Suszenie – prawdopodobnie najlepszy sposób konserwowania żywności

Przygotowując sobie zapasy żywności na gorsze czasy powinniśmy zacząć od rzeczy najłatwiejszych i po prostu kupować w sklepach więcej konserw. Z czasem dojdziemy jednak do wniosku, że smalec w puszce, suchy ryż i konserwowe ogórki mogą nie zapewnić nam w trudnych czasach pełni doznań smakowych, bukietu substancji odżywczych i kopa w morale.

W takim momencie dojdziemy do wniosku, że fajnie byłoby zachować przyjemne smaki warzyw i owoców w jakiś sposób, który nie popsuje ich smaku. Takim jest właśnie suszenie.

To chyba podstawowa zaleta suszonej żywności. Suszone warzywa i owoce oczywiście w smaku mogą nie przypominać niczego oprócz trocin, ale po nawodnieniu (z pomocą odrobiny wyobraźni) mogą smakować podobnie, jak świeże.

Od czasu gdy zacząłem pisać tego bloga, suszyłem już:

  • grzyby,
  • jabłka,
  • banany,
  • śliwki,
  • gruszki,
  • marchew,
  • pietruszkę,
  • pomidory,
  • wołowinę.

I stwierdzam, że to dość mało uciążliwy sposób przygotowywania żywności by długo zachowała świeżość.

Jak suszyć warzywa, owoce i mięso?

Ogólna instrukcja jest banalnie prosta i wygląda następująco:

  1. produkt umyć,
  2. (blanszować lub sparzyć — opcjonalnie),
  3. obrać ze skórki, jeśli jest to potrzebne,
  4. pokroić,
  5. ułożyć w suszarce tak, by kawałki nie stykały się ze sobą,
  6. odczekać aż wyschną.

W tej chwili od kilku tygodni intensywnie eksploatuję suszarkę Ravanson, ale każda suszarka do warzyw czy grzybów się nada. Warto wybrać jak największą, z wysokimi tackami do układania żywności (bo można więcej zmieścić, np. ustawiając kawałki pomidora w pionie). Moja ma termostat, na którym ustawia się temperaturę suszenia. A w zasadzie ustawia się temperaturę, przy której czujnik rozłącza urządzenie. Nie zmienia się temperatura powietrza wdmuchiwanego do urządzenia, a tylko długość cyklu pracy.

To jednak nie ma większego znaczenia, bo suszarki po prostu są bardzo podobne w działaniu i nie ma tu żadnej magii, czy nowej technologii, która mogłaby to znacznie ułatwić.

Przechowywanie suszonych produktów

Co do tego mam pewne wątpliwości. O ile warzywa i owoce udaje mi się z sukcesem przechowywać w szczelnie zamkniętych słoikach, o tyle wołowina trzymana w ten sposób mi się popsuła (zapleśniała). Może słoik nie był dobrze wysuszony w środku, sam nie wiem…

A co Wam się udało ostatnio suszyć? Jak wykorzystujecie swoje ususzone zapasy?

Survivalista (admin)

Artur Kwiatkowski. Magister inżynier, posiadacz licencjatu z zarządzania. Samouk w wielu dziedzinach, ale nie czuje się ekspertem w żadnej. Interesuje się zdrowym życiem i podróżami. I przygotowaniami na trudne czasy, rzecz jasna!

Mogą Cię zainteresować także...

26 komentarzy

  1. Przechadzka pisze:

    U mnie żona w czerwcu wysuszyła sporo truskawek pokrojonych w plasterki. Stanowią teraz dla dzieciaków pyszną przekąskę, coś ala chipsy.

  2. raf7 pisze:

    Witam. Uważam, że suszenie to na prawdę dobry sposób na smaczna żywność do wykorzystania za jakiś czas. Suszę głównie wołowinę robiąc ją na sposób beef jerky, oraz jabłka. Nie jadam słodyczy a takie suszone jabłko na deser jak dla mnie super sprawa. Co do przetrzymywania suszonej żywności. Wołowinę przetrzymuje w puszkach metalowych po kawie, ciastkach itp. Pierwsze suszenie wołowiny na beef jerky wykonałem w kwietniu. Od tego czasu wołowina jest w identycznym dobrym stanie jak na początku, na pewno co stwierdziłem ostatnio bardziej wyschła. Jabłka natomiast przetrzymuje w torebkach papierowych. Mięso często wykorzystuje jako przekąskę, na swoje wypady detektorystyczno survivalowe czy góry itp. Produkty suszone są średnio 4,5 razy lżejsze. Zabranie ze sobą na jakiś wypad nawet kilograma (przed suszeniem) suszonego mięsa jest w plecaku nie odczuwalne.

    • Najtajniejszy Współpracownik pisze:

      A mógłbyś podpowiedzieć jak ususzyć kurczaka? Mam w zamrażarce w cholerę piersi z kurczaka. NIe chcę żeby się zmarnowały, a z drugiej strony mam ogromną ochotę pochrupać sobie suszonego nie mówiąc już o aspekcie surwiwalowym. Widziałem coś takiego w programie Cejrowskiego. Pozbywamy sie wody mieso zmniejsza objętość i wychodzą takie wysokokaloryczne farfocle. Słone i pyszne. Jadłem kiedyś coś takiego. Masz pomysł jak to zrobić? Będę cholernie wdzięczny za podpowiedź.

      • raf7 pisze:

        Witam. Przy suszeniu wołowiny korzystałem zawsze z jednego przepisu. Słyszałem, że w ten sposób też ktoś suszył wieprzowinę i kurczaka. Na tej stronie jest podany naprawdę świetny przepis na marynatę do mięsa, niestety przepis jest jakby nie dokończony, dla tego wstawiam link i już pisze co dalej.http://gabrielgotuje.blogspot.com/2011/03/meskosc-w-plastrach-beef-jerky-etap-i.html. Marynata jest opisana w całości. Jedna moja uwaga kupuj tylko i wyłącznie oryginalny sos lea perrins vocestershire. Są podróby na bazie moreli i innych wynalazków, tańsze a nawet droższe od oryginału! Używając podróby mięso zbyt szybko traci smak po ususzeniu. Moje suszenie polegało na tym, jak mięso już się zamarynowało a wiadomo, że im dłużej np. cała noc, tym lepiej. Każdy kawałek mięsa przekuwałem wykałaczką i wieszałem na takim zwykłym grillu w kuchence gazowej. Robiłem to po to bo przy suszeniu w suszarce do warzyw nie da się osiągnąć temperatury ponad 60 celsjuszy by pozabijać ewentualne zarazki. Przy otwartych drzwiczkach na małym gazie, nie jako podgrzewałem to mięso przez ok. 35 min.W tym czasie delikatnie się podsuszało. Po ok. 35 minutach, wyciągałem je z piekarnika, wyjmowałem z mięsa wykałaczki i układałem na suszarce do warzyw owoców grzybów. Mniej więcej po półtorej godziny suszenia po każdej ze stron i mamy jak dla mnie jeden z najlepszych przysmaków-przekąsek. Z ciekawostek mogę dodać, że po wysuszeniu kupiłem paczkę oryginalnego beef jerky, jak dla mnie zbyt słodkie, ale żeby nie było że co moje to najlepsze, dałem spróbować 9 osobom, oryginał i moja twórczość kulinarną na bazie tamtego przepisu i 9 osób orzekło, że moja wołowinka o niebo lepsza. Także smacznego.

        • Najtajniejszy Współpracownik pisze:

          Bardzo dziękuję:) No ale jeszcze dwa pytania: nie mam suszarki, mam tylko piekarnik i to na prąd. Czy można zadziałać tylko na nim? No i drugie pytanie: ile i w jakich warunkach takie mięso można potem przechowywać?

          • raf7 pisze:

            Nie miałem zbyt wiele do czynienia z piekarnikiem na prąd. Natomiast zasada jest taka sama i będzie się tyczyć też Twojego piekarnika. Włączasz najsłabsze grzanie i uchylasz drzwiczki, i czekasz aż mięso się wysuszy. Możesz powiesić je tak jak to opisałem wyżej, możesz je położyć na jakiejś tacce przypominającej grill, by ciepłe powietrze mogło krążyć . Widziałem na youtube jak gość suszył mięso na olbrzymim grillu pod przykryciem utrzymując jednakową temperaturę. Chodzi o to by mięso się nie upiekło tylko wysuszyło. Także będzie to trochę trwało i musisz kontrolować temperaturę. Ja starałem się to robić na oko i jak na razie się udawało. Jak zamkniesz drzwiczki od piecyka to mięso się upiecze, jak otworzysz szeroko to suszenie będzie trwało wiele godzin. Trzeba znaleźć złoty środek.
            Co do przechowywania. Ja suszone mięso przechowuję w puszkach metalowych po kawie ciastkach itp. Są najlepsze, można je przechowywać w ten sposób latami. Moje leży tak od kwietnia i od tamtej pory tylko bardziej wyschło. Nie próbuj przechowywać w słoikach, prędzej czy później mięso się popsuje. Torebki papierowe są dobre ale na krótką metę, jeśli chcesz przechowywać na czarną godzinę tylko puszki dają radę. Pozdr.

          • Survivalista (admin) pisze:

            W czym metalowe puszki są lepsze od słoików, bo nie do końca rozumiem mechanizm, który miałby powodować szybsze psucie się mięsa w słoiku, niż w blaszanej puszce.

  3. Czarny pisze:

    Próbowałeś suszyć gotowany makaron albo ryż ?
    przyszło mi do głowy, że suszony po ugotowaniu, może być „szybszy”, znaczy wymagać mniej energii do przygotowania.

  4. raf7 pisze:

    O takim sposobie nie myślałem. Makaron bądź ryż mógł się zachowywać jak np. kuskus wystarczyło by zalanie wrzątkiem. W najbliższy wolny dzień, czwartek sprawdzę to.

  5. Cuthorn pisze:

    Czy taka suszona wołowina nie powoduje, że trzeba więcej pić wody? Oczywiście nie jest to jakiś minus, ale warto być świadomym, jeśli tak jest.

  6. raf7 pisze:

    Oczywiście, że tak. W końcu trawimy białka, wołowina jest mocno wysuszona , w dodatku słonawa. Natomiast wydaje mi się to sprawą drugorzędną. Nawet w ekstremalnych sytuacjach, na naszej szerokości geograficznej łatwiej jest pozyskać wodę, niż jakiekolwiek białko, które zazwyczaj ma tendencję do uciekania, chowania się albo ma po prostu ma zęby.

  7. Viking pisze:

    Myśle że dobrym pomysłem było by też zakupienie wędzarki do miesa i ryb –

    http://www.czech.lublin.pl/pl/?863,wedzarka-do-ryb-nierdzewna

    Tu jest droga ale taką mała można dostać nawet za 110 zł na allegro. Na upartego można ją nawet w blokach używać a i zapas alkoholu się przyda;)

  8. smk pisze:

    A ile taka suszarka wcina prądu? Czy ktoś próbował alternatywnych metod, na przyklad suszarek solarnych, ogniska? Kominka?

    • Survivalista (admin) pisze:

      W końcu jakoś nigdy mi się nie udało tego sprawdzić. Moc ma 240 W, ale tak naprawdę istotne jest, ile energii zużyje w ciągu całego cyklu suszenia. Muszę to kiedyś zmierzyć od początku do końca, jak tylko zdobędę skądś miernik zużycia prądu…

      • Viking pisze:

        Wędzarka nie zużywa nic;) Wystarczy troche trocin i denaturatu

        • Survivalista (admin) pisze:

          Czyli jednak zużywa.

          • Viking pisze:

            „Nic” w sensie elektryczności która dziś jest droga a w czasach kryzysu może jej nie być albo będzie jej brakować…Denaturat/inny mocny alkohol łatwiej zgromadzić (zgrzewka denaturatu czy bimbru starczy na hoho wędzenia) no a trociny/kawałki drewna można mieć łatwo za darmo. Do tego gdyby zastąpić palniki z alkoholem np świecą czy innym źródlem ciepła to wędzarka i tak spełni swoją role. Szuszarka elektryczna niestety staje się bezużyteczna w czasach kryzysu gdy prąd jest na wage złota a także w chwili gdy trzeba ją gdzieś zabrać i np. zakonserwować mieso czy rybe od razu w lesie/nad jeziorem. Myśle że dziś też jest droższa w eksploatacji.
            Sama wędzarka ma też jeszcze jeden atut – poza wędzeniem mięsa/ryb również je szyszy bo cały proces odbywa sie na ciepło. Całość odbywa się w zamknieciu i „dym się nie marnuje” przez co małą ilością paliwa i czasu uzyskujemy to co w dużej wędzarni po kilku-kilkunastu godzinach. Oczywiście minus jest taki że nie można tam suszyć owoców i warzyw;)

          • Survivalista (admin) pisze:

            Tak naprawdę, to tak zaczynająca się dyskusja nie ma sensu — wędzarnia nie zastąpi suszarki i odwrotnie.

            Widzę w swoich przygotowaniach miejsce na wędzenie żywności, ale raczej w większej wędzarni stacjonarnej, korzystającej tylko z drewna.

  9. Viking pisze:

    Myśle że to dobre rozwiązanie w blokach gdzie najtrudniej bedzie poradzić sobie w razie braku prądu, wody, gazu itd

  10. Viking pisze:

    Taka stacjonarna wędzarnia napewno jest lepsza od małej – myśle że warto sobie coś takiego zorganizować nawet na działce. Generalnie wędzarnia nie zastąpi suszarki jest jednak bardziej „niezawodna” w czasach kryzysowych…może istnieją jakieś suszarki gdzie wykorzystywana jest energia słoneczna?

  11. Czarny pisze:

    Jak z tym makaronem ?

  12. Viking pisze:

    Wychodzi na to że warto mieć te wszystkie zabawki w domu – każda na inną okazje;) Jesli mieszka się w domu a nie w blokach to jest to w sumie proste – ktoś ze zmysłem technicznym łatwo postawi dużą wędzarnie, zrobi też piekarnik słoneczny i wędzarke. Jedynie suszarke musi kupić. W sytuacji kryzysowej zawsze będziemy mieć do wyboru to co nam najbardziej odpowiada bo ktoś może mieć pod dostatkiem elektryczności a z jakiegoś powodu oszczędzać alkohol albo drewno;)

  13. raf7 pisze:

    Udało mi się przeprowadzić mały eksperyment, z suszeniem makaronu i ryżu. Makaron po ugotowaniu suszy się bardzo szybko, można powiedzieć, że wraca do stanu jaki miał w opakowaniu, ryż ok. 2 razy dłużej.Eksperyment przeprowadziłem na makaronie pełnoziarnistym z biedronki. Po wysuszeniu zalałem go w kubku wrzątkiem musiałem odczekać dobre 12 do 15 minut by w twardości przypominał ugotowany makaron. Najprawdopodobniej gdybym skorzystał ze zwykłego nie pełnoziarnistego makaronu, byłby szybciej miękki. Pełnoziarniste nawet po ugotowaniu są zawsze trochę twardsze niż zwykłe.
    Co do ryżu trochę się zaskoczyłem. Okazało się, że wysuszony i z powrotem zalany wrzątkiem ryż nawet po 15 minut jest trochę twardawy i przypomina w konsystencji makaron. Wydawało mi się, że szybciej powinien zrobić się miękki niż makaron. Podsumowanie. Wydaje mi się że jeśli wybieramy się gdzieś gdzie odrobina wrzątku ratuje nam sytuacje i daje możliwość zjedzenia czegoś pożywnego np. ugotowany w w/w sposób makaron + np. podgrzane mięso w puszce na ognisku, to takie suszenie ma sens. Natomiast w przypadku przygotowań na jakiś kataklizm i magazynowania jedzenia, tego typu kombinacje chyba sensu nie mają. Pozdr.

    • Czarny pisze:

      Dzięki za test,
      super, że nie trzeba ponownie gotować.
      Czyli wyszło jak z makaronu 12-minutowego zrobić szybszy.
      Do zastosowania weekendowego mam wrażenie, że makaron z chińskich zupek jest skutecznie przetestowany, bez dodatkowej pracy własnej.

      pozdrawiam
      Czarny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.