Dzisiejszy materiał będzie dość obszerną odpowiedzią na długie pytanie Widza, dotyczące tego, co stanie się z nami, gdy skończą się zapasy.
Komentarz, który napisał Larom, brzmi tak:
Tak zupełnie z innej beczki… Krzysiek powiedz mi, jak to wygląda U Ciebie. Na twoich filmach uprawiasz, hmm, nowoczesny survival, oparty na bateriach, agregatach, paliwie, zapasach itd. Ale powiedz mi co będzie jak skończy Ci się paliwo do agregatu? baterie wyczerpią, a zapasy skurczą? Odradzasz ewakuacji, i praktycznie wszystko opierasz o nowoczesność. A co jak stracisz dom, i wszystkie zapasy( mówię tu o wojnie lub apokalipsie itp.)? Co jak będziesz musiał wynieść się do lasu, a nie będziesz potrafił zbudować najprostszego szałasu? No, chyba że masz wiedzę na ten temat, ale po prostu nie nagrywasz odcinków o takiej tematyce.
Pozdrawiam serdecznie, i liczę na odpowiedź 🙂
Rzeczywiście. Na kanale i blogu mówimy od 2010 r. o nowoczesnym survivalu, czyli takich przygotowaniach na sytuacje kryzysowe (wojnę, utratę pracy, pożar domu, głód), które mają nam służyć na co dzień. Jedną z warstwą tych przygotowań rzeczywiście są zapasy: żywności, baterii, paliwa, wody.
Oprócz zapasów jednak radzimy mieć zawsze i inne warstwy zabezpieczające nas przed brakiem czegoś niezbędnego. Jeśli na przykład o wodę chodzi, warto wiedzieć, jak można pozyskać wodę w mieście i umieć ją uzdatnić do picia (np. filtrować i dezynfekować). Zapas sam w sobie jest tylko jedną warstwą. Razem z pozostałymi warstwami ma pomóc w razie braku wody.
Przeróżne rozwiązanie Tradycyjny survival celowo trochę pomijamy. Naszym zdaniem realnie poprawi bezpieczeństwo bardziej noszenie przy sobie na wycieczki po lesie awaryjnego foliowego namiotu czy nawet worka na śmieci, aniżeli umiejętność zbudowania szałasu z gałęzi. Jeśli jednak uważacie, że są jakieś umiejętności związane z tradycyjnym survivalem, które mają kluczowe znaczenie do przeżycia sytuacji kryzysowych, piszcie koniecznie. Może będzie to dobry temat na odcinek.
W ogóle to trzeba uznać, że wyniesienie się do lasu w polskich warunkach nie jest żadnym rozwiązaniem. Przeżycie dłuższego okresu w lesie, tylko w oparciu o to, co tam znajdziemy/upolujemy, jest nierealne (może za wyjątkiem kilku-kilkunastu osób w skali całego kraju, które mają odpowiednie umiejętności). A mówimy o dniu dzisiejszym, gdy zwierzyna łowna nie jest zdziesiątkowana przez wygłodniałych myśliwych i kłusowników. Dlatego mówimy o tym rzadko i raczej pod kątem tego, że jest to ostateczna ostateczność.
Trudno też tak naprawdę być w pełni samowystarczalnym. Nie da się zrobić zapasu wszystkiego na kilka lat, ani tak zbudować domu (z gospodarstwem), by móc wyprodukować dla siebie przez ten okres żywność, wodę, energię, opał, ubrania, leki i tak dalej.
Ale to nie ma znaczenia, bo wszystko jest przejściowe.
Skończą się zapasy.
Skończy się kryzys.
Po stracie pracy przez kilka miesięcy będziesz się posiłkować oszczędnościami (a może i zapasem żywności), ale w końcu znajdziesz kolejne miejsce zatrudnienia.
W skali globalnej, kryzys finansowy też się skończy, choć być może będzie to po prostu stabilizacja na innym poziomie.
