6 umiejętności, które pozwolą Ci zarobić w trudnych czasach

W dzisiejszym materiale zastanowimy się, jakie umiejętności mogą być przydatne w naprawdę trudnych czasach do przeżycia i zarobienia pieniędzy.

Bezpośrednią inspiracją do jego stworzenia było pytanie, które podesłał do nas na YT Draxo:

jakie twoim zdaniem umiejętności (np. wytwarzanie amunicji, naprawa broni, czyszczenie filtrów tzn. to czego nie robimy na co dzień) mogą nam się przydać w sytuacji podobnej np. do Metra 2033 kiedy ludzie nie mają dostępu do super duper narzędzi, sklepów itp. a zarazem tych ludzi jest mało i mają ograniczony mały obszar zdolny do życia?
EDIT: Chodzi o umiejętności które pozwolą nam zarobić na przeżycie

W zasadzie to można powiedzieć, że w trudnych czasach w pierwszej kolejności będzie trzeba zaspokoić najbardziej podstawowe swoje potrzeby, a dopiero później myśleć o zarabianiu jakichś pieniędzy. I popyt będzie na umiejętności, które właśnie zaspokojeniu tych potrzeb służą.

1. Produkcja żywności

Zacznijmy od produkcji żywności, rozumianej bardzo szeroko.

W trudnych czasach przyda się wiedza na temat uprawy jadalnych roślin. Jakie będą rosnąć w naszym klimacie. Które miejsce na działce będzie dla nich najlepsze i dlaczego. Jak radzić sobie ze szkodnikami i chorobami. Jak je nawozić.

Jak łowić ryby i polować. Wprawdzie w Polsce zwierzyny jest za mało, by Polacy mogli się nią wyżywić, to w razie jakiejś poważnej katastrofy, która znacznie zmniejszy liczbę ludności w kraju, może to być już trochę bardziej realne. Wtedy wiedza o tym, gdzie można spotkać dzikie zwierzęta, jak je upolować i przerobić na mięso, może być cenna.

Gdzie znaleźć dęby i jak przerobić żołędzie na mąkę i pieczywo.

Jak hodować zwierzęta na mleko, jaja i mięso.

2. Przechowywanie żywności na potem

W trudnych czasach, gdy nie będzie prądu i lodówki nie będą działać, przyda się wiedza o tym, jak tę żywność przechować na potem. Kilogram surowego mięsa będzie wart mniej, niż kilogram zawekowanego mięsa w słoiku. Bo to mięso w słoiku będzie można postawić gdzieś na półce i zjeść za kilka tygodni czy miesięcy, a nie będzie potrzeby zjadać go natychmiast, w obawie przed zepsuciem.

Z tego powodu cenne będą umiejętności w zakresie wytwarzania kiszonek czy suszenia warzyw i owoców.

Przyda się też wiedza o tym, jak przechowywać świeże płody rolne w taki sposób, by zapewnić im świeżość przez jak najdłuższy czas. Marchewka czy ziemniaki będą cenniejsze w lutym, niż w październiku.

3. Domowe naprawy i modernizacje

W naszym klimacie musimy mieć dobre schronienie przed pogodą, zwłaszcza przed zimnem. Dlatego wszelkie awarie domowe nawet w trudnych czasach będzie trzeba jak najszybciej usunąć.

Dotyczy to na przykład naprawy uszkodzonego przez wichurę poszycia dachowego, ale też wybicia dodatkowego otworu w ścianie na okno (albo jego zamurowania), dobudowy dodatkowego pomieszczenia do domu, czy remontów instalacji elektrycznej czy kanalizacyjnej. Albo przeczyszczenia komina nad kominkiem.

4. Naprawy narzędzi i sprzętu

Począwszy od siekiery, kosy i noża, przez pilarki spalinowe, skończywszy na ciągniku czy samochodzie. To duża rozpiętość różnych umiejętności (i potrzebnych narzędzi), ale w trudnych czasach po prostu domowe narzędzia będą wykorzystywane bardziej intensywnie, niż teraz.

Ze względu na ich intensywniejsze wykorzystanie, ale także nieodpowiednią ilość lub jakość smarów i olejów, prawdopodobnie będą wymagać częstszych napraw. Z braku części zamiennych czy nowych narzędzi na rynku będzie trzeba je po prostu naprawiać w nieskończoność, niczym samochody na Kubie.

5. Naprawa elektroniki, budowa prostych układów

Napraw będą wymagać też układy elektroniczne — radia, ładowarki, układy do ładowania akumulatorów wykorzystujące baterie słoneczne (zarówno w zakresie samych sterowników ładowania, akumulatorów, jak też i paneli fotowoltaicznych). Przyda się też umiejętność budowania prostych układów elektronicznych, na przykład alarmowych.

6. Leczenie chorób i obrażeń

Dziś praca lekarza jest warta bardzo dużo, co widać po kolejkach do bezpłatnej służby zdrowia. W trudnych czasach niedożywieni i przepracowani ludzie będą chorować i ulegać urazom częściej, niż dziś, więc te usługi będą jeszcze droższe.

Z drugiej strony, trudno wyobrażać sobie, że ktoś tylko pod kątem prosperity w trudnych czasach zapisze się na medycynę, a potem zostanie lekarzem.

A co do naprawy broni i produkcji amunicji… Takie umiejętności powinien mieć każdy posiadacz broni palnej, który chce z niej intensywnie korzystać. Zwłaszcza w zakresie tzw. elaboracji amunicji (składania nabojów z kupowanych lub odlewanych samodzielnie pocisków, odzyskiwanych łusek, spłonek i prochu), bo pozwala ona znacząco obniżyć koszt strzelania, jeśli ktoś strzela dużo.

Może warto będzie umieć zrobić ten proch strzelniczy czy regenerować spłonki, ale równie dobrze wartościowe może być po prostu wytwarzanie nawozu, który będzie ludziom potrzebny bardziej, niż proch.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

