Jeśli czytasz w anglojęzycznym internecie o nowoczesnym survivalu albo o odnawialnych źródłach energii, z pewnością kojarzysz pojawiające się tam często dwa pojęcia: self-sufficiency i self-reliance. Oba mają podobne znaczenie, ale jednak nieco się różnią.
Self-reliance, czyli samodzielność, oznacza, że jesteśmy w stanie zaspokoić jakąś ważną dla nas potrzebę. Na przykład, że w razie awarii prądu jesteśmy w stanie oświetlić nasz dom latarkami. Nie musimy czekać aż ktoś tę awarię usunie, jeśli mamy taką konieczność, możemy korzystać z latarek, świec, itd. Oczywiście nie będzie to aż tak komfortowe, jak korzystanie z normalnego oświetlenia, ale lepsze to, niż nic.
Self-sufficiency, czyli samowystarczalność, to pojęcie, które oznacza, że jesteśmy w stanie zaspokoić daną potrzebę we własnym zakresie w sposób trwały. Czyli że mamy spory zapas baterii do tych wspomnianych latarek. I że mamy ich dostatecznie dużo, by w domu było dostatecznie jasno. Albo, że po prostu mamy w domu wiatrak, baterie słoneczne i akumulatory i z nich właśnie zasilamy oświetlenie w domu.
Zaczynamy od samodzielności…
Gdy przygotowujemy się na gorsze czasy, oceniamy nasze potrzeby i w pierwszej kolejności staramy się znaleźć alternatywne, awaryjne metody na ich zaspokojenie. Czyli wspomnianą latarkę na brak światła. Na inne potrzeby:
- zapas butelkowanej wody,
- zapas mąki, cukru, miodu, a także puszek i słoików z gotowymi posiłkami,
- agregat prądotwórczy z zapasem paliwa,
- no i zapas paliwa dla samochodu.
W dłuższym okresie oczywiście te zapasy nie wystarczą. Bo cóż z tego, że masz zapas żywności na trzy miesiące? Przecież nie wyżywisz z niego rodziny przez rok…
Dlatego dalszym krokiem na drodze do zabezpieczenia się przed gorszymi czasami jest budowa rozwiązań trwałych, nazywanych niekiedy ładnie zrównoważonymi.
…dochodzimy do samowystarczalności
Docelowo zależy nam na tym, by zastosowane przez nas rozwiązania zaspokajały nasze potrzeby w długim okresie. Jak najdłuższym. Odnosząc się do poprzednich przykładów mogą to być:
- własna studnia lub zbiorniki do gromadzenia wody deszczowej, plus filtr do oczyszczania wody,
- ogród warzywny, sad i kilka zwierząt (kury, świnie, może akwakultura i ryby), by pozyskiwać odpowiednio duże ilości żywności,
- wiatrak i baterie słoneczne, wraz z akumulatorami, może jakaś mała elektrownia wodna (jeśli ktoś ma szczęście i odpowiednią lokalizację),
- elektryczny rower, poletko rzepaku i samochód na olej roślinny, albo na gaz drzewny (i poletko wierzby energetycznej).
Podobnie wygląda sprawa praktycznie z każdym sposobem przygotowań na gorsze czasy. Nawet z pieniędzmi. Na krótką metę wystarczy mieć zapas pieniędzy na kilka miesięcy utrzymania, co pozwoli przeżyć np. run na banki, czy choćby wyrzucenie z pracy. Na dłuższą metę rozwiązaniem jest uwolnienie się od kredytów, praca na własny rachunek, ale także minimalizacja kosztów utrzymania.
Właśnie samowystarczalność w dłuższej perspektywie jest tym co mnie najbardziej interesuje i na czym się skupiam w przygotowaniach.
Jeżeli jesteśmy samowystarczalni w perspektywie kilku/kilkudziesięcioletniej to mamy tez załatwione przygotowania na kilkumiesięczne kłopoty.
Wg. mnie najlepszym sposobem na zapewnienie sobie takiej samowystarczalności będzie stworzenie przynajmniej kilkuhektarowego gospodarstwa rolnego , tradycyjnego i wielokierunkowego. Najlepiej „zasilanego” końmi.
Dobrym pomysłem będzie też jakieś rzemiosło, nie wymagające prądu, korzystające z lokalnych materiałów i lokalnych rynków zbytu, wytwarzające dobra których ludzie nie mogą sami zrobić a które są im niezbędne do życia.Ktoś ma jakieś propozycje?
Poza tym niektóre zawody:np. lekarz, stomatolog. W pewnym stopniu pracownik administracji, policjant,celnik,żołnierz itp.
Chciał bym zwrócić uwagę na jeden problem-odległość od ludzi. Chyba wszyscy zalecają zaszycie się jak najdalej od ludzi.Ma to niewątpliwe plusy.Zwłaszcza w scenariuszach typu „Mad-Max” (moim zdaniem jednak mniej prawdopodobnych).Chodzi jednak o to że tak zupełnej samowystarczalności raczej się nie uda osiągnąć, pasuje mieć dostęp do rynków zbytu i zaopatrzenia. W odległości umożliwiającej dojazd (furmanką,rowerem) lub dojście piechotą, handel i powrót w jeden dzień powinno być jakieś targowisko,bazar itp. Oczywiście dużym plusem byłby dostęp do linii kolejowej i spławnego szlaku wodnego.Podobnie jak lokalnie występujących źródeł energii (koła wodne, wiatraki, węgiel-np. tzw.”biedaszyby”, torf, drewno) i źródeł materiałów budowlanych (drewno,kamień, glina).
