Nie lubię spać w hamaku (bo zawsze po obudzeniu jestem połamany w chińskie osiem), ale kiedy dostałem propozycję, by przetestować namiot hamakowy Rockland Rock Castle, pomyślałem, że może to być fajne rozwiązanie. Wiem, że wielu z Was lubi hamaki i pod tym kątem uznałem, że mogę się przemęczyć. 🙂
Przedstawiony na niniejszym materiale namiot, hamak oraz taśmy do niego dostaliśmy od polskiego dystrybutora marki Rockland, firmy Raven.
Jak wspomniałem, nie lubię hamaków i mając wybór starałem się zawsze spać na czymś innym, choćby w malutkim, jednoosobowym namiocie albo i pod plandeką. Wszystko, byle nie hamak.
Tymczasem hamak ma szereg zalet, bo nie wymaga zabierania ze sobą materaca, można go rozłożyć nawet w mokrym lesie i nie ryzykujemy zamoczenia śpiwora. Jeśli dodatkowo przykryć go plandeką, w zasadzie mamy prawie pewność, że rano obudzimy się w suchych ubraniach i śpiworze. Co więcej, część osób bardzo wysoko ceni sobie bliskość natury podczas spania w hamaku, której nie mają, gdy śpią w środku namiotu, za ściankami z materiału. Nie są bowiem wtedy w stanie zobaczyć, co dzieje się dookoła.
I wszystko jest fajnie, dopóki nie atakują cię komary i meszki.
Namiot hamakowy Rockland Rock Castle wydaje się już na pierwszy rzut oka rozwiązywać niemal wszystkie problemy związane ze spaniem na hamaku:
- ma podłogę, jak w tradycyjnym namiocie, na której można usiąść, położyć plecak, a nawet rozłożyć materac i przenocować drugą osobę,
- ma ścianki z moskitiery, chroniące przed owadami i odrobinę ograniczające przepływ powietrza pod hamakiem (a więc utratę ciepła),
- pozwala posiedzieć pod dachem, a nawet coś w namiocie ugotować.
Jednocześnie, nie zajmuje dużo miejsca, bo mniej więcej tyle, co plandeka z Decathlonu, której ja używam.
Moje spostrzeżenia z omówionego szerzej na materiale wideo testu:
- najpierw należy rozwiesić namiot, a dopiero potem hamak, bo jest wtedy mniej roboty, a namiot od razu można rozwiesić dobrze,
- raczej nie damy rady rozwiesić pod namiotem dwóch hamaków, bo szczelina w bocznej ściance jest za krótka, a w dodatku jak się jej nie zapnie suwakiem, to będzie włazić robactwo,
- w samym hamaku śpi się nieźle, byłem nawet w stanie spać na boku, przez co całkiem dobrze udało mi się wyspać,
- jednak sam Swagman Roll + koc to za mało na tę wiosenną pogodę, trzeba było wziąć śpiwór i Swagmana dodatkowo podpiąć dookoła śpiwora,
- sam namiot jest przestronny i miejsca wystarczy w nim, by się wyprostować na stojąco.
Oczywiście jest i jedna kluczowa wada całego rozwiązania — do rozpięcia wymaga drzew, albo przynajmniej dwóch samochodów, więc nie daje pewności, że w każdym terenie uda się z niego skorzystać (no ale namiot też tej pewności nie daje).
Podsumowując: ciekawe rozwiązanie dla miłośników spania w hamaku. 🙂
Ścianki z moskitiery to konieczność – nie wyobrażam sobie wiecznego odganiania tych natrętnych owadów!
To zależy, można stosować też chemię na owady.
Ja czasem „pakuję się” podwójnie, śpię na hamaku zamknięty w tzw. norkę holenderską (oczywiście bez stelaża, podwieszam tylko środek na lince) ale taki wariant jest dobry na wiosnę/jesień, bo latem jest zdecydowanie za gorąco 😀