Zestaw EDC na pokład samolotu – co wolno ze sobą zabrać?

W dzisiejszym materiale przyjrzymy się przepisom i sprawdzimy, co wolno zabrać na pokład samolotu, a jakie elementy codziennego zestawu EDC trzeba na czas podróży samolotem zostawić w domu.

Do przygotowania materiału zainspirował mnie bezpośrednio jeden z Was, Rafał, pisząc do mnie mail o następującej treści:

Mam dla Ciebie pomysł na film, a może nawet cykl filmów w Twojej tematyce.
Mianowicie śledzę tematykę survivalową i Twój kanał już od bardzo dawna.
Brakuje mi pomysłów jak kompletować EDC podczas np podrózy samolotem.
Jeden nożyk sanremu już mi wpadł do kosza na lotnisku. Nożyk w pęku kluczy, przeszedł tak samo jak karta surwiwalowa w portfelu.

Przygotowując się do nagrania tego materiału kupiłem bilet na lot polskimi liniami lotniczymi LOT do Londynu, a następnie przewertowałem wszystkie informacje, jakie udało mi się znaleźć — tak na stronach linii lotniczej, jak i lotnisk — Okęcia i londyńskiego Heathrow. Zajrzałem także na stronę polskiego Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

Znalazłem tam kilka ciekawostek, które myślę, że i Was zainteresują. Oto odnośniki do wszystkich źródeł, z których korzystałem:

  • https://www.lot.com/pl/pl/niebezpieczne-materialy
  • https://www.lot.com/pl/pl/luggage-info
  • http://www.ulc.gov.pl/pl/component/content/article/119-departamenty/ochrona-i-ulatwienia/poradnik-dla-pasazerow/999-lista-przedmiotow-zabronionych-i-dozwolonych
  • https://www.iata.org/whatwedo/cargo/dgr/Documents/passenger-provisions-table-23A-en.pdf
  • https://www.lotnisko-chopina.pl/pl/zasady-przewozu-bagazu.html
  • https://www.heathrow.com/departures/security-and-baggage/hand-baggage-and-liquids

Generalnie przepisy dotyczące podróży samolotem mówiąc, że na pokład samolotu nie wolno wnosić mnóstwa rzeczy mogących stanowić niebezpieczeństwo dla załogi albo pasażerów. Ale diabeł tkwi w szczegółach. Pamiętacie tę scenę z serialu „Lost”, w której John Locke pokazuje swoją kolekcję noży, którą zabrał na lot Oceanic 815?

To nie jest tak, że generalnie do samolotu nie można brać prawie niczego. Po prostu duża część tych przedmiotów musi znajdować się w bagażu rejestrowanym, w luku bagażowym. Tam można przewozić nawet broń palną i amunicję.

Skupmy się jednak na tym, czego nie wolno mieć na pokładzie samolotu. To oczywiście lista niepełna:

  • żyletki,
  • łuki, kusze i pociski do nich,
  • broń palna i przedmioty do niej podobne, czyli repliki, które można łatwo z bronią pomylić,
  • wiatrówki,
  • amunicja, spłonki, proch strzelniczy,
  • broń biała, topory, siekiery, maczety, miecze,
  • gazy pieprzowe i obezwładniające,
  • tępe narzędzia, np. kije bejsbolowe, pałki policyjne czy “wyposażenie wykorzystywane do sztuk walki”,
  • łyżwy,
  • metalowe śledzie i szpilki do namiotów,
  • smartphone Samsung Galaxy Note 7.

No dobra, ale co ze wspomnianymi przez Czytelnika nożami? Otóż nie ma ogólnego zakazu przewożenia noży jako takich. Sprawdziłem to w różnych źródłach i zweryfikowałem w drodze powrotnej z Londynu podczas szczegółowej kontroli mojego bagażu kabinowego. Akurat mieli na lotnisku szkolenie dla nowych pracowników i moja torba została wytypowana do dokładnego przejrzenia.