ludzie od 200 lat uciekaja ze wsi bo te wasze wymarzone gospodarsta to nic tylko 14 godzin pracy dzienni i zycie na progu ubostwa. ogladalem ostatnio ciekawy program o rodzinie w niemczech ktora zyje samowystarczalnie. chlop pracuje przy wyrebie drewna ze swoim koniem natomiast kobieta pracuje w gospodarstwie i tworzy wyroby rekodzielnicze. wstawanie o 4 rano i zycie przy swieczkach bardzo szybko wam by sie znudzilo. rodzina oczywiscie posiada dzieci jednak utrzymuja sie tylko dlatego ,iz otrzymuja pomoc od panstwa.
ps. co do „poletka” zepaku to raczej ci chodzi o przynamniej dwu-trzy hektarowe pole i morze nawozu. kto mial do czynienia z rzepakiem i jego produkcja/zbiorem to wie o czym mowie.
gorylkto, świetne podsumowanie marzeń o wiejskiej idylli.
Bez obrazy, ale żyjącym w blokach teoretykom polecałbym na początek
uprawę jakiegoś ogródka warzywnego – pod blokiem albo w ogródkach działkowych u rodziny.
Jak już skopiecie, posiejecie, wyplewicie i przyjdą ślimaki które wszystko zjedzą, to możemy kontynuować temat 🙂
może to zabrzmi jak truizm – ale każdy ma jakieś swoje powody, dla których szuka tego, czego szuka. Przeważnie tacy ludzie mają dość miasta, pracy w biurze, pośpiechu, zgiełku, hałasu… Nie chcą, by ich byt zależał od zapłaconych rachunków i tego, czy w następnym miesiącu nadal będą mieli pracę. Nie każdemu zależy na miejskich wygodach, poza tym człowiek bardziej zaradny może je sobie zorganizować także na wsi.
Na pewno zanim podejmie się JAKIEKOLWIEK poważne zmiany w życiu, czy to wyprowadzkę na wieś, czy do miasta, czy za granicę, czy np. decyzję o życiu na barce pływającej po największych rzekach, należy najpierw lepiej poznać temat, ocenić swoje mocne i słabe strony oraz szanse i zagrożenia (tak, analiza SWOT tutaj też będzie przydatna) oraz zastanowić się poważnie, czy na pewno się tego chce. Praca na roli to ciężka robota, a nie idylla i nie każdy się do tego nadaje. Zanim ktoś podejmie krok pt. „sprzedaję mieszkanie w mieście i kupuję gospodarstwo” warto np. pojechać na wieś do rodziny czy znajomych (albo po prostu nająć się u jakichś ludzi do pracy) i ocenić, czy na pewno chce się w taki sposób żyć.
A jeśli nie rolnictwo, to co? W końcu można mieszkać na wsi i kupować żywność od sąsiadów (wyjdzie taniej i zdrowiej, niż w miejskim sklepie), a samemu pracować poza rolnictwem. Jeśli ktoś pracuje na własny rachunek, to bez większych problemów może sobie zorganizować pracę na odległość (np. w przypadku informatyka czy pisarza) lub dojeżdżać do klientów (np. jeśli ktoś jest kafelkarzem urządzającym łazienki czy w inny sposób urządza mieszkania i instalacje w mieszkaniach).
Z drugiej strony – istotne jest to, jak dużej samowystarczalności ktoś potrzebuje. Czy chce być samowystarczalny żywnościowo (co siła rzeczy oznacza jakąś formę uprawy roślin czy hodowli zwierząt), czy wystarczy mu np. samowystarczalność energetyczna – aby nie płacić rachunków za prąd czy gaz, tylko produkować energię własnymi środkami. Tutaj jest wiele możliwości, sporo ludzi w krajach Zachodu (zwłaszcza w USA) i coraz więcej w Polsce montuje sobie pompy cieplne, solary do grzania wody, fotoogniwa słoneczne, wiatraki, itd.
Od 40 lat żyje na wsi, wiem co to ciężka praca, ale wiem też że z gospodarstwa można się utrzymać,wcale nie na granicy ubóstwa, wiadomo że trzeba pracować, za darmo nic nie ma.W mieście tez chyba pracujesz? No chyba że żyjesz z zasiłków, tez można…
Ale tu rozmawiamy o przygotowaniu się na nadciągające czasy kryzysu ew. innego kataklizmu i o samowystarczalności.
Jakieś inne propozycje oprócz pracy na roli?
Konkrety poproszę, skoro rolnictwo za ciężkie to co?
Nawet przed wiekami zagrody nie były całkowicie samowystarczalne, istniały różne rzemiosła i handel. Trzeba się zastanowić czego będą potrzebowali ci który mogą mieć lekki nadmiar żywności, żeby móc się wymienić.
Może kowalstwo? Felczerstwo? Prostytucja? 😉 Naprawa generatorów? Produkcja bimbru?
Zgodzę się że w rolnictwie musi przybyć pracowników, kiedy nie będzie działać tak sprawnie jak teraz. Sporo osób najmie się też do pomocy u gospodarzy.
