Piszemy tu o najróżniejszych scenariuszach SHTF, czyli sytuacji, w których przysłowiowa kupa rozpryśnie się na wentylatorze. Rozmawiamy o apokalipsie zombie, powodziach, czy wojnie za naszą wschodnią granicą. Czasem jednak zapominamy o tym, że trudne czasy z punktu widzenia pojedynczej rodziny, to także sytuacja tak prozaiczna, jak utrata pracy. Trzeba powiedzieć sobie uczciwie — taka sytuacja statystycznie przydarzy się każdemu z nas.
Utrata pracy jest więc scenariuszem o wysokim prawdopodobieństwie, ale o relatywnie małym zasięgu oddziaływania. Przez to, że sąsiad spod siódemki straci pracę, moje życie i zdrowie raczej nie będzie zagrożone (chyba, że jest niezrównoważony psychicznie i lubi biegać po klatce schodowej wymachując siekierą). Za to gdy ja lub moja żona stracimy pracę — nasza rodzina na pewno na tym ucierpi.
Nowoczesny survival jest jednak tak skonstruowany, że pomoże także w tej sytuacji.
Pieniądze, wydatki i oszczędności
W typowej polskiej rodzinie budżet dopina się co miesiąc na styk. Nie ma oszczędności. Większe wydatki (wakacje, telewizor) finansuje się z pomocą kredytu, rat lub pożyczki. Największym przyjacielem rodziny jest przedstawiciel Providenta. Gdy w takiej rodzinie jeden z dorosłych straci pracę, sytuacja będzie naprawdę nieciekawa.
Sytuacja zmienia się drastycznie na korzyść rodziny, jeśli posiada ona oszczędności choć na kilka miesięcy życia.
Wtedy nie trzeba gorączkowo zadłużać się u przyjaciół, rodziny, czy właśnie w Providencie. Nie ma potrzeby ograniczać bardzo mocno codzienne wydatki (choć ograniczenie tych zbędnych lub bezsensownych będzie korzystne). Zapas pieniędzy pozwoli utrzymać się na tyle długo, by można było z powodzeniem znaleźć jakąś rozsądną pracę.
O to właśnie chodzi — by trudna sytuacja nie zmuszała do podejmowania się pierwszej lepszej, dużo gorzej płatnej pracy. Czasem lepiej jest poszukać pracy dłużej, by znaleźć dla siebie bardziej odpowiednią.
My na łamach naszego bloga polecamy, by mieć pieniędzy na co najmniej 2-3 miesiące w gotówce (co zabezpieczy także przed awarią systemów bankowych), a łącznie (z uwzględnieniem lokat, obligacji, złota i srebra) — na co najmniej 1 rok życia.
Zapas żywności
Tak, zapas żywności pomoże Ci także w przypadku utraty pracy! Nawet ten najprostszy, składający się głównie z cukru, mąki, kaszy i makaronów.
Jasne jest, że żywienie się na co dzień taką żywnością przyjemne nie będzie. Ale pozwoli zmniejszyć comiesięczne wydatki na jedzenie. A to oznacza, że finansowy bufor pod postacią oszczędności posłuży Ci jeszcze dłużej.
Domowe inwestycje energetyczne
Na apokaliptyczny koniec świata czasami kupujemy lub budujemy przeróżne wynalazki pozwalające nam na energetyczną niezależność. Mam tu na myśli kolektory słoneczne, baterie słoneczne albo turbiny wiatrowe (także pod postacią dużo za drogich przenośnych elektrowni fotowoltaicznych), czy nawet kominki.
I to wszystko ma sens tym większy, im bardziej pozwala nam uniezależnić się od dostaw energii z zewnątrz.
W razie utraty pracy lepiej jest ogrzewać dom drewnem z własnej hodowli wierzby energetycznej, niż gazem ziemnym, za który trzeba sporo zapłacić.
Jeśli masz baterie słoneczne albo turbinę wiatrową i możesz część domowych urządzeń zasilać z jej pomocą, to świetnie. Jeśli jeszcze dodatkowo dążąc do pełnej energetycznej niezależności wymieniłeś żarówki na energooszczędne z diodami LED, a nowa lodówka jest klasy AAA+, to pozwoli Ci obniżyć wydatki na prąd.
W naszych warunkach pełną autonomię energetyczną trudno jest uzyskać. Ale nawet częściowa niezależność od prądu z sieci czy gazu z rurki zmniejszy Ci koszty życia. A więc znów doda trochę czasu na poszukiwanie dobrej pracy.