69 komentarzy

  1. Pozyskiwacz. pisze:

    Bardzo ciekawy materiał. Zresztą też mnie interesował i długo się nad tym zastanawiałem.
    Przyjmując taki scenariusz: duża depopulacja , upadek struktur społecznych i wielki kryzys, brak mediów i infrastruktury (niby nie specjalnie prawdopodobny, ale lepiej ćwiczyć trudniejsze scenariusze),akcenty powinny być chyba położone trochę inaczej. Umiejętności takie jak uprawa żywności jej konserwacja, czy podstawowe prace jak klepanie kosy, raczej nam nie pozwolą na zarobek. Te czynności będą się musieli nauczyć wszyscy zainteresowani i to bardzo szybko.
    Podobnie naprawy domowe. Drobne ludzie będą musieli ogarniać sami, a co do większych , to już dziś są odpowiednie firmy i „złote rączki”. Problem będzie raczej w tym jak je wykonać bez materiałów i narzędzi (zwłaszcza elektrycznych). W cenie może więc być wykonywanie zaprawy z wapna (bez cementu-bardzo mała jego trwałość), a nie sama umiejętność murowania.
    Lekarze – tu pełna zgoda. Studiować żeby zostać lekarzem na czas kataklizmu nie warto, ale będąc już lekarzem warto się dokształcać z zakresu ziołolecznictwa.
    Konkretnej porady czego się uczyć żeby się z tej pracy utrzymać w głębokim kryzysie raczej podać nie można, dla każdego będzie to coś innego.
    Ale kilka ogólnych reguł istnieje:
    -Produkty lub usługi które oferujemy muszą być dla ludzi na tyle niezbędne żeby nie mogli z nich zrezygnować czy znacznie je ograniczyć. Więc wszystkie luksusowe usługi typu strzyżenie psów odpadają.
    -To co oferujemy nie może być łatwe do wykonania we własnym zakresie.Więc np. na pieczeniu chleba nie zarobimy. Ludzie będą się musieli sami tego nauczyć.
    -Nasze zajęcie musi być lokalne. Tzn. nie może wymagać ściągania jakichś surowców czy materiałów z daleka. Podobnie rynek zbytu powinien być lokalny. Oczywiście możemy sobie wyobrazić i inne rozwiązanie – np. jeszcze w połowie XIX w. do południowej Polski docierały tzw. „karawany solne” z nad Morza Czarnego. Tak że handel na dużą odległość może się okazać opłacalny , chociaż pewnie ryzykowny.
    -Wreszcie nasze zajęcie nie może się dać łatwo „podrobić”. Tak więc podany wyżej przykład umiejętności wykonywania zaprawy wapiennej nie jest najlepszy , bo szybko może się rozpowszechnić.
    Dobrym przykładem ciekawych zajęć mogą być np. szewc/krawiec, kowal, młynarz itp. Zajęcia te są mocno osadzone na rynku lokalnym, nie wymagają jakichś wielkich dostaw zaopatrzenia – można jeszcze długo działać opierając się na recyklingu i wszelkiego rodzaju przeróbkach, naprawach. Podobnie jak podane przez autora,bardziej klasyczne umiejętności elektronika czy mechanika.
    Jednocześnie te zajęcia wymagają umiejętności i narzędzi które są trwałe i raczej niemożliwe i/lub nieopłacalne dla każdego. Raczej trudno sobie wyobrazić żeby każdy kompletował sobie warsztat kowalski czy szewski żeby wykonywać naprawy tylko dla siebie i rodziny. Nawet jeżeli to potrafi. Podobnie młynarz – zboże to każdy sobie wyhoduje , ale jak je zemleć ? Zakup dzisiaj domowego młynka żarnowego , żeby mleć sobie zboże na mąkę (czy robić płatki owsiane/kukurydziane) i móc wypiekać smaczny i zdrowy chleb może się okazać kiedyś strzałem w dziesiątkę. Może tylko dziś warto kupić trochę większy młynek , przeznaczony dla małej gastronomi. Jak uporamy się z zasilaniem (np. przerobimy taki młynek na napęd rowerem stacjonarnym, lub będziemy mieć panele słoneczne i swój prąd) to może być niezłe źródło dochodu. Tym bardziej że nie ma problemu z zapłatą- za przemiał można brać część zboża.
    Moim pomysłem jest hodowla koni. Dziś to rekreacja , źrebaki i praca koniem na własnym polu i sąsiednich ogródkach. Oby się nie okazało że konie wraz z kuźnią (i umiejętnościami np. podkuwania) będą potrzebne nie do rekreacji tylko do ciężkiej pracy w polu i transporcie.

    • Rafał M. pisze:

      Do mielenia zboża może się bardzo przydać ręczny młynek, taki do kawy. Nie ma dużej wydajności, ale na potrzeby domu wystarczy.

      Podobnie, bardzo przydatna może być maszynka do mięsa ze specjalną końcówką do kiełbas. Elektryczna jest wygodniejsza, jednak musi być zasilana i może nie być dostępu do prądu.
      Maszynka do mięsa na korbkę była bardzo przydatnym akcesorium w czasach PRL-u. Możliwości nabycia w sklepach wędlin na kartki były bardzo ograniczone, więc po prostu sprowadzało się ze wsi ćwiartkę lub połówkę świni i samemu wyrabiało kiełbasy, szynki, pasztety itd. Były przepyszne. Do tego potrzeba zapasów soli, saletry i pieprzu. Pieprz potrafi być bardzo trwały, po dziś dzień używam w domu pochodzącego jeszcze z czasów stanu wojennego.
      Te wędliny wędziło się we własnoręcznie zespawanej z blachy stalowej wędzarce.

  2. mig pisze:

    Co z nowoczesnego lekarza bez lekarstw

  3. Piotr pisze:

    Brakuje mi umiejętności pędzenia bimbru

    • Piotr pisze:

      To akurat nie problem. Naucz się z netu. Przynajmniej teorii, bo praktyka jest sankcjonowana przez prawo. 😉

      • Piotr pisze:

        I tu pytanie do Pana Krzysztofa czy nie warto zakupić aparaturę już dzisiaj? Posiadanie jej jest legalne. Można kupić nawet na Allegro. Nie mam ochoty teraz z niej korzystać, bo po pierwsze jest to nielegalne, a po drugie mocny alkohol pijam na tyle rzadko, że zwyczajnie mi się nie chce w to bawić. W przypadku jakiejkolwiek dłuższej katastrofy (wojna , impuls elektro-magnetyczny) samogon może okazać się żyłą złota. To nie tylko eliksir do poprawy nastroju ale i środek dezynfekcyjny, lekarstwo i paliwo. Co Pan o tym sądzi?

        • Marek W. pisze:

          To może napiszę trochę jak to działa (Oczywiście broń Boże z własnej praktyki – słyszałem jak kolega opowiadał 😉 )
          Robienie piwa/wina opanowali starożytni, a destylowanie powstałego produktu to wynalazek średniowiecza, więc żadna rocket science to to nie jest. Oczywiście warto trochę teorii liznąć, żeby wiedzieć co i dlaczego się robi i nie wytruć przy okazji pijących. (alkohol metylowy w niewielkich ilościach też można uzyskać).

          Głównym problemem, czy może sposobem na dobrą jakość produktu, jest odpowiedni produkt wyjściowy (wyczuwalny w końcowym) – drożdże winiarskie czy gorzelnicze zamiast piekarniczych i poprawna destylacja – czasami dwukrotna.

          W przypadku kolegi nie chodzi nawet o picie spirytu, co o uzyskanie napojów smakowych typu gruszkówka, czy śliwowica i bazy do produkcji nalewek ziołowych i owocowych

          Jeżeli samemu się nie zużywa to jest to nawet teraz doskonała waluta na wszelkiego rodzaju suweniry dla znajomych z różnych okazji.

          • Piotr pisze:

            Wszystko to prawda. Tyle, że ja się zastanawiam czy nie warto kupić gotowej aparatury już teraz, by „w razie Niemca” nie klecić jej z przypadkowych przedmiotów. Obecnie jest stosunkowo niedroga i wykonana z bdb materiałów. Pytanie czy ma to sens?

          • Marek W. pisze:

            Piotr – jakoś śnie mogę odpowiedzieć pod Twoim pytaniem.

            Czy jest sens kupić i trzymać gdzieś w piwnicy? Na to pytanie niestety musisz odpowiedzieć sobie sam. Trzymanie „w razie W.” Bez umiejętności użycia w mniej sprzyjających okolicznościach może się okazać sztuką dla sztuki. Może nie jest to super skomplikowana technologia ale trochę wprawy i doświadczenia jednak wymaga. Szczególnie jeżeli chciałbyś produkt dobrej jakości.

            Z kolei testowanie teraz różnych receptur może dać mnóstwo frajdy i otworzyć całkiem nowy świat możliwości. Umiejętność robienia własnego piwa ,wina, czy wódek i nalewek, wędlin czy chleba Może stać się super hobby a i w razie Niemca okazać się nieoceniona.
            Pozdrawiam

          • djans pisze:

            Destylacja jest dużo starsza od średniowiecza.

            Destylację „odkrywano” w wielu miejscach na świecie, w różnych epokach – wszędzie tam, gdzie gotowano. „Dzicy” Indianie, stepowi Kałmucy i podobne „pierwotniaki” destylację znali.

          • Marek W. pisze:

            Djans – masz oczywiście rację. Destylacje jako wykraplanue pary w naszym kręgu kulturowym znali starożytni – bodajże Arystoteles już o niej wspominał. Natomiast wynalazek alembiku to X wiek. I to miałem na myśli. Może zbyt duży skrót myślowy. Pozdrawiam

        • GNOM pisze:

          Piotr w Polsce możesz pędzić legalnie nalewki na swoje potrzeby, nielegalne jest tylko handlowanie nimi. Podobnie jest z wódką- jeśli robisz ją z legalnego spirytusu i nią nie handlujesz. Pędzenie księżycówki jest niestety nie legalne 🙂

  4. Marek pisze:

    Piotr: też o tym pomyślałem, że produkcja alkholu będzie bardzo intratna 🙂 Podejrzewam, że szybko stanie się walutą i kopanie bitcoinów przeniesie się do miejsc o łatwej dostępności owoców. Zacieranie zbóż to wyższa szkoła jazdy.