Pomysł produkcji bimbru czy innego rodzaju energii jest niezły, ale na wsi pewnie co drugi gospodarz na to wpadnie i ze świetnego skądinąd pomysłu pewnie nic nie wyjdzie.
mimo, iż co drugi gospodarz na to wpadł, w czasie ostatniej wojny i wczesnej komuny i tak to była dobra waluta i tego bimbru nigdy nie było za wiele
rada mojego ś.p. dziadka dla mnie była taka – że jak dorosnę i przyjdą ciężkie czasy mam się nauczyć pędzić bimber
produkcja bimbru to jest super zajecie na trudne czasy. Moj dziadek pedzil podczas wojny a ojciec za komuny. Trzeba zaczac od wyrobu dobrego wina z zyta lub ryzu, slodzimy syropem z burakow cukrowych. Mozna robic wino nawet z kartofli na syropie z burakow, klarujemy przez pieluchy lub jajkiem, mlekiem, bentonitem lub weglem drzewnym I pedzimy. Pedzenie na czajniku lub rurka miedziana. Rurka pedzimy bez wody, chlodzenie powietrzem , trwa to b dlugo, samogon b wolno kapie, ale mozna to robic w lesie itp, metody czajnikowe w domu, bloku itp. Trzeba nauczyc sie tez zacierac jeczmien na piwo, nie w zadnych browamatorach tylko w garach glinianych 10 litrowych, mamy alko co tydzien.
Bimber to super forma platnosci, jedyne co jest lepsze to tyton. Nalezy umiec uprawiac tyton, co wcale nie jest takie proste, bo to wymagajaca roslina, tyton potem suszymy na powietrzu, fermentujemy z samogonem, tniemy. Proces jest dlugi a w efekcie mamy tyton do fajek lub do skrecania. Tyton ma wieksza plynnosc niz zywnosc, palacze nie beda jedli aby kupic tyton. Jak potrafimy robic tyton I samogon to pora na mydlo. Wlosy mozna umyc w piwie, cialo tatarakiem, ale nam potrzebne normalne szare mydlo do prania. Potrzebny jest olej lub tluszcz zwierzecy I lug czyli zasada, jak nie mamy to z popiolu, dluzsza sprawa ale tam jest wodorotlenek potasu. Mydlo nie musi byc super, moze to byc zawiesina I tak upierzemy, mozna zagescic sola, dodac suchych kwiatow, mleka. Potrzebujemy go tez do ochrony tytoniu. Nastepna
sparawa to leki I przyprawy. Do lekow nalezy zaliczyc czosnek I cebule, jest najwiekszy popyt, potem kminek, koper, pietruszka, lubczyk, mieta ktore suszymy, uprawiamy tez rumianek, nagietki, mak, lipe zbieramy z drzew. Rumianek jest na zoladek, nagietki nasercowe, mak na makowiec I przeciw bolowy. Z makiem I konopiami to inna sprawa bo wkraczamy na grzaski grunt. Jak ich nie mamy to nie mamy problem u a jak mamy to mamy problem nie z wladzami bo po apokalipsie jej nie ma albo jest skorumpowana, mamy problem ze zwykla szumowina , bezideowa bandytka, ktora po apokalipsie sie pojawi od razu. Umiejetnosc treasury psow bardzo jest pomocna w samoobronie, samoobrone tez znamy I codziennie cwiczymy kombinacjenp zestaw 15 chwytow I uderzen, pajacyki, bieg bokserki, pompki, przysiady, brzuszki. Tresura zwierzat to ogromny temat, pies ma byc posluszny wykonywac komendy I miec do nas bezgraniczne zaufanie, to samo kon, umiejetnosc jazdy wierzchem nie wystarczy, musimy umiec zdobyc jego zaufanie I nauczyc wykonywania komend, trzeba zaczac od jazdy bez cugli na oklep, wiekszy temat. Bardzo dobrymi strozami sa gesi ( obronily rzym przed galami), umiejetnosc hodowli owiec, koz, krolikow, swinek morskich, nutria, szynszyle to grubszy temat, kury , kaczki , golebie. Wszystkie te zwierzeta nalezy ukladac tzn tresowac, od poziomu by sprawialy jak najmniej problemow czyli rugowac narowistosc poprzez tzw laskawosc tzn chec pomocy az po sztuczki cyrkowe. Jedne zwierzeta ucza sie szybciej inne wolniej, np. praca z koniami to przyjemnosc sama w sobie, inne nie ucza sie wcale I wtedy pracujemy na odruchach np. sokolnictwo. Ptaki drapiezne I ich ukladanie to temat na rozprawy naukowe.
W internecine jest masa informacji ale wiekszosc to fejki, znajomosc teoretyczna tematu nie wystarczy, najwazniejsze jest doswiadczenie przy probach, dziadek, ktory mieszkal na wsi bardzo pomoga, wychowanie podczas komuny gdzies w bloku rowniez, kolejki I kartki.
Mam wrazenie, ze za duzo napisalem I nikt tego nie przeczyta. Jak ktos ma jakies pytania, to chetnie odpowiem
Dodam że bycie samowystarczalnym na wsi jest coraz mniej możliwe, bo:
– podatki, opłaty, papiery
– zwierzęta muszą być ewidencjonowane
– trzeba spelnic sporo wymagan aby móc zwierzęta hodować (wyposażenie obory, płyta gnojowa etc)
– uprawa warzyw jest chyba nie uregulowana (dla tych co dopłat nie biorą), ale nie wiadomo co UE wymyśli :/
– bez nasion, nawozów, oprysków i traktora (ropy, części) to nie rolnictwo tylko ogródek Krisznowca 😉
Więc o rolnictwie można zapomnieć. Ale ogródek warzywny, z perspektywą powiększenia areału – czemu nie?
