Scenariusz: panika w centrum handlowym

Jeśli dziś jest piątek, to dziś na blogu znajdziecie survivalowy scenariusz. Taki, który ma Wam pomóc w przygotowaniach na trudne czasy. Pokazać, jakie zagrożenia są dookoła. Zmusić do przemyślenia Waszego podejścia. I wskazać inspiracje.

Zasady cyklu są takie:

  • my wymyślamy scenariusz,
  • Wy opisujecie w komentarzach swój sposób poradzenia sobie w opisywanej sytuacji,
  • nie zmieniacie scenariusza,
  • jeśli coś w nim nie zostało wprost napisane, to znaczy, że sytuacja w tym zakresie jest normalna (jeśli nie piszemy o braku prądu, to znaczy, że zasilanie w prąd jest dostępne),
  • uwzględniacie tylko dokonane do tej pory przygotowania — tak w zakresie sprzętu, zapasów, jak i umiejętności i procedur (jeśli teraz nie umiesz rozpalić ognia z użyciem patyków, a planujesz nauczyć się tego jutro, to nie możesz z tej umiejętności skorzystać w opisywanym scenariuszu).

Dzisiejszy scenariusz żywcem skopiowaliśmy z jednego z ostatnich odcinków The Survival Podcast, bo warto.

Znajdujesz się w sobotnie przedpołudnie w dużym centrum handlowym (market, kino, sklepy odzieżowe), mając pod opieką 8-letnie dziecko o wadze 35 kg. Nie jest istotne, czy to dziecko Twoje, znajomych, kogoś z rodziny, czy związane z Tobą w inny sposób. Ważne, że jest pod Twoją opieką. Ruch klientów intensywny, ale jeszcze nie ma tragedii.

Idziecie sobie spokojnie alejką, gdy nagle z przeciwnej strony zaczyna biec mały tłum ludzi. Jakby w panice przed czymś uciekali. Słyszysz wrzaski, krzyki, ale nie wiadomo, co spowodowało tę panikę. Czyżby jakiś terrorysta zaczął strzelać do klientów? Może wybuchł pożar w markecie na stoisku z plastikowymi zabawkami i ludzi przestraszył czarny, gęsty dym?

Pierwsze i najistotniejsze pytanie brzmi: co zrobisz w takiej sytuacji? Za 10 sekund ci ludzie Cię dogonią, a jest ich na tyle dużo, że oczami wyobraźni widzisz, że zostaniesz stratowany. Chowasz się w najbliższym sklepie, czy uciekasz przed ludźmi?

A drugie pytanie: co robisz, by być przygotowanym na wystąpienie takiego, lub podobnego scenariusza, gdy idziesz do centrum handlowego na zakupy?

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

15 komentarzy

  1. Bunkier pisze:

    Dzieciak na ręce i dzida do najbliższego sklepu. Jeśli przed czymś uciekają, to jest szansa na to, że do sklepu nikt nie wejdzie/przebiegną i wtedy ja się wydostanę. Paniczna ucieczka z dzieciakiem to zły pomysł. Łatwo się wywalić, strach ma wielkie oczy, tłum jest nieprzewidywalny a może po prostu rzucili karpia… Trzeba zrobić rozeznanie.

  2. erpii pisze:

    Podobnie jak kolega Bunkier usuwam się z dzieciakiem z głównego 'strimu’ i przeczekuję. Potem oceniam sytuację i odpowiednio reaguję (może to tylko jakiś flesh-mob).

    Swoją drogą market to pikuś. Ostatnio będąc w kinie z dziećmi zastanawiałem się jak szybko ewakułować się z tego miejsca gdyby nagle zupełnie zgasło światło i zaczął wydobywać się dym. Niestety nie miałem pozytywnych odczuć – ciasne przejścia, kręte korytarze, tłum ludzi z dziećmi, strome schody, nieznajomość terenu. Kino pamięta czasy PRL. Niby jakieś inne drzwi tam były, ale te oznaczone jako wyjście ewakuacyjne to te same którymi weszliśmy. A gdyby właśnie w korytarzu wybuchł pożar?

