Survivalowe korzyści z wyprowadzki na wieś

Ostatnio pod wpisem o kopiowaniu puszek pojawiła się spora i bardzo ciekawa dyskusja o kosztach przeprowadzki na wieś. Zresztą ta dyskusja też się toczy na innych blogach, m.in. na Agepo i Racjonalnym Oszczędzaniu.

Jestem gorącym zwolennikiem wyprowadzki z miasta na wieś, podobnie jak kilku z moich znajomych, zdecydowałem się więc opisać mój punkt widzenia tutaj w ramach osobnego wpisu. Przyznam, że po cichu trochę liczę, że dyskusja wyniesie się spod wpisu o puszkach i trafi tutaj. 😉

Zady i walety wyprowadzki na wieś 😉

Wyprowadzka na wieś z całą pewnością nie jest remedium na wszystkie problemy tego świata. Nie uratuje nas przed bezrobociem (a nawet może nas do niego zbliżyć). Nie uratuje nas przed katastrofami pogodowymi. Wreszcie, nie uratuje nas przed Peak Oil i drożejącą ropą naftową. Ale z całą pewnością przyniesie ona w dłuższej lub krótszej perspektywie sporo korzyści, o ile będzie traktowana jako element większej całości, a nie jedyna istotna zmiana w naszym życiu.

Uważam, że wyprowadzka na wieś powinna być celem, do którego nasze nowoczesne survivalowe przygotowania mają dążyć. Uważam, że dom na wsi zapewni więcej bezpieczeństwa, niż dom czy mieszkanie w mieście. I już tłumaczę dlaczego.

Dom na wsi, który zbudujemy sobie od podstaw, będzie taki, jaki sobie wymarzymy. Nie będzie miejsca do zgniłych kompromisów. No, najwyżej do kompromisów finansowych, które rozsądny survivalista z całą pewnością poczyni, by nie założyć sobie kredytowego stryczka na szyję. Ale budując własny dom możemy:

  • ocieplić go tak grubym styropianem, jak tylko chcemy, co zmniejszy do minimum koszty ogrzewania (w bloku jesteśmy zależni od decyzji wspólnoty czy spółdzielni, a będzie ona poparta uproszczonym rachunkiem ekonomicznym, który się może i sprawdza, ale w stabilnych czasach jakie znamy),
  • zaopatrywać go w wodę z dowolnej liczby źródeł — wodociąg, własna studnia, deszczówka, odzysk tzw. szarej wody (w bloku mamy jedno źródło wody, które jak padnie, to mamy przechlapane, poza tym może zostać celowo skażone),
  • mieć dowolne awaryjne (albo wręcz stałe własne) źródło energii elektrycznej (agregaty na balkonach pojawiają się już w Ameryce Południowej czy Chinach, u nas jeszcze się ich nie spotyka, co nie znaczy, że jest to niewykonalne)
  • ogrzewać go czym chcemy (jak mieszkamy w bloku, za ciepło płacimy zarządcy, który wybiera to za nas).

Możemy więc wszystkie potrzeby tego domu (woda, energia elektryczna, ciepło) zabezpieczyć we własnym zakresie, z kilku niezależnych źródeł. Przestajemy więc wtedy polegać na rozbudowanych systemach wsparcia, które mogą w każdej chwili zawieść. Stajemy się zatem autonomiczni i bezpieczni.

Własny dom jest bardzo często tańszy, niż mieszkanie. Pokażcie mi proszę, gdzie można kupić studwudziestometrowe mieszkanie za 130 000 PLN? A stan surowy zamknięty to niewiele mniej, niż tzw. stan deweloperski, który różni się tylko położeniem instalacji elektrycznej. W Warszawie za mieszkanie w takim stanie trzeba płacić 7 000 PLN. Nawet jeśli doliczymy koszt działki, będziemy mieć sporo pieniędzy w garści, w porównaniu z zakupem mieszkania!

Własny dom będzie też tańszy w utrzymaniu. Możemy mieć własną wodę, własny prąd, własny opał (jeśli mamy dość dużą działkę), możemy we własnym zakresie za darmo utylizować ścieki i część odpadów. Nie będziemy nikomu płacić czynszu i funduszu remontowego. Oczywiście za remonty domu będziemy płacić, ale i tak mniej, niż uiszczając fundusz remontowy za mieszkanie w bloku. Nie będziemy utrzymywać darmozjadów w zarządzie spółdzielni. Nie będziemy płacić rachunków za złodziei, którzy mieszkając w naszym bloku nie płacą czynszu. Nie będziemy płacić za zbieranie petów z klatki schodowej i jej odmalowywanie co rok po nowych napisach zrobionych sprayem.

Możemy wreszcie mieć własny ogród na zdrowe warzywa i owoce, a jak się nam chce, możemy hodować kury czy karpie i mieć również zdrowe mięso i jaja.

No i mamy masę miejsca na przechowywanie naszych survivalowych zapasów, możemy sobie zbudować ziemiankę, ukryć w ogrodzie złoto i tak dalej.

Są też oczywiście i wady.

Wyprowadzka na wieś oznacza życie z dala od ośrodków kultury (kina, teatry), od przyjaciół (dopóki nie pozyskamy nowych), pracy (jeśli nie prowadzimy własnej firmy z dojazdem do klienta). To wyższe koszty użytkowania samochodu, bo dziecko trzeba wozić do szkoły i na zajęcia, samemu do pracy jeździć, do lekarza, itd.

I dlatego, jak wspomniałem, sama wyprowadzka na wieś to za mało.

Zmiana stylu życia na wiejski

Aby w pełni korzystać z dobrodziejstw mieszkania na wsi, trzeba tam nie tylko mieszkać. Trzeba tam też pracować, spędzać wolny czas, posyłać dzieci do szkół i na zajęcia pozalekcyjne.

Jeśli tylko wyprowadzimy się na wieś „do spania”, a całe dnie będziemy spędzać w mieście (praca, kino, zajęcia dzieci), to skorzystamy na tej wyprowadzce nieznacznie. Oczywiście będziemy mogli przygotowywać się spokojnie w naszym wiejskim domu, ale pewnie będzie on regularnie okradany, a także możemy mieć kłopot z dotarciem do niego w razie w. No i będziemy wydawać masę pieniędzy, a także marnować czasu, na dojazdy. W perspektywie Peak Oil te koszty nas zeżrą z oszczędnościami, które poczynimy na budowie i eksploatacji domu.

Gdy na wsi będziemy mieszkać i pracować, będziemy znacznie mniej zagrożeni końcem świata, jaki znamy, ale też jakąkolwiek nagłą katastrofą, w rodzaju zamieszek czy zamachu bombowego. Bo one siłą rzeczy mniej zagrażają wsi. Tak samo będziemy mogli w pełni korzystać z tych oszczędności.

Osobiście chcę na wsi mieszkać, pracować (ew. dojeżdżać pociągiem), posyłać tu dzieci do szkoły. Tak mi będzie najbezpieczniej. 😉

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

55 komentarzy

  1. krytyka_apolityczna pisze:

    „Kanadyjska” buda z dykty i styropianu to nie dom. To po pierwsze primo. Taka buda może być „fajna” w fawelach ciepłej ameryki południowej, ale w naszym klimacie to wilgoć i zimno.