Pamiętajmy o samowystarczalności w kontekście warzyw z Hiszpanii/Niemiec, ja właśnie dziś pisałem o tym parę słów:
http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/2011/05/warzywa-z-hiszpanii-z-niemiec-czyzby.html
Mój wniosek jest taki – polska wieś już nie jest samowystarczalna! Warzywa z biedronki i jajka z tesco – ot co pozostało z gospodarności!
nie chodzi o to ,iz rolictwo samo w sobie jest za ciezkie. chodzi o to ,ze model tutaj proponowany jest calkowicie nieralny i nie da sie tak zyc. Powiedz prosze sam ile posiadasz ziemi w ha(ile masz doplat z eu), ile masz maszyn, ile nawozow wykorzystujesz rocznie, ile pali kombajn i czy da sie go napedzac olejem rzepakowym. sam mieszkasz od 40 na wsi i dla ciebie niektore rzeczy sa naturalne pamietaj natomiast ,iz wiekszosc osob tu piszacych mieszka i zostalo wychowanych w miescie. autor narazie planuje i jego przeprowadzka na wies zostala oparta na teori (na dodatek w wiekosci amerykanskiej).
ps. nie zyje z zasilku za to place zus ,a nie symboliczny krus.
Mówiąc krótko – nie da się osiągnąć samowystarczalności w pojedynkę ani nawet w jedną rodzinę. Polecam obejrzeć pilotowy odcinek „Domku na prerii”. Samowystarczalne mogę być co najmniej społeczności wielkości wsi, a i to tylko w zakresie żywności, ale już nie bezpieczeństwa – wieś się nie obroni przed nawet niewielkim oddziałem wojska lub dobrze zorganizowaną bandą.
Albo więc przyłączymy się do jakiejś społeczności tracąc część niezależności albo pozostaje nam próbować ukrywać się w pobliżu jakiejś cywilizacji i wymieniać swoje produkty (musimy mieć coś co oni potrzebują) za jedzenie. Samotne gospodarstwo to samobójstwo albo naiwność, że nikt nas nie ograbi.
Jasne, że 100% autonomii czy samowystarczalności się nie da osiągnąć. Ale w dużym stopniu można łączyć samowystarczalność (np. 80-100% warzyw i owoców zjadanych przez rodzinę w ciągu roku) z zapasami (np. własnoręcznie robione wędliny, suszone mięso, mrożonki, ale także kilka żywych zwierzątek) i jakoś sobie radzić.
jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B
jaka według ciebie jest optymalna wielkość osady chroniącej przed uzbrojoną bandą?
tak aby „chłopy” mogły się zebrać i skutecznie skończyć rabusiów
Dlatego napisałem że nie powinno się zaszywać z dala od wszelkiej cywilizacji tylko utrzymywać jakieś kontakty handlowe.
Kombajn da się napędzać olejem rzepakowym, podobnie jak ciągnik. Ale w perspektywie kilku lat większym problemem będą części np. akumulatory, opony itp.Sądzę że wtedy lepiej sprawdzą się konie.
Osobiście nie używam nawozów sztucznych,tylko naturalne.Dopłat trochę biorę,to fakt.Płace również KRUS.Ale nie sądzę żeby to miało znaczenie gdy kryzys się pogłębi, albo wystąpi inny kataklizm.
Chcąc uzyskać możliwie dużą samowystarczalność trzeba się oczywiście łączyć w grupy.Kiedyś były wielopokoleniowe rodziny to było trochę łatwiej.Dziś pozostają grupy znajomych,przyjaciół. I faktycznie zabierając się za rolnictwo dopiero po wystąpieniu kataklizmu, nie ma wielkich szans na powodzenie, chyba że dołączamy się do jakiegoś już funkcjonującego gospodarstwa.Niekoniecznie w charakterze taniej siły roboczej, ale oferując swoje umiejętności i wiedzę, np. garbowanie skór, produkcja cegieł, szewstwo , krawiectwo itp.
Przed jaką uzbrojoną bandą? Kilkoma „dresami” z maczetami, czy kompanią wojska która zdezerterowała z ciężkim sprzętem?
Określę to tak, niedaleko mnie jest dwór, który przed wojną był w zasadzie samowystarczalnym gospodarstwem. Wg. właścicielki,starszej pani pamiętającej z dzieciństwa tamte czasy, kupowano tylko sól, naftę i zapałki. Wszystko inne robiono na miejscu.Nawet bimber 🙂 Tkano własne płótno.Była kuźnia, bednarz itp. We dworze stale mieszkało ok.70 osób (razem z dziećmi) , a w sezonie prac polowych np. żniwa zatrudniano czasami i drugie tyle.
Osobiście myślę że do osiągnięcia w miarę dużej samodzielności potrzeba kilkunastu osób.A przynajmniej 5-7 osób dorosłych.
Co do obrony:
-zależy przed kim,
-zależy na jakim terenie- np. osada na wyspie
-zależy od uzbrojenia,
-zależy od wyszkolenia.
Kilkanaście przygotowanych , uzbrojonych i wyszkolonych osób, zajmujących umocnioną pozycje może być nie do pokonania nawet dla kilkuset bandytów, z kolei nawet małe miasteczko może sterroryzować kilku uzbrojonych i zdeterminowanych napastników.
