Scenariusz: niespodziewany, duży wydatek

Od września publikujemy tu co piątek survivalowy scenariusz do przemyślenia. Pokazujemy Wam, że koniec świata jaki znamy to niekoniecznie apokalipsa zombie, a czasem w życiu namieszać mogą zdarzenia znacznie bardziej prawdopodobne.

Cykl ten wymyśliliśmy po to, byście mogli sprawdzić myślowo Wasze przygotowania, zanim będą naprawdę potrzebne. Być może Wasze przemyślenia, którymi podzielicie się w komentarzach poniżej, będą dla innych inspirujące.

Zasady cyklu:

  • my określamy scenariusz, a Wy opisujecie w komentarzach, jak poradzilibyście sobie w danej sytuacji,
  • bierzecie pod uwagę tylko przygotowania dokonane do teraz, a nie to, co planowaliście zrobić dziś po południu, czy w przyszłym tygodniu,
  • jeśli czegoś nie omówiliśmy, zakładamy, że w tej sferze nie ma żadnych zmian,
  • nie wolno Wam zmieniać opisanego scenariusza, a co najwyżej zignorować jakieś jego aspekty, jeśli nie pasują do Waszej sytuacji.

A scenariusz na dziś jest taki, jak poniżej.

W Twojej rodzinie pojawiła się konieczność pilnego wydatku w kwocie rzędu 5 000 złotych. Nie jest w tym momencie istotne, co to za wydatek — może to być konieczność zapłacenia za naprawę samochodu niezbędnego Ci do dojazdów do pracy, naprawę dachu po zniszczeniu przez wichurę, czy łapówka dla ordynatora w szpitalu, by przyspieszył Twojemu dziecku ratującą życie operację.

Rzecz w tym, że potrzebujesz tych pieniędzy jak najszybciej.

Co robisz?

Ponieważ zahaczamy tu o tematykę finansową, która jest pod wieloma względami wrażliwa (nikt przecież nie powinien pisać publicznie w internecie, ile gotówki trzyma w domu i w której książce), rozważcie wymyślenie sobie jakichś pseudonimów na potrzeby tych komentarzy.

 

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

48 komentarzy

  1. ariel pisze:

    Pożyczka. Czy to od rodziny, ojca, chwilówka – zalezy jak szybko jesteśmy w stanie spłacić. A może mamy odłożone te 5 koła? Zapasy gotówki też ważna rzecz – nie wolno żyć z dnia na dzień.

  2. Leszek LJM pisze:

    Na tę okazję (taki survival, może nie na 5k, ale zdarza mi się dość regularnie) mam limit w rachunku. Jest potrzeba, to z niego korzystam. Nie ma potrzeby, to nie.

  3. LosowyNick pisze:

    Od 3 lat kontroluję swoje wydatki. Od 2 wydaję w każdym miesiącu mniej niż zarabiam. Dzięki temu mam poduszkę finansową w kilku wersjach. Taką kwotę zbieram w ciągu 30 minut z dwóch źródeł backupu finansowego.

    Jest też druga strona medalu – kontrola swoich wydatków nie jest łatwa. 3 lata temu byłem na dobrej drodze żeby wpaść w pętlę zadłużenia, kredyt poganiany kredytem. Na szczęście w porę otrzeźwiałem i zacząłem kontrolować swoje finanse. Spisywanie każdego wydatku, każdego paragonu, każdego kupionego drobiazgu nie jest łatwe. Ale dzięki temu możemy wiedzieć na co nas stać. Dzięki temu każdy miesiąc kończę na plusie i dziś mam o dwa duże kredyty mniej.

    Scenariusz finansowy powinien być inny – załóżmy, że tracisz pracę/główne źródło dochodu. Ile czasu jesteś w stanie finansowo przeżyć bez głównego źródła dochodu? Na ile wystarczą Ci oszczędności? Jak bardzo możesz ograniczyć koszty życia?

  4. czekista pisze:

    Dokładnie jak piszesz, plik w Exel (w moim przypadku Libre – kiedyś to był Open Office) i każdy wydatek jest odnotowywany, każdy sprawdzany, każdy poddawany analizie czy warto było i dlaczego tak drogo, jedzenie, rozrywka, dzieci, „fanaberie”, kultura (coraz mniej, ba wręcz w zaniku).

    A co do tematu, od kilku lat gdy nie przytulę na koniec miesiąca kilku złoty „na czarną godzinę” lub chociażby na „wakacje”, jestem chory. Dawno temu mając ze dwie karty kredytowe które łaskawie wydał mi bank, a przecież to ja robię łaskę iż zanoszę mu swoje ciężko zarobione pieniądze, żyłem w luksusie „szybkich i łatwo dostępnych” pieniędzy, ale powiedziałem STOP, to nie moja kasa nie mogę jej wydawać – zaczynam oszczędzać. Jestem obecnie w takiej sytuacji, iż moja skarpeta ma wartość tytułowego problemu co mi pozwala na szybka reakcję, mam rodziców którzy mnie nie zostawią w finansowej potrzebie… można rzec jestem gość – lecz bez rodziców i ich zaplecza moja skarpeta starczy na jeden strzał, a co z drugim? – bank, a lepiej pożyczanie od znajomych rodziny, jednak pożyczki mają jedną wadę, trzeba je zwrócić wraz z odsetkami (prawie jak lichwa), albo wtedy kiedy mamy kolejną awarię i musimy ponownie wytrzasnąć kasę. I nie zakładajmy że chwilówka to rozwiązanie problemu, powiedz to tym co wpadli w spiralę chwilówek – to lichwa, to nie pomaga, to pogrąża, co będzie kiedy pożyczysz, w w chwili zwrotu dopadnie Cię kolejny nieplanowany wydatek?

