Survival po rozwodzie

W dzisiejszym wpisie rozszerzona odpowiedź na jedno z pytań, jakie czasem dostaję od czytelników.

Cześć panowie,

Jestem niedawno rozwiedzionym ojcem kilkuletniej córeczki. Rozwód udał mi się świetnie, to znaczy nie żarliśmy się z (już byłą) żoną o pieniądze i o opiekę nad dzieckiem, choć co oczywiste, jestem teraz o połowę biedniejszy, niż wcześniej. Żona zabrała mieszkanie (było jej) i jeden samochód, ja teraz wynajmuję mieszkanie, bo nie chciałem wracać do rodziców.

Powoli, spokojnie przygotowuję się do gorszych czasów. Pracuję na etacie i rozwijam moją działalność gospodarczą z różnymi zleceniami. Czasu mam mało, a ten, co mam, poświęcam córce. Nie mieszka ze mną, ale zabieram ją do siebie co weekend.

Żona nie podzielała moich pomysłów survivalowych. Nie chciała mieć pod łóżkiem zapasu żarcia, wolała spłacać kredyty, niż robić oszczędności. Teraz jej dobrobyt nie jest moim zmartwieniem (alimenty płacę tylko na córkę), ale martwię się, co będzie z moją córką, gdy sytuacja byłej żony się pogorszy.

A co w przypadku totalnego kataklizmu? Jak przekonać żonę, by myślała o zabezpieczeniu naszej córki?

W kolejnych wiadomościach, jakie wymieniłem z autorem tego pytania, dowiedziałem się dodatkowych szczegółów o jego życiu i ograniczeniach, jakie w nim są. Te informacje nie są jednak istotne na tyle, by je tu publikować — zresztą temat wydał mi się na tyle ciekawy, by opisać go w miarę uniwersalnie.

Rozwiązania w takim przypadku widzę dwa:

  • przekonać byłą żonę, by też wzięła się do przygotowań na gorsze czasy,
  • samemu przygotowywać się za siebie i żonę.

Pierwszy wariant na tym etapie zazwyczaj nie wchodzi w grę. Trudno zmusić byłą żonę do tego, by kupowała po dwie puszki żarcia zamiast jednej, albo żeby nauczyła się piec chleb w piekarniku gazowym. Albo żeby posadziła sobie pod domem ogródek.

Mimo wszystko, warto byłoby i ten wariant sprawdzić. Na wszelki wypadek. Może po podrzuceniu artykułów prof. Rybińskiego da się ją przekonać do najbardziej podstawowych i najbardziej niekontrowersyjnych przygotowań, jak choćby:

  • wyjście z głupich długów (kredyty konsumpcyjne, karty kredytowe),
  • posiadanie oszczędności na kilka miesięcy życia,
  • trzymanie w domu zapasu gotówki na co najmniej miesiąc życia,
  • lokowanie oszczędności w różnych aktywach, nie tylko w jednym rodzaju instrumentów finansowych (np. tylko fundusze inwestycyjne) albo w jednej grupie kapitałowej (ubezpieczenie na życie, konta bankowe, fundusze i rachunek maklerski w jednym banku),
  • zrobienie podstawowego zapasu wody i żywności na 72 godziny.

Bo jeśli ten wariant nie pomoże, to tak naprawdę zmuszony będziesz przygotowywać się na gorsze czasy dla nie jednej, a dwóch rodzin.

Bo jak to inaczej zorganizować? Gdy padnie gospodarka, nastanie scenariusz Mad Max, albo coś znacznie mniej absurdalnego (jak zwykła hiperinflacja czy epidemia), będziesz musiał zająć się swoją córką. Ale czy wyobrażasz sobie sytuację, w której bierzesz pod swój dach tylko córkę, a jej matkę, kolejne dzieci, oraz nowego partnera, zostawiasz pod drzwiami?

Ja sobie to wyobrażam, ale ja wiele razy słyszałem, że jestem psychopatą, bo mi brak ludzkich uczuć. Zresztą to jest nierealne, w takim przypadku córka miałaby traumę do końca życia.

Czyli stajesz przed koniecznością martwienia się o zapasy dla dwóch rodzin, a także ich sfinansowania. A także o zorganizowanie celu ewakuacji odpowiedniego dla dwóch rodzin, jeśli tylko Twoje przygotowania to uwzględniają.

Dodam przy tym, że w takim przypadku lepiej byłoby zrobić ten wariant dla drugiej rodziny jako bardziej oszczędnościowy. Zamiast kupować wysokiej jakości puszkowaną żywność, suszyć mięso i warzywa, skoncentruj się na tanich produktach o długiej trwałości, dużej kaloryczności, ale mniejszej wartości odżywczej (makarony, słodycze, tłuszcze).

