Jedną z fundamentalnych zasad robienia zapasów żywności (w sposób tani i sensowny) jest dbanie o regularną wymianę kupionych produktów, przed upływem ich terminu przydatności. Dzięki temu jemy to, co kupiliśmy do zapasu i trzymamy zapas tego, co jadamy na co dzień. No i nie wyrzucamy pieniędzy do śmietnika.
Ale w jaki sposób zadbać o to, by olej roślinny (spora część prostego i taniego zapasu żywności) wykorzystać przed upływem terminu przydatności? Albo jak go wydłużyć? O to właśnie zapytała nas jakiś czas temu Czytelniczka:
(…) Mam jednak pytanie o olej. Większość zapasów to środki sypkie, które można bardzo długo przechowywać i uzupełniać w miarę spożywania, ale co z olejem?? Nawet gdy systematycznie używam olej (od najstarszego zakupu) to i tak nie wykorzystuję go tyle, żeby „żelazny zapas” się nie przeterminował? Czy macie jakieś sposoby na przedłużenie jego trwałości czy zwyczajnie ograniczyć jego zapasy i tylko zakup większej ilości oleju zostawić na „ostatnią chwilę”?
Rozwiązań tego problemu jest kilka.
Zmniejszenie zapasu
To chyba pomysł, który przychodzi do głowy jako pierwszy. Jeśli nie jesteśmy w stanie zużyć danego produktu, zanim się zepsuje, mamy go po prostu za dużo.
Myślę, że nie warto trzymać się ściśle list znalezionych w internecie (niezależnie od tego, czy chodzi o listę produktów do zapasu żywności, czy do zestawu ucieczkowego), tylko raczej starać się każdą taką gotową listę dostosować do własnych potrzeb i możliwości.
Skoro nie dajemy rady zużyć oleju w czasie spokoju, to raczej nie potrzebujemy go aż tak dużo mieć na sytuacje kryzysowe.
Przedłużenie okresu trwałości
Przed publikacją tego tekstu próbowałem dokopać się do jakichś badań naukowych odnoszących się do trwałości olejów roślinnych, przechowywanych w typowych, domowych warunkach, ale nie udało mi się znaleźć nic sensownego. Nie jestem więc w stanie podać, jak długo można bezpiecznie przechowywać oleje roślinne po upływie nadrukowanego na butelce terminu przydatności do spożycia.
Według mojej wiedzy, stopniowe pogarszanie się jakości oleju roślinnego postępuje nawet w zamkniętej butelce, w ciemności i chłodzie. Niemniej jednak, musi upłynąć dość dużo czasu, zanim olej popsuje się tak, że będzie niezdatny do spożycia albo szkodliwy.
Absolutnie podstawową zasadą, jeśli chodzi o bezpieczeństwo spożywania olejów po terminie powinno być odrzucenie tych, które mają dziwny (odbiegający od zwykłego) zapach, smak lub wygląd. A gdy porosną pleśnią, to już chyba nie trzeba wyjaśniać, że nadają się do wyrzucenia. Ja tego nie przeżyłem, to pewnie raczej problem z olejem już raz użytym (np. do smażenia frytek), a przechowywanym później w celu ponownego wykorzystania.
Zużycie oleju w sposób inny, niż do jedzenia
Olej roślinny to świetna rzecz do zapasu, bo stanowi nie tylko cenne kalorie, ale także nadaje się do kilku innych rzeczy.
Po pierwsze, olej roślinny można spalić w silniku diesla. Stare silniki nie powinny mieć z tym żadnego problemu, choć nowocześniejsze (np. z wtryskiem bezpośednim) mogą sobie nie poradzić z tym paliwem ze względu na jego większą lepkość. Agregat z silnikiem wysokoprężnym nie powinien marudzić, jeśli do oleju napędowego dodamy kilkanaście procent oleju roślinnego. W ostateczności, można go przerobić na biodiesel.