W bagażu kabinowym wolno mieć noże, scyzoryki, multitoole, o ile długość ostrza noża nie przekracza długości 6 cm. To samo dotyczy nożyczek, też muszą mieć odpowiednio krótkie ostrza (liczy się to od ich ośki).

No i ja bez problemu wniosłem na pokład swój miniscyzoryk Victorinox. A przy stanowisku kontroli była też przyczepiona miarka wyskalowana w centymetrach, do mierzenia długości ostrzy w przypadkach niejednoznacznych.

No i teraz okazuje się, że można bez problemu kupić noże o odpowiedniej długości, by móc je mieć przy sobie na pokładzie samolotu. Tu macie na przykład listę nożyków Sanrenmu o ostrzu krótszym, niż 60 mm. Dłuższe muszą być w bagażu rejestrowanym.

Tylko, że tu trzeba zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jedną, niezależną rzecz. Brytyjskie prawo zabrania noszenia przy sobie noża bez ważnej przyczyny, za wyjątkiem noży składanych o długości ostrza poniżej 3 cali, czyli ok. 76 mm. Przy czym “lock knives”, zdefiniowane jako noże, które mają ostrza dające się złożyć i rozłożyć dzięki naciśnięciu przycisku nie są traktowane jako noże składane. Mam wrażenie, że część z pokazanych przeze mnie wcześniej noży Sanrenmu pod tę definicję podpada.

Nie wolno wnosić na pokład samolotu tępych narzędzi, którymi można zrobić krzywdę, np. pałek policyjnych czy kijów baseballowych. Ale już długopis, czy flamaster taki jak Cold Steel Shark… czemu nie? 😀

Płyny… Wiadomo, że płynów do samolotu się nie zabiera, za wyjątkiem tych kupionych na lotnisku, albo małych buteleczek (do 100 ml pojemności) w łącznej ilości nie większej, jak 1 litr. Istotna jest pojemność buteleczki, a nie ilość płynu w niej znajdującego się. Przecież nikt tego nie będzie mierzyć. Tu można więc skorzystać z buteleczek sprzedawanych w drogeriach, albo opakowań po kosmetykach. Buteleczki z płynami należy umieścić w osobnej, zamykanej torebce strunowej. Ale raczej nie traktuj tego limitu jako metody na wożenie ze sobą w samolocie wody do picia, na ewentualność jego rozbicia się na pustyni.

Żywność taką jak owoce, kanapki, suchary, racje żywnościowe Seven Oceans czy batoniki można przewozić bez problemu. Chyba, że lecisz do kraju, który zabrania wwożenia na swój teren wieprzowiny, a akurat masz kanapki z szynką. Batoniki i czekolada będą tu bezpieczne.

Ciekawie wygląda sprawa z zapalniczkami i zapałkami. LOT wspomina o tym, że zapałki są przedmiotem zabronionym na pokładzie. Ale międzynarodowe przepisy mówią, że można mieć przy sobie jedną paczkę zapałek i jedną zapalniczkę. Przy czym, co ważne, musi ona być przewożona przy sobie, a nie w bagażu podręcznym. Ja zapalniczki zostawiłem w domu, ale zapomniałem wyjąć jedną, którą mam w apteczce. W drodze powrotnej przy kontroli bagażu właśnie zwrócono mi uwagę na to, że powinienem ją wyjąć i umieścić w torebce z płynami. Bo przecież zawiera płyn.

Jeśli chodzi o porady dotyczące zawartości bagażu, to tyle. Podpowiem Wam jeszcze, że warto na przykład dużo rzeczy (np. telefony komórkowe, portfel i klucze) mieć w kieszeniach kurtki, bo wystarczy ją zdjąć i położyć na tackę do prześwietlenia. To zawsze jest szybsze, niż wyciąganie ich z kieszeni spodni. Warto też mieć na sobie pasek bez metalowego zamknięcia, bo nie trzeba go zdejmować do kontroli .Ja na przykład używam w tej chwili paska URBAN TACTICAL BELT firmy Helikon.