Ryzyko powodzi, zmuszające do ewakuacji z zestawem ucieczkowym, albo minie, albo powódź zniszczy dom i spowoduje konieczność odbudowywania życia od nowa, być może w innym miejscu.
Zapasy i źródła mają nam pomóc w przetrwaniu kryzysu i urządzenia się w nowej rzeczywistości.
W pełni się zgadzam. Do lasu to się chowają partyzanci. O ile okoliczności zmuszą nas (zakładam, że to musi być coś znacznie poważniejszego niż awaria wodociągów, czy elektrowni) do opuszczenia miejsca zamieszkania, to znacznie bezpieczniejszym miejscem będzie wieś, gdzie jest już jakaś istniejąca infrastruktura.
Z tradycyjnych umiejętności survivalowych, które przydają się zawsze i wszędzie, jest na pewno ciesielstwo. Przyda się w lesie, na wsi, a nawet w wielkim mieście. W szerszym kontekście wszelkie umiejętności budowlano-ślusarsko-mechaniczne.
Za to lubię Twoja stronę, mogłaby się nazywać: http://www.realny surwiwal.pl 🙂 jak się przygotować na czas utraty zapasów proponuję biografię rtm. Pileckiego Pozbawiony ubrania trafił do Auschwitz i przetrwał. Przeżył tylko dzięki pomysłowości i wytrzymałości fizycznej. Wadą tego rozwiązania jest statystyka: udało się to bardzo niewielu. Zdecydowana większość zginęłą.
Właśnie. Czytanie wspomnień z trudnych czasów ma jedną wadę. Piszą je ci, którzy przeżyli. I trudno powiedzieć, ile szczęścia było im do tego potrzebne…
Właśnie czytam kolejną książkę okołosyberyjską i nieodmiennie (również pod wpływem materiału „z łagrów Kołymy” od U.S.) uważam ,że lektura wspomnień zeków/łagierników powinna być obowiązkowa dla szanującego się (powiedzmy) preppera, choćby dla uzmysłowienia sobie w jak komfortowej sytuacji jesteśmy mogąc przygotowywać się w spokoju i dobrobycie do hipotetycznych problemów które kiedyś nas spotkają. Szczególnie polecam Archipelag Gułag – A. Sołżenicyna (mimo ,że to naprawdę obszerne dzieło). I nie mam na myśli technik survivalowych dalekiej północy (choć też sporo jest rzeczy o których nigdzie indziej nie czytałem) ale chyba najbardziej o naturze ludzkiej w ekstremalnych sytuacjach, nie do przećwiczenia „na sucho”.
Ciekawy temat.
Ale poćwiczmy szare komórki zastanawiając się nad problemem- co jeżeli negatywne zmiany, załamanie czy inne kataklizmy , nie skończą się po kilku dniach, tygodniach, czy nawet latach ?
Co jeżeli naprawdę wybuchnie III WŚ, słoneczko wyłączy nam prąd na planecie, albo wybuchnie jakaś pandemia.
Dla uproszczenia można przyjąć , że rodzaj kataklizmu i jego prawdopodobieństwo nie ma większego znaczenia.
Chodzi mi o to , żeby się zastanowić co z naszych przygotowań będzie funkcjonować najdłużej.
Przykładowo- agregat wystarczy na kilka miesięcy i skończy się paliwo, ale panele fotowoltaiczne i akumulatory wystarczą na kilka, czy kilkanaście lat, a koń i kierat będzie funkcjonował przynajmniej kilkadziesiąt .
Kwestia jeszcze na ile starczy rzeczy „nieodnawialnych”. Paliwo powiedzmy idzie jakoś zaimprowizować – ja nie umiem ale są magicy destylatorzy co sobie z tym poradzą, albo będą lać olej po frytkach do starego diesla i podpinać przetwornicę. Ale co np z antybiotykami?