    Dlatego oszczędzać, oszczędzać i jeszcze raz oszczędzać – dla komfortu psychicznego, dla własnej wygody, dla tego, aby mieć, niekoniecznie w banku bo gdy walnie system nasza kasa zamienia się w Zera i Jedynki które nie mają żadnej wartości. Polecam ograniczyć konsumpcję, ograniczyć wewnętrzną potrzebę zmiany słuchawki na nowszą, konsoli na mocniejszą… auta na nowsze i nagle okaże się, iż kasy mamy coraz więcej, aha sprzedać to co zbędne bo to dobry zaczątek do stworzenia zasobów finansowych które stworzą nam ze ze 2-3 takie skarpety w dość krótkim czasie.
    Powodzenia.

    • banczuk pisze:

      Lichwa jest dokładnie jak HIV, szatan, rzeżączka – na życzenie.

      Mówisz lichwa a ja widzę pejsy. To takie niepoprawne!
      Powiedz głupek nieliczący niedouczony a widzę klienta na ten biznes.

      Oszczędzanie jest głupie w pewnych widełkach. Czyli w np w kwotach które zeżre inflacja albo podatek Belki. Żeby oszczędzać trzeba mieć kasę. Bo inaczej tracisz. Lepiej inwestować. Nie wspomnę że najkorzystniej jest kraść.

      Jak chcesz mieć 5000 zł na szybko to szybko się bierz za ich zarabianie.

  5. nlisik pisze:

    Nie będę pisać ile zarabiam ale nie ma tego za wiele. Nagłe wyskubanie 5000 z oszczędności jest dla mnie nierealne. Coś tam odłożone mam na nagłe wypadki ale nie aż tyle. Jeśli naprawdę byłoby mi tyle potrzebne to warto byłoby najpierw pogadać z rodzicami czy są w stanie pożyczyć jeśli nie to pozostają banki i poważne zastanowienie czy będzie z czego spłacać. W razie konieczności będzie trzeba sprzedać coś ze skromnego majątku. Nie przywiązuję się zbytnio do rzeczy więc nie będzie z tym problemu.

    • banczuk pisze:

      to jak chłopaki z domowy-surwiwal dodadzą jedno zero więcej o w stawce będzie 50 tys zamiast 5 tys? to też luźna guma?

      Wiecie ja to mam pecha wczoraj taka zajebista oferta była za 3 bańki sprzedawali XAYUIOQ@$%. No i co ? Nie miałem tej kasy ! łezka łezka

  6. Rafał M. pisze:

    Takie kwoty są dla większości ludzi po prostu nieosiągalne.
    Przed chwilą sprawdziłem oferty pracy, no i płacą od 5zł/godzinę dla ochroniarzy, po ok. 2 tysiące miesięcznie na rękę dla projektanta z tytułem inżyniera mechanika.

    Gdy ludzie nagle potrzebują większych pieniędzy (większych, to w sensie kilkaset zł na opłacenie jakiegoś rachunku), to albo pożyczają od rodziny, albo coś zastawiają w lombardzie, albo jak już nie mają co oddać do lombardu, to biorą chwilówkę z kilkoma tysiącami procent rocznego opodatkowania i modlą się aby zdążyli oddać z kolejnej pensji, zanim odsetki narosną. Jak nie zdążą, to komornik wywali ich z domu na bruk, przy odrobinie szczęścia dostaną zagrzybiony pokój w hotelu socjalnym, a po 3 miesiącach z tego hotelu trafią na bruk (w ten sposób gminy obchodzą obowiązek ustawowy udostępnienia lokalu socjalnego eksmitowanym – udostępniają pokój hotelowy, a z pokoju hotelowego nie dotyczy już zakaz eksmisji na bruk).
    Wtedy trafią do schroniska dla bezdomnych, będą spać w jednym łóżku piętrowym w jakimś lumpem. Oczywiście pobyt w schronisku nie jest darmowy, podobnie jak posiłki, no i w wielu nie wolno przebywać w ciągu dnia.

    Wspominam, bo niektórzy z Warszawy mogą sobie nie zdawać sprawy z poziomu zarobków w Polsce.

    • banczuk pisze:

      nooo a niektórzy zaczynają mieszkać z pchłami w pudełku po zapałkach, po czym stają się podobizną tasiemca, następnie metamorfują na zasadzie dyfuzji osmotycznej do postaci płynnej i łączą się z oceanem. I okazuje się że HWDP w Warszawie.
      Możesz też w którymś momencie zacząć udawać zwariowanego kundelka i wylądować zamiast z zapitym żulem – w czystym szpitalu psy. Gdzie leczą psy.
      Także proszę cię bardzo nie tragizuj i nie pitol bo jak cie bliscy w takim stanie nakryją to nie będzie ratunku.

      Panowie i Panie jak mam do wydania 5000zł i nie mam tych pieniędzy to nie wydaję ich. Naprawdę nie zastanawiam się też czy Kardaszianowie dali by radę załatwić tę kwotę bez większego niż ja problemu. Nie zastawiam się też w dziwny sposób na tysiące procent świetlnych. Korzystam z oszczędności, ofert przyjaciół, bankowych, parabankowych, (gdzieśtampomiędzy FUNDACJI) cinkciarskich, mafijnych, sprzedaję nereczkę, albo jadę jako opiekunka starszego niemca na miesiąc za granicę. Nie gdybam czy za 5000dukatów uratuje życie dziecka czy może za 50tys a może za 500tys. chyba że za 5mln, a może za amen? Pieniądze to nie wszystko, jest medycyna jest selekcja naturalna, jest zepsuty samochód, wygodne buty rower.
      Nie ma takiej akcji że zdechniesz bez kasy. Reszta póki co refundowana.

