Rozsypał nam się ostatnio copiątkowy cykl survivalowych scenariuszy, bo coraz trudniej wymyślić taki scenariusz, który ma dość duże szanse zaistnienia. Dlatego nie będziemy już obiecywać, że kolejne wpisy z tego cyklu będą się pojawiać co piątek. 😉
Cykl wymyśliliśmy po to, by zachęcić Was do przemyślenia poczynionych do tej pory przygotowań, pod kątem tego, co naprawdę może się przydarzyć. I do podzielenia się Waszymi przemyśleniami, by mogły zainspirować innych.
Zasady cyklu są takie:
- jeśli czegoś nie opisujemy w scenariuszu wprost, to znaczy, że nie należy tego brać pod uwagę (czyli jeśli nie piszemy, że nie ma prądu, to znaczy, że można na potrzeby scenariusza zakładać poprawne funkcjonowanie sieci elektroenergetycznej),
- nie zmieniacie żadnych elementów scenariusza (chyba, że nie ma innego wyjścia — np. napiszemy coś o dzieciach, a Ty akurat dzieci nie masz),
- my podajemy okoliczności,
- a Wy w komentarzach pod wpisem opisujecie, jak byście w tych okolicznościach postępowali,
- przy czym bierzecie pod uwagę jedynie te przygotowania, które poczyniliście do tej pory (czyli jeśli masz teraz pusty bak w samochodzie, a planowałeś zatankować w poniedziałek, to na potrzeby scenariusza bak pozostaje pusty).
Scenariusz na dziś brzmi następująco:
Ze względu na skażenie/zanieczyszczenie wodociągu, wstrzymane zostały dostawy wody pitnej. Na drzewach i budynkach rozlepiono ogłoszenia, podobnie na wejściach do klatek, mieszkańcy domów jednorodzinnych zostali odwiedzeni przez straż miejską/gminną, a mieszkańcy mieszkań w blokach — przez dozorcę. Poinstruowano wszystkich, że woda płynąca w kranach nie nadaje się ani do picia, ani do gotowania, ani do mycia się. Nie, do prania też nie.
Jedyne, do czego można jej używać, to spłukiwanie w toalecie. I ewentualnie umycie okien, czy podłogi w domu. O ile nie chodzą po niej dzieci.
Z tego względu, woda w kranach płynie, ale dużo wolniej i słabiej. Postanowiono zmniejszyć ciśnienie, bo przecież teraz wody będzie potrzeba mniej.
Przedsiębiorstwo wodociągowe, posiłkując się pomocą spoza Twojej miejscowości, dostarcza wodę z użyciem beczkowozów. Niestety, jest ich dużo za mało w stosunku do potrzeb. Ustawiają się przed nimi kolejki i realnie każdy ma szansę przynieść nie więcej, jak jedno-dwa wiadra wody dziennie.
Z okolicznych sklepów (w całej bezpośredniej okolicy dotkniętej brakiem wody) wiadra poznikały w ciągu pierwszych 2 godzin po ogłoszeniu skażenia/zanieczyszczenia wodociągu. Podobnie z wszystkim tym, co nadaje się do picia, a nie jest sokiem, albo gazowanym napojem. Zniknęły butelki wszystkich rozmiarów i smaków wody.
Spójrz w prognozę pogody dla swojej miejscowości i zobacz, kiedy będzie padać deszcz. Dla utrudnienia przyjmijmy, że pierwsza prognoza opadów jest błędna i w końcu wtedy nie pada. Zastanów się i sprawdź, ile wody spadnie na metr kwadratowy i spróbuj oszacować, ile wody uda Ci się dzięki temu pozyskać. Pamiętając o tym, że woda z dachu jest brudna (przynajmniej na początku, bo zmywa kurz) i trzeba ją oczyścić. Napisz, ile wody będziesz w stanie uzyskać dzięki temu.
Napisz też, jeśli masz taki plan, z jakich innych źródeł i w jaki sposób zamierzasz pozyskać wodę. W jaki sposób dostarczysz ją do domu i uzdatnisz?
U mnie problem nie istnieje, mam trzy ujęcia wody: wodociąg gminny, własny odwiert oraz konwencjonalna stara studnia (z kręgów betonowych i wiadrem na łańcuchu); może nawet prądu zabraknąć (nie będzie działać pompa w odwiercie) a wodę będę miał.
Zazdroszczę, serio. To jeden z powodów, dla których uważam, że życie we własnym domu na własnej działce tak dużo pod względem przygotowań ułatwia.
Z drugiej strony, ponoć jakość tych wód w polskich studniach też często nie jest zbyt dobra, ze względu na to, że Polacy bardzo lubią nieszczelne szamba, zanieczyszczające wody gruntowe.