A przy okazji, nie wiesz co się stało z Bou forum?
Boungler już działa, była przerwa techniczna.
Poruszyłeś dw ciekawe zagadnienia.
Paliwo- wydaje mi się że w dłuższej perspektywie nie będzie to najważniejszy problem, tak jak pisałeś, można destylować, można tłoczyć olej , wreszcie np. u mnie na Podkarpaciu jeszcze trochę ropy się wydobywa, mało , ale lokalnie powinno wystarczyć.Pytanie czy to się opłaci energetycznie – czy lepiej uprawiać rzepak i tłoczyć olej do diesla, czy owies dla koni ? W dużym uproszczeniu oczywiście.
W każdym razie coś tam paliwa można wyprodukować,ale w razie zapaści cywilizacji, w perspektywie kilku lat ważniejsze będzie utrzymanie skomplikowanych maszyn, np. silników spalinowych w ruchu. Zacznie brakować części, olejów itp. A tego już nie da się produkować lokalnie. Czym bardziej skomplikowany mechanizm tym wrażliwszy.
Antybiotyki i inne nowoczesne leki to będzie problem. Jedyny pomysł jaki mi przychodzi do głowy to zastępowanie ich ziołami i innymi naturalnymi sposobami leczenia, ale wiadomo że skuteczność tego rozwiązania będzie ograniczona.Niestety.
O ile zgadzam się z tezą ,że wszystko jest przejściowe – przemija, to pytanie jakie się powinno pojawić to „po jakim czasie” to „coś” przemija. Bo oczywiście brak energii z powodu burzy i uszkodzeń transformatorów potrwa pewnie z kilka dni. Ale już spowodowany wybuchem na Słońcu i usmażeniem wszystkich transformatorów na naszej półkuli potrwa pewnie kilka lat – lub być może energia nigdy nie wróci ,bo nie da się wyprodukować transformatora bez … energii w kilku zakładach. Takich kwiatków można znaleźć więcej. Według mnie można zagrożenia podzielić na trzy grupy (ogólnie). Pierwsze to problemy lokalne ,kilkudniowe np. podtopienia, zatrucie powietrza spowodowane pożarem w lokalnym przemyśle itp. Na nie warto być przygotowanym ,ale one nie zmienią naszego życia jakoś znacznie jeśli je – będąc przygotowani lepiej czy gorzej – przetrwamy. Drugie to wydarzenia na skalę powiedzmy kraju, ale nie krytyczne dla cywilizacji: może to być wojna domowa lub coś jak na Ukrainie. Owszem trzeba podjąć czasem bardzo ważne działania np. przeprowadzka lub ucieczka. Można stracić wiele , majątek, zdrowie ,życie. Ale jednak „świat kręci się dalej”, cywilizacja istnieje ,są kraje gdzie jest szpital ,dentysta, praca , szkoła, przedszkole i internet. Trzecia grupa to kataklizmy „cywilizacyjne” które zmieniają bardzo dużo w funkcjonowaniu tzw. cywilizacji. Będą to: wojny światowe, światowe lub kontynentalne pandemie, skasowanie infrastruktury energetycznej przez wybuch na Słońcu lub wybuchy atomowe na orbicie. Takie zagrożenia owszem można przetrwać ,ale nie da się wrócić po nich do dotychczas znanego życia. Po prostu witamy w jakimś nowym świecie „postapo”. I aby przetrwać późniejsze czasy i dać sobie radę w takiej rzeczywistości trzeba – tak uważam – mieć jak najwięcej umiejętności „pionierskich” (nie nawet „buszkraftowych.”) Wszytko co wiąże się z budownictwem, mechaniką , rolnictwem, rzemiosłem, wytwarzaniem broni i narzędzi, polowaniem (,że o umiejętnościach przywódcy i negocjatora nie wspomnę) i itd ,będzie najważniejsze ,a nie ilość puszek z groszkiem czy paczek makaronu. Pytanie które warto sobie zadać to: do jakiej grupy problemów jestem przygotowany ?.
Ale to też o to chodzi.
Prędzej, czy później, nastąpi stabilizacja sytuacji. Może na poziomie, na którym tego prądu po prostu nie ma i w dającej się przewidzieć przyszłości wcale nie będzie.
Zapasy, sprzęt, umiejętności, mają nam pomóc przetrwać tę zmianę i ułatwić dostosowanie się do nowej sytuacji.
Nie chciałbym bym ,by moja wypowiedź była odebrana jako podważanie sensu przygotowań do sytuacji kryzysowej. Wręcz przeciwnie. Sam też w pewnym stopniu przygotowuję się na takie sytuację. Im jednak dłużej przyglądam się całości takich przygotowań, to dochodzę do pewnych wniosków. Otóż ,czy nie jest to tak ,że nie da się traktować tego poważnie ,a jednocześnie działać na „pół gwizdka”. Bo jeśli przyjąć mój sposób rozumowania ,to jest naprawdę bardzo prawdopodobne ,że „małe zagrożenia” przetrwamy „tak czy tak” ,a przygotowywać się powinniśmy i to „BARDZO na serio” na te najgroźniejsze , te w skali makro ? Jeśli więc tak ktoś zamierza do tego podejść, to powinien zacząć nie tylko od umiejętności krzesani ognia i budowy szałasu, ale od (proponowana kolejność):
– zbudowania grupy zaufanych osób
– określenia zagrożeń i wybrania metod postępowania dla tej grupy
– prowadzenia szkoleń i oceny jej zasobów, w tym tych niematerialnych (umiejętności).
– stworzenia systemu łączności na wypadek SHTF.
– tworzenia szeroko rozumianego bezpieczeństwa życiowego już OBECNIE dla „swych ludzi” gdyż w sytuacji zagrożenia nie mogą oni wnosić do grupy swoich własnych problemów np. ten jest pijakiem i nie może strzelać bo mu się ręce trzęsą ,a tamta nie wypatroszy zabitego zwierzęcia bo się „brzydzi”.
Wiem ,że to może komuś wyda się to przesadą ,ale inaczej skazujemy się na los „samotnego wilka”, a to bardzo zmniejsza szanse przetrwania (tak realnie). Pozdrawiam.
Jaka tam przesada, to co piszesz to właśnie jest normalny poziom. Trochę żartuję, ale nie do końca. Zawsze lepiej mieć przysłowiowy karton konserw niż nic nie mieć, ale trzeba sobie zdawać sprawę że to nie rozwiązuje problemu.
Ja może mam łatwiej niż większość ludzi, bo mieszkam na wsi i w rodzinie rolników. Ale nie można też powiedzieć że żyje z rolnictwa,normalnie chodzę do pracy. W domu mam za to uprawy, zwierzęta i sprzęty rolnicze. Myślę że w ciągu 1-2 lat mógłbym zwiększyć produkcję żywności na tyle żeby uzyskać samowystarczalność (uwzględniając wymianę barterową). W sensie że np. obecnie mam 2-3 kozy, ale rozmnażając je za dwa lata mógłbym mieć osiem matek.
W każdym razie miałbym od czego zacząć. W takim przypadku zapasy na ten przejściowy okres są konkretnym zabezpieczeniem. Ale ja się przygotowuję na życie po załamaniu , a nie tylko w jego trakcie, zakładając że „potem jakoś się ułoży”.
Myślę że nie jestem też takim wielkim paranoikiem , przygotowania przydają się i obecnie, kozy dają mleko, na koniach można pojeździć itp.
Oczywiście ,że nie jesteś paranoikiem. Po prostu podszedłeś realistycznie do tematu. Pozazdrościć pracy i możliwości.
Przy okazji link do raportu o globalnym ociepleniu (po polsku, źródło i link bezpośredni):
http://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/v-raport-ipcc-podsumowanie-dla-decydentow-po-polsku-120
http://ipcc.ch/pdf/reports-nonUN-translations/polish/ar5-wg1-spm.pdf
Pozdrawiam.
Dołączając do dydkusji po przeczytaniu wielu blogów i zgromadzeniu dużej liczby przedmiotów potrzebnych i potrzebniejszych zszedłem w stronę tego survivalu tradycyjnego.
I nie zgodze się że nie można sie wyżywić z roślin. Zawsze mniej lub więcej żołądek sie zapełni.
Dla wszystkich oczywiście nie wystarczy ale jak ktoś już wcześniej zauważył warto poczytać o zesłńcach.
Ostatnio oglądałem fajny irlandzi film chyba z 2018 r. oryginalnego tytułu nie znam a w c d a „Czarny47” był ale znikł!
polecam sa wątki o przetrwaniu oraz sensacyjne jak sie zwróci uwage na szczegóły to i pokrzywą się wyżywi.
Jak ktoś znajdzie oryginalny tytuł to poprosze!
Był na cda w boniek61 ale wszystko kolo zahasłował i ni ma!
https://www.oneangrygamer.net/pl/2018/08/black-47-irish-revenge-film-has-one-of-the-most-badass-trailers-of-2018/65412/
Ale tu nie chodzi o to, by „mniej lub więcej żołądek zapełnić”, tylko żeby przeżyć możliwie długi okres, nie podupadając na zdrowiu. Czyli musisz dostarczać jak najwięcej substancji odżywczych, których organizm potrzebuje: kalorii oraz mikro- oraz makroskładników.
Można zapełnić żołądek zupą z liści czy trawy. Ale pożywna ani odżywcza ona nie będzie.
Chyba rozumiem intencję wypowiedzi „Doro” o tym ,że da radę wyżywić się roślinami. Oczywiście ,że da radę ,ale pytanie pomocnicze … kto ? jak długo ? w jakiej sytuacji i jakimi roślinami ? w jakim klimacie. Mając stosy bananów, daktyli, orzechów kokosowych i soków z marakuji, leżąc na tropikalnej wyspie 24 na dobę wyżywię się bez problemu przez 3 lata. Ale mając tylko „szczaw i mirabelki” ,gdy uciekam przed wojną, z saniami bez psów, w zimie przez śniegi i zamarznięte rzeki ? to pewnie po 3 daniach wyziębienie i zapaleni płuc. Zawsze trzeba brać pod uwagę Całość sytuacji.
Też nie bardzo widzę możliwość wyżywienia się wyłącznie roślinami.
Tak naprawdę, to żeby uzyskać samowystarczalność żywnościowo-energetyczną zwierzęta są niezbędne. Nie tylko do tego żeby dawały mleko, jaja czy mięso. Ale również zapewniają one siłę pociągową (koń, wół czy nawet krowa lub kozy), oraz , co równie ważne – dają nawóz. Zakładając że będą problemy z zaopatrzeniem, spadnie też ilość resztek do kompostowania. Więc obornik będzie cenniejszy niż dziś. To również warto brać pod uwagę. Przekonali się o tym Anglicy w czasie IIwś. Zmniejszyli oni drastycznie pogłowie zwierząt , żeby przeznaczyć więcej ziemi na uprawy roślin jadalnych – głównie warzyw. Początkowo przyniosło to wzrost produkcji żywności, ale po kilku latach plony bardzo zmalały, właśnie z braku nawożenia.
Oczywiście, o tym że nawozy sztuczne mogą nie być dostępne, chyba nie warto wspominać w tym zacnym gronie.
W sumie zagadnienie „jak wyżywić się we własnym zakresie” ludzkość ćwiczyła przez tysiące lat i ciężko wymyślić coś nowego. Trzeba się skupić na zaadoptowaniu sprawdzonych rozwiązań do obecnych, lub przewidywanych warunków .