      Moja szwagierka musiała koniecznie MUSIAŁA kupić kolejne 50″ do 40m2 mieszkania. I sztuczne titsy. No i co zrobisz panocku? Nic .

      Są też w necie polskim takie serwisy że ludzie się na Ciebie złożą jak masz wystarczająco nośny pomysł lub problem.

      PS tak tylko – wiesz jak byś był w moim hotelu, którego nie mam i akurat liczyłbyś na zakaz eksmisji z pokoju który zajmujesz; poszła by rura prosto na materacyk, prąd i wentylacja uległa by awarii, ratowałbym cię przed alarmem bombowym albo donosem o nieprzyzwoicie głośny samogwałt prośbą o wyjście na czas naprawy / wyjaśnienia sprawy – i zgadnij co?

      Musiał byś udawać psa kundelka żeby mieć ponownie dach nad głową.

      Poza tym nie kłam mi tu proszę, że 'dla większości nieosiągalne’ bo dla większości kolego, Polaków polskich, wg GUS to masz na rękę średnio Ty jeden 3000 dukatów. Czyli z roku 14% oszczędzisz i masz tą nieosiągalną piątkę. Z której pewnie ponad 1000 rocznie wydajesz na rachunki za telefon / internet / telewizornię czyli zbytki.

    • Piotr pisze:

      Wbrew powszechnej opinii w Polsce jest wiele ofert dobrze płatnej pracy, tylko trzeba być w swoim fachu na prawdę dobrym a nie tylko przeciętnym. Chociażby w mojej branży (informatyka) – przeciętnych typu „zrób stronę w PHP+mySQL”, „zainstaluj Windowsa” czy „wymień toner w drukarce” to jest że tak powiem na kilogramy, z drugiej strony moja stawka brutto to 125zł/h czyli dużo więcej niż średnia krajowa (i to jest stosunkowo mało jeśli chodzi o dziedziny którymi się zajmuję) – można i w Polsce (bez prowadzenia własnej firmy) zarabiać, tylko trzeba w to włożyć odpowiedni wysiłek (włożyć energię w swój rozwój a nie w bezmyślną „charówkę”).

      • Leszek LJM pisze:

        Masz w pełni rację. Te ileśtam procent bezrobotnych „absolwentów” to po prostu cieniasy – wybrali jakieśtam studia, bo mam z tatą chcieli mieć magistra w domu, a że na rynku nie ma żadnego zapotrzebowania, to inna sprawa. Studia wymuszone i wymęczone, to i fachowiec do d*py (nawet po dobrym kierunku studiów można być kiepsko opłacanym). Wciąż jeszcze te całe rzesze absolwencików nie mogą zrozumieć, że jeśli są ciency, to co najwyżej mogą dostać cienką pracę.
        Ale oczywiście w Polsce z dyplomem uczelni „Wyższa Szkoła Gotowania na Gazie” się ludziom już marzy 5 na rękę i nic nie robić. Rynek takich odsiewa i potem się użalają, że nie ma dla nich roboty. Robota jest, tylko na miarę tego, co oferują rynkowi.
        Wracając do twojej wypowiedzi: myślę, że nawet informatyk od instalowania Windowsa mógłby na tym zgarnąć sporą kasę, gdyby na rynku się pozytywnie wyróżniał.

      • Rafal M. pisze:

        Do wymiany tonera w drukarce trzeba mieć kwalifikacje. Wiem, bo sam próbowałem na takie stanowisko w komendzie wojewódzkiej policji. Myślałem sobie, że praca prosta, łatwa i przyjemna, niezbyt wyczerpująca intelektualnie. Banalna, bo w tematyce doskonale się orientowałem (książki, czasopisma, własna drukarka itd.). Akurat nie potrzebowałem zbyt dużo pieniędzy, by mi wystarczyło, a intelektualnie to mam inne sprawy na głowie (organizacje pozarządowe itp.) by jeszcze dorzucać zawodowe.
        No i nie dało rady, nie spełniałem dwóch spośród dwóch kryteriów formalnych – nie miałem skończonego jakiegokolwiek technikum dowolnie jakiego (tylko drugie liceum w kraju i dwa kierunki studiów), oraz 1,5-roku doświadczenia zawodowego na stanowisku wymieniacza tonerów (prowadziłem do tego czasu kilka własnych firm, m.in. aptekę, różne sklepy internetowe i przez rok serwis komputerowy).
        Okazało się, że formalnie według papierów nie ma kwalifikacji do wymieniania tonerów i nie mogę się znać. Nie wiem, czy to bardziej komiczne, czy przerażające 🙂

        Albo inny przykład, taki tam serwis, tutaj niczego nie wymagali, oprócz umiejętności posługiwania się lutownicą. To umiem, bo już w drugiej połowie podstawówki budowałem sobie różne gadżety (to proste jak klocki LEGO, było mnóstwo książek, czasopism, są firmy oferujące zestawy do samodzielnego montażu).
        No i biedacy już ponad pół roku szukają kogoś, ja ze 3 razy wysyłałem do nich CV i nawet nie chcą ze mną rozmawiać. Tu nie wiem co sobie myślą, czy uważają że się nie znam, czy może że mam zbyt dobre wykształcenie. Moja motywacja podobna co przy tonerach, praca prosta, łatwa i przyjemna, a ja lubię majsterkować. W dodatku to firma technologiczna, więc po pewnym czasie może załapałbym się na inne stanowisko, może nie, ale jest przynajmniej punt zaczepienia w branży. Jak kolejny raz zobaczę ich ofertę na to samo, to tak ich obsunę w kolejnym CV, że będą im się koszmary śniły po nocach 🙂