Jeśli macie jakieś inne sugestie dotyczące zawartości zestawu EDC, który można zabrać w lotniczą zagraniczną podróż, piszcie koniecznie w komentarzach.

Krzysztof Lis

Magister inżynier mechanik. Interesuje się odnawialnymi źródłami energii, biopaliwami i nowoczesnym survivalem.

Mogą Cię zainteresować także...

21 komentarzy

  1. Piotr pisze:

    Dużo zależy od konkretnego przewoźnika oraz… od tego jak często się lata 😀 W latach 2006-2008 często latałem do Wielkiej Brytanii i z powrotem (taką miałem pracę, latałem tam co miesiąc na dwa tygodnie) – praktycznie cały czas z tych samych lotnisk (w Polsce z Bydgoszczy a w UK z Luton) i podczas pierwszych lotów byłem dosyć ostro „trzepany” ale potem jak już po włożeniu paszportu do czytnika obsłudze wyświetlało się, że latam stale i rutynowo, to tolerancja na to co przewożę była znacznie większa (a z czasem obsługa już mnie rozpoznawała „z widzenia”) i nikt nie stwarzał problemów że picie mam w większej butelce niż przewidują przepisy czy że mam ze sobą jakieś inne przedmioty uważane za niebezpieczne (nóż, zapalniczkę itp.). Za pierwszym razem to nawet musiałem uruchamiać aparat fotograficzny czy laptopa aby „udowodnić” że to nie są atrapy a jak woziłem elementy elektroniczne zabezpieczone folią aluminiową aby się nie uszkodziły od elektrostatyki, to musiałem to z folii wyjmować i pokazywać co to, bo kilku warstw folii nie dawało się prześwietlić. Po mniej więcej pół roku już nikt w to nie wnikał i przy prześwietlaniu bagażu podręcznego (często latałem tylko z bagażem podręcznym) kończyło się na „wiozę pamięć RAM do serwera zawinięty w folię, pokazać?”, „dzięki, nie trzeba” (mimo że innych „trzepali” dokładniej).

    Co do „survivalu lotniczego” – dla latających często to być może oczywista sprawa, ale w bagażu podręcznym (i na sobie) należy mieć wszystko to co niezbędne aby sobie poradzić na wypadek zaginięcia bagażu odprawianego, czyli trzeba mieć ubranie, wszelkie dokumenty, nie tylko te niezbędne do odprawy ale i pozostałe niezbędne na przykład do załatwienia spraw w miejscu docelowym (potwierdzenia rezerwacji hoteli, umowy itp.), gotówkę (gdyby się okazało, że nasza karta płatnicza nie zadziała za granicą – najlepiej zawczasu zgłosić w banku wyjazd za granicę żeby przypadkiem nie zadziałały jakieś „zabezpieczenia antykradzieżowe”), mieć zapisane na kartce najważniejsze numery telefonów (gdyby z jakiegoś powodu roaming nie zadziałał), najważniejsze adresy i dobrze jest mieć papierową mapę miasta do którego lecimy (gdyby nawigacja w telefonie nie zadziałała z powodu braku roamingu a więc i internetu). Większość z tych spraw (zaginięcie bagażu, problem z kartą płatniczą czy roamingiem) zostaje rozwiązanych stosunkowo szybko (maks kilka godzin) ale lepiej być na to przygotowanym (i na przykład podać liniom lotniczym adres gdzie mają dostarczyć bagaż który zaginął) niż utknąć na lotnisku na kilka godzin.

    • ag pisze:

      Jeśli chodzi o brak roamingu to polecam też mapy offline w telefonie (OsmAnd) oraz takie ustawienie listy kontaktów żeby działała offline. Czyli tradycyjnie na karcie SIM bądź w telefonie.