Oczywiście mnóstwo zależy od sytuacji, czyli jaka katastrofa na nas spadnie, w jakim stopniu zmiecie dotychczasowe urządzenia państwowe, a może tylko je czasowo osłabi. W przypadku jaki widzimy np. w filmie „After armaggedon” sytuacja będzie podobna jak w średniowieczu, czyli cywilizacja zacznie się odbudowywać w oparciu o ustrój feudalny. Mówiąc najkrócej – będzie pełno większych i mniejszych gospodarstw rodzinnych lub społeczności wioskowych, które osiągną jako taką samowystarczalność żywieniową, ale będą niemal kompletnie bezbronne. Będzie też wiele większych i mniejszych band, silnych, ale zależnych od łupu w postaci jedzenia. Ten etap będzie najgorszy – takie wczesne średniowiecze. Z czasem jednak ten i ów herszt silnej bandy pomyśli o czymś ambitniejszym i zamarzy, by nie tylko napadać, ale by na stałe WŁADAĆ jakimś terytorium. Wówczas narzuci kilku wioskom swoją władzę, zamieszka w ufortyfikowanym miejscu i będzie zbierał podatki oraz chronił swojej ziemi przed innymi bandami. W ten sposób stanie się quasi-księciem, a jego zbóje wojami, a rolnicy będą wasalami. W razie ataku band, chłopi będą się chronić w fortecy księcia, a ten będzie starał się bandy odpędzić. Jeśli książę będzie rządzić odpowiednio długo, poszerzy opanowane terytorium i będzie się wiodło gospodarczo, to niewykluczone, że po nim władzę przejmie syn lub wojowie dokonają spośród siebie elekcji następcy. I tak zaczną powstawać nowe państwa – historia się powtórzy.
Kluczowe będzie szczęście i zaradność, by nie zginąć, zanim obejmie nas władzą jakiś senior. Dopiero jego opieka wyciągnie nas ze stanu permanentnego zagrożenia. Dużo szczęści i też umiejętności nawiązywania dobrych kontaktów międzyludzkich. Czasem mobilność, by przenieść się w tereny objęte ochroną feudała. Może się przyłączyć do niego jako woj – ryzyko śmierci w potyczkach z bandytami (ewentualnie być bandytą 🙂 ). Naprawdę historia średniowiecza może nas dobrze przygotować na te czasy. Zwłaszcza, że brak fabryk broni może w jakimś stopniu spowodować częściowy powrót do szerszego stosowania broni białej. Z pewnością nie będzie rycerzy zakutych w zbroje, ale raczej potyczki mogą wyglądać jak te z XVIII – XIX wieku – produkcja czarnego prochu jest możliwa zawsze, jeśli się ma know-how.
W czasach jako takiej prosperity, którą mamy dziś (wiem, wiem …) ucieczka na wieś by od świtu do nocy kury macać nie ma zbyt wielkiego sensu. To falstart. Przygotowania powinny polegać na nabyciu terenu, możliwie atrakcyjnego i w bliskiej lokalizacji by spędzać tam rekreacyjnie wolny czas tak by mógł służyć do produkcji żywności gdy zajdą realne ku temu powody. Teren można obsiać roślinami wieloletnimi nie wymagającymi zbyt wiele uwagi, w razie potrzeby się je wytnie, chociaż np. rozwinięte drzewo owocowe jest źródłem różnych możliwości, a gdy dobrze je przyciąć (wyżej od ziemi) to właściwie nie traci się ziemi bezpośrednio pod nim. Inwestycja jest o tyle dobra, że przy starannym planowaniu powinna się przy niewielkim wysiłku zwrócić z dopłat po jakimś czasie.
Dom posadowiony zupełnie na odludziu już dziś nie jest dobrym pomysłem bo ponoć ciężko to upilnować, w sytuacji kryzysu to może być samobójstwo. Myślę, że racjonalnym rozwiązaniem są małe wioski na uboczu, z działkami przyzagrodowymi do produkcji na bieżące potrzeby i jakimś areałem w niedalekiej okolicy do produkcji na wymianę lub też pasożytowania na dopłatach póki są. Jeśli w okolicy jest rzeka lub jezioro to mamy idealne miejsce na weekendową rekreację.
Pozdrawiam z letniskowa w Ługach gm. Dobiegniew 🙂
Ciek
No i idealne podsumowanie 🙂
Ja mam o tyle inną sytuacje, że zawsze mieszkam na wsi. Ale dla kogoś kto chciałby sie tylko zabezpieczyć na wypadek kryzysu/kataklizmu najlepszym wyjściem może być to co napisał Ciek. Dodam tylko że jeżeli udało by sie zebrać nawet w 2-3 osoby/rodziny o podobnych zainteresowaniach/planach, można by całe przedsięwzięcie zorganizować taniej i lepiej niż samemu. Np. studnie można wykopać wspólną.
ciekawostka
http://www.elerigriffiths.com/tinkers/index.htm
a ktoś może liczył ile )po najmniejszych kosztach) kosztuje załorzenie takiej małej farmy. Produkcja dla siebie + coś na sprzedaż ( co by na podatki było ). Żywo interesuje mnie ten temat gdyż jak ruszę z robotą chciałbym uczynić. 🙂
Dla zainteresowanych wsparciem mnie (duchowym lub intelektualnym) proszę o odwiedenie tej strony gdzieś za miesiąc https://sites.google.com/site/projektfarmynatury/
Witam!
Część komentarzy zachacza o tematy którymi nieco się interesuje na poziomie marzeń fantazji, ale jak to u faceta jest chęć kalkulacji planów itp.
powiem na wstępie że nie chce robić sobie zapasowego miejsca na ziemi na wypadek ataku krwiożerczych zombie czy super grypy, a raczej docelowo ułożyć sobie life style poza cywilizacyjnym wyścigiem i chaosem (to tylko moje odczucia) być poprostu w miare niezależnym od tego czy w moim miescie zamkną fabrykę czy otworzą coś.
w rachube wchodzi małe dospodartswo, alternatywne źródło energii, troche żywego inwentarza, kury, ryby może coś większego główny środek lokomocji konie, dorabianie z agroturystyki, troche nielegalnej kiełbasy (jak to w UE) na wymiane na inne produkty, ponadto praca zdalna przez internet,
teraz moja proźba do osób bardziej siędzących w temacie o nakierowanie na literaturę lub strony www, które o temacie samowystarczalnego gospodarstwa mówią
Tak przy okazji – Civilization starter kit:
http://www.youtube.com/watch?v=S63Cy64p2lQ
http://www.ted.com/talks/marcin_jakubowski.html
Witam Panstwa!