Po drugie, olej roślinny nadaje się jako paliwo do zaimprowizowanych lampek, albo kuchenek. Poniżej znajdziecie film pokazujący budowę takiej prostej lampki. Krzysiek kiedyś gotował obiad na palniku z puszki tuńczyka w oleju. Aby użyć go jako paliwo do gotowania, wystarczy pusta puszka po rybkach i kawałek kartonu.
Po trzecie, z oleju roślinnego można zrobić w domowych warunkach mydło i jest to banalnie proste. To nie do końca rozwiąże problem sukcesywnego zużywania oleju, bo w domowych warunkach łatwiej jest zużyć litr oleju, niż mydło z tego litra wyprodukowane. Z drugiej strony, mydło łatwiej jest przechować niemal dowolnie długo, więc jego produkcja jest ciekawym pomysłem na zutylizowanie oleju pod koniec okresu trwałości. Zużywamy olej, który w przeciwnym razie trzeba byłoby wyrzucić, a zamiast tego otrzymujemy mydło, którego przechowywanie nie jest już problemem.
Chyba pisząc o dieslach miałeś na myśli te z pompowtryskami, bo praktycznie wszystkie diesle w samochodach od kilkudziesięciu lat mają wtrysk bezpośredni.
Co do mieszania oleju jadalnego z olejem napędowym – w internecie jest wiele mitów jak to „da się jeździć” (szkoda że nie piszą jak długo :D). Problemem jest gliceryna powodująca, że olej jadalny spala się w dieslu zupełnie inaczej niż olej napędowy. Albo trzeba się tej gliceryny pozbyć, albo „przestroić” silnik pod inne warunki spalania (olej jadalny spala się bardziej stukowo, co nawet może sprawiać dobre wrażenie, bo silnik będzie miał większe osiągi a na początku, dopóki wszystkie sworznie, panewki, rozrząd itd. się nie „rozklekoczą”, nie będzie tego nawet za bardzo słychać :D). Jeśli ktoś kupuje używane auto po niskich kosztach, leje w nie jadalny (lub mieszankę), robi powiedzmy 20-30 tysięcy kilometrów i sprzedaje zanim silnik stanie się „głośny”, to ok, można i tak (pomijam kwestie prawne) ale jeśli ktoś długo planuje eksploatować auto, to do jeżdżenia na jadalnym należy je odpowiednio przygotować (bo na fabrycznych ustawieniach na dłuższą metę nie wytrzyma tego żadne auto wyprodukowane w ciągu ostatnich 30 lat).
Są wprawdzie udane eksperymenty jeżdżenia na oleju jadalnym, gdzie silnik wytrzymał 300-500 tysięcy kilometrów i wszyscy to powielają w internecie, ale mało kto doczyta, że pompa wtryskowa i wtryskiwacze zostały całkowicie przestrojone pod nowe paliwo, że zastosowano podgrzewacze oleju, że zmodernizowano filtrowanie paliwa, że olej w silniku był wymieniany kilkanaście razy do roku itd. (że były to eksperymenty starannie przygotowane pod kątem maksymalnego zwiększenia żywotności auta jeżdżącego na jadalnym a nie że tylko właściciel pewnego dnia przestał lać olej napędowy a zaczął lać olej jadalny i przejechał tak 300 tysięcy).
Jeśli chodzi o wtrysk, nie dam sobie ręki uciąć. Z tego, co wiem, całkiem nieźle radzi sobie z olejami roślinnymi mercedesowski silnik 2,9 litra, ale on występował zarówno z wtryskiem pośrednim, jak i bezpośrednim.
No i ja bym w żadnym razie nie postulował przestawienia się na 100% oleju roślinnego, raczej stosowanie kilkunastoprocentowej dolewki do oleju napędowego.
Jakieś 15-20 lat temu w Toruniu wśród taksówkarzy (było tam zrzeszenie taksówkarzy jeżdżących Mercedesami) pojawiło się gusło, że do OM602 można lać 1/3 jadalnego a że olej napędowy podrożał, to wielu spróbowało żeby zaoszczędzić. Po mniej więcej 2-3 latach dużo tych Mercedesów można było kupić w „okazyjnych cenach” (siadały pompy wtryskowe a jak silnik był nieco starszy, to niedopalone resztki miały tendencję do przedostawania się do oleju silnikowego i wtedy to już bywała masakra).