      W nawigacji na telefonie, niezależnie od tego czy roaming zadziała czy nie, warto mieć zapisany namiar na hotel i inne ważne punkty.

      • Piotr pisze:

        Chodziło mi o to, że jak roaming z jakiegoś powodu nie działa, to się wymienia kartę SIM na lokalnego prepaida. Na większych lotniskach często operatorzy komórkowi mają swoje „salony” – dane osobowe do prepaida pracownicy salonu rejestrują od razu w systemie na podstawie paszportu i karta SIM jest aktywna w kilka minut (mowa o krajach, gdzie wymagana jest rejestracja prepaidów) a wtedy rodzimą kartę SIM się wyjmuje z telefonu (razem z kontaktami na niej zapisanymi :D) a chyba każdy szanujący się użytkownik smartfona ma ustawione opcje aby się dane automatycznie wyczyściły z telefonu po włożeniu innej karty SIM (tak na wypadek zgubienia telefonu żeby znalazca nie miał przy użyciu naszego telefonu dostępu do naszych skrzynek e-mail, facebooków, kont na Google, zdjęć i temu podobnych naszych „cyfrowych tożsamości” :D). Można też na miejscu kupić razem z prepaidem jakiś najtańszy telefon i wtedy z danych zapisanych w smartfonie można korzystać off-line – jak kto woli, ja wolę mieć zapisane numery na kartce i mapę (nawet na wypadek zgubienia/zniszczenia/kradzieży telefonu :D). Telefon to wygodny notatnik pod warunkiem… że nie zawiedzie 😀

    • Global pisze:

      Jaka to była praca?

  2. Goś pisze:

    W Paryżu wyrzucili mi nożyczki do paznokci z apteczki (a były naprawdę małe 🙂 ) w Polsce nie było z tym problemu

  3. hardkor pisze:

    Czołem miejskie partyzanty!
    Ja akurat nigdy nie woziłem miniscyzoryka w podręcznym ale zawsze miałem w bagażu rejestrowanym multitula lub victorinoxa. Nie chciałem nigdy użerać się czy można mieć mininóż czy nie, bo nie chciałem ani go stracić (widziałem jak ludzi trafia szlag jak rekwirują im dobytek na lotnisku), ani nie marnować czasu na dyskusje z ochroną.

    To co zawsze mam przy sobie to gotówka w 2 miejscach ubrania oraz papierowy wydruk planu podróży (telefony, adresy, namiar na ambasadę hehehe jakby to miało w czymś pomóc :)) Kopia danych zostawała w domu.
    Dodatkowo te informacje są zgrane na małego pendriva + skany dokumentów. Całość zabezpieczona hasłem.

    Na koniec jeszcze o jednej z najważniejszych wg mnie rzeczy przy podróży samolotem – zawsze wszystkie bagaże mam dodatkowo ściągnięte paskiem (w poprzek walizki). Poza oczywistą funkcją ochrony przed wywaleniem zawartości w trakcie rzucania bagażem (może coś się „samo” otworzy i będzie można zniknąć jakiś drobiazg), pasek pełni lepsze zabezpieczenie od zamka. Po prostu złodziej potrzebuje znacznie więcej czasu na wyplątanie walizki z takiej obejmy, a później zapakowania i zatarcia śladów niż zwyczajne otworzenie suwaka lub szyfru na rympał https://www.youtube.com/watch?v=G5mvvZl6pLI

  4. Ramirez pisze:

    krzesiwo można bez problemu, przwoziłem na wielu lotach

  5. Piotr pisze:

    Dobry wpis. Na pewno się przyda jak będę planował podróż samolotem. Ze swojej strony mogę polecić dobry odbiornik gps pokazujący pozycję nawet podczas lotu samolotem (w wielu telefonach odbiornik nie dawał rady bo ściana w samolocie za mocno tłumiła sygnał, jedynie w samsung galaxy s5 dał rade i siedząc przy oknie miałem frajde – wiedziałem np. nad jakimi szczytami przelatuję).