  5. esiek pisze:

    Co do lekarzy jedna uwaga: warto nim byc rowniez w czasach pokoju i dobrobytu – uwierzcie mi, zle nie maja.

  6. Pozyskiwacz. pisze:

    Co do bimbru , to pamiętam jak kilka lat temu spotkałem na Ukrainie w Karpatach, rodzinę która żyła z produkcji śliwowicy.
    Taka zapadła wioseczka, kilka domostw. Oprócz normalnego gospodarstwa i pozysku drewna na własne potrzeby, jak wszyscy dookoła, mieli sad śliwkowy. Nawet nie taki wielki, może kilkanaście drzew, może trochę ponad dwadzieścia. Sprzedaż śliwowicy zapewniała dochody wystarczające żeby utrzymać rodzinę na przyzwoitym poziomie. Jak na tamtą okolice oczywiście. Dla nas była by to oczywiście skrajna bieda.
    Ciekawostką jest to że na Zakarpaciu w zasadzie każdy dla siebie na wsi coś pędził.
    Ale nawet w takiej konkurencji ci ludzie sprzedawali swoje produkty ze sporym zyskiem. Potrafili po prostu robić produkty wysokiej jakości, mieli dostęp do własnego, dobrego i taniego, surowca – śliwek (zresztą z innych rzeczy pewnie też pędzili, ale śliwowica była ich wizytówką). Aparatura też wyglądała na niezłą, trochę chromoniklu, trochę szkła. Zresztą mówili że sporo części sprowadzone z Polski. Dzięki własnym koniom drewno ściągali z lasu. Jako ciekawostka to nawet piły spalinowej nie mieli, tylko ręczne i siekiery . Jakoś żyli.

    • djans pisze:

      Odnośnie tej piły spalinowej – nic dziwnego.

      Tak samo, jak w zwykłym mieszkaniu, do poskręcania mebli z paczek i okazjonalnego używania wystarczą ręczne wkrętaki i nie trzeba akumulatorowej wkrętarki, tak i do pozyskania drzewa na opał nie trzeba spalinówki.

      • Pozyskiwacz. pisze:

        Tu się nie zgodzę. Piła spalinowa to podstawowe narzędzie na gospodarstwie, zwłaszcza jak jesteśmy zmuszeni sami zdobyć drewno na opał. Myślę że to co zrobimy z pilarką w jeden dzień, posługując się piłą ręczną i siekierą , zajmie nam przynajmniej z tydzień.
        W razie braku paliw to właśnie piły spalinowej najbardziej by mi brakowało.
        Dom ogrzewam drewnem i większość tego drewna kupuje, ale kilka wozów gałęziówki z lasu przywiozę. Przynajmniej konie mają trochę treningu. Tak że mam pojęcie ile z tym schodzi. W każdym razie mając ostatni kanister benzyny trzymał bym go właśnie do piły.

        Ci Ukraińcy piły spalinowej nie mieli , bo ich zwyczajnie nie było na nią stać. Drewna zużywali pewnie sporo, bo oprócz ogrzewania, gotowania dla siebie i zwierząt (np. ziemniaki dla świń) musieli przecież na czymś destylować swoje wyroby.

  7. Fomalhaut pisze:

    Ciekawa tematyka filmu. Osobiście uważam ,że będzie grupa umiejętności podstawowych bez których się po prostu nie przeżyje w razie sytuacji mocno kryzysowej. Wymienił bym tu (kolejność nie przypadkowa):
    – posługiwanie się bronią (posiadanie skutecznej broni)
    – umiejętność pływania
    – umiejętność prowadzenie samochodu i jazdy na jednośladzie (wraz z umiejętnością uruchomienia „na krótko”)
    – podstawowa znajomość języków sąsiadów (czytanie tabliczki „wnimanie ! miny” 😉
    – rozpalanie ognia.
    – pozyskiwanie i filtrowanie wody
    – pozyskiwanie żywności.
    „Zarabianie” na umiejętnościach dotyczy czasów już nieco spokojniejszych – które to mogą nadejść po głównym kryzysie. Czasów w  których to będzie akceptowana wymiana dóbr ,a nie ganianie po lasach i walki uzbrojonych band. Wówczas będzie bardzo cenne wszystko to, co wiąże się z podstawowym ratowaniem życia i zdrowia. Wg mnie więc w kolejności:
    – ochrona fizyczna (uzbrojeni samodzielni wolni strzelcy – jest parę filmów jak klasyk :Siedmiu wspaniałych”)
    – medycyna (i zdobywanie leków, ziół)
    – produkcja broni (zwłaszcza palnej i dystansowej)
    – produkcja żywności
    – umiejętności techniczne (budowa domów, pieców, studni, zabezpieczeń, elektrowni wiatrowych itp.)
    Jeśli nasze umiejętności potrafimy przyporządkować do tych grup to może my liczyć na chętnych do współpracy.
    Zależy też dużo od tego jaki byłby kryzys. Jeśli nastąpi epidemia i wymrze 80 procent ludzi – żywność nie będzie problemem – raczej. Nie będzie więc kanibalizmu ani walk o jedzenie. Ale może się załamać całkowicie sprawa relacji miedzy ludzkich i współpracy bo każdy będzie się „bał zarazić” i załamie się handel. Powstaną strefy kwarantanny i enklawy zdrowych. Bardzo ważne staną się medycyna i komunikacja oraz ochrona elektroniczna – łowiectwo może być zupełnie niepotrzebne. Podobnie jak rozpalanie ognisk i szycie ubrań.
    Wszytko zależy więc od tego CO SIĘ STANIE. Pozdrawiam

    • Coyote pisze:

      Wolnemu strzelcowi nikt nie zaufa ani nikt po nim nie zapłacze gdy struje się jedzeniem albo obudzi z drugim uśmiechem bo gospodarzowi u którego nocował spodobała się jego broń .
      Usługi ochroniarskie zdominuje nepotyzm , każdy będzie wolał zatrudnić krewniaka czy syna sprawdzonego sąsiada .
      Duże zlecenia z kolei zdominują zgrane grupy o wyrobionej renomie której strata nie byłaby warta potencjalnego zysku na jakimś wale .
      Wyjątek , zaciąg najemników przez jakiegoś warlorda .

      W Afryce są tacy wolni strzelcy , najemnicy walczący praktycznie za naboje i jedzenie . Wędrujący z wojny na wojnę z zardzewiałym karabinem na sznurku .
      A gdy nie ma ruchu w interesie żyjący z dorywczej pracy u rolników , drobnych kradzieży i kłusownictwa .
      Złamani ludzie którzy żyją tak bo nie mają do czego wracać i inaczej już nie umieją .
      Tacy też byli w „Siedmiu samurajach” Kurosawy , których „Siedmiu wspaniałych” było tylko nie najlepszym remake,m .

      Wniosek żeby już teraz dobrze żyć z rodziną i sąsiadami . Żeby być „swój” . Bo w naprawdę złych czasach sam i obcy = zwierzyna łowna .

    • djans pisze:

      Trochę dziwię się tej kolejności. Np. można sobie doskonale radzić, tak dzisiaj, jak i podczas najgorszego kryzysu, zarówno nie umiejąc pływać, jak i jeździć na motocyklu. Jednak ciężko żyć bez umiejętności pozyskania wody, pożywienia i rozpalania ognia.

      „Jeśli nastąpi epidemia i wymrze 80 procent ludzi – żywność nie będzie problemem ”

      Wręcz przeciwnie. Przy takiej skali wymierania gęstość zaludnienia zmniejszy się nam ze 123 osób na km2, do 24. Taki spadek liczby ludności skutkował będzie brakiem działania jakiejkolwiek współczesnej infrastruktury i produkcji przemysłowej. Nie będzie więc między innymi specjalnego materiału siewnego, nawozów sztucznych i środków ochrony roślin. Na nadmiar paliwa do maszyn rolniczych też bym nie liczył. Koni do chodzenia za pługiem w zasadzie nie mamy. Krów produkujących obornik – w zasadzie też nie.