Co jakieś 2-3 lata woda jest badana, ta z konwencjonalnej studni wymaga przegotowania przed spożyciem, głównie z tego powodu, że jest z niej pobierana w małych ilościach i w niej zalega, ale studnia z odwiertu ma wodę nadającą się bezpośrednio do picia (bez potrzeby przegotowania, a przynajmniej tak stwierdził sanepid jakieś dwa lata temu). Nie mam sąsiadów „przez płot” (najbliższy mieszka jakieś 50m ode mnie a kolejny jakieś 150m) więc ich szamba mi nie przeszkadzają a swoje mam szczelnie wybetonowane (własnej konstrukcji a nie jakiś gotowiec z prefabrykatów). Mój dziadek mieszka w tej samej wsi ale w centrum (gęsta zabudowa, dom przy domu) i u niego woda z normalnej studni już jest gorsza (nawet smakowo) ale też po przegotowaniu nadaje się do spożycia (mimo wszystko jako spożywczej używa tej z wodociągu a stara studnia jest jako backup).
Jeśli chodzi o zalety własnej działki – pełna zgoda, ma się swobodę działania (no prawie, bo do wielu rzeczy trzeba zezwoleń lub zgłoszeń, nawet takich rzeczy jak budowa płotu, ale to w zasadzie tylko formalność [czytaj – urząd dostanie opłatę i nie wnika]), jest też dużo więcej miejsca na różne rzeczy.
Co do samego scenariusza i warunków miejskich – zależy od tego jak skażona jest woda, jeśli to skażenie bakteryjne, to jeszcze można sobie z tym jakoś poradzić (na przykład gotując odpowiednio długo wodę albo traktując ją chlorem) ale jeśli to skażenie chemiczne (czy radioaktywne) to już może być problem, bo nawet filtry węglowe mogą sobie nie poradzić (nawet destylacja nie zawsze jest skuteczna, na przykład skażenia metanolem w ten sposób nie usuniemy :D). Jeśli ktoś nie ma zapasów, to w pierwszej kolejności warto by było się dowiedzieć jakiego rodzaju jest to skażenie i jeśli nie ma możliwości aby domowym sposobem sobie z tym skażeniem poradzić to… pojemniki w samochód i trzeba pojechać tam, gdzie ta woda jest (czy pojechać do supermarketu nawet do sąsiedniego miasta i tę wodę kupić).
Dobrze, że pilnujesz jakości tej wody. 🙂
Po co się męczyć , przeprowadzka na ten czas – uzdatnienie wodociągu do domku na działce rozwiązuje problem o ile nie jest to zima . zakładam, że nie bo wtedy oczekiwał bym śniegu nie deszczu. Woda pitna, w miactach pozostały modne kiedyś ujęcia oligocenki. Niestety trzeba liczyć się z kolejkami. Na terenach miejskich nie odzyskiwał bym deszczówki . Zapewne po wpisach na tym blogu, każdy z jego czytelników ma zapas wiaderek lub innych środków do przechowywania wody. Pewnym rozwiązaniem jest szybkie podpisanie umowy z jedną z firm dostarczającą wodę w 5 galonowych butlach. Mieszkam na 3 piętrze bez windy a wodę dostarczają pod drzwi.
My się z Krzyśkiem zawsze śmiejemy, że w przeciętnym polskim domu są 2 wiadra: kubeł na śmieci i wiadro do mycia podłogi. Ani jedno, ani drugie się nie nadaje do noszenia wody pitnej z beczkowozu…
Można do takiego wiadra na przykład włożyć worek na śmieci (z polietylenu) i da się używać. Można wykorzystać puste butelki czy kartoniki po napojach, sokach (czy nawet puszki po piwie). Możliwości jest sporo, kwestia kreatywności 😉
Albo kupić w najbliższym supermarkecie jakieś mocniejsze tzw. reklamówki i w nich przynieść wodę z beczkowozu (wiadomo, wytrzymałość mała, po 2-3 l na torebkę, ale poszedłbym na ilość, typu 10 torebek to 20-25 l wody).
A problem przechowywania tak przyniesionej wody w domu (aby się torebki nie przewracały i woda nie wylała) rozwiązałbym w ten sposób, że nawlókłbym uszy tych torebek na kij od szczotki i całość wstawił do wanny (opierając kij od szczotki na krawędziach wanny) tak aby je podtrzymywał w pozycji pionowej (a wodę bym z nich nabierał na przykład szklanką).
Tak bym sobie radził nie mając dedykowanego wiadra na wodę spożywczą.