Networking
Networking, czyli nawiązywanie nowych znajomości i utrzymywanie istniejących, jest dość istotne w przygotowaniach na trudne czasy. Choć doskonale zdaję sobie z tego sprawę, w praktyce jestem aspołeczny i trudno mi wyjść poza strefę komfortu i poznawać nowych ludzi.
Co by jednak nie mówić, posiadanie dużej liczby znajomych może w razie utraty pracy znacząco pomóc.
Jeśli wielu Twoich znajomych zna Twoje kompetencje i pracuje w tej samej branży, być może będą w stanie polecić Cię na jakieś stanowisko w swojej firmie.
Jeśli nie, być może wiedzą coś na temat wolnych etatów w innych firmach, np. u swoich kontrahentów.
Cel ewakuacji – działka pod miastem
W najgorszym przypadku, gdy nie uda Ci się znaleźć pracy i będziecie musieli wyprowadzić się z mieszkania w bloku, działka pod miastem może być wybawieniem.
Raz, że na takiej działce można zorganizować ogród, który zaspokoi sporą część potrzeb żywieniowych Twoich i Twojej rodziny.
Dwa, że koszty eksploatacji małego domku są zazwyczaj znacznie niższe, niż koszt czynszu i pozostałych opłat (woda, gaz, prąd, ścieki, śmieci, itd.).
I jeśli rzeczywiście brak pracy zmusi Cię do opuszczenia mieszkania, dobrze jest mieć takie miejsce, do którego można się w razie czego przenieść. To jeden z powodów, dla których naszym zdaniem to działka powinna być celem ewakuacji.
Lubie czytać Twojego bloga, jednak fragmenty takie jak „W najgorszym przypadku, gdy nie uda Ci się znaleźć pracy i będziecie musieli wyprowadzić się z mieszkania w bloku, działka pod miastem może być wybawieniem.” powodują, że nie wiem, czy się śmiać czy płakać.
Nie wiem, co w tym śmiesznego. Serio… Im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie wiem.
Osobiście będąc bezrobotnym bez prawa do zasiłku wolałbym mieszkać na działce, uprawiać ogródek i kombinować nad tym, jak sobie w życiu poradzić, niż być bezdomnym i nocować w kanałach.
No ale może to ja jestem dziwny?
Nie jest to wcale takie głupie. Tyle że mieszkanie na działce jest nielegalne i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Można też pomieszkać w samochodzie (co też jest nielegalne) i zawsze będzie to lepsze niż nie mieć kompletnie niczego.
Brak w tym kompletnie logiki. Jeśli stać Cię na odłożenie kilku pensji, mieszkanie i działkę to:
1. Jest mało prawdopodobne, że stracisz mieszkanie.
2. Jeśli nawet (wymówiony kredyt, pomimo oszczędności jednak nie płaciłeś rat) o wiele sensowniejszym rozwiązaniem jest wynajem niż przeprowadzanie się za miasto do 'baraku’ i stamtąd poszukiwanie pracy.
3. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrzeknie się mieszkania mając opcję sprzedaży działki – co powinno zaspokoić utrzymanie na minimum rok jeśli nie więcej (przyjmuję, że średnio rozgarnięta osoba wyda na nią 10-ciokrotność pensji).
Sumując całość wygląda jak przejście z jednej skrajnej sytuacji (jestem b. dobrze sytuowany) w drugą (idę hodować marchewki, bo nie mogę znaleźć pracy).
Będąc bez pracy wolałbym mieszkać tam, gdzie miesięczny koszt eksploatacji mojego lokum kosztuje mnie 500 PLN, niż tam, gdzie kosztuje 1 500 PLN.
Mam oszczędności, mam kredyt. Tracę pracę. Mam bufor finansowy na rok. Zjadam zapas żywności, obniżam wydatki, razem wystarczają mi na półtora roku. Przez ten czas płacę raty kredytu, rachunki, itd. Bo ten bufor finansowy ma być na rok pokrycia wszystkich kosztów — także raty kredytu.
Tymczasem mija półtora roku i co dalej, jeśli wciąż nie mam pracy?
Bank zabiera mi mieszkanie, sprzedaje na licytacji, pieniędzy wystarcza akurat na spłatę kredytu. Zostaję z niczym.
To znaczy — z działką pod miastem. I przeprowadzam się tam, żeby nie mieszkać w kanałach.
Mało prawdopodobne? Zgoda. Co nie znaczy, że niemożliwe.
Sam w takim wariancie pewnie bym postąpił nieco inaczej, np. po 14 miesiącach wydałbym resztę pieniędzy na samochód kempingowy i karnet na siłownię, żeby mieć się gdzie porządnie wykąpać.