Gorzej, że przygotować musisz też oszczędności (gotówka, waluty, złoto i srebro) dla utrzymania dwóch rodzin, a to wszystko trzeba robić z jednej pensji. Ale jeśli masz dobry kontakt z byłą żoną, musisz za wszelką cenę dopilnować tego, by zadbała o swoje bezpieczeństwo finansowe! Mając pieniądze zawsze kupi żywność, nie mając niczego, w całości stanie się obciążeniem dla Ciebie.

Ogólnie, zupełnie Ci nie zazdroszczę sytuacji.

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

11 komentarzy

  1. Goldenboy pisze:

    Admin odpowiada samemu sobie… Ale jaja!

  2. Nikow pisze:

    To zależy od zakresu „kilkuletności” córki i stosunków w rodzinie, w które wchodzić nie zamierzam. Jeśli dziewczynka ma lat 5, no to musisz liczyć na matkę, chociaż nawet jak będziesz z nią na zakupach możesz jej wspominać o zasadach. Na przykład, że lepiej kupić nieco więcej wody, bo samochód może się zepsuć, a w upalny dzień strasznie chce się pić. Jeśli kilkuletnia córka znaczy 8-9 lat, to czytelnik jest w dużo lepszej sytuacji. Przygotowania do przetrwania mogą mieć postać miłego wypoczynku na łonie natury, wspólne zakupy mogą być połączone z edukacją „na gorsze czasy”, a pieczenie chleba na gazówce może być dobrą zabawą (naprawdę!).
    Jeśli córa lubi eksperymentować, może razem z Tobą uczyć się przepisów jak zrobić „coś z niczego by było zdrowe, a jak zdrowe to i smaczne” czy że to ziółko jest dobrze wąchać jak się zmęczysz, a tamto jest dobre na ranę, a jeszcze inne w połączeniu z takim ma inne właściwości. Dzieci są ciekawe świata, więc jeśli surwalista zrobi to w sposób inteligentny może córę przygotować w formie zabawy.
    Żona widząc, że jej pociecha dobrze się bawi w przetrwanie i sama stosuje techniki być może też je zastosuje. Bo jeśli dziecko powie „Mamusiu, kupmy więcej wody bo latem chce się pić” to zrobi zapas. Może nie taki jakbyś chciał, ale zawsze. Jeśli dziecku wytłumaczysz w jakiś podstępny, okazjonalny sposób niszczące działanie kredytu, na przykład przy „zabawie w dom” (wariant młodszej osobniczki), Ona będzie przygotowana.
    A i w życiu będzie jej łatwiej…

  3. Co to w ogóle za pitolenie i spekulacje czy Admin jest po rozwodzie czy nie? Czy Krzysiek to Artur, czy dwie inne osoby?

    Nie moja brocha, nie mój biznes – ja jestem tu z sympatii dla treści i dla autora/autorów.

    Uszanujmy czyjąś prywatność, nie zachowujmy się jak te baby plotkujące? Jesteśmy mężczyznami skupionymi na konkretnym celu, czy starymi ciotkami-plotkarami z osiedla.

    Decyzja należy do was!

    Pozdrawiam!

  4. Wilkinson33 pisze:

    W ogóle ten list jest bez sensu. Po co gostek się martwi o swoją byłą żonę? co go ona interesuje? Najważniejsza jest jego córka i niech nią się zajmuje. Niech się o nią nie martwi bo to nie ma sensu. Po pierwsze w razie gorszych czasów podniesie mu alimenty i da sobie radę. Po drugie pewnie znajdzie sobie faceta i założy nową rodzinę, więc kto inny będzie teraz troszczył się o nią. Sorry, ale takie pierdolety jak w tym liście są co najmniej śmieszne bo nie są ani szczere, ani logiczne. Jakbym ja się rozwiódł ze swoją żoną to na pewno zamartwiał bym się tym, że nie ma ona survivalistycznego podejścia do życia?! bzdura. Gostek pewnie przeżywa jeszcze rozwód i stąd taki oto liścik. Po kilku miesiącach zacznie inaczej myśleć i zacznie w końcu myśleć o sobie, o swoim szczęściu i swoim życiu a nie o swojej byłej żonie.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Jestem w podobnej sytuacji, jak autor listu. Też się rozwiodłem, moje dziecko mieszka z żoną. Rada „niech się zajmuje córką i nie martwi byłą żoną” jest naiwna i z tego powodu nic nie warta. Bo córka pewnie mieszka z mamą przez 20 dni w każdym miesiącu, więc siłą rzeczy jego wpływ na nią jest mocno ograniczony. Dlatego to właśnie sytuacja jego byłej żony będzie najsilniej wpływała na sytuację dziecka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.

banner