      A to oznacza, że trzeba będzie ciężko pracować w polu, żeby się wyżywić.

      • linkolm pisze:

        Ogólnie temat rzeka,dzisiaj nawozy sztuczne i środki ochrony roślin są stosowane żeby maksymalnie podnieść wydajność upraw i tym samym hodowli(rośliny paszowe) po to aby wyżywić ogromną populacje ludzi.Koni mamy 300 tysięcy według spisu z ostatnich lat,a bydła prawie 6 milionów także jeżeli brać pod uwagę spadek populacji do 1/5 stanu obecnego to nie było by tak źle.Było by trzeba uprawiać sady i ogrody,a ze zwierząt hodować głównie trawo żerne,łatwiej trzy razy skosić łąkę na siano dla kozy niż uprawiać zboża dla świni(zboża możemy sami zjeść zamiast karmić świniaka a trawy już nie).Wyzwaniem było by utrzymać meliorację na jako takim poziomie,w mojej okolicy dobra ziemia uprawna przed melioracją była bagnem.Co prawda było to 45 lat temu ale gdyby nagle w całym kraju zaprzestano czyszczenia rowów melioracyjnych tereny niżej położone na powrót stały by się bagnami.

      • Fomalhaut pisze:

        Z tego co wiem w rolnictwie pracuje mniej niż 10 procent obywateli, demografia nie jest więc problemem dla podtrzymania rolnictwa. Oczywiście nawozów by za jakiś czas nie było ,ale to i lepiej bo żywność była by zdrowsza. A obecna wydajność nie byłą by i tak potrzebna. Potrzeba zatrudniania rzeszy ludzi do pracy na roli to w sumie dobra wiadomość. Będą potrzebni pracownicy fizycznie bez szczególnych umiejętności. Zresztą to tylko przykład ukazujący ,że „Wydarzenie” określi jakie umiejętności są w cenie. Co do nepotyzmu i zatrudniania rodzin. To zależy jakie to rodziny i jaki kryzys. Są rodziny gdzie dominuje starsze pokolenie i prawie „same baby” ,więc nie za bardzo z organizowaniem np. ochrony. Będą liczyć się ludzie Zaufani ,a to nie koniecznie musi być rodzina.
        Umiejętności obsługi pojazdów mogą być bardzo przydatne w razie chaotycznej ewakuacji. Umiejętność pływania to w sumie podstawowa umiejętność.Przeprawa przez rzeczkę staje się nagle bardzo ryzykowna bez tego i grozi rozbiciem grupy (rodziny). Nie wymieniłem tak prozaicznej rzeczy jak robienie zastrzyków – a chyba warto by się przeszkolić. Zresztą nie ma co się spierać o detale. Wiadomo – „lepiej się z mądrym zgubić itd..” I tak najważniejsze będzie pierwsze 72 godziny. Pozdrawiam.

        • djans pisze:

          O coś się spierać musimy, bo by dyskusja była nierozwojowa 😉

          Nie czepiam się umiejętności, tylko kolejności. Np. pływam świetnie, ale mógłbym żyć bez tego – z dolnośląskich rzek, to jedynie odra wymaga pływania. Pozostałe da się przejść wbród.

          Co do rolnictwa: to nie jest tak, że dzisiejsze zboża, warzywa, rośliny okopowe, konie i krowy możemy upraiwać i hodować w postapo. Te zwierzęta i rosliny wymagają specjalnych warunków, środków ocjrony, pasz, lekarstw. Bez cywilizacji będą bardziej zagrożone, niż ludzie.

          Po wtóre sama agrotechnika, której melioracje wodne sa tylko drobnym fragmentem, wymaga narzędzi i pracy. Ile jest w Pl konnych pługów? Ile koni pociągowych? Kto kiedykolwiek szedł za pługiem? Nawet jeśli skompletujemy zwierzę, maszynę i człowieka, to ile trwa zaoranie 1ha taką metodą?

          A teraz, wracając do wcześniejszego akapitu – ilu ha potrzeba dla uzyskania plonu do rocznego wyżywienia jednego człowieka? Oczywiscie w sytuacji braku nawozenia, oprysków i z zastosowaniem własnego materiału siewnego. Ile roboczogodzin potrzeba, żeby to plewić, albo zbierać stonkę? A na koniec – ilu, żeby zebrać plon i zwieźć z pola do magazynów?

          To naprawdę może wyglądać tak, że w sezonie wegetacyjnym trzeba będzie pracować dosłownie od switu, do zmierzchu, tylko po to, żeby mieć gdzie spędzić noc i cokolwiek zjeść.

          Dopiero spadek gęstości zaludnienia poniżej 1 os. na km2, gdzie z łowiectwa i zbieractwa dałoby się sporo pozyskać, dawałby małym grupkom ocalałych bufor komfortu.

          • Fomalhaut pisze:

            Nie znam się na rolnictwie. Kiedyś robiłem obliczenia „na próbę” i wg mnie można liczyć 0,5 ha na osobę jest potrzebne by zapewnić minimum żywnościowe. Wiem to w sumie z doświadczenia bo moi bliscy mieli właśnie 0,5 ha i w dwie osoby się utrzymywali tylko trochę wspomagając się sklepem „społem”. Dla ciekawych powiem jak to wyglądało: na terenie staw około 400 m2 zarybiony karpiem i amurem (około 50 do 70 ryb rocznie). Nie licząc płotek ;-). około 500 m2 uprawy ziemniaków, 200 m2 kukurydzy, ogród warzywny jakieś 150 m2, poza tym 11 krzaków czarnej porzeczki, 10 m2 foli z pomidorami, 10 krzaków pigwy. 5 drzew moreli, 2 śliwki, 2 duże orzechy włoskie. około 100 sztuk słonecznika na terenie. Hodowla około 30 kur, 20 kaczek (jajka i mięso)+ 15 królików, + pies (warta). Dokupywali zboże dla kur ale i tak 40 % ziemi to była łąka – nieużytek. Niektóre rzeczy jak jak np. jaka sprzedawali bo była nadprodukcja. Więc pewnie dało by się to bardziej zrównoważyć i zmaksymalizować. Roboty było sporo ale tylko latem. Ziemia na terenie była torfowa bardzo dobra. Kosztem był opał na zimę – ale też to bardziej praca niż pieniądze. Wg mnie jak ktoś przyjmie 1 ha na osobę to spokojnie da radę. (jeśli idzie o wydajność produkcji żywności przy pracy ręcznej).
            Przy posiadaniu np. traktorka na alkohol – produkowany z ziemniaków (odpadków) wprowadzenia uprawy boczniaka w pomieszczeniach piwnic itp. można naprawdę wyprodukować masę żarcia. Pozdrawiam

          • linkolm pisze:

            Djans zwierzęta cechują duże umiejętności przystosowawcze,po prostu w gorszych warunkach bytowania zmniejszyły by wydajność.Maciora odchowała by 5 a nie 15 prosiąt a krowa dała by mniej mleka i tak dalej.Mniejsze zagęszczenie zwierząt wpłynęło by pozytywnie na ich zdrowie no i trzeba by wspomagać się ziołami,swoje zrobiła by także selekcja naturalna.U młodych zwierząt choroby najczęściej wynikają z nie prawidłowego żywienia.Zakładając,że budynki nie zostały by zniszczone to zmieniły by się tylko warunki żywienia i weterynaryjne to nie tak źle.Gorzej miała by się sprawa z roślinami,trzeba by oznaczać np najdorodniejsze i najbardziej odporne krzaki ziemniaka i z nich pozyskiwać sadzeniaki to samo z innymi uprawami.Ważne jest też zmianowanie,nie można uprawiać po sobie roślin,które dzielą te same choroby i szkodniki(5 lat to minimum jeżeli nie stosujemy chemii).Maszyny to nie jest wielki problem jeżeli było by do nich co zaprząc,narzędzia podczepiane pod ciągniki to pochodne maszyn konnych.Odkręcasz jeden korpus pługa i dorabiasz grządziel(część za którą zwierzę ciągnie) z resora czy nawet z drewna i gotowe.wszystkiego idzie się nauczyć.Na razie żyje jeszcze sporo osób które pracowały w młodości z końmi więc było by się od kogo uczyć.