  3. Piotr pisze:

    Podobnie jak Bunkier, z tym że jeśli jestem blisko wyjścia z centrum budynku i zdążę wyjść zanim tłum mnie dogoni, to oczywiście wybieram wyjście z budynku niż „ucieczkę” do sklepu (czy innego „schronienia”, w razie czego można się nawet schować za jakimś filarem czy w jakiejś wnęce).
    Obserwując tłum można też zapewne wyczuć, czy tłum „biegnie do czegoś” (po karpia) czy „ucieka przed czymś” (pożar, żartowniś rozpylający gaz łzawiący itp.) – w tym drugim przypadku oczywiście chowam się na chwilę ale rozpatruję możliwości szybkiej ewakuacji.

    Co do sytuacji wspomnianej przez erpii (gaśnie światło w kinie) – własne źródło światła zawsze mam przy sobie (co najmniej latarka w komórce) a podobną sytuację już miałem okazję przeżyć, właśnie w kinie zgasło światło – kluczowe okazało się natychmiastowe pojawienie się „lidera tłumu” (pracownik kina), który od razu powiedział coś w rodzaju „proszę państwa, proszę spokojnie siedzieć na swoich miejscach, zaraz przywrócimy zasilanie, to prawdopodobnie tylko bezpieczniki” i co 10-15 sekund się odzywał opowiadając co się dzieje (i cały czas uspokajając i nakazując pozostanie na miejscach) – mniej więcej po 2-3 minutach naprawili prąd i nikt nie spanikował. Lekcja z tego jest taka, że pewnie w takiej sytuacji w przyszłości gdyby nie było „pracownika”, to sam bym przyjął podobną rolę – ludzie panikują gdy nie wiedzą co robić, ale jeśli ktoś ich „prowadzi” to zachowują się raczej spokojnie (no chyba że byłby widoczny pożar itp. wtedy mogłoby nie zadziałać :D).

  4. Art pisze:

    Jeśli nie słyszał bym wcześniej żadnej eksplozji/wystrzałów tylko biegnący tłum, to raczej usunął bym się z dzieckiem z drogi temu tłumowi i potem prewencyjnie ewakuował z centrum handlowego. Jeśli słyszał bym wystrzały/eksplozję, to postępował bym według zasady: uciekaj – schowaj się – walcz, czyli jeśli wyjścia były by nie zabarykadowane/otoczone przez terrorystów-zamachowców – to dzieciaka na ręce i dyla z całej pary. Jeśli ucieczka była by niemożliwa, to trzeba by było się schować, w kryjówce dzieciakowi szeptem wytłumaczyć, żeby było cicho + ręka na jego ustach. Jeśli zamachowiec odkrył by kryjówkę, to biorę do ręki coś co może stać się bronią (krzesło, noga od stołu, metalowy kosz na śmieci, itp i nacieram jak kamikadze. Dzieciakowi każę uciekać.

    • Bunkier pisze:

      Fajnie, tylko skąd weźmiesz nogę od stołu w centrum handlowym (załóżmy, że wszedłeś do sklepu z damską bielizną)? I co zrobi dziecko, kiedy każesz mu uciekać? Wlezie gdzieś i się schowa. I będzie kłopot.

      • Piotr pisze:

        Narzędziem do walki może być wszystko – wieszak, but, lampa, cokolwiek (nawet bateria Li-ion z telefonu może być bronią chemiczną, wystarczy mocno nadepnąć a potem kopnąć ją w kierunku przeciwnika – zacznie wydzielać mocno toksyczne gazy :D). Dziecku trzeba dać konkretną instrukcję, nie na zasadzie „uciekaj”, tylko „uciekaj tam (wskazując palcem)” czy „schowaj się tu (też wskazując)”.

  5. buszmen pisze:

    Krzyczę do ludzi,że tam gdzie biegną są terroryści i strzelają i udaję,że uciekam stamtąd wtedy oni zawracają a ja spokojnie z dzieckiem do wyjścia.