>karnet na siłownię, żeby mieć się gdzie porządnie wykąpać.
Nie myśleliście może o tym, żeby zrobić wpis właśnie o tym, gdzie można zjeść, wykąpać się, przespać itd. w przypadku utraty miejsca zamieszkania, lecz posiadając jednak pewien zapas środków finansowych? Pisze poważnie. To jedno zdanie o karnecie na siłownie, żeby mieć gdzie się wykąpać jest więcej warte niż cały dzisiejszy wpis (bez obrazy ;)).
Staramy się pisać takie artykuły, które będą interesujące dla możliwie dużej grupy czytelników, więc takiego nie planowaliśmy.
Ale sporo porad tego typu znajdziesz na porzuconym już niestety blogu jednego z moich kolegów, który przez długi czas mieszkał w kamperze.
Akurat zamieszkanie w kamperze to mój cel na najbliższe lata, więc właściwie mi się przyda. Dzięki za link.
Koncepcja przeprowadzki na działkę bo tam taniej jest kompletnie bez sensu. Mieszka się tam gdzie masz pracę, a nie gdzie są niższe koszty życia. Ludzie przeprowadzają się ze wsi do miast pomimo większych kosztów życia, bo jest to dla nich summa summarum korzystniejsze.
Jak się nie ma pracy to szuka się nowej a nie przeprowadza na działkę i uprawia warzywa.
Mam wrażenie że ten poradnik to dla jaj jest pisany.
Scenariusz przeprowadzki na działkę zakłada BRAK pracy. Wolisz szukać nowej spod mostu czy z działki z jedzeniem?
Czytanie ze zrozumieniem, trudna sztuka.
Wolę szukać z normalnego mieszkania. Po to się oszczędza. Myślenie z wyprzedzeniem to trudna sztuka.
Witam,
To może trochę pociągnę główny wpis z punktu widzenia osoby która z dnia na dzień straciła środki na utrzymanie. Dla przejrzystości będzie w punktach:
1. Praca – Jeżeli ktoś ma jakieś przydatne umiejętności to nie ma z tym problemu. Oczywiście magister filologii starogermańskiej, czy politologo-socjolog z elementami europeistyki ma przechlapane już na starcie, za to dobry hydraulik, elektryk, mechanik czy spawacz jest w stanie bez problemu znaleźć zajęcie w kilka dni. Jeżeli jeszcze zna jakikolwiek język poza ojczystym i polityczną łaciną, utrata pracy jest świetną okazją do resetu i zaczęcia kariery za granicą z zarobkami 3 – 4 razy wyższymi niż w kraju. (sprawdzone i udowodnione na wielu przykładach)
Czyli najlepszym sposobem przygotowania jest inwestowanie w umiejętności które można później dobrze sprzedać na rynku pracy. Z tym, że często ich zdobycie trochę trwa.
2. Jeżeli pkt 1 się nie powiódł – straciliśmy pracę i nie ma widoków na nowy etat – to dalej nie ma się co martwić. W społeczeństwie jest mnóstwo pracy której nikt nie chce wykonać, albo nawet nie wie, że jest dostępna. Spróbujcie koszenia trawników, mycia okien, kopania działek czy przygotowania opału emerytom. Wystarczy trochę wydrukowanych na drukarce ulotek, spacerek po ogródkach działkowych i osiedlach domków jednorodzinnych. W najgorszym razie załapiecie się przynajmniej na obiad 😉
Jeżeli macie wkoło domu trochę sprzętu typu szpadel, kosiarka do trawy czy grabie i siekiera to można w ten sposób rozkręcić całkiem niezły biznes i nawet zatrudnić kilka osób.
3. O ile pracy nie mamy, a robić się nie chce to i tak nie mamy się czym martwić. Żyjemy w końcu w państwie socjalistycznym, w którym ludziom „się należy”. Mamy sporo instytucji które pomagają XXX (jakoś żadne określenie na podopiecznych tych ośrodków, które mi przychodzi na myśl, nie nadaje się do druku)
a) Urzędy pracy – zasiłki dla bezrobotnych
b) MOPS-y – wszelkie zasiłki – na dożywianie, na opał, na książki dla dzieci, na komputer do szkoły, na opał na zimę, na szkolenia, na wycieczki zapobiegające wykluczeniu
c) Jadłodajnie – w każdym większym mieście można spokojnie zjeść za darmo
Sam znam kilka osób, które z takich zasiłków „wyrabiają” miesięcznie ok 2 tys PLN (tak – słownie dwa tysiące – spokojnie jest to do zrobienia, tylko trzeba umieć się upominać w urzędach)
Można również pochodzić po sklepach/hurtowniach – tam zawsze można dostać przeterminowaną żywność. Sprzedać jej nie mogą, a jogurt 2 tygodnie po terminie jest jak najbardziej jadalny.