        • linkolm pisze:

          W rolnictwie pracuję ok 10% ludności,ale dzisiaj w dobie mechanizacji i chemizacji.Sprawdź jak to wyglądało powiedzmy 50 lat temu.Prosty przykład ursusem C-330 w ciągu 10 godzin zaorze dwa i pół hektara natomiast parą koni jednoskibowym pługiem w tym czasie zaorze pół hektara,dzisiaj w pół godzinki hektar pola opryskam środkiem na chwasty i po problemie w danym sezonie,a pomyśl ile czasu było by potrzeba dla jednego człowieka żeby wypielił ten hektar,odpowiem ci nie nadążył by zwłaszcza przy wilgotnej pogodzie zielsko odrastało by za nim po paru dniach.

          • djans pisze:

            @linkolm
            Otóż to. A teraz jeszcze wyobraźmy sobie, że nagle na nas pada ta zaraza trzebiąca 80% ludności. Pługi konne są gdzieś po muzeach i u paru rolników. Koni pociągowych też se świecą szukać.

            Prace agrotechniczne trzeba by pewnie wykonywać ręcznie – szpadel, albo widły amerykańskie.

            @Formalhaut

            Tak na skróty licząc tona ziemniaka to nieco ponad 2000 kalorii dziennie. Doświadczony rolnik zapewne jest w stanie uzyskać więcej, niż tonę z ha – w warunkach uprawy ręcznej, bez nawożenia i ochrony, z własnego materiału. Tyle że właśnie do sadzenia, odchwaszczania i zbiorów potrzebowałby dodatkowych rąk do pracy.

            Jeśli do tego dodać jakąś tam uprawę najgorszych zbóż na paszę dla zwierząt, chodzenie koło tych zwierząt, dodatkową uprawę warzyw i owoców, przetwórstwo żywności, pozyskiwanie opału i zwykłe doglądanie gospodarstwa, to wychodzi spore zapotrzebowanie na roboczogodziny. Kilku parobków byłoby niezbędnych.

    • Rafał M. pisze:

      „na krótko” współczesnych pojazdów się nie uruchomi, bo fabrycznie mają wbudowany immobiliser w komputer sterujący silnikiem.
      W kluczyku jest bezprzewodowy chip z kodem i silnik się uruchomi dopiero przy zgodności kodu.

      Złodzieje obchodzą to na różne sposoby, jednym z nich jest noszenie ze sobą własnego sterownika silnika. Otwiera się maskę, wypina, wpina własny i można uruchomić.

      • Fomalhaut pisze:

        Tak masz rację. Tylko średnia wieku pojazdu w Polsce to 15 lat – więc połowa jest starsza. I wielu z nich nie ma immobilisera. Sam miałem do niedawna taki właśnie ;-).

        • djans pisze:

          Nie, żebym wszelkie takie „złodziejskie” umiejętności uważał za nieprzydatne, po prostu ich przydatność uważam za drugorzędną.

          Bo jeśli idzie o to odpalanie aut, to raczej wyobrażam sobie, że w wypadku jakiegokolwiek kryzysu drogi będą zatłoczone, bądź zablokowane totalnie i jeśli nie uda nam się skorzystać z własnego auta, to z kradzionego też nie.

          • Fomalhaut pisze:

            Nie ma się co licytować które umiejętności są jak ważne. W zasadzie wszystko może się okazać drugorzędne w razie specyficznego zagrożenia. Znam sporo ludzi ,co nie potrafili by rozpalić pieca przy pomocy zapałek na przykład. A my tu o szeregowaniu i klasyfikowaniu umiejętności. Co do rolnictwa wiadomo ,że prędzej czy później „micha” okaże się najważniejsza. W naszym kraju jest jednak bardzo dużo urodzajnej ziemi, mnóstwo lasów ,zwierzyny i jezior, generalnie więc, jeśli nie nastąpi masowe skażenie – raczej żywność da się wyprodukować lub zdobyć na tym terenie. A jak nie będzie ropy do traktora to szpadlem też można sporo skopać – w sumie raz do roku. Kto będzie chciał jeść będzie musiał pracować. „Magistry socjologii i menagery” poznają smak pracy 😉
            Może jedynie większość ludzi nie będzie się obżerać jak do tej pory. 😉
            Oczywiście dużo ludzi starych i i chorych po prosu umrze.
            Takie niestety bywa życie.

          • djans pisze:

            Co do tej ziemi lasów i jezior, to wszystko zależy od skali depopulacji/siły kryzysu.

            Paradoksalnie im będzie gorzej, tym będzie łatwiej.

            Mała, rozproszona populacja byłaby się w stanie wyżywić nawet i w oparciu o dziczejące sady i ogrody, plus kilka kur, czy kóz i uzupełnienie w postaci drobnego rybołówstwa i okazjonalnych polowań.

            Natomiast jeśli ludzi pozostanie dużo, a padnie technika, to bardzo szybko zostanie zjedzone wszystko, co się da, w tym materiał na przyszły zasiew/nasadzenia, stada podstawowe, etc.

  8. Lol52 pisze:

    Bandytka to dobry interes no i jak nie będzie kontroli to i jakieś specjalne afrodyzjaki (wiecie jakie) można będzie uprawiać i wymieniać.
    Dużo bajdurzenia mało konkretów.
    Mam nadzieję że wiecie skąd się bierze;
    klej do wykonania łuku klejonego?
    jedzenie roślinne w lesie i na polu
    lekarstwa roślinne i chemiczne
    środki myjące z lasu
    itp itd
    Bajdurzenie bajdurzenie konkretnie proszę jak zrobić to albo tamto z podstawowych produktów
    Jak napędzić bimbru na 2 garnkach i misce (cejro pokazywał) a nie tu taka maszynka tam inna i przychodzę ja i zabieram wam jaki już będzie gotowe! no chyba że wy przygotowani ale moja poczeka aż wasz pójdzie spać.
    Taka selekcja słabych?

  9. Rafał M. pisze:

    Bardziej od medycyny przydatne są umiejętności z zakresu pierwszej pomocy. Nawet udało mi się kupić książkę „Pierwsza pomoc w warunkach ekstremalnych”.
    Zwykła pierwsza pomoc to podtrzymanie chorego przy życiu do czasu przybycia wezwanych służb ratunkowych (czyli kilkanaście minut do pół godziny), co po upadku cywilizacji może być utrudnione. Podobnie jak w warunkach z dala od cywilizacji, gdzie profesjonalna pomoc może nadejść dopiero po wielu dniach.

    Organizm człowieka ma ogromne zdolności do samoleczenia i w zasadzie to z nich korzystają lekarze, podawane leki najczęściej jedynie łagodzą objawy.
    Za to w kryzysowych sytuacjach głównym zagrożeniem zdrowotnym będą różne nagłe kontuzje – skaleczenia, zakażenia ran, złamania, zwichnięcia, zatrucia, ugryzienia, odmrożenia, udary cieplne itd.

    Zresztą nie bez powodu w Polsce rezygnuje się z lekarzy w karetkach pogotowia. Brakuje lekarzy i to są koszty, ale przede wszystkim to przeszkoleni sanitariusze sobie doskonale radzą w większości przypadków i jedynie w przypadkach przekraczających ich umiejętności oraz wyposażenie transportuje się pacjenta do szpitala.

    • Fomalhaut pisze:

      Widziałem tę książkę, bardzo ciekawa. Ale jednak pierwsza pomoc to cześć medycyny. ;-). Zresztą bez pierwszej pomocy ranny nie doczeka do pomocy bardziej wyrafinowanej – a bez tej drugiej ,i tak może umrzeć. Niezbędne są wiec tak naprawdę obie. Na YT widziałem kiedyś filmik po angielsku co prawda jak w domowych warunkach hodować grzybnie dla wytworzenia penicyliny. Takie rzeczy mogą być bardzo potrzebne, w przypadku cywilizacyjnej klapy..