  6. B. pisze:

    1. W opisie jest, ze napisane, że biegnie mały tłum. Jeżeli mały – to poczekam, aż będziemy prawie, ostatni i będziemy za nim biec pytają się co się dzieje. Dziecku można powiedzieć, że ludzie chyba biegną po prezenty bo je rozdają aby nie wpadał w panikę i aby nie płakał lub się buntował.

    2. Co robię w razie takiej sytuacji? Zawsze przy sobie coś mam… około 7 różnych bardzo małych rzeczy, które zawsze noszą ze sobą. Poza tym trzeba wierzyć w swoją intuicję i przeczucie. Nie panikować bo wtedy będzie źle. To tak jak z naprzeciwka jedzie autem wariat, który prawie, o włos by Cię nie staranował a Ty reagujesz spokojnie, nie puszczasz długich świateł i nie trąbisz bo możesz sam pogorszyć sytuację.

  7. nlisik pisze:

    W pierwszej kolejności łapię dzieciaka za rękę i chowam się gdzieś (sklep, korytarz itp.) i ceniam sytuację. Jeżeli sytuacja jest poważna i dalsza ucieczka tą samą drogą, którą biegł tłum jest niemożliwa, szukam innych rozwiązań. Sprawdzam, czy sklep ma boczne/tylne wyjścia na korytarze przeznaczone dla personelu i staram się uciec tamtędy (zazwyczaj mają, chyba, że jest to zwykły box). Jeżeli jest to korytarz to prawie na pewno ma jakieś przejście. Co do dzieciaka to raczej nie będę go okłamywać, że jest wszystko ok a ci ludzie bawią się w berka. Myślę, że wystarczy przekazać dziecku, że sytuacja jest poważna, musimy uciekać i ma trzymać się mnie. Jeżeli jest ogarnięty to zrobi co mu każę.
    Co do drugiego pytania to akurat centrum handlowe, do którego chodzę znam na wylot łącznie z przejściami niedostępnymi dla zwykłych klientów więc kilka dróg ewakuacji mogę wymyślić na poczekaniu.

    • B. pisze:

      Masz może dziecko? 😉
      Pytam z ciekawości. Napisałeś „łapię dzieciaka za rękę…” , ” Co do dzieciaka.” – ja bym tak nigdy nie napisał o swoim dziecku.
      Dzieci się często buntują, głośno płaczą i boją się takich sytuacji.

  8. Hektor pisze:

    W takiej sytuacji bierze się dziecko i biegnie do najbliższego zielonego znaczka oznaczającego wyjście ewakuacyjne. Opuszczamy obiekt i się oddalamy jeżeli na zewnątrz nie ma zagrożenia.
    End of story.

  9. pawel21 pisze:

    pewnie biorę dzieciak i sie usuwam ale to zależy od oceny sytuacji, jeśli uznam ,że to poważna sprawa i coś tym ludziom zagraża to dzida. Generalnie ciężko przewidzieć

  10. Adi311 pisze:

    Kiedys mialem podobna, rxeczywista sytuacje w Starym Browarze w Poznaniu. Nagle zabraklo pradu. Akurat bylem w sklepie na poziomie -1. Wlaczyly sie lampy awaryjne i o dziwo, bez zadnych rozkazow ludzie spokojnie sami zaczeli wychodzic. Najwiekszym idiota byl straznik sklepowy, ktory nie chcial mnie i reszty klientow wypuscic, bo bramki antyktradziezowe nie dzialaja. Akurat bylem na czele i mowie idiocie, ze jak sie nie odsunie to wyjde razem z nim, bo sytuacja jest wyraznie kryzysowa a on mnie ratowac nie bedzie od razu poparli mnie ci za plecami. Sytuacje od fazy rekoczynow uratowala kierowniczka sklepu, ktora podbiegla i usunela nadgorliwca. Wnioski w kazdej sutuacji kryzysowrj trafia sie idioci i tobwarto tez uwzglednic, poniewaz to wlasnie takie sutuacje moga wplynac na to czy nam sie uda, czy nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.