He he ja mam 120 mieszkań w klatce. Tych klatek też trochę jest a to daje pare tysięcy ludzi na jednej ulicy. Już widze bieganie po 2-3 litry. Pamiętam ze starych czasów (prl) jak wodociąg pierdyknął. Kolejki jak po szynke na święta i po 1 wiaderku było wolno 😀
To było oczywiście w kontekście problemu zasygnalizowanego przez Survivalistę (sytuacja gdy ktoś nie ma „składu wiaderek” w domu), czyli woda jest w beczkowozie tylko nie ma jej jak przynieść do domu. Jeśli wody z beczkowozu nie możemy w sensowny sposób pozyskiwać, to oczywiście improwizowane naczynia niczego nie zmieniają 😀
Mogę przywieść sobie wodę z własnej studni z domku za miastem, lub zabrać tam rodzinę na kilka tygodni i spokojnie mieszkać czekając na powrót normalności w mieście 🙂
I jeździć codziennie do pracy, wozić dzieci do szkoły?
Można. Ale jest to upierdliwe, jeśli domek jest daleko…
I tak codziennie je wożę, mieszkam na jednym końcu miasta,a szkoła jest na drugim 🙂
Mogę wsiąść w samochód i pojechać po zaopatrzenie do innego miasta. Wszystko zależy od zasięgu skażenia. U mnie są trzy różne ujęcia wody. Więc pytanie czy wszystkie są skażone?
Przyjmijmy, że skażona czy zanieczyszczona jest cała sieć, która zasila Twój dom, niezależnie od tego, z ilu ujęć pochodzi. Taki scenariusz może zdarzyć się np. w przypadku aktu sabotażu.
Zawsze mam w domu zapas okolo 100 litrow wody. Starczy, dla mnie i dla żony na około 10 dni. Oczywiscie przy zalożeniu oszczędnego użytkowania. 2 prysznice kempinowe, w tym jeden cisnieniowy na pompach żeglarskich, a drugi w formie worka do zawieszenia nad wanną. Nie mam tylko haka, ale to kwestia wolnej godziny na wwiercenie kołka. Poza tym znajdzie się około 2-3 porządnych wiader. Mam też i polecam worki do gruzu ( najmocniejsze ze wszystkich). Nie mam żadnego domku na działce, miejsca ewakuacji, a mój mieszkający 20 km od miasta ojciec jest psychicznie niedorozwinięty i nie umie gościć ludzi;) więc przeniesienie się do niego na czas jakiejkolwiek awarii biorę pod uwagę tylko w ostatecznej ostateczności. Generalnie zatem muszę liczyć głównie na siebie i swoją pomysłowość.
Na początek policzmy ile wody potrzebuje człowiek dziennie. 2 litry do picia, mycie gąbką to kolejne ok. 2 litry. Lekko licząc powinno się dać przeżyć na 5 litrach wody dziennie.
Myślę, że każdy surwiwalowiec trzyma trochę 5L pojemnków z mineralką. Wystarczy nie wyrzucać tych opróżnionych i trzymać je np. w piwnicy napełnione zwykłą wodą. To da nam zapas na około 2 tygodnie. Mineralka będzie do picia, woda używana do mycia/prania.
W ciągu 2 tygodni jest spora szansa na deszcz. Mam filtr do wody oraz zapas kilku filtrów. W ten sposób powinienem móc zamienić deszczówkę w wodę pitną. Zależnie od pogody powinno to dać trochę czasu.
A w końcu naprawią/oczyszczą wodociągi i woda wróci.
przełączam zawór na studnie a do picia,mycia ew. Prania przepuszczam przez osmoze dodatkowo
Pobieranie wody z beczkowozu w słoikach,kartonikach skończy się zapewne tym, że napełnisz 2-3 taki pojemniki i „następny!”, nikt nie będzie się specjalnie patyczkował z nalewaniem w prezerwatywy dla każdego kto nie ma wiadra, zwłaszcza, gdy kolejka będzie bardzo duża.
Ja osobiście mam 500 m do rzeki, a do miejsca zanim dotrze do miasta jest może z kilometr, to samo co beczkowóz tylko kolejki mniejsze. Zakładając, że nawet ta jest skażona, to wysyłam większość domowników do rodziny, a w domu zostaje dwóch facetów do pilnowania dobytku. Dwóch facetów zużyje oszczędnie żyjąc około 15 l wody na dzień, w tym 7 l spożywczej. Dom jednorodzinny więc np. wiader nie brakuje.