    Paliwo do generatora samo do nas nie przyjdzie, więc trzeba go kupić i – na nasze odludzie – przetransportować. To dodatkowy koszt.

    Na odludziu nie tylko jesteśmy „niezależni” od elektrociepłowni i wodociągów. Jesteśmy też od nich zbyt daleko, aby móc się podłączyć. Nie móc, a nie chcieć to – wciąż – bardzo różne rzeczy. W mieście możesz być w zasięgu sieci i mieć własną kotłownię, studnię, itd. Na wsi musisz mieć własną.

    Zastanawia mnie ten mit „niepłacenia czynszu”. Kto dziś płaci czynsz? Najemcy nieruchomości miejskich/gminnych/prywatnych i mieszkańcy TBS-ów? Ktoś jeszcze? Mieszkając we własnym domu czy mieszkaniu w mieście nie płacimy czynszu. Jeśli budynkiem wielorodzinnym zarządzamy wraz z sąsiadami (innymi właścicielami) to płacimy zaliczki (np. na remont, koszty zarządzania, wspólnie rozliczane ogrzewanie czy np. gaz) i opłaty eksploatacyjne (m.in. wywóz śmieci, sprzątanie podwórka i klatek schodowych). Nie płacimy żadnego dodatkowego czynszu!

    Na wsi też płacisz za gaz, wodę i wywóz nieczystości (może też płynnych). Co za różnica? Wspólnie możesz negocjować jako duży gracz i mieć taniej niż jedna chata na końcu wsi.

    Pety i napisy na klatkach? Gdzie tyś mieszkał? 😉

    Co do pozyskania nowych przyjaciół na wsi. Zapomnij! Pochodzę ze wsi, takiej gdzie ludzie żyją po 4-5 POKOLEŃ. Tu nowi są i będą obcy przez kolejne kilka pokoleń. Ja wyprowadziłem się do miasta kilka lat temu. Nadal jestem swojak, autochton. Ludzie napływowi mieszkają na naszej wiosce po 10 lat i nadal są drugą kategorią ludzi. Obcymi mieszczuchami. Niektórych z nich to bardzo boli. Nie ma tu też żadnej anonimowości. Każdy wie wszystko o wszystkich. Można to znosić lub wrócić skąd się przybyło. Dwie rodziny już tak zrobiły.

    Mam wrażenie, że te bukoliki survivalowe pieją ludzie, którzy na wieś czasem po śliwowice przyjadą i jak wyciągną Władka Jagiełłę pytając gdzie flaszkę dostać widząc szerokie uśmiech myślą, że tak wygląda życie na wsi. Szerokie uśmiechy do każdego. No way. No fucking way.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Dom to dom. Dom z dykty nie musi być ani wilgotny, ani zimny, w odróżnieniu od mieszkań w starym budownictwie (i tak 2-3 razy droższych od tego domu z dykty).

      W mieście możesz mieć własne źródła wody i ciepła tylko, jeśli mieszkasz w domu (choćby w bliźniaku), ewentualnie w kamienicy (piec w pokoju).

      Moi rodzice mieszkający w mieszkaniu spółdzielczym własnościowym płacą miesięcznie 700 PLN czynszu, w który wchodzi np. 150 PLN za miejsce postojowe pod blokiem. Być może nazywanie tego „czynszem” nie jest najwłaściwsze z punktu widzenia co tak naprawdę wchodzi w skład tej opłaty, ale chyba nie popełniam dużego błędu bo tak się przyjęło.

      Może i spółdzielnia mogłaby negocjować, ale w praktyce im nie zależy. Za to na wsi mogę ścieki oczyścić i rozprowadzić na działce, część śmieci spalić (karton i papier, w mieszkaniu nie do zrobienia), część kompostować, a zapłacić tylko za wywiezienie reszty.

      Akurat tam gdzie mieszkałem na klatkach napisy się nie pojawiały, ale bywałem u znajomych, gdzie klatki non-stop były zaszczane, albo pomalowane.

      Ja rzeczywiście w domu na wsi tylko bywałem po dwa-trzy miesiące w roku za szczeniackich czasów. Mimo to świadom jestem tego, że rzeczywiście miasto daje znacznie większą anonimowość, ale wcale nie jestem przekonany, że w trudniejszych czasach rzeczywiście będzie to zaletą.

      • panika2008 pisze:

        Spółdzielnie niestety to w dalszym ciągu w PL tak z grubsza wyglądają, jak w „Misiu”. Syf ogólnie.

    • hehe, dwie odmienne kategorie czlowieka! …dokładnie o tym piszę na agepo.pl i na swoim blogu… choć to zalezy nie tylko od płaszczyzny wieś-miasto, ale też od regionu Polski!

      a swoją drogą bardzo fajnie, że ten temat też się rozszerzył na ten blog, pora to w końcu omówić z każdej strony, dogłębnie i bez zbędnej ściemy!

      wyprowadzka na wieś to już 'urban legend’, taki mit, który zaczął życiem własnym życiem… czas stawić mu czoła 🙂

      pozdrawiam,

    • Krzysztof Lis pisze:

      Skoro te domy kanadyjskie spisują się w Kanadzie (a w Skandynawii też), to i w Polsce nie powinno być w nich zimno i wilgotno. Taką ścianę można docieplić lepiej, niż mur z cegły, ściana wyjdzie cieńsza. Oczywiście taki dom nie wytrzyma powodzi czy huraganu, ale przecież niemal wszystkie domy w Polsce mają w tej konstrukcji wykonane… dachy. A więc jeśli poddasza w domach murowanych nie pleśnieją i nie zamarzają, to i całe domy szkieletowe nie powinny.

      Z tą infrastrukturą na wsi bywa źle, ale są wsie, gdzie się ona rozwija. Na wsi, gdzie ja mam działkę, w tym roku będzie wodociąg. To już spory postęp, choć na kanalizację czy gazociąg nie liczę. Ale akurat gaz to mi do szczęścia nie jest potrzebny. 😉

      • zaletą Kanadyjczyka jest to, że można go bardzo szybko ogrzać (i równie szybko wychłodzić)

        a ogrzaniem murowanego domu o grubych ścianach to jest horror (nasz dom letni na wsi)

        z kolei ściany tego domu murowanego zatrzymają np. pocisk karabinowy…

        • artur xxxxxx pisze:

          Kanadyjki nie trzeba robić w technologii płyt G-K i elewacji z OSB-3 + tynk. Można elewację wykonać z oblicówki drewnianej (przy wyższych nakładach można upodobnić do bala), a ściany od wew. w boazerii. Do tego 20cm wełny w ściany. Przy prawidłowym wykonaniu IMO taki dom nie ustępuje w niczym murowanemu, a jest ładniejszy. A jeżeli jeszcze zainwestujemy w pokrycie z gontu drewnianego zrobi naprawdę super wrażenie.
          Polskie problemy z kanadyjkami wynikają przeważnie z niefachowego wykonania oraz z niestosowania odpowiedni materiałów. Mnóstwo kanadyjek (również przez „deweloperów:}zostało wykonanych ze zwykłych plyt pilśniowo-wiórowych co okazało się katastrofalnym błędem, źle stosowano folie izolacyjne i paraprzepuszczalne itp.

          • No właśnie, budując w technologii tradycyjnej jest mniejsze zmartwienie o materiały i fachowość.

            Choć nieuczciwe i wiecznie podpite ekipy potrafią spartaczyć wszystko i trzeba mocno kontrolować.