  6. Linkolm pisze:

    Do samolotu to ja bym zabrał spadochron (;-)

  7. Łukasz pisze:

    Krzysiek poruszasz istotny temat. Niewiele osób latających faktycznie przestudiowało przepisy.
    Regulaminy i regulacje międzynarodowe co prawda wyszczególniają zabronione przedmioty, ale wiele zależy od przypadku oraz od ochroniarza, który nas kontroluje. To moje doświadczenia. Nie raz przez roztargnienie zostawiłem w plecaku podręcznym wodę 1,5L i przeszła przez rendgen bez problemu. Innymi razy szczegółowo sprawdzano mój krem do rąk oraz paczkę dropsów.
    Tak więc jeśli nie masz ochoty ani czasu dyskutować o Twoim prawie na wniesienie małego noża lub nożyczek na pokład, to lepiej go przy sobie nie mieć, tylko nadać w bagażu rejestrowanym.
    W 2017 roku latałem co tydzień wykonując 4 rejsy tygodniowo. Lotniska, z których korzystałem to: Poznań, Warszawa Chopina, Monachium i Amsterdam Schiphol. Przez kilka tygodni miałem w portfelu kartę survivalową i wszędzie przechodziła, aż pewnego razu wracając z Amsterdamu pani na kontroli powiedziała mi że ten przedmiot ma „sharp edge” i nie zgadza się bym mógł przejść przez bramki. Po moim delikatnym proteście poszła gdzieś skonsultować, ale jak wróciła nadal twierdziła, że musi mi ją skonfiskować. Odpuściłem mimo, że znałem przepis o ostrzach do 6cm. Wiem, że konfiskuje się też metalowe pilniki do paznokci, a nawet cążki.
    Niestety przepisy to jedno, a życie pokazuje że bywa różnie. Jedyne co pozostaje do złożenie zażalenia do portu lotniczego po takiej konfiskacie. Chyba, że ktoś z Was zna inne metody dochodzenia rekompensaty za bezprawnie skonfiskowany przedmiot?
    Pozdrawiam

    • Piotr pisze:

      To jakie rzeczy „przechodzą” w bagażu podręcznym zależy także od jakości sprzętu jakim dysponuje lotnisko. Są lotniska gdzie funkcjonują tzw. full-body scanners dla osób i urządzenia ze spektrometrami do prześwietlania bagażu – wtedy można mieć ze sobą dowolne napoje czy kremy, bo spektrometr zbada ich skład chemiczny i oceni czy są bezpieczne oraz można być dowolnie ubranym (metalowe sprzączki w pasku, zegarki z bransoletami itp.) bo „bramka” przez którą przechodzi pasażer prześwietla pasażera i pokazuje obsłudze kształty (i skład) wszystkich przedmiotów jakie mamy na sobie.
      W mniejszych lotniskach takiego sprzętu nie ma dlatego kontrola jest bardziej uciążliwa (zdejmowanie pasków, sprawdzanie napojów i kremów itp.).

      • mirek pisze:

        full body scan to sedno problemu, jak duzo latasz to masz pelne id zrobione przez scanner. Linie lotnicze podsylaja ci oferty, stewardesy informuja cie ze mozesz sie przesiasc do biznes bo cos tam itp, przy okazji nie chca urazic siedzacych obok, oczywiscie to zdarza sie na trasach dluzszych.
        w normalnej klasie wszyscy telefonami nagrywaja wszystko, start I ladowanie, stewardesy jak objasniaja zapiecie pasow, samych siebie I wszystkich wokolo. Mam wrazenie, ze linie lotnicze jak ktos jest bardzo uciazliwy to staraja sie go pozbyc, funduja mu przeszukanie, kontrole, odebranie czegos tam, utrate bagazu, ma problem zabukowaniem nastepnego lotu, hotelu itp.
        Tanie latanie jest jeszcze tansze jak bukujemy pakiety lot, wynajecie samochodu, hotel lub nawet cale wakacje w jakims kurorcie. Doba hotelowa w tym wypadku to czesto 1 euro a my w tym czasie robimy trekking po gorach, lub cos co nas interesuje. Po powrocie z gor mamy od razu pokoj , caly koszt hotelu to 14 euro a nie 60. To oczywiscie tylko sprawa urlopow w fajnym miejscu, bo przeloty np z londynu lub oslo do polski na swieta to inna sprawa I tu nie ma pola do manewru.
        Co do zestawu edc (noze , parkordy, cbradio, rakietnice) na wypadek katastrofy to lepiej go sobie darowac. Osobiscie zabieram dummy wallet a w nim waluta monopoly, jakis stary iphon, stare karty kredytowe, w dwoch miejscach mam schowana walute, zestaw funty, euro, dolary, mam karte debet I karty kredytowe, passport I jego kopie, telefon glowny jest to stary model do ktorego nikt nie przywiazuje uwagi a bateria trzyma rowno miesiac, notatnik z dlugopisem, ksiazka I gazeta i jescze kilka patentow jak wszystko ogarnac jak najmniejszym kosztem plus pewne doswiadczenie ktore procentuje.
        Jak pierwszy raz wracalem z wyprawy do nepalu, bylo to w latach 90 tych, w bagazu podrecznym mialem ruski scyzoryk z lyzka I widelcem, ruski kubek termos, jako pamiatke kupilem noz kukri I tez go zabralem, w bagazu podrecznym mialem puchowy spiwor, raki do butow I nawet chyba palnik. Za lot zaplacila firma ubespieczeniowa bo kolega mial wypadek I wracal ze zlamana reka. Powrot byl za darmo a chcieli nas obciazyc za bagaz, wiekszosc ciuchow I plecaki zostawilismy miejscowym a wracalismy tylko z tym co na sobie . Lot byl z Kathmandu do amsterdamu, byl jeden Hindus z nozem przy pasku,bylo bardzo duzo mlodych francuzow, niemcow, holendrow typu rasta stewardesy caly czas upominaly ze w toalecie nie wolno palic tzw tematu, same palily tam papierosy. Hahaha to oczywiscie opowiesci z prehistorii

        • hardkor pisze:

          Czołem miejskie partyzanty!
          Tak było jak piszesz 🙂
          Ja pamiętam jeszcze przed szajbą związaną z 9/11, że w samolotach było normalne jedzenie i metalowe sztućce!!!
          I z kupnem litrowej flachy nie było problemu nawet jak była przesiadka.
          A mówią że prison planet to teoria spiskowa 🙂

          • mirek pisze:

            ten caly sweet jail, kamery, zabespieczenia, full body scan mi nie przeszkadza,
            najgorsze jest to, ze technologia zabila radosc podrozowania, jak masz iphona czy moze te internetowe okulary 3d, to od razu wiesz co jest gdzie I za ile. Wczesniej to byla wielka niewiadoma, co cie spotka I czy sie dogadasz . Teraz mozna sie szybko nauczyc chane czy jumli przez google translate, sprawdzic co mozna a czego unikac, nie ma ryzyka nie ma zabawy. Hahaha , pisze od reki I zapomnialem, ze jestem na forum prepersow a nie jackass.