        • banczuk pisze:

          Wiesz jak unia dała kasę na wyhodowanie specjalsów od tonerów to teraz stymuluje rynek (robi tak zwane ssanie organiczne) czyli unijne organy zasysają tych szpeców z rynku tworząc ETATYZM. (to jest straszne słowo jak np faszyzm i należy je dobrze zrozumieć).
          Już nie wystarczy że umisz. Mam kumpla – francuza – nie dostał roboty bo nie miał dokumentu że zna język francuski na odpowiednim poziomie jakimś tam A C2-3 / 0 ja jestem starszy rocznik więc wybaczcie brak ogłady w obowiązujących standardach.
          Myślicie że płakał ? Wysrał się w ich kierunku i znalazł pracę u ludzi myślących.

        • Piotr pisze:

          Co innego drukarki biurowe, a co innego jakieś kombajny za dwieście tysięcy zł. Sam pracowałem kiedyś w budżetówce (wprawdzie nie w policji, tylko w urzędzie marszałkowskim, ale zasady te same) i to mniej więcej wygląda tak, że producent daje na duże urządzenia przedłużone gwarancje pod warunkiem, że są obsługiwane przez „fachowców” (= mają jakieś kwity, że nie są laikami czy jak to nazywamy w branży ZU – zwykły user), bo tam obsługa nie sprowadza się do prostego wymieniania kompaktowego cardridge (można i tak, ale wychodzi bardzo drogo i nieopłacalnie, to tak jakbyś w samochodzie po zużyciu paliwa wymieniał cały zbiornik z paliwem :D).
          Kolejna rzecz, to najczęściej w budżetówce ogłoszenia o pracę są „ustawione” czyli wymagania są zrobione pod konkretną osobę, którą już tam ktoś nieoficjalnie wybrał, sprawdził i wie, że zatrudni, no ale ustawa wymaga przeprowadzenia oficjalnego naboru w ramach publicznego konkursu, więc się casting formalnie robi (ale wiadomo kto go wygra :D). Budżetówkę (i szpitale :D) sobie daruj – tam najczęściej „kariery” nie zrobisz, wynagrodzenia są nienegocjowalne (ustalone odgórnie i choćby szef chciał dać, to nie ma jak, bo limitują go rozporządzenia) no i takie „firmy” mają kilka wad – po pierwsze nie muszą na siebie zarabiać, a po drugie departamenty działają tak, że im większy budżet i więcej ludzi, tym departament ważniejszy (a więc nikomu nie zależy na efektywnym zarządzaniu kasą i zasobami ludzkimi, nikt tak na prawdę nie oszczędza, wręcz odwrotnie, kto rozrzutniejszy ten wazniejszy) – najczęściej tam jest banda gamoni typu „mój tata siedział z komendantem w jednej ławce w podstawówce” od których się niczego nie nauczysz i przed pracą tam jak i po będziesz miał taką samą wartość rynkową jako pracownik (no chyba, że Cię będą na certyfikowane fachowe szkolenia wysyłać ale… to jest nie „po drodze” szefom, bo jak kwity zrobisz, to ich opuścisz więc zwykle nie wysyłają na nic sensownego). Szpitali unikaj, bo są często problemy z płatnościami (zwłaszcza, jeśli się wykonuje zlecenia jako firma zewnętrzna) – nauczyli się skubańcy, że po prostu można olewać płatności, bo pieprzone polskie sądy działają jak działają, ugrasz swoje po roku i jeszcze sąd „ze względu na trudną sytuację materialną szpitala” zwalnia ich z odsetek – płacą po roku, płacą tylko to co powinni od razu no i jeszcze prawników masz na swój koszt żeby od nich kasę wyciągnąć, potem mając tytuł egzekucyjny i tak trzeba często komornikiem straszyć (po prostu nie ponoszą konsekwencji z tego powodu, że zalegają z płatnościami, a nie jedna firma zdąży w międzyczasie zbankrutować, więc im się nawet czasem „upiecze”) – szkoda czasu aby się w tym babrać (chyba że jest opcja typu robisz coś dla szpitala, ale Urząd Miasta za to płaci).

          Moim zdaniem nie ma co patrzeć na pracę typu „prosta łatwa i przyjemna”, bo taka praca po prostu nie popycha do przodu, ja na każdą pracę patrzę także jako na „dodatkowy fakultet” i za proste, łatwe rzeczy po prostu się nie biorę – szkoda na to czasu, skoro w tym samym czasie można robić coś ambitnego, to nawet jeśli kasa jest ta sama co za „proste” rzeczy, to wolę robić rzeczy wymagające i kształcące albo… marketingowe, jakieś 7-8 lat temu byłem w UK i… trafiła się okazja położyć i skonfigurować kawałek sieci w firmie Bentley (mieszkałem kilka mil od nich i przypadkiem z jednym gościem pogadałem w pubie przy piwie :D) – wiesz, sieć tak samo „skomplikowana” jak na przysłowiowym komisariacie w Koziej Wólce ale… mogę w CV wpisać, że robiłem sieć dla Bentleya, mogę dać numer telefonu, pracodawca zadzwoni a tam potwierdzą że tak i że są bardzo zadowoleni – zgadnij czy patrzyłem wtedy na to „ile z tego będę funtów miał”? Referencje od takich firm mają znacznie większą wartość niż wynagrodzenie za wykonaną pracę (a że i stać ich na uczciwą zapłatę to inna sprawa :D).