Założyłem, że tego wiadra w domu nie mam i jak bym sobie w takiej sytuacji radził (no bo jeśli je mam, to nie problem). Sytuacje mogą być różne, na przykład ktoś pracuje „w terenie” (jakiś powiedzmy kierownik budów czy informatyk od wdrożeń) i nie wraca codziennie 200km do domu, tylko wynajmuje kawalerkę na parę tygodni (bo wychodzi taniej niż hotel) i w niej mieszka (nie przywożąc ze sobą TIR-a zapasów i klamotów). Rozwiązań takiej sytuacji tez może być sporo, na przykład pożyczasz od sąsiada wiadro, przynosisz w nim wodę dla siebie, „rozlewasz” ją do reklamówek, słoików, butelek itd. a potem oddajesz wiadro sąsiadowi (albo jeśli sąsiad już ma wiadra z wodą, to bierzesz od niego pełne, opróżniasz je u siebie w improwizowane naczynia, idziesz potem w kolejkę do beczkowozu i oddajesz sąsiadowi pełne wiadro).
Napisze jeszcze raz: założyłem kontekst o którym wspomniał Survivalista, czyli że NIE MAM DOSTĘPU DO WIADER (mniejsza o powody) ale mam dostęp do źródła wody (na przykład beczkowóz, osiedlowa studnia oligoceńska itp.) i jakoś tę wodę trzeba przynieść i przechować. Jeśli mam dostęp do wiader (na przykład mogę pójść do sklepu i je kupić), to oczywiście problemu nie ma.
To moje hobby, jakim jest piwowarstwo akurat by się przydało. Do warzenia używam garnka 30 litrów, do tego kilka wiader na kadzie po 33 litry. Więc pojemników to ci u mnie dostatek 😀
Mam studnie na działce. Wystarczy pompa lub wiadro i mam wodę. Wystarczy przefiltrować albo przegotować.
Daję Bratu (19 lat) 2 wiadra i wysyłam Go po wodę z beczkowozu. Mieszkam w domu, obok mnie mieszka Wujek, a między nami jest duży własny staw (10m x 25m x od 1 do 2,5m). Wody starczy na długi czas. Może to egoistyczne ale wystawiłbym warty, żeby obcy nie wykradli Nam wody.
Jeśli woda jest w toalecie, to nie ma problemu 🙂
Wczoraj przez jakieś pół godziny nie miałem wody i największe zmartwienie to właśnie skorzystanie z sedesu.
Można psiknąć ubrania od środka antyperspirantem (zależy którym, różnie działają), wtedy da się obyć bez mycia 2…3 dni, o ile nie będzie większego wysiłku fizycznego.
Umyć też da się w misce wody, jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie nie mieli wanien ani pryszniców, a jakoś sobie radzili.
Bez gotowania na wodzie spokojnie da się przeżyć kilka dni, np. samymi kanapkami.
W ostateczności można spróbować jakoś przefiltrować tą wodę z kranu, bo metody będą takie same jak przy pozyskiwaniu wody z natury. Gdzieś w rzece lub w jeziorze (mam zalew kilkaset metrów od domu) woda też jest potencjalnie skażona i nie można jej pić bezpośrednio.
Tak czytam i brakuje mi dość ważnej informacji (możliwe przeoczyłem) – jakie to skażenie i jaki jego zakres (tylko wodociąg? ) Jeśli tak a dodatkowo mamy wiedzę, że jest to np jakaś konkretna bakteria, którą można usunąć np nadmanganianem potasu to też , jest jakiś sposób (Ot choćby w zakresie dezynfekcji odcinka do studni) ew jak ktoś nie ma to awaryjnie do picia czy też mycia. Nadmanganian kg kosztuje ok 30zł a jeśli byłby skuteczny w podanym przykładzie to by starczył na bardzo , bardzo długo.
Mam trochę filtrów Brita, mam w domu instalację odwróconej osmozy z filtrami węglowymi, mam tabletki do odkażania wody, mam LifeStraw. Duża rzeka jest w zasięgu marszu, mniejsze bajorka z płynącą wodą są bliżej. Mając prąd mogę zagotować przefiltrowaną wodę. W ostateczności emigracja do teściowej 200 km dalej.
W piwnicy mam niewielki zapas wody na 5 dni dla całej rodziny. Opcja pierwsza – zamawiam wodę w butelkach w sklepie internetowym ( z drugiego końca Polski) Opcja 2 – mam przygotowane 3 beczki po 60l każda więc pakuję je w samochód i jadę po wodę tam, gdzie jest jest pod dostatkiem. Ostatecznie mam w domu filtr do wody „mini sawyer” oraz kilka złożonych folii malarskich. Przygotowuję lej z folii i beczek, zbieram deszczówkę, filtruję, gotuję.