Temat bardzo mi sie podoba i oczywiscie bardzo mnie interesuje. Fakt, o czym nigdy wczesniej nie pomyslalem, ze w grupie bedzie latwiej! Ale myslalem o tym by sie do tego przygotowywac czyli jeden czyta o wyrobie cegiel, drugi o sadownictwie a trzeci o …, czwarty o …. Potem sobie pomagamy i wymieniamy sie doswiadczeniami.
Nie myslalem o pradzie – poszedlem bardziej extremalnie ale i oszczedniej. Widzialem kiedys program chyba na Discovery jak w USA buduja wspolnie dom z patykow;-) i gliny. Pomagaja wszyscy a potem buduja nastepnemu.
Pradu nie potrzebujesz – idziesz spac jak to bylo w Panu Tadeuszu: 'Pan Bog dal slonce by ludzie wiedzieli kiedy zaczynac prace i kiedy ja konczyc’ (cytat z glowy).
Pszczoly daja Ci miod, owce welne, morze sol. Pamietam jak ostatni raz bylem w Polsce i jezdzilem po okolicy, widzialem bardzo duzo nieuzytkow rolnych – pewnie cena bedzie atrakcyjna. Sa tez tu i tam opuszczone miasta – nie wiem jaki jest ich status prawny? Mormoni czy Amisze i jak Ktos pisal wyzej Hary Krishna potrafia tak zyc – w odosobnieniu i z dala (nie znaczy bardzo daleko) od cywilizaci. Ludzie tez kiedys tak zyli!!! Tylko my potrzebujemy pradu – kompa;-)
Najwazniejszy chyba bylby kon. Pamietam jak moj dziadek najpierw pozyczal ludziom konia a potem po smierci (konia) dziadek musial brac juz kombain, bo to byl ostatni kon na wiosce. Studnia a tym samym podworko bylo wspolne dla 6 czy 7 sasiadow/rodzin. Mama mi opowiadala,ze jak dostala od sasiada klapsa to dziadek nie szedl na skarge do sasiada tylko jeszcze jej poprawil. Inny swiat – inni ludzie.
Jak sie ludzie z okolicy dowiedza, ze taka enklawa istnieje to mysle, ze niektorzy sami po jajka, mleko czy miod przyjada kupic.
Tez wydaje mi sie tfuu! Jestem pewny na 100%, ze tak bedzie wygladalo zycie po Armagedonie czy tam koncu swiata, wiec lepiej sie przygotowywac juz teraz na spokojnie niz potem w panice.
Co z opieka medyczna i szkola/edukacja dzieci?
pozdrawiam
Mnie tez bardzo interesuje temat samowystarczalnosci, ale podchodzę do tego w inny sposób. Mam takie marzenie o gospodarstwie w które zhybrydyzuje istniejące technologie. Oczywiście ziemia musi spełniać określone wymogi, jak np. Woda i ciepłe źródło ( o dziwo jest takich działek więcej niż się wydaje). Przy odpowiednim wykorzystaniu technologii jak akwaponika, pasywne szklarnie, lub szklarnie podziemne,, połączone z pasywna konstrukcja samego domu i służące za dodatkowe źródło ogrzewania, mikro biogazownia, zbieranie wody deszczowej etc. Podziemne lodowki chlodzone lodem z zimy ( kwestia wykopu i glebokosci – można w pobliżu przeprowadzić rurę skraplajaca wodę z biogazu by sie palił.) Można będzie teoretycznie stworzyć „samowystarczalny dom” wymagajacy jedynie ciaglego uzytkowania. Oczywiście wszystkie te technologie muszą być bać bardzo szczegółowo zaplanowane i mieć precyzyjne wykonanie, ale do podstawowego funkcjonowania domu nawet nie trzeba by mieć prądu ( kwestia ogrzewania i dostępności wody, nawet oświetlenie mogłoby być gazowe, ale to jeden z miliona punktów do ustalenia i wyliczenia). Jak narazie jest to tylko marzenie ale z teorii wynika ze byłoby to możliwe…
Mieszkam na wsi i ogródek,drób ok.
Ale rzepak i inne duże rzeczy są naiwne.
Bo już trzymanie konia to wyzwanie i koszta, drogie maszyny i mnóstwo pracy.
A ktoś naiwny myślał by że będzie siedział godzinami na rybach…
Ludzie z miasta myślą że na wsi to ciemnota, nieróbstwo i brak zmian a to nieprawda. Bo połowa ludzi na wsi tak naprawdę nie ma ziemi i na niej nie pracuje.
Poza tym jest internet, auto, dodatkowa praca w mieście.
Większość tych „innowacji” w rolnictwie słabo się sprawdza i nie ma większego sensu.
Tak czy siak ciężka praca nie minie i łatwo przesadzić a wtedy harówka od świtu do nocy.
Przykładem duże domy które mają już po 30 lat a nie są wykończone…
Temat niby prosty, ale każdy pisze już o zaawansowanych planach.
A przecież trzeba zacząć od samego początku. Prąd.
Jesteśmy ludem cywilizacyjne ułomnym, tzn. że nie potrafimy obyć się bez niektórych wygód i z tego trzeba sobie zdać sprawę. Tak więc największą naszą wygodą jest ciepło i światło czyli nic innego jak prąd. A należy pamiętać, że zimy są u nas czasami ciężkie.