  7. banczuk pisze:

    Dobra użyłem sobie na innych. Teraz na poważnie aby inni mogli używać na mnie.
    Zakładam że nie ma tej kasy bo inaczej post byłby suchy i krótki.

    Tragedia dziecko chore. Lecę do TVN mają fundację, pożyczam magnetofon szpulowy, lecę do lekarza – chce w łapę? No to mają interesujący materiał za 5000zł a ja – wynegocjowane wejście w pomoc ich fundacji. Jestem dobrej nadziei przy okazji kombinuje dalej bo wiadomo że na dwa baty zawsze lepiej.

    Dach mi zerwało. Rachunek 5000zł skubie na zaliczkę szukam firmy z którą gram w otwarte karty; mają mój opis sytuacji, adres wiedzą co i jak. Kasy nie mam teraz umawiam się na rozłożenie płatności na raty, może jakaś mała zaliczka. Gwarantuje, spora szansa powodzenia, teraz i tak mało kto płaci faktury na czas więc dla nich żadna różnica. WIEM COŚ O TYM.

    5000za pompę, wtryskiwacze i dwumasę do tego grata? Brzmi jak skecz. Za 6 to ja panu to sprzedam i kupuję sejczento za 2tys. Rok na dojazdy do roboty styknie. Brakującego tysiaka wykrzeszę.

    Dobra potrzeba pięć klocków, Wardęgą nie jestem ( chociaż kto wie?), filmiku nie nakręcę z psem zabójcą, mam powiedzmy kilka dni na wytworzenie tej kasy.

    powiedzmy że znam angielski / francuski / niemiecki a może jeden z nich. Nich będzie że jakaś firma transportowa zatrudni mnie na rok po 500zł miesięcznie za pomoc w prowadzeniu ciągnika po EU. Za 5000. czyli tysiak w kieszeni dla nich ale płacą z góry, umowa korzystna dla nich. Tylko poszukać zainteresowanego i wyjaśnić okazję.

    Opcja kolejna lecę na zachód.

    Pleśń z oczu zgarniam!

    U niemiaszka dzieci do 18rż leczenie, leki, za darmo wszystko w sprawie leczenia, włącznie z przenośnym respiratorkiem!
    Dach zerwało – niemożliwe – to albo z ubezpieczenia mi pokryją albo gwarancja bo było źle zrobione.
    Auto? No shit. Kupuje coś na podmiankę.
    A 5000 nawet euro wywalam ze skarpety.

    NIE ZNAM NIKOGO ZA GRANICĄ KTO MIAŁBY Z TYM PROBLEM – ergo – w*y*p*i*e*r*d*a*l*a*ć

    albo

    let’s play survival live in Polandia 😀

    • czekista pisze:

      Przestań konfabulować z tymi fundacjami bo to wcale nie wygląda tak kolorowo jak piszesz.

      Sam zauważyłeś, iż odsetek bezrobotnych wśród młodzieży (z problemami) sięga ponad 50%, a ta znająca języki lub mająca więcej czynnika przetrwania niż ci co zostali z nami w kraju, osiadła już na stałe w UK czy innych krajach i żyją w innych realiach bez takich problemów, ponieważ tam państwo wspiera swych obywateli, u nas jeszcze daje młotek aby się dobić, albo zabić wieko od własnej trumny.

      Z jednym się zgodzę, można pogonić TDI-ka i kupić cienkiego i również będziesz jeździł, latem rower gdy blisko czy oszczep (komunikacja zbiorowa) i dasz radę. koledzy którzy jeżdżą na podobnej trasie może podrzucą i będzie bliżej.

      Ale łatwo doradzać będąc sytym, niestety problemy mają to do siebie, iż łapią za wora z każdej strony i małe jak dotąd problemiki z którymi się borykamy i nie mają wpływu na nas, nagle urastają do wielkiego problemu dodatków dochodzi nowy problem… depresja i kilka innych czynników i pozamiatane. Nagle okazuje się, iż taki Twardziel jak Ty, siedzi skulony w koncie pokoju i cichutko płacze. Uwierz mi, nie jeden wyszczekany i twardy, zdawać by się mogło, zawodnik który idzie przez życiowe problemy jak czołg, mający za sobą wygrane batalie o życie bliskich… niby nic go nie złamie, a z pozoru błahy problem łamie go jak zapałkę.

      Psychika ludzka jest nieobliczalna. Dlatego, dla nas rozkminiających teoretycznie problem który nas nie dotyczy, to tak jak doradzanie siedząc w jacuzzi ludziom za kołem polarnym jak sobie radzić z zimnem.

      Dlatego oszczędzać, nie żyć ponad stan i zawsze być przygotowanym.

      • banczuk pisze:

        Pisalem co ja bym zrobil, nie wiem czy by wypalilo ale ostatnia rzecza bylo by lamanie sie. Jezyki znam przuklady podalem z zycia a nie teorii. Ja bym tak probowal.

      • banczuk pisze:

        pozatym co do fundacji – napisałem że bym zadenuncjował łapownika, a przy okazji podszedł bym do sprawy zarobkowo i marketingowo. Tylko pomysł nie sprawdzałem w realu. Ale zdradzę że najlepsze pomysły są właśnie nieszablonowe.