    • djans pisze:

      Raczej odwrotnie. Tzn. im trudniejsze będą czasy, tym bardziej potrzebna będzie znajomość medycyny ogólnej, tyczącej pospolitych, przewlekłych problemów wynikających z niedożywienie, złego odżywienia i niedostatków higieny, połączonych ze stresem.

      Sama pierwsza pomoc jest dziś wystarczająca, bo teoretycznie w przeciągu godziny od jej udzielenia poszkodowany trafia na chirurgię, gdzie już się nim zajmują profesjonaliści. W sytuacjach ekstremalnych, czy realiach kryzysowych ta godzina może się wydłużyć do dni.

  10. GNOM pisze:

    Gdzieś widziałem program o amerykańskich prepersach i tam wyliczali że na pełne wyżywienie 4 osobowej rodziny potrzeba około 8 akrów ziemi uprawnej – czyli około 3,5 hektara 1 akr= 40,4 ara.
    Były w tym ujęte również zapasy potrzebne do przeżycia zimy, oraz kury.
    Ze swojego własnego doświadczenia wiem że 60 arów które posiadam w zupełności wystarcza do zaspokojenia potrzeb zaopatrzenia mojej rodziny w warzywa i owoce oraz wykonanie z nich przetworów na zimę. Ziemniaki jednak kupuje u zaprzyjaźnionego rolnika, tak jak i zboża na mąkę.

    • Pozyskiwacz. pisze:

      8 akrów ziemi… A jakiej ? Czarnoziem czy piaski ? W jakim klimacie itp. Tu jest bardzo dużo zmiennych.

    • a.jedlinski pisze:

      Też kiedyś się zastanwiałem jaka jest wydajność z ara działki. W zeszłym roku zrobiłem eksperyment. We wpisie opublikowałem wyniki. Jest to jakiś wyznacznik ile rodzina potrzebuje powierzchni uprawnej w naszym polskim klimacie. https://na-kryzys.blogspot.com/2016/11/wyniki-eksperymentu-wydajnosc-dziaki.html

      • Fomalhaut pisze:

        Przeczytałem opis eksperymentu. Zdaje się on jednoznacznie potwierdzać tezę ,że 1 hektar (10 000 metrów) to aż nadmiar, jeśli idzie o ilość ziemi niezbędną do wyżywienia 2 osób. nawet zaryzykuje ,że 4 też by się wyżywiły i to bez okresów głodu, byle chociaż ze 3 z nich pracowały.
        Pozdrawiam

        • a.jedlinski pisze:

          Jeśli moja powierzchnia uprawna to były 2 ary, zebrany plon to 450 kg, to gdybym miał 5-6 arów, wystarczyłoby dla mnie (ponad tona zbioru). Same rośliny. Pół hektara (50 arów) może wyżywić całą rodzinę więc i będzie nadwyżka. Tą nadwyżkę można byłoby poświęcić na wykarmienie powiedzmy kur i kilku kózek. Ale to już teoretyzowanie z mojej strony, którego zbytnio w swoim preppingu nie lubię. Wziąłem pod uwagę straty wynikające, że coś tam może nie wyjść. Bo i mi nie wyszło. Ziemniaki mizerny plon bo zaraza ziemniaczana. Pomidory zerowy plon z tego samego powodu (kilka kg to nic). Cebula nie wyszła praktycznie, ponieważ gdy trzeba było ją odchwaszczać to ja nie miałem akurat czasu – więc została zagłuszona. Gdybym miał więcej czasu wtedy gdy była taka potrzeba to wynik byłby o 50 – 100 kg większy (więcej ziemniaków i pomidorów). W tym roku powtarzam eksperyment. Powierzchnia uprawna się trochę zmniejszyła, bo więcej trawnika będzie. Oczywiście cały kesperyment dotyczył tylko i wyłącznie aspektu samowystarczalności żywieniowej.

          • Fomalhaut pisze:

            Podziwiam pracowitość i metodyczne podejście. Ja niestety jestem mocno a- rolniczy , a bardziej techniczny. Sugerowałbym jeszcze – z obserwacji i cudzych doświadczeń:
            – Posadź krzaki które w sumie są mało absorbują czas – poza zbiorem np. czarna porzeczka, agrest. pigwa.
            – Jeśli działka będzie na lata posadź drzewa owocowe.
            – gdzie się da zasiej słoneczniki.
            – dobierz uprawę do charakteru ziemi. Na glebach kwaśnych czarna porzeczka doskonale się udaje. Wiśnia nie lubi ziemi podmokłej itd.
            Co do zarazy może być przyczyną pogoda więc nic nie poradzisz. Należy dywersyfikować ryzyko – pewnie wiesz. Rozmaitość upraw i staranna lokalizacja na posiadanej działce. Dobór gatunków odporniejszych na schorzenia. Może też warto zrezygnować całkowicie z warzyw które się nie udają na rzecz większej ilości „pewników”? Pozdrawiam.

          • GNOM pisze:

            Jak pisałem mam 60 arów. około 20 zajmują drzewka i krzewy. Kolejne 20 to ziemia uprawna, a reszta to budynek, altanka, wędzarnia itd.
            Aby mieć pomidory musisz posiadać szklarnie lub tunel foliowy, deszcze niszczą pomidory. Ważny w uprawie jest płodozmian i nawożenie. Tam gdzie miałeś ogórki w przyszłym roku posiej marchew itd. raz na 4 lata trzeba nawieźć działkę obornikiem, można co prawda używać kompostu, ale nie może być w nim żadnych odpadków z cytrusów, za to mile widziane są skorupki z jaj. Bardzo ważne jest coroczne wapnowanie działki- mamy tak dużo kwaśnych zanieczyszczeń w powietrzu że każdy deszcz zakwasza glebę.
            Ja większość warzyw i owoców przerabiam w słoiki, choć mam i warzywa w kopcu – marchew, pietrucha, buraczki czerwone,seler, ziemniaki (od zaprzyjaźnionego rolnika). W piwniczce na pułkach wyłożonych słomą mam ułożone jabłka i gruszki (odmiany późne- twarde), a w wiadrach z piachem pory.
            Co do upraw- wczesną wiosną wysiewam rzodkiew i sałatę- po ich zjedzeniu wysiewam w to miejsce inne warzywa, a sałatę i rzodkiew sieje w innym miejscu. Ogórki sieje z 10 dniowym przesunięciem, dzięki temu gdy jedne się kończą to mam następne. Cukinie i bakłażany wysiewam pod krzewami i między drzewami, oraz pod płotami, nie zajmują cennego miejsca i dobrze mi tam rosną. No i najważniejsze całe 20 arów mam nawodnione- na głębokości półtora sztycha szpadla co ok. 40 cm mam rozprowadzone rurki z otworkami owinięte geowłókniną, podłączone do pompy którą w razie suszy mogę włączyć na parę minut i nawodnić ogród od spodu- ta metoda eliminuje konieczność ręcznego podlewania, oraz zapobiega szybkiemu wysychaniu (parowaniu wody).
            Jeśli się chce to nic oprócz chęci nie stoi na przeszkodzie aby mieć własne jedzonko.

          • linkolm pisze:

            Jeżeli chodzi o ziemniaki to oprócz wpływu pogody na porażenie zarazą jest to też zależne od odmiany,a także od sadzeniaków,które mogą być zarażone tą chorobą.Najlepiej załatw sobie sadzonki z centrali nasiennej.Zwracaj także uwagę na płodozmian bo pomidor i ziemniak to ta sama rodzina i atakują je te same choroby.Poszukaj przepisów na napary roślinne do oprysku swoich upraw np.z czosnku,pokrzywy.Zbadaj glebę pod kontem zakwaszenia i zasobności w składniki pokarmowe,czasami niedobór jednego mikroelementu potrafi zaburzyć działanie całej reszty i obniżyć odporność roślin na choroby i szkodniki.Przyjrzyj się uprawie współrzędnej,teraz jest czas na teorie.Trawnik także może być źródłem żywności poprzez skarmianie trawy zwierzętami (królik,gęś,koza),a jeżeli w pobliżu są nieużytki czy rowy melioracyjne to także z nich mógł byś pozyskiwać trawę dla zwierzaków(zielonka,siano).