          • panika2008 pisze:

            Wszyscy budują z G-K+OSB, inaczej byłoby znacznie drożej. Nie po to się wybiera tą technologię, żeby wychodziło sporo ponad koszt domu murowanego, nie?

        • hilant pisze:

          @Racjonalne-Oszczedzanie: chyba .22LR, ale nie stosowany w karabinach szturmowych pocisk pośredni.

      • panika2008 pisze:

        Doświadczenie z prawie 1szej (żony) ręki – ogromna większość domów 1rodz w Szwecji jest tak zbudowana. Nie wydaje mi się, żeby tam był klimat taki, jak w fawelach Ameryki Płd 😉

    • panika2008 pisze:

      Buda z dykty i styropianu to taki sam dom, jak każdy inny. Poprawnie zbudowany i utrzymywany nie będzie miał nawet dużo niższej trwałości, niż domy z gazobetonu czy silikatów. Ściany to tylko – zarówno jeśli chodzi o technologię, jak i odsetek kosztów – bardzo mała część całości, którą stanowi budynek.

    • pix pisze:

      Zauważ jedno.W razie „rozpierduchy” bądż jakiejkolwiek cywilizacyjnej zapaści lepiej być z dala od miasta.
      Prąd, gaz, woda- tego i tak nie będzie.Sklepy-rozszabrowane, apteki-puste.
      Za to pełno zdesperowanych ludzi szukających pożywienia i środków niezbędnych do przeżycia.
      „Cywilizację od rewolucji dzielą jedynie dwa obiady i jedna kolacja”

  2. Krecik pisze:

    No właśnie, znów podniósł się mit wrednego czynszu. A to przecież koszty eksploatacji, na wsi inaczej się nazywają i nieco inaczej je płacimy. I też niestety musimy o nie zadbać we własnym zakresie.
    Ja rozpisuję się o bieżących sprawach, ty patrzysz z punktu widzenia katastrofy, więc dla obu z nas inne sprawy są ważniejszej.

    Wpis całkiem fajny, ale wg mnie zbyt optymistyczny – bo takie nastawienie wobec wsi przebija z twojej opinii. A w rzeczywiści mało jest domów na wsi nowych, zaś podłączonych do wielu różnych mediów we własnym zakresie jeszcze mniej. Np. wspominając zorganizowanie porządnego netu w mojej dawnej wsi – dalej mam koszmary ;P. Bądźmy realistami. W codziennym życiu podane przez ciebie zalety w przypadku katastrofy mogą stać się koszmarem. Gdzieś trzeba znaleźć złoty środek 🙂

    Mieszkanie na wsi może przynieść więcej bezpieczeństwa osobie, tu się zgodzę w zupełności. Jeśli chodzi o naruszenie mienia (np. kradzieże), to już tak fajnie nie jest. Zwłaszcza kiedy analizując konkretne przypadki po prostu wiesz, że czynu dokonali miejscowi. I co z tego, że nie jesteś tak anonimowy na wsi? Brak anonimowości oznacza, że każdy sąsiad będzie wiedział, za ile twoje dziecko kupuje pączki co dzień w szkole.. Nie mówiąc o tym, że ktoś ma energię na baterie słoneczne. Nie, to nie żarty.

    Pewnej rzeczy ciągle brakuje mi w twoich postach i odpowiedziach dot. przeprowadzki na wieść – prostego faktu, że aby stała się naprawdę zaletą do tego trzeba mieć kapitał, nerwy i wiedzę.

    Patrzysz na przeprowadzkę na wieś w sposób nieco wyidealizowany. Odnoszę wrażenie, że nie zetknąłeś się z codziennością wsi poza jakąś większą aglomeracją, ale z drugiej strony twoje prawo mieć całkowicie subiektywne spojrzenie na taką przeprowadzkę 🙂 Dopóki nie trafisz do mojej starej miejscowości, albo innej z podobnymi problemami, czego serdecznie nie życzę.

    • Survivalista (admin) pisze:

      Właśnie o te koszty eksploatacji chodzi.

      Rodzice płacą 150 PLN za miejsce postojowe w garażu. Czy rzeczywiście w domu jednorodzinnym koszt ogrzania garażu do temperatury nieco wyższej od zera będzie tyle kosztować?

      Fundusz remontowy w przypadku spółdzielni to coś w rodzaju ubezpieczenia. Płacisz jakąś „składkę”, a jak coś trzeba naprawić, to może to zrobią. W przypadku domu jednorodzinnego, składkę musisz odprowadzać we własnym zakresie, posiłkując się ew. kredytem, jeśli sobie jej nie odłożysz. Ale w domu jednorodzinnym naprawiasz to, co własnoręcznie zepsujesz, albo zepsuje się samo — nie płacisz za to, że inni użytkownicy, na których nie możesz wpłynąć, mają zwyczaj niszczenia wszystkiego, co im wpadnie w łapy. Ale też nie płacisz tej zawyżonej składki — zawyżonej bo na przykład Twój blok jest najnowszy w spółdzielni i nie wymaga remontów, podczas gdy pozostałe i owszem.

      Dziś kłopoty z netem to wiejska legenda. Przecież w dobie coraz tańszego internetu komórkowego wystarczy znaleźć działkę w zasięgu nadajnika wybranej sieci. 😉

      Rzeczywiście na wsi nigdy nie mieszkałem dłużej niż wakacje+ferie za czasów szkoły podstawowej i liceum, więc pewnie niektórych wad mieszkania na wsi nie jestem świadom. Za to doskonale znam wszystkie wady mieszkania w mieście, za to nie widzę za bardzo zalet.

      Ale to tak już zawsze jest, że trawa jest zieleńsza w ogródku sąsiada. 😉

      • NET

        jeśli jest gdzieś zasięg komórki jest i net – nie zawsze wystarczy do ściągania najnowszej premiery w HD w thepiratebay, ale do maila, do blogowania i plotkowania, komunikatorów wystarczy… a do pracy zarobkowej przez net także…

        skrobnę u siebie niedługo jak porządnie oszczędzić na necie z komóry

  3. Krecik pisze:

    Hm, może i wykrakałam z tym brakiem obeznania z codziennością polskiej wsi – bywa upierdliwa i zaskakująca, jak to w Polsce bywa 🙂 Więcej problemów ale i pewnych możliwości z nich wynikających. Tylko w pogoni za możliwościami nie bagatelizujmy problemów.

    • Krecik, są WSIE i są wioski… i są wioseczki…

      ty patrzysz z perspektywy swojej rodzinnej miejscowości

      ja mogę patrzyć z (w sumie) podmiejskiej wsi, gdzie mieszkają rodzice, oraz dużej wsi (prawie miasteczko) gdzie rodzina ma dom letni, i gdzie czasem pomieszkuję…

      wszędzie są media i wygody prawie miejskie, a jednocześnie miasto to to nie jest definitywne

      tak jak jest MIASTO, Miasto, miasto…

  4. Krecik pisze:

    No właśnie! Pisałam wcześniej, że mieszkanie na obrzeżach aglomeracji czy w miasteczkach nijak się ma do mieszkania na „prawdziwej polskiej wsi” – w znaczeniu z dala od większych ośrodków, bez infrastruktury itd by nie nazwać tego dosadniej 😀 Miałam wątpliwą przyjemność spędzić w takiej nieco większej zachodniopomorskiej wiosce 25 lat, absolutnie odradzam… A dom na obrzeżach, czy w miasteczku, z wszystkimi udogodnieniami miejskimi, czemu nie – twój tata, jak pisałeś, w takim mieszka i łączy najlepsze cechy obu rozwiązań. Pozazdrościć tylko.