  8. powolniak pisze:

    5 klocków to nie są jakieś straszne pieniądze. Każdy rozsądny człowiek powinien mieć takie pieniądze chociażby i w skarpecie. Odłożenie takiej gotówki nie powinno być problemem stosując metod regularnego oszczędzania. Pracuję w Polsce nie zarabiam kokosów ok 2000 na łapę i nie widzę problemów z taką kwotą a nawet i większa.

    • banczuk pisze:

      wiesz, dzieci, obiadki, mieszkanko, niektórym może być słabo, kamizelka kuloodporna dla żony. Tu jest akcja że potrzebujesz jak najszybciej 5klocków, jeden ma no to temat krótki, drugi nie ma i podaje pomysły – może komuś się przyda.

  9. prepper pisze:

    Duży wydatek to pojęcie względne i dla każdego ma i inny wymiar. uważam, że 5000 to nie jest duża kwota, w większości przypadków dostępna na dowód (dla tych, którzy nie posiadają oszczędności)
    nie bardzo wiem, co wspólnego z survivalem ma ten scenariusz, bo w zasadzie na rozwiązanie problemu ma wpływ chyba tylko nasza zdolność kredytowa.

    • Survivalista (admin) pisze:

      A czym jest survival?

      Bo ja uważam to za ogólnie sztukę przetrwania w niesprzyjających okolicznościach. Dla typowej polskiej rodziny taką okolicznością będzie właśnie konieczność wydania kilku tysięcy złotych.

      Nowoczesny survival ma przecież pomagać przygotować się nie tylko na apokaliptyczne (i mało prawdopodobne) scenariusze w stylu ataku zombie, ale też na codzienne sytuacje kryzysowe.

      • prepper pisze:

        jasne, zgadzam się i właśnie podałem rozwiązanie – wchodzisz do pierwszego lepszego banku (nie do lichwiarza od chwilówek) i 20 -30tyś masz w kieszeni bez zgody współmałżonka, a jeśli jesteś ich kientem przekazującym regularnie wynagrodzenie nawet bez zaświadczenia o dochodach…

        • Survivalista (admin) pisze:

          No cóż… po prostu nie uważam, by kredyt był rozwiązaniem problemu — raczej będzie ich źródłem.

          • prepper pisze:

            bierzesz taki na jaki Cię stać, ja też nie lubię mieć zobowiązań, ale nie oszukujmy się w dzisiejszych czasach kredyt to coś zupełnie naturalnego. Po za tym bank nie oczekuje od Ciebie wdzięczności tak jak ciocia czy szwagier, spłacasz i masz w tyłku.

          • Survivalista (admin) pisze:

            Dla mnie jedynym rozwiązaniem z takiej sytuacji jest wzięcie kredytu od samego siebie. Po to się zabezpieczamy finansowo na różne sposoby, by w takich sytuacjach nie być od nikogo zależnym — zarówno cioci, szwagra, jak i banku.

            Masz niestety rację, że kredyt w dzisiejszych czasach jest czymś naturalnym. Niestety, bo korzystają na tym głównie banki i deweloperzy.

          • banczuk pisze:

            Nie no korzystasz Ty bo 5000 na łapę uratuje Ci zadek. Oni wezmą 20% od ratunku. Państwo bierze dużo więcej i nic nie robi żeby Ci pomóc co do czego chyba się zgadzamy, to czy ja wiem czy to takie straszne? Jedna z opcji.

            Podatki płacicie? Bo z banków których używać nie musicie lichwiarzy robicie. Ja cierpię męki podatkowe a nie bankowe. Śmierć i podatki są pewne, pożyczka – jak sobie zażyczysz.

            Przypominam że aby pożyczka była legalna (taka od przyjaciela) także należy zgłosić ją w Urzędzie Skarbowym wraz ze stosowną umową i opłacić.

          • Survivalista (admin) pisze:

            Akurat nie o takiej „chwilówce” myślałem, tylko o kredytach hipotecznych, których wpływ na gospodarkę to przede wszystkim wzrost cen mieszkań. Bank tworzy pieniądze z niczego, przelewa je na konto dewelopera, a potem spłacasz mu 2x tę kwotę. Albo większą, bo przecież o kredytach o stałym oprocentowaniu nikt w tym kraju nie słyszał. Wiele rodzin już popłynęło na kredytach hipotecznych i wiele popłynie w przyszłości.

            A rozwiązywanie chwilowych problemów finansowych pożyczką jest jak leczenie dżumy cholerą. Na chwilę pomaga, ale daje niemałą szansę wpadnięcia w spiralę długów i ostatecznie — bankructwo.

          • banczuk pisze:

            Tak no kredyt faktycznie czasami jest tak że zaciąga się go kiedy czujemy się na siłach nie myśląc o tym w jak niewielkim stopniu te nasze siły zależą od nas a od sytuacji rynkowej. Teraz dla tych co spłacają kredyty do sześćdziesiątki już szykują odwróconą hipotekę żeby mogli na kredyt sobie dogorywać.
            Czyli de facto – mieszkanie nigdy nie jest ich – zawsze banku – ergo – wynajmują.

            Jak kredyt to na jakiś rozsądny okres czasu nie wiem (?) 5-10 lat. 30 to już jest ruletka.