  11. bura2 pisze:

    Z umiejętności – nawigacja, zwłaszcza w czasie ucieczki i ogólnego chaosu.
    O czym zapomniano to kondycja, trzeba kondycji żeby się ewakuować, żeby nie być „flakiem” gdy zamiast przejechać samochodem 4 km do pracy będzie trzeba je przejść. A wielu ludzi tak by miało.
    Trzeba kondycji żeby zasuwać ręcznymi narzędziami i żeby robić to dobrze a nie po 2 godzinach ciąć krzywo ale za to nierówno bo się zmęczyło i co drugi raz zamiast w gwóźdź uderzyć się w palec.
    Trzeba kondycji, żeby się obronić, bo może bardziej od strzelanin z wojskowych karabinków na 300 m realne jest że trzeba będzie trochę się poszarpać z napastnikiem żeby zyskać czas na dobycie swojego nieporęcznego rewolweru CP.
    Trzeba kondycji bo kondycja to mniej chorób i szybszy powrót do zdrowia.
    Itp, itd.

  12. Grzegorz pisze:

    Plan zagłady dla Niemiec 2017
    Polecam obejrzenie :

    https://youtu.be/5QtZdXXSEEE

  13. a.jedlinski pisze:

    Wszystkie te wskazówki są dobre i pożyteczne… Ja się tak tylko osobiście zastanawiam. Czy próby odpowiedzi na pytania co da nam dochód po zagładzie ma jakiś sens? Już dzisiaj nie jesteśmy w stanie doradzić młodzieży, jaki zawód wybrać by miały pewny dochód, a co dopiero po jakimś kryzysie, gdy nie wiemy jak ten kryzys miałby wyglądać. Ale wiadomo i pewne jest jedno. Im więcej umiemy tym mamy większe szanse. Inwestycja w umiejętności zawsze popłaci.

  14. yamabushi pisze:

    Kiedyś w ramach „rozwoju praktycznego” poświęciliśmy kilka godzin na eksperyment „budowa społeczności na bezludnej wyspie”… po jakimś czasie jakoś samo z siebie powstało zapotrzebowanie (a może jeden z biorących udział w eksperymencie sprytnie stworzył zapotrzebowanie które sam natychmiast zaspokoił) na „SZAMANA / KAPŁANA” – duchowego doradcę i przewodnika – strasznie szybko się z tego wykluła „parafia” itd itd…

    Mam wrażenie że KSIĄDZ jeszcze długo będzie miał się dobrze… tak w czasach pokoju jak i apokalipsy (w postapo pewnie też)…

    • Fomalhaut pisze:

      Pewnie rola kogoś miedzy klechą a psychologiem okaże się potrzebna – głównie dla kobiet, jednak nie myślę by zwalniało go to z konieczności zapierdzielania w polu z innymi. Już by inni panowie taki etat wybili mu raz na zawsze z głowy. Kto nie pracuje nie ten nie je. Albo może sobie iść gdzie indziej. Po prostu zapanuje przynajmniej w tym aspekcie normalność.

      • yamabushi pisze:

        wystarczy że „kapłan” dogada się z „wodzem” i staje się nietykalny

      • a.jedlinski pisze:

        Miarą dobrze zorganizowanej społeczności jest właśnie fakt, że jest ona w stanie wyprodukować dobra na tyle, by starczało dla aktorów, muzyków, nauczycieli oraz innych niefizycznych. Ale pewnie nauczyciele to nieroby, którzy nic nie robią, mają wolne wakacje i zarabiają za dużo. Klecha/psycholog… Wiesz co? Wysłuchaj dziennie 10 wspomnianych kobiet, a jak do ciebie przyjdzie 11 -ta to będziesz chciał spierd… na pole kamienie nawet dźwigać.

    • djans pisze:

      Świecka nauka i medycyna, to chwilowe epizody na tle historii ludzkości. Kapłani/szamani zawsze zajmowali się naukami wszelakimi i jako taka nie chodzili z motyką, ani nie biegali z dzidami.

      • yamabushi pisze:

        jest takie przysłowie: „kto ma księdza w rodzinie – z głodu nie zginie”

        • a.jedlinski pisze:

          Cyt jest takie przysłowie: „kto ma księdza w rodzinie – z głodu nie zginie”
          Sorry. Nieaktualne. Poznaj system od wewnątrz. Zmieniło się trochę od ostatnich soborów. Gdyby jednak napisać kto ma biskupa w rodzinie….Wtedy aktualne. Są prezbiterzy klepiący biedę. I to dobrzy prezbiterzy. Dzisiaj przepływ gotówki jest jednostronny : od parafii do diecezji, w drugą stronę już nie.

  15. GNOM pisze:

    Szamana/ Kapłana trzeba natychmiast wyeliminować Ostatecznie- wysyłając go na rozmowy z jego najwyższym (w końcu najlepiej załatwia się sprawy twarzą w twarz) – i po kłopocie z darmozjadem.

    • Fomalhaut pisze:

      Ech.. ludzie.. O czym wy w ogóle … Jeśli będzie grupa ocalałych (zakładając gruby kataklizm i życie w stylu post apo) to są dwie możliwości. Albo jest to w miarę normalna społeczność – normalna znaczy składa się z normalnych, pracowitych i rozsądnych ludzi – którzy tworzą ją na zasadach wzajemnego poszanowania i jako takiej uczciwości – albo jest to banda pod przywództwem jakiegoś psychola. Jeśli jest to grupa „pozytywna” to się mówi gościowi pozującego na księdza – weź się do roboty albo spadaj. Żadne układy z szefem nic nie dadzą – bo szef może zaraz nie być szefem. W drugim przypadku mamy do czynienia z hierarchią dzikiego stada – gdzie rządzi siła = psychol i jego żołnierze. Wtedy taki „kapłan” jest częścią tejże bandy jako po prostu „człowiek od propagandy” ,czyli to nie kapłan tylko „kur..a” na usługach szefa. Obu należy odstrzelić w pierwszej kolejności. Obecnie w tzw. cywilizacji (ciężko patologicznej od tysiącleci) fopuszcza się i preferuje rozmaitych życiowych ślizgaczy którzy to liczne obsadzają etaty tzw. kapłanów – dotyczy nie tylko KK. W przypadku rzeczywistego końca systemu kontroli jaki tworzy tzw. cywilizacja tacy kolesie będą traktowani tak jak inni, po prostu nie pracujesz to nie jesz. No chyba ,że ktoś będzie miał do nich jakieś „ale” sprzed kataklizmu to mogą mieć miej szczęścia.. Gnom nie myl kapłana z szamanem. Kapłani zwalczali i mordowali szamanów. Szamani byli obdarzani szacunkiem przez społeczność i nigdy nie pochodzili spoza społeczności.
      Pozdrawiam.

      • a.jedlinski pisze:

        Jednak dobry kapłan/ szaman w społeczności jest potrzebny. Ale zastrzegam – DOBRY. Znam kilku księży wspaniałych, pomocnych, znam i takich skur… Chciałbym by w społeczeństwie byli właśnie ci dobrzy kapłani a nie darmozjady. W każdym zawodzie sa ci dobrzy i ci źli. Ja osobiście potrzebowałbym spowiednika i osoby która udziela mi Komuni Świetej. Ja – piszę o sobie. A grzechy kościoła znam.

        • Fomalhaut pisze:

          Duchowe potrzeby jednostek są ich sprawą. Każde narzucanie tu komuś czegokolwiek jest złem. Tak samo narzucanie jednostce woli większości jest jeszcze gorsze. Jak ktoś che agitować (pokojowo) to niech agituje i zachęca. Ale nie zwalnia go to od pracy jako takiej. Bo w ostateczności to praca i wiedza zdecyduje o szansie przykładowej grupy na przeżycie. Ile procent kapłanów ucieka od jakiejkolwiek pracy pokarzą właśnie takie sytuacje.

