Dziś materiał nieco filozoficzny, o zagadnieniu zobrazowanym w formie bardzo popularnego nie tylko wśród amerykańskich preppersów powiedzenia: „two is one, one is none”.
Mianowicie — o warstwach przygotowań na trudne czasy. O tym, że każdą survivalową potrzebę należy zaspokajać na kilka sposobów. I każdy przedmiot, każde rozwiązanie, które wdrażamy, powinno (jeśli tylko to możliwe) służyć zaspokojeniu kilku potrzeb.
Najprościej te warstwy przedstawić na przykładzie źródeł światła, które nosimy przy sobie w zestawie EDC. Podstawowym będzie pewnie latarka. Gdy latarka ulegnie awarii, będziemy mogli użyć telefonu komórkowego (część ma lampę błyskową LED, która może działać w trybie ciągłym), a w ostateczności nawet i płomienia zapalniczki czy zapałki.
Podobnie możemy planować przygotowanie na brak żywności:
- zapas żywności — możliwie duży, na jak najdłuższy okres,
- ogród lub sad na działce, albo nawet kilka pomidorów w donicy na balkonie — do uzupełnienia zapasu o świeże produkty i cenne substancje odżywcze, ale także po to, by zapas mógł wystarczyć na dłużej,
- umiejętność rozpoznawania jadalnych roślin w lesie, parku, na ogródkach działkowych,
- wiedzę o tym, gdzie w okolicy znajdują się magazyny żywności, które w ostateczności można splądrować.
Analogicznie warto rozpatrywać każdą inną potrzebę, jaką będziemy musieli zaspokoić w trudnych czasach: zaopatrzenia w wodę (zapas + studnia + deszczówka + okoliczne jeziora), schronienia (dom + cel ewakuacji + umiejętność wykopania ziemianki), komunikacji (telefon + internet + krótkofalówki + CB radio + skrytki do przekazywania informacji lub system uzgodnionych znaków) czy samej ewakuacji z domu (samochodem + rowerem + piechotą).
Warto też patrzeć na sprawy z drugiej strony, czyli dbać o to, żeby każdy przedmiot czy działanie, które podejmujemy, służyło kilku celom. Wszystko po to, by ciąć koszty i zmniejszać ilość miejsca zajmowanego przez sprzęt zbierany na trudne czasy.
Bo mając nóż, scyzoryk i śrubokręt, mamy tak naprawdę dwa noże i dwa śrubokręty.
A mając samochód mamy nie tylko środek docierania do pracy i do celu ewakuacji, ale też coś co posłuży nam jako zaimprowizowane, tymczasowe schronienie, źródło energii (agregat prądotwórczy) i źródło informacji o tym, co dzieje się na świecie (dzięki zainstalowanemu radiu i CB).
Zagadnienie ciekawe i istotne, acz mało popularne.
Raczej panuje tendencja do szamaństwa-gadżeciarstwa. Narzędzia traktowane są jak eksponaty kolekcjonerskie, w dodatku obdarzone mocą talizmanów/amuletów.
Jak słusznie wskazuje Krzysztof, nie tylko każdą potrzebę trzeba mieć zabezpieczoną różnymi i powielającymi się alternatywami ( z definicji) umiejętności, wiedzy, przedmiotów, ale też każdy przedmiot należy rozpatrywać pod kątem spełnienia różnych funkcji i zaspokojenia różnych potrzeb.
Przykładowo:
Na potrzeby dezynfekcji można zgromadzić trochę spirytusu. Ów spirytus można też zrobić samemu – warto wiedzieć jak. Można zawczasu się wyposażyć tak w kolumnę rektyfikacyjną, jak i wężownicę. Dodatkowo można zapoznać się z jeszcze bardziej prymitywnymi, dawnymi technikami destylacji.
Ten sam spirytus można gromadzić/produkować, żeby służył jako opał, źródło światła, paliwo napędowe, , składnik leków do stosowania wewnętrznego, element mieszanki zapalającej do jakiejś broni… jako waluta.
A dodatkowo na potrzeby dezynfekcji należy także mieć np. octenisept, itp, itd.
Krzysztofie może zrobiłbyś materiał na temat zachowania w przypadku ataku terrorystycznego?
Taki poradnik wisi już w sieci.
Polecam http://trybun.org.pl/wp-content/uploads/2016/07/Podrecznik_Zabezpieczenia_Antyterrorystycznego_FIA.pdf
pozdrawiam serdecznie
bardzo dobry poradnik, jesli przeczytasz ten komentarz i masz cos wiecej na ten temat to wrzuc jako odpowiedz, pls. moj nick to rowniez mirek ale pisane z malej litery. pozdrowienia
Witam. Zgadzam się stuprocentowo z ostatnim zdaniem. Poza tym czasem liczy się po prostu szczęście. To tak jak z tą historią o hrabinie Potockiej, która chełpiła się, że posiada aż trzy nocniki: złoty, srebrny i porcelanowy. A koniec końców jak weszli ruscy to do żadnego nie zdążyła i zesr..a się na schodach. Pozdro:-)
Hej
W końcu ktoś uwzględnił redundancję w survivalu.
Bardzo ciekawy artykuł. Myślę, że niektórym otworzy oczy.
Swoją drogą Krzyśku, z Twoim wyglądem bojownika, będziesz
pierwszy do odstrzału w przypadku zamieszek
zielonych ludzików itp. Mam nadzieję, że nie chodzisz tak na co dzień.
Do Marcina. Polecam artykuł „Jak przeżyć strzelaninę” Andrzeja Turczyna
i zamieszczony tam PDF „Podręcznik zabezpieczenia antyterrorystycznego FIA”
http://trybun.org.pl/2016/07/27/jak-przezyc-strzelanine-kiedy-strzelaja-nie-uciekac/
Komentarz w artykule jest bez sensu.
To, czy uciekać, czy się nie ruszać, zależy od okoliczności. Jeśli jakiś sfrustrowany szaleniec chodzi i by sobie pozabijać strzela z broni KRÓTKIEJ, to jak najbardziej powinno się uciekać. Z broni krótkiej bardzo trudno trafić w poruszający się cel już z odległości 3…5 metrów, więc ucieczka ma sporą szansę powodzenia, ale ryzyko jest.
W broni długiej celny zasięg jest dużo większy, rzędu kilkudziesięciu metrów, choć trafienie w poruszający się cel nie jest łatwe, więc też jest szansa ucieczki. Tyle że przydałoby się ukrywanie za jakimikolwiek przeszkodami i od czasu do czasu lekka zmiana kierunku ucieczki (na pewno nie ucieczka zygzakiem, bo to spowalnia i zwraca uwagę strzelca).
Jeżeli to są jakieś służby państwowe, nawet państwa atakującego w czasie wojny, to nie uciekać, bo wtedy na pewno spróbują zastrzelić. Trzeba zachowywać się jak najbardziej spokojnie. Oni nie przyszli mordować dla samego mordowania, to najemnicy, choć niektórzy są psychopatami i chętnie znajdą pretekst by sobie postrzelać do ludzi.
Podobna sytuacja z terrorystami, ale w tradycyjnym sensie, takimi co biorą zakładników dla wymuszenia spełnienia jakiś żądań. Wtedy absolutnie nie wolno ani uciekać, ani zachowywać się w jakikolwiek sposób agresywny, stawiać oporu, bo wtedy się zginie. Nimi zajmą się odpowiednie służby i lepiej nie „pomagać”.