    • wiem o czym mówisz (przynajmniej mi się tak wydaję)

      moi dziadkowie mieszkali na przedmieściu małego miasta, bez mediów, grzanie piecami kaflowymi (zupełnie jak na zapadłej wsi), brak kibla i bieżącej wody, i ja spędziłem tam z 1/3 dzieciństwa…

      jednak jeśli ktoś ma pieniądze i na początku zainwestuje – można urządzić sobie wygodne życie nawet na totalnym odludziu

      • Boungler pisze:

        Praca faktycznie może was obciązyć kosztami dojazdu jeżeli musicie jeździć. Ja zmieniłem tryb i pracuję przez sieć. Mam kilka typów podłączenia i jak jedno zawiśnie to korzystam jeszcze z innych – więc to się sprawdza. Jednak to wszystko wychodzi daleko na + w stosunku do mieszkania w centrum. Inna sprawa to nasze ego. Jeżeli potrzebujecie komfortu i przyjemności, wieś nie jest dla was. Jeżeli macie dużo pieniędzy i możecie wszystko zautomatyzować to co innego. Przy domku trzeba coś czasami zrobić, coś dopatrzeć, coś naprawić… ale dla mnie to czysta przyjemność bo wiem że nie robię tego dla sąsiada nieroba tylko dla siebie i to co zrobię będzie działało latami ponieważ… to czego wydaje mi się jeszcze nie ujęliście…

        WSZYSTKO CO ROBIĘ SZANUJĘ, I SZANUJE TO MOJA RODZINA

        dlatego działa o wiele dłużej niż w mieszkaniu w bloku, gdzie każdy charata do bólu bo wie że jak się zepsuje to i tak przyjdzie dozorca i naprawi. Wiecie ile razy naprawiali u nas bramę wjazdową do garaży – nie mam pojęcia! Cały czas coś się psuło, do momentu aż ktoś zwrócił 2 sąsiadom uwagę aby otwierali skrzydlo bramy a nie karczyli go aby się przecisnąć bo się im nie chce przejść przez bramke obok. Gdyby zsumować koszty serwisowania samej tej bramy to majątek! W d…pie mam takie podejście. Mieszkanie w bloku to socjalizm, muszę się godzić na wspólne dobro, tylko w tym systemie blokowym nie przewidziano jednego czynnika… że spółdzielnię tworzą ludzie bardziej i mniej inteligentni i niestety te dwie rzeczy trzeba pogodzić, niestety zawsze ze szkodą dla tych pierwszych.

        • Survivalista (admin) pisze:

          W sumie o tym szacunku miałem też zamiar napisać. Bo przecież jak mieszkasz w domu jednorodzinnym, to Twoje dziecko raczej nie pomaluje Ci ściany sprayem, zaś nie przypuszczam, by przeszkodziło to młodemu mieszkańcowi bloku. 😉

  5. magister pisze:

    Pochwalony 🙂

    I je wtrącę swoje 3 grosze do tego ogródka.

    Wychowałem się na klasycznej wiosce- jeden sklep (najczęściej zamknięty) 1 pks rano i 1 popołudniu- klasyka .

    Mieszkam teraz w Poznaniu w 12pietrowej klatce 38m2. – i dusze się…

    powiem wam tak: jeśli chodzi o wspomniany dostęp do szeroko pojętej kultury- częściej bywałem w kinach-teatrach mieszkając na wsi( bardziej to celebrowałem) a teraz mieszkając w mieście bylem w kinie z 3 razy w ciągu 5 lat…. i widzę takie coś u wielu mych znajomych…

    – jeśli chodzi o czynsze to ja płacę 250zł plus jakieś tam pierdoły oczywiście nie licząc kredytu mieszkaniowego. Jednak życie na wsi nie polega na cieszeniu się z braku czynszu…. ja wracam do domu z pracy i mam ciepło…. to trywialne ale dla mnie ważne… a na wsi co miesiąc spalałem co najmniej 500zl w węglu drewnie i miałem ciepło jak sobie napaliłem….

    zapewne zaraz ktoś wyskoczy z tematem kupna pieca trzymającego ciepło 24 h . Fakt test taki- wielu ludzi nie stać na takie rozwiązania.

    Pracuję w budowlance- nie dawno montowałem kolektory słoneczne u faceta na wsi. To was może zainteresować gdyż przykład jego domu pasuje idealnie do tego tematu.

    Otóż Gostek wybudował klasyczny dom z skośnym dachem w szczerym polu, obok postawił garaż. Całość w prawie w 100% niezależna od systemów typu woda, kanaliza, jedynie prąd ciągną z sieci. Na domu montowane kolektory słoneczne dające ciepło na przemian z kominkiem z płaszczem wodnym. W kotłowni dodatkowy piec na gaz lub olej -dokładnie nie pamiętam(za domem był wielki zbiornik na to ustroństwo). Dom docieplony, facet miał przydomową oczyszczalnie ścieków, z 2 strony działki własną studnię, w piwnicy agregat+ akumulatory żelowe -jakby prąd siadł. Była to jego kolejna budowa tego typu…. podczas rozmowy opowiedział, że buduje takie domy… wyposaża je w wszystkie bajery i sprzedaje w granicach miliona zł za sztukę…

    Ot tyle z ciekawostek…

    Wracając do tematu samemu od długiego czasu zastanawiam się nad powrotem na wieś. Mam upatrzony domek- ruinę ale jak to mawiał wieszcz ,, oczami wyobraźni widzę go” i wiem jakbym go zrobił aby dawał mi bezpieczeństwo i niezależność w trudnym czasie bo przecież w tym temacie o to chodzi – o bezpieczeństwo – poczucie niezależności od innych.

    • Survivalista (admin) pisze:

      No ale trudno porównać opłatę za ogrzanie mieszkania z kosztem ogrzania dwa albo trzy razy większego domu na wsi, prawda?

      • Boungler pisze:

        Widzisz – nie strzelaj do muchy z kuli armatniej. Korzystasz z wszystkich pokoi? jak masz 150-200 metrów to grzej tam gdzie jesteś, resztę kaloryferów pozakręcaj. Ważne jest ocieplenie domu, to na prawdę bardzo dużo daje. jak budujesz to wrzuć kominek w salonie na dole i zrób „kanałowe”. Zapalisz 4 kawałki drewna i dzieci mogą w skarpetkach biegać. To nie jest fikcja – tak jest na prawdę! korzystajmy mądrze z tego co zostało już wymyślone. Ciepło ze spalania trzeba wyciskać do ostatka a nie puszczać płomień przez komin.

  6. TZJ pisze:

    Jak już w tym temacie jesteśmy to może ktoś oblatany mógłby opisać jak wielkie w ha gospodarstwo pozwalało by na samodzielne utrzymanie?
    Nie mam na myśli utrzymania w sensie 1000 ha i monokultura czegoś tam ale raczej minimum do sensownego wykarmienia 5 osobowej rodziny.
    I jeszcze czy możliwe by było utrzymanie np. jednego prostego ciągnika np 30stki z uprawy rzepaku albo słonecznika, zwyczajnie wyciskając olej z powyższych.

