok, na rozmnożenie zwierząt, zebranie plonów itp. Na ten okres przejsciowy potrzebuje właśnie zapasów.
    Podobnie konie-teraz trzymam je dla przyjemności i pod siodło, ale gromadzę stare maszyny konne, jako zabytki. Z tym że sprawne i równiez mogę je użyć do pracy w polu.
    Staram się jakoś wyważyć przygotowania z codziennym życiem, ale można to czasami zorganizować tak że i życie obecne i w razie dużych problemów będzie wymagało podobnych przygotowań.

  6. mb2 pisze:

    +52° 19′ 7.35″, +20° 12′ 26.07″
    las młodziejski bardzo ladne miejsce
    gratuluje

  7. mb2 pisze:

    Co do zapasów to trzeba mieć je przynajmniej na skażenie radioaktywne lub kwarantannę biologiczną. Lekko liczac jest to minimum 40 dni. Jeśli dodamy do tego jakieś 30 dni czasu gdy wiemy, ze cos jest na rzeczy i już nie ma w sklepach niczego wychodzi nam od 60 do 100 dni przygotowań na te dwa scenariusze. Największy problem jest z wodą. Jeśli to biologiczne zagrożenie można wode uzdatnić jeśli promieniowanie nie ma takiej mozliwosci w ogole.
    Dlatego woda z pokładów głebszych niż 8-10 m jest najważniejsza. Potem zywność i wysmiewana przez wszystkich bron.

    Jest jeszcze szansa, ze beda miasta ucieczki. Miejsca nieskazone lub cudownie ocalone. W nich bedziemy sie musieli zmagac z zanieczyszczeniem lasow i wod przez uciekinierow i brakiem zywnosci. Nie da sie jej zgromadzic. Jesli do takiego kraju jak Polska zwali sie np. 200mln ludzi to nie da sie do tego przygotowac. Jesli ktos sie usmiecha polecam poczytac jak wygladaja obozy uchodzcow w Afryce. Wioseczki po 10 tysiecy albo nawet 30 tysiecy musza obsluzyc 400-500 tysiecy ludzi np. w tydzien.

    Dlatego warto miec zapasy zywnosci i pojemniki na minimum 40 dni czasu. Nie liczac pojemnikow do tego nie przeznaczonych jak wanny czy garnki.

  8. Pozyskiwacz pisze:

    Jeszcze jedno. Każdy kto ma nadzieję na rychły koniec cywilizacji i „zaczęcie wszystkiego od nowa” powinien zdać sobie sprawę że to nie będzie polegało na leżeniu w fotelu w umocnionym bunkrze z piwem w ręce i strzelaniu od niechcenia do stad zombiaków. Tylko na codziennej żmudnej pracy od świtu do zmierzchu, a czasami i w nocy. Jak ktoś chce potrenować to mogę udostepnić hektar łąki, kose, widły i grabie. Można spróbować jak się pracuje bez pomocy maszyn. Albo jak to jest przygotować siekierą i ręczną piłą opał na zimę. Szybko można zrozumieć czemu kiedyś wielopokoleniowe rodziny żyły w 1-2 niedużych izbach, a nie jak teraz w piętrowych willach z CO.

  9. Kriss pisze:

    Chcialbym tylko dodac od siebie, ze nawet jesli ktos ma takie, czy inne mozliwosci wytwarzania wszelkich dobr niezbednych do przezycia i dalszego egzystowania w nowych okolicznosciach musi liczyc sie z tym, ze jego praca nie bedzie sie odbywala w spokojnej atmosferze, wolnej od wszelkiego typu zewnetrznej interwencji.Nawet najbardziej zapobiegliwy, zmyslny gospodarz, moze byc narazony na roznego rodzaju ataki – od zwyklego rabunku, poprzez sytuacje zagrozenia zycia.Zakladam, ze nie powstana nagle spokojne oazy , gdzie kazdy bedzie robil swoje, bo z chwila rozkladu panstwa walka o zasoby bedzie nieunikniona.Np w Nowym Orelanie podczas slawnej Katriny , wystarczylo zatopienie miasta, by wyzwolic w masach zwyrodniale dzialania.

    • Pozyskiwacz pisze:

      Oczywiście że tak.Obrona życia, zasobów jest tak samo ważna jak ich gromadzenie. Trzeba się liczyć z możliwością ataków, rabunku, a poza tym jak przyjdzie do ciebie rodzina z głodującymi dziećmi to co? Nie dasz im jeść bo masz zapasy wyliczone na rok ? To też trzeba wziąć pod uwagę.
      Choć myślę że na wsi stosunkowo szybko powstanie jakaś forma samoobrony.

      • Survivalista (admin) pisze:

        Dlatego w branży funkcjonuje powiedzenie, że sąsiada łatwiej nakarmić, niż zabić.