          • Piotr pisze:

            @mirek
            Jak ktoś nie chce „zabijać radości podróżowania”, to może zostawić iphone w domu. Teraz jest po prostu dodatkowa możliwość wyboru, z której wiele osób korzysta (i słusznie). GPS-y jak na razie nie spowodowały, że kompasy i mapy przestały działać a z tego co wiem, to używanie translatora google chyba nie jest obowiązkowe w żadnym kraju 😀

  8. mirek pisze:

    Pozdrowienia Piotr
    Tu nie chodzi o iphona na kiju, ani 3d smart glasses, gps czy inne gadzety a o brak pewnej grupy ludzi na drodze czy na wodzie. Kierowcy tirow juz nie zabieraja na stopa w zamian blablacar, o zegludze za darmo to nawet szkoda gadac a 90 latach byl I Columbus cala reszta mozliwosci. Co do bliletow lotniczych to byly bardzo drogie z europy do …., powroty byly bardzo tanie. Przy okazji rozne patenty na powrot, na firme ubespieczeniowa, na karte kredytowa, na paszport demo . Teraz moze to jeszcze dziala ale szkoda zachodu. Po za tym nie ma ludzi ktorzy sa w podrozy pol roku, nie ma podrozy za jeden usmiech, hahaha, przypalow I tzw sciemy. Nie ma miejscowek, znakow do nich prowadzacych, kiedys wszedzie byly N w O,
    Cala subkultura new age travellers po prostu zaginela, aborygeni tez sie zmienili I to na gorsze. pozdro I wracam do swojej korpotyry

    • Piotr pisze:

      A jeśli o to chodzi, to tak, pewna „romantyczna epoka” podróżowania minęła. Sam pamiętam jak na początku lat 90-tych, gdy powstała dopiero Wspólnota Niepodległych Państw i granica Łotwa-Rosja była jeszcze prowizoryczna, to z kumplem żeśmy ją przekraczali „na zielono” (bo nie chcieli go pogranicznicy do Rosji wpuścić bez łapówy mimo że wizę miał a chciał koniecznie kumpla pod Pskowem odwiedzić) i były „manewry” w przygranicznych lasach, a teraz… jest „sistiema” (płot pod napięciem, termowizja itp.), mysz nie przejdzie.

      • mirek pisze:

        z moskwy do chity albo ulan ude latalo sie chyba za 100 dolarow co bylo kolosalnym zdzierstwem. Z irkutska albo niznoangarska wracalo sie transyberyjska za latarke I bluze polar, po lenie chodzily parostatki do tiksi. W irkucku kupowalem urala I jechalem nim do niznoangarska bo bylo taniej niz wodolotem, a stad na czerskiego. wszyscy sie chcieli z toba napic I nie rozumieli tego, ze nie pijesz I nie jesz sloniny, kazde zaproszenie konczylo sie 3 dniowa. tak pije sie z reguly na obozowiskach gdzies w lesie, przy brzegu bajkalu, przy okazji lowienia ryb. Przy okazji opowiadaja historie, ze jak ostatnio pili to przyszedl niedzwiedz I zabral im jedna flache a potem go wytropili kompletnie pijanego w lesie Korupcja byla nagminna I wszechobecna, byla uprawiana cala sztuka targowania sie przy lapowce, jak juz sie zgodzil na cene to sie obrazal gdy dostawal napiwek I czul sie w obowiazku odwdzieczyc sie I podwozili sluzbowymi autami. Marszrutki to autobusiki jezdzace nie na benzyne tylko na slowo honoru, produkcji no name.
        Kolej transyberyjska to tez przezycie, sa tam kuszetki na ktorych mozna sie polozyc tylko w nocy w dzien siedzi sie na kanapie. Pociag zatrzymuje sie co 8 godzin I wszyscy jak na komende wychodza na peron kupuja pirazki I robia cwiczenia, kobiety sie rozciagaja robia gwiazdy a molojcy chodza na rekach albo wyjscie silowe na jakims drazku, starsi po prostu chodza ale tez probuja cwiczyc. Alkohol jest pity ale bez przesady a nawet jak na wszelkie standardy nawet malo, kruszka piwa na 8 godz, kruszka to 1l czasami 1,5l, zalezy jakie I gdzie.
        Przed snem kazdy idzie do toalety I sie myje, a nawet kapie, kapiel to polewanie sie letnia woda kubkiem, kolo toalety jest wiecej miejsca I kazdy rano sie tam rozciaga, mlode dziewczyny a nawet te starsze robily figury baletowe, faceci wymyki na konstrukcji wagonu. Bardzo malo jedza 3 pierozki co trzy godziny, oprocz piwa duzo herbaty bardzo aromatycznej w super szklankach z grubego cietego szkla z uchwytem z czegos metalowego bardziej zblizonego do srebra niz stali nierdzewnej, woda mineralna, kwas chlebowy. Starsi maja duzo pudelek z kory brzozy w srodku lniana sciereczka I jakies domowe zapasy jedzenia, rodzaj tlustych sucharow moze to nie sewen seas ale nie krakersy, smakuja jak polane olejem suchary bieszczadzkie I salo czyli wedzona slonina w kostkach