4. Rachunkami możemy się nie przejmować. O ile „przeszliśmy na drugą stronę” funkcjonowania bez pracy, to MOPS sfinansuje nam gaz i prąd. A jak nie to podłączamy się nielegalnie – i tak żadna kara nam nie straszna (nie mamy z czego płacić).
Tak samo z czynszami itp. O ile mamy swoje mieszkanie to pewnie prędzej czy później (z reguły po kilku latach) komornik będzie próbował je sprzedać. Mieszkanie z lokatorami jest u nas niesprzedawalne, a nawet jeżeli mamy nakazaną przez sąd eksmisję to gmina nie ma lokali socjalnych i na ew. eksmisje czeka się znowu latami.
Tytułem podsumowania – oczywiście utrata pracy jest traumą, ale jak już otrzepiemy się z szoku to okaże się, że spokojnie można funkcjonować poza etatem, czy inną pracą. I to w żaden sposób nie ocierając się o działalność nielegalną.
Pozdrawiam serdecznie
No i pan Marek W. rozwalił system 😀
PS: swoją drogą też uważam pomysł z przeprowadzką na działkę sadzić marchewy za mało życiowy. Ogrzewanie nie ocieplonego domku wyniesie cię więcej w okresie grzewczym niż wynajem kawalerki, no chyba że będziesz podprowadzał drewno z lasu(jak cię złapią to i działkę będziesz musiał sprzedać żeby karę zapłacić).
Rozmawiałem kiedyś z babcią, która poznała kiedyś w szpitalu panią, rocznik 1932. Jakoś tak im się zeszło na rozmowy na temat okupacji.
Pani wspomniała, że nie zaznała w czasie okupacji głodu, ani biedy. Że w ogóle ma ograniczoną świadomość, że takie zjawiska miały miejsce. Że jej rodziny to nie dotknęło.
A czemu?
Bo mama była krawcową i miała mnóstwo roboty. Za którą dostawała wynagrodzenie albo w gotówce, albo w barterze, np. w płodach rolnych czy jajkach. I tym sposobem rodzina nie cierpiała nędzy ani głodu, mimo, że te zjawiska w okupowanej Polsce były na porządku dziennym.
Wniosek dla mnie z tego jest taki: jak ktoś ma tego typu hobby, jak np. szycie sukienek, może je w naprawdę trudnych czasach próbować zamienić w zawód, który pozwoli jako-tako przeżyć rodzinie.
To jedno zdanie o karnecie na siłownie, żeby mieć gdzie się wykąpać jest więcej warte niż cały dzisiejszy wpis (bez obrazy ;)).
Właśnie tak. Trzeba natychmiast szukać rozwiązań alternatywnych. Pomagam skopać działkę starszej osobie w zamian za… Za piekę starszej osoby możesz dostać mieszkanie, jedzenie i… zapis w testamencie. Mam wiele pomysłów, ale nie będę zaśmiecać tematu.
Wątpię, aby przeciętny człowiek posiadał działkę na własność. Prawdopodobnie myślisz o działkach ROD a tam nie wolno mieszkać (przepisy o ROD). Nasi „bracia starsi” już się o to zatroszczyli, byś nie miał wyjścia i… na kolanach błagał o pomoc jako ostatnie stadium niewolnika.
Jest jeszcze inne wyjście – „zasada starego lwa”. Albo Ty, albo ten, który Cię doprowadził do skrajnego kryzysu. Czyli albo się wieszasz, albo w kilka godzin stajesz na nogi…
Cytuję: „Bo mama była krawcową i miała mnóstwo roboty. Za którą dostawała wynagrodzenie albo w gotówce, albo w barterze, np. w płodach rolnych czy jajkach. I tym sposobem rodzina nie cierpiała nędzy ani głodu, mimo, że te zjawiska w okupowanej Polsce były na porządku dziennym.
Wniosek dla mnie z tego jest taki: jak ktoś ma tego typu hobby, jak np. szycie sukienek, może je w naprawdę trudnych czasach próbować zamienić w zawód, który pozwoli jako-tako przeżyć rodzinie”.
Świetnie Krzysztof, że o tym wspomniałeś, bo barter, kupowanie towaru w hurcie a nie w detalu, to sposób na życie już w niedalekiej przyszłości.