Ktoś może powiedzieć, że kiedyś ludzie nie mieli prądu i żyli. Zgadzam się ale oni żyli w innej epoce i w innej mentalności. Ci którzy żyją w miastach (tak jak ja) będą mieli problem z zorganizowaniem ogrzewania. I jeśli ktoś mi powie, ze wystarczy podłączyć elektrownię wiatrowa i po problemie to mu gratuluję. Elektrownia wiatrowa to wyjście ale już na sam jej montaż ujdzie nam sporo czasu i sił. Dzięki niemu mamy nie tylko ogrzewanie i prąd ale także możliwość zabezpieczenia się, systemy alarmowe, narzędzia, dzięki którym możemy zbudować lub naprawić.
Bez prądu będzie naprawdę ciężko, a dla niektórych brak prądu może być nawet zabójczy.
Zabezpieczenie w prąd to oczywiście dopiero początek naszej drogi.
Samowystarczalność widzę inaczej niż schemat zero-jedynkowy. Dom i tak musi być podłączony do prądu- bo takie jest prawo. Dla miastowych jedynie można zastosować technologie mało pracochłonne- np. pompa cieplna razem z bateriami słonecznymi może pozwolić na częściowe ogrzewanie domu praktycznie za darmo.
Instalując system odzysku deszczówki można sobie zapewnić spłukiwanie toalety i dostępność wody do prania nawet po wysadzeniu wodociągów. Do uzyskania wody pitnej warto wykopać studnię z zainstalowaną pompą ręczną bądź elektryczną, ewentualnie wiadro na łańcuchu. Mając 2-3 ary można uzyskać warzywa dla 3 osobowej rodziny na cały rok, pracując 1godz. dziennie. No i sad- wystarczy zebrać owoce. Trzeba sadzić odmiany wytrzymałe, bo te nastawione na większe zbiory są słabsze i wymagają oprysków.
To jest chyba podstawa. bardziej rozwinięty system to:
1) Kury-> jajka, mięso, pierze do poduszek
2) Owce-> wełna, mleko, mięso,. Wełna-> przędzarka-> materiał na swetry itp
Mleko-> sery, Mleko-> pasteryzator/gotowanie-> mleko UHT-> jogurtownica-> jogurt, Mleko-> ubijaczka-> masło
3) Rzepak-> tłocznia -> oliwa -> paliwo do starego Diesla
4) Pszenica->kosa/kombajn/agrokruch-> ziarno-> młynek do zboża-> mąka-> piec chlebowy-> chleb na zakwasie, albo automat do chleba-> chleb na drożdżach
5) Pasieka-> miód (zamiast cukru)
6) Soda kaustyczna + oliwa-> mydło
7) Fermentacja->destylacja-> spirytus
Kolejny level samowystarczalności wymaga konkretnych umiejętności- kowalstwo, spawanie, programowanie mikrokontrolerów- > można naprawiać/tworzyć duże metalowe elementy, wymienić programator w urządzeniu AGD, itp
Kolejne etapy to obsługa frezarek CNC, drukarek 3d łącznie z samodzielnym montażem tych urządzeń- umożliwia to naprawę/ produkcje mniejszych elementów z plastiku bądź metalu.
Bardziej zaawansowaną wizję można znaleźć na opensource-ecology- 50 maszyn podstawowych do zaistnienia cywilizacji.
Barierą nie do przebicia jest na razie produkcja elektroniki- no chyba, że cofniemy się do produkcji lamp elektronowych i przypomnienie sobie zapomnianych technologii np. uzyskiwania wysokiej jakości próżni w lampach.
Jest jeszcze jeden element samowystarczalności:
Jeśli Ty jesteś samowystarczalny ale twój sąsiad już nie, gdy go przyciśnie bieda/głód- zbierze znajomych i zabierze Ci to co masz.
Gdy jednak swojego sąsiada nauczysz wcześniej takiej samej samowystarczalności, wówczas w czasie niedostatku będzie razem z tobą bronić tego co macie.
Bardzo mądrze powiedziałeś. Jednak to też nie jest do końca rozwiązanie, ponieważ jest jeszcze kwestia ludzkiego strachu. Jeśli poczują się niepewnie, ogarnie ich lęk, staną się chciwi. Więc jest spora szansa, że zapukają do drzwi innych.
Na początku tego roku postanowiłem zrobić pewien eksperyment, którego celem miała być właśnie odpowiedź na pytanie o potencjalną samowystarczalość żywnościową na działce ogrodniczej. Zapowiedź eksperymentu i jego założenia tutaj
https://na-kryzys.blogspot.com/2016/06/zapowiedz-eksperymentu-czy-z-maej.html
A tutaj wyniki oraz krótkie podsumowanie
https://na-kryzys.blogspot.com/2016/11/wyniki-eksperymentu-wydajnosc-dziaki.html
Dalsze wnioski w kolejnych wpisach.
Widać jednak, że na przeciętnej działce ROD 3 – 4 arowej nie osiągnie się pełnej samowystarczalności żywieniowej, nawet dla jednej osoby. Oczywiście tegoroczny (2016) plon na poziomie 450 kg to ważne uzupełnienie diety.
Kiedy odkryje się prawdziwą naturę ludzką, nie ma miejsca na złudzenia. Wiecie o tym, że kobiety, które żyją same, często mając pod opieką dzieci, też myślą po nocach „co będzie jeżeli…?”. Na ile mogę stać się samowystarczalna? Z czego mogę zrezygnować? Jakie warunki jestem w stanie przetrwać? Jak mogę bronić siebie i ewentualne moje dzieci w sytuacji ataku napastnika? Klub morsa, łucznictwo, sporty (treningi) wytrzymałościowe, witarianizm, rozwój(!) ducha, odżywianie praną(?). Tak ja to widzę. Nie auta na rzepak, złoto w słoiku, konia do zaprzęgu a inne do zjedzenia. Agregaty, baterie słoneczne, zapasy paliwa? Puszki z jedzeniem? Na jak długo to wystarczy? Do pierwszej usterki? Do pierwszej choroby u hodowlanych? Jeżeli cokolwiek się przydarzy, a jest to wyłącznie kwestia czasu, to będzie krótki kaszel. Pole uprawiać? Mieszkać koło sąsiadów? Z dobrodziejstw ogródka skorzystają „wędrujący”. Przyjdą, zjedzą, zabiorą. Potem odwiedzą Was szalejący z głodu sąsiedzi, zjeść Was a najlepiej Wasze dzieci, bo one zawsze są najsmaczniejsze. W sytuacji kryzysowej widzę dwie możliwości. Albo wędrować i walczyć o przetrwanie na bieżąco, albo żyć pokornie na totalnym odludziu i za wszelką cenę nie dać się znaleźć innym. Las, góry i najlepiej rzeka. Przyznam, że mam ochotę na takie miejsce już teraz. Za cenę, dosłownie, wszystkiego.
Też czasem mam ochotę rzucić to wszystko i rozpocząć życie outsidera. Co do Twoich obaw – słuszne. Pytanie moje. Więc wszelkie przygotowania nie mają sensu bo nie obronię zasobów? Nie stać mnie na budowę autonomicznego gospodarstwa o powierzchni kilku ha i odgrodzenie go od reszty świata murem. Więc skoro mnie nie stać to mam wszystko porzucić bo i tak nie ma sensu? Stać mnie na działkę, więc na niej trochę się koncentruję. Nie jest to zapewne przygotowanie na totalne postapo, ale na niektóre scenariusze może być dobrym rozwiązaniem.
pozdrowienia dla pana a.jedlinskiego, fajny blog o dzialce
Plodozmiany na male dzialeczki na przetrwanie
1 ) norfolski uzywany przez kartuzow I kamedulow od 11 wieku
ziemnieki owies groch zyto, przed epoka ziemniakow mieli okopowe biala rzepe I rzodkiew, czarna marchew, pasternak, przelomem bylo to ze mozna bylo uprawiac owies I zyto a potem groch,
2) aztekow przed kolumbem tzw trzy siostry czyli kukurydza , dynia I fasola dodatkowo ziemniaki
3) niemiecki z lat dwudziestych brukiew brukiew brukiew. Brukiew byla sadzona absolutnie wszedzie, na trawnikach, skwerach itp. Brukiew to dosc mlode warzywo, wyhodowane we francji, nie przemarza male wymagania
Irlandczycy nawet przed wielkim glodem nie byli narodem zamoznym, uprawiali duzo ziemniakow co bylo podstawa ich wyzywienia.
W Polsce podczas okupacji byli ksiazki Bolesławy Starmach ,, Radz sobie sam” w tym 100 potraw z ziemniakow, 60 potraw z kapusty, Obiady jednodaniow I kiszenie
szkoda , ze nie ma skanow tych ksiazek
Wszyscy jesteśmy od siebie zależni i to jest piękne, bo uzupełniamy się wzajemnie. Jednak dążenie do samowystarczalności w sensie prób uniezależnienia się od „systemu” jest bardzo ważne. Każdy może robić to na własny sposób. Ogród, studnia, generacja elektryczności, stronienie od długów, własna działalność, itp. to praktyczne sposoby by po części wziąć sprawy w swoje ręce… Jednak myślę, że podstawą jest by poczuć wolność i sprawczość wewnętrz siebie.
Wiekszość tego co tu czytam to komentarze sprzed lat. Ostatnio dążenie do jakiejś pewnej samowystarczalności nabiera innego wymiaru. Będę wdzieczny za wszelkie info w tym temacie.
Ale czego konkretnie oczekujesz? Że ktoś Ci podlinkuje wszystkie artykuły na ten temat?
Czego dokładnie poszukujesz?
Samowystarczalna po pewnego stopnia może być co najwyżej lokalna wspólnota – miasto lub większa osada wiejska lub kilka mniejszych ale blisko sąsiadujących. Jakby taka wspólnota składała się z 500 albo nawet 1000 osób to należałoby podzielić się na ileś grup (producenci zboża, warzyw, owoców, ci od hodowli zwierząt, rzemieślnicy: krawcowie, szewcowie itp.) które produkowałyby konkretne towary na potrzeby tejże wspólnoty i na rynek lokalny. Poszczególne grupy wytwórcze musiałby zorganizować się na wzór dawnych cehców i gildii – lokalnych samorządów gospodarczych, branżowych pod które zarzeszają konkretne gospodarstwa, warsztaty. Należałoby ustalić że każda grupa pracuje na potrzeby innych mieszkańców od poniedziałku do piątku. W określonym terminie rolnicy dostarczają swoje produkty rzemieślnikom – przede wszystkim jedzenie, a rzemieślnicy swoje wyroby rolnikom – ubrania, obuwie. Uważam że to mogłoby działać. Z resztą działało przez 900 lat Królestwa Polskiego. Ten porządek zaburzył dopiero Potop Szwedzki. Wielu rolników i rzemieślników zginęło. Więc więcej było roboty dla tych którzy przeżyli. To nie była wina jakiś tam złych panów jak próbują wmawiać komuniści którzy ze wspólnotowością nie mają nic wspólnego.