          • Piotr pisze:

            Co do „legalności pożyczki od przyjaciela”, po pierwsze nie trzeba tego robić w postaci umowy pożyczki, można to prawnie zrobić poprzez użyczenie (czyli pozwolenie komuś na dysponowanie własnym mieniem) – idea jest taka, że pożyczka jest po to aby zarobić, a użyczenie nie jest zarobkowe (ale użyczenie nie zakazuje prawa „wdzięczności” typu kupisz dzieciakom przyjaciela zabawki pod choinkę, on Cię poratował w potrzebie, ty w zamian za to dałeś prezent jego rodzinie i dla małych kwot wszystko jest ok); można też sprawę rozwiązać przy pomocy weksli, przykładowo biorę od „wuja” kasę, a w zamian za to wystawiam mu weksel że tego i tego dnia zapłacę mu tyle i tyle – w ten sposób ja mam kasę a „wuj” zabezpieczenie, że jak nie oddam, to ma mnie jak ścigać. Weksel jako zobowiązanie dobrowolne nie musi być powiązany z jakąkolwiek dodatkową umową czy jak to niektórzy nazywają „deklaracją wekslową”, mało tego, te wszystkie deklaracje można sobie o kant tyłka potłuc, weksel sam w sobie jest dokumentem wystarczającym (oczywiście zawsze podpisujcie weksel kompletnie wypełniony, weksli „in blanco” nigdy nie podpisujcie bo ich posiadacz może je wypełnić w dowolny sposób, nawet niezgodny z deklaracją wekslową i weksel jest ważny a płatność wymagana!). Przy okazji tzw. „pożyczki rodzinne” są zwolnione z PCC więc nie trzeba czegoś takiego opłacać w US (taka „pożyczka rodzinna” nie może mieć charakteru zarobkowego i chodzi o małe kwoty).

  10. czekista pisze:

    Wypowiadają się tyko Ci co mają i doradzają. Odnieśli jakiś sukces, udało im się. Żyjąc z wynajmu wydawać by się mogło, iż takie kwoty dla mnie to pikuś, niestety bez oszczędzania byłoby „ile przyniosę tyle wydam”, trzeba oszczędzać, nie oszukujmy się!

    Inaczej się nie da, zacznijmy oszczędzać i do uzbierania odpowiedniej kwoty módlmy się aby nie wpaść w tarapaty.

    Od dawna wiadomo, iż banki kreują pieniądz, Domowy już o tym wspomniał. Chodzi o to, iż tej kasy niema w obiegu, niestety dla kogoś jej zabraknie aby mógł spłacić zaciągnięty kredyt, już działy ksiąg wieczystych są zawalane obciążeniami komorniczymi.

    Nie tylko oni kreują obrót wszystkim na czym „można zarobić” (tzw. bańka) to też produkcja kasy której niema. Dla kogoś jej zabraknie, przeważnie dla ostatnich, najbiedniejszych i tych którzy dali się wkręcić w wariactwo zarabiania na niczym.
    O tym się nie mówi, nie pisze… a w mediach festiwal sukcesu nadal trwa.

    • Jasio pisze:

      Paradoksalnie to nie banki kreują pieniądze tylko ludzie bo w tych bankach biorą kredyty.

      Odnośnie tematu to nie wiem z czym problem z tymi 5k – wchodzisz do banku i bierzesz pożyczkę. Gdyby brać te wszystkie scenariusze na poważnie to w życiu żadnych pieniędzy nie zaoszczędzimy bo wszystko wydamy na ryż, konserwy, latarki noże apteczki plecaki ubrania działki rowery samochody krótkofalówki itp. itd.

      • prepper pisze:

        o, właśnie w drugiej części swojej wypowiedzi wdepnąłeś w odwieczny problem preppersów, tych prawdziwych – jak oszczędzić kasę skoro tyle rzeczy jeszcze trzeba kupić… ? 🙂 problem prawdziwych preppersów polega na tym, że choć by nie wiadomo ile mieli, to nigdy nie mają dość zasobów, sprzętu, broni pojazdów, zabezpieczenia nigdy nie są doskonałe, a wszystkie scenariusze dość dopracowane. To nie jest hobby, to styl życia, zajęcie na 24h…

      • czekista pisze:

        Masz rację lecz głodny sytego nigdy nie zrozumie, to co wymieniłeś już np. posiadam, bo tak życie moimi losami pokierowało, brakuje mi tylko motorka, ale myślę, iż to też się lada moment zmieni, i słabo u mnie z zapasami, ale zawsze coś jest nie po drodze aby je uzupełnić :(.

        Z tymi pożyczkami to zły pomysł, bierzesz OK, ale w następnym miesiącu bach kolejny wydatek i co? bierzesz ponownie – oczywiście to przejaskrawiony przykład, ale to nam uzmysłowić może, że jak się sypie to wszystko i w formie dość zintensyfikowanej.

        Dla jednego, zarabiającego 6000 czy 7000 pln/mc, to będzie zerwanie jednej z lokat, dla drugiego owe 5000 pln to kwota którą zarabiają przed 2-3 miesiące.
        Jeden, jak Ty, poleci po pożyczkę bo ma stałą pracę, pewnie jeszcze żona zarabia równie dobrze, masz rodziców co powoduje, iż patrzysz w mroczną przyszłość przez różowe okulary. Nie chcę wyjść na tetryka który pozjadał wszystkie rozumy, ale życie płata czasem psikusy które nawet nam przez myśl by nie przeszły, gdyż żyjemy w tak stabilnym środowisku (myślę o lokalnym, typu rodzina, praca… płaca, a nie o wielkiej bubie) jak u pana Boga za piecem i nic oraz nikt nas z niego nie wyrwie.

        W pewnym sensie ludzie pomagają w owej kreacji pieniądza przez chwilówki, parabanki czy banki, bo przy tak dużej różnicy w oprocentowaniu, w tym procederze jednak bardziej odpowiedzialni są wszelakiej maści bankowcy, ludzie są tylko ofiarami którzy chcąc coś kupić (w większości przypadków coś co jest im zupełnie zbędne) lub ratować się bo potrzebują na jakiś uzasadniony cel środki, a nie mogą ich zaspokoić z własnych oszczędności.

