Peronin, czyli specjalna żywność w proszku

W niniejszym materiale testujemy Peronin, czyli specjalną żywność w proszku do rozrabiania z wodą.

Dostaliśmy ją do testów od polskiego dystrybutora, firmy Raven. Peronin jest produktem marki Trek’n Eat (z koncernu Katadyn), czyli tej samej, pod którą sprzedawany jest ten zapas żywności liofilizowanej, o której mówiliśmy miesiąc temu.

Peronin ma postać proszku do rozrabiania z wodą. Paczka to 100 g proszku, który należy zalać 400 ml wody (zimnej lub ciepłej, ale nie cieplejszej, niż 60°C). Otrzymujemy płynne danie, w którym jest ponad 430 kcal, 19 g białek, 56 g węglowodanów i 16 g tłuszczy.

Proszek ma konsystencję podobną do lekko wilgotnego piasku. To danie, które dostaliśmy, ma smak kakaowy (zawiera w składzie 7% kakao) i pochodzi z partii o terminie przydatności do czerwca 2017 r.

Po wymieszaniu z wodą przyjmuje postać czegoś pomiędzy kakao a płynnym budyniem. Smakuje jak mocno rozwodnione kakao. Nie jest słodkie, nie jest też tłuste. Dzieciom po dosłodzeniu może smakować.

Nie wiem, na ile jest sens kupować coś takiego do zapasu żywności. Na wycieczki może się nadać, bo jest wygodniejsze w użyciu niż dania w słoiku. Nie wymaga do odtworzenia wrzątku (jak wszelkie liofilizaty), co jest korzystne z punktu widzenia sytuacji kryzysowych. A i na wycieczkę łatwiej zabrać saszetkę takiego dania i półlitrową butelkę wody. Wydaje mi się więc, idąc tym tropem, że i do zestawu ucieczkowego można zapakować porcję czy dwie tego specyfiku. Zwłaszcza, jeśli wziąć także kilka saszetek cukru lub małych porcji miodu w plastikowych opakowaniach.

Porcję kalorii na 1 dzień stanowić będzie 5-6 saszetek, czyli wagowo mniej więcej tyle samo, co jedno opakowanie racji Seven Oceans.

Sposób przyrządzania jest trochę podobny do testowanej kiedyś wcześniej żywności MANA. Nie wiem jednak, na ile Peronin jest kompletny z punktu widzenia składników odżywczych.

Ocenę wystawiam 4/5 ze względu na smak, który średnio przypadł mi do gustu.

Krzysztof Lis
Peronin Kakao
41star1star1star1stargray

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

5 komentarzy

  1. Maciej pisze:

    Waszą książkę już mam . Fajnie wydana. Rodzi się tylko pytanie do kogo jest adresowana. Osoby nie zainteresowane raczej do niej nie sięgną dla zainteresowanych jest natomiast zbyt powierzchowna. Masę miejsca zajmuje w niej opis spraw oczywistych już dla bardziej rozgarniętego 8 latka typu latarka bez baterii nie zadziała(warto mieć zapas) sklep nie produkuje mleka a go jedynie sprzedaje. Po treści widać preferencje autorów dotyczące pewnego rodzaju sprzętu i niechęć do innego – filtry odwróconej osmozy ciekawy współczynnik 1 do 10 wody przefiltrowanej do odpadu, czy też niechęć do piecyków na olej. Każdy ma to co lubi. Spodziewałem się raczej poradnika a tu mamy zasygnalizowane tematy podparte przykładami. Po oddzieleniu oczywistego ble ble pozostaje nam moim zdaniem zbyt mało treści. Być może regularne oglądanie Waszych filmów zawiesiło poprzeczkę bardzo wysoko. Mam nadzieję że po pierwszej publikacji będą następne skierowane do nieco węższej grupy odbiorców lecz znacznie bardziej specjalistyczne. Czy po przeczytaniu tej książki kupił bym ją ponownie – z pewnością tak

    • Survivalista (admin) pisze:

      Założenie książki i sposobu jej wydania w taki sposób (w tradycyjnym, uznanym wydawnictwie, z dobrze rozwiniętą siecią dystrybucji) było właśnie sprawienie, by mogła trafić do ludzi, którzy o temacie przygotowań na trudne czasy nie mają pojęcia. Więc zasygnalizować wszystkie istotne tematy i podpowiedzieć kierunki poszukiwania rozwiązań. Jednocześnie chcieliśmy napisać ją tak, żeby nasi Czytelnicy znaleźli tam wiedzę w formie usystematyzowanej i opracowanej lepiej, niż na blogu. To trochę sprzeczne cele i nie było łatwo je pogodzić.

  2. ee pisze:

    z takim terminem nie kupie, termin minimum 20-25 lat
    liofilizaty mozna spokojnie zalac ciepla woda a nie wrządkiem

    niestety liofilizaty wyciagaja wode z organizmu. oznacza, to, ze trzeba przyjmowac srednio 230% dawki wody, 100% wody pokazanej na opakowaniu a reszta nalezy dostarczyc po lub w trakcie jedzenia

    • djans pisze:

      Na jakiej zasadzie działa to wyciąganie wody z organizmu? Skoro liofilizat raz uwodniony do konsumpcji, to jak i dlaczego miałby ciągnąć wodę raz jeszcze?

      • Piotr pisze:

        Może miał na myśli to, że niektóre liofilizaty robione są metodą osmotyczną i mogą zawierać nieco więcej soli niż te „normalne” robione metodą suszenia konwekcyjnego ale tej soli nie ma tam aż tyle aby się osmoza w jelicie odwracała i trzeba było jakieś ekstra ilości wody pić 😀
        Po prostu organizm jest tak skonstruowany, że jedzenie czegokolwiek zwiększa zapotrzebowanie organizmu na wodę, dlatego w zielonym survivalu obowiązuje generalna zasada: jeśli nie masz możliwości uzupełniania wody – nie jedz w ogóle (bez jedzenia przetrwasz dłużej bo „oszczędzasz” wodę zgromadzoną w organizmie)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.

banner