      • Kriss pisze:

        ” a poza tym jak przyjdzie do ciebie rodzina z głodującymi dziećmi to co? Nie dasz im jeść bo masz zapasy wyliczone na rok ? „.
        Mysle, ze w razie powaznego kryzysu kwestie moralne , czy tez tzw dobre serce byc moze trzeba bedzie odstawic na bok.Tzn na tyle na ile bedziemy sie jeszcze uwazac za ludzka istote.Byc moze wiekszosc dla ratowania wlasnych dzieci, jest w stanie ograbic i zabic cudze dzieci , dla ratowania zony, czy rodzicow, sa w stanie ograbic, lub zabic wiele cudzych zon , i wielu cudzych rodzicow.Ludzie maja rozne poglady na to czym jest zycie, czym jest smierc i w ogole ludzki los.Jesli priorytetem jest przetrwac za wszelka cene ( chocby dzien dluzej, tydzien, miesiac … ) to takie osoby sa w stanie dopuszczac sie niewyobrazalnych niegodziwosci.Jesli zyjemy w bloku , gdzie jest 100 rodzin i w razie kryzysu okazemy sie jedynymi z zasobami , to co wtedy ? Rozdamy wszystko co mamy i dolaczymy do glodujacych i spragnionych ? Jesli ktos sie dowie o naszych zapasach i tak czeka nas rabunek, lub lincz.Z drugiej strony nie jestesmy w stanie wziazc na barki odpowiedzalnosc za dowolna, niezliczona liczbe potrzebujacych.Odpowiedzialnosc za rodzine jest juz wyjatkowym wyzwaniem.W codziennym zyciu ludzie staraja sobie pomagac, w katastrofach roznego rodzaju rowniez , jednak permanenty stan chaosu i calkowite odmienione realia wywalaja do gory nogami wiekszosc zasad, a ludzie czesto zachowuja sie w nieludzki sposob.Osobiscie bym sie podzielil :-), ale ciezkie czasy to rowniez czasy ciezkich decyzji/wyborow.

        • Survivalista (admin) pisze:

          Zasady są proste:
          1. Ukrywasz swoje przygotowania. Nie mówisz nikomu, że robisz zapasy.
          2. W razie czego starasz się nie wyróżniać (ubierasz się biednie i brudno, nie dojadasz, olewasz golenie i mycie włosów, dyskretnie używasz prądu).
          3. Gdy ktoś do Ciebie przyjdzie po jałmużnę, pokazujesz mu, że masz niewiele żarcia (trzymasz byle co na wierzchu, by to pokazać w takiej sytuacji) i dzielisz się tym (jeśli uznasz to za stosowne).

  10. bajcik pisze:

    [quote]To, że przygotowanie na gorsze czasy zyskuje popularność, powinno tylko cieszyć. Wszystkich, z wyjątkiem może elit i władzy, bo im łatwiej jest sterować ludźmi zależnymi od siebie. Ludzie niezależni nie będą łatwo dawać sobą rządzić, gdy od państwa nie będą potrzebować niczego — w odróżnieniu od tych, którzy dostają co miesiąc wypłatę z państwowej pomocy społecznej czy państwowej firmy.[/quote]

    Obstawiam że jest dokładnie odwrotnie – naród preppersów to naród idealni, bo:
    – nie są roszczeniowi, licza na siebie, chętnie poparliby prywatyzację służby zdrowia
    – unikają kredytów
    – dbają o swoje zdrowie, więcej pracują, mało chorują
    – ucza się wielu przydatnych rzeczy, są bardziej mobilni na rynku pracy
    – w razie klęski żywiołowej dzięki zapasom mogą spokojnie poczekać na nadejście pomocy
    – w razie poważnego kryzysu nie wyjdą na ulice

    Kto by nie chciał takich obywateli?

    To podobnie jak z rodzicami i dziećmi – lepiej mieć takie bardziej samodzielne.

    • Survivalista (admin) pisze:

      To zależy, na co liczysz.

      Jeśli nie chcesz być obciążany problemami dzieci, to owszem, lepiej by były samodzielne.

      Jeśli byś chciał, by dzieci robiły tylko to, co im każesz, łatwiej do tego zmusić dzieci od Ciebie zależne w każdym aspekcie życia.

    • Cuthorn pisze:

      Aby koimś rządzić musisz mieć nad nim kontrolę. A kontrolę uzyskuje się obecnie nie siłą, a uzależnieniem od siebie.

      Władze nie chcą ludzi samodzilenych, posiadających np. własną broń do obrony, przygotowanych na radzenie sobie samemu, bo się boją, że w końcu ludzie stwierdzą, że po co im tak liczne grono urzędników.

  11. Piotr pisze:

    Ciekawy jest ten fragment:
    „Nie przychodzi im do głowy, tak samo jak kapitalistom w obłąkanym wyścigu za zyskiem, że cywilizacja mogłaby zmodyfikować swój kierunek. Nie do pomyślenia jest dla nich to, że niespłacalne zadłużenie, wbrew nam, a dzięki chytrości historii, mogłoby stać się przejściem do bardziej solidarnego społeczeństwa. Zanurzeni w neodarwinistycznej ideologii walki każdego z każdym, nie są w stanie wyobrazić sobie, że zwykła redystrybucja dóbr byłaby bardziej skuteczna w walce z koszmarami kryzysu”
    Czyżby pomysłem rządów na rozwiązanie problemów był powrót do komunizmu/socjalizmu? Jeśli tak, to przygotowywanie survivalowe będzie niezwykle potrzebne. Dobrze w Polsce mamy doświadczenie jak sobie w takich ciężkich czasach radzić, wystarczy spytać rodziców i dziadków. To co dzisiaj nazywa się „survivalizmem” było jeszcze nie tak dawno normalną praktyką. Ludzie mieli zgromadzone w piwnicach i na strychach zapasy samodzielnie robionych konserw (fakt że zdrowe to one nie były), przetworów owocowych, mąki, słoików ze smalcem, alkoholu. Poza miastem praktycznie przy każdym domu była studnia. Zresztą np. mój dziadek który przeżył okupację i czasy komunizmu, to tej pory trzyma „na wszelki wypadek” takie zapasy żywności i innych dóbr że mógłby tu robić za przykład survivalovego guru 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.