Niestety, olej jadalny ma znacznie wyższą lepkość i znacznie wyższą temperaturę samozapłonu a także około 10% większą gęstość – przy standardowych ustawieniach jak dla oleju napędowego dawka paliwa jest za duża, nie rozpyla się tak jak powinna i nie zawsze spala się jak należy. Jeśli chodzi o domieszkowanie rzędu 10-15%, to nie ma to już w ogóle ekonomicznego sensu, bo olej napędowy kosztuje około 5zł/litr a olej jadalny niech kosztuje powiedzmy 3,5zł/litr – robiąc mieszankę 15% jadalnego litr wlewany do baku wychodzi za 4,77zł/l (zysk 22gr na litrze, czyli mniej więcej 13zł „oszczędności” na tankowaniu do pełna zbiornika 60l).
Najtańszy jadalny pewnie da się kupić taniej, ale artykuł jest o oleju, który planujemy spożyć a do robienia zapasów chyba nikt „przepału po frytkach” stosował nie będzie.
To oczywiście tylko moja opinia w kwestii „co robić z niewykorzystanym olejem w normalnych czasach” (bo w nagłej sytuacji kryzysowej, to wiadomo, jeśli od szybkiego pokonania kilkudziesięciu kilometrów zależy życie, a paliwa w baku może nie wystarczyć, to bym dolał jadalnego i olał to, że silnikowi to zaszkodzi).
Moim zdaniem kombinowanie z wlewaniem starego oleju jadalnego do baku w normalnych czasach nie ma najmniejszego sensu (szkoda silnika a oszczędność żadna). Już lepiej sobie garaż nim ogrzać zimą 😀
Ja na to patrzyłem wyłącznie z punktu widzenia zutylizowania oleju roślinnego, który się przeterminuje. Myślę, że te 20 litrów oleju roślinnego rocznie można spokojnie dolać do baku, ale rzeczywiście, lepiej to wykorzystać w inny sposób. 🙂
Nie przeczytalem calego twojego postu ale jesli chodzi o gliceryne w oleju to bardzo latwo mozna ja usunac domowymi sposobami. Wystarczy wiertaka z mieszadlem na koncu jak do zaprawy i troche spirytusu moze byyc denaturat. Sprawa i tak jest przedawniona bo teraz wszystkie diesle sa na common railu, te silniki nie nadaja sie do jazdy na opale, na jadalnym. Do jazdy na jadalnym bardzo dobrze nadawaly sie diesle z pompa sekcyjna i wtryskiem posrednim ale to prehistoria, diesle z pompa rozdzielaczowa tez na to chodzily, problemy zaczely byc przy tdi z pompowtryskiwaczami, ale tam to nie bylo potrzebne bo byly super oszczedne. Ja jezdzilem na oleju jadalnym calkiem niedawno bo od 2010 do 2016,
MAJEZON RÓB 😉
W internetach jest pełno przepisów na domowy majonez, który w 90% robi się z oleju roślinnego.
Zdecydowanie tak! Od kiedy nauczyłem się robić majonez, już nie kupuję.
Mój sprawdzony przepis: jajko, 220 ml oleju roślinnego, dwie łyżeczki musztardy, dwie łyżeczki octu, sól i pieprz do smaku.
Olej roślinny można również wykorzystać do pielęgnacji ciała, wystarczy choćby dodać do kąpieli aby skóra była bardziej nawilżona i jędrna. Zawsze to parę litrów się zużyje i do czegoś przyda.
Gdyby w Polsce były pojemniki na zużyty olej to właśnie tam byśmy go wyrzucali. Skoro nie ma takich to trzeba sobie radzić inaczej. Ludzie w większości zapewne wylewają olej do zlewu, bądź toalety – a to nie jest dobre rozwiązanie.