    • panika2008 pisze:

      Do samej żywności powinno wystarczyć 1ha/os. Tyle że sama żywność to maciupka część kosztów utrzymania we współczesnej cywilizacji. No i oczywiście od cholery pracy przy tym i/lub kosztów wynajmu maszyn. Z każdym dodatkowym „bajerem”, który chcesz mieć, jak np. opalanie domu drewnem w celu uzyskania ciepła i ciepłej wody lub uprawa pól dla pozyskania biodiesla – areał rośnie lawinowo. Oczywiście nie bierze to pod uwagę zmienności – wpływu pogody na zbiory. Na wydobycie ropy pogoda jakoś bardzo mocno nie wpływa…

  7. Pozyskiwacz pisze:

    To może ja sie wypowiem. Żadko pisze,ale czytam całego bloga na bieżąco.
    TZJ-przy dość żyznych glebach wystarczy ci ok.1h fizycznego na uzyskanie jakichś 50 procent żywności.Warzywnik,kilka drzew owocowych, kury, króliki, może jakaś koza.Mając 2-5 h masz już zajęcia na pełny etat,bo możesz utrzymać duże zwierzęta krowa,koń. Ale to już nadwyżki żywności które trzeba jakoś zagospodarować-sprzedać,czy rozdać rodzinie/znajomym.
    Ciągnik jest potrzebny (i oczywiście jakieś maszyny do niego), a właściwie dostęp do ciągnika- może uda się wynająć od sąsiada. Do transport na terenie gospodarstwa i bocznych drogach wystarczy ci coś mniejszego, np. quad, jakiś pojazd własnej konstrukcji.
    Uprawa rzepaku na biopaliwo jest moim zdaniem bez sensu- więcej zużyjesz na uprawę niż wyprodukujesz, albo niewiele ci zostanie.
    Troche sie orientuje w temacie „od zawsze” moja rodzina prowadzi kilkuchektarowe gospodarstwo – typowi „chłoporobotnicy”. A od kilku lat próbuje uzyskać możliwie dużą samowystarczalność żywnościową, energetyczną, ekonomiczną.

    • pojazd własnej konstrukcji? czy chodziło ci może o boogie car na bazie malucha?

    • panika2008 pisze:

      1ha pokrywające 50% zapotrzebowania 5 osób to chyba tylko przy założeniu maksymalnie intensywnej produkcji (nawozy, środki ochrony) i uprawy wyłącznie najwyżej plonujących odmian najwyżej plonujących roślin, łącznie z GMO. Próba zapewnienia sobie zróżnicowanej i zdrowej diety wymusza uprawę znacznie mniej wydajną pod względem kalorii z ha i automatycznie potrzebujesz znacznie więcej ziemi, żeby się utrzymać. Z tego, co czytałem i sam szacowałem, w naszych warunkach pogodowych potrzebne jest 0,8-1 ha na osobę dla zapewnienia takiej diety i 100% samowystarczalności żywieniowej. Uprawa taka to mordęga, bo masz na raz kilkanaście-kilkadziesiąt roślin, trzeba to doglądać, każda w innym okresie co innego robi i co innego trzeba z nią robić, każda ma trochę inne wymagania co do wody, słońca itp. Ogólnie kuuuupa roboty jak ktoś chce być w 100% samowystarczalny. Chyba lepiej jednak być samowystarczalnym w 50%, tak jak Ty piszesz – to i ziemi znacznie mniej potrzeba, bo można znacznie bardziej się specjalizować.

    • TZJ pisze:

      Cóż praktycznie wszystko wyjaśniłeś (sam znam to z doświadczenia takiego chłoporobotnika) poza kwestią paliwa. Przerób na biopaliwo jest bezsensowny wiem ja miałem na myśli raczej to co było popularne jeszcze kilka lat temu czyli lanie do baku zwyczajnego oleju słonecznikowego albo rzepakowego. Do pracy na 10-30 ha znośnej ziemi nie potrzeba przecież jakiejś limuzyny pełnej elektroniki o mocy 200 koni, która jak mniemam kuracji samym olejem mogłaby nie przeżyć 😉
      Tak jak wspominałeś w swoim poście do lekkich prac jakiś zwykły składak popularny na wsi o mocy kilkunastu koni a do cięższych choćby i ursus 30-60. A teraz przechodząc do sedna bo nieskładne te moje komentarze, zakładając PO albo coś gorszego czyli praktycznie koniec taniego paliwa dla rolnika, trzeba go czymś zastąpić i tutaj czekam na konstruktywne propozycje.
      Tak już dając się ponieść fantazji to bez taniego paliwa obojętnie metanolu, ropy etc skończy się na wsi relatywnie łatwe życie, powrócą koniki a jedyną maszyną jaką opłaci się zasilić ropą na kartki będzie kombajn.

  8. Podkarpi pisze:

    Trochę wątki w komentarzach się rozrosły ja w nawiązaniu do kanadyjek.
    Są tanie i dobre, ale równie dobre i tanie są domy ze słomy i gliny. Temat w Polsce się powoli rozwija jak i środowisko ludzi świadomie wybierających tę technologie.
    Łatwość budowania, dostępność tanich materiałów i kupę radości przy budowie z rodziną która chętnie pomoże bo ciekawa będzie.
    Strawbale to przyszłość survivalnego życia.

    • panika2008 pisze:

      Beton to przyszłość. Koloseum i inne dwutysiącletnie budowle o tym świadczą. Absolutna trwałość to jest to.

    • kolego a jak zabezpieczyć te bale przed myszami?

      • Podkarpi pisze:

        Na pierwszą warstwe kostek zakłada się siatkę metalową i myszki nie wchodzą.
        Zresztą zawsze można mieć kota 😉
        A tak poważnie to siatka metalowa wystarcza, trzeba pamiętać, że na kostce słomy jest od 5 do 10 cm tynku glinianego lub wapiennego więc to już samo w sobie jest zabezpieczeniem.
        Może się pojawić pytanie co się stanie jak przy budowie zostanie w środku mysz. Ano to się stanie, że mysz zdechnie z braku tlenu i jedzenia i się zmumifikuje.

        • dodałem twojego bloga do zakładek i na pewno poświęcę czas na przeczytanie,

          niemal na pewno za jakiś czas będę testowo budował mini chatkę 5×5, w strawbalach stracę dużo powierzchni użytkowej – więc zastanawiam się nad cieńszymi ścianami z gliny lekkiej

          ale jeśli koszt byłby radykalnie mniejszy to kto wie

          • Podkarpi pisze:

            Koszt to rama i słupy drewaniane, kostka słomy kosztuje od 1 do 3zł zależne od regionu polski i rolnika. Na taką budowle potrzeba około 100 kostek. Jedyny problem przy wymiarach 5×5 to tak naprawdę wyjdzie ci 4×4 bo ściana ma 50cm więc zabiera ci metra grubości.

          • wiem że zostanie 4×4, a chciałbym mieć w chatce te 20m2, dlatego glina lekka wydaje się ciekawsza

            kwestia dokładnego policzenia kosztów

            ewentualna modyfikacja technologii tak abym nie tracił aż tyle przestrzeni, czy się da taką belę uciachać na pół i zabezpieczyć, aby sie nie rozpadła, hmm

  9. Pozyskiwacz pisze:

    Glina chłonie zapachy i po latach strasznie capi w takim budynku.Ubrania przechodzą specyficzną wonią,pamiętam że w szkole można było wyczuć kto mieszka w takim domu.W moich okolicach było pare takich „glinianek” (budowanych z niewypalonej cegły,lub w szalunku przesuwanym w miare budowy) wybudowanych po II wś. Ostatnią jaką znam przerobili na murowaną ze dwa lata temu.
    Jak nie ma gdzie mieszkać to ok. ale jak sie ma inną możliwość to nie zdecydował bym sie na technologie „glinianą”.
    Pisząc pojazd własnej konstrukcji miałem na myśli traktorki budowane z silników stacjonarnych typu „S-7 , S-15 itp. takie z wielkim kołem zamachowym z boku.Albo trójkołowce z wykorzystaniem przodu i zespołu napędowego motocykla np. „WSK 125”. Ostatnimi laty pojawia się coraz więcej pojazdów na bazie „PF126p” lub innych samochodów osobowych.
    Co do aerału: w kryzysie lat ’80 mieliśmy ok.1,2 h ziemi uprawnej i dużo własnej żywności – jaja, mięso,mleko, warzywa , owoce( kury,króliki,owce,pszczoły, krowa). Fakt że na 3 osoby i narobić się trzeba było np. mogłem zapomnieć o wakacjach, bo trzeba było w polu robić (podobnie większość kolegów z sąsiedztwa).Poza tym wykorzystywaliśmy całą posiadaną ziemie-żadnych trawników do koszenia.
    I sporo nieużytków np. jesienią wszyscy paśli zwierzęta „na łąkach” bez patrzenia czyje to pole, ważne żeby była trawa.Poza tym miedze,rowy itp.

    • Krzysztof Lis pisze:

      No ale nie porównuj domów sprzed stu lat z tymi budowanymi dzisiaj. Przecież dziś można zrobić ściany z gliny i słomy a oprócz tego nowoczesne ogrzewanie podłogowe i wentylację mechaniczną, więc żadnych zapachów w domu nie będzie…

    • może to przez nadmierną wilgoć ten smrodek był

      osobiście może postawię jakiś mały domek gościnny/letni w tej technologii i się wypróbuję – osobiście stawiam na glinę lekką a nie bale słomiane

  10. Pozyskiwacz pisze:

    W razie jakiegoś poważniejszego kryzysu problemem nie będzie tylko paliwo.Ile pojezdzi ciągnik bez akumulatorów, łożysk, opon, czy nawet pasków klinowych i oleju na zmianę?
    Jedyne wyjście to konie i niestety coś do ich obrony :-(((
    W latach ’80-tych w mojej wsi było ze 20 koni roboczych,teraz jest 4 , (w tym 2 moje -:)))),na razie małe ale jak urosną też nie będą tylko pod siodło). A ilu zostało ludzi potrafiących robić w polu koniem? Ile maszyn konnych uniknęło wywiezienia na złom? Tego nie da sie odrobić w rok czy nawet 5 lat.

  11. panika2008 pisze:

    O idylli życia na wsi realistycznie i z przymrużeniem oka: http://mises.org/daily/4983/To-Hell-with-Farming

  12. Ciek pisze:

    Masz złe podejście do tematu, kolego. Zbytnio panikujesz i chyba piszesz o rzeczach, o których nie masz pojęcia, tak jak w tym temacie. Wieś to nie jest sielanka, pierwszy komentarz jest bardzo sensowny, choć oczywiście nie wyczerpuje tematu.

    W naszej obecnej sytuacji są dwie podstawowe rzeczy zwiększające prawdopodobieństwo przetrwania. Pierwszą jest portfel, o który trzeba zadbać by nie był pusty i nie stał się pusty w przypadku jakiegoś załamania (stan posiadania jest pochodną portfela). Drugą jest głowa, o którą również warto zadbać zawczasu by nie była pusta.

    Na wsi masz zwyczajnie mniejsze możliwości zarobkowania, oczywiście poza nielicznymi wyjątkami, utrudniasz sobie również dostęp do źródeł wiedzy (np. biblioteki, księgarnie, słabszy Internet bezprzewodowy) i sprzętu. Tak więc uciekając z miasta na wieś bez powodu, już na starcie zaczynasz podcinać gałąź, na której siedzisz. Ponadto najprawdopodobniej dajesz gorszy start w życiu swoim dzieciom powodowany niższym poziomem edukacji, co przełoży się na ich portfele. Jeśli nagle mielibyśmy wrócić do epoki kamienia łupanego, to mieszkańcom wsi będzie łatwiej. A co, jeśli jednak katastrofa nie nastąpi? Orientujesz się w ogóle jak wygląda życie na wsi gdy prowadzisz gospodarkę „w pełnym zakresie” czyli gwarantującą chociaż częściową niezależność? To nie są wczasy ani 8 godzin przed komputerkiem tylko zwyczajne zap…anie od świtu do nocy przy zwierzętach, których nawet nie możesz zostawić samych dłużej niż na dzień. Jesteś gotowy zrezygnować z urlopów w pogoni za wyśnionym bezpieczeństwem? Błędnie również zakładasz, że na „Wypadek W” będzie łatwiej na wsi. To nie jest takie oczywiste, moim zdaniem różnie to może być. Miasta są miejscami, w które pomoc dociera jako pierwsza, jest tam lepsza opieka medyczna itp. itd. Ogólnie, jest wiele czynników do uwzględnienia i za dużo niewiadomych. Wyciąganie jakichkolwiek wniosków w takiej sytuacji jest naiwnością. Jedynym sensownym sposobem w miarę pewnego zabezpieczenia się jest posiadanie lokum zarówno w mieście, jak i na wsi, w obu przypadkach zapewniających opcję całorocznego zamieszkania i, żeby było jeszcze śmieszniej, posiadanie koncepcji dalekiej migracji, najprawdopodobniej w strefę cieplejszą niż nasza. Domek na wsi z kawałkiem ziemi w atrakcyjnej lokalizacji to nie tylko schron służący do bunkrowania się na wypadek nie wiadomo czego. To również miejsce wypoczynku po pracy w tygodniu. Osobiście uskuteczniam coś takiego i nie narzekam. Uważam, że to najlepsza opcja z możliwych.

    W każdym razie pozdrawiam i życzę dalszej owocnej twórczości. Chętnie odwiedzam ten blog, w dużej części jest on odbiciem moich własnych notatek, które zacząłem sporządzać jeszcze zanim go odkryłem. Dobra robota.

    • Krzysztof Lis pisze:

      Myślę, że Admin się ze mną zgodzi, że wyprowadzka na wieś bez przygotowania ma taki sam sens jak rzucenie się na głęboką wodę nie umiejąc pływać. Z całą pewnością przyniesie to więcej kłopotów, niż pozwoli się zabezpieczyć przed dzisiejszymi i przyszłymi trudnościami.

      Oczywiście trzeba sobie przygotować koło ratunkowe pod postacią odpowiedniego funduszu bezpieczeństwa. Oczywiście nie wyprowadzać się nie mając zabezpieczonego źródła dochodów, które wystarczy na utrzymanie i jeszcze odłożenie pieniędzy (na prywatną emeryturę, na start dla dzieci, na remont domu za 20 lat).

      Nie bardzo rozumiem, dlaczego ludziom na wsi miałoby być trudniej w trudnych czasach. Podstawowe potrzeby będzie im łatwiej zaspokoić, niż ludziom w mieście. Mam na myśli:
      * wodę — własna studnia, gromadzenie deszczówki,
      * żywność — ogród, ale także niewielka odległość od miejsc, gdzie żywność jest produkowana,
      * energia — do ogrzewania i gotowania, można zrobić zapas drewna do kominka na 10 lat nawet, w mieście nie ma na to szans.

      Z opieką medyczną będzie gorzej, ale nie przesadzałbym, że w razie czego mieszkańcy miast będą mieli łatwy dostęp do lekarza w przepełnionych szpitalach. Nie sądzę, by to była wielka różnica.

      No ale może czegoś nie dostrzegam?

      W moim konkretnym przypadku, nasi rodzice mieszkają w miastach. Nie widzę problemu, by dziecko posłać do liceum tam właśnie, niech sobie mieszka z dziadkami. Na stare lata rzeczywiście mógłbym się z powrotem wyprowadzić do miasta, gdy życia zostanie mi niewiele a łatwiej żyć będzie w mieście. W tym celu przyda się mieszkanie w mieście, które można wynajmować, co też pomoże się utrzymać na wsi…

  13. jeneral_p pisze:

    Mieszkam w ponad stutysięcznym mieście w Sudetach. Dojazd do pracy z domu (ok. 12 kilometrów) zajmuje mi około 20 minut. Kilka lat temu postanowiłem, że wybuduję dom. Zaczęło się od szukania działki – w mieście znalezienie działki o powierzchni min. 10 arów jest bardzo trudne, do tego ceny min. 100 zł za metr. Zacząłem szukać na wsi (zresztą ze wsi pochodzę i do 15 roku życia spędziłem tam prawie całe życie) – w efekcie kupiłem (od gminy) działkę budowlaną o powierzchni 12 arów za 25 tys. zł (a więc prawie pięć razy taniej niż w mieście). Działak Odległość działki od pracy 18 km – czas dojazdu 15 minut – a więc mniej niż z obecnego mojego mieszkania. W zimie drogi do miasta i wsi gminnej są doskonale odśnieżone – dba o to gmina (ma obowiązek – i obowiązku tego się wywiązuje – dowozu dzieci do szkoły), a także sami mieszkańcy.
    Wieś, gdzie zakupiłem działkę liczy około 50 numerów w części rozrzuconych na sporej powierzchni. Częściowo wieś znajduje się w górskiej dolinie (co ma swoje zalety z punktu widzenia np. godziny W – dolinę w górach jest łatwiej bronić niż wieś położoną na równinie), a część na płaskowyżu. Wieś otoczona jest (jak to w Sudetach) lasami – co ma swoją zaletę łatwa dostępność opału (oczywiście nie oznacza to, że we wsi nie ma pól uprawnych).
    Uważam, że w dzisiejszych czasach komfort życia na wsi może nie różnić się wiele od życia w mieście (oczywiście przy założeniu że nie jesteśmy goli jak święci tureccy – ale jeśli nas stać na budowę domu na wsi, to raczej goli nie jesteśmy). Reasumując uważam, że w czasach pokoju mieszkanie na wsi nie jest dużo bardziej uciążliwe niż w mieście (a nawet w wielu aspektach ma przewagę nad miastem), natomiast w czasach „W” czy innej wielkiej katastrofy mieszkanie na wsi ma same przewagi nad życiem w mieście (oczywiście dla ludzi przygotowanych).
    Następna uwaga: ludzie mieszkający na wsi są przyzwyczajeni do posiadania zapasów żywności (co najmniej kilka worków ziemniaków, zgrzewka cukru, worek mąki lub co najmniej 10 kilogramowych toreb itp.) Dużo rzadziej robią zakupy w supermarketach, więc kupują więcej (w mieście zakupy robi się praktycznie codziennie – zapas jest robiony „do jutra”). Większość mieszkańców wsi posiada też żywe zapasy żywności – najczęściej drób, często jedną dwie świnki, rzadziej obecnie krowę).

  14. red pisze:

    Hmmm jest wieś i wieś. Znam kilka takich miejscowości gdzie pierwotnych mieszkańców zostało 5-6 rodzin 🙂 a pozostałe domy wykupili biznesmeni , doktorzy, prawnicy, emeryci znudzeni miastem, ludzie którzy chcą mieć działkę rekreacyjną na wsi, staw itp.. i w takich miejscowościach to „tubylcy” dostosowują się do przyjezdnych nie na odwrót. I w sumie za sąsiadów ma się większość ludzi, których zachowania jako mieszczuch możecie przewidzieć, a macie plusy typowo wiejskie, łąki, pola, lasy,stawy itp…. Możecie hodować roślinki, zwierzątka a i poradzić się kogo będzie bo np.dziadek „tubylec” którego dzieci odwiedzają na święta i wnuki 2x do roku nudzi się i chętnie z wami posiedzi pod gruszę opowie, doradzi, jak wpadniecie po sąsiedzku z ćwiartuchną można uzyskać wiele porad i informacji jeśli np . coś robimy 1 raz np.przydomowy ogródek 🙂 Jest trochę takich miejsc w kraju i to często na bardziej odludnych obszarach z dala od dużych aglomeracji.

  15. dreamer pisze:

    Witam serdecznie wszystkich zainteresowanych tematem.
    Osobiście mam styczność z sytuacją wyprowadzki na wieś…no może nie do końca . Parę lat temu, gdy jeszcze byłem piękny i młody 😉 zamarzyło nam się po długiej nieobecności wrócić wraz z żona z „emigracji” do Polski. Człowiek zarobił troszkę grosza w korporacjach, ciężka fizyczną pracę przy okazji żyjąc na poziomie. Plan był prosty – WRÓCIĆ I ŻYĆ GODNIE.
    Zaczęło się rewelacyjnie. W tydzień po powrocie znalazłem prace. Rozpoczęliśmy poszukiwania własnego kąta, zależało nam na czasie gdyż rodzina miała się lada chwila powiększyć. Staliśmy przed dylematem miasto czy wieś. Rachunki, rozliczenia, obliczenia, statystyki…itp. Po długich obradach zdecydowaliśmy się, że kupimy dom za miastem do remontu. Udało na m się znaleźć prawie 3000m kw działki z domem mieszkalnym około 110 mk, prąd, woda, szambo, w cenie 1/3 mieszkania w mieście. Dojazd około 25km. Zaplanowaliśmy gruntowny remont domu. Po paru miesiącach urodziła się wyczekiwana córka, a w ślad za nią po roku planowany 😉 syn. Czas ten minął nam na egzystencji w mieście w wynajmowanym mieszkaniu, ponieważ za oszczędności kupiliśmy nieruchomość, która nie nadawała się do zamieszkania. Chcieliśmy ratować się kredytem, niestety z racji naszej „nieobecności w kraju” nie uzyskaliśmy nic przyjaznego naszej kieszeni.
    Na ile starczyło nam sił i czasu rozpoczęliśmy prace budowlane. Pomagała rodzina i przyjaciele. Prace szły wolno ale w radosnej atmosferze. Cisza spokój, natura wokoło.
    Niestety najgorsza rzecz zaczęła się kończyć – pieniądze . Na „budowie” bywaliśmy coraz rzadziej. Dzieci coraz częściej absorbowały nas swoim bytem. Potem doszły kolejne gwoździe do trumny mieszkania na wsi: potrzeba podjęcia pracy przez żonę, podwyżka cen paliw(ON z 3 zl na 5zł), z racji naszej pracy, dzieci do przedszkola i zaczęły się włamania do domu, skradziono piłę do drewna, troszkę konstrukcji drewnianych(opał) i metalowych(złom).
    Jak człowiek liczy każdy grosz od wypłaty do wypłaty to nie planuje już całodniowych wypadów na działeczkę, podłubać przy domu.
    Jedyną osobą z głową w chmurach pełną pomysłów zostałem ja. Żonie się odechciało, dzieci cieszą się nawet z piaskownicy pod blokiem metr na metr. Mój plan skończył się na dobre zanim się dobrze zaczął.
    Aktualnie musimy(ja nie chce!) sprzedać naszą działkę rolną z zabudowaniami na poczet zakupu mieszkania. Ceny są zabójcze, a za bez cen tego nie sprzedamy. Aktualnie mamy cenę połowę wartości(naszym zdaniem) i praktycznie zerowe zainteresowanie.
    W głębi serca mam nadzieje, że działki nie sprzedamy i jakoś wyjdziemy na prostą życiową(finanse), dzieci się usamodzielnią, a ja będę mógł wrócić do realizacji planu zamieszkania na wsi i życia w zgodzie z naturą – spełnienia marzeń.
    Na zakończenie zacytuje pytanie które zadałem mojej żonie, które zakończyło dyskusję o decyzji co wybrać – mieszkanie w mieście czy dom na wsi:
    „wolisz lśniącym mercedesem jeździć do roboty, w której jesteś jednym ze szczurów biorących udział w wyścigu, czy pedałować rowerem 10 km z koszykiem pełnym zakupów i dzieckiem w foteliku na bagażniku”

  16. Dolph pisze:

    Witajcie,

    pozwolę sobie odświeżyć temat, bo czytam bloga od początkowych wpisów i tak mnie naszło względem tych domów ze słomo-gliny i kanadyjek 🙂
    Tak w kwestii bezpieczeństwa jakby to było, gdy w razie W barykadujemy się w takim domu otoczeni przez grupę ludzi chcących dobrać się do zawartości domu. Bronimy się już długo, oni robią się wkurzeni i postanawiają podpalić dom… W domu „betonowym” koktajl mołotowa rozbija się o ścianę i generalnie może się za dużo nie zdarzyć, a w domu drewnianym lub słomianym? Są tu jacyś specjaliści od tego typu domów?

  17. Amon Ra pisze:

    Panie i panowie, mam dom w mieście (klitka 30m2) i dom na wsi (120m2 + 3 ha ziemi + las).
    Mieszkanie w Krakowie kosztowało mnie 170 tyś zł. Dom na wsi bez działki, bo to jest spadek 160 tyś. zł. Koszt mieszkania to comiesięczna opłata (remontowe + woda + ścieki + śmieci + danina na spółdzielnie) 457 zł. + prąd 242 zł + gaz 263 zł + ogrzewanie 210 zł. = co miesiąc 1172 zł = rocznie średnio 14 064 tyś.

    Dom na wsi kosztuje mnie – podatek raz w roku 570 zł. + ubezpieczenie 342 zł raz w roku + ogrzewanie piecem na ekogroszek lepszy gatunkowo luzem średnio 550 za tonę czyli rocznie kupuję 3 tony = 1650 zł. + woda 120 zł. miesięcznie (bez ścieków, bo mam eko szambo więc nie trzeba nawet wywozić) + prąd tu podobnie 270 zł miesięcznie + gaz 60 zł na miesiąc (gaz jest z butli tylko do kuchenki). = rocznie średnio 7962 zł.

    Czyli na wsi płacę _połowę_ tego co w mieście. Mam 2 hektary ziemi po której goni pies + 1 ha lasu, grilluję, mogę samochodem stanąć jak i gdzie mi się podoba. Mogę nawet osikać ścianę własnego domu 😉 i nikt oprócz żony nikt mi nic za to nie zrobi 🙂
    W Krakowie, mam niestety wyznaczone jedno miejsce parkingowe. Ciągle zastawiane przez pracowników pobliskiej firmy. Tak, że czasami nie mam jak wrócić do domu 🙁 Zgiełk od 5:30 do 23:30. Istny koszmar ! Za niedługo mieszkanie idzie do wynajmu dla frajera, który będzie bulił za tą klitę i znosił te niedogodności. Nawet moje dzieci, chcą jak najszybciej wynieść się na wieś. Tam przynajmniej nie ma śladu po pokoleniu „no live”. Tam ze znajomymi mogą zagrać w piłkę, pobawić się. Ludzie sa przychylniejsi i pomocni. Nie spotkasz pijanego „no name”, który czepia się twojego dziecka itd. No i rozmiary 30m2 w mieście, to mieszkanie jak sardynki we własnym sosie. 120m2 na wsi to nie wielki dom ale niebo a ziemia w przestrzeni…

    Zapytacie o dojazdy ? W mieście płacę za stanie w korkach (dojazd do pracy 40-50 minut) miesięcznie 300- 350 zł. Dojazd do tej samej lokalizacji z domu na wsi wynosi mnie 400-450 zł. miesięcznie.

    Jestem w trakcie samodzielnej budowy niewielkiej elektrowni wiatrowej. Już mam prawie wszystkie podzespoły. Mam studnie i pompę, więc w każdej chwili mogę się przepiąć na to ujęcie wody. Kominek w salonie, więc zawsze mogę palić drzewem zamiast ekogroszku.

    Powrót do miasta ? – nigdy !

    • Survivalista (admin) pisze:

      Bardzo tani ten ekogroszek. Kupiłeś na zapas kilkanaście ton parę lat temu?

      • Amon Ra pisze:

        Bardzo przepraszam faktycznie podałem niedokładną cenę ekogroszku. Dokładnie ekogroszek (25 MJ/kg, popiół <6%) kupowaliśmy na cztery domy (razem 15 ton) luzem z przedpłatą, co dało nam 559,6 zł za tonę. Przy takiej ilości dowóz gratis.
        W tym roku właśnie jesteśmy przed zakupem za 540 zł netto wraz z transportem. Oferta promocyjna. Jak na razie dogadujemy się co do ewentualnego upustu przy większej ilości 😉 Co do negocjacji, to tajemnica handlowa 😉

        Oczywiście jak ktoś chce to może kupić np. w Leroy Merlin w ładnych woreczkach, taki piękny "hAmerykański" po 1.16 zł. za kg + transport 😀

  18. Amon Ra pisze:

    Zapomniałem dodać, że dom na wsi budowałem metoda „gospodarską”(ja + sąsiad + kolega) stąd taka cena. Pod klucz zbudowany przez firmę to cena około 210-240 tyś

  19. 0lek pisze:

    Czy autor w ciągu tych 10 lat wyprowadził się na wieś?

    • Nie. W przypadku rodziny autora z biegiem czasu zaczęły przeważać inne korzyści związane z mieszkaniem w mieście. Choć teraz, gdy dzieciaki coraz starsze, a praca coraz bardziej zdalna, temat wraca jak bumerang.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.