        • Jasio pisze:

          Zawsze można wymyślić scenariusz w którym albo zabraknie oszczędności albo skończy się zdolność kredytowa albo jedno i drugie. Tylko jaki praktyczny wniosek z tego można wyciągnąć ?

          Skoro jak sam twierdzisz nie masz zapasów to za mało wydajesz. Co z Ciebie za surwiwalista ?

          • banczuk pisze:

            Nie no nie musi być zaraz od surwiwalistów wyzwany. Wchodzą ludzie czytają piszą, coś myślą. Spoko właśnie.

  11. prepper pisze:

    Nadal nie rozumiem co ma założone 5000 do kredytów hipotecznych, o których mówicie ? przecież rozmawiamy tu o niewielkich kwotach, a nie milionach na 30 lat… trzymajmy się tematu, choć nie wiem co tu jeszcze można dodać…

    • banczuk pisze:

      Wytłumaczę – Gdybyś napisał coś w temacie – czyli przedstawił swój pomysł na te 5000 – a później byśmy gwarzyli o tym czy fajnie wykombinowałeś czy nie to może tez w Twoim wątku doszli byśmy do zasadności pożyczek szeroko rozumianych w tym również hipotecznych.

      Mówienie żeby trzymać się tematu w takiej sytuacji, kiedy sam nie wiesz co należy dodać to tak jak byś napsuł powietrza na imieninach… no można, ale czy to ma jakiś głębszy sens? To chyba lepiej posiedzieć sobie pociućkać łyżeczkę od herbaty, albo przelecieć się na balkon sprawdzić czy Cię tam nie ma – jak nudno.

  12. pawel21 pisze:

    ja tematem zainteresowałem się już jakiś czas temu i generalnie stwierdziłem , że pieniądze szczęścia nie dają ale ich brak to spory problem, więc po pierwsze wydaje mniej niż mam dochodu . niby banalne a dzięki temu mam poduszkę powietrzna i dzięki kilku prostym trikom za równowartość ok. minimalnej krajowej (obecnie dołek finansowy) żyje w miarę spokojnie , mam auto, jeżdżę na wakacje , realizuje pasje, uprawiam aktywność fizyczną, zdrowo (czasami sobie folguje ale nie ze względów finansowych) się odżywiam, i rozwijam się w survivalu. Czy to łatwe ? Nie , na pewno trudno to wszystko osiągnąć ale z czasem jest coraz łatwiej i daje sporo satysfakcji zwłaszcza w sytuacji kiedy jesteś bez kasy a wiesz,że jesteś bezpieczny bo nie musisz mieć 3-4 tysięcy aby przeżyć za dajesz rade za 1-1,5 tyś. a w razie potrzeby możesz jeszcze ograniczyć wydatki.

    • czekista pisze:

      Ciekawe jak to robisz? :))))
      Czynszu mam ponad 850 PLN (duża rodzina to i mieszkanie typu „nie kawalerka”, media tyle, że portfel piszczy. Ale fajno, że się wyrabiasz w 1500 PLN/mc i jeszcze coś odłożysz na hobby, auto czy wakację.

      Niestety nie każdy mieszka u rodziców, a na paliwo wydaje maks. 200 PLN/mc tylko więcej :(.

      Ale to co piszesz, jest jak najbardziej słuszne, wystarczy mniej wydawać, niż się przyniesie do domu i oszczędności rosną czy na hobby, czy na wakacje czy na godzinę W.

      • pawel21 pisze:

        Czekista ,że ja tak robię i mnie wychodzi to ni znaczy ,że u każdego się dokładnie ten schemat sprawdzi ot choćby z powodu wielu znaczących róznic jak wielkość rodziny czy możliwości mieszkaniowe jednak generalnie sprawa faktycznie sprowadza się do wydania mniej niż się ma dochodu. Jednak z tego co zauważyłem w moim przypadku to podstawa było spisywanie np w exelu w kategoriach ot np transport. a następnie analizowanie tego tz. np 5km do pracy – czy koniecznie muszę autem , gdzie naprawdę musze mieć auto i ile to kosztuje w porównaniu np do komunikacji miejskiej. udało mi się z pierwottego stanu ograniczyć te wydatki o ponad 50% a może auto wcale nie jest niezbędne a jest tylko luksusem, czy zarabia na siebie?? rachunki prąd, gaz, ogrzewanie okazało się , ze małym nakładem można ograniczyć o ok 30% ot np prad- duży prądożerny telewizor zmieniłem (sprzedałem i kupiłem mniejszy energooszczędny), oświtlenie led itd. TV jak słyszę ,że ktoś narzeka, ze to tylko pożeracz czasu i dalej oswoich problemach z kasą a w nastepnym zdaniu wspomina,ze za pakiet 2*tel + tel stacjonarny (nieużywany) + TV + internet daje np 250 zł to nie wiem czy śmiać sie czy płakać, spokojne można tu zjechać do 100zł Piszesz o wysokim czynszy no jest to problem ale trzeba próbować , kilkukrotnie zmeniałem miejsca zamieszkania ,żeby zoptymalizować ten wydatek i wiem ,że coś da zrobić a może jest możliwość mieszkania beczynszowego trzeba kombinować. nie będe się dalej rozpisywał bo nie wiem czy kogoś moje wypociny interesują ale zapewniam ,że da się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.