      • djans pisze:

        „Obecnie w tzw. cywilizacji (ciężko patologicznej od tysiącleci)”

        Kiedy patologiczna nie była? I Dlaczego?

  16. djans pisze:

    Co tu się za wybuch prymitywnego antyklerykalizmu odpierdzielił, to ja nawet nie 😉

    Nie można patrzeć na kapłanów współczesnych i przykładać ich do sytuacji z początków cywilizacji, albo i też z jej upadku w postapo.

    Kiedyś parafia była najmniejszą jednostką organizacyjną. Jedynym centrum naukowym i kulturowym na prowincji. Jedynym miejscem edukacji i dystrybuowania informacji. Prowadziła spisy ludności, statystyki, kroniki. Za jej pośrednictwem centrala zarządzała prowincją, ale też i za jej pośrednictwem prowincja mogła się zwracać po wsparcie do centrali.

    W każdym systemie religijnym i w każdej cywilizacji kapłani nie byli tylko jakimiś kołczami od prawienia banałów, ale właśnie naukowcami, urzędnikami, sędziami, lekarzami.

    Na takich ludzi popyt będzie zawsze, a dzisiaj sprawny proboszcz, w jakimś postapo będzie dla każdej społeczności cennym wsparciem.

    • Pozyskiwacz. pisze:

      No właśnie…Kościół katolicki stworzył własny podział administracyjny – z przepływem informacji, strukturą władzy, organizacją społeczną itp. Jest to struktura alternatywna i w dużej mierze niezależna od państwa. Więc jako taka powinna być doceniana przez ludzi przygotowujących się na poważne załamanie. Przecież zawsze się powtarza, że trzeba szukać alternatyw, a nie opierać się tylko na jednym rozwiązaniu.

      • djans pisze:

        Pozyskiwacz, nawet nie o to mi idzie. Każdy system religijny, wszędzie, tworzył jakby kręgosłup cywilizacji. Rytuały były w zasadzie tylko dodatkiem.

        Błędem jest sprowadzać funkcję kapłana w postapo do samych pustych rytuałów – oczywiste, że musiałby robić wszystko to, co przed wiekami.

        Tak samo, jak w teoretycznym postapo nie będzie zapotrzebowania na psychoanalityków, coachów, programistów, grafików, dziennikarzy, profesorów gender studies, etc.

    • Coyote pisze:

      Posejmikowali , posejmikowali i ciśnienie zeszło . Ludzie w ciężkich czasach potrzebują oparcia żeby całkiem nie oszaleć , dobrze jak oprócz wiary jest jeszcze pod ręką kapłan który może służyć dobrym słowem i radą .
      I mówię to z perspektywy niepraktykującego chrześcijanina 🙂
      Wojujący antyteizm i konsumpcjonizm to tylko fanaberie czasów rozpasania i nadmiaru . Po rozszabrowaniu galerii handlowych i ustaniu dostaw żywności do „biedry” tego oparcia nikomu nie dadzą .
      I tu dochodzimy do problemu .
      Różne dziwne sekty będą wyrastać jak grzyby po deszczu a już istniejące rosnąć w siłę i fanatyzm .
      Mówimy tu o grupach które już teraz żyją mniej lub bardziej poza systemem , zorganizowanych i rządzonych żelazną ręką guru .
      Co da im dużą przewagę w czasie chaosu kiedy ogół zacznie od miotania się na wzór kurczaka po odcięciu łba .
      Taka sekta może stanowić o wiele większe zagrożenie od zwykłych bandytów czy nawet wojskowych maruderów . Dobrze jest wiedzieć czy nie mamy takiej w okolicy .

      • Fomalhaut pisze:

        Wybaczcie ,że nie będę się teraz ustosunkowywał do Waszych wypowiedzi. Generalnie opisują one Wasze wyobrażenia odnośnie tzw. przedstawicieli religii i tzw. Sytuacji kryzysowej (lub post apokaliptycznej). Trudno dyskutować z wyobrażeniami (do których każdy ma prawo) bez względu na to jak okażą się błędne. Częściowo, w różnych miejscach się z nimi zgadzam, częściowo nie. W temacie w którym wywiązała się dyskusja, powiem tylko ,że należy założyć pesymistyczny scenariusz co do zachowań ludzi, w tym „kapłanów”. A to czy jest Bóg czy nie, taki czy inny – nie ma tu zbytnio znaczenia. Na użytek przygotowań dobrze jest po prostu przyjąć ,że każdy może się zachować jak zwierzę lub psychol. A po ilości odwiedzin na stronach i tematach prepersowych wiem, że przygotowanych będzie mniej niż 0,1 % ludzi. Będziemy mieć więc ponad 99 procent ciężko zdziwionych, zaskoczonych i przerażonych „nieprzygotowanych” – jak sądzicie jak się zachowają ? Utworzenie sekt i grup z szefem despotą jest jak najbardziej realne. Niestety większość ludzi jest po prostu głupia i strachliwa, więc najwięcej „grup” jakie powstaną będą też głupie i przez to niebezpieczne. A czy będzie w nich „kapelan’ to małe zmartwienie. Lepiej skupmy się na merytorycznych przygotowaniach. Pozdrawiam

        • GNOM pisze:

          Fomalhaut
          ….. „Lepiej skupmy się na merytorycznych przygotowaniach. Pozdrawiam”

          I tu zgadzam się w całej rozciągłości.

        • a.jedlinski pisze:

          Trochę może dziwne stwierdzenie, ale w wielu przypadkach umiejętność zdobycia pozycji guru sekty o wiele bardziej się przyda niż innego typu przygotowania. Jakiś gość zgromadzi wokół siebie grupę i będzie nawoływać do zabicia niewiernych i zdobycia ich zapasów. Może więc warto dołożyć do przygotowań umiejętności kaznodziejskie? Inna sprawa – jak się przed taka hordą sekty obronić? Bo w postapo takie sekty powstaną. To jest pewne. Być może większość osób z tych grup będą głupie. Ale będą miały mądrego guru, a takie połączenie to już prawie regularne wojsko, którego „żołnierze” śmierci bać się nie będą.

          • Fomalhaut pisze:

            Nie nazwał bym go mądrym, tego „guru”, może co najwyżej cwanym. W wypadku takiego konfliktu metoda jest jedna – zabić przywódce. Barany się raczej same nie organizują. Gdyby jednak – zabić najsilniejszego. Ogłosić się „jedynym prawdziwym … ” i ich przejąć.
            Żartowałem … takim raczej nie da się pomóc. A śmierci to się wszyscy boją. Mniej się boją Ci, co nie wierzą ,że ich też dotyczy. Ale by lepiej takich decyzji nie musielibyśmy rozważać.

          • djans pisze:

            Umiejętność naginania ludzi do swojej woli na pewno będzie (i jest) bardzo przydatna. Jednak charyzmy się nie da wyuczyć. Można poznać techniki manipulacji, nabyć umiejętności erystyczne, ale to nie to samo.

            Rzeczywistość, to nie film klasy B, żeby był jakiś jeden wszech-mądry szef i banda kretynów. Tzn. wybitny przywódca może znacząco przewyższać każdego z otoczenia, ale poniżej musi mieć kumatych „oficerów” i „podoficerów”, a nawet łebskich „sierżantów” i „kaprali”.

  17. Paweł pisze:

    tak czytam jak to bedziecie odstrzeliwać kapłanów.. i pusty śmiech mnie ogarnia,
    Jak będzie kataklizm to zawsze kościoły będą pełne, bo jak trwoga to do Boga…
    Po drugie nie trzeba wymyślać co będzie , wystarczy poczytać jak wyglądało życie w BiH te 12-15 lat temu.To był eksperyment na żywym organizmie. No może u nas nie byłoby tyle broni co tam..bo nas skutecznie rozbrojono.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.