        Jesli chodzi o temat postu to lepiej znosze loty samolotem bo sie po prostu rozciagam jak tylko mam okazje I robie cwiczenia izometryczne. Do jedzenia zabieram np. sushi albo springrolsy, suchary, nic slodkiegoi malo, mam bidon sportowy 3 komory z odzywka bialkowa, blonnik psylium, chrom, multiwitamina. Nigdy nie jestem glodny a niektorzy widze jak dostaja obledu nie tyle z glodu co z braku cukru. Mam tez glukoze w malych saszetkach.

        Co do obecnych podroznikow, tych ktorzy zajmuja sie turystyka extremalna, mlodszych ode mnie o 20 lub 30 lat to sa technicznie doskonali. Widac ogromne przygotowanie I sprawnosciowe I kondycyjno-wydolnosciowe. Robia salta w tyl, przod a nawet w bok, jakies figury jogi ktorych nawet nie umiem nazwac polegajace na przejsciu od siadu w kucki do stania na rekachjednym plynnym ruchem bez oznak wysilku a przy tym swietnie sie bawia. Widac ze maja wlasne kody I wlasne fora. Za 10 moze 20 lat ktos bedzie o tym pisal jako o dekadzie sportow ekstremalnych.

        • Piotr pisze:

          Co do cukru – owszem, wielu ludzi jest uzależnionych (tylko o tym nie wie) i „szaleją” jak im poziom spadnie. Wiem jak jest, bo sam to kiedyś miałem 😀
          A Rosja – jak to mówią, to nie tylko kraj, to stan umysłu 😀

          Wielu młodych podchodzi do turystyki ekstremalnej zbyt „profesjonalnie” (moim zdaniem), traktują to jako osiąganie celów a nie jako frajdę z podróży samej w sobie, dla nich nieosiągnięcie zaplanowanego celu podróży to „porażka”, natomiast podróżnicy starszego pokolenia byli chyba bardziej „eksploratorami”, byli mniej przywiązani do celu a bardziej liczyło się przeżycie czegoś fajnego po drodze (celem była sama podróż a nie punkt docelowy czy zaplanowane „osiągnięcie”).
          Nawet teraz jak się ze znajomymi umawiam na jakiś krótki wypad w teren, to starsi pytają tylko „gdzie się spotykamy” a młodsi pytają „co będziemy robić” (i odpowiedź „jak to co? siedzieć przez dwa dni w lesie” nie jest dla nich satysfakcjonująca :D).

  9. robal_pl pisze:

    A latarki można ? I jakie ?

  10. Nomad_FH pisze:

    Jedna ważna uwaga odnośnie zapałek.
    Zwykłe zapałki wolno przewozić w bagażu podręcznym, czy też „przy sobie”.
    Natomiast zabronione są zapałki „tzw. sztormowe” – generalnie te, które do zapalenia potrzebują potarcia o jakąkolwiek powierzchnię. One są zabronione również w bagażu rejestrowanym.
    Tak samo zabronione jest przewożenie jakichkolwiek rozpałek np grillowych (również tych stałych w formie kostek).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Notify me of followup comments via e-mail